Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rose's POV

Wchodziłam właśnie do klubu. Ochroniarz nie protestował, jak od razu do niego podeszłam i chciałam przejść przez bramkę. Wiedział kim jestem. A no właśnie co ja tu robię? Zadzwoniłam do Zayna, gdzie są. Wiedziałam, że omawiają akcje razem, więc najlepszym rozwiązaniem było wykonać telefon właśnie do niego. Powiedział, że tu i tadam, jestem! Skierowałam się do loży dla 'Vipów' i od razu podeszłam do kanap, gdzie siedziała cała piątka. Zauważyłam, że nawet jeśli to Harry rządzi, to wszyscy są na najwyższym szczeblu i trzymają się razem.

-Ale naprawdę nic o tym nie wiedzą. Przecież...- Liam, kiedy mnie zobaczył, przerwał swoją wypowiedź. Reszta powiodła za nim wzrokiem i zaskoczeni natrafili na mnie. No może nie wszyscy, Zee wpatrywał się w drinka, jakby był najwybitniejszym zabytkiem natury.

-O Ross co ty tu robisz? Wiesz my właśnie... Em.. - ratował ich Styles. Dziwne, że nie wiedział co powiedzieć...

-Tak, wiem co wy tu kuźwa robicie! I lepiej mnie jeszcze bardziej nie wkurwiaj i słuchaj, dobra? Po pierwsze idioci, sprawdza się AKTUALNE informacje. Po drugie podszkolcie swoje kocie ruchy i po trzecie, chyba najważniejsze Louis, nawet się do mnie dzisiaj nie zbliżaj, bo może ci się stać krzywda! - tak naprawdę nie wiem, dlaczego byłam na niego taka zła. Nie czekaj, nie byłam zła. We mnie była furia na myśl, że on pobił Hemmo. Ale jemu też się oberwało, co poprawiło mi humor. Co ty masz w sobie blondasku, że mam kompletne tornado uczuć? Nie mam pojęcia, choć te jego niebieskie, świdrujące oczy, które sprawiają, że odpływam. Miękkie i sprawne usta, które zapierają dech w piersi. Te... Nie stop! Otrząśnij się, o czym ty myślisz?! Wróciłam do rzeczywistości.

- O czym ty mówisz? Co ty możesz wiedzieć, co?! Wczoraj odpuściłem, ale dzisiaj nie zamierzam. To, że dostałaś jakąś atrapę i nią straszysz, to nie znaczy, że masz nad wszystkim kontrolę! A tak w ogóle to... 

- Harry odpuść. Naprawdę nie wiesz co robisz. Nie radziłbym - przerwał mu cichym, lecz stanowczym głosem Malik, który spojrzał na mnie ze zniecierpliwieniem. Uśmiechnęłam się na to zwycięsko.

- A czemu nie? A tak wogóle to skąd o tym wiesz? - z drugim pytaniem zwrócił się do mnie, na co zaśmiałam się ironicznie.

- Spytaj się kolegi, wszytko ci opowie, a ja chętnie posłucham - kiwnęłam w stronę mulata, dając znać zielonookiemu, że o niego chodzi. 

-Zayn - warknął

-Ehh... Po prostu tak jakby nie sprawdziliśmy dobrze i w domu byli rodzice Irwina i ku mojego zdziwieniu nasza, mała Rosalie - Czułam na sobie spojrzenia tu zebranych. Prychnęłam na słowo mała, ale słuchałam dalej.

- Zaskoczyła mnie jego matka, wychodząc z kuchni, to wziąłem ją do siebie. Potem zszedł Irwin i wyciągnął broń. Nie mógł nic zrobić, bo skrzywdził by kobietę. Sytuacje była na moją korzyść, lecz nagle z łazienki wyszła Ross. Próbowała opanować to, ale nie odpuszczaliśmy, więc też wyciągnęła broń. To nie atrapa. Okazuje, że świetnie zna resztę. A z Hemmingsem nawet wracała z wyścigu. Po rozmowie puściłem Ann, a Ashton się nią zajął. My poszliśmy pogadać. Ale nie wiem o co chodzi z resztą punktów. - Na moje szczęście nie wspomniał o czerwonych tęczówkach. To było... przerażające. Ale nie czas na myślenie o tym. Na twarzach reszty było skupienie, chyba trawili zdobyte informacje. Po chwili ciszy odezwał się Hazz.

- Em no dobra, sorry za tą atrapę. Ale co ty robiłaś u wrogów? Czemu celowałaś w Malika? Skąd ty ich tak w ogóle znasz? Już wczoraj zauważyłem, ale... - nie dokończył, tylko pokręcił głową. Usiadłam na oparciu sofy i westchnęłam.

- Dla kogo wrogowie, dla tego wrogowie. Czemu celowałam, to powinieneś wiedzieć. Ona jest w ciąży! Nie powinna się denerwować! 

- A co tam robiłaś? I czemu jesteś wściekła na Tomlinson'a? - wymieniony chciał coś powiedzieć, ale zdążyłam go zgromić wzrokiem. To trochę nie fair, że im będę się tłumaczyła, a tamtym nie... Ale w końcu odpowiem tylko skąd ich znam. 

- Byłam tam, bo... Tam mieszkam. - Tak... Zdziwienie 95%, 5% zdezorientowanie. - Bo Ash to mój brat przyrodni. I jeśli chcesz coś od niego, to z nim gadaj, a nie w rodzinę mi się wpierdalaj! - znowu chwila ciszy i pierwszy wybudził się znowu mój ukochany brunet. 

- Dobra to nas zaskoczyłaś... Czyli rodzinka ciekawa... Syn w gangu, córka w... - nie potrafił dokończyć i spojrzał na mnie. A co ja miałam mu powiedzieć? Też byłam w gangu, Tim'a, ale czy teraz też się do niego zaliczam? Jezu o czym ja myślę? Pewnie, że tak! 

- Też - mruknęłam niechętnie

- Syn w gangu, córka też... No zajebista familia - roześmiał się, po czym spoważniał. 

- Czekaj, czekaj w jakim ty gangu jesteś? Od nich?! - tak, tak też bym się zdenerwowała. Nawet jak warczy przez zaciśnięte zęby, ma to jakiś wdzięk. 

- Nie, nie w tym. Ale o tym innym razem. Nie o tym przyszłam gadać. - wywróciłam oczami, po czym wypiłam jego drinka, który stał najbliżej. No co nie mogę?

- No okej... Właśnie! Odpowiedz w końcu, o co jesteś zła na Tomlinsona.

- Jak to za co? Nie jest głupi. Połączył fakty albo zaraz to zrobi i się skapnie. - warknęłam zniesmaczona w jego stronę. O co ja się złoszczę tak naprawdę? Nie wiem. Tyle razy zabijano kogoś na moich oczach, tyle razy ja biłam kogoś do nieprzytomności... A teraz jestem zła o to? Jestem nienormalna. Zobaczyłam nagłe zaskoczenie u Lou i jakby byłoby to możliwe, jestem pewna, że żarówka zaświeciłaby mu się nad głową.

- Ty... To dlatego... Aż tak Ci na Nim zależy?

- Nie zależy mi na nim - w moich głosie przeważał lód - Ale to i tak mój kumpel i chyba normalne, że jestem zła czyż nie?

- Ejejej o co chodzi? - zapytał zdezorientowany Nialler.

- No, bo Ross jest na mnie zła, że zacząłem bójkę z Lukiem i mu się trochę dostało. Ale też nie wyszedłem z tego bez szwanku. Cieszysz się?

- Jest coś między wami? - przerażający spokój był rażący w głosie Styles'a. Wiedziałam, że to tylko pozory. Zastanawiałam się nad pytaniem... Jest coś? No chyba nie. Oprócz dzisiejszego pocałunku i tych spojrzeń, nic nie ma.

- Nie. Nie ma i nie będzie

- Oj wiem, że nie będzie... - mruknął pod nosem sam do siebie, ale mam jakiś wrażliwy słuch i to usłyszałam. Zmarszczyłam brwi. O co mu chodzi? Ogólnie Harry jest dość tajemniczy, lecz na pewno nie skryty. To chyba logiczne, jeśli jest szefem, ale jego bezczelność tak mnie czasami irytuje. Pomyślałam o tym, co się stało w domu. Czerwone oczy. Muszę porozmawiać z Zaynem natychmiast. Później z Lukiem, z nim też była dziwna sytuacja. Nic z tego nie rozumiem. Może to przez narkotyki, ale tak długo by się nie trzymały i nigdy nie miałam takich objawów. Nie, to niemożliwe.

- Zayn chodź na słówko - westchnęłam i podeszłam do drzwi, które prowadzą na dwór. Oparłam się o mur i zamknęłam oczy. I jak ja mam zacząć? Ehh... Chodźmy na żywioł.

- Pewnie wiesz o czym chce gadać - otworzyłam oczy i zobaczyłam, że skinął głową. -Jakbyś mógł o tym momencie nikomu nie mówić, to byłabym Ci wdzięczna. Nie wiem co się stało. Może efekt uboczny mieszania narkotyków. Nie mam pojęcia, ale niech to zostanie między nami, dobrze? - Przez kilka sekund nic nie mówił, a mi się wydawało, ze mijają wieki. Po czym szczerze się uśmiechnął, a mnie zalała fala ulgi. 

- Dobra. Niech będzie to nas słodka tajemnica - Z nadmiaru emocji go przytuliłam. Był tym tak samo zaskoczony jak ja. Niestety niewystarczająco szybko się od niego odsunęłam i postać, która otworzyła drzwi, zdążyła nas zobaczyć w tej pozycji...




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro