18 || Złamane serce goi się powoli.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Podpowiedź: "Nie do twarzy jej ze złamanym sercem. Wolałem ją, gdy była ciągle pełna entuzjazmu i cały czas mnie denerwowała."

Odszedł.

Caroline nie spodziewała się, że kiedy wróci do ich wspólnego domu, zostanie go w połowie pustego. Wszystkie cenne rzeczy zniknęły, przynajmniej te, które należały do Klausa. Na początku myślała, że się włamano, ale kiedy zobaczyła, że brakowało jego ubrań, zrozumiała, że postanowił ją zostawić. Na stole w kuchni znalazła tylko kartkę, ale i tak wiele to nie wyjaśniało. Było parę słów, a Caroline cały czas myślała o tym. Kolana jej odmówiły posłuszeństwa i wylądowała na podłodze. Łzy spływały jej po policzkach, a w dłoni trzymała notatkę.

Caroline,

wiem, że zastanawiasz się, dlaczego mnie nie ma, ale to nie jest twoja wina, kochanie. Jestem zbyt toksyczny dla ciebie. Beze mnie będzie ci lepiej.

Zawsze będę cię kochać,

Twój Nik."

Ten dzień miał być dla nich szczęśliwy, miała mu powiedzieć, że spodziewa się jego dziecka. Świat Caroline legł w gruzach. Nie rozumiała, dlaczego jej mąż odszedł.

***

Kiedy go poznała, miała dwadzieścia trzy lata, to było trzy lata temu. Wpadła na niego przypadkiem, a jej kawa rozlała się na jej białą bluzkę. Skrzyczała go we wszystkich możliwych sposobach, a Klaus uznał ją za uroczą, gdy się gniewała. Blondynka go wtedy zaintrygowała, więc kręcił się wokół niej i próbował oczarować swoją osobowością. Caroline była bardzo uparta i unikała go za wszelką ceną, ale uległa i zaczęli się spotykać. Nigdy nie wyobrażała sobie, że będzie myśleć o nim jako o swojej przyszłość. Klaus nigdy nie sądził, że zakochałby się w niej, na początku to miała być rozrywka, ale wpadł w sidła Caroline. Rok później się jej oświadczył, a dwa miesiące później wzięli ślub. Ich ślub był w biegu, bez rodziny i zbyt wielu ludzi. Caroline nawet nie miała tradycyjnej sukienki.

Na początku ich małżeństwo było cudowne, ale później zaczęli się kłócić. Caroline nie podobało się jak Klaus traktował innych ludzi i wiele razy próbowała jakoś tę jego wadę zmienić. Zdarzało się też, że Klaus przychodził do domu późnym wieczorem i zawszy był pijany, ale problemy zaczęły się, gdy Caroline wspomniała, że chciałaby założyć rodzinę. Nigdy tego jej nie pokazał, ale ta rozmowa go przeraziła. Jego ojciec był okropny, a on nie chciał też być taki dla swojego dziecka. Caroline nie wiedziała dlaczego postanowił się od niej oddalić i wiele razy płakała, a Klausowi zawsze łamało się serce, gdy widział łzy swojej żony. Zawsze udawał, że nic nie zauważył, ale to zrobił, a potem postanowił, że byłoby lepiej bez niego, więc z bólem serca opuścił ich wspólny dom.

***

Nie miała pojęcia, ile czasu spędziła na podłodze, skulona i wypłakując swoje oczy. Jej serce zostało złamane i podeptane butami. Zdawało się, że była tam godzinami, ale gdy spojrzała na zegar wiszący na ścianie, zauważyła, że minęło około czterdzieści minut. Zdała sobie sprawę, że nie chciała tam zostawać ani minuty dłużej, więc wstała z podłogi i udała się do ich wspólnej sypialni. W rogu zauważyła jego bluzkę z długim rękawem. Najwyraźniej Klaus jej nie zauważył, gdy się pakował. Chwyciła za czarny materiał i przyłożyła do nosa, wciąż pachniał nim. Tak bardzo chciała, że ten dzień okazał się koszmarem, żeby się obudziła przy boku swojego męża, który zapewniłby ją, że jest przy niej, lecz to nie mogło być prawdziwe. On naprawdę wyszedł z domu i już nigdy prawdopodobnie nie wróciłby. Położyła koszulkę na łóżku, a następnie weszła do garderoby. Widok sprawił, że serce Caroline ponownie pękło; prawa strona była pełna ubraniami blondynki, a lewa, która należała do niego, była pusta. Nic nie zostawił, oprócz czarnej bluzki. Postanowiła wziąć najpotrzebniejsze rzeczy, a potem miała się udać do najlepszego przyjaciela. Wiedziała, że nie powinna, ale spakowała ubranie Klausa również.

***

— Caroline? — zapytał Stefan zmartwiony, widząc w jakim stanie była kobieta. Jej oczy były czerwone i spuchnięte, a ciągle leciały łzy. Przytuliła się do niego, chcąc tylko poczuć ciepło od niego. Potrzebowała go w tej chwili. Stefan o nic nie pytał, tylko oddał uścisk, to było więcej niż słowa. Później dowiedziałby, co się wydarzyło, a kiedy to zrobił, był wściekły na Klausa.

Caroline nie spodziewała się, że w tym czasie Damon postanowi odwiedzić swojego brata i gdyby była jej zwykłą ja, przeszkadzałoby to bardzo, ale teraz nawet nie miała siły, żeby się tym zajmować. Bardziej obchodziło ją jej złamane serce i zamartwianie się, dlaczego tak naprawdę odszedł. I mimo że chciała go nienawidzić, pragnęła, żeby wrócił i było jak dawniej.

***

Przez pierwsze dwa tygodnie płakała i nie wychodziłaby z łóżka. Jak długo potrzeba było, żeby serce zostało naprawione?

Przyjaciele się martwili, nawet Damon się martwił, co nie było podobne do niego. Nikt nie widział jej w takim stanie, a to było okropne.

— Ona wygląda okropnie. Nie do twarzy jej ze złamanym sercem. Wolałem ją, gdy była ciągle pełna entuzjazmu i cały czas mnie denerwowała. Wiele dałbym, żeby wróciły nasze dziecinne przekomarzania. To nie jest jak nasza Blondi.

Stała za ścianą i wszystkiego słuchała. To było zaskakujące, że takie słowa mogły wyjść od Damona i szczerze ją to poruszyło. Może on był więcej wart, niż innym pokazywał.

Dotknęła ręką swojego brzucha i obiecała sobie, że stanie się lepszą matką.

***

— Blondi, zrobiłem dla ciebie śniadanie. — Kiedy rano weszła do kuchni, nie tego się spodziewała, gdy zastała na stole słynne naleśniki z jagodami Damona. Rozejrzała się po pomieszczeniu, szukając wzrokiem Stefana, ale go nie było. Jakby na jej nie powiedziane pytanie, odpowiedział. — Stefan wyszedł. Miał dzisiaj spotkanie z klientem.

Pokiwała głową, rozumiejąc.

— Dziękuję za śniadanie, Damon.

— Nie ma sprawy, Barbie. W końcu muszę dbać o mojego siostrzeńca.

Nigdy nie wyobrażała sobie, że to powie, ale jej dziecko będzie miało wspaniałego wujka.

***

— Chcę sprzedać dom — oznajmiła Caroline pewnego dnia. Już od jakiegoś czasu zaczęła się poprawiać, starała się żyć, jakby nigdy nic. Nadal miała złamane serce, ale starała się funkcjonować normalnie. Wróciła do pracy i starała się zachowywać jak jej dawne ja. Damon jej wiele pomógł, ale nigdy nie mógł sprawić, że jej serce się zagoi.

— Jesteś tego pewna, Caroline? — Stefan zapytał, a Caroline kiwnęła głową, ale w głębi głowy nie była pewna. Wiele w tym domu się wydarzyło.

— Jutro się tym zajmiemy — wyznał Damon, a blondynka delikatnie się uśmiechnęła. Brunet popierał pomysł Caroline i uważał nawet, dobrze byłoby, gdyby zostawiła wszystko, co ją wiązało z Klausem za sobą, ale dziecko zawsze będzie ich łączyć.

***

Stała przed wejściem i oddychała głęboko. Od tak dawna nie stanęła przed jej wymarzonym domem, który zbudowali Klaus i ona latami. Pamiętała jak powoli tworzyło ich miejsce, w ich, w poprzednim miesiącu kupiłaby dywan, który położyłaby w salonie, następnym lampę, która wylądowała w sypialni i inne rzeczy, które tworzyło, że to właśnie był ich dom. Zawsze wyobrażała sobie, że w tym miejscu wychowają się jej dzieci, a teraz nawet nie mogła na to patrzeć.

— Wszystko w porządku, Blondi? — Damon położył dłoń na jej ramieniu i wpatrywał się w nią uważnie.

— Tak — odpowiedziała po chwili, patrząc na mężczyznę przed nią. — Zróbmy to szybko. Chcę już to mieć za sobą.

Damon stał się jej przyjacielem.

***

Dom został sprzedany, a w nim wszystkie wspomnienia. Caroline dobrze wiedziała jednak, że nigdy tego nie zapomni, nawet jeśli pragnęła z całego serca. Nadal go kochała i pragnęła, żeby wrócił, ale zaczęła budować swoją przyszłość samotnie. To tylko ona i jej dziecko.

***

— Zastanawiałaś się nad imionami dla dziecka? — zapytał Stefan. Caroline pokręciła głową. Jej brzuch był lekko widoczny, musiała zrezygnować z wielu jej ulubionych ubrań i kupić ciążowe.

— Jeśli to chłopak, nazwij go na cześć najlepszego faceta na świecie — odparł Damon, uśmiechając się swoim diabelskim uśmieszkiem. Udawała, że się nad tym zastanawia, a następnie kiwnęła głową, udając, że to świetny pomysł.

— Masz rację, Damon, to świetna myśl nazwać chłopaka na cześć Liama Hemsworth'a.

— Miałem na myśli siebie — powiedział urażony brunet, a Caroline i Stefan się zaśmiali. Tak dawno się nie śmiała.

Caroline przez cały wieczór myślała nad imionami. I wymyśliła, że chłopcu dałaby na imię po jej zmarłym ojcu, a dziewczynkę nazwałaby po matce, która minęła dwa lata temu na raka. Kiedy rano podzieliła się tym ze współlokatorami, uznali że to świetny pomysł, a imiona się spodobały.

Mały William lub mała Elizabeth.

***

— Czy nadal kochasz Klausa?

— Z całego serca — odpowiedziała z szczerością, a w jej głosie można było usłyszeć ból. Damon ją przytulił.

***

Caroline miała dziewczynkę.

— To ona. Będę miała Elizabeth.

***

Caroline uznała, że powinna w końcu się wyprowadzić od Stefana. On zapewniał ją, że wcale nie musiała i fajnie mieć kogoś więcej niż Damona.

— Jesteś tego pewna Caroline? — zapytał Stefan. — Możesz zostać u mnie tyle, ile chcesz. Wiesz, że jesteś tu mile widziana.

— Wiem, Stefan, ale naprawdę powinnam poszukać mieszkania. Najlepiej byłoby wynieść się z tego miasto, bo tylko przypomina mi o Niku, ale na razie powinnam pomyśleć o poszukaniu mieszkania tutaj.

— Przeprowadź się do Anglii.

— Co? — zapytała zaskoczona Caroline i spojrzała na Damona, który zasugerował pomysł. Szybko wyjaśnił.

— Zmiana miejsca to nie jest zły pomysł. Ty i Lizzie mogłybyście zacząć w innym mieście, a nawet w kraju. Nasz ojciec zostawił mi i Stefanowi dom w Wielkiej Brytanii, a ty potrzebujesz miejsca. Dom może być twój.

— To dobry pomysł — stwierdził Stefan — ale Caroline nie powinna sama lecieć.

— Damon może ze mną lecieć, jeśli ma ochotę.

— Caroline, nawet bez twojego pozwolenia polecę z tobą.

***

Lekarz pozwolił Caroline lecieć samolotem. Właśnie się przeprowadzała do Londynu.

***

— Caroline, poznaj mojego przyjaciela, Enzo — powiedział Damon. — Enzo, poznaj Caroline i moją przyszłą bratanicę, Lizzie.

— Enzo to skrót od imienia? — spytała Caroline.

— Od Lorenzo — wyznała brunetka, uśmiechając się delikatnie. — Jestem Bonnie. Witaj w sąsiedztwie, Caroline.

— Miło was poznać — odpowiedziała szczerze blondynka.

Miło było poznać nowych ludzi, a nadal serce miała odrobinę złamane.

***

— Caroline! — krzyknęła Bonnie, będąc za blondynką. Caroline i Bonnie zdążyły się zaprzyjaźnić i stały się przyjaciółkami. Ona i Enzo stali się bliskimi przyjaciółmi Caroline. — Zwolnij, proszę.

Caroline odwróciła się i spojrzała na przyjaciółkę.

— Jeszcze tyle muszę kupić. Dziecko będzie za dwa tygodnie!

— Care, masz już wszystko, co potrzebujesz. Za bardzo się przejmujesz. Powinnaś odpoczywać, a nie biegać po sklepach.

— Ale...

— Nie ma ale, Caroline — odparła Bonnie. — Usiądź, a ja pójdę kupić wszystko, co zostało z listy.

Caroline ją niechętnie posłuchała. Zaczęła zmierzać w stronę ławki, gdy nagle poczuła mocne skurcze.

— Poważnie?! — krzyknęła z bólem. Później jednak uświadomiła sobie, że to było więcej niż zwykłe skurcze. Ona zaczęła rodzić. — Musiałaś teraz, Lizzie?

Zaczęła oddychać głęboko, starając się nie krzyczeć, ale nie wychodziło. Próbowała wyjąć z torebki telefon, zmierzając powoli w stronę wyjścia, ale torba wypadła jej, a wszystkie rzeczy wysypały się na podłodze.

— Cholera — powiedziała do siebie. — Gdzie jesteś Bonnie?

— Niech ktoś zadzwoni na pogotowie do cholery! — ktoś krzyknął do tłumu, który zebrał się przy ciężarnej. Caroline chwilę później ujrzała blondynkę obok siebie. — Pozbieram. Usiąść, bo czeka cię kilka męczących godzin.

— Jestem Caroline — wychrypiała ledwo Caroline.

— Rebekah — odpowiedziała. Powrzucała wszystkie rzeczy do torebki, a następnie oddała ją właścicielce. — Lepiej byłoby się poznać w innych okolicznościach — odparła Bekah, śmiejąc się, a Caroline kiwnęła głową, zgadzając się.

Ponownie krzyknęła.

— Czy zadzwonić do twojego męża?

— Gdybym tylko ja wiedziała, gdzie on jest — warknęła do siebie. Miała ochotę zabić Klausa za ten cały ból, który przeżywała przez miesiące.

— Nik! Tutaj! — Rebekah krzyknęła, gdy tylko zauważyła swojego brata. Klaus przedarł się przez tłum, ale się zatrzymał, gdy ujrzał Caroline i to jeszcze w ciąży.

— Caroline? — Powiedział to tak cicho, że nikt go nie usłyszał. Podniosła wzrok, lecz nie zdążyła go ujrzeć, bo potem ponownie krzyknęła, gdy poczuła skurcze. To był dopiero początek, a jeszcze nie nadeszła najważniejsza część porodu.

— Gdzie jest ta cholerna karetka?!

— Caroline!

— Bonnie! — odkrzyknęła i nieco się uspokoiła, gdy pojawiła się jej przyjaciółka. — Jestem tak bardzo przerażona. Ja rodzę! To miało być dopiero za dwa tygodnie! Nie jestem gotowa!

— Caroline, uspokój się! Wszystko będzie dobrze. Urodzisz to dziecko i będziesz najlepszą matką na świecie.

— Będę samotną matką!

— Masz mnie, Enzo, Stefana, Damona i Elenę. Pomożemy ci.

— Niklaus! Do cholery! Co tak stoisz zamurowany?! — krzyknęła zdenerwowana Rebekah. — To tylko poród, cymbale!

Caroline podniosła wzrok i ujrzała swojego męża. Gdyby była stanie, to przewróciłaby oczami na to, że zdążył wrócić, zanim dziecko się narodziło.

Czy jej serce zdążyło się zagoić? Nie dokończa, ale dotychczas zdążyła zapomnieć, ale w tej chwili sobie o nim przypomniała.

— Dlaczego odszedłeś? Dlaczego zostawiłeś mnie i swoje dziecko? — spytała, a po jej policzku spłynęła łza.

— Bo myślałem, że tak byłoby lepiej, ale każdego dnia żałowałem tej decyzji. Gdybym tylko wiedział o dziecku...

— Złamałeś mi serce.

— Przepraszam.

— To nic nie zmieni.

***

Sanitariusze wkrótce zabrali Caroline na noszach do karetki. Klaus podążył za nimi. Bonnie weszła z Caroline do środka.

— Gdzie ją zabieracie? — zapytała Rebekah, przejmując kontrolę, ponieważ jej brat nie wiele mógł powiedzieć. Ratownik chwilę później podał jej nazwę szpitala.

Pojazd odjechał, a Rebekah uderzyła brata w ramię.

— Dlaczego zawsze musisz być taki trudny?! — krzyknęła. — Ty ją kochasz, więc dlaczego ją zostawiłeś?!

— Bo myślałem, że tak będzie lepiej.

— I myślisz, że było? Całą ciążę musiała sama przechodzić! Myślisz, że lepiej było, gdy myślała, że będzie samotną matką?! Ty cymbale!

— Wiem! Popełniłem błąd! — odkrzyknął Niklaus.

— Więc go napraw! Jedź do szpitala! Dziecko ci się rodzi!

***

Klaus i Rebekah podeszli do recepcji.

— Szukam Caroline Mikaelson, jestem jej mężem. — Od tak dawno nie wypowiadał tych ostatnich słów i pewnie nie będzie już mógł ich dłużej wymawiać. Oczy Rebeki zrobiły się szerokie. Będzie miała poważną rozmowę z bratem.

— Drugie piętro, sala 244.

Oboje poszli do windy. Klaus mógł wyczuć spojrzenie jego siostry. Z rodziną nie utrzymywał kontaktu od lat, odciął się od nich, gdy miał osiemnaście lat. Caroline wiele razy wypytywała o jego rodzinę, ale on zawsze mówił, że to nie ważne. Niedawno odzyskał kontakt z rodzeństwem, ale nigdy nie z matką i ojczymem.

— Czego jeszcze nie mówisz?! Może jesteś ścigany listem gończym?!

— Co miałem powiedzieć? Że zostawiłem żonę, bo myślałem, że będzie jej lepiej beze mnie? Ale tak właśnie nie było! Tak bardzo tego żałuję.

— Gdybyś tylko się otworzył, Nik, może wtedy nie podejmowałbyś takich głupich decyzji.

***

Caroline rodziła.

Przymknął oczy, a po jego policzku spłynęła łza smutku. Tak bardzo chciał cofnąć się w czasie i zmienić wszystko. Nigdy nie zostawiłby Caroline, gdyby miał szansę, ale nie mógł nic zmienić. Siedział oddalony od grupy ludzi, która przyszła do Caroline. Mógł wyczuć spojrzenia kierowane w jego stronę, ale tym się nie przejmował. Miał ich gdzieś.

Mijały godziny. Nie wiedział nic, co może się dziać z blondynką. Powinien tam być przy niej, ale on doskonale wiedział, że był ostatnią osobą, której oczekiwała.

Lekarz wyszedł. Pierwszy przejął prowadzenie Damon Salvatore. Dużo się musiało zmienić, gdy go nie było, bo dobrze pamiętał, że Caroline i Damon się nienawidzili.

— Co z Caroline? Czy jest w porządku?

— Pani Mikaelson jest w porządku. Dziecko się urodziło całe i zdrowe.

Odetchnął, gdy uświadomił sobie, że dziecku i Caroline nic nie jest. Nawet nie wiedział, czy to dziewczynka czy chłopiec.

***

Caroline leżała na łóżku, a w ramionach trzymała swoją malutką córeczkę.

— Jak się ma moja siostrzenica? — zapytał Damon, gdy wszedł do środka razem ze swoją dziewczyną, Bonnie i Enzo.

— Chloe ma się dobrze.

— Chloe? — spytała Elena, zaciekawiona zmianą imienia.

— Gdy na nią spojrzałam, Chloe jej bardziej pasowało i nie powinna nosić imienia po zmarłych, przynajmniej nie pierwsze.

— To jest piękne imię — stwierdziła Bonnie, uśmiechając się szeroko. — Ona jest piękna.

— Tak, ona jest. — Zgodziła się Elena z uśmiechem.

— Mam nadzieję, że pozostanie aniołkiem mamusi — odparła Caroline, patrząc na śpiące dziecko.

— Lub może być diabełkiem tatusia — powiedział Damon ze złym uśmiechem. — O diable mowa, on jest na w korytarzu, nie odchodził nawet na krok od krzesła.

— Podziwiam człowieka, te plastikowe krzesła są okropne — wyjaśnił Enzo.

— Prawdopodobnie twój tyłek bardziej ucierpiał, niż moja pochwa. — Caroline przewróciła oczami na słowa Enzo.

— Jak ty się trzymasz? — spytała Bonnie, a w oczach Caroline było zobaczyć podziękowanie, że pytali ją, jak się miała.

— Jestem zmęczona, ale bardzo szczęśliwa.

— Powinnaś odpocząć, Care — przemówiła Elena.

— W porządku — powiedziała, uśmiechając się ze słabym uśmiechem. — Czy możecie go zawołać? Chciałabym z nim porozmawiać na osobności.

— Jesteś tego pewna?

— Jestem pewna. Powinien poznać córkę — odpowiedziała na pytanie Damona.

***

Robił wiele błędów, ale ten był najgorszy. Jedyne czego pragnął, to cofnąć czas i zaoszczędzić ich złamane serca. Był wielce zaskoczony, gdy Damon powiedział, że Caroline go oczekiwała. Niepewnie opuścił swoje miejsce i udał się do jej sali, chwycił za klamkę i pociągnął. Wszedł do środka i zobaczył ją, nawet spocona i zmęczona wyglądała na piękną. Uśmiechnęła się delikatnie, a Klaus mógł zobaczyć jej światło. Nie wytrzymał i opadł na podłogę przy jej łóżku. Po jego policzkach zaczęły spływać łzy, nie potrafił tego powstrzymać. Załamał się przed kobietą, którą kochał.

— Przepraszam, tak bardzo przepraszam. Nie powinienem nigdy odchodzić, nie powinienem cię zostawiać, ale myślałem, że będzie ci lepiej beze mnie — wyznał, patrząc w jej oczy. Oboje byli złamani.

— Nie było mi lepiej, Nik. Nigdy nie powinieneś odchodzić, powinieneś ze mną porozmawiać.

— Przepraszam — odpowiedział. — Jest mi źle. Siostra już na mnie zdążyłaś pokrzyczeć.

— Zjednoczyłeś się z rodziną? — zapytała zaskoczona. I przez chwilę była szczęśliwa dla niego, mimo że moment pojednania nie był tak wspaniały, jak zawsze sobie wyobrażała. Odkąd go poznała, chciała, żeby znów zaczął rozmawiać z rodzeństwem. On był trudnym człowiekiem.

— Tak.

— Czy chciałbyś poznać swoją córkę? — zapytała, postanawiając zmienić temat, a Klaus był zaskoczony jej słowami. Przewróciła oczami, gdy dostrzegła jego twarz. — Chloe jest twoją córką. Powinieneś ją poznać. Ona nic nie miała wspólnego z błędami rodziców.

— Piękne imię, kochanie — wyznał, a jej serce zaczęło bić szybciej. Od tak dawna nie słyszała tego słowa z jego ust.

Czy nadal miała złamane serce? Tak. Czy się zagoi? Teraz z pewnością powinno. Wszystko mogłoby być idealne. Może uda się im odbudować rodzinę.

— Weź ją na ręce — powiedziała, a Klaus delikatnie wziął córkę na ręce. Uśmiechnął się, gdy tylko spojrzał w jej twarz. Ona była idealna. Przysiągł sobie, że zawsze będzie przy niej. Jako mąż zawiódł, ale postarałby się, żeby tego nie zrobić jako ojciec.

— Cześć, Chloe — szepnął. — Kocham cię. — I on to robił.

***

— Cholerne piekło! To zdjęcie musi być udane! — krzyknęła Rebekah. — Moja siostrzenica ma dzisiaj już rok, ten moment trzeba uwiecznić, więc to zdjęcie musi być idealne.

Rodzinna rezydencja Mikaelsonów została przygotowana na przyjęcie Chloe, która na świat przybyła dokładnie rok temu. Rebekah wariowała, ustalając najdrobniejsze szczegóły.

— Zielony krawat? Nie ma nawet opcji, że pojawisz się na fotografii! — krzyknęła Rebekah do Finna, który zmarszczył brwi, zanim postanowił ściągnął krawat. — Kol! Miałeś mieć niebieską koszulę, a nie czerwoną! Jezu, czy ja wszystko muszę robić za was?

Rebekah minęła Klausa i Caroline, podążając, żeby sprawdzić inną mniej ważną sprawę.

— Moja siostra jak zwykle przesadza — powiedział Klaus, przewracając oczami.

— Stara się, żeby było idealnie dla naszego bąbelka. — Zachichotała, trzymając córkę na rękach i robiąc głupie miny do dziewczynki. Klaus się uśmiechnął na ten widok. Chloe miała na sobie białą sukienkę, w której wyglądała jak księżniczka, jak to stwierdził jej tatuś, a Caroline była ubrana w niebieską sukienkę, która sięgała do kolan. Chloe bardzo przypominała Caroline, ale oczy i uśmiech odziedziczyła po ojcu, ale także na nieszczęście Caroline, Chloe miała charakterek po ojcu. — Chcesz, żeby twoje urodziny były wyjątkowe, prawda, Chloe?

— Twoje buty są brzydkie! Będziesz stała z tyłu! — Caroline się skrzywiła na głos szwagierki.

— Masz rację, trochę przesadza.

Klaus zachichotał i objął swoją żonę.

— Czy nie zawsze mam rację, kochanie? — zapytał z swoim słynnym uśmieszkiem, Caroline delikatnie uderzyła go w żebra z łokcia. — To bolało.

— Nie wolno kłamać, prawda, aniołku? — Caroline spojrzała na córkę, która w odpowiedzi zachichotała.

— W jednej kwestii nigdy nie kłamię — powiedział Klaus. Caroline odwróciła się do niego i spojrzała z ciekawością.

— Jakiej kwestii?

— Że was kocham z całego serca. Nigdy nie mógłbym kłamać w tej sprawie — wyznał, a w oczach można było ujrzeć miłość.

— Aww. — Blondynka uśmiechnęła się słodko. — Zasłużyłeś na nagrodę, tatusiu. — Swoimi ustami pocałowała go.

Zdjęcie może nie było takie, jakie oczekiwała Rebeka, ale zdaniem Caroline było zabawne. Chloe i jej rodzice siedzieli przy stole, a za nimi zebrała się rodzina i przyjaciele. Dziewczynka w ostatniej chwili chwyciła garścią czekoladowy tort i przyłożyła do twarzy ojca, śmiejąc się głośno.

— Chloe Elizabeth Mikaelson — krzyknęła Caroline, przerażona, że może ubrudzić białą sukienkę.

Kol zaczął się śmiać tak, że wyszedł mu drugi podbródek, a Rebekah zaczęła się na niego drzeć, żeby się zamknął, a fotograf uchwycił tę chwilę, kiedy usta blondynki były szeroko otwarte w gniewie. Damon, który został chrzestnym Chloe, podstawił rogi Bonnie, która była chrzestną. Elena miała tą samą minę, co zawsze, kiedy Damon zachowywał się dziecinnie, a jej się to nie podobało. Enzo zrobił głupią minę, a Katherine musiała zrobić coś bezwstydnego swojemu mężowi — Caroline nawet nie chciała wiedzieć co — Elijah był zaskoczony i można było to zobaczyć po jego twarzy. Wyglądał nawet, jakby chciał podskoczyć. Miała przy tym swój seksowny uśmiech. Finn i Sage uspokajali swoje dwoje dużych dzieci. Freya spojrzała w stronę swojej żony z uśmiechem, zanim z pewnością wiedziała, że zdjęcie zostanie zrobione. Jedynie Stefan wyszedł ładnie, stał prosto z jego super grzywką i delikatnym uśmiechem. Caroline tak bardzo kochała to zdjęcie, że wywiesiła to na ścianie razem z innymi fotografiami, które odzwierciedlały ich wspaniałe życie; ona, jej mąż i ich cudowna córka.

W końcu miała swoją idealną rodzinę i niczego nie zmieniłaby.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro