Rozdział 34

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kapitan Ameryka podszedł do nastolatka i chciał go podnieść, jednak ten pisnął i skulił się.

-Boże, Peter- szepnął- nic ci nie zrobię.

-D-dam radę- powiedział cicho chłopak i spróbował wstać o własnych siłach, jednak zaraz upadł na Rogersa. Nie mógł utrzymać się na nogach. Był wykończony i stracił dużo krwi 

-Uroczo. Prawie jak rodzinne spotkanie. Tylko jeden z was tu nie pasuje- Deadpool zwrócił się do Petera- jeden z was jest mordercą, który nigdy nie będzie pasować do waszego świata bohaterów- oczy chłopaka zaszły łzami.

-Pete jest i będzie jednym z nas, bez względu na to, co powiesz- stwierdził pewnie Stark i wycelował w Wilsona repulsorem.

-Fury! Jakże miło cię widzieć!- zawołał z udawaną radością w głosie.

-Deadpool- warknął Nick.

-Oj, nie cieszysz się na mój widok? W takim razie, będę się zbierał- powiedział z uśmiechem.

-O nie, nigdzie nie idziesz- powiedział Fury- agenci są wszędzie. Nie dasz rady nam wszystkim.

-Ale wy sami pozwolicie mi odejść- odparł z uśmiechem.

-A to niby dlaczego?

-Ponieważ chyba zapomnieliście, że wciąż mam asa w rękawie- mówiąc to, wyciągnął małe urządzenie, na widok którego, Parker zbladł.

-P-proszę... nie- szepnął i zaczął się cofać.

-Nie rób tego- powiedział błagalnie Stark. Najemnik nacisnął przycisk, a Peter krzyknął, zgiął się w pół, i zakrył uszy dłońmi. Milioner od razu wyszedł ze zbroi i złapał chłopaka.

-Co ty mu robisz?!- zapytał wściekły Nick.

-Przestań!- wykrzyknął Stark, jednocześnie przytulając i podtrzymując płaczącego nastolatka.

-Och, to nic takiego. To małe cudo, generuje dźwięk o tak wysokiej częstotliwości, iż dla normalnych ludzi jest on niesłyszalny. Tylko taki wybryk natury jak ten smarkacz go słyszy- zachichotał pod nosem jak mała dziewczynka- dość boleśnie, jak widać. A jeśli częstotliwość będzie odpowiednio wysoka, mały szczur zdechnie- uśmiechnął się okrutnie.

-Dobra, dosyć tego- warknął Kapitan i ruszył w kierunku najemnika.

-Stave, czekaj!- zawołał Tony. Wiedział, że Deadpool może znacznie pogorszyć tortury miotającego się w jego ramionach nastolatka. Jednak było już za późno. Wilson cofnął się gwałtownie i zwiększył częstotliwość, przez co Peter wrzasnął i upadł na ziemię, a milioner klęknął obok niego.

-W-wyłącz to! Proszę cię! B-błagam!- wykrzyczał, wijąc się na podłodze. Stark miał wrażenie, że pęknie mu serce. Czuł, że to jego wina. Całe cierpienie tego chłopca to jego wina. Jak mógł być tak bezmyślny? Nie zauważyć co się dzieje? Wiedział, że już nigdy nie przestanie słyszeć jak Peter wrzeszczał, gdy Wilson torturował go nożem.

-Oczywiście Petey. Jeśli tylko twoi nowi znajomi zechcą cię uratować- powiedział. Po głosie słychać było, jak cała ta sytuacja go bawiła. W tym momencie roiło się tu od agentów Tarczy, zgromadzili się Avengers, a on jest nietykalny, bo dosłownie trzyma w garści życie nastolatka.

-Nie pozwolimy ci odejść- stwierdził twardo Fury.

-Och, jak mi przykro. Jednak nie chcą cię ratować, Petey- westchnął teatralnie, a potem jeszcze bardziej zwiększył częstotliwość.

-Przestań! Zabijesz go!- krzyknął Stark ze łzami w oczach.

-Nie, to wy go zabijecie. Gdyby naprawdę wam na nim zależało, już dawno byłbym w drodze na lotnisko, a mały gnojek u was w wieży, albo więzieniu Tarczy. Wszystko jedno.

-Fury, proszę!- powiedział Tony. Normalnie nigdy by nie wypuścił Deadpoola, nawet gdyby to była Nat albo Clint. Ale to był Peter. Mały, bezbronny, niewinny Peter. Który doświadczył o wiele za dużo jak na czternastolatka.

-Nie. Zabierz stąd chłopaka- rozkazał.

-Nie radzę- uśmiechnął się Wilson- Stark, odsuń się od dzieciaka- milioner popatrzył na niego z nienawiścią- no już- ponaglił go. Tony spojrzał na nastolatka. Przez rozrywający, okrutny ból, w ogólne nie docierało do niego to, co dzieje się dookoła. W dalszym ciągu płakał i rozpaczliwie ściskał w drobnych piąstkach marynarkę, a głowę opierał o klatkę piersiową mężczyzny. Jak on miał go odepchnąć i odejść? Spojrzał błagalnie na Deadpoola- szybciutko Stark, nie mamy całego dnia- uśmiechnął się okrutnie. 

-Ty gnoju- warknęła wściekła do granic możliwości Nat. Ten biedny dzieciak spędził z tak okrutnym człowiekiem tyle lat. Jak to możliwe, że wciąż jest taki dobry? Większość osób na jego miejscu już dawno stałaby się oschła, opryskliwa, równie okrutna i bezwzględna co "opiekun". 

Milioner delikatnie złapał chłopca za nadgarstki i odkleił je od swojej marynarki. Młodszy podniósł swoje czerwone od płaczu oczy i posłał Tony'emu tak smutne, błagalne, wręcz rozpaczliwe spojrzenie, iż Stark czuł, jak żal ściska mu serce, a oczy zaszły łzami. Peter jeszcze mocniej wtulił się w czarnowłosego, jakby prosząc, by go nie zostawiał i pokręcił gorączkowo głową, wiedząc, co zamierza starszy.

-Nie, nie, nie, nie...- zaczął szeptać, krztusząc się łzami.

-Pete, proszę, będzie dobrze, uwierz mi- powiedział ze łzami w oczach

-Dość tego- syknął Wilson, podszedł do tej dwójki wciąż trzymając palec na przycisku, by nikt mu nie przeszkodził i kopnął Petera w twarz tak, że chłopiec jęknął głośno, upadł a z nosa zaczęła wypływać szkarłatna ciecz. Stark spojrzał na Deadpoola z mordem w oczach.

Fury patrzył na to wszystko z niedowierzaniem. Widział już przemoc i okrucieństwo, ale to go przerażało. Nie ze względu na to, jak bezwzględny był najemnik. Miał ochotę pobić sam siebie. Przecież to jest tylko przerażony, czternastoletni dzieciak. A on, zamiast ścigać jego oprawcę, próbował zamknąć tego chłopaka. To rzeczywiście nie była jego wina. Jeżeli codziennie przechodził takie piekło, to nic dziwnego, że nie protestował, gdy Deadpool kazał mu chodzić ze sobą na zlecenia. Zrobiło mu się żal Petera. Czuł się winny. Skrzywdził tego chłopca. Był kolejną osobą, która go zraniła. Kolejną osobą, przez którą Parker tracił kawałeczek swojego zdrowia, zaufania i nadziei. Był w jego życiu po prostu kolejnym dorosłym, który zachowuje się tak jak wszyscy inni. Tylko Stark go bronił. Tylko on był dla niego dobry. A Fury chciał ich rozdzielić i zamknąć chłopca u siebie. To nie w porządku. Musiał to naprawić. Złapanie Wilsona nie było już tak istotne. Najważniejsze, żeby ten dzieciak był bezpieczny. Żeby wrócił do Starka i był szczęśliwy. Zasługiwał na to. 

-Peter, do mnie- rozkazał Wade 

-Nie...- szepnął Tony. 

Deadpool zmniejszył częstotliwość tak, by młodszy był w stanie się podnieść, co i tak było dla niego bardzo trudne, przez to, co Wilson zrobił z nim wcześniej. Chłopak spojrzał na niego z przerażeniem i spróbował wstać, jednak upadł na twarz- no już. Pośpiesz się smarkaczu- ponaglił go najemnik. Widząc, że nastolatek nie da rady wstać, wyłączył urządzenie i posłał mu pogardliwe spojrzenie. W zasadzie, wyglądał tak, jakby kompletnie nie przejmował się tym, że jest na celowniku trzech agentów, Hawkeye'a, Wdowy i Rogersa. Tupał niecierpliwie nogą, aż w końcu podszedł gwałtownie do Petera, który cicho pisnął i skulił się. Chwycił go mocno za przedramię i szarpnął, podnosząc chłopaka. Wyciągnął pistolet i przystawił mu do skroni- Niech twoi agenci się wycofają- zwrócił się do Fury'ego

-Dobrze... dobrze, niech ci będzie, tylko... oddaj nam dzieciaka- ustąpił w końcu Nick i dał znać wszystkim agentom, by opuścili budynek i wrócili do helicarriera.

-O nie. Smarkacz idzie ze mną- oznajmił, a Peter zadrżał.

-Nie! Nie możesz!- wykrzyknął Stark.

-Owszem, mogę- złapał Petera za włosy i szarpnął tak, by odchyli głowę w tył, po czym powiedział, nachylając się nad jego uchem- to mój dzieciak i mogę zrobić z nim co tylko zechcę.

-Nie- powiedział twardo Tony- to mój dzieciak i nie masz prawa go dotykać- chłopak spojrzał na z niedowierzaniem.

-Ach tak?- zaśmiał się- to co zrobisz teraz?- spytał, zamachnął się i z całej siły uderzył młodszego w twarz, przez co chłopiec upadł. A Stark tylko na to czekał. Gdy Peter znalazł się na ziemi w bezpiecznej odległości, wszyscy naraz wystrzelili prosto w klatkę piersiową Wilsona. On zatoczył się w tył i upadł, jednak dojście do siebie zabrało mu dużo mniej, niż się spodziewali. Momentalnie podniósł się, złapał Pajączka za włosy i szarpnął nim tak, by usiadł. Wycelował pistoletem w Tony'ego i strzelił. Pocisk trafił w ramię, a czarnowłosy krzyknął i złapał się za bolące miejsce.

I po raz pierwszy, w Peterze Parkerze zawrzał gniew. W jego spojrzeniu zawirowały nieznane dotąd Starkowi ogniki, a chłopak poczuł przypływ siły. Nie liczył się teraz żaden ból ani żadna słabość. Nie teraz, gdy ktoś skrzywdził najważniejszą osobę w jego nędznym życiu. Wyszarpnął się gwałtownie z uścisku starszego i ścisnął jego nadgarstek tak mocno, że Deadpool był zmuszony wypuścić z dłoni pistolet. Wstał i jednym precyzyjnym ruchem powalił najemnika. Wszystko to działo się tak szybko, że reszta była w stanie jedynie stać z wytrzeszczonymi oczami i oglądać, jak drobny czternastolatek powala trzy razy większego mężczyznę. Nie mogli uwierzyć w to co właśnie miało miejsce. Szczególnie Tony, gdy widział, jak chłopiec staje w jego obronie. A przecież to on miał go obronić. On miał być tym silnym. On jest dorosły i to on powinien być tym, który będzie walczyć o nastolatka. A tymczasem to Peter zaciska drobną dłoń w pięść i wymierza nadludzko silny cios najemnikowi. Jednak Deadpool wciąż był silniejszy. Gdy chłopak miał ponownie uderzyć, złapał go za nadgarstki zupełnie tak, jak łapie się małe dzieci, gdy wpadną w złość.

-No proszę, jednak nie wychowałem cię na kompletnego mięczaka, Petey- zaśmiał się, a zaraz potem spoważniał- co nie zmienia faktu, że trochę się zagalopowałeś smarkaczu- powiedział lodowato. Tony poczuł drobne ukłucie na słowa "wychowałem cię". Najemnik jedną dłonią przystawił mu pistolet do skroni, a drugą objął ręce chłopca. Wzmocnił uścisk, na co młodszy syknął. Nagle cała odwaga z niego wyparowała, a ból wrócił. I to dwa razy gorszy. Wilson jeszcze mocniej zacisnął dłoń na wątłych nadgarstkach, a nastolatek jęknął. Po chwili, można było usłyszeć paskudny dźwięk łamiących się, a może nawet miażdżonych kości i rozdzierający serce, rozpaczliwy wrzask chłopca.

-Przestań... proszę...- szepnął Stark. Nie był w stanie powiedzieć nic więcej. Bolało go to wszystko.

Najemnik prychnął z pogardą i rzucił Peterem o ścianę. Chłopak osunął się po niej, zostawiając paskudny, krwawy ślad i skulił na ziemi, cicho płacząc. Clint, korzystając z tego, iż Parker był w bezpiecznej odległości, wypuścił strzałę, która w mgnieniu oka przeleciała przez pomieszczenie i trafiła prosto w pierś Wilsona. Jednak ten postawił jedynie dwa kroki w tył, po czym wyciągnął ją, wydając przy tym paskudny dźwięk.

-To był wasz błąd- syknął z jadem i nacisnął przycisk na małym urządzeniu, które wyciągnął z kieszeni.

-NIE!- wrzasnął Tony i padł na kolana. Nie mógł nic zrobić. Jeżeli choć dotknie zbroi, Wilson jednym ruchem zabije Parkera. Czuł, że to jego wina. Mógł zrobić dużo więcej, by ochronić chłopca. Jak on miał teraz spojrzeć mu w oczy?

Peter krzyknął, jednak przez połamane i częściowo zmiażdżone nadgarstki nie był nawet w stanie zakryć uszu dłońmi. Jedyne co mógł teraz zrobić, to leżeć i skomleć na ziemi, bo nie miał już siły na wrzaski. Chciał już po prostu umrzeć. Nie było takiego fragmentu ciała, który nie był umazany jego krwią albo nie bolał go. W zasadzie, zaczął odczuwać wstyd. Zwyczajny, głupi wstyd, o którym większość normalnych ludzi nie pomyślała by nawet w takiej chwili. Było mu głupio, że pan Stark, Clint, Natasha, Steve i Fury oglądają go takiego. Żałosnego. Bezradnego. Kiedy piszczał i zwijał się z bólu u stóp najemnika, nie mogąc nic z tym zrobić.

-N-nie w-wychowałeś mnie- szepnął nagle chłopak.

-Co?- rzucił od niechcenia Wade.

-Nie w-wychowałeś m-mnie- powtórzył, nieco głośniej.

-A kto to niby zrobił, ty niewdzięczny bachorze?- zirytował się Deadpool i nadepnął nastolatkowi na dłoń, na co ten jęknął i załkał cicho- twoja matka?- zaśmiał się- przecież ona cię nawet nie chce! A wiesz skąd to wiem? Bo powiedziała mi to, kilka minut przed tym, jak ją zabiłem- syknął.

-C-co?- szepnął chłopak.

-Zabiłem ją kilka dni po tym, jak cię znalazłem. Żebyś nie miał gdzie wracać- wycedził przez zęby- więc słucham, niewdzięczny smarkaczu, kto cię niby wychował?

-Mój ojciec- powiedział Parker i podniósł zmęczony wzrok na Wilsona. Szczerze mówiąc, informacja o śmierci matki nie zrobiła na nim większego wrażenia. A przynajmniej nie w tym momencie- i Weasel... Wili i James, k-kiedy pytali się j-jak b-było w szkole, gdy... agh... w-wracałem do b-baru... w-wszyscy najemnicy, z k-którymi się zadawałeś... agr... d-dilerzy, którzy żartowali sobie ze mną i d-dawali mi r-rum, kiedy w-wysyłałeś m-mnie po n-narkotyki... Michael i jego gang, kiedy p-pozwalali mi u nich n-nocować, gdy uciekałem z baru... ci... agh... mieszkający na ulicy k-kieszonkowcy, którzy nauczyli m-mnie kraść. P-pan Kenel, który s-skupował ode mnie t-te rzeczy. I pan Stark...- spojrzał na milionera, jednak nie dokończył, ponieważ z jego ust mimowolnie wydobył się przenikliwy wrzask, gdy Wilson zmiażdżył mu dłoń pod swoim butem. Z całej siły zacisnął powieki, spod których mimo to, uwolniła się fala łez.

-Proszę cię... zostaw go już... zabij mnie, jeśli musisz się mścić- powiedział cicho Tony, nie mogąc dłużej patrzeć na tortury Petera. Już nawet nie krył łez spływających po jego policzkach.

-Hmm... kuszące- uśmiechnął się najemnik- dzieciak musi być żywy, żebym mógł bezpiecznie stąd wyjść, ale ty niekoniecznie- mówiąc to, wycelował pistoletem prosto w serce milionera. Parker resztkami sił podniósł się delikatnie i doczołgał do czarnowłosego. Najemnik nawet na niego nie spojrzał. Mężczyzna od razu złapał delikatnie nastolatka i przyciągnął do siebie.

-P-panie Stark... j-ja już n-nic nie słyszę- szepnął cicho chłopiec, wbijając pusty wzrok w ścianę, a milioner spojrzał na niego z przerażeniem. Jednak dla wszystkich dookoła utrata słuchu Pajączka oznaczała jedno. Już nic mu nie zagraża. Fury natychmiast wezwał swoich agentów, a Avengers rzucili się do ataku. Ale nie przewidzieli jednego. Rozległ się huk strzału. Peter, powodowany swoim pajęczym zmysłem, zebrał w sobie wszystkie resztki sił, jakie tylko mu zostały i wykorzystał je, by klęknąć, przez co znalazł się idealnie na linij strzału, pomiędzy Starkiem a Deadpoolem. Opadł bezwładnie w ramiona Iron mana. W pierwszej chwili, milioner nie zdał sobie sprawy z tego, co się stało. Dopiero, gdy Parker zaczął krztusić się krwią, zorientował się, że chłopiec przyjął za niego pocisk.

-Nie... nie, nie, nie, nie, nie, nie!- zaczął powtarzać, nie dowierzając w to co właśnie miało miejsce. W czasie gdy Avengers i agenci Tarczy zajmowali się Deadpoolem, on odgarniał kosmyki włosów z twarzy nastolatka i rozpaczliwie szukał jakiejś oznaki, że to wszystko to tylko jebany żart. Jednak nie znalazł nic. Już po chwili Wilson odprowadzany był do helicarriera w specjalnych kajdankach dla mutantów, z kilkoma strzałami w ciele, licznymi ranami spowodowanymi tarczą Kapitana i pociskami Wdowy. 

-Myślałem, że to ty miałeś oddać za niego życie- powiedział, uśmiechając się okrutnie pod nosem, gdy przechodził obok milionera.

 Stark nawet nie rzucił mu nienawistnego spojrzenia. Wciąż wpatrywał się w kaszlącego chłopca. Ten spojrzał na niego i uśmiechnął się słabo. Tony zdjął swoją marynarkę i okrył nią nastolatka, który z jakiegoś powodu zaczął zdecydowanie mocniej drżeć. I to chyba nie było spowodowane zimnem. Czarnowłosy wciąż uciskał jego ranę, jednak krwi było pełno. Na całym drobnym ciele chłopca.

-Tym uciśnij- Steve podał mu maskę nastolatka.

-Boże... Pete... błagam cię, wybacz mi... nie chciałem tego... wiesz o tym, tak?- zaczął cicho Stark, wtulając w siebie Parkera, który już się nie odezwał.

*****

2414 słów

Hejka!

Kto jest Polsatem i pieprzonym okrutnikiem, łapka w górę! *autorka podnosi obie ręce

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro