Rozdział 22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Petera obudził pajęczy zmysł. Ktoś się zbliżał. Parker rozejrzał się nerwowo, ale na szczęście Avi już sobie poszedł. Do magazynu wszedł Deadpool. Pajączek na myśl i ostatnich wydarzeniach, od razu pisnął i skulił się na swoim posłaniu.

-Tchórz- skomentował krótko Wilson, po czym powiedział- wstawaj i ubieraj się smarkaczu. Mamy coś do załatwienia.

Chłopak zadrżał, ale w obawie przed pobiciem wstał pospiesznie i posłusznie poszedł się przygotować.

***

Tony od rana panikował. To on znalazł nóż wbity w ścianę, i w zasadzie trudno było się nie domyślić od kogo jest wiadomość. Na karteczce wbitej na scyzoryk napisane było "W nocy na dachu. Przyjdź sam, bo inaczej Peterowi może stać się jakaś krzywda". Nie wiedział, czego Deadpool od niego chce, ale był absolutnie pewny, że jeśli ma okazję zobaczyć Parkera, na pewno nie odpuści. Musi tam pójść. Może uda mu się zabrać Pajączka do siebie? Przeprosi i wszystko wyjaśni. To było przecież głupie nieporozumienie. Jemu naprawdę zależało na tym dzieciaku. Z zamyślenia wyrwał go głos Natashy.

-Wszystko w porządku Tony?- zapytała z troską. Martwiło ją to, że Stark od jakiegoś czasu wciąż chodzi zamyślony, prawie nie śpi, a jednym "posiłkiem" jest kawa. Milioner podszedł do niej i pokazał liścik. Wdowa uważnie go przeczytała, po czym powiedziała- co zamierzasz?

-To chyba oczywiste. Pójdę tam. Jeśli jest szansa, że Peter też tam będzie, to może zdołam mu wyjaśnić, że nie chodziło nam tylko o nazwisko.

-Ale chyba nie sam, co? Idziemy z tobą, czy tego chcesz, czy...

-Nie Nat- przerwał jej czarnowłosy- nie mogę ryzykować, że ten skurwiel zrobi coś dzieciakowi.

-Przecież nie poradzisz sobie sam- kobieta złożyła ramiona na klatce piersiowej. W zasadzie, z góry założyła, że walka z najemnikiem będzie nieunikniona.

-Obiecaj mi, że zostaniecie w wieży. Jeśli chcesz, możemy być w stałym kontakcie. Jak coś się stanie, wezwę was, dobra?

-Ehh...- rudowłosa westchnęła ciężko. Nie podobał jej się ten pomysł, ale postanowiła nie kwestionować decyzji przyjaciela- no dobra. Ale masz nas o wszystkim informować, jasne?

-Jasne- Tony odetchnął z ulgą.

***

Peter i Deadpool sunęli po dachach nowojorskich wieżowców. W zasadzie chłopak był dość zaskoczony, ponieważ naprawdę rzadko działali w dzień, ale wolał nie odzywać się i w ogóle nie zwracać zbytnio uwagi najemnika na swoją osobę. Jak zwykle, zatrzymali się na budynku sąsiadującym z mieszkaniem obiektu zlecenia.

-Działamy jak zawsze, jasne?- zapytał Wilson.

-Tak jest- odparł drżącym głosem Parker. Wybijając przy okazji okno, wpadł do środka. Wyglądało to jak laboratorium, w którym wytwarzano heroinę. Sześciu mężczyzn rzuciło się do ucieczki, jednak Peter był zdecydowanie szybszy. Powalił ich wszystkich, jednak nie pozbawił przytomności. Wtedy w mieszkaniu znalazł się Deadpool.

-Klękać- rzucił lodowatym głosem. Dilerzy wymienili porozumiewawcze spojrzenia, a po chwili posłusznie wykonali polecenie i uklęknęli w rzędzie, twarzami do ściany. Wtedy Wilson związał im z tyłu ręce i nogi- teraz cię czegoś nauczymy Petey- to z kolei powiedział wyjątkowo spokojnym głosem, jednak słychać było ukrytą w nim groźbę. Chłopak spojrzał na niego przerażony. O co chodziło? Czego miał się nauczyć?- na co czekasz? Podejdź tu- rozkazał Wade. Pajączek zbliżył się do niego. Czuł, jak zaczyna się cały trząść. Wilson wcisnął mu w dłoń pistolet i wskazał na pierwszego mężczyznę z lewej.

-Załatw go- na te dwa krótkie słowa, Spider man zamarł. Mimowolnie pokręcił przecząco głową. Był pewny, że najemnik go za to spoliczkuje, jednak ten, wyciągnął drugi pistolet- spójrz, to bardzo proste- powiedział łagodnym głosem i sam zastrzelił dilera. Parker zadrżał. Chciał odwrócić wzrok, jednak został złapany za podbródek i zmuszony do oglądania tego strasznego widoku- no, to teraz twoja kolej- zawołał Deadpool i wskazał na kolejnego, płaczącego już mężczyznę. Nastolatek zrobił krok do tyłu. Wade podszedł do niego szybkim krokiem, na co chłopiec z całej siły zacisnął oczy. Zamiast uderzenia, ku jego wielkiemu zdziwieniu, poczuł gładzenie po głowie- poradzisz sobie. Chodź, pomogę ci- powiedział to bardzo łagodnym, wręcz melodyjnym głosem. Złapał mniejszą dłoń, w której tkwił pistolet i nakierował na klęczącego dilera. Tamten zaczął błagać, ale jedyną rzeczą, którą rejestrował organizm Petera był szum krwi w jego uszach i ręka, trzymająca go za nadgarstek. Nagle zorientował się, co Deadpool właśnie robi. Delikatnie spróbował wyrwać się z żelaznego uścisku starszego.

-Proszę, nie chcę- szepnął płaczliwym głosem. Nie mógł opanować drżenia ciała.

-Cii...- uciszył go Wilson. Położył palec młodszego na spuście- tylko naciśnij- powiedział, jednak nastolatek nawet nie drgnął. Odwrócił głowę. Wade jedną ręką złapał go za podbródek i skierował go tak, by Parker patrzył na dilera, a drugą wciąż trzymał jego dłoń z pistoletem w środku. Nagle położył palec na tym mniejszym, należącym do Petera i zmusił go, do naciśnięcia spustu. Huk wystrzału rozniósł się po pomieszczeniu, a mężczyzna osunął się martwy na ziemię. Peter patrzył na to w osłupieniu. Tak jakby nie rejestrował tego, co się dzieję. Jakby był tu ciałem, ale bez duszy. Do jego oczu napłynęły łzy. Z tego odrętwienia wyrwał go najemnik- no to co? Teraz dasz radę sam?- spytał. Pajączek spojrzał na niego pustym, nieobecnym wzrokiem.

-N-nie... n-nie będę z-zabijać- powiedział słabym, drżącym głosem. Miał ochotę zapaść się pod ziemię. Zadać sobie niewyobrażalny ból, a potem zniknąć na zawsze.

-Oj... tak uważasz? Obawiam się słonko, że nie masz wyboru- głos Wilsona wciąż był delikatny i melodyjny, jak by to nie on mówił. Podszedł i zdjął z młodszego maskę- przecież nie chciałbyś, żeby twojemu ukochanemu panu Starkowi coś się stało, prawda?

-N-nie- szepnął. Kilka łez spłynęło po jego policzkach.

-No więc właśnie. Zrób to, a może daruję ci karę, za to głupie sprzeciwianie się- mówiąc to, otarł kciukami twarz Spider mana- pierwszy strzał masz za sobą, więc teraz dasz sobie radę.

Peter spojrzał w oczy mężczyźnie na ziemi, który upadł, gdy starał się oswobodzić ręce. W jego błagalnym spojrzeniu było przerażenie. Po policzkach chłopaka spłynęła fala łez. Nie potrafił. Był za słaby, ale Deadpool zabije pana Starka. Przecież nie mógł na to pozwolić. Wycelował pistolet w jego głowę i odwrócił wzrok. Nie chciał tego widzieć.

-Spójrz na niego- rozkazał Wade, z okrutnym uśmiechem na twarzy. Peter westchnął ciężko i wykonał polecenie. Drżał na całym ciele. Wyglądał tak, jakby lekki powiew wiatru był w stanie go przewrócić. Zacisnął wolną rękę w pięść. Był nikim. Zwykłym śmieciem. Każdy kto chciał, mógł go wykorzystać. Patrzył na przerażoną twarz mężczyzny pustym wzrokiem. Rozległ się głośny huk, a po podłodze popłynęła stróżka krwi. Zrobił to. Zabił człowieka. Był nic nie wartym śmieciem, a ośmielił się pozbawić kogoś życia. Nie miał do tego prawa. Nikt nie miał. Tylko że on, nie miał również wyboru. Zaszlochał cicho. Nie chciał tego robić. Jeszcze nigdy żaden cios nie bolał tak jak ta chwila.

-Na co czekasz? Ich jest jeszcze trzech- powiedział Wilson, uśmiechając się do Petera. Ten skierował na niego swoje puste spojrzenie czerwonych już od łez oczu.

-P-proszę...- szepnął. W tej chwili było go stać tylko na tyle. Nie chciał tego robić. Tak cholernie mocno tego nie chciał.

-Dobra, dość tego- powiedział już normalnym tonem, podszedł do Parkera i uderzył go z całej siły w twarz. Młodszy pisnął i przewrócił się, a Wade wrzasnął- należysz do mnie i robisz co ci każę! Nie masz jebanego prawa do sprzeciwu, rozumiesz smarkaczu?

Pajączek zadrżał, jednak wstał i starał się nie pozwolić, żeby kolejna fala łez uwolniła się z pod jego powiek. Bezskutecznie. Wiedział, że pan Wilson w żadnym razie nie okaże mu litości. Nawet na to nie liczył. Musi to zrobić. Gdyby Deadpool groził śmiercią Spider mana, chłopak nawet by się nie zastanawiał. Nie pozbawił by życia bezbronnej, przerażonej osoby. Ale on chciał zabić pana Starka. Parker nie mógł na to pozwolić. Iron man musiał żyć. Chronić ludzi przed... przed takimi jak Peter. Przed złodziejami, mordercami, przestępcami. Nastolatek podniósł zamkniętą na pistolecie dłoń. Zacisnął powieki.

-Powiedziałem, że masz na nich patrzeć- powiedział Wade. Jak ktoś mógł być aż tak okrutny? Nie dość, że Pajączek musiał robić coś tak strasznego, to jeszcze Wilson zmuszał go do patrzenia ofiarom w oczy. Był mordercą na życzenie najemnika. Kolejny huk. Kolejne martwe ciało osunęło się na ziemię. Kolejna osoba pozbawiona życia, przez nic nie wartego śmiecia, jakim był Peter. Kolejna fala łez spływająca po policzkach chłopaka. Znów cicho zaszlochał. Jego tata byłby rozczarowany. Na pewno go nienawidzi. A co by powiedział pan Stark? Pewnie by go ukarał. W końcu to jego zadanie, prawda? Musi walczyć z mordercami. Jeszcze tylko dwóch. Dwie, potwornie bolesne chwile. A potem wróci do magazynu i będzie sam. Jak zwykle, zostanie sam. A w dłoni będzie trzymać mały przedmiot. Jedyną rzecz, która pozwala mu na ucieczkę. Żyletkę.

-Błagam... mam rodzi...- przerwał mu strzał. Peter nie chciał tego słyszeć. I tak musiał to zrobić. Bez względu na to, jak bardzo chciałby zamienić się miejscem z dilerami. Niech to oni zabiją jego. Naprawdę. To będzie dużo łatwiejsze.

Ostatni. To słowo powtarzał sobie w myślach chłopak. Tylko jeden. Już zaraz koniec. Tak bardzo chciałby teraz... umrzeć. Po prostu umrzeć. Zniknąć i już nigdy nie cierpieć. Wycelował pistolet w głowę mężczyzny, jednak Wilson złapał go za nadgarstek.

-Nie, nie tak- powiedział z okrutnym uśmiechem na twarzy. Wyciągnął swoją katanę, złapał przedramię Parkera i wcisnął mu ją w dłoń. Pajączek podniósł na niego przerażone spojrzenie.

-N-nie... błagam- jego głos drżał, a on sam oddychał coraz szybciej.

-Pospiesz się- Deadpool trzepnął go w tył głowy- zrobisz to co ci każę, albo...- wyciągnął z kieszeni małe urządzenie. Peter doskonale wiedział, co to jest. Właśnie tym pan Wilson ostatnio go ukarał. Spojrzał na przerażonego mężczyznę. Wił się na ziemi, starając się uwolnić. Podszedł do niego.

-Przepraszam- szepnął tak, by tylko on słyszał. Przyłożył ostrze do jego klatki piersiowej i pchnął je z całej siły. Usłyszał okropny dźwięk i zobaczył jak katana wychodzi z drugiej strony. Już nawet nie próbował powstrzymać łez spływających w dół po jego twarzy. Wypuścił broń z dłoni. Drżącą piąstką przetarł policzek i padł na kolana. Rozpłakał się na dobre- przepraszam przepraszam przepraszam- zaczął powtarzać piskliwym głosem, nie potrafiąc opanował płaczu. Schował twarz w dłoniach. Nagle poczuł silne uderzenie w brzuch, przez które skulił się jeszcze bardziej.

-Przestań się mazać Peter- powiedział Wilson, po czym machnął na młodszego ręką- chodź, idziemy.

Parker spojrzał na niego z niedowierzaniem, cały zapłakany. Po tym wszystkim, miał sobie tak po prostu wrócić do magazynu? Jak gdyby nic się nie stało? No tak, był tylko rzeczą. Nie liczyło się jego zdanie, a co dopiero uczucia! Wstał mozolnie i ruszył za najemnikiem. Jego wzrok wciąż był pusty i nieobecny, a ręce drżały. Piszczało mu w uszach. Nie miał pojęcia, jak będzie dalej żyć. W tej chwili wiedział tylko jedno. Zamierza zrobić sobie jakąś dużą krzywdę.

***

Na odchodne, Deadpool powiedział do Petera, że "jak wszystko dzisiaj dobrze pójdzie, będziesz mógł wrócić do baru", ale do Parkera nie dotarła treść jego słów. W zasadzie, w tej chwili nic do niego nie docierało. Gdy tylko znalazł się sam, opadł na kolana i schował twarz w dłoniach. Trudno było zdefiniować dźwięk, który z siebie wydawał. Był to głośny, niepohamowany płacz, połączony z krzykiem. Nie wiedział, w jaki sposób może wyrzucić z siebie całą gorycz, żal i strach. W pewnym momencie z całej siły uderzył pięścią w ścianę, wyrzucając z siebie przy tym okropną wiązankę przekleństw. Zrobił to jeszcze raz. I znowu, i znowu, i znowu, aż w końcu ściana runęła. Zburzył miejsce swojego zamieszkania. Teraz jest bezdomny. Na tą myśl, uśmiechnął się, ale nie był to normalny uśmiech. To był przerażający, upiorny wręcz uśmiech. Brzmiało to tak, jakby kiedykolwiek miał dom. Parsknął pod nosem, a już po chwili wybuchnął śmiechem. Głośnym, nieopanowanym, histerycznym śmiechem. Szybko wyciągnął żyletkę, a gdy wykonał pierwsze pociągnięcie i krew z jego rany skapnęła na ziemię, zaczął się śmiać jeszcze głośniej. Nagle usłyszał w głowie głos. Głos należący do... jego taty. "Zawiodłem się na tobie. Miałeś być silny, a zostałeś mordercą. Chciałeś się zabić. Jesteś słaby. Brzydzę się tobą. Nie jesteś już moim synem". Gdy usłyszał te słowa, jednocześnie jego śmiech stał się bardziej donośny, a po policzkach spłynęła mu fala łez. Za chwilę zamarł, gdy usłyszał kolejny głos. Należał do pana Starka. "Jesteś do niczego. Już nawet nie jesteś zwykłym przestępcą. Jesteś mordercą. Jebanym mordercą, zwykłym śmieciem. Nigdy nie byłeś nic warty, i już nigdy nie będziesz. Zasługujesz na wszystko co cię spotkało. Powinieneś zdechnąć". Peter rzucił się na ziemię, zwinął do pozycji embrionalnej i zakrył uszy dłońmi.

-ZAMKNIJCIE SIĘ!- wrzasnął, zalewając się łzami- nie macie jebanego prawa mnie oceniać!

"A ty nie miałeś prawa ich zabić. Jesteś nikim. Nie wolno ci decydować, kto ma żyć, a kto nie"

-Przepraszam... j-ja tego n-nie chciałem- pisnął chłopak, po czym zaczął powtarzać płaczliwym głosem- przepraszam przepraszam przepraszam przepraszam...

***

Po paru godzinach obudził się z głośnym krzykiem. Był zlany potem, a na policzkach miał zaschnięte ślady łez. Śniła mu się ta szóstka. To było straszne. Rozpłakał by się, gdyby nie to, że ktoś stał koło niego.

-Niezłą demolkę tu zrobiłeś- powiedział Wilson. Peter zadrżał, gdy zorientował się, że najemnik ma na sobie strój. Wade uśmiechnął się, widząc przerażone spojrzenie chłopaka- przebierz się w strój Spider mana- urwał na chwilę, po czym dodał z okrutnym uśmiechem- mam dla ciebie niespodziankę chłopcze.

Nastolatek zaczął bardzo szybko oddychać.

-J-jaką... n-niespodziankę?- szepnął przerażony.

-Jak bym ci powiedział, to by już nie była niespodzianka, nie? Zaufaj mi, będziesz zachwycony- gdyby nie obecna sytuacja, Parker najpewniej znów wybuchnął by śmiechem. Miał mu "zaufać"? Niby na jakiej podstawie? Ale wolał nie spierać się z najemnikiem, bo doskonale wiedział, jak może się to skończyć. Wykonał więc polecenie Deadpoola bez zbędnych dyskusji i posłusznie ruszył za nim. Było już ciemno. W zasadzie nawet nie patrzył, gdzie się kierują. Po prostu bezmyślnie podążał za "opiekunem". Wielkie było jego zdziwienie, gdy znaleźli się na "jego" wieżowcu.

-Zaczekaj aż cię zawołam- powiedział Wilson, jednocześnie kierując Parkera tak, by był przyczepiony do ściany budynku, a co za tym idzie- niewidoczny.

Po chwili na drugim końcu dachu wylądował Stark. Pajączek słyszał jedynie odgłos silników, jednak był za daleko, żeby rozpoznać głos.

-No nareszcie!- zawołał Wade.

-Jest tu?- zapytał Tony, gdy tylko wyszedł ze zbroi. Miał wielką nadzieję, że spotka Spider mana.

-Owszem jest, ale to za chwilę- Deadpool uśmiechnął się, a milioner spojrzał na niego podejrzliwie- najpierw muszę się upewnić, że będziesz nieszkodliwy- po tych słowach wyciągnął mały joystick, nacisnął coś na nim, a zbroja wzbiła się w górę i zaczęła krążyć kilkanaście metrów nad nimi.

-Co ty zrobiłeś?- krzyknął zirytowany czarnowłosy.

-Och, to nic takiego. Przyjaciel zbudował mi to cudo- Deadpool widząc spojrzenie milionera dodał- spokojnie, oddam ci ją potem.

-Gdzie on jest?- zapytał ponownie. Tak bardzo chciał zobaczyć Pajączka, ale jednocześnie bał się. Bał się, w jakim on jest stanie. Co jeśli jest jeszcze mocniej pobity, niż wtedy, kiedy widzieli się po raz ostatni? To będzie jego wina. To on pozwolił Parkerowi odejść. Zawiódł go.

-Spidey!- zawołał Wade.

Peter słysząc głos najemnika, wspiął się po ścianie i wskoczył na dach. Zamarł, gdy zobaczył, z kim rozmawia jego "opiekun". Czy on zamierza zabić pana Starka? A co, jeśli każe to zrobić chłopakowi? Niepewnie zbliżył się do Deadpoola. Wilson podszedł do niego, objął go ramieniem i zdjął maskę z jego twarzy.

-No Petey, przywitaj się z panem Starkiem- uśmiechnął się okrutnie w kierunku nastolatka.

*****

2485 słów

Hejka!

Polsat się kłania :)

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro