Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Riliana

Ilość spożytego alkoholu oraz gorące promienie słońca przyprawiły mnie o niemiłosierny ból głowy. Nawet prysznic, który wzięłam po powrocie na statek, nie był w stanie przywrócić mnie do świata żywych. Ledwo stojąc na nogach, zaczołgałam się do łóżka, nie mając ochoty na nic.

- Jak się czujesz? - usłyszałam ciepły głos blondynki, która usiadła na brzegu łóżka.

- Jak ci powiem, że umieram i już nigdy nie napiję się alkoholu to i tak mi nie uwierzysz. - odpowiedziałam, zakrywając oczy poduszką.

-W to, że umierasz, akurat ci wierzę, ale w to, że już nigdy się nie napijesz... - urwała, śmiejąc się.

-To nie jest śmieszne. Ja tu naprawdę umieram. - oznajmiłam załamanym tonem.

- Masz tu wodę i aspirynę. - rzekła, wstając i podchodząc do lodówki, z której wyjęła butelkę napoju po chwili dodają: -  Pójdę rozejrzeć się za czymś do jedzenia.

- Nie jestem głodna. - oznajmiłam.

- Może jak coś zjesz, zrobi ci się lepiej.

Uwielbiałam za to Keily. Zawsze w takich momentach mogłam na nią liczyć i wiedziałam, że jestem w dobrych rękach.

- Jesteś kochana. - rzekłam, poszukując po omacku jej dłoni.

Dziewczyna nachyliła się nade mną, odsuwając poduszkę z mojej twarzy i całując mnie delikatnie w czoło. 

- Odpoczywaj tu sobie, zaraz wrócę. - oznajmiła.

Po tych słowach wyszła z kajuty, a ja przez długi czas walczyłam z materacem, aby znaleźć wygodną dla mnie pozycję. Czułam się źle, że doprowadziłam się do takiego stanu i zepsułam Keily dzisiejszy dzień.

                                        *

Keily


Ruszyłam wąskim korytarzem w stronę pobliskiej windy. Było mi szkoda Riliany i wiedziałam, że będzie mieć wyrzuty sumienia. Nie byłam na nią zła. Sama wypiłam sporą ilość alkoholu, ale najwyraźniej potrafiłam lepiej znieść zabójcze dawki etanolu. Miałam tylko nadzieję, że szybko dojdzie do siebie i spędzimy razem przyjemny wieczór.
Nacisnęłam na guzik przy drzwiach windy, czekając, aż ciężka, żelazna kabina wjedzie na moje piętro. Kiedy usłyszałam charakterystyczny dźwięk, drzwi z wolna się otworzyły, a ja zamarłam. W windzie stała Camila, która podobnie jak ja nie ukrywała malującego się na jej twarzy zaskoczenia. Rozejrzałam się do około, modląc się w duchu, aby jeszcze ktoś planował skorzystać z windy, jednak w pobliżu nie było żywego ducha.

-Wsiadasz, czy będziesz tak stała? - spytała, blokując drzwi.

-Poczekam na następną.- odpowiedziałam, nie mając ochoty na jej towarzystwo.

-Nie pogryzę cię. - rzekła, durnie się uśmiechając.

Niechętnie wsiadłam do windy, już po chwili żałując swojej decyzji.


-A gdzie Riliana?

-Nie tu jak widać. - odburknęłam.

-Keily czy możemy normalnie porozmawiać? - spytała, a ton jej głosu wyraźnie posmutniał.

-Sorry Camila, ale naprawdę nie mam na to teraz ochoty. - odpowiedziałam, próbując ją zbyć.

Brunetka wypuściła głośno powietrze, po czym podeszła do tablicy rozdzielczej, wciskając przycisk stopu. Winda zazgrzytała, gwałtownie przesunęła się w górę i stanęła.

-Co robisz?!- wykrzyknęłam spanikowana.

-Wybacz, nie pozostawiasz mi wyboru.

Jak oszalała rzuciłam się w kierunku przycisków, które Camila natychmiast zasłoniła swoim ciałem, utrudniając mi do nich dostępu.

-Wypuść mnie stąd.- zażądałam.

-Albo ze mną porozmawiasz, albo będziesz musiała mnie do tego zmusić.

-Kurwa Camila! -zabluźniłam, kładąc ręce na jej ramionach i próbując ją odsunąć od panelu.

-Keily ja tak łatwo się nie poddam. - rzekła, zapierając się z całej siły i po chwili dodając: - Błagam, chociaż mnie wysłuchaj.

Sposób, w jaki to powiedziała, brzmiał pokornie.
Zrezygnowana odsunęłam się od niej, opierając się nonszalancko po przeciwnej stronie ściany i krzyżując ręce.

-Słucham. - oznajmiłam z irytacją w głosie.

-Przepraszam, naprawdę za tobą tęsknię.

-Mogłaś się nad tym zastanowić, zanim nasłałaś na mnie Colina.

-Tak bardzo tego żałuję. Nie wiem, co mnie wtedy opętało.

-Na pewno nie miłość, którą do mnie żywiłaś. - odgryzłam się.

-Żałuję tego, jak się zachowałam i decyzji, których podjęłam, ale nie każ mi przepraszać za uczucia, na które nie miałam wpływu.

-To ty chcesz przepraszać i trzymasz mnie tu siłą.

-Źle mi z tym. Przez cały ten czas gryzło mnie sumienie.

-Nie uważasz, że po czterech latach trochę za późno na jakiekolwiek przeprosiny? - westchnęłam.

-Myślałam, że czas będzie najlepszym rozwiązaniem, ale im dłużej z tym czekałam, tym gorzej było mi się z tobą skontaktować. A teraz to moja jedyna szansa.

-Powiedz mi jak mam ci to wybaczyć? Nasłałaś na mnie Colina, który o mało nie posłał mnie na drugi świat, a później przyszłaś oglądać jego dzieło w szpitalu. - rzekłam na jednym wydechu.

- Przyszłam do szpitala, bo bardzo tego żałowałam i chciałam cię przeprosić. - wypowiedziała niemal że ze łzami w oczach, dodając: - Zraniłaś mnie.

-Ja zraniłam ciebie? Czy ty w ogóle słyszysz, co mówisz? - czułam, jak zaczyna we mnie buzować złość.

-Olałaś mnie po tym, jak wyznałam ci swoje uczucia. Mogłaś, chociaż ze mną porozmawiać. To zabolało i to cholernie. - głos Camili wyraźnie się uniósł, po czym natychmiast się załamał.

-Masz rację, powinnam z tobą pogadać, ale to i tak nie dało ci prawa do szczucia mnie Colinem.

-Po raz kolejny przepraszam cię za to. Chciałam to naprawić. Rozmawiałam z jego ojcem. Mam nadzieje, że po tym już was nie nękał.

Nic nie odpowiedziałam, zdając sobie sprawę, że telefon, który wtedy otrzymała Rilana od ojca Colina, był zasługą interwencji Camili. Nie chciałam jej dawać satysfakcji. Bynajmniej nie teraz.

-Mam nadzieje, że pomogło? - powtórzyła, tak jak bym jej nie usłyszała za pierwszym razem.

-Ok wysłuchałam cię, tak jak chciałaś, a teraz jeśli możesz, uruchom tą pieprzoną windę.

-Nie skończyłam jeszcze.

Przewróciłam oczami, wydychając głośno powietrze, po czym rzekłam:

-Co w takim razie masz mi jeszcze do powiedzenia?

-Przepraszam za Rilianę. To jak ją potraktowałam i jak bardzo byłam o nią zazdrosna. Widzę, jak bardzo myliłam się w stosunku do niej.

-Powinnaś jej to powiedzieć.

-Ona nie zna mnie tak jak ty. Nigdy się do mnie nie odezwie.

-Widzisz i tu znów się mylisz, jeśli chodzi o Rilianę. - oznajmiłam, czując rozpierająca mnie dumę.

Zdziwiona spojrzenie Camili przeszyło mnie na wylot, pozwalając mi kontynuować.

-Po ostatnim spotkaniu nie wypowiadała się obraźliwie na twój temat. - rzekłam, nie mając ochoty za wiele tłumaczyć.

-Miło z jej strony. Najwyraźniej nie jest o ciebie tak zazdrosna, jak ja byłam.

Miałam wrażenie, że ta konwersacja schodzi na bardzo niewygodny dla mnie temat. Wyciągając konkluzję z naszej rozmowy, najbardziej bałam się rozmawiać z Camilą o jej uczuciach, które kiedyś do mnie żywiła.

- Było minęło. - odpowiedziałam, nie mając pomysłu na lepszą odpowiedź.

- Nie jesteś ciekawa? -spytała brunetka, tak jak by czytała w moich myślach.

-Nie wiem czego mam być ciekawa.- odpowiedziałam pospiesznie, czując jak serce, podchodzi mi do gardła.

- Jak długo to trwało?

-I stało się. - pomyślałam, czując się jak szczur w pułapce.

Kiedyś bez przerwy zadręczałam się tym pytaniem. Bardzo chciałam wiedzieć, jak do tego doszło i jak długo to trwało, ale teraz na samą myśl o tym czułam panikę, a po moim ciele przechodził zimny dreszcz przerażenia. Chyba najbardziej przerażał mnie fakt, że Camila była
kiedyś we mnie zakochana. Jak w transie hipnozy, wymamrotałam.

-Było minęło.

-Masz rację, było minęło, ale miało miejsce i powinnam ci to wyjaśnić.

Naprawdę nie byłam na to gotowa. Ta cała rozmowa przywróciła stare wspomnienia na skutek, których rozdarłam niezagojone ciągle rany. Musiałam to zakończyć. Wiedziałam, że tylko szczerym wyznaniem będę w stanie przekonać Camilę.

Odepchnęłam się wolno od ściany i w milczeniu stanęłam na wprost niej. Chwyciłam ją za ramiona, po czym rzekłam najłagodniejszym głosem, na jaki mogłam się tylko zdobyć.

-Camila nie teraz. Potrzebuję czasu. Proszę, postaraj się to zrozumieć.

Dziewczyna spojrzała na mnie, a w jej oczach dało się zauważyć zrozumienie, a zarazem palący ból. W głębi ducha wiedziałam, że chciała mieć to już za sobą i dotarło do mnie, jak bardzo jej na tym zależy.

-Doskonale zdaję sobie sprawę, że już nigdy nie odzyskam twojej przyjaźni i nie jestem w stanie cofnąć czasu, aby nie popełnić tamtych błędów. Jednak błagam cię, daj mi szansę, a udowodnię ci, że już nigdy cię nie zawiodę. Ty i Jussy byłyście moimi najlepszymi przyjaciółkami i strasznie mi was brakuje.

-Wiem Camila i doceniam to jak się starasz, ale zrozum, że potrzebuję czasu. W tej chwili nie jestem ci w stanie nic obiecać. To wszystko za bardzo mnie zraniło.

-Tylko proszę, nie każ mi zatrzymywać windy i więzić cię na siłę, kiedy nadarzy się kolejna szansa na rozmowę. Nie uciekaj ode mnie,  już więcej cię nie skrzywdzę. Przyrzekam.

Po tych słowach odsunęła się od panela i zwolniła przycisk stopu. Winda ruszyła na dół, a my stałyśmy chwilę w ciszy, czekając aż zjedzie na pierwszy poziom. Kiedy jej drzwi otworzyły się z mozołem, ruszyłam w stronę wyjścia, na chwilę się zatrzymując i odwracając się w stronę Camili, której wzrok był utkwiony w ziemie.

-Hej Cam.- rzuciłam ciepło w jej stronę. -  Obiecuje ci, że dokończymy tę rozmowę.

Na twarzy dziewczyny ukazał się szeroki uśmiech, a ja po chwili zniknęłam w tłumie podróżujących zostawiajac ją za sobą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro