Rozdział 38

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-P-panie Stark? Czy ja już m-mogę stąd w-wyjść?- spytał chłopiec, gdy Stephen opuścił jego salę. Udało mu się do końca poskładać jego dłoń i częściowo wyleczyć drugi nadgarstek. Powiedział, że teraz trzeba już tylko liczyć na regenerację. Tony westchnął. Wiedział, że nastolatek nie znosi szpitali, ale dzieciak nie mógł stąd wyjść, dopóki Strange tak nie zdecyduje. Pokręcił więc lekko głową. Coraz bardziej zaczynało mu przeszkadzać to, że nie może nic powiedzieć Peterowi. Ale chłopak ledwo pogodził się ze stratą słuchu. Jeszcze za szybko, żeby uczyć go porozumiewać się w jakiś nowy sposób. Parker spuścił wzrok i pogłaskał delikatnie kota, śpiącego na brzegu łóżka- czy k-ktokolwiek n-nakarmił Aviego?- zapytał, wlepiając swoje wielkie, brązowe oczy w Tony'ego. Ten uśmiechnął się i kiwnął głową, na co Pajączek odetchnął z ulgą.

Dla milionera było to niesamowite, że nawet teraz, gdy jest na skraju załamania, ten chłopiec i tak myśli o innych. Martwił się o zwykłego kota. Właśnie teraz. To było niezwykłe, jak wielkie serce miał ten dzieciak. Jednak kiedy tylko na niego patrzył, widział, jak leżał zakrwawiony na ziemi, z zaschniętymi łzami na policzkach i mokrymi od nich oczami. Nie mógł pozbyć się tego obrazu z głowy. I wciąż zastanawiał się, co dzieje się w głowie Petera. Kazał się komuś zamknąć. Słyszy jakieś głosy? W sumie, nie zdziwił by się, że Parker jest chory po tym wszystkim co przeszedł.

-Ehh, jeszcze będzie dobrze, Pete- powiedział i położył nastolatkowi rękę na ramieniu. Ten wzdrygnął się, jednak podniósł na niego wzrok i uniósł kąciki ust. Stark miał wrażenie, że Pajączek nie boi się go już prawie wcale.

Do sali po raz kolejny wszedł doktor, tym razem z jakimiś pielęgniarkami, na co nastolatek automatycznie się spiął. Tony westchnął. Wiedział, że w końcu to jest szpital, ale musieli przeszkadzać za każdym razem, kiedy Peter akurat był spokojny.

-Stark, tym razem muszę go uśpić. Chcemy obejrzeć szwy i dokończyć szycie, a dzieciak nie pozwoli się im dotknąć- stwierdził twardo Strange, głosem nie znoszącym sprzeciwu.

-Ehh, no dobrze- powiedział Tony z rezygnacją. Wiedział, że czarodziej ma rację. Peter w życiu nie pozwoli dotykać się obcym kobietom. Chłopiec jedynie zdążył posłać milionerowi przerażone spojrzenie i już po chwili leżał bezwładnie na łóżku, a na jego twarzy malował się delikatny uśmiech. Czarnowłosy spojrzał na Stephena pytająco.

-Zadbałem o jakiś miły sen, żeby nie miał koszmarów- na te słowa uśmiechnął się do Strange'a z wdzięcznością. Pielęgniarki odkryły chłopca i podwinęły jego koszulkę, ukazując pełno siniaków, ran i szwów. Nie było tam czystego kawałka skóry. Milioner wciągnął głośno powietrze na ten widok. Nigdy nie wybaczy sobie, że do tego doprowadził. Kolejne rany. Kolejne blizny, przypominające mu o tragicznej przeszłości. Kolejny ból i zawód. Ale tym razem to Stark był winny. A ten dzieciak nawet nie miał mu tego za złe! Jest niesamowity. Jeszcze przepraszał Tony'ego. Czarnowłosy tyle chciał mu teraz powiedzieć. Może z czasem nauczą się języka migowego, albo jakiejś innej formy komunikacji, ale teraz było jeszcze na to za szybko. Peter nie pokazywał tego, ale w środku był całkowicie załamany. Mężczyzna nawet nie chciał wiedzieć, co dokładnie przeżywa ten chłopiec. To musiało być okropne. Straszne. Chociaż, gdyby tylko miał możliwość wzięcia całego cierpienia tego dziecka na siebie, nawet by się nie zastanawiał. Wciąż czuł się tak, jakby Deadpool wygrał. W końcu, osiągnął to, co chciał. Stark patrzył na cierpienie Petera i teraz ten obraz nie opuści go do końca życia. A chłopiec został skatowany, za rzekome nieposłuszeństwo, właśnie tak, jak Wilson sobie zaplanował. Jedynym potknięciem było to, że nie docenił nastolatka. Myślał, że uda mu się go złamać, ale się przeliczył. Tego dzieciaka nie da się złamać.

-Tony!- warknął zirytowany już czarodziej- słuchajże mnie! Zabieramy go na prześwietlenia. Potem, jeżeli wszystko będzie w porządku, myślę że będzie mógł wstać. Żebra zrosły się całkowicie, musi jedynie uważać na nadgarstki, choć wydaje mi się, że do jutra również powinno być wszystko w porządku. Tylko go pilnuj, jasne? Nie wiadomo co mu strzeli do głowy. Jeśli coś sobie zrobi, to tobie też będzie potrzebny szpital- powiedział. Mimo iż z całych sił, bardzo starał się to ukryć, jemu też zaczęło zależeć na tym dzieciaku. Milioner nie odpowiedział, a jedynie ściągnął oburzonego kota z łóżka Petera i odprowadził wzrokiem personel medyczny z chłopcem do wyjścia. Ucieszył się, na wiadomość, że nastolatek w końcu opuści szpital, jednak bał się, że nie poradzi sobie z tym wszystkim. Tutaj tak czy inaczej panowała cisza, ale to będzie dla niego bardzo trudne, widzieć wszystkie te rzeczy, które powinny brzmieć, a jednak nic nie słyszeć. Chociaż nie, to nie jest kwestia tego, czy Peter sobie z tym poradzi. Pytanie brzmi, czy Tony Stark poradzi sobie z podtrzymaniem Petera? Żeby znowu nie upadł. To tego bał się najbardziej. Że nie będzie umiał mu pomóc.

Po pół godziny Strange, już samotnie wszedł do sali, pchając przed sobą łóżko nastolatka.

-Wyniki będą wieczorem. Teraz musisz być bardzo ostrożny. Nie zostawiaj go samego i przede wszystkim, nie nabieraj się na te jego kłamstwa, tak? Ty się nim zajmij, a ja poinstruuję resztę- powiedział, wykonał krótki ruch dłonią i wyszedł. Parker jęknął niespokojnie i uchylił powieki. Spojrzał pytająco na milionera, jakby oczekiwał wyjaśnień, co właśnie miało miejsce. Kot, który przez cały czas czekał pod drzwiami, od razu znalazł się na kolanach chłopca, wtulając główkę w jego policzek.

-No już Avi, uspokój się- zaśmiał się Peter. Nagle, jakby właśnie uświadomił sobie coś bardzo ważnego, spojrzał na swoją klatkę piersiową i dotknął ją- przestało boleć- stwierdził z lekkim uśmiechem, patrząc na Tony'ego- panie Stark, t-teraz mogę już stąd w-wyjść?- spytał cicho. Czarnowłosy w odpowiedzi uśmiechnął się i kiwnął głową, na co Peter uśmiechnął się troszkę szerzej- choć Aviś- powiedział, biorąc kota na ręce i wstając, jednak jęknął z bólu, gdy tylko uniósł zwierzaka, ponieważ nadgarstki wciąż były w kiepskim stanie.

-Ja go wezmę- powiedział Tony i odebrał młodszemu kota. Postawił go na ziemię, ponieważ wiedział, że i tak będzie za nimi szedł. Położył chłopakowi rękę na ramieniu i wspólnie skierowali się do windy. Stark odprowadził Parkera aż pod jego pokój.

-Dziękuję- szepnął chłopak i wszedł do środka.

-Jarvis, poinformuj mnie, jeśli cokolwiek złego działoby się z Peterem- milioner wahał się chwilę- albo jeśli otworzy okno- dodał i poszedł do swojej sypialni.

Parker przebrał się w jakąś bluzę i dresy, po czym usiadł pod ścianą. Do końca życia będzie głuchy? Już nigdy nie usłyszy mruczenia swojego przyjaciela, albo głosu pana Starka?

Bardzo dobrze. Zasługujesz na to.

Tak, zasługiwał, ale czy naprawdę na aż tak wielką karę? Przecież się starał! Starał się być dobry!

Ale ci nie wyszło. Nic ci nie wychodzi. Jesteś absolutnie bezużyteczny. Naraziłeś pana Starka na niebezpieczeństwo. Jak można być tak samolubnym?! Ktoś, kto chciałby być dobry, już dawno odczepiłby się od Avengers, zamiast wciąż sprowadzać na nich kłopoty. Jak ty możesz w ogóle ze sobą wytrzymać? Jesteś bardzo złym człowiekiem. Powinieneś to skończyć, już dawno temu.

-Masz rację...- szepnął chłopak ze łzami w oczach. Powinien to skończyć. Powinien przestać narażać wciąż pana Starka. Przecież Deadpool mógł go zabić! Nawet próbował! A on jeszcze zabrał Petera do wieży i wyleczył!

Może to i lepiej, że nic nie słyszysz. Ciekawe, jakie obelgi usłyszał byś z ust Iron mana. Na pewno cię nienawidzi, za to, co mu zrobiłeś.

Ale przecież on jest dobry! Nigdy nie bije, nie obraża, nie wyśmiewa i nie posyła tych pogardliwych spojrzeń!

Tacy jak ty nie zasługują na dobroć. Morderca. Na nic nie zasługujesz. Powinieneś zdechnąć, tak jak twój ojciec.

-Zamknij się- warknął nastolatek.

Właśnie tak. Twój tata umarł. I wiesz co? Zdradzę ci sekret. To była twoja wina. Gdybyś go wtedy nie zagadał, nic by się nie stało. Dojechalibyście bezpiecznie do domu, mama nie zaczęła by pić. Ale ty zawsze wszystko psujesz.

-ZAMKNIJ SIĘ!- wrzasnął chłopiec.

Nie umiesz przyjąć prawdy? Ściągasz na ludzi tylko ból, śmierć i cierpienie. Naprawdę chcesz zniszczyć życie kolejnej osobie? Chcesz mieć na sumieniu pana Starka? Jedynego dorosłego, który okazuje ci dobroć, choć na nią nie zasługujesz?

Peter zaczął drżeć na całym ciele. Przecież nie mógł do tego dopuścić. Pan Stark nie będzie jego kolejną ofiarą. Musi stąd odejść. Uciekać. On musi być bezpieczny, więc zagrożenie musi zniknąć. Powolnie wstał i podszedł do okna. Już nawet nie trudził się, żeby założyć strój. Nie miał zamiaru wzbić się w górę. Nie tym razem.

Właśnie tak. Zrób to. Uratuj pana Starka.

Otworzył okno i wszedł na parapet.

-Peter, nie!- krzyknął Tony, który gdy tylko został poinformowany przez sztuczną inteligencję o tym, co dzieje się w pokoju nastolatka, momentalnie znalazł się w drzwiach. Chłopak zamknął oczy i już miał skoczyć, kiedy silna dłoń chwyciła go za przedramię i może trochę niedelikatnie zrzuciła z parapetu. Zacisną z całej siły powieki, wiedząc, jaki ból za chwilę poczuje, jednak ku jego zdziwieniu nie zderzył się boleśnie z ziemią, tak jak by to było u najemnika. Milioner złapał go za ramiona tak, by nie mógł się w żaden sposób wydostać.

-Puść mnie!- zażądał, szarpiąc się, jednak czarnowłosy nie miał najmniejszego zamiaru pozwolić dziecku skoczyć. Przyciągnął chłopca do siebie i zamknął w szczelnym uścisku. Przez chwilę czuł, jak nastolatek się miota, ale po chwili ustąpił i słychać było jedynie stłumiony przez bluzę szloch- p-przep-praszam- szepnął- t-to moja w-wina... j-ja nie chciałem- dławił się własnymi łzami- n-nie chciałem p-pana narażać, p-panie Stark. P-przepraszam... n-nie chcę, żeby p-panu coś się s-stało... proszę... n-niech mi pan wybaczy- Tony wciągnął głośno powietrze i mocniej przytulił do siebie nastolatka, który krztusił się łzami- t-to by się nie stało, g-gdyby nie ja... n-niech mnie p-pan wyrzuci... j-ja tylko ściągam n-na pana kłopoty...- wzdrygnął się na tą myśl. Odejście z wieży było dla niego okropną wizją, jednak nie wybaczyłby sobie, gdyby przez niego milioner cierpiał- p-przecież on mógł p-pana skrzywdzić- szepnął z oczami otwartymi z przerażenia.

-Cii, przestań Pete- powiedział cicho Stark, choć wiedział, że nie ma to najmniejszego sensu. Jedyne co mógł zrobić, to uciszyć drżącego nastolatka gestem dłoni i kciukami otrzeć mu łzy z twarzy. Chłopak zebrał całą odwagę jaką w sobie miał i spojrzał milionerowi w oczy. Nie było w nich ani pogardy dla jego osoby, ani nienawiści, ani nawet rozczarowania. Było tam jedynie zmęczenie, smutek i troska. Choć tego ostatniego nie był pewien. Widział ją tylko w oczach mężczyzny. U nikogo innego nigdy jej nie było. Nikt się nigdy o niego tak nie troszczył. Nikomu nie zależało.

Twierdzisz, że jemu zależy? Jest bohaterem, nie pozwoli ci umrzeć, ale nie myśl sobie, że zależy mu na takim śmieciu jak ty. Swoją drogą, jak wielkim nieudacznikiem trzeba być, żeby samobójstwo nie wyszło za trzecim podejściem? Żałosny jesteś.

Na te słowa, Peter rozpłakał się jeszcze mocniej i wtulił w milionera. Po prostu nie chciał już żyć. Był zwyczajnie zmęczony, choć miał dopiero czternaście lat.

W pewnym momencie Avi wskoczył na biurko, zrzucając z niego przybornik na długopisy. Przedmiot uderzył o ziemię z głośnym brzękiem, na co chłopiec automatycznie, gwałtownie obrócił się. Stark spojrzał na niego z niedowierzaniem.

-Peter... słyszysz mnie?- spytał niepewnie, jednak Pajączek nie zareagował. Odwrócił się po chwili do milionera i uniósł kąciki ust.

-Ja t-to... usłyszałem- powiedział cicho, ignorując pytanie Tony'ego.

*****

1819 słów

Hejka!

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro