19.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poczułem się, jakby ktoś przyłożył mi czymś ciężkim w głowę.

Porwali Maćka.

Jak? Kiedy? I gdzie, do cholery?!

- Jakieś czterdzieści minut temu dostałem wiadomość MMS... Od niego. Kiedy to otworzyłem i zobaczyłem go związanego i z taśmą na ustach... Oni musieli go uprowadzić tuż przed blokiem - wyszeptał smutno Żyła. Słowo daję, pierwszy raz widziałem go tak przytoczonego.

- Znajdziemy go - powiedziała twardo Ela. - Całego i zdrowego.

- Napisali coś? - zapytałem.

- Mam trzy dni na uzbieranie trzystu tysięcy.

- Weźmiemy pieniądze z depozytu. Będzie dobrze - odezwał się Wolny.

Oparłem się o ścianę, patrząc w podłogę. Jak oni mogli go porwać?!

- To na pewno Wolański - warknąłem. - Chciał wojny, to ją będzie mieć. Nie wywinie się z tego.

Kiedy podszedłem do samochodu, usłyszałem głos Prevca. Przymknąłem oczy i jeknąłem w duchu, po czym się odwróciłem w jego stronę, siłą woli powstrzymując się od jakiejkolwiek reakcji na twarzy.

- Możemy porozmawiać?

- O czym? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.

- O tym, co miało miejsce wczoraj.

- Dobrze - pokiwałem głową. - Więc słucham.

Zauważyłem, że po twarzy Petera przebiegł cień zdziwienia, przez co mimowolnie uśmiechnąłem się delikatnie.

- Chciałem Ciebie... przeprosić. Za tę sytuację. Nie powinienem był tak reagować i oskarżać Ciebie o takie rzeczy... - odparł cicho. - Po prostu to wszystko mnie przytłoczyło, ale wiem, że to nie usprawiedliwia mojego zachowania względem Twojej osoby.

Zamknąłem na chwilę oczy i wziąłem głęboki wdech.

- Zraniłeś mnie. Poczułem się tak, jakbym nic dla Ciebie nie znaczył, wiesz?

- Wiem i zdaję sobie sprawę z tego, że możesz mnie aktualnie nienawidzić.

- Mam do Ciebie żal, Peterze. Chciałbym przez kilka dni utrzymywać czysto formalne stosunki, muszę to wszystko przemyśleć - spojrzałem na niego. - Wciąż mi nie ufasz, Prevc.

- Rozumiem. Też bym sobie nie ufał.

- A ufasz?

- Nie - odpowiedział z uśmiechem.

***

Czułem się paskudnie. I to nie tylko psychicznie - w nocy obudził mnie potworny ból gardła. Świetnie, musiało mnie gdzieś przewiać.

Nawet mówić normalnie nie mogłem, bo zamiast głosu, z moich ust wydobywał się jakiś nieartykułowany dźwięk. No prawie jak żaba.

W prewencyjnym powitała mnie cisza, a brak ubrania wierzchniego oznaczał nieobecność Petera. Niby to ja wyskoczyłem z tą przerwą, a już miałem ochotę go mocno przytulić.

W kuchni zastałem przygnębionego Piotrka, który z obojętnym wyrazem twarzy wpatrywał się w swój kubek kawy. Postanowiłem się dosiąść.

- Hej - wyszeptałem, powstrzymując się od grymasu.

- Cześć - przywitał się. - Co tam?

- Ujdzie w tłumie. A ty, jak się trzymasz?

- Wspaniale, w życiu nie czułem się lepiej - uśmiechnął się gorzko.

- Piotrek, dokopiemy im, uwierz.

- Czemu szepczesz? - zdziwił się.

- Chyba mnie przewiało i nie mogę normalnie mówić. Chyba, że chcesz usłyszeć skrzeczenie.

- Przypomniałeś mi naszą kucharkę, panią Gienię - parsknął. - Ile razy mam wam mówić, że jest gorące i trzeba podmuchać! Niby dorośli, a czuję się, jakbym do dzieci mówiła!

Parsknąłem krótko, nie mogąc doczekać się zdrowego gardła. Stęskniłem się za krzyczeniem na innych, nie, żebym często to robił, oczywiście.

- Zaraz odprawa - mruknął, patrząc na zegarek. - Chodźmy, musisz jeszcze jej pokazać, że dzisiaj za dużo nie pogadasz.

W sali odpraw siedziało kilku policjantów, w tym Peter. Zająłem miejsce obok niego i przywitałem się.

- Cześć.

- Hej - wychrypiałem, na co zmarszczył brwi.

- Wszystko okej?

- Uwierz, bywało lepiej - wymamrotałem, po czym zaniosłem się kaszlem.

No nie mówcie, że to nie tylko ból gardła, bo oszaleję.

- Właśnie widzę - mruknął z przekąsem.

W tym momencie do pokoju przyszła Regina. Powitała nas krótko i z miejsca zaczęła monolog:

- Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że wczoraj miało miejsce porwanie młodszego aspiranta, Macieja Kota. Poszukiwania trwają, macie mieć oczy i uszy szeroko otwarte, rozumiemy się?!

Odpowiedzieliśmy twierdząco chórem, a mnie znowu dopadł kaszel. Błagam, żeby to nie była żadna angina...

- Na ten moment to wszystko, możecie wyjeżdżać na patrole. Stoch, Prevc, zostańcie na chwilę.

Kiedy zostaliśmy we trójkę, Sztabicka spojrzała na nas uważnie, wzdychając.

- Nie wiem, co się między Wami stało, ale zauważyłam zmianę w stosunkach. Róbcie co chcecie, byleby nie wpłynęło to na jakość pracy.

- Tak jest, pani komendant - odpowiedziałem, ledwo przełykając ślinę.

- Oszczędzaj gardło, słyszę, że masz z nim jakiś problem - poleciła, na co przytaknąłem. - Możecie iść.

- Masz jakieś tabletki? - zapytał mnie Peter, kiedy wsiedliśmy do radiowozu. Zaprzeczyłem ruchem głowy. - W takim razie najpierw apteka.

Spojrzałem na niego z wdzięcznością, na co on posłał mi delikatny uśmiech. Czyżbyśmy wracali na właściwe tory? Oby tak, bo chyba uzależniłem się od tego człowieka.

Przez cały dzień niewiele rozmawialiśmy z uwagi na moje gardło, za co byłem mu niezmiernie wdzięczny.

- To co, do jutra? - zapytał, zakładając bluzę. - Czy bierzesz wolne?

- Żartujesz? - parsknąłem. - Zbyt bardzo uwielbiam tę pracę... No i nie chcę też stracić żadnej chwili spędzonej z Tobą... - odpowiedziałem, czując, że moje policzki zapewne przybrały wściekłe różowy odcień.

Świetnie, po prostu świetnie. Teraz sobie pomyśli, że jestem jakiś psychiczny.

- Ach tak? - zagadnął, uśmiechając się cwaniacko. - Wiedziałem, że długo nie wytrzymasz.

Otworzyłem usta by zacząć się tłumaczyć, ale nie było mi to jednak dane - Słoweniec stanął po przeciwnej stronie biurka i chwycił za przód mojej koszulki i pociągnął do siebie, delikatnie mnie całując. Uchyliłem powieki akurat w doskonałym momencie wejścia Reginy, której miny nie zapomnę chyba do końca życia.

- A więc to była ta zmiana w stosunkach? - uśmiechnęła się pogodnie.

Spuściłem wzrok, chowając się za moim partnerem. Czułem się jak ten struś z głową w piachu.

- Uważajcie, chłopcy. Po prostu uważajcie. A wracając do sprawy z Maćkiem, mam nowe informacje. Piotr dostał wiadomość od porywaczy, że pieniądze na przekazać osobiście, jutro o godzinie dwudziestej pierwszej przy opuszczonej hali na Makarskiej. Musimy być poza zasięgiem ich wzroku, bo jeżeli coś pójdzie nie tak, możemy stracić również i jego.

- Nic takiego się nie stanie - Peter zacisnął dłoń w pięść. - Wszystko się uda, wedle planu.

Uśmiechnąłem się pokrzepiająco. Prevc miał rację - w tym przypadku nie było mowy o jakiejkolwiek pomyłce.

Kiedy Sztabicka opuściła pokój, spojrzałem na niego z ufnością. Ten wyciągnął w moją stronę dłoń, którą przyjąłem z lekkim zdziwieniem.

Słoweniec przyciągnął mnie do siebie, mocno obejmując. Uśmiechnąłem się i wtuliłem w jego kościsty bark, który w tamtym momencie sprawiał wrażenie najbezpieczniejszego miejsca na świecie.

///

Jeszcze jeden rozdział i lecimy z epilogiem hyhy

Dobranoc Żółwiki,

KDP 🖤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro