Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Peter stanął na krawędzi dachu. Poczuł zimy powiew wiatru na swojej twarzy, a na jego wargi wpłynął drobny uśmiech. Takie momenty były dla niego na wagę złota. Momenty pełne spokoju. Kiedy mógł przez chwilę odetchnąć z ulgą. W jego skomplikowanym życiu było ich wyjątkowo mało. Założył maskę i rozkoszował się tą chwilą. Uwielbiał patrzeć na miasto z góry. Obserwować ludzi, zastanawiać się dokąd idą. Każdy z nich miał swoją własną, osobistą historię. To wydawało mu się niezwykłe. Ilu ludzi, tyle historii. Było już późno, więc większość osób najprawdopodobniej wracała właśnie do domu po pracy. Spieszyli się. Jak zawsze. Każdemu gdzieś się spieszy. W pewnym momencie, chłopiec zauważył człowieka idącego swobodnym, ale szybkim krokiem wzdłuż chodnika. Z jakiegoś niezrozumiałego dla niego powodu, ten właśnie mężczyzna przykuł uwagę Pajączka. Miał na sobie ciemną bluzę z kapturem zakrywającym jego twarz i dresowe spodnie. Był... w zasadzie, był ubrany wyjątkowo wręcz zwyczajnie i w żaden sposób się nie wyróżniał. Prawie żaden. Spider-man spojrzał na jego buty. Pamiętał jak kiedyś, gdy jego ojciec jeszcze żył, powiedział mu że buty bardzo dużo mówią o człowieku, a mężczyzna idący chodnikiem miał na sobie sportowe obuwie, wyglądające jednak na bardzo drogie. Peter zaczął się zastanawiać dokąd zmierza i czy czeka na niego w domu jakaś rodzina. Bo... chyba na każdego czeka jakaś rodzina, tak? A przynajmniej... na większość osób.

Spojrzał na zegarek i zobaczył że ma jakieś 10 minut aby dotrzeć do "domu". Westchnął ciężko i zamknął na chwilę oczy. Nie mógł się spóźnić, ale z drugiej strony... tak bardzo nie chciał tam wracać. Ale co mógł zrobić? Ucieczka byłaby chyba jeszcze gorsza. Pomijając fakt, że najpewniej skończyłaby się bolesną śmiercią, to... gdzie niby miał uciekać? Do kogo? Przecież on nie miał rodziny. Przestał zawracać sobie głowę mężczyzną na dole i skoczył. Uwielbiał ten moment, gdy leciał w dół by wzbić się w powietrze dosłownie parę metrów przed ziemią, gdy ludzie zatrzymywali się, przerywali swą codzienną rutynę tylko po to, aby na niego spojrzeć. Zauważył, że ten jeden, w sportowych butach też mu się przygląda. Ale w zasadzie, nie było w tym nic dziwnego. W końcu nie codziennie można zobaczyć dzieciaka w czerwono niebieskim kostiumie skaczącego z dachu wieżowca. Ten obraz zawsze wzbudzał pewnego rodzaju sensację.

Peter pofrunął na swojej pajęczynie w kierunku baru dla najemników. Szczerze nienawidził tego miejsca. Naprawdę nienawidził. Z całego serca. Ale... nie miał gdzie pójść. Gdy tylko wszedł do środka, zauważył przy barze swojego opiekuna. Ciężko było nie zwrócić na niego uwagi. Można było śmiało powiedzieć, że... rzucał się w oczy. Po drugiej stronie stał Weasel, przyjaciel Deadpoola, i prowadził z nim ożywioną rozmowę. To dobrze. Byli zajęci. Chłopak chciał przejść niezauważony i szybko znaleźć się na zapleczu, alby następnie udać się na strych, gdzie mieszkał razem z najemnikiem. Naprawdę nie miał już dzisiaj siły na kolejną porcję nieprzyjemności. Chciał już iść spać. Możliwie szybko. Jednak jego plan został szybko zniweczony.

-Spideyyyyy!- Usłyszał nagle za swoimi plecami. Wciągnął głośno powietrze i wzdrygnął się zauważalnie. W jego oczach pojawiło się wielkie rozczarowanie. Naprawdę liczył, że go to ominie. Jednak mimo to, starając się przybrać jak najbardziej obojętny wyraz twarzy, odwrócił się w stronę patrzących na niego mężczyzn.

-T-tak?- spytał cicho, nie ruszając się z miejsca. Nie chciał zwiększać między nimi odległości. Ta zdecydowanie mu pasowała. Odległość, dzięki której najemnik nie mógł go dotknąć. Nie mógł go dotknąć, więc nie mógł go skrzywdzić. Wilson wyciągnął z kieszeni stroju kopertę, którą położył na barze, by po chwili pchnąć ją tak, by przesunęła się w stronę chłopca. Peter wiedział już, co to oznacza, więc jedynie obrzucił biały papier smutnym spojrzeniem, a następnie schował ją do plecaka.

-Pobiegniesz nam po trochę towaru. Już wszystko załatwione, trzeba tylko go odebrać. Pospiesz się, jasne? Chcę cię tu widzieć za pół godziny- powiedział najemnik, przeciągnął się i przeniósł swoją uwagę na piwo i barmana. Rozmowa była skończona. Rozkaz został wydany. Dyskusja była całkowicie nie na miejscu, a ponadto, absolutnie zbędna.

Gdy tylko Peter zniknął Wilsonowi z pola widzenia, westchnął ciężko. Był zmęczony. Chciał skończyć już ten dzień, ale zanim będzie mu to dane, musiał jeszcze zapuścić się w najmroczniejsze części miasta. Wiedział, że jeżeli nie wykona polecenia, może stać mu się coś złego. Coś bardzo złego. Wiedział o tym aż za dobrze. Z własnego doświadczenia. Miał tylko czternaście lat, a już był znany we wszystkich szemranych okolicach Nowego Yorku. Oczywiście jako Peter. Gdy ubierał kostium, stawał się kimś innym. Bohaterem, którym zawsze chciał być. Zawsze miał nadzieję, że w ten sposób, pomagając ludziom, chociaż trochę odpokutuje za te wszystkie złe rzeczy, które robił bez maski. Kradł portfele, telefony, a zdejmowanie zegarków miał opanowane do perfekcji. Chociaż takimi umiejętnościami zaskarbił sobie względy miejscowych rzezimieszków, on czuł obrzydzenie do samego siebie. Jednak gdyby tego nie robił, już dawno umarłby z głodu. Nie miał innego wyjścia. Byłby gotowy na naprawdę wiele, ale w tym wypadku, chęć przeżycia była silniejsza. On chciał żyć!

Gdy znalazł się w odpowiedniej uliczce wszedł do starego magazynu. W pomieszczeniu było ciemno i wilgotno. Jedna lampa znajdowała się nad stołem, przy którym trzech mężczyzn grało w karty i piło rum. Peter znał ich. Bardziej niż mógłby sobie tego życzyć. Gdyby wszystko potoczyło się tak, jak się zaczęło, nigdy nie musiałby wdawać się w stosunki z takimi ludźmi. Po prawej siedział Bill, po lewej John a zupełnie pod ścianą Kevin. W pewnym momencie jeden z nich zauważył chłopaka. W zasadzie, Peter nawet nie starał się iść cicho. Nie musiał się przed nimi chować. Nie skrzywdzili by go. Wiedział o tym. Deadpool za bardzo wszystkich przerażał, by ktokolwiek śmiał podnieść na niego rękę.

-O Peter! Chodź tutaj, mały!- zawołał, na co chłopiec wzdrygnął się lekko, jednak posłusznie podszedł do stolika- pewnie Wilson cię przysłał, hmm?- spytał i uśmiechnął się szeroko, ukazując przy tym szereg żółtych zębów. Brunet kiwnął nieśmiało głową.

-Tak- mruknął cicho Peter, po czym obrzucił krótkim, nerwowym spojrzeniem towarzyszy mężczyzny, którzy przyglądali mu się z czymś na wzór połączenia zainteresowania i zniechęcenia. 

-Dla niego mam coś ekstra- powiedział starszy, po czym podał chłopcu małe zawiniątko. Peter wyciągnął po nie rękę, jednak mężczyzna cofnął delikatnie dłoń i spojrzał na niego wyczekująco. Nastolatek po chwili zrozumiał o co mu chodzi. Zdjął z ramion plecak, po czym wyciągnął z niego wypchaną kopertę. Nie zdążył nawet podać jej starszemu, gdy pakunek został mu wręcz wyrwany z dłoni. Peter nie pozostał mu dłużny, szybko odbierając od niego zawiniątko z narkotykami, jednak zrobił to zdecydowanie mniej dziko i chaotycznie. Nie zależało mu na nich tak, jak mężczyźnie zależało na pieniądzach.  

Peter bez słowa odwrócił się na pięcie, po czym jak najszybciej opuścił magazyn. Reszta dość szybko straciła zainteresowanie chłopcem, także mógł w spokoju wydostać się z dusznego pomieszczenia. Nastolatek od razu zanurkował w jedną z najciemniejszych uliczek, a kiedy tylko upewnił się że już nikt go nie widzi, szybko przebrał się w strój Spider-mana. Rozejrzał się odruchowo, po czym znów naciągnął plecak na ramiona i zaczął wdrapywać się po ścianie budynku, jak na prawdziwego pająka przystało. Mimowolnie, na jego usta wpłynął delikatny uśmiech. Lubił to. Bardzo to lubił. Zmieniać się w kogoś innego. W kogoś dobrego. Wiedział, że zostało mu mało czasu na powrót do domu, jednak nie martwiło go to. Nawet jeśli wróciłby na czas, zawsze znajdzie się coś, co zrobił źle, za co należy mu się kara. Dlatego zamiast w stronę baru, skierował się w stronę centrum miasta. Chciał... może po prostu podziwiać gwiazdy? I właśnie ta decyzja na zawsze zmieniła jego życie.

*****

1238 słów

Hejka! 

Witam oficjalnie w poprawionej wersji starych i nowych czytelników😁

Rozdziały będą wstawiane codziennie, po jednym, czasem po dwa, jeśli będę miała wenę.

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro