23. Have you heard that you're dead?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

NicoPOV

-"Do dyrektora. Już."- przedrzeźniałem moją nauczycielkę, kopiąc przy tym ławkę ze złości.- Wredna szmata, jakby nie mogła pilnować własnego nosa.

-Ekhem...- dyrektor stał w drzwiach, bacznie mnie obserwując. Poczułem falę gorąca uderzającą w moją twarz, co najwyraźniej znaczyło tyle, że się czerwieniłem. Schowałem ręce do kieszeni i zwróciłem na niego całą swoją uwagę. Ruchem dłoni zaprosił mnie do gabinetu i sam wszedł do środka. Grzecznie się posłuchałem, wchodząc do pomieszczenia ze spuszczoną głową. Zaniepokoił mnie fakt, że byłem dobrze zapoznany ze wnętrzem gabinetu. Pamiętałem wszystkie obrazy zdobiące szare ściany, biurko mieszczące się w samym centrum pokoju i osaczające duży, skórzany fotel obrotowy. Szczególnie zapamiętałem ozdoby, które zawsze oglądałem, nerwowo błądząc wzrokiem dookoła. Mała flaga stojąca na biurku, czarny, wypchany kruk siedzący obok niej, pusta ramka na zdjęcia położona tuż obok monitora komputera i dodająca wszystkiemu przytłaczającej dramaturgii... Wydaje mi się, że byłem tu więcej niż trzy razy. Oczywiście, większość z tych wizyt nie była moją winą, ale weź tu to wytłumacz takiemu staremu sztywniakowi jakim był nasz dyrektor.

Usiadł na swoim biurowym fotelu, gestem nakazując mi zająć krzesło naprzeciwko. Nie zrobiłem tego, wlepiając wzrok w mężczyznę. Nie miałem w planach dłuższego przesiadywania tutaj.

-Wyjmij ręce z kieszeni.- nakazał surowo, a ja szybko go posłuchałem. Przez chwilę obserwował mnie od stóp do głów, po czym oparł brodę na swoich splecionych dłoniach.- Nie usiądziesz?

Nerwowo przeskoczyłem z nogi na nogę i w ostateczności usiadłem na samym skraju krzesła, prostując się. Czułem, że wszystkie moje mięśnie były napięte, ale starałem się nie dawać do poznania tego, jak bardzo zdenerwowany byłem w tamtym momencie. Nie lubiłem problemów, ale one lubiły mnie. Wiedziałem, że dyrektor Flannery był bardzo surową osobą i nie był zadowolony kiedy cokolwiek szło nie po jego myśli. Bójka na korytarzu? Nie przepuściłby tego płazem.

-Powiedz mi, chłopcze...- zaczął, odchylając się do tyłu i kładąc swoje ramiona po bokach fotela.- Co się wydarzyło?

Wzruszyłem beznamiętnie ramionami.

-Nic.

-Nic?- powtórzył, prawie szeptem i pokiwał głową.- Nic.

Poczułem narastający coraz bardziej stres. Przełknąłem nerwowo ślinę, chociaż czułem się jakby w gardle urosła mi jakaś gula, utrudniająca mi połykanie, czy nawet wyduszenie jakiegoś słowa. Nie cierpiałem tonu, w jakim wypowiadał się dyrektor. Był zimny, sztucznie nonszalancki oraz oschły. Z każdym wypowiadanym przez niego słowem, można było wyczuć nutkę kpiny, może i podirytowanie.

Odwrócił się na obrotowym fotelu do monitora i wystukał coś na klawiaturze, po czym przekręcił ekran w moją stronę. Zamarłem. Moim oczom ukazał się obraz z monitoringu, na którym byłem ja i Octavian. Zobaczyłem wszystko to, co wydarzyło się kilkanaście minut temu, z perspektywy osoby trzeciej. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Filmik, który obejrzałem utrwalił mnie w zdaniu, że stałem się taki jak on... Stałem się taki jak oni... Jak ci wszyscy ludzie, którzy kiedykolwiek się nade mną znęcali. Kto wie w jakim kierunku to pójdzie? A co jeśli Will również uzna, że zostałem tyranem i ze mną zerwie? Co jeśli nie będzie chciał już ze mną rozmawiać? Co jeśli...- Stop. To się nigdy nie stanie. Przecież to była tylko pojedyncza sytuacja! To nie znaczy, że będzie się powtarzać. To nie znaczy, że zacznę się znęcać nad innymi. Prawda?

Spuściłem wzrok, ściskając pięści, tak mocno, że moje knykcie stały się prawie białe. Wbiłem sobie paznokcie w wewnątrz dłoni i byłem pewien, że zostanie mi po tym ślad.

-Co masz na swoje usprawiedliwienie?- zapytał się sucho dyrektor, a ja wzruszyłem ramionami.

-Co ja mam na swoje usprawiedliwienie?- powtórzyłem powoli.- To on wszystko zaczął. Nie widział pan?

-Widziałem, co widziałem. Nie ważne kto to zaczął. Ważne kto to skończył.

-To nie była moja wina.

-Z tego co przed chwilą obejrzałem, nie widzę, aby Octavian Augustus podchodził do ciebie z przemocą. To ty się z nią wysunąłeś, chłopcze.

Zacisnąłem zęby.

-Pan sobie chyba żartuje. Jest coś takiego jak przemoc słowna!

Mężczyzna rozłożył się w fotelu, obojętnie wzruszając ramionami.

-Na nagraniu nie jestem w stanie tego dostrzec, tak więc nie jesteśmy w posiadaniu żadnych dowodów.

-Na nagraniu ewidentnie widać, że to on mnie zaczepił jako pierwszy!- krzyknąłem w stronę dyrektora, podnosząc się z siedzenia.- Działałem w samoobronie!

Mimo iż ja zachowywałem się impulsywnie oraz wrzeszczałem na cały gabinet, to mężczyzna nadal zdawał się patrzeć na wszystko obojętnie i z chłodnym spokojem. Nie zmieniając tonu głosu odpowiedział na moje zarzuty.

-Na nagraniu widać, że to ty zaatakowałeś jako pierwszy, nie Octavian.- stwierdził, po czym, zanim zdążyłem się wtrącić, szybko dodał.- Przemoc słowna jest tu absolutnie bez znacząca. Jeżeli takowa wystąpiła, to i tak nie będzie brała pod uwagę, ponieważ nie wyrządziła nikomu krzywdy.

-Przepraszam?- wytrzeszczyłem szeroko oczy z niedowierzania.- Ja sądzę wręcz przeciwnie.

-Chłopcze, bez względu co ty sądzisz, to moja opinia tutaj się liczy najbardziej.

Opuściłem bezradnie ramiona, ponownie opadając na krzesło.

-W takim razie co ja tu w ogóle robię?

***

Liczyłem na to, że po naszej rozmowie, dyrektor zostawi mnie w spokoju i pozwoli mi wrócić do domu. Jednakże, ponieważ jest jakże wspaniałomyślną osobą, uznał, że lepiej będzie, gdy poinformuje mojego opiekuna o całym zdarzeniu i poprosi go, aby mnie osobiście zabrał do domu. To wszystko, oczywiście tylko po to, abym nie wpadł już w żadne tarapaty. Jak wszyscy dobrze wiemy, nie jestem zbyt wielkim szczęściarzem, tak więc wszystko postanowiło nie iść po mojej myśli. Mojego ojca uznali za niedysponowanego do czasu jakiejś cholernej rozprawy sądowej, o której oczywiście nie miałem żadnego pojęcia, więc dyrektor musiał zadzwonić do pracy do Persefony i kulturalnie pozawracać jej dupę. Kiedy tylko wstąpiła do gabinetu, dało się odczuć tę złość i nienawiść, które się z niej sączyły. Nienawidziła być wyrywana z pracy, a kiedy to już się działo, to robiła się po prostu wredną jędzą. A pomyśleć, że jeszcze kilka tygodni temu zgrywała taką grzeczną i przykładną kobietę! Z wyraźną niechęcią wysłuchała wykładu dyrektora na temat tego jakim problematycznym dzieckiem się stałem i czy przypadkiem nie powinienem chodzić na jakieś specjalne terapie. Rzecz jasna o wszystkim rozmawiali w cztery oczy, ale ponieważ byli tacy subtelni jak fajerwerki w Święto Niepodległości, to słyszałem każde słowo z ich konwersacji. Pan Flannery ostrzegł moją macochę, że jeżeli incydent podobny do dzisiejszego wydarzy się jeszcze raz, to w najlepszym wypadku zostanę zawieszony. Z jego słów łatwo było wywnioskować, że najchętniej to już by mnie wyrzucił na zbity pysk, ale najwyraźniej był w sytuacji, w której nie wchodziło to w grę. Gdy Persefona już wysłuchała jego półgodzinnego kazania, z wkurzoną miną zaciągnęła mnie do samochodu, wpychając prawie, że siłą do środka. Całą drogę do domu majaczyła coś pod nosem, a kiedy zatrzymała auto na miejscu to zacząłem dziękować Bogu, że się zamknęła, nawet w niego nie wierząc. Ogólnie rzecz biorąc, liczyłem na to, że przeszmugluje trochę jedzenia z kuchni i ucieknę do pokoju, ale nie było mi to dane. Gdy tylko stanąłem w przedpokoju, Persefona wyłoniła się przede mną, niczym z podziemi i spojrzała się na mnie krytycznym wzrokiem. Założyła ramiona na piersi i odwróciła się do mnie plecami.

-Chodź. Nie będziemy rozmawiać w progu.- powiedziała chłodnym tonem i przeszła przez drzwi.

Perspektywa rozmawiania o czymkolwiek z Persefoną była miażdżąca. Osobiście wolałem zaszyć się w moim pokoju i siedzieć tam do końca dnia, ale nie! Oczywiście musiałem słuchać wykładu od mojej macochy, bo przecież za wyrywanie jej z pracy czekała na mnie kara! Zanim się obejrzałem siedziałem na kanapie w salonie, a Persefona stała przede mną, krzyżując ramiona. Obserwowała mnie spode łba, podczas gdy ja niezręcznie bawiłem się moim sygnetem w kształcie czaszki.

-Przypomnij mi, co ja ci mówiłam na temat zawracania mi głowy, gdy pracuję?- zapytała, na co wzruszyłem ramionami. Jej głos był w miarę spokojny, lecz czułem, że w środku się gotowała.- Naprawdę oczekiwałam, że już nie będziesz odgrywał więcej tych cyrków.

-Jakich cyrków?- spojrzałem się do góry, ale gdy tylko zobaczyłem piorunujący wzrok Persefony to od razu zwiesiłem głowę.

-Tych wszystkich...- zrobiła pauzę, jakby szukając odpowiedniego wyrażenia.- Tego twojego wiecznego buntowania się, tej twojej dziecinnej depresji o byle słowo, tego... Tego wszystkiego co wyczyniasz.

Zacisnąłem zęby, ale niczego nie komentowałem. Grzecznie wysłuchałem wszystkiego co miała mi do powiedzenia.

-Chłopcze, ile ty masz lat, co? Dziesięć? Ogarnij się wreszcie.- przykucnęła obok mnie i położyła mi dłoń na kolanie.- Bójka pierwszego dnia po powrocie do szkoły? Co się z tobą dzieje?

-Nic.- wyszeptałem, strącając jej rękę.- Wszystko jest dobrze.

-Może i bywam surowa.- powiedziała, podnosząc się na nogi.- Ale to wszystko dla twojego dobra.

Westchnąłem. Jasne, dla mojego dobra. Jeszcze czego! Z tego co było mi wiadomo to moje dobro interesowało ją tak samo jak zeszłoroczny śnieg.

-Mogę już iść?- zapytałem po cichu, a kobieta skinęła głową.

-Wrócimy do tej rozmowy.- powiedziała, po czym odeszła do swoich spraw.

***

-Nico, wyłącz ten jazgot!- Persefona walnęła pięścią w zamknięte drzwi od mojego pokoju. Uśmiechnąłem się pod nosem, odgłaszając muzykę na moim laptopie jeszcze bardziej. Aktualnie, leciała piosenka Dead!, zespołu My Chemical Romance. Dźwięki odbijały się od ścian, zagłuszając wszystko, włącznie z moimi własnymi myślami. Kiedy walenie w drzwi się powtórzyło, odwzięczyłem się tym samym, kopiąc w drzwi i wykrzykując tekst piosenki.

-Did you get what you deserve? The ending of your life, and if you get to heaven, I'll be here waiting, babe. Did you get what you deserve? The end, and if your life won't wait, then your heart can't take this- dołączyłem swoje pięści do walenia w pokiereszowane już i tak, drzwi.- Have you heard the news that you're dead? No one ever had much nice to say, I think they never liked you anyway. Oh, take me from the hospital bed. Wouldn't it be grand? It ain't exactly what you planned, and wouldn't it be great if we were dead. Oh dead.

-Nico!- moja macocha krzyknęła ze złością, będąc i tak ledwo słyszalną przez hałas. Skoczyłem na łóżko, okładając powietrze pięściami i powtarzając słowa piosenki.

- Tongue-tied and oh so squeamish, you never fell in love. Did you get what you deserve? The ending of your life, and if we get to heaven, I'll be here waiting babe. Did you get what you deserve? The end, and if your life won't wait, then your heart can't take this.- odbiłem się do góry na łóżku i wykrzyczałem z całych sił.- Have you heard the news that you're dead? No one ever had much nice to say, I think they never liked you anyway. Oh, take me from the hospital bed, wouldn't it be grand to take a pistol by the hand? And wouldn't it be great if we were dead? And in my honest observation, during this operation, found a complication in your heart, so long, 'cause now you've got maybe just two weeks to live, is that the most the both of you can give?

Persefona musiała już sobie pójść, albo po prostu została zagłuszona przez muzykę. Nie przejąłem się zbytnio tym, która opcja była prawdziwa. Nie obchodziło mnie nic. Bawiłem się świetnie i to było dla mnie najważniejsze w tamtej chwili. Udałem, że gram na niewidzialnej gitarze i opadłem na kolana, podczas solówki. Podniosłem rękę do góry i odliczyłem na palcach, kiedy dźwięk gitary na moment ucichł.

-One, two, one, two, three, four!

LA LA LA LA LA! 
LA LA LA LA LA LA!
LA LA LA LA LA LA LA!

-Well come on!- podniosłem się na nogi.

LA LA LA LA LA!
LA LA LA LA LA LA! 
LA LA LA LA LA LA LA!

-If life ain't just a joke, then why are we laughing? If life ain't just a joke, then why are we laughing? If life ain't just a joke, then why are we laughing? If life ain't just a joke, then, why am I dead?!

DEAD!

Kiedy byłem już cały ochrypnięty, opadłem całym ciałem bez ruchu na materac, oddychając ciężko i z uśmiechem na twarzy. Przeczesałem włosy palcami i chwyciłem telefon, aby sprawdzić godzinę. Było już po dziewiętnastej, lecz najwyraźniej ktoś się do mnie wcześniej dobijał, zostawiając dziesiątki nieodebranych połączeń i wiadomości. Odblokowałem ekran, aby zobaczyć kto to taki.

Messages: Will

6:59 PM| Will: Słyszałem o tym co się dzisiaj wydarzyło. Wszystko ok?
7:05 PM| Will: Zawiesili cię? Octavian wszędzie rozpowiada, że cię pewnie zawieszą
7:12 PM| Will: Odbierz
7:28 PM| Will: Wybacz za spam. Martwię się

Wywróciłem oczami i oddzwoniłem. Tym razem to on nie odbierał. Cholerny hipokryta. W ostateczności postanowiłem zostawić wiadomość głosową.

-Hej, to ja...- odezwałem się, wlepiając swój wzrok w sufit.- Nic mi nie jest, nie zawiesili mnie. Nie słyszałem jak dzwoniłeś. Jutro normalnie idę do szkoły. Cześć.

Zakończyłem połączenie i odrzuciłem telefon na kołdrę obok mnie. Chwilę później zgasły wszystkie światła, pogążając mój pokój w ciemności.

-Ej, co jest?- krzyknąłem w stronę drzwi, siadając na łóżku.- Mamy jakąś awarię, czy co?

Zamiast odpowiedzi usłyszałem krzyk. Podskoczyłem jak oparzony.

-Wszystko okej?- zapytałem w przestrzeń, robiąc krok do tyłu i uderzając plecamy w ścianę. Wtedy usłyszałem kroki. Ciężkie kroki, które zdawały się być głośniejsze z sekundy na sekundę. Zrozumiałem jasno- ktoś zbliżał się do mojego pokoju.

***
Mam nadzieję, że nikt nie dostał zawału czytając tytuł... Rozdział wyszedł jakoś dwukrotnie dłuższy, niż normalnie, więc mam nadzieję, że się podobało :) Ogólnie to dzisiaj Prima Aprilis i miałam w zamiarze zrobić Wam żarcik i nie wstawiać rozdziału, ale się wstrzymałam :D (Dla osób, które nie zauważyły, piosenkę można włączyć i posłuchać razem z Nikiem ;) U dołu dodaje moje tłumaczenie tekstu)
Nie mam dziś nic co mogłabym więcej powiedzieć, więc pozdrawiam ciepło i życzę miłego weekendu! c:

Tłumaczenie tekstu piosenki:

I jeśli twoje serce przestanie bić
Ja będę sobie tutaj rozmyślał nad tym
Czy dostałeś to, na co sobie zasłużyłeś?
Koniec swojego życia;

I jeśli trafisz do nieba
Ja będę tutaj czekał, kochanie;
Czy dostałeś to, na co sobie zasłużyłeś?
Koniec i jeśli twoje życie nie będzie czekać
To później twoje serce tego nie zniesie

Czy słyszałeś wiadomość, że jesteś martwy?
Nikt nie miał nigdy dużo miłych rzeczy do powiedzenia
Myślę, że oni tak czy inaczej nigdy cię nie lubili
Och, zbierz mnie ze szpitalnego łóżka
Czy to nie byłoby wspaniałe?
To nie jest dokładnie to, co planowałeś.
I czy to nie byłoby wspaniałe, jeśli bylibyśmy martwi?
Och, martwi.

Oniemiały i och, taki przeczulony
Nigdy się nie zakochałeś
Czy dostałeś to, na co zasłużyłeś?
I jeśli trafisz do nieba
Ja będę tutaj czekał, kochanie
Czy dostałeś to, na co sobie zasłużyłeś?
Koniec i jeśli twoje życie nie będzie czekać
To później twoje serce tego nie zniesie

Czy słyszałeś wiadomość, że jesteś martwy?
Nikt nie miał nigdy dużo miłych rzeczy do powiedzenia
Myślę, że oni tak czy inaczej nigdy cię nie lubili
Och, zbierz mnie ze szpitalnego łóżka
Czy to nie byłoby wspaniałe
Aby wziąć pistolet do ręki?
I czy to nie byłoby wspaniałe, jeśli bylibyśmy martwi?

I podczas mojej szczerej obserwacji
W trakcie tej operacji
Odkryto powikłania w twoim sercu
Tak długo, ponieważ teraz masz
Być może dwa tygodnie życia
Czy jest to najwięcej, co możecie sobie dać?

Raz, dwa, raz, dwa, trzy, cztery!

(LA LA LA LA LA!)
Jeśli życie nie jest tylko żartem
To dlaczego się śmiejemy?? x3
Jeśli życie nie jest tylko żartem
To dlaczego jestem martwy?
MARTWY!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro