7. Gorączka smsów

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez resztę tygodnia Will mnie unikał. Nawet gdy temu zaprzeczał, to widać było, że nie ma ochoty ze mną gadać. Kiedy pytałem go co się stało, to on albo odpowiadał "Nic" albo "Domyśl się", a gdy zasugerowałem, że zachowuje się gorzej jak kobieta podczas okresu, on obraził się jeszcze bardziej. No i weź spróbuj zrozumieć o co takiemu chodzi!

W końcu, któregoś dnia po lekcjach, złapałem go za ramię.

-Will, zachowujesz się dziecinnie.

Odwrócił się do mnie, a ja spojrzałem w dół.

-Ja.. Ja..-zacząłem.- *Non riesco a smettere di pensare a te. Non so cosa ho fatto di sbagliato. Dimmi cosa e successo, per favore. Non voglio che tu sia offeso con me...- mówiłem coraz szybciej i szybciej i szybciej, aż Will ucieszył mnie ruchem ręki.

-Nico...- westchnął.- Znamy się kilka dobrych miesięcy... Ale ja nadal nie mówię po włosku.- zauważył.

Zaczerwieniłem się.

-Chodzi mi o to, że... Nie obrażaj się.

-Nie jestem obrażony.

-Niee. W ogóle.- wywróciłem oczami.- Ja nawet nie wiem co zrobiłem nie tak.

-No więc... Eee...- pauza.- Nie pamiętam.

Miałem ochotę mu przywalić. Tak raz, a dobrze.

-Jesteś idiotą.- stwierdziłem.

-Jest to możliwe.- potwierdził, uśmiechając się.- Wybaczysz?

Skinąłem głową i w tym samym momencie usłyszałem dźwięk przychodzącego smsa. Odruchowo sięgnąłem po telefon do kieszeni.

Messages: Unknown number

1:37 PM| Unknown: Pan chodząca depresja.
1:37 PM| Unknown: Mam cię już serio dosyć.

Gapiłem się jak idiota w wyświetlacz. Był to ten sam numer, co pisał do mnie ostatnio, ale... No, sam nie wiem. Wydawało mi się, że te wiadomości jakoś do siebie nie pasują. Nic już nie rozumiałem.

-Kto to?- usłyszałem głos Willa, który wyrwał mnie z głębokiego zamyślenia.

Pokręciłem głową.

-Nie wiem...

-Nie wiesz?- powtórzył.- Pokażesz?

Wahałem się przez moment. Po co miałbym pokazywać to komukolwiek? To przecież niegroźne, głupie wiadomości. W końcu się złamałem i podałem mu swój telefon. Obserwowałem jak czytał smsy, nie tylko te dzisiejsze, ale i starsze. Uniósł pytająco brew, ale nic nie skomentował. Po chwili oddał mi komórkę.

-No i?- zapytałem.

-Co?

-Co o tym myślisz?

-Nie wiem.- odpowiedział szczerze.- Ktoś albo robi sobie z ciebie żarty, albo próbuje cię nastraszyć. Nie rozumiem tego.

-Także.- poparłem go.- Wiesz kto to może być?

Pokręcił głową.

-To może być każdy.- stwierdził.- No... Chyba, że znałbyś kogoś, kto jest dobry w takich sprawach i mógłby wyśledzić telefon, z którego wiadomości są wysyłane.

-To tak można?- podrapałem tył szyi, zmieszany.

-No... Nie wiem.- powiedział, po czym dodał.- Chyba, raczej, na pewno.

Schowałem telefon do kieszeni.

-Znasz kogoś kto może to załatwić?- zapytałem.

Will nie odzywał się przez dłuższy czas. W końcu skinął głową.

-Dziewczyna Percy'ego Jacksona? Annabeth?- bardziej zapytał, niż zaproponował.

-To... jest jakiś pomysł.

***

Siedzieliśmy w czwórkę w pokoju Annabeth. Ja, Will, Percy, no i ona sama. Annabeth od kilku minut robiła coś w swoim laptopie. Nikt się nie odzywał. Ciszę przerywał jedynie dźwięk wciskanych klawiszy oraz kliknięć myszki.

-Mam to.- powiedziała po jakimś czasie dziewczyna, wyciągając się na siedzeniu.

-No i co?- ożywiłem się szybko.

-No i nic...- mruknęła, odwracając się do nas na krześle obrotowym.- Wiadomości są wysyłane z różnych telefonów, łączy je jedynie numer.

-Czyli...- zacząłem, próbując przeanalizować jej słowa.- Jeśli dobrze rozumiem, to nie jest to jedna osoba, tak?

-Dokładnie.- potwierdziła, po czym odwróciła się z powrotem w stronę monitora.- Ale są również i dobre wieści.

Spojrzenia naszej trójki zwróciły się na nią.

-Jakie?- zapytał Percy.

-Mianowicie, moi drodzy.- wzięła laptop na kolana i pokazała nam mapę, z zaznaczonymi, czerwonymi punktami.- Ostatnie trzy wiadomości zostały wysłane z Nowego Jorku, Manhattanu oraz z Vegas.- uśmiechnęła się, zadowolona.- Potem lokalizacja się powtarza. Nowy Jork występuje najczęściej, Vegas było tylko raz.

-Aha...- mruknąłem.

-Aha?- powtórzyła po mnie.- Tylko aha?

-Co innego mam powiedzieć? Dzięki za pomoc, ale i tak praktycznie niczego się nie dowiedzieliśmy.

Westchnęła i odłożyła komputer.

-Więcej się nie dowiemy.

-Tak, rozumiem.- odrzekłem, po czym usłyszałem pikanie telefonu.

-Lepiej na siebie uważaj.- powiedziała Annabeth.- Nie ignoruj tych wiadomości. Ktoś się tobą bawi.

-Zauważyłem.

***

Messages: Unknown number

2:49 PM| Unknown: Ciekawostek się o tobie dowiaduje.
2:54 PM| Unknown: No, no, no, niezła robota...
2:55 PM| Me: Przestań do mnie pisać.
2:58 PM| Unknown: Oh, skarbie, nie przesadzaj.
3:01 PM| Me: Nie rozumiem cię.
3:27 PM| Unknown: Gdzie idziesz?
3:28 PM| Me: ...
3:28 PM| Me: Widzisz mnie?

***

W końcu cokolwiek napisałam! Szkoła mnie kiedyś wykończy. Moi nauczyciele kierują się dwoma zasadami "Uczniowie nie mają życia prywatnego" i "Nasz przedmiot jest najważniejszy", ugh. I wiem, wiem... Wyszło mega krótkie. Wybaczcie.

*Nie mogę przestać o tobie myśleć. Nie wiem co zrobiłem źle. Powiedz mi co się stało, proszę. Nie chcę, żebyś był na mnie obrażony.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro