24. Przepraszam.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

WillPOV

-Nico?- odezwałem się do słuchawki, kiedy po raz kolejny włączyła się poczta głosowa.- Słuchaj, wiem, że mówiłeś, że nic ci nie jest... Ale odbierz, proszę.

Wcisnąłem czerwoną słuchawkę, z utęsknieniem wpatrując się w wyświetlacz, jakby w każdej chwili Nico mógł zadzwonić. Jednak to się nie stało i nie wyglądało na to, aby ktokolwiek miał do mnie dzwonić w najbliższym czasie. Westchnąłem, z rezygnacją odkładając telefon na stół.

-Skarbie, jestem pewna, że nic mu nie jest.- powiedziała moja mama, mieszając w misce masę na ciasto.

-Wiem! To nie oto chodzi. Ja po prostu muszę dostać od niego jakąkolwiek wiadomość!

-Nie uważasz, że jesteś zbyt zdesperowany?

-Absolutnie nie.

Zaśmiała się, wymachując mi drewnianą łyżką przed nosem.

-Niech ci będzie. A teraz powiedz mi ile cukru trzeba dodać.

Westchnąłem, ześlizgując się z blatu kuchennego.

-Może ja to zrobię, co?

***

Nie było go w szkole. Nie było go w inteernecie. Nie odbierał. Nie dzwonił... Coś musiało być na rzeczy. Wieczorem nie wytrzymałem. Podjechałem rowerem pod dom Nica i zapukałem do drzwi. Chwila oczekiwania... Zero odpowiedzi. Zapukałem mocniej, a pod moim dotykiem, drzwi się otworzyły. Okazało się, że były jedynie przymknięte. Zmarszczyłem brwi. Coś tu nie grało... Zerknąłem jeszcze raz za siebie, upewniając się, że nikogo nie ma w okolicy, po czym wszedłem do środka.

-Halo?- odezwałem się w przestrzeń. Wszystkie drzwi były pootwierane, ale wychodziło na to, że budynek był pusty.- Jest tu ktoś?

Przez dłuższy czas nie otrzymywałem żadnej odpowiedzi, co mnie zmartwiło. Po chwili jednak usłyszałem głos.

-Will?

Odwróciłem się, zdając sobie sprawę, że za mną stał Nico.

-Co tu robisz?- zapytał, a ja zamiast odpowiadać otoczyłem go ramionami z całej siły.

-Gdzieś ty był?- zapytałem, ściskając go jeszcze mocniej.

Nico lekko poluźnił mój uścisk i się uśmiechnął.

-Nic mi nie jest.

-Dlaczego dom był otwarty? Gdzie są wszyscy?

Westchnął, kładąc głowę na moim ramieniu.

-Mieliśmy włamanie... Jakiś gościu z nożem... Z resztą, sam nie wiem. Zwiałem przez okno.

Powoli pokiwałem głową.

-A co z resztą?- zapytałem, głaszcząc go po plecach. Wzruszył ramionami.

-Z tego co wiem... Z tego co wiem, Persefona jest w szpitalu. Ojca nie było w domu, a Hazel nic nie jest.

-Jesteś tu sam?

-Czuję się jak na komisariacie.- powiedział z wyrzutem.- Ale tak. Wcześniej byłem w szpitalu u Persefony, ale...- wzruszył ramionami.- Ale musiałem się przejść.

***

NicoPOV

Razem z Willem ogarnęliśmy dom tak jak tylko mogliśmy. Postawialiśmy meble na swoje miejsca, pozbieraliśmy rozbite szkła i zablokowaliśmy drzwi. Kiedy już to zrobiliśmy, usiadłem na blacie kuchennym, a Will robił mi kolejny wywiad. Powiedziałem mu, że Hazel jest u Percy'ego, że Persefona została dźgnięta dwa razy nożem i że policja odpuściła tacie, chociaż zabrali mu prawo jazdy. Potem musiałem słuchać o tym, że bardzo się martwił i pewnie mam zapełnioną całą skrzynkę odbiorczą. Podczas gdy on gadał, poczułem coś mokrego na moim policzku. Wytarłem łzę, ale Will zdążył to zauważyć.

-Hej, stało się coś?- zapytał zatroskanym głosem, na co szybko pokręciłem głową.

-Wszystko w porządku...- powiedziałem niepewnie i wymusiłem uśmiech.- Wybacz, zamyśliłem się.

-Jesteś pewien, że wszystko okej?

Mój uśmiech zmalał. Musiałem mu powiedzieć. Prędzej czy później sam by zrozumiał. Zauważyłby... Możliwe, że wtedy byłoby za późno. Chciałem uciec bez pożegnania, ale chyba musiałem się pożegnać. Westchnąłem.

-Rozmawiałem... Rozmawiałem z rodzicami.- wydukałem w końcu.

Poczułem jak jego ciepła dłoń oplata moją. Gestem pokazał mi, abym kontynuował.

-Persefona twierdzi, że... że nie jesteśmy już tu bezpieczni.

Will westchnął.

-Nico... Włamania się zdarzają... To nie znaczy, że ta sytuacja będzie się powtarzać.

Pokiwałem głową.

-Wiem, tylko, że ojciec ją popiera i... i...- ugryzłem się w język.- Will, ja... wyprowadzam się.- powiedziałem łamiącym się głosem. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale uznałem, że nie wolno mi płakać. Nie mogłem okazywać słabości,bo to jedynie spowodowałoby, że Will również by się popłakał. Przez chwilę stał oszołomiony, jak gdyby nie do końca zrozumiał sens moich słów. Złapał mnie za ramię, jakbym mógł mu w każdej sekundzie uciec.

-Nie... Nie za bardzo rozumiem...- spojrzał mi się w oczy, a ja odwróciłem wzrok i gdy nie odpowiadałem, zdecydował się mnie ponaglić.- Nico..? Żartujesz, prawda?

Pokręciłem smutno głową.

-Możliwe, że dzisiaj Persefona wyjdzie ze szpitala... Powiedziała, że mamy się spakować i gdy wszyscy będą gotowi... to jutro wyjeżdżamy.

-Ju-Jutro!?- powtórzył z niedowierzaniem.- I mówisz mi o tym dopiero teraz?

-Sam dowiedziałem się jakąś godzinę temu! Nie miałem pojęcia, że... że... Nie wiedziałem.- zachciało mi się płakać jeszcze bardziej, ale zacisnąłem zęby.- Ja nie jestem gotowy...

Will westchnął i ścisnął moją dłoń. Jego wyraz twarzy złagodniał.

-Jak daleko? Jak daleko się wyprowadzasz?- zapytał bezbarwnym głosem, niczym w jakimś transie.

-Do innego stanu... Dokładniej to do Illonis...

-Nico...

-Przepraszam.- wyszeptałem, czując, że tracę głos. Zalała mnie fala łez. Will przytulił mnie mocno do siebie, a ja przycisnąłem twarz do jego klatki piersiowej. Mogłem go już nigdy nie zobaczyć. Tu nasz związek miał mieć swój koniec.

-Nie przepraszaj...- pogłaskał mnie pocieszająco po plecach.- To przecież nie twoja wina.

Wzruszyłem ramionami.

-Przepraszam.- powtórzyłem po cichu.

***

Wiem, to jest najkrótszy rozdział ever, ale:
1. Moja wena postanowiła wskoczyć w samolot i zrobić sobie urlop;
2. Zostały nam 2-3 rozdziały do końca i tak jakoś samo wyszło. Ogólnie te ostatnie rozdziały będą teraz krótkie.

Mimo że kochałam pisać ten fanfik, to cieszę się, że niedługo koniec, ponieważ mam większe plany. :D

P.S. Moja koleżanka powiedziała, że to wredne, że Nico ma się wyprowadzić. W pierwotnych planach miał zostać zamordowany, więc nie, to nie jest wredne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro