14.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Otworzyłem oczy i z niepokojem rozejrzałem się dookoła. W pewnym momencie snu dopadło mnie wrażenie, że ktoś cały czas mi się przygląda, jednak gdy się obudziłem, nikogo nie zauważyłem.

Powoli wracałem do krainy snów, kiedy szafa stojąca naprzeciw łóżka otworzyła się z cichym skrzypnięciem.

- Wiem, że nie śpisz - usłyszałem dobrze znany mi głos. Byłem przerażony. Przewróciłem się na plecy i spostrzegłem błękitne oczy wpatrujące się we mnie z wielkim smutkiem.

- Przecież... - wyszeptałem.

- Okłamałeś mnie. Złożyłeś obietnicę, której nie dotrzymałeś. Powiedziałeś, że nie mogą mi nic zrobić.

- Stefan... Ty nie żyjesz...

- Jak ty na to wpadłeś? - zakpił.

- Dlaczego Ciebie widzę...? - zapytałem drżącym głosem.

- Jestem Twoim wyrzutem sumienia, Kamilu - posłał mi blady uśmiech.

Poczułem podmuch lodowatego powietrza, mimo że wszystkie okna były pozamykane. Hula zaczął iść w moją stronę, a ja z przerażenia nie mogłem się ruszyć. Zacisnąłem mocno powieki jak gdyby miało to coś dać.

- Spójrz na mnie - poprosił.

Nie chciałem tego robić, a mimo to otworzyłem oczy.

Spojrzałem w jego puste gałki oczne i wydałem z siebie dźwięk przerażenia, którego jednak nie było słychać. Zupełnie tak, jakby ktoś odebrał mi głos.

- Zaufałem Ci, a ty to zniszczyłeś. Zabiłeś mnie, za...-

- KAMIL! - wrzask Petera skutecznie przywrócił mnie do rzeczywistości. Oddychałem szybko, po policzkach spływały mi łzy. Nigdy więcej.

- Przestań wyrywać te kłaki! - zawołał, próbując zabrać moje dłonie z włosów, za które ciągle łapałem. Wreszcie odpuściłem, a Słoweniec mocno trzymał moje ręce w uścisku.

- To moja wina, to wszystko moja wina! - mamrotałem, delikatnie się kołysząc.

- Uspokój się! Weź kilka głębokich wdechów i przestań płakać, bo mi się wpędzisz w histerię!

- Świetnie - mruknął, kiedy udało mi się uspokoić. - A teraz opowiedz mi Twój koszmar.

- N-nie chcę... - zacząłem.

- Kamil, proszę - przerwał mi. Jego oczy uważnie mnie obserwowały, a ja ze wszystkich sił starałem się zapomnieć o przerażających ślepiach Stefana.

- Ś-śnił mi się Hula - poddałem się. - Obwiniał mnie o swoją śmierć, że złamałem daną mu obietnicę i pozwoliłem umrzeć... Powiedział, że to ja go... że... zabiłem... - wznowiłem szloch, chowając twarz w dłoniach.

Poczułem jak Peter mnie obejmuje, dlatego ufnie się w niego wtuliłem i pozwoliłem sobie na zmoczenie jego koszulki pełniącej funkcję góry od piżamy.

- Nie obwiniaj się o jego śmierć, Twoja podświadomość to wykorzystuje i męczy Ciebie koszmarami.

- Nie umiem ot tak pogodzić się z jego śmiercią - wyszeptałem. - Przecież wiesz...-

- ...jak to jest. Tak, wiem.

- Przepraszam, nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało.

- Rozumiem. Musimy się zbierać, wiesz? Komenda na nas czeka.

Pokiwałem głową i niechętnie zacząłem się szykować do wyjścia.
Czterdzieści minut później kroczyłem znanym mi korytarzem. Kiwałem głową na dzień dobry, ale nie miałem siły się uśmiechnąć.

W kuchni zastałem wpatrującego się w ścianę Kubę.

- Cześć - wychrypiałem.

Na dźwięk mojego głosu brunet odwrócił się w moją stronę i warknął:

- Dlaczego mi nie powiedziałeś o jego problemach?! Jestem pewny, że razem byśmy coś wymyślili!

- Nie możesz być tego pewien - odrzekłem smutno. - Gdyby Stefan chciał, na pewno by się Tobie zwierzył.

- Nieprawda! Traktujecie mnie jak jakiegoś pierwszoroczniaka tylko dlatego, że jestem te kilka lat młodszy! - krzyknął ze łzami w oczach.

- Proszę, posłuchaj...

- Nie! To wy chociaż raz posłuchajcie, co mam do powiedzenia! Pozwoliłeś mu zginąć, ty...-

- Co tu się dzieje?! - huknęła pani komendant, stojąc w progu. Obok niej stał Prevc, uważnie nas obserwując.

- To on odpowiada za śmierć Stefka! To wszystko jego wina! - krzyknął, robiąc krok w moją stronę.

- Powiedz to jeszcze raz, a ci zwyczajnie przyłożę - wysyczał Słoweniec, a po moim kręgosłupie przeszedł dreszcz. Nigdy nie słyszałem takiego tonu głosu u niego. Kuba spojrzał na niego przelotnie, odruchowo  robiąc krok w tył.

- Dosyć tego! Wolny, w tej chwili do mojego gabinetu!

Oparłem się o ścianę, zaciskając powieki.

- Nie płacz, proszę. To będzie trudny okres, ale skoro ja sobie z nim poradziłem, ty nie będziesz mieć z tym żadnych problemów.

- Dlaczego każdy sądzi, że jestem tak bardzo silny psychicznie?

- Bo jesteś - usłyszałem. - Jesteś najodważniejszym człowiekiem, jakiego znam.

***

Wczesnym popołudniem siedziałem z Peterem w prewencyjnym, korzystając z przerwy. Byłem już po dwóch kubkach melisy i nie zapowiadało się, bym odzyskał wewnętrzny spokój. Próbowałem zakropić sobie oczy, by się nie męczyć z alergią, ale ręka niemiłosiernie mi drżała, co uniemożliwiało czynność. Prevc zauważył, jak nieporadnie sobie z tym radzę, dlatego odsunął się od biurka, wstał z krzesła i podszedł do mnie.

- Daj te krople - westchnął z lekkim rozbawieniem. - Odchyl głowę.

Następnie usiadł mi na kolanach i gdyby nie fakt, że byliśmy razem, z pewnością czulibyśmy się troszeczkę zakłopotani.

Ten niecodzienny moment musiał sobie wybrać dyżurny. Słowo daję, nigdy nie zapomnę jego miny.

- Ooo...ekhm, przeszkadzam w czymś?

- Pero mi tylko oczy zakrapiał! - zawołałem, a w drzwiach pojawiła się średniego wzrostu szatynka, zresztą całkiem dobrze znana komendzie.

- Marcelina chce z Wami...porozmawiać - uśmiechnął się smutno.

- Chcesz się czegoś napić? - zapytałem cicho.

- Chcę mojego męża żywego - odpowiedziała.

- Marcela...

- Nie marceluj mi tu teraz! Muszę się zobaczyć z tym śmieciem, który to zrobił! On musi za to odpowiedzieć!

- Szef gangu siedzi w areszcie, ale złapaliśmy go tygodnie temu. Mamy również jego syna, ale on jest jeszcze dłużej. Przypuszczamy, że to byli ludzie z jego organizacji...

- Na co czekacie?!

- Nie wiemy, gdzie znajduje się ich kryjówka - wtrącił Peter.

Pani Hula otworzyła usta by coś powiedzieć, gdy do pomieszczenia powtórnie wpadł dyżurny.

- Jacku, coś się stało? - zmarszczyłem brwi.

- Starszy Wolański miał być dzisiaj przewieziony do zakładu karnego i tam czekać na proces - odparł drżącym głosem. - Ale kuszetkę zaatakowano i Oliwier zwiał.

To chyba wtedy po raz drugi straciłem przytomność.

///

Proszę żreć pączki bo dzisiaj nikt nie ma prawa was za to opieprzyć ❤️

KDP

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro