1.Wigfrid - Zdrada

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Widziała już takich sytuacji wiele. Najpierw osoba zdobywa twoje zaufanie, a następnie, kiedy nie patrzysz, chce ci wbić siekierę w plecy. Część takich ludzi traciła resztki poczytalności i demony przejmowały nad nimi kontrolę, a część robiła to z czystej chciwości oraz chęci zysku. Niestety, każdy kończył tak samo - śmiercią. Pomarańczowowłosa z doświadczenia wiedziała, żeby nie ufać "nowym" i mieć na nich oko przez cały czas, nawet gdyby nie miała zmrużyć oczu przez kolejne dni i noce. Nie zasnęłaby, dopóki nie miałaby całkowitej pewności, że bez żadnych obaw może to zrobić.

Wytarła zakrwawioną siekierę o poszarpane już spodnie i upadła na kolana obok truchła byłej towarzyszki niedoli. Podpierała się na drżących ramionach, a z jej oczu leciały słone łzy. Nienawidziła tego robić; patrzeć na twarze zabitych przez nią ludzi. Panowała tu jednak zasada: "zabij albo zostań zabity".

Oddychała nierównomiernie i płytko. Ciągle przed oczami miała obraz jej gasnących białych oczu, które uparcie wpatrywały się w ranę. Złota siekiera utwardzona przez koszmarne paliwo nie była tylko twarda jak skała, ale również miała właściwości zatruwające. Tę śmiercionośną broń Wigfrid dzierżyła w dłoni na wypadek, gdyby jej włócznia jednak nie poskutkowała.

Jak na złość, kilka sekund przed swoją śmiercią odzyskała świadomość, na jej twarzy pojawił się słaby uśmiech, a po policzku popłynęła samotna łza. Łza wyrażająca tak wiele - nienawiść, smutek, ból, szczęście, ulgę. Nie umiała tego opisać.

Zaciśniętą ze wszystkich sił dłonią uderzyła w runo leśne wymieszane z błotem. Była prawie pewna, że ta dziewczyna jest szczera i chce jej towarzyszyć w podróży. Czemu była tak głupia i nie zauważyła, że dzieje się z nią coś złego? Nie wiedziała tego. Nie wiedziała, co by było, gdyby to dostrzegła. Nie wiedziała, jak by jej pomogła. Nie wiedziała... Nie wiedziała niczego. Była na siebie zła, że po raz kolejny dopuściła do takiej sytuacji.

Poczuła, że wokół niej robi się zimno, a otoczenie powoli staje się szare. Potworne koszmary nabierały kształtów i uważnie jej się przyglądały. Wyglądały tak, jakby zaraz miały ją zaatakować, ale nie robiły tego... jeszcze nie. Wiedziała, co to oznacza. Zrzuciła swoją maskę i pozwoliła dać upust emocjom. Dzięki temu jej wszystkie problemy ujrzały światło dzienne, a ich powrót przyprawił ją o niemałą depresje. Dotąd liczyło się tylko zapewnienie schronienia, pożywienia czy też bezpiecznej wędrówki. Zero emocji, prócz szczerego śmiechu, który dotkliwie ranił ociekające koszmarnym paliwem maszkary.
Podniosła się na drżących nogach i chwyciła w dłonie opartą o pobliskie drzewo łopatę. Pod jednym z wysokich świerków zaczęła kopać dół, w którym miała zamiar pogrzebać ciało zmarłej. Ta czynność zajęła jej kilka godzin, lecz kiedy już skończyła, ręce nastolatki złożyła na piersi. Bez większego trudu podniosła ją i ułożyła w grobie. Oparła się o nieduży głaz po to, aby trochę odspanąć, a następnie zakopać głęboki dół. Zajęło to kolejną godzinę, a deszcz przestał padać. Cała przesiąknięta wodą układała ostatnie jesienne kwiaty na świeżej ziemi. Otrzepała kolana, spuszczając wzrok na stopy, a następnie odmówiła krótką modlitwę. Postanowiła wrócić do tymczasowego obozowiska tylko po to, żeby się wysuszyć i spakować przed następną podróżą. Uśmiechneła się subtelnie, widząc zjawy kołyszące się na boki. Wiedziała, że czeka ją niezły maraton i mnóstwo stresu związanego ze znalezieniem lepszej kryjówki na zimę.

._._._._.
Beta: betterforget
Witajcie! To pierwszy szocik z gry Don't Starve ^°^ Nie zabraknie tu romansideł jak i walki. Będę je pisać w miarę możliwości czasowych ;3

~CzapkaUszatka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro