Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rose's POV

Jak ja go nienawidzę! Wpadłam do pokoju wściekła i usiadłam na łóżku, rzucając poduszką w ścianę ze złości. Kochany Ashton (poczuj sarkazm) dowiedział się od jakiegoś znajomego, że jestem mistrzynią w nielegalnych walkach. Powiedział o tym chłopakom i zrobili mi awanturę. Nagle natura starszego braciszka się odezwała?! Nie ich sprawa, a jeszcze nie chcieli powiedzieć CZEMU ich kolega o mnie gadał. Niech sobie nie pozwalają na za dużo, bo sie przeliczą. Wrr... Ale mnie zdenerwowali! Rzuciłam szklanką, która była pod ręką, lecz nadal nie wyładowałam swojej złości. Dobrze, że starych w domu nie było, to by była dopiero jazda. Szklanka spowodowała, że kartki, które były na biurku spadły na ziemię. Popatrzyłam się na nie ze wściekłością, a one... Zapaliły się. Najnormalniej w świecie się zapaliły! O matko... Na szczęście zdążyłam je ugasić kurtką, za nim stało się coś poważnego. Co tu miało do cholery miejsce? Jak to się stało? Jezu za dużo tego. Automatycznie złość minęła, a pojawiło się zmęczenie. Poranne siły opadły, a ja chcę tyko spać. I tak też się stało. Mała  drzemka przed obiadem powinna mi pomóc.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - -  - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -  - - - - -- - 

Anne podaje wszystkim talerze z obiadem. Odkąd tu zeszłam, panowała niezręczna cisza. Nikt nie zamierza zaczynać rozmowy, o wczorajszych mało przyjemnych wydarzeniach. W połowie obiadu spokój przerwał ojciec.

- Jutro jedziemy z Ann do lekarza na kontrole jakby co.

- Mhm

- A no i Ash? Możesz skręcić łóżeczko?

- Mhm - haha, widzę że się z nim dzisiaj nie dogada. Znaczy ja mam powód, aby się na niego wściekać, ale Irwin? Nie wiem o co mu chodzi. Od jakiegoś czasu zaczął go ignorować, a nawet jest na niego zły. Może się pokłócili jeszcze o coś innego?

- O co wam chodzi?! - Ojoj zirytowaliśmy tatulka.

- O nic - odpowiedzieliśmy razem

- Jak to o nic? Przecież widzę, że coś nie gra. Przecież nie wspominaliśmy o wczoraj tak? Powinniście się cieszyć.

- Nie, sorry, ale nie zamierzam odgrywać przedstawienia z szczęśliwą rodzinką. Taka moja natura, a wy nigdy nie będziecie dla mnie jak rodzina. - wypomniałam mu.

- Jesteśmy rodziną Ross. Nie wiem czemu mnie tak nienawidzisz. Czemu Rosalie? Nadal jesteś zła o wyjazd?

- Nie - warknęłam

- To nie rozumiem. O co chodzi? - Byłam wściekła, że mówi takim spokojnym głosem. Ale jednocześnie smutna, bo przywołał przykre wspomnienia. 

- Josh dość - warknął Ash. Zerknęłam na niego z zaskoczeniem, ale on mi tylko posłał smutne spojrzenie. 

- A Ci o co chodzi tym razem? - Zadał pytanie szatynowi.

- O to, że jesteś najgorszym ojcem jakiego widziałem. Nie dziwię się, że jest na Ciebie wściekła. Współczuje temu dziecku - kiwnął na brzuch Ann - ale ma pecha, wybierać nie może. - Nie no dzisiaj jest chyba dzień szoku. Tyle razy się zdziwiłam, że to rekord. Dlaczego mu to powiedział? Myślałam, że się dogadują, a tu... Masakra.

- C-co?

- To co powiedziałem. Mam nadzieję, ze dla nowego dziecka nie będziesz takim dupkiem, będzie normalnie funkcjonowało, a życie nie będzie koszmarem. Ona... - Zorientowałam się o co chodzi. Ale jak? Zapomniałam o tym całkowicie. W dniu kiedy się pocięłam i śnili mi się oni, on wiedział co powiedzieć, aby mnie uspokoić. On kurwa o tym wie! Ale jak się dowiedział?!

- Zamknij się Irwin - warknęłam wściekła. Smutek odszedł wraz z nowymi informacjami. Gdyby wzrok mógł zabijać, on już by leżał martwy. Po jego twarzy było widać, że nie zamierzał tego powiedzieć. Wie, że się wkopał.

- Ross, powinien wiedzieć co się stało...

- Nie, nie powinien, tak samo jak ty! Jakim prawem w ogóle wtrącasz się w nie swoje sprawy? Skąd to wiesz?! - nie zwracałam uwagi, że mogę się wygadać. Wściekłość wzięła górę.

- Ro uspokój się...

- Skąd.To.Wiesz?

- Twój pamiętnik... - Zamarłam. Jak to czytał mój pamiętnik?! Tam było wszystko. WSZYSTKO. Niektóre tajemnice nie powinny ujrzeć światła dziennego. Nie, nie, nie to nie może być prawda. Cholera! Wiem, że pobladłam na twarzy, bo zrobiło mi się słabo. Ile on wie...?

- C-co? - zapytałam, ale od razu się poprawiłam - Ile przeczytałeś?

- Mało...

- Ile? - jęknęłam zrezygnowana. Jeśli wie o...

- Tylko o tamtym dniu - powiedział cicho, jakby nie pewny swojej odpowiedzi. Jeśli tylko o tym, to mogę odetchnąć z ulgą. Były tam o wiele gorsze rzeczy. Muszę się pozbyć tego cholernego zeszytu albo go gdzieś bardzo dobrze schować. 

- Dobra... Ale nigdy więcej go nie tykaj zrozumiano? Nawet o tym nie myśl.

- Ok, ok sorry chciałem się dowiedzieć, dlaczego się p... - przerwał, kiedy kopnęłam go pod stołem. Nawet jeśli się kłóciłam, uważałam na słowa. Wiedziałam przecież, że rodzice siedzą obok, a ten matoł teraz by wpadł.

- Mądry jesteś, powinieneś się skapnąć. A teraz koniec tematu. - wróciłam do obiadu, dokończając go tak szybko jak mogłam. 

- O czym wy do cholery gadacie? Co powinienem wiedzieć? Jaki dzień? - Wow, długo wytrzymał.

- Nie twój interes, mówiłam koniec tematu.

- A właśnie, że mój. Jestem twoim ojcem i mam prawo wiedzieć dlaczego mnie nienawidzisz. 

- Oh ojciec haha. Nagle chcesz być moim moim tatą? Troszkę na to za późno, a i tak Ci nie powiem. Życie nie jest sprawiedliwe. Cześć - wstałam od stołu i pognałam do góry. Usiadłam przy biurku, szukając tekstów moich piosenek. Dostałam weny, ta kłótnia mnie natchnęła. Usłyszałam kroki na schodach. Nie chce z nikim rozmawiać. Ani z ojcem, ani z Ashem. Kiedy skrzypnęły deski na początku korytarza, spojrzałam gniewnie na drzwi. Otwarte. Nie no super. Rozzłoszczona wstałam, ale za nim zrobiłam choćby krok, drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Znieruchomiałam. Przecież okien na korytarzu nie ma, a te w moim pokoju są zamknięte. Czyli przeciąg jest wykluczony. Uderzenie w nie lub pchnięcie też, bo nikogo tam nie było, a cały czas patrzyłam na nie. Czyli zwidy? Może... Co ja ćpałam?! Za dużo tego... Biorę się za piosenkę.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - --  - - - - - - -  - - - - - - - - - - - - - - - - -

Skończyłam drugą zwrotkę już godzinę temu. Nie myślałam dużo o dzisiejszych wydarzeniach, zostawiłam to na wieczór, czyli że nadszedł ten czas teraz. Wyjęłam pamiętnik i się zacięłam. Co ja mam zrobić? Wiem, że coś się dzieję, zauważyłam dziwne sytuacje, ale... Czekaj, kiedy to się zaczęło? Dzisiaj rano ten wilk, wczoraj czerwone oczy. Było coś wcześniej? Miałam sen o dziadku i jakimś mężczyźnie, który raczej nie był człowiekiem. A potem ten słuch na wyścigu i precyzja w strzelaniu. Znaczy zawsze idealnie strzelałam, ale nie, aż tak. Wyciągnęłam długopis i w podpunktach pisałam dziwne rzeczy:

*Intrygujący sen z udziałem dziadka

*Dobry słuch

*Dobry wzrok

*Precyzja

*Zaskakujący wybuch wody

*Zmiana koloru tęczówek (czerwony)

*Dobry kontakt z naturą (drzewa, strumień)

*Rozmowy ze zwierzętami (wilk)

*Podpalenie kartek (chyba wzrokiem)

*Trzaśnięcie drzwiami ( nie mam pojęcia jak)

*Częste zdenerwowanie

Jezu sporo się tego nazbierało. Czemu nie zauważyłam tego wcześniej? Ale co to w ogóle ma znaczyć? Jakieś moce, dary umiejętności... Nawet nie umiem tego nazwać. Jedno pytanie. Jak to się do cholery zaczęło? Tak znikąd sobie przyszło?! Przecież nic dziwnego sie nie stało, przed tym. Dziadku, to ty mi się śniłeś. Masz coś z tym wspólnego? Czemu najpierw Cię widzę, a potem to wszystko się zaczyna. Tyle pytań, a nikt mi na nie, nie może odpowiedzieć. Tak samo nikomu nie mogę powiedzieć co się dzieję, bo uznają mnie za wariatkę. Wystarczy, że Zayn i Ann widzieli moje oczy i ciągle się wykłócam. Na szczęście, traktują to jak normalne zachowanie. Dziadku, błagam, pomóż!

_______________________________________________________

Długo czekałam, aby w końcu napisać ten rozdział xD Wiem, że go całkowicie zniszczyłam... Przepraszam. No, ale trudno. 

A wy jak? Zauważyliście wszystkie te rzeczy?  Czy wam umknęły? Pochwalcie się :D

xJx






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro