Landrynki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nie wiem Hoseok, nadal to do mnie nie dochodzi... To było... Tak nagle. - westchnął Jimin do telefonu, zaciągając się papierosem. Nie był uzależniony, czasami się nimi raczył, teraz jednak spalał jeden za drugim, emocje wygrały.
- Sam jesteś sobie winien. Nawet tak cwana bestia jak ty nie da rady długo ciągnąć podwójnego życia. W końcu musiało to wyjść na jaw, kłamstwo ma krótkie nogi. - odpowiedział jego przyjaciel, na co Park zacisnął nieco wargi. Wiedział, że ma rację, jednak nie mógł znieść myśli, że wszystko się posypało.
- Płakał... Nawet nie wiesz, jak przerażające to było. Taehyung nigdy nie płacze.
- Jimin, błagam. Nie użalaj się nad sobą. Zjebałeś, trudno. Zaczynając tę zabawę wiedziałeś, że grozi to klęską, jednak podjąłeś ryzyko. Nic już nie zrobisz.
- Samo tak wyszło. Przecież nie planowałem z Yoongim tego typu relacji... Miało być inaczej.
- I? Co z tego? Dałeś się, to chociaż jedną sprawę załatw jak mężczyzna i się nim zajmij. Taehyung już do ciebie nie należy.
- Nie miałem żadnego wyboru... - westchnął, gasząc papierosa w popielniczce. Podrapał się po głowie, rozglądając po zrujnowanej sypialni. Delikatnie pogładził miejsce, na którym zawsze spał blondyn. Szlag by to.
- Powoli mnie wkurzasz. Odpowiedz sobie na jedno pytanie, okej? - głos Hoseoka był stanowczy. Nieczęsto mu się zdarzało, więc Jimin skierował całą uwagę na dźwięku wydobywającym się z telefonu. - Masz ich dwóch. Kogo bardziej potrzebujesz do życia?
Park zmarszczył brwi, zaciskając dłoń na komórce. Nienawidził Junga za tę szczerość, celne pytania.
- Dobrze wiesz, że to skomplikowane.
- Nie, bardzo proste. Na ten moment Yoongi jest dla ciebie najważniejszy. Musisz go uszczęśliwić, on jest priorytetem. Taehyung jest młodzieńczą miłością, która przesłoniła ci cały świat - mruknął, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - Szczerze? Nie jesteś go wart. Tyle go okłamywałeś, on nic o tobie nie wie. Pięć lat żył z kimś, kto za plecami robił takie wstrętne rzeczy. On potrzebuje kochanego, dobrego człowieka, nie idioty, który nie potrafi o niego zadbać.
- Hoseok, przestań - warknął.
- Czemu? Jedyne co miałeś mu do zaoferowania, to dobry seks. Brak czasu, szczerości...
- Nie zmienia to faktu, że teraz cierpi - odparł, opadając na łóżko. Sięgnął po skrawek ich zdjęcia z okresu studiów. Było im wtedy tak dobrze, tak mocno się kochali.
- Pocierpi i przestanie. Jest śliczny i pewnie jak tylko jego poprzedni adoratorzy dowiedzą się o waszym rozstaniu, to będzie zajęty nimi.
- Jacy adoratorzy do cholery?! - warknął, zrywając się do siadu.
- Haha! Czasami jesteś naprawdę debilem. Jin tylko czeka, aż się wam spieprzy, pewnie skorzysta z okazji. Kocha się w Tae od dawna... Twój kochaś jest teraz załamany, więc pocieszeniem go zdobędzie. Zraniony kotek potrzebuje teraz kogoś, kto się nim zajmie. - Hoseok zaśmiał do słuchawki, a Jimin zadrżał ze wściekłości. Sama myśl, że jego maleństwo może być dotykane przez kogoś sprawiała, że miał ochotę wysadzić pół miasta w powietrze, by pozbyć się każdego mężczyzny. Te delikatne ciało było tylko jego.
- Nawet tak nie gadaj, nie ma szans.
- Bo? Chuja możesz. Wracaj do Daegu, Yoongi pewnie tęskni. Chyba nie chcesz spieprzyć dwa razy?
Brunet rozłączył się, rzucając telefonem o podłogę. Serce biło mu jak oszalałe. Wcześniej nawet nie przeszło mu to przez myśl. Samotny Taehyung był czymś, co mógł znieść, jednak oglądanie go z kimś innym go wykończy.


***


Taehyung wepchał do ust kolejne ciastko, starając się w jakikolwiek sposób wyżyć i odstresować. Serce bolało go niesamowicie, przekrwione oczy piekły, umysł wariował. Nie mógł uwierzyć w to, że Jimin nie błagał go by został, by go nie opuszczał. Pozwolił na te rozstanie, jakby to nic dla niego nie znaczyło. Nawet jedna łza nie spłynęła po jego policzku. Jego głos się nie załamał. Mocniej zareagował na zniszczony pokój, aniżeli na wieść, że to koniec.
Zaszlochał, wgryzając się w kolejnego piernika. Naprawdę cała ta sytuacja była podła. Mówił, że go nienawidzi, że nie chce go oglądać, jednak prawdę powiedziawszy nie było to szczere. Był przywiązany do Parka, kochał go, przy nim czuł się szczęśliwy. Gdyby tylko go przeprosił, gdyby zostawił tamtego i rzucił życie w Daegu, to najpewniej przyjąłby go z powrotem. Był gotów mu to wszystko wybaczyć, wystarczyła tylko odrobina wysiłku. Jego miłość do Jimina była silniejsza niż ból, który nim zawładnął.
- Taeś, skarbie... Nie płacz. - Niewysoka blondynka usiadła obok niego i mocno przytuliła. Tae grzecznie wtulił się w jej ciało, starając się zapanować nad smutkiem.
- Noona... To nie jest takie łatwe. Kocham go - stęknął, a kobieta westchnęła cicho, głaszcząc jego włosy.
- Wiem kochanie. To strasznie boli, ale nie możesz się załamać. Musisz pokonać żal, zastąpić go czymś. Nie chcę, byś cierpiał jeszcze mocniej.

Kim nie wiedział co odpowiedzieć, więc tylko przymknął powieki. Cieszył się, że miał przy sobie Yejin i Jungkooka, bez nich już dawno wyskoczyłby przez okno i na tym skończyłoby się jego bezsensowne życie.
Usłyszał kroki. Młodszy właśnie wszedł z kolejną porcją słodyczy, na które Taehyung zareagował od razu. Wyciągnął rękę w kierunku talerzyka i zgarnął kilka czekoladek, pakując je do buzi.
- Będziesz gruby - westchnął Kook, siadając po jego drugiej stronie. Kim posłał mu niezadowolone spojrzenie.
- Na cholerę mi ładne ciało, skoro jakiś platynowy chłoptaś odbił mi mężczyznę? - Wzruszył ramionami, oblizując wargi. Złość mieszała mu się ze smutkiem, czuł się jak gówno.
- Jimin jest po prostu ślepy. Pewnie trafił na łatwego idiotę - powiedziała dziewczyna, również wsuwając do ust czekoladę.
- A ja to co? Trudny? Potrafiliśmy pieprzyć się kilka razy dziennie. Jakby chciał, to dawałbym mu i dziesięć, czy dwadzieścia, tylko niech mnie nie zostawia. Ja... Czy coś zrobiłem nie tak? - spojrzał na swoich przyjaciół, którzy jak na zawołanie się wyprostowali, kręcąc głowami.
- Jeju, przestań Taeś. Jesteś idealny, nikt nigdy nie miał lepszego chłopaka. Gdybym nie była lesbijką, to sama bym się za ciebie brała. - Yejin złapała go mocno za ramiona i wtuliła w swoje piersi. - Po prostu trafiłeś na dupka, bywa. Wiem, że ci źle, że cierpisz, ale to minie. Masz całe życie przed sobą. Jesteś przepiękny, słodki, kochany. Idealny. Znajdziesz kogoś, kto na ciebie zasługuje, a Park będzie potem żałować, że stracił taki skarb.
- Bredzisz noona. To brzmi jak dialog z kiepskiego dramatu... - zaśmiał się smutno, przymykając oczy. Nie było mu lepiej, ale chociaż już się tak nie rozklejał. - Ja... Muszę coś z tym zrobić.
- Znienawidź go, Taeś. Zniszcz. Spraw, by jego życie było piekłem. - uśmiechnęła się kobieta, zerkając na Kooka, który schował twarz w geście zażenowania. - Te, dzieciaku! Spokój. To serio jest dobry pomysł - mruknęła i złapała Kima za ramiona, odciągając od siebie nieco. - Zemścijmy się, niech popamięta i ma dość życia.
- Noona! Nie podsuwaj mu głupich pomysłów! Lepiej, by się odciął.
- Nie! Ja bym szmaciarzowi odcięła kutasa i przerobiła na kaszankę - warknęła, po czym uśmiechnęła się do blondyna. - Nie chcesz, by cierpiał?
- Nie chcę... - jęknął smutno, na co Jeon się uśmiechnął. - Ale musi. Masz rację, zrujnuję mu życie tak, jak on pozbawił mnie mojego. Będzie płakał, cierpiał. Zniszczę wszystko to, co kocha, zostanie z niczym.
Dziewczyna ucałowała go w czoło i posłała uśmiech.
Taehyung nie do końca chciał, by Park cierpiał, jednak bez wątpienia zasłużył. On już stracił dumę, godność. Nie miał do stracenia nic, bo Jimin odebrał mu wszystko to, co było w jego życiu ważne. Czemu to on ma płakać, a Jimin wieść słodkie życie z tym białasem? Niech wszystko wyjdzie na jaw.


***


- Ciii... - szepnęła Yejin, schylona biegnąc pomiędzy samochodami na parkingu. Dwójka chłopaków podążała za nią, nieco mniej pewna, czy takie działania były dobre.
- Mówię wam, to dziecinne... - mruknął Jungkook, totalnie niezadowolony z wciągania go w tego typu zabawy. - Będziemy mieć kłopoty.
- Daj spokój, cykorze. Trzeba było zostać w domu.
- Jakbyście mi pozwolili... - naburmuszył się, zatrzymując się przed ogromnym, lśniącym samochodem Jimina.
Taehyung westchnął cicho i wyciągnął z plecaka długi kij. Czy na tylnym siedzeniu ukochanej maszyny Parka mógł leżeć jakiś nagi chłopak, z którym jego ukochany pieprzył się daleko od ich domu? Czy też go nim woził na wycieczki za miasto, gdzie na łące wyznawali sobie miłość i karmili owocami? Czy przyjeżdżał po tamtego, gdy było mu smutno, gdy miał koszmary, czy też źle się czuł? Czy dla niego też gotów był zerwać się w środku nocy i pędzić w pidżamie na drugi koniec miasta?
Zadrżał.
Nie pozwoli na to, by tamten miał takie same wspomnienia. By całował jego Jimina w samochodzie, w którym tyle razy mówili sobie 'kocham cię'.
- Nienawidzę cię! - warknął i z całej siły uderzył kijem w przednią szybę, która pękła, wyglądając teraz niczym pajęczyna. Chwilę później pozostała dwójka zaczęła pisać po lakierze, on zaś uderzał jak oszalały, jakby miał zamiar zgnieść potężną bestię.
Łzy po raz kolejny napływały mu do oczu. Pragnął nad nimi zapanować, jednak na siłę same się pchały.
Alarm drażnił ich uszy. Chwilę potem usłyszeli jakieś krzyki, jednak Taehyung nie miał siły oderwać się od nieszczęsnej szyby i kija, który jakby sam uderzał, ciągnąc jego ciało za sobą. Za swoim gniewem i żalem.
- Stać! - krzyki obcych mężczyzn dotarły do jego uszu, były blisko, on jednak ledwo reagował na ich ręce, które mocno zacisnęły się na jego, wyrywając kij. Krzyczeli, grozili.
Taehyung stał jednak wpatrując się w szkło, które pokruszyło się jak jego serce i dusza.





Jimin spojrzał na odłamki szkła, które leżały dookoła jego samochodu. Rozbita szyba, uszkodzone lusterka i napis na drzwiczkach "Kutas", który mogła napisać tylko przyjaciółka jego Tae. Zadrżał, dotykając zniszczonej maski. Ten samochód był dla niego jak dziecko, z trudem go zdobył i wydał na niego masę pieniędzy. Idealny, zadbany, jedyny taki w okolicy. Nie było piękniejszego auta w Korei.
Zacisnął pięści, czując jak jego ciało drży. Nie spodziewał się, że blondyn mógł zrobić coś takiego. Czuł, że to za namową tej wiedźmy, zawsze miała chore pomysły i nienawidziła mężczyzny, jednak Taehyung naprawdę musiał go nienawidzić, skoro postanowił zniszczyć coś, co było dla niego tak ważne. Najpierw figurki, które zbierał od dziecka i które miały ogromną wartość sentymentalną, teraz to... Nie wspominając o kawałku serca, które stracił przez te rozstanie. A mogło obyć się bez tego...
- Złapaliśmy sprawców, siedzą w areszcie. Musi pan tylko udać się z nami na komisariat, dopełnimy formalności.
Park spojrzał na niego i pokręcił głową.
- Nie, nie będę się bawił w policję i sądy. Wypuśćcie ich, zapłacę kaucję i zapomnijmy.
- Ale to drogi samochód! - obruszył się mężczyzna, a Jimin zaszczycił go tylko przelotnym spojrzeniem.
- Nie chcę nic z tym robić. Należało mi się.
- Rozstanie? - Policjant uniósł brew, a brunet tylko skinął głową.
- Powiedzmy. - Odsunął się od samochodu i wsunął dłoń we włosy, roztrzepując je nieco. - Niech pan nie robi im problemów, emocje wzięły górę.
- Jak pan chce. Proszę podpisać. - Podsunął mu kartkę, a Park przejrzał ją pośpiesznie i złożył zamaszysty podpis. - Do widzenia i oby więcej samochodów panu nie zniszczyła!
-  Żegnam. - skinął głową i otworzył drzwi auta. Strzepał z siedzenia kawałki szkła i opadł na nie, odchylając głowę do tyłu. Nawet nie potrafił być na niego zły. Gorzej czuł się z myślą, że nie zobaczył jego wściekłej twarzy. Tęsknił za nią tak cholernie.
Nagle zadzwonił mu telefon. Spojrzał na wyświetlacz i natychmiast odebrał.
- Cześć, Cukierku. - Uśmiechnął się sam do siebie, słysząc głos chłopaka. - Tak, wieczorem wracam do Daegu, przyjadę od razu do twojego domu. Hm? Tak tak. Jasne. Pamiętam. Do potem!
Odłożył telefon i zaśmiał się żałośnie.
Park Jimin, jesteś najgorszym skurwielem na tej planecie.


***


- Nienawidzę tego dupka! Nienawidzę! Nienawidzęęęęęęęę! - warknął Taehyung, zaciskając dłonie na poduszce. Nie spodziewał się, że go złapią, ale jeszcze bardziej zadziwił go fakt, że Jimin zapłacił za nich i nie oskarżył. Sądził, że będzie się mścił, a on to olał. Zwyczajnie. Jakby to było nic. Przecież kochał ten pierdolony samochód, ciągle to powtarzał! Czemu się nie wściekał, czemu nie przyszedł tam i nie krzyczał? Dlaczego pozostawał obojętny i to po raz kolejny?
Miał gdzieś fakt, że między nimi był koniec.
Miał gdzieś, że jego samochód nadaje się na złom.
Miał gdzieś chyba wszystko, co związane było z nim.
Pewnie kupi sobie ze swoim kochasiem nowy, lepszy, albo już mają. Może ten białas ma kasy jak lodu i oboje mogą sobie pozwolić na wszystko, nie to co zwykły urzędas Taehyung, który nie był kimś, kim można się pochwalić przed znajomymi. Tamten był jeszcze śnieżnobiały według opowieści Namjoona, a głupia, ciemna twarz Kima była daleka od kanonu piękna, chociaż smarował się różnymi gównami. Jimin mógł mieć każdego, na cholerę mu ktoś tak daleki od ideału?
Spojrzał na swoje opalone ręce. Na ten moment wszystko w nim samym wydawało mu się wstrętne. Był pozbawiony większych talentów, nie był nadziany, jego skóra była brzydka, pieprzyk na nosie irytujący, włosy zbyt niesforne.


Nie. Stop. To Park jest tym złym!


Przetarł oczy dłonią, sięgając po sok, którego wypił od razu pół szklanki. Oblizał wargi i zerknął na wielkie zdjęcie, które wisiało na jego ścianie. Szybko podszedł i zdjął je z haczyka. Oboje razem. Przytuleni i uśmiechnięci. Taehyung kończył wtedy studia, a Jimin zaproponował mu, by zamieszkali razem. Pamiętał doskonale, jak Yejin robiła im te zdjęcie na pożegnanie, by mieć pamiątkę. Teraz wszelkie rzeczy przypominające mu Parka musiały zniknąć. Podszedł go kosza i wrzucił tam ramkę, uśmiechając się do siebie smutno. Trzeba pozbyć się każdej cząstki tego skurwiela. Już miał wrócić na swoje nagrzane miejsce, gdy poczuł wibracje w kieszeni. Nieco zaskoczony wyciągnął telefon i spojrzał na ekran. Rozchylił usta i niepewnie odebrał.
- Tak?
- Przynieś mi landrynki, gówniarzu! Mam ochotę na coś słodkiego, a wszyscy uciekli.
Kim zacisnął dłonie, nie wiedząc za bardzo co zrobić.
- Ale... Naprawdę muszę babciu?
- Tak. Jestem głodna.
I rozłączyła się. Blondyn jęknął cicho i wbił wzrok w swoje buty. Naprawdę nie miał ochoty się z nią widzieć.


- Nareszcie! Ile można czekać? - Chudziutka staruszka wyciągnęła dłonie w kierunku Tae, jednak nie by go uściskać, tylko by dobrać się do reklamówki pełnej słodyczy. Kim posłusznie jej ją wręczył, po czym wsunął dłonie do kieszeni.
- Mogę już pójść?
- Nie. Nie będę siedzieć tutaj sama. Wszyscy wrócą wieczorem, a mi się nudzi - odparła, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Taehyung skulił się nieco i przysiadł obok na kanapie, obserwując jak staruszka pochłania kolejne cukierki, jakby jej żołądek nie miał dna.
Czuł się nieswojo w jej towarzystwie od początku, ciągle go wykorzystywała i była niemiła, jednak nie miał serca kiedykolwiek jej odmówić. Teraz jednak sytuacja uległa zmianie i stał się odważniejszy.
Chyba.
- Byłam wczoraj u lekarza. Mam coś nie tak z plecami, nawalają jak głupie. Nie mogę za długo siedzieć przed telewizorem, a te głupki jeszcze się cieszą, bo niby psuję sobie oczy. No kurde... Moje oczy, co im do tego. Nie będą mi gówniarze mówić co mam robić. Moja telewizja, będę całą noc sobie przełączać kanały, a co! Za emeryturę szalej, nie będę się krępować!
- Powinnaś uważać na zdrowie babciu - odparł Tae, zerkając na nią kątem oka. Kobieta była straszną gadułą, nawijała bez przerwy. Nie miał pojęcia skąd miała tyle energii, ale mogłaby mu odrobinę odstąpić, bo był jej pozbawiony.
- Nie pouczaj mnie! Lepiej pilnuj, by cię dupa nie bolała, a nie się mną przejmujesz.
Kim rozchylił wargi. Nadal nie dochodziło do niego, jak można być tak bezpośrednim. Od początku babcia waliła głupimi tekstami i miała z tego radochę, chociaż zgrywała pozory. Nie lubiła Tae, chciała mu dopiec na każdym kroku, bowiem według niej doprowadził do tego, że jej ukochany Jiminek został zboczeńcem i stara pani Shin spod czwórki szybciej doczeka się prawnuków, co godzi w honor rodziny Park.
- Dobrze - westchnął tylko, nie mając siły na cięte riposty. Zawsze starał się troszkę ją pocisnąć, jednak w obecnej sytuacji odechciewało mu się żyć, a gdzie tu chęci na wymyślanie tekstów, by pocisnąć babcię Park?
Staruszka napchała sobie usta landrynkami, po czym pacnęła go po głowie.
- Gdzie Jiminek? Zostawiłeś go w domu samego? Niewdzięczny! - mruknęła.
- Babciu! Sama kazałaś mi przyjechać! - jęknął, nadymając nieco policzki, jednak kobieta nie była usatysfakcjonowana.
- No i? Mogłeś go zabrać, chętnie bym go zobaczyła.
- Może niedługo cię odwiedzi.
- Jak to może? Znowu go wywiało?
- Można tak powiedzieć. - Wzruszył ramionami, sięgając po jednego cukierka, za co dostał po łapach.
- Co mnie obżerasz, gówniarzu?
- To ostatni raz babciu. Nigdy więcej nie zabiorę ci już tych landrynek. - Uśmiechnął się do niej, wsuwając do ust słodycz. Babcia skrzywiła się, łapiąc za resztkę, którą zaczęła szybko pochłaniać.
- Mam nadzieję. To moje.
Taehyung spojrzał na jej napchaną buzię i wybuchnął śmiechem. Będzie mu jej brakowało, chociaż traktowała go w tak niefajny sposób. W życiu nie usłyszał od niej nic miłego, jednak i tak wolałby znosić ją cały czas, niż całkiem utracić, co było aktualnie czymś normalnym. Babcia przestała być jego babcią, teraz byli dla siebie obcymi ludźmi.
- Jesteś idiotą.
- Wiem, ale taki już mój urok. - Wzruszył ramionami, po czym pod wpływem niezrozumiałych dla niego emocji, objął ją mocno, wtulając się w jej kruche ciało. Kobieta chciała się wyrwać, jednak był nieco silniejszy.
- Weź mnie nie molestuj! Idź już sobie i nie wracaj! - pisnęła, a Tae odsunął się do niej i skinął głową, uśmiechając się smutno.
- Dobrze babciu. - Wstał, łapiąc za swoją kurtkę, a pani Park zmarszczyła nos, chyba nie do końca zadowolona.
- Gdzie idziesz?
- Wyganiasz mnie przecież...
- Próbuję od lat, ale marnie mi idzie. - Staruszka zgniotła w dłoniach opakowanie po cukierkach. - Do której jutro pracujesz?
Kim wzruszył nieco ramionami.
- Mam wolne.
- To przyjdź rano, pojedziesz ze mną na zakupy, muszę kupić coś JiJi na imieniny.
- Nie mogę babciu, nie przyjadę do ciebie - odparł, zaciskając nieco nerwowo wargi. Staruszka niemalże się zapowietrzyła.
- Jak to nie? A pojutrze?
- Też nie. Dzisiaj odwiedziłem cie ostatni raz, już więcej się nie zobaczymy.
- Ej! - krzyknęła, czerwieniąc się na twarzy. - Co to ma znaczyć? Nie pyskuj, bo nie pozwolę wam na ślub! - założyła ręce na piersi. To był jej typowy argument, dlatego Tae zawsze starał się robić wszystko tak, by była zadowolona. Rzecz jasna nigdy nie przejawiała jakiejkolwiek radości, ale chociaż nie krzyczała.
- Nie musisz, to już zbędne - westchnął, siląc się na miły ton, chociaż naprawdę ciężko było mu mówić takie rzeczy. Gdy tkwiły w jego głowie, to jakoś to znosił, jednak wypowiadając je, nabierały one mocy i stawały się prawdą, której tak nienawidził.
- Ty! Jak ty się do mnie odnosisz?! Musicie mieć moje błogosławieństwo! Jimin nie weźmie ślubu, jeśli mnie tam nie będzie!
- Hm... - zrobił krok w jej stronę i uśmiechnął się, chociaż musiało to wyglądać dość żałośnie. - Owszem, twoje zdanie się liczy, a Jimin cię kocha. - Staruszka naburmuszyła się, ale kiwnęła głową, bo te słowa ją w jakiś sposób radowały. - Zapewne niedługo poznasz jego chłopaka i wtedy udzielisz im błogosławieństwa. Mi ono zbędne.
Kobieta otworzyła usta, a Tae wiedział, że nie rozumie.
- Ty jesteś jego chłopakiem. - Byłem. Teraz ma nowego, ponoć ładny, więc raczej ci się spodoba.
- Czy ty sobie teraz stroisz ze mnie żarty? - Jej twarz niemal natychmiast zrobiła się poważna. Zmrużyła powieki, przyglądając mu się uważnie. - Jak to ma kogoś innego? Jeszcze kilka dni temu z nim rozmawiałam i kazał mi przestać się nad tobą znęcać.
Taehyung zacisnął dłonie, czując jak znowu załącza mu się tryb żalu i rozpaczy. Miał zmiennie nastroje, zachowywał się jak chory psychicznie.
- Bo jeszcze dwa dni temu o niczym nie wiedziałem.
Pani Park odrzuciła papierek, nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć. Taehyung też nie miał pomysłu na nic zabawnego, by uciec stąd jak najszybciej i zaszyć się w mieszkaniu Yejin, by płakać w poduszkę jak idiota.
- Chcesz powiedzieć, że Jimin miał kochanka?
- Nie. - Pokręcił głową przecząco, siadając na kanapę. Nogi za bardzo mu się trzęsły, a nie chciał paść trupem przed babcią. Jeszcze miałby ją na sumieniu. - Wychodzi na to, że to ja byłem kochankiem, a tamten drugi jego prawdziwym chłopakiem.
- Bredzisz... Ciebie przedstawił rodzinie, o tamtym nikt nic nie wie - prychnęła, jakby był debilem i bredził. On jednak nie bredził, chociaż debilem był, nie dało się zaprzeczyć.
- Ale to z nim siedzi teraz w Daegu, to do niego jeździł, podczas gdy miał być w Seulu w interesach. Zapytałem go o to, kazał mi się nie wtrącać. Nawet nie zaprzeczył, nie powiedział, że go zostawi i będzie ze mną, więc sama babcia rozumie. Poza tym... - odchylił głowę nieco do tyłu, zamykając powieki, by przypadkiem się nie rozkleić. - On bywał w domu kilka razy w miesiącu, ciągle gdzieś wyjeżdżał. Chyba to tam prowadzi normalne życie, tutaj wracał, by nie wzbudzać podejrzeń.
- Ciężko mi w to uwierzyć... - mruknęła, zerkając na niego podejrzliwie.
- Mi również, nigdy przez myśl by mi nie przeszło, że mój chłopak zdradza swojego prawdziwego chłopaka ze mną. Haha! - Schował twarz w dłoniach, czując jak dreszcze przeszywają jego ciało. - Jak to niedorzecznie brzmi. - potarł powieki palcami, po czym spojrzał na babcię. - Musi babcia teraz przekonać Jimina, by przedstawił rodzinie swojego ukochanego. Może on się bardziej spodoba, mnie i tak nigdy nikt tu nie lubił. Wszystkim to wyjdzie na dobre. - Złapał za kurtkę i zarzucił ją na siebie, wstając.
- Jesteś irytujący, głupkowaty i śmiejesz się jak idiota - mruknęła, a Kim spojrzał na nią uważnie, czując się jeszcze gorzej. - Wolałabym, byś był kobietą, jednak Jimin wtedy wyglądał na naprawdę szczęśliwego. Widziałam, że mu na tobie zależy i że i tak nikt nic nie zdziałam, bo nie widział poza tobą świata. Wiele razy rozmawialiśmy z nim o tym, że to bez sensu, że ktoś z tak świetlaną przyszłością zasługuje na lepszą osobę. Nie jesteś jakiś nie wiadomo jaki. Z myśleniem u ciebie nie za dobrze, twoja praca jest mierna. Zawsze kojarzyłeś się mi z tępym, ale uroczym chłopcem, który bardziej nadaje się do cyrku, niż związku z moim wnukiem.
Blondyn zadrżał. Jeszcze tego mu brakowało, by coraz bardziej utwierdzała go w przekonaniu, że był nikim.
- I nie ukrywam. Długo go namawiałam, by cię zostawił, groziłam wydziedziczeniem nawet, ale on był uparty jak osioł i mówił, że jest zakochany i mogę sobie pieniądze w dupę wsadzić. Czujesz to?! Ukochanej babci takie rzeczy mówić! W dupę to może cokolwiek tobie wsadzać, a nie mi. No, cwana bestia wykorzystała te słowa i powiedziała, że będzie, skoro mu każę. I co miałam zrobić? Musiałam to znieść i uprzykrzyć ci życie. - Brew zadrżała jej niebezpiecznie. - I gadał o tym, że wyjedziecie do Ameryki i tam cię poślubi. Zabrałeś mi wnuka, co ciężko było znieść. Bardziej mu zależało na tobie, niż na nas.
Najchętniej by się roześmiał. Gdyby nie fakt, że to było jak wspominanie starych dziejów, to i by się rozczulił, zamruczał, zwyczajnie cieszył.
- Naprawdę działałeś nam na nerwy, ale po tych latach już się przyzwyczaiłam. Przynajmniej nie byłeś bezużyteczny i grzecznie robiłeś to, co ci kazałam. Biegałeś do sklepu, zawoziłeś i tutaj siedziałeś, gdy inni nie mogli. Przecież ja nie chcę się użerać znowu z kimś. Jeszcze się trafi buntownik i kto będzie mi cukierki przywoził?
- Babcia tylko o cukierkach... - westchnął, opierając głowę o poduszki. Bał się otworzyć oczy, bo pociekłyby z nich łzy. Zwyczajnie było mu przykro. Z jednej strony wiedział, że nikt nie pochwalał ich związku, z drugiej nie sądził, że aż tak chcieli się go pozbyć. Mimo to jakoś go cieszył fakt, że kobieta nie zaczęła się cieszyć i mu dokuczać. Tego już by nie zniósł.
- Nie tylko. Jesteś głupi, ale śmieszny i mimo wszystko wiem, że kochałeś Jimina i o niego dbałeś. Dziwnie to zabrzmi z moich ust, ale naprawdę przykro mi, że tak postąpił. Wydawało mi się, że jest porządnym chłopakiem, nigdy by mi przez myśl nie przeszło, że może zdradzać i oszukiwać wszystkich, bo nie tylko ty byłeś okłamany, my też.
- Ja... Miło, ale naprawdę nic to nie zmieni. Pójdę już, siedzenie tutaj zbyt mocno mi go przypomina. - Wstał po raz kolejny tego dnia, kobieta jednak złapała go za nadgarstek. - Hm? - nie miał siły na nią spojrzeć. Całe policzki miał mokre od łez, nie chciał stracić resztek nieistniejącej godności.
- Naprawdę nie dacie rady się porozumieć?
- Nie. Mu już nie zależy, nie zmuszę go do miłości... To musi się zakończyć, nie mam chyba siły walczyć. Po prostu... Chcę dla odmiany go znienawidzić.
- Dasz radę? Przecież widzę, że go kochasz.
- Takie jest już życie. Czasami trzeba robić coś wbrew swojej woli.
- Nie zawsze się to udaje.
- Co mi pozostało? Nie mam takich zdolności, by wymazać z głowy fakt, że moje uczucie było jednostronne.
- Taehyung? - Do pomieszczenia weszła matka Jimina z torbami pełnymi zakupów. Blondyn zadrżał.
- Dzień dobry. - Skinął głową i szybko ruszył w stronę drzwi. - I... Żegnam... - dopowiedział.
- Mamo! Znowu mu coś nagadałaś? - Kobieta spojrzała na staruszkę, Tae jednak nie usłyszał nic więcej...








Drugi rozdział za nami, został już tylko jeden.

Chętnie dowiem się co o nim sądzicie - komentarze mile widziane <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro