Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Czy on ci coś zrobił?- spytał Stark, gdy tylko znalazł się sam z Peterem, w pokoju nastolatka.

-N-nic takiego- powiedział Parker drżącym głosem, wbijając pusty wzrok w podłogę.

-Spójrz na mnie- rozkazał Tony, a młodszy posłusznie wykonał polecenie. Milioner ujął w dłonie twarz chłopaka i zaczął ją oglądać- uderzył cię?

-T-tylko jeden raz- szepnął Pająk.

-O jeden raz za dużo- powiedział stanowczym głosem i puścił mniejszego, gdy zorientował się, z jakim przerażeniem patrzy na niego Spider man. Peter siedział na łóżku z wzrokiem wbitym w podłogę. Było mu tak strasznie wstyd, za to, że nie dość, iż pan Stark widział, jak Wilson go bije, to na dodatek Parker rozpłakał się na tym dachu jak dziecko. Wszyscy to widzieli. Na pewno teraz będą się z niego śmiać. Jednak Iron man go uratował. Spider man uznał, że powinien się w jakiś sposób odwdzięczyć. Natomiast Tony'ego przygniatało poczucie winy. Powinien był pilnować nastolatka. Miał go chronić! Obiecał sobie, że nie pozwoli skrzywdzić Petera, i spieprzył sprawę następnego dnia. Musiał się napić czegoś mocnego.

-P-panie Stark!- zawołał cicho Pająk, gdy milioner chciał opuścić pokój. Gdy ten odwrócił się, i spojrzał na młodszego pytająco, nastolatek dodał- to ślady po strzykawce.

-C-co?- zapytał nieco zdezorientowany Tony.

-N-no to- powiedział, po czym wskazał na zgięcie prawej ręki- to od strzykawki.

Czarnowłosy dopiero teraz zdał sobie sprawę, o czym Parker mówi.

-O-od strzykawki?- udał, że nie rozumie. Chociaż w zasadzie, miał szczerą nadzieję, że źle zrozumiał.

-Wie pan, na moim pierwszym zleceniu... nie dałem rady. Niby Deadpool powiedział mi mniej więcej, o co chodzi, ale kiedy przyszło co do czego, i miałem pomóc odebrać komuś życie... ja p-po prostu nie potrafiłem. Byłem zbyt... s-słaby. Widok człowieka, który ucieka, walcząc o przetrwanie to... ja nie umiałem tak po prostu zabrać mu tej szansy. On uciekł. Deadpool już go nie znalazł, a to wszytko dlatego, że ja nie byłem wystarczająco silny. J-jak potem wróciliśmy do baru to...- po jego policzkach spłynęło parę łez.

-Co się stało, Pete?- Stark usiadł obok niego.

-On był wściekły- szepnął- strasznie mnie pobił. Kiedy przyszła pora na następne zlecenie, nie chciałem iść. Wtedy Deadpool wstrzyknął mi coś, po czym poczułem się... dobrze. Wręcz świetnie. Ale trwało to tylko chwilę. Za kilka dni zrobił to znowu. I znowu, i znowu, aż w końcu błagałem go na kolanach, żeby dał mi kolejną dawkę, bo kiedy mi odmawiał... ja... cierpiałem. Bardzo. Płakałem, krzyczałem, rzucałem się po podłodze. Uzależnił mnie od heroiny, żebym był posłuszny. Gdy miałem dwanaście lat, zamiast wstrzykiwać mi ją samodzielnie, po prostu zostawiał mi strzykawkę w barze, u Weasa. Zacząłem dostawać coraz mniej, i mniej, aż w końcu udało mi się przeżyć bez niej cały tydzień. No i wtedy przestałem ją brać. Co prawda, Deadpool na początku był zły, ale kiedy udowodniłem mu, że bez tego też jestem posłuszny, pozwolił mi odstawić heroinę. W zasadzie, gdyby nie to, że mam ulepszoną regenerację, pewnie bym nie przeżył. Miałem dwanaście lat, a to jednak potężna trucizna.

-Boże...- szepnął Stark. W tej chwili, nie było go stać na nic więcej. Przecież Pete był tylko dzieckiem!- j-jak... znaczy... miałeś dwanaście lat, więc czemu zdecydowałeś się to rzucić? W tym wieku raczej nie myśli się o zdrowiu.

-T-tak w zasadzie, t-to... Weasel.

-Jak to?

-N-no... on w tajemnicy przed Deadpoolem zaczął mi zmniejszać dawkę. Na początku. Potem robiłem to sam. N-nie ważne j-jak go błagałem, nie chciał dać mi całości. P-powiedział, że to żałosne, jak spełniam k-każdą zachciankę pana W... eee... znaczy Deadpoola, żeby tylko dostać trochę tej pieprzonej heroiny. Kiedy zrobił to pierwszy raz, poskarżyłem się, ale Weasel powiedział, że zmyślam, żeby dostać więcej, no i nieźle mi się oberwało. Potem Weas zagroził, że jeśli jeszcze raz naskarżę na niego, to powie Deadpoolowi coś, po czym oberwie mi się tak, że przez tydzień nie podniosę się z kanapy. Wtedy byłem na niego wściekły, ale teraz w zasadzie jestem mu wdzięczny. Gdyby nie on, t-to ja pewnie... n-nie wyszedłbym z tego... albo... był już martwy.

Starka wciąż zastanawiało jedno. A mianowicie, skoro ten barman tak się "troszczył" o Petera, to czemu dopuszczał do tego, że najemnik tak go katował? Czy kiedykolwiek coś powiedział, albo zrobił? Chociaż, z drugiej strony, skoro Deadpool nie zjawił się w wieży kilka godzin po "ucieczce" Parkera, to chyba znaczy, że Weasel się nie wygadał. Ta historia z heroiną, to pewnie tylko kropla w morzu cierpień tego chłopca. Ma tylko czternaście lat, a doświadczył więcej zła, niż większość ludzi przez całe życie. Wciąż powtarza, że jest słaby, ale tak naprawdę, to najsilniejszy człowiek, jakiego Tony znał. Nagle do pokoju wpadł Clint.

-Wszystko w porządku Peter?! Nic ci nie jest?! Co się tam stało?! I czemu do cholery tam poszedłeś?! Przecież on mógł cię zabić! Uderzył cię? Cały jesteś?- zaczął zasypywać drżącego nastolatka pytaniami.

-Zamknij się Barton- warknął Tony, po czym dodał- przecież widzisz, że żyje- Parker spojrzał na mężczyznę z wdzięcznością.

-No co?- zdziwił się Clint- martwiłem się.

Peter skierował na niego zdumione spojrzenie. Martwił się? O niego? Jak to możliwe? Przecież Parker nigdy nic dla niego nie zrobił. To wszystko jest... niedorzeczne! Dlaczego oni tak o niego dbają? On na to nie zasłużył. Był bezwartościowy. Nie przydał im się w żaden sposób. Chyba naprawdę mają dla niego jakieś ważne zadanie, skoro teraz jest dla nich taki cenny.

Peter cały czas miał w głowie słowa najemnika. "Jeszcze nie raz zostaniesz sam", "oni wszyscy cię zostawią". Czy naprawdę tak będzie? Musi się dowiedzieć, czego pan Stark od niego chce. Nie pomagali by takiemu bezwartościowemu smarkaczowi jak on bez powodu. Może oni rzeczywiście chcą tylko złapać Deadpoola? Chociaż z drugiej strony, wtedy na dachu. zamiast go gonić, zajęli się Parkerem. To o czymś świadczy? A może chcą tylko zyskać jego zaufanie? Nagle z zamyślenia wyrwał go głos Starka.

-Peter!- chłopak beznamiętnie skierował wzrok na mężczyznę- pytałem, czy Deadpool chciał cię zabrać do baru?

-N-nie- odpowiedział Parker. Pan Wilson powiedział, że do niczego go nie zmusza. Że Pajączek ma robić co chce. W zasadzie to było dość dziwne. Od kiedy nastolatek ma prawo wyboru? To było trochę podejrzane.

-To czego chciał?

-Ja... n-nie wiem- wyglądało to tak, jakby po prostu chciał uświadomić Pająka, że w wieży wszyscy go oszukują i kłamią. Czy naprawdę tak było? Ciekawe, czy gdyby okazało się, że Wade ma rację, mógłby wrócić do baru? Chociaż, nie chciałby tego. Szczególnie po tym ostatnim. Tym razem, Wilson na pewno nie odpuści mu morderstwa. Musiałby to zrobić. Chyba wolałby zamieszkać na ulicy. Poradziłby sobie bez problemu. Ma pajęcze moce, znajomości, "przydatne umiejętności". Nagle w jego umyśle zakiełkowała pewna myśl. A co, jeśli wróciłby do domu? Może jego matka się zmieniła? Nie, gdyby tak było, szukałaby go.

-Peter słyszysz mnie?- ponownie wybudził go głos Tony'ego. Milioner westchnął ciężko, po czym kontynuował- co ci powiedział?

-O-on...- tak bardzo chciał opowiedzieć panu Starkowi wszystko. Jak Wilson nazwał go bezwartościową sierotą, jak przypomniał mu, że nawet jego matka go nie chce, jak go wyśmiał, ale stać go było tylko na kolejne kłamstwo- nic.

-Proszę Peter, powiedz mi...- zaczął Tony.

-Nic- przerwał mu Parker głosem nieznoszącym sprzeciwu. Nie chciał zabrzmieć w ten sposób. Był pewny, że zaraz pan Stark podejdzie i spoliczkuje go, za ten ton.

-Ehh... jak chcesz, mały. Zaczekam- uśmiechnął się w stronę młodszego i skierował się do wyjścia- prześpij się trochę- dodał i wyszedł, zamykając drzwi. Jednak Peter nie zamierzał spać. Wracać do swoich najstraszniejszych koszmarów. Zamiast tego ruszył w kierunku okna, aby zaraz wyciągnąć swój ulubiony przedmiot z małej skrzyneczki przytwierdzonej pajęczyną do zewnętrznej ściany i odreagować wydarzenia z przed kilku godzin.

***

Deadpool wszedł do baru szybkim krokiem, usiadł przy ladzie i rzucił- daj mi piwo Weas.

-Nie znalazłeś go?- barman poczuł sporą ulgę- mówiłem, że jak Peter się gdzieś zaszyje to...

-Znalazłem- przerwał mu Wilson.

-J-jak to?- Weasel przestraszył się, że Deadpool skrzywdził nastolatka.

-No normalnie. Mówiłem, że znajdę gnojka.

-To... gdzie on jest?- czyżby Avengers naprawdę dali radę go obronić?

-U Starka. Niech tam na razie zostanie. Nie będę go tu ciągnął siłą- Wade wzruszył ramionami.

-Zwiałby przy pierwszej okazji- zauważył blondyn.

-Otóż to. Sam wróci.

-Pff... niby jak go przekonasz? Obiecasz słodycze?- zakpił barman.

-Wiesz, rozmawiałem z nim dziś. Zasiałem trochę niepewności, a jego wyobraźnia zrobi resztę- Wilson zaśmiał się pod nosem- zobaczysz Weas, kilka dni. Przybiegnie i jeszcze będzie przepraszać, że mnie nie słuchał. A wtedy ja wspaniałomyślnie pozwolę mu zostać.

***

Peter sprawnie opatrzył rany i zmył krew. Obmył żyletkę i wszedł przez okno, aby ją odłożyć na miejsce. Siedział jeszcze chwilę na ścianie i patrzył w dół. Na ludzi. Chciałby, żeby jego zmartwienia były tak przyziemne, jak na przykład sprawdzian z matematyki. Ale niestety, on miał takie popaprane szczęście. Nagle poczuł, jak jego brzuch dość głośno domaga się posiłku. No tak, od wczoraj nic nie jadł. Musiał iść zdobyć sobie jakieś śniadanie. Bo przecież nie mógł chyba okraść pana Starka... prawda? Jako że jeszcze nie zdjął stroju, wystarczyło, że spakował normalne ciuchy w plecak, ubrał maskę i mógł spokojnie zejść po ścianie w dół. Przebrał się w jakiejś ciemnej uliczce i poszedł poszukać jakiegoś sklepu. Niestety, nie miał przy sobie żadnych pieniędzy, ale dla niego nie stanowiło to problemu. Szedł przed siebie, aż trafił na jakiś bazar. Wypatrzył małe stoisko z jabłkami, przy którym stało zaledwie kilka, więc chyba nie będzie problemu z zabraniem paru owoców. Ale przez to nie ma mowy o zrobieniu tego ukradkiem. Trzeba będzie uciekać. Peter jak gdyby nigdy nic podszedł do stoiska. Szybkim ruchem zgarnął sześć jabłek do swojego plecaka i nim ktokolwiek zdążył zareagować, rzucił się do ucieczki.

-Wracaj tu smarkaczu!- krzyknął za nim sprzedawca. Zaczął wrzeszczeć na cały bazar- ŁAPCIE GO! ZŁODZIEJ!

Ale chłopak nie zamierzał się nawet odwrócić. Biegł, zręcznie omijając próbujących go złapać mężczyzn. Oczywiście kilku handlarzy pobiegło za nim, ale nie byli w stanie go dogonić. Nagle ktoś złapał go za nadgarstek.

-Mam cię gnojku- syknął brązowowłosy, wysoki mężczyzna.

-Pff... chyba jednak nie- zakpił Peter i wyszarpnął się z uścisku. Gnał przed siebie, goniony przez trzech straganiarzy. Wyglądali na jakieś trzydzieści lat i byli dość dobrze zbudowani. Biegł, co chwilę wpadając na jakieś stoisko, śmietniki, albo ludzi. Nagle chłopak skręcił w boczną uliczkę i pomagając sobie lekko pajęczymi mocami wskoczył na dość wysoki murek. Zrzucił kilka cegieł tak, by nikogo nie zranić, jednak by mężczyźni cofnęli się. Ukłonił się teatralnie i z uśmiechem na twarzy powiedział- żegnam panów.

Zeskoczył z drugiej strony. Mężczyźni jeszcze chwilę odgrażali się, ale dość szybko zrezygnowali. Chłopak zadowolony ze swojej zdobyczy usiadł na ziemi. Zawsze w takich sytuacjach żartował sobie na okrągło i w zasadzie był dość bezczelny. Nie był złośliwy. Po prostu robił dobrą minę do złej gry. Nie chciał dać po sobie poznać, że niszczy go to od środka. Nagle głód przypomniał o sobie. Nie czekając na nic Pajączek wyciągnął z plecaka jabłka i zaczął je dosłownie pochłaniać.

***

Było już ciemno, gdy wszedł po cichu do wieży. Z przyzwyczajenia starał się bezszelestnie przedostać do pokoju, ale Jarvis od razu zawiadomił Tony'ego, że chłopak wrócił. Ten momentalnie wpadł na korytarz. Parker pisnął i skulił się delikatnie.

-Boże, Peter, gdzie ty byłeś?!- od razu naskoczył na chłopaka.

-P-przepraszam... ja n-nie spytałem... przepraszam... tylko poszedłem poszukać czegoś d-do jedzenia... przepraszam- zaczął się tłumaczyć, ale Tony uciszył go gestem dłoni.

-Po co wyszedłeś?- Stark myślał, że się przesłyszał.

-P-poszukać czegoś d-do jedzenia- powiedział niepewnie, zaciskając powieki najmocniej jak umiał. Teraz na pewno oberwie. Zasłużył. Deadpool czasami bił go z błahego powodu, ale teraz naprawdę sobie zasłużył. Jednak zamiast tego, milioner zaśmiał się cicho.

-No przecież mamy w wieży jedzenie. Nawet całkiem sporo.

-N-no wiem- powiedział nieśmiało Peter.

-A więc? W czym problem?- Tony zażądał wyjaśnienia.

-B-bo to jest w-wasze jedzenie- chłopak spuścił wzrok, a Stark chcąc nie chcąc po raz kolejny zaśmiał się.

-No przecież możesz je brać. Naprawdę, stać mnie na wyżywienie czternastolatka- czarnowłosym targało pełno emocji. Był jednocześnie wściekły, że Peter wyszedł sobie z wieży nic nikomu nie mówiąc, szczęśliwy, że wrócił, czuł wielką ulgę, że nic mu się nie stało. A przede wszystkim było mu strasznie żal dzieciaka. Nawet nie wpadł na to, że mógłby dostać trochę jedzenia od Starka. Pewnie w barze też musiał sam o to dbać.

-A-ale...- Pajączek chciał protestować, lecz Iron man mu przerwał.

-Żadnych ale. Naprawdę, nie musisz wychodzić i szukać jedzenia na własną rękę. A poza tym... co masz w kieszeni?- dopiero teraz zauważył spore wybrzuszenie w bluzie chłopaka.

-Z-zostawiłem sobie trochę j-jabłek na później- Peter znów wbił wzrok w podłogę- no wie pan, nigdy n-nie wiadomo kiedy z-znów coś wpadnie.

-Ehh...- Tony westchnął ciężko, gdy usłyszał słowa nastolatka. Było mu go strasznie żal. Beznadziejne musiało być życie, w którym nabrał takich nawyków- skąd wziąłeś pieniądze?- w zasadzie nie musiał o to pytać, ale chciał się upewnić.

-Nie miałem- wymamrotał pod nosem brązowooki- ukradłem z bazaru.

-Jasne- odparł zrezygnowany mężczyzna- idź spać. Jutro pogadamy.

Z delikatnym uśmiechem obserwował, jak Peter biegnie w kierunku swojego pokoju. Zastanawiało go, czy chłopak nie poprosił o nic do jedzenia z przyzwyczajenia, że i tak nic nie dostanie, czy dlatego, że wciąż boi się Starka? Nagle przypomniał sobie, że miał dowiedzieć się, gdzie Parker schował żyletki. Ostatnio znowu miał na przedramionach świeże cięcia. No a swoją drogą, jak on je tu w ogóle wniósł? Przecież, gdy przynieśli chłopaka do wieży, był nieprzytomny, więc... jak to możliwe? Ale z drugiej strony, to kieszonkowiec i zawodowy oszust. Na pewno ma pełno różnych sztuczek w zanadrzu. Postanowił, że nie będzie już dziś męczył Pajączka. Jutro poważnie z nim o tym porozmawia. Przecież dziś już sobie nic nie zrobi... prawda?

*****

2225 słów

Hejka!

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia <3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro