«enajst-co tu się odprevcowało?»

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Peter obudził się z potwornym bólem głowy. Próbował sobie przypomnieć jak znalazł się w swoim pokoju, jednak nie potrafił. Prevc leniwie wyciągnął dłoń po telefon leżący na półce i spojrzał na godzinę. 15?!

-Za godzinę konkurs.-powiedział sam do siebie i wystraszony zerwał się z łóżka.

Mężczyzna pobiegł do łazienki żeby szybko się ogarnąć. Wziął prysznic, umył zęby, ubrał się i nawet zdążył ułożyć włosy. Wszystko zajęło mu 15 minut. Kiedy wyszedł z łazienki, wziął swoje rzeczy i wybiegł z pokoju. Zbiegł po schodach na parter hotelu i ujrzał część swojej drużyny oraz trenera. Goran chyba nie był zadowolony. Patrzył na Petera jakby chciał go zabić. Prevc nie wiedział co ma powiedzieć. Wiadome było, że jeśli zacznie się tłumaczyć to i tak jedynym wnioskiem będzie to, że wszyscy Słoweńcy się upili. Przecież to miał być tylko jeden kieliszek wódki....

Pero otworzył usta, aby się odezwać, jednak Janus go wyprzedził.

-Nie tłumacz się. Już wszystko wiem.-trener spojrzał na resztę kadry,tak jakby chciał przekazać Peterowi, że oni wytłumaczyli mu, co się stało.
-To nie tak trenerze. My po prostu poszliśmy tam z grzeczności, nie mieliśmy zamiaru się upić. Jakoś tak wyszło...-zaczął Peter.
-Mam dość tych waszych imprez podczas pobytów w hotelach. Jesteście sportowcami, nie alkoholikami. Jak tak dalej pójdzie, to rezygnujemy z udziału w Pucharze Świata.-skwitował Goran.
-Ale...ale jak to..?-odezwał się Robert, wstając z miejsca.
-Po prostu wrócimy do Słowenii.-Goran wzruszył ramionami.-Zostawiam was z tą myślą i idę obudzić resztę.-skierował się schodami na górę, aby obudzić swoich podopiecznych.

Pero przyglądał się swoim kolegom. Każdy wyglądał jak smutny, skacowany człowiek. Moment, no tak, oni wszyscy byli smutnymi, skacowanymi ludźmi.

-Koniec z imprezami. Koniec z alkoholem. Koniec ze wszystkim co nas niszczy.-powiedział Peter.-Koniec z Norwegami.

*PERSPEKTYWA NORKÓW*

-Widzieliście jak Stoch skoczył w treningu?-do pomieszczenia, w którym siedzieli Norwegowie wszedł Forfang.
-Zdecydowanie za daleko i za dobrze.-skwitował Fannis.
-Chyba mamy kolejną osobę do wyeliminowania.-powiedział Tande.
-Poczekajmy.-Anders chytrze się uśmiechnął.
-Na co ty chcesz czekać, kurduplu?-spytał Stjernen.

Anders spojrzał na swojego kadrowego kolegę piorunującym wzrokiem, dając mu w ten sposób znak, że jeżeli nazwie go tak jeszcze raz, to nie będzie za ciekawie.

-Nie pozbywajmy się go tak od razu... Halvor, mam dla ciebie zadanie.-Fannemel zwrócił się w stronę młodego skoczka.
-Czemu to ja zawsze mam odwalać robotę za was?-jęknął zirytowany Norweg.
-Bo im się nie chce.-przyznał Johann.-Dlatego każą tobie i czasami mnie.
-Zamknij się, Forfang.-Anders wywrócił oczami.

W pomieszczeniu zapadła cisza.

-To jakie było to zadanie?-po jakimś czasie spytał Halvor.
-A no tak. Dzisiaj damy Kamilowi spokój, ale przed konkursem w Innsbrucku pomajstrujesz przy jego nartach.-wytłumaczył Fannis.
-Ale ja nie umiem.
-Serio? Tak ciężko jest popsuć wiązania?-sarkastycznie spytał Anders.-Johann ci pomoże.
-Mówiłem, że im nigdy się nie chce.-Forfi wywrócił oczami.
-Wchodzicie w to czy nie?
-Oczywiście.-Tande odpowiedział za wszystkich swoich kolegów.
-Prawidłowo.-Anders po raz kolejny chytrze się uśmiechnął.-Co ze Słoweńcami?
-Nie przyjechali jeszcze więc jest szansa, że się spóźnią.-wytłumaczył Johansson.
-Upicie ich było zdecydowanie najlepszym planem.-zaśmiał się Anders.-Brawo my.

*PERSPEKTYWA SŁOWEŃCÓW*

Skoczkowie siedzieli już w autokarze, którym mieli dojechać pod skocznie. Do konkursu zostało 20 minut. Mieli nadzieję, że zdążą. Peter analizował całą sytuację krok po kroku. Jakim cudem Norwegowi wcale nie byli pijani? Chyba nie mają takich mocnych głów do alkoholu jak Polacy. A co jeśli wszystko ustawili i specjalnie upili wszystkich? Pewnie któryś z nich chce wygrać Turniej Czterech Skoczni. Marzenia, moi drodzy.

-Norwedzy są podejrzani...-zaczął Peter.
-Znowu zaczynasz?-westchnął Jernej.-Powtarzasz to już któryś raz.
-Tylko mówię jak jest.-tłumaczył Peter.
-Wszyscy wiedzą jak jest.-Jurij wywrócił oczami.
-Więc jak?
-Jesteś przewrażliwiony i uważasz każdego za podejrzanego.

Peter uniósł brew i spojrzał na Tepesa.

-Norwedzy to miłe osoby. Zaprosili nas na imprezę i..-zaczął tłumaczył Bartol.
-No właśnie. Zaprosili nas na imprezę, bo pewnie chcieli specjalnie nas upić. Nie zrobili tego, dlatego, że nas lubią, oni po prostu chcieli dzisiaj wygrać. Wiadomo, że mamy w kadrze świetnych skoczków, a oni właśnie tego się boją. Boją się, że ktoś może być od nich lepszy.-powiedział Pero lekko poddenerwowany całą sytuacją.-Nie zauważyliście do tej pory, że od jakiegoś czasu manipulują wszystkimi? Nawet mną. Pamiętacie jak poszedłem do nich w nocy i wróciłem rano pijany?
-Może to po prostu wina tego, że nie potrafisz odmówić, gdy ktoś proponuje ci alkohol?-wtrącił Jurij.
-Czyli teraz to wszystko moja wina?-zapytał Pero.-Oni was oślepili. Potrafią tak świetnie owijać sobie ludzi wokół palca a potem udawać, że nic się nie stało i co złego to nie oni. Was też owinęli sobie wokół palca.
-Twoje teorie są głupsze niż przypuszczałem.-westchnął Cene.
-Ty też jesteś przeciwko mnie? Czy was już do reszty powaliło? Po czyjej jesteście stronie? Mojej czy ich?

Lanisek wywrócił oczami i podszedł do Petera.

-Jesteśmy po twojej stronie ale reszta ma rację, czasami przesadzasz.
-Nie przesadzam. Chce po prostu znaleźć Domena, a moje przeczucie mówi, że Norwedzy są zamieszani w jego zniknięcie.

Nikt się już nie odezwał, aż do momentu zakończenia konkursu. Przez cały ten czas w kadrze Słowenii panowała napięta atmosfera. Wracając do hotelu Peter chciał jakoś pogadać z kolegami ale nie wiedział jak ma zacząć. Bał się, że znowu powie coś, co doprowadzi do kolejnej kłótni.

Prevc miał zmierzać do swojego hotelowego pokoju, gdy usłyszał za sobą jak ktoś go woła. Od razu rozpoznał ten głos. Lanisek.
Pero odwrócił się i spojrzał zdziwiony na swojego kadrowego kolegę, który szedł w jego stronę razem z Michaelem Hayböckiem.

-Pero, mamy problem...-powiedział Anze.
-Jaki?-Prevc lekko się zaniepokoił, gdyż Anze po raz pierwszy był śmiertelnie poważny.
-Ktoś porwał Krafta...-do rozmowy dołączył się Michael.
-Myślicie, że to ta sama osoba, która porwała Domena?
-Tak nam się wydaje.-odpowiedział Lanisek.
-Najpierw Domen, teraz Stefan, kto będzie następny?-Pero zadał to pytanie jakby sam do siebie.-Musimy to jakoś zatrzymać.
-Niby jak?-zapytał Anze.
-Tego jeszcze nie wiem.-westchnął Peter.
-Okej, wy chcecie znaleźć młodego, ja chce znaleźć Stefana. Możemy szukać ich razem.-zaproponował Michael.
-A nie jesteś jakimś tajemniczym wspólnikiem tych porywaczy?-Pero uniósł brew.
-Wybacz Michael, Peter ostatnio podejrzewa wszystkich.-Anze wywrócił oczami.
-No co? Teraz sam widzisz, że nie można ufać nikomu.-Peter skrzyżował ręce na klatce piersiowej i zrobił minę oburzonej dziewczynki, której zabrano lalkę.
-Nie jestem żadnym wspólnikiem.-zaśmiał się Hayböck.
-Dobra, ogłaszam zebranie Doryje Teamu w pokoju trenera za 10 minut.-powiedział Anze.
-Skoczę po resztę mojego teamu, który jak na razie nie ma fajnej nazwy.-powiedział Michael.
-Tak, skacz, skacz.-powiedział Pero.-Później pomyślimy nad nazwą.

Po tych słowach Hayböck pobiegł w stronę windy, aby jak najszybciej znaleźć się na piętrze, gdzie Austriacy mieli swoje pokoje. Peter i Anze ruszyli przed siebie.

-Co tu się odprevcowało?-westchnął Pero, kręcąc głową z niedowierzaniem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro