20.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dziesięć minut przed umówioną godziną dojechaliśmy z Piotrkiem na miejsce. Na zewnątrz emanował spokojem, ale wiedziałem, że w środku wręcz krzyczy z bólu. Maciek był dla niego zbyt ważny, by Żyła z totalną obojętnością podszedł do tej sprawy.

- Uratujemy go - powiedziałem stanowczo, kiedy wysiadał z samochodu. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się blado.

Po chwili zniknął w zaroślach, a ja westchnąłem. Obawiałem się tej sytuacji. Moja podświadomość cały czas próbowała mi przekazać, że stanie się coś złego, a ja ją zbywałem.

- Szkoda, że nie jesteśmy nietoperzami - mruknąłem, kiedy z Peterem zbliżaliśmy się do miejsca wymiany.

- Czemu? - parsknął.

- No, ta echolokacja i w ogóle. Lepszy wzrok w ciemnościach.

- Mam to i bez bycia nietoperzem - w jego głosie słyszałem wyraźne rozbawienie. - Lata praktyki. Za dzieciaka okropnie bałem się ciemności, więc próbowałem siedzieć w niej z otwartymi oczami i chodzić po pokoju. Później doszedł korytarz, łazienka, a kiedy byłem już totalnym mistrzem- schody na parter i kuchnia.

- Jesteś niemożliwy - pokręciłem głową z niedowierzaniem.

W tym momencie usłyszeliśmy przejęty głos Piotrka, więc umilkliśmy, nasłuchując.

- Najpierw oddajcie mi Maćka, inaczej nie dam Wam pieniędzy!

- Nie denerwuj mnie nawet - odezwał się nieznany mi głos. - Dawaj kasę albo w ogóle nie zobaczysz swojego kolegi!

W opuszczonej hali paliło się światło, więc to tam musiała być cała śmietanka towarzyska. Delikatnie wyjrzałem przez ramę dawno stłuczonej szyby i zobaczyłem jakiegoś tępego osiłka, który morderczo wpatrywał się w Piotrka. Obok okna stały uchylone drzwi, ale o wejściu nie było mowy. Dopóki nie widzieliśmy Maćka, nic nie mogliśmy zrobić. Tak naprawdę to nie wiedzieliśmy czy on tam w ogóle jest.

- Muszę go zobaczyć - warknął Piotrek. - Skąd mam wiedzieć, czy czasem nie zwiejesz z forsą?!

- Posłuchaj mnie, rycerzyku... - zaczął, ale w tym momencie przerwał mu dobrze znany nam głos:

- Erneście, ależ po co te nerwy. To normalne, że chce się upewnić co do naszej wiarygodności. Przyprowadź pana Kota.

Ponownie spojrzałem przez ramę, widząc chytry uśmiech tej jednej jedynej osoby, której tak bardzo nienawidzę.

Osoby Oliwiera Wolańskiego.

Po chwili ujrzałem sylwetkę Maćka. Miał rozcięty łuk brwiowy i opuchnięte wargi. Widziałem, jak Piotrek się wzdryga i na moment przymyka oczy.

Tak bardzo chciałem, aby to wszystko już się skończyło.

- Proszę bardzo, o to pański partner, w stanie praktycznie nienaruszonym. Pragnę nadmienić, iż obecny wygląd młodszego aspiranta  spowodowany wynika z jego winy - gdyby stosował się do poleceń, wciąż godnie by się prezentował. A teraz, skoro jesteśmy już na półmetku, może dobijemy targu? - to mówiąc, wyciągnął w jego stronę swoją wypielęgnowaną dłoń.

Piotrek omiótł go wściekłym spojrzeniem, oo czym drżącą ręką podał Oliwierowi papierową torbę. Ten liczył coś przez chwilę, po czym spojrzał na osiłka i kiwnął mu głową. Puścił Maćka, który natychmiast znalazł się w objęciach Żyły.

Wtedy do akcji wkroczyliśmy my, wraz z atekami. Wolański na nasz widok zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział.

- Och, widzę, że się za mną stęskniliście - mruknął z uśmieszkiem.

Ja i Peter celowaliśmy do niego z własnych broni, więc nie było mowy o żadnej wpadce.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo - warknąłem.

- Ty szczególnie - zaśmiał się tubalnie, co trochę mnie zdziwiło. Przecież był na straconej pozycji... czy tak?

- Drogi Kamilu, musisz wiedzieć, że w tym miejscu nasze drogi się rozejdą, czy tego chcesz, czy nie. Wypadałoby się pożegnać.

- O czym ty do cholery mówisz?! - zmarszczyłem brwi, nic nie rozumiejąc.

Usłyszałem świst, huk, wystrzał - nie wiem.

Po prostu mnie zamroczyło.

///
Kochani, w następny poniedziałek nie wiem czy wyrobię się z wrzuceniem rozdziały, dlatego możecie go zobaczyć bardziej we wtorek, miłego dnia!

KDP❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro