16.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Maj - miesiąc pełen ciepła i kwitnących bzów. Jeden z okresów, gdzie człowiek ma dość siedzenia za biurkiem i zdecydowanie preferuje wyjście w plener, prawda? Otóż nie każdy.

O ile moja sytuacja jest dosyć prosta, bo spędzanie czasu poza domem, kiedy ma się alergię i rozmazany obraz skutkiem potoku łez, niekoniecznie należy do najprzyjemniejszych, tak Petera nie rozumiałem. Na alergię nie cierpiał, o uczuleniu na słońce nic nie wspominał... Jedynym wyjściem był fakt, że Prevc mógł być wampirem. Blady odcień skóry, przeszywające spojrzenie, w dodatku często syczał, ilekroć w pomieszczeniach było jaśniej...

- Jezusie Nazarejski, stop - powiedziałem do siebie, stojąc w korku. - Muszę przestać myśleć, bo mi to szkodzi.

Zdyszany wpadłem do prewencyjnego, bo nie dość, że całkowicie ominęła mnie odprawa, to przez korek dotarłem na komendę z dziesięciominutowym opóźnieniem. Jakby tego było mało, otworzyłem drzwi z rozpędu, klamka odskoczyła - przez co się wystraszyłem - za drzwiami usłyszałem soczyste przekleństwo i poleciałem na ziemię, ciągnąc za sobą tego kogoś w pokoju.

Otworzyłem oczy i zamarłem. Obok mnie leżał Peter, krzywiąc się z bólu i trzymając się za nos. Zmierzył mnie lodowatym, dobrze mi znanym spojrzeniem i podniósł się do siadu. Spuściłem wzrok, bo poczułem się niesamowicie głupio przez moją nieuwagę.

- Wejście smoka, nie ma co - mruknął.

Z przerażeniem wpatrywałem się w stale powiększającą się plamę krwi nad ustami.

- Co się tak patrzysz, jakbyś ducha zobaczył... - zapytał, spoglądając na rękę. - ...och, no tak.

- Przepraszam... - wyszeptałem, szukając po kieszeniach chusteczek.

- Nie powiem, że to nic takiego, bo rozwaliłeś mi nos, ale nie zadręczaj się. Idę to przemyć i jedziemy na patrol zanim zobaczy nas Regina.

Nałożyłem na szyję legitymację policyjną i oparłem się o biurko, czekając na Petera. Mam nadzieję, że mu go nie złamałem.
Kiedy wrócił po kilku minutach, wyglądał o wiele lepiej. Z ulgą stwierdziłem, że skończyło się na niewielkim stłuczeniu.

- Jedziemy? - zapytał, zabierając z blatu swój telefon. Pokiwałem głową i po cichu opuściliśmy pokój, modląc się w duchu, aby nie natknąć się na panią komendant. Udało się.

- Tak sobie pomyślałem... - chrząknął Pero, kiedy zatrzymaliśmy się na światłach. - ... że może wybierzemy się dzisiaj do jakiejś restauracji?

- Do restauracji? - uniosłem brwi.

- No, wiesz, żeby jakoś uczcić fakt spędzania ze sobą tyle czasu, w którym jeszcze się nie pozabijaliśmy.

- Brzmi fantastycznie - uśmiechnąłem się, całując go w policzek. W mojej głowie po raz kolejny pojawiła się myśl, że w lipcu mogę wrócić do tamtego życia, nie mając obok siebie Petera, ale szybko ją zignorowałem. Nie chciałem jej przyjąć do wiadomości i wiedziałem, że uderzy we mnie szybciej niż powinna.

- Domen i Cene chcą znowu nas odwiedzić - parsknął śmiechem Prevc. - Polubili Cię, Kamilu.

- Mnie się nie da nie lubić - odparłem ze śmiechem. - Kiedy chcą wpaść?

- Końcem maja.

Pokiwałem głową, wsłuchując się w takty Summertime Sadness od Lany del Rey. Przy pierwszych słowach spojrzałem na skupionego na drodze Petera.

Kiss me hard before you go.

***

W czasie przerwy zajrzała do nas Ewa. Na komendzie była traktowana jak członek rodziny, więc jej przyjście nie było dla nikogo nowością. Zajęła miejsce obok nas i rozpoczęła swój monolog:

- No hejka chłopaki! Ale dzisiaj ciepło, masakra! Nie mam pojęcia, za jakie grzechy zdecydowałam się ubrać czarne spodnie i jak wy w ogóle wytrzymujecie w takim stroju! A właśnie, jest dzisiaj Ela? Miałyśmy omówić szczegóły wspólnych zakupów, na które zresztą ty też się wybierasz.

- Słucham?! - z wrażenia zakrztusiłem się barszczem ukraińskim. - Ty chyba sobie żartujesz!

Peter parsknął w talerz, czym zdobył piorunujące spojrzenie Ewki.

- Nie wiem, co Cię tak bawi. Chyba nie przepadasz za centrami handlowymi, a pragnę nadmienić, że ty także zaszczycisz nas obecnością.

- Co takiego? A ja to niby po co?!

- Kamil nas przeklnie jakieś sto razy w trakcie zakupów, dlatego będzie mieć towarzystwo i poprzeklinacie sobie razem - uśmiechnęła się. - O, Elka! To ja lecę, widzimy się o siódmej u mnie!

Cmoknęła nas w policzki i zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.

- Powiedz, że to mi się po prostu przyśniło - usłyszałem jego chłodny ton.

- Nie, naprawdę jesteśmy skazani na wspólne zakupy. Po twoim wyrazie twarzy sądzę, że wprost nie możesz się doczekać!

- Tak, skacze z radości, nie widać?

- Widzę. Lepiej wracajmy do pracy, bo nie uśmiecha mi się siedzieć po godzinach i mieć mniej czasu na psychiczne przygotowanie się na te igrzyska śmierci.

Dochodziła osiemnasta, kiedy dotarliśmy do mojego mieszkania. Mieliśmy praktycznie godzinę na krótki odpoczynek i przyszykowanie się na straszliwe męki w centrum handlowym. Po twarzy Petera widziałem, że jedyne na co ma ochotę, to długa drzemka.

- My naprawdę musimy tam iść? Ja nie chcę. Nie jestem tam do niczego potrzebny - mruknął w poduszkę.

- Uwierz, że też się nad tym zastanawiam. Wiesz co? - stwierdziłem, rzucając się na poduszkę obok. - Chrzanię to. Nigdzie nie idę.

- Narażamy się na gniew Twojej siostry, a także naszej Eli. Jesteś na to gotowy?

- Nigdy nie będę - parsknąłem. - Ale moje łóżko jest o wiele lepszą opcją, niż tłumy ludzi w centrum handlowym.

- Czyli zostajemy? - upewnił się.

- Zostajemy.

- W takim razie, dobranoc. Jestem wykończony i nie mam siły nawet rozmawiać.

Przerzucił rękę przez mój pas i lekko zagarnął w swoją stronę. Uśmiechnąłem się delikatnie i po kilku minutach odpłynąłem, wsłuchując się w równomierny oddech Petera.

***

W trakcie przerwy obiadowej zobaczyłem przychodzące połączenie video od Kubackiego. Przecież ja z nim wieki nie rozmawiałem!

- Dawid! - zawołałem uradowany, widząc znajomą twarz na ekranie.

- Dawno się nie widzieliśmy, co? Przez nawał pracy kompletnie zapomniałem zadzwonić!

- Nie przejmuj się. W ciągu tych miesięcy tyle się wydarzyło, że sam nie miałem czasu... - powiedziałem z lekkim smutkiem w głosie. - A jak współpraca z... z Karlem, tak?

Jak na zawołanie pojawiła się rudowłosa głowa z przyjaznym uśmiechem na twarzy. Pomachał do kamery i odezwał się:

- Czesić! Jestem Karl!

- A ja Kamil, miło mi! - odparłem. - Widzę, że przygotowujesz swojego psiarza na wakacje w Polsce.

- Ty chyba chcesz oberwać - Dawid niebezpiecznie zmrużył oczy. - A jak ci się układa z Peterem, hm? - odbił pałeczkę, uśmiechając się parszywie.

- A skąd ty... - urwałem zaskoczony.

- Nie myśl sobie, że nie wiem, co się dzieje w Polsce. Mam swoje źródła.

- Kamil, wyobraź sobie, że idę z naszym obiadem, a tu zatrzymuje mnie dyżurny i wręcza jakieś papiery do wypełnienia! - w drzwiach pojawił się Prevc z dwoma opakowaniami pachnącego jedzenia i jakąś makulaturą w drugiej ręce. Parsknąłem krótko, a Słoweniec podszedł do mojego biurka i zauważył komórkę.

- Och, przeszkadzam?

- Ani trochę. Dawid właśnie pytał o Ciebie, bo ktoś mu o nas powiedział. I chyba nawet wiem kto. Brunet spojrzał na ekran i zapytał cicho:

- To ten blondyn?

- Tak, to ten blondyn - uśmiechnął się Kubacki. - Miło mi poznać.

- Mnie również - mruknął, przyglądając im się uważnie. - A ten drugi to jego chłopak?

Mój przyjaciel oblał się takim rumieńcem, że aż zachichotałem. Zrobiło mi się żal Karla, który nic nie rozumiał z naszej rozmowy.

- Nieprawda! - natychmiast zaprzeczył, kręcąc głową.

- Powieka Ci drgnęła. Kłamiesz - odpowiedziałem, uśmiechając się perfidnie. - Jeden do jednego, Kubacki.

- Zapomniałem, że Ciebie nie są się oszukać, zresztą tak samo, jak Stefka. A właśnie, co u niego? Nie odbiera telefonu.

Zamarłem, wpatrując się w ekran. Prevc mocno złapał mnie za ramię, a ja powoli zaczynałem się trząść.

- Kamil, coś nie tak? - Dawid zmarszczył brwi. - Coś ze Stefkiem?

Zamknąłem oczy oczy i nabrałem powietrza. Chciałem się uspokoić, ale chyba mi nie wyszło, bo poczułem napływające do oczu łzy.

- Stefan... - zacząłem drżącym głosem. -... Dawid, Hula nie żyje.

- Słucham?

- 28 marca znaleźliśmy jego ciało nad brzegiem Wisły, więc przypuszczamy, że musiał zostać zaatakowany w nocy z 27 na 28 - odparł chłodnym tonem Słoweniec. Ja ukryłem twarz w dłoniach, bo wiedziałem, że nie byłbym w stanie spojrzeć Dawidowi w oczy.

- Cóż... - odezwał się po dłuższej chwili ciszy. Z oddali dobiegł jakiś hałas. - ...muszę kończyć, widzimy się w czerwcu - dodał po chwili. Stojący obok niego Niemiec spoglądał na blondyna z troską i zapytaniem.

Połączenie zakończyło się, a ja obojętnym wzrokiem wpatrywałem się w tapetę na ekranie telefonu. Przedstawiała śpiącego Petera przytulającego się do poduszki.

- Potrzebujesz czegoś? - zapytał.

- Nie... - zawahałem się. - ewentualnie chwili, pójdę się ogarnąć.

Zamknąłem drzwi od łazienki i oparłem się rękami o umywalkę.

- Uspokój się - wyszeptałem, patrząc w lustro. - Uspokój się!

Nie miałem siły już na nic.
Kompletnie.

///

Czuję się tak psychicznie wyniszczona, że tylko pytania mojej ukochanej polonistki kiedy na ikonkę powróci Misha Collins trzymają mnie na tych zdalnych❤️❤️❤️

Trzymajcie się i żyjcie jeszcze trochę, musimy być wiary że ten cyrk się skończy ❤️

Wasza KDP

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro