Rozdział 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Miał pan rację, panie Wilson- powiedział cicho nastolatek, po czym dodał jeszcze ciszej- przepraszam.

-A pewnie, że miałem rację!- wykrzyknął najemnik, ale widząc, jak Pajączek spuszcza wzrok, westchnął ciężko- ehh... siadaj dzieciaku- odsunął krzesło obok siebie. Peter spojrzał na niego, jakby niedowierzając, jednak po chwili wahania zajął miejsce- Weas, nalej mu jakieś piwo.

-Jest niepełnoletni- powiedział lodowato barman, podejrzliwie obserwując poczynania przyjaciela.

-Jakoś ci to nie przeszkadzało, jak mu podawałeś heroinę, więc nie pierdol bez sensu, tylko się pospiesz- odpyskował Deadpool.

-Jasne- syknął Weasel i postawił trunek przed Peterem. Ten cicho podziękował, jednak nawet nie spojrzał na kufel.

-Co się takiego stało, że postanowiłeś wrócić do domu?- Wade specjalnie położył nacisk na ostatnie słowo, na które Peter zadrżał.

-Miał pan rację. Chodziło im tylko o pańskie nazwisko. A ja byłem... dla nich... po prostu... to były kłamstwa...

-Paliłeś trawkę- przerwał mu najemnik, a chłopak od razu się spiął- aż tak źle?- nawet Wade wiedział, że jeśli Peter sięgnął po narkotyki, to naprawdę coś poważnego musiało się tam stać. Nastolatek w odpowiedzi tylko kiwnął głową.

-Czy ja... m-mogę tu z-zostać?- zapytał nieśmiało Parker.

-No nie wiem- Deadpool chciał, aby Peter myślał, że jest mu to nie na rękę- skąd mam wiedzieć, że Stark cię nie przysłał?

-Nie... on... t-to nieprawda. Proszę, ja n-nie mam gdzie pójść- jego głos powoli się łamał.

-Ehh... ale jeden wybryk i wylatujesz, zrozumiano?

-T-tak- odparł trochę piskliwie chłopak.

-I następnym razem mnie słuchaj. Od razu poznałem się na Starku. Mówiłem ci, że cię zostawią- powiedział wręcz dumny że swojego "zwycięstwa".

-Dobrze. N-naprawdę przepraszam- młodszy spuścił wzrok.

-Jasne- Deadpool nagle zrobił coś niespodziewanego, a mianowicie poklepał Petera po ramieniu. Tak po prostu, bez jakiejkolwiek agresji- no... a teraz zmiataj do góry- całą swoją uwagę skierował na piwo. Parker pobiegł na strych, wszedł do małego mieszkania i usiadł pod ścianą w salonie. Oglądał po kolei wszystkie kąty pokoju. Patrzył na plamy po jego krwi tak, jakby widział je pierwszy raz. Tak bardzo nie chciał tu wracać. Ale teraz, nie miał dokąd pójść. W zasadzie dobrze się stało. Nie zasługiwał na nic lepszego. Takie życie było mu pisane. Był bezwartościową, bezużyteczną sierotą. Jego pajęczy organizm wyparł już całą truciznę z narkotyku i teraz dopiero w pełni zrozumiał, co tak właściwie zrobił. Jak właśnie spieprzył sobie swoją szansę na lepszy los. Siedział tak przez moment w milczeniu, a po chwili wybuchnął płaczem.

***

-Co ty do cholery kombinujesz Wilson?- zapytał Weas i obrzucił przyjaciela podejrzliwym spojrzeniem.

-O co ci chodzi?- Wade wyszczerzył się do niego.

-No co to kurwa miało być?- jego głos przybrał oskarżycielski ton- nie byłbyś taki miły dla niego bez powodu, więc mów co ty znowu wymyśliłeś.

-Nic takiego. Po prostu, pozwoliłem mu zostać. Teraz wyszło, że mam dobre serce, więc gnojek zrobi wszystko, co mu każę- powiedział od niechcenia- widzisz? Nie dość, że będzie mi posłuszny, to jeszcze jest wdzięczny, że może tu być. A ja zamierzam dać mu nauczkę.

-Taa... świetnie- mruknął niezadowolony Weasel, jednak zamarł, gdy dotarły do niego słowa przyjaciela. Jak to... zamierza mu dać nauczkę? Będzie się teraz mścił na czternastolatku? Co on chce zrobić? Pobije go do nieprzytomności? Będzie torturować dzieciaka? A może... on chce go skrzywdzić od środka? Nie, nawet Deadpool nie jest tak okrutny, żeby po tym wszystkim, co Peter wycierpiał, niszczyć mu psychikę jeszcze bardziej... prawda?- tylko nie zrób nic głupiego, co?

-Spokojnie, wszystko dokładnie przemyślałem.

-I co wymyśliłeś?- zapytał ironicznie, po czym dodał cicho- przez ciebie, ten dzieciak i tak ma już pewnie nieźle zniszczoną psychikę.

-Możliwe. Jeśli rzeczywiście tak jest, to ja zniszczę ją do końca, a potem odbuduję po swojemu. Już mu nawet do głowy nie przyjdzie, żeby uciekać do wieży.

-Wade, nie rób tego- powiedział barman stanowczym tonem.

-Co cię znowu ugryzło? Od kiedy tak ci leży na sercu los tego smarkacza?- zdenerwował się Wilson.

-Co? Nie... nie o to chodzi... a z resztą, nieważne- Weasel nie chciał dać po sobie nic poznać, więc dla wiarygodności dodał- nieźle to wykombinowałeś.

-Otóż to Weas- zadowolony Wilson klasnął w dłonie- jeszcze tylko rozmówię się ze Starkiem.

-I niby co zamierzasz?- zakpił blondyn- pójdziesz do wieży i zarządzasz audiencji?

-Bardzo zabawne. Nie, nie pójdę do wieży. Doskonale wiem, gdzie go szukać.

***

Kilka godzin później, Deadpool wylądował na dachu wieżowca, na którym Parker spotykał się z milionerem. Specjalnie zaczekał do późnego wieczora, żeby na pewno go tam zastać. Nie zdziwił się więc, widząc Tony'ego siedzącego ma krawędzi budynku.

-Czyżbyś czekał na Pajączka?- zakpił, widząc, jak czarnowłosy podrywa się i nerwowo zerka na swoją zbroję- jakby ci to powiedzieć... on teraz nie za bardzo może tu przyjść.

-Co zrobiłeś Peterowi?- syknął Iron man.

-Ależ ja mu nic nie zrobiłem- wykrzyknął Wade, podnosząc dłonie w obronnym geście- sam do mnie przyszedł- dodał, ze złośliwym uśmiechem.

-Kłamiesz- warknął Tony- nie wierzę w to.

-Ojj... lepiej uwierz- powiedział, rzucając milionerowi zwycięskie spojrzenie, którego może nie dało się dostrzec przez maskę, ale mimo to, czarnowłosy czuł je na sobie- w zasadzie, co ty mu takiego zrobiłeś, co?

-Lepiej patrz na siebie!- krzyknął zirytowany Stark- czemu uważasz, że coś mu zrobiłem?!

-No cóż- Deadpool zaśmiał się cicho- dzieciak był załamany jak przyszedł. Sam mnie prosił, żebym pozwolił mu zostać. Powiedział, że nie ma dokąd pójść. No i był naćpany, a Peter naprawdę rzadko sięga po narkotyki.

-J-jak to n-naćpany?- bohater poczuł, jak nogi się pod nim uginają. Nie, to niemożliwe! Tony nie uwierzy, że chłopak sam tam poszedł. On na pewno kłamie!

-No normalnie- rzucił najemnik- palił trawkę.

-Kłamiesz!- wrzasnął Iron man- nie wróciłby do baru! Nie po tym wszystkim, co mu zrobiłeś!

-Co ja mu zrobiłem?- Wilson nagle spoważniał i zaczął się zbliżać do Tony'ego- pragnę ci przypomnieć, że to nie ja robiłem mu nadzieję na lepsze życie, okłamywałem, a potem tak po prostu wyrzuciłem, jak zepsutą zabawkę, więc nie pierdol, że to ja go skrzywdziłem.

Gdyby nie obecna sytuacja, Stark najpewniej zwinąłby się na podłodze i płakał. Peter naprawdę tak to widział? Poszedł właśnie do tego skurwiela, opowiedział mu to wszystko i teraz chce tam zostać? Nie, on na pewno tego nie chce! Deadpool go przetrzymuje. Co jeśli Parker leży teraz pobity w barze? Niby czemu miałby wierzyć słowom Wade'a? Nagle z zamyślenia wyrwał go głos najemnika.

-Ale nie przyszedłem tu, żeby ci się tłumaczyć, Stark. Przeszedłem, żeby ci powiedzieć, że raz na zawsze masz dać spokój temu dzieciakowi. Nie szukaj go, nie przychodź na ten dach i przede wszystkim, nie rozmawiaj z nim. Jeżeli jeszcze raz skontaktujesz się z Peterem, to... może mu się stać coś złego- powiedział, na co Tony zmarszczył brwi- a teraz wybacz, ale muszę wracać do Pajączka. Rozumiesz, dawno się nie widzieliśmy, musimy sobie parę spraw wyjaśnić- co prawda Deadpool nie zamierzał bić nastolatka, przynajmniej na razie, ale chciał nastraszyć bohatera z czystej, ludzkiej złośliwości.

-Ty skurwielu... jak go skrzywdzisz, to...- Iron man dosłownie syczał.

-To co?- zakpił Wade- no co mi zrobisz? Nic mi z twojej strony nie grozi, a jeśli chodzi o Petera, to obiecuję, że jeśli jeszcze kiedykolwiek znajdziesz się w barze, to zabiję smarkacza- podszedł do czarnowłosego i wycedził przez zęby- zabiję jak psa.

Zeskoczył z krawędzi zostawiając Starka ze swoimi myślami. Tony nie był w stanie się ruszyć. Wciąż dźwięczały mu w głowie ostatnie słowa najemnika. Co on miał teraz zrobić? Jeżeli spróbuje porozmawiać z Peterem na dachu, albo pójdzie do baru, a Deadpool się o tym dowie, skrzywdzi chłopaka. Ale nie mógł tak po prostu odpuścić. Nie zostawi tego dzieciaka samemu sobie. Jego serce biło coraz szybciej, a on sam oddychał zupełnie tak jak kiedyś na tym dachu Peter. Mimo iż Deadpool jest mało wiarygodny, jeżeli to wszystko, co powiedział było prawdą, a Parker palił trawkę, to nie wiedział do końca co robi, więc tym bardziej nie można było go teraz opuścić. Łapczywie czerpał powietrze, a jego było wciąż za mało. Nagle poczuł, jak ktoś łapie go za ramiona i delikatnie nim potrząsa.

-Stark! Stark, ocknij się do cholery!- rozpoznał głos Clinta- no już, oddychaj. Wdech, wydech, świetnie, jeszcze raz. No już.

-On chce mu zrobić krzywdę... on mu coś zrobi... ja go nie zostawię, słyszysz?... muszę tam iść- zaczął bełkotać, po czym ruszył w kierunku zbroi.

-O nie! Teraz nigdzie nie pójdziesz. Co najwyżej, wrócisz ze mną do wieży. W tym stanie na pewno mu nie pomożesz.

-Ale on tam cierpi! Przecież możliwe, że ten zwyrol teraz go bije- wyszeptał Tony.

-Stark- szepnął Barton potrząsając nim lekko- do wieży, rozumiesz? Potrzebujemy wszystkich, żeby z nim walczyć.

***

Peter siedział pod ścianą. Udało mu się przestać płakać, ale od wyciągnięcia żyletki dzieliło go dosłownie kilka chwil. Nagle jednak do mieszkania wpadł Deadpool.

-Ubieraj się- rzucił, poszedł na chwilę do swojej sypialni, a gdy wrócił i zobaczył, że Parker nadal siedzi na podłodze krzyknął- no na co czekasz?! Ruszaj się! Wychodzimy.

Pająk zadrżał, jednak w obawie przed pobiciem, wstał i pospiesznie wykonał polecenie. Bał się. Cholernie mocno bał się, że będzie musiał kogoś zabić. 

Gdy był już gotowy, podszedł do okna, aby wyjść tak jak zawsze, ale Wilson pojawił się w pokoju i powiedział:

-Nie, pójdziemy dołem- machnął na młodszego ręką, po czym wyszedł z mieszkania, co chwila popędzając drepczącego za nim nastolatka. Weszli do baru i skierowali się do drzwi wejściowych.

-W co ty się wpakowałeś dzieciaku?- szepnął Weas, tak, by usłyszał to jedynie Peter, gdy przechodzili obok lady. Ale Pajączek odpowiedział tylko zdziwionym spojrzeniem.

Szli przez ciemne uliczki, aż w końcu dotarli do dobrze znanego chłopakowi magazynu. Tu nocowali Michael i jego gang. Ale wyglądało tu inaczej, niż Parker zapamiętał. Wszystko było poniszczone i nie było śladu po jego mieszkańcach.

-Panie Wilson, co się t-tu stało?- zapytał najemnika.

-Spokojnie, psy namierzyły Michaela więc się przenieśli, ale niedaleko. Teraz ich magazyn jest wolny, więc na razie tu zostaniesz.

-D-dlaczego?

-Bo Stark cię szuka.

-J-jak to?... - dlaczego pan Stark to robi? Przecież już wydało się, że chcieli mieć tylko nazwisko jego "opiekuna", więc czego jeszcze mógł od niego chcieć?

-No tak, a teraz mi wyjaśnisz, dlaczego czekał na ciebie na dachu- Wade zaczął niebezpiecznie zbliżać się do drżącego chłopaka.

-J-ja nie wiem... n-naprawdę- powiedział cicho. Najemnik wciągnął głośno powietrze i uderzył Petera w twarz tak mocno, że nastolatek upadł. No i skończyło się klepanie po ramieniu.

-Niby czemu mam ci wierzyć? Skąd mam wiedzieć, że Stark cię nie przysłał? Już raz zawiodłem się na twojej lojalności- Parker zamarł, słysząc spokojny głos Deadpoola. To nigdy nie zwiastowało nic dobrego. Wilson widząc, jak Peter stara się podnieść, podszedł bliżej chłopaka i kopnął go w brzuch- mam nadzieję, że nie będę się musiał więcej powtarzać, tak Spidey? Przestaniesz się kontaktować, z tym twoim kochanym milionerem.

-T-tak- sapnął nastolatek, starając się zaczerpnąć trochę powietrza.

-Świetnie!- Wade klasnął w dłonie- a zatem, na razie tu zostaniesz. Wychodzisz tylko po jedzenie, no i jak ja tak powiem, zrozumiano?

-N-no a co z-ze szkołą?- zapytał nieśmiało Pajączek.

-Ehh... no tak... na razie powiedzmy, że możesz chodzić- powiedział, po czym ruszył w kierunku wyjścia. Już miał opuścić magazyn, ale odwrócił się i rzucił do chłopaka- pamiętaj, że jeśli coś odwalisz, to nie będę taki wyrozumiały jak zawsze. Naraziłeś mi się, i to konkretnie, więc od teraz wprowadzimy trochę ostrzejsze zasady, jasne?

Przerażony nastolatek przytaknął i już po chwili został sam. Rozejrzał się po magazynie. Nie było tu nawet jakiegoś miejsca do spania. Chyba będzie trzeba położyć się na podłodze. Ale, jak wiadomo, spanie na ziemi nie było dla Pajęczaka jakąś dużą nowością, więc wykończony ostatnimi wydarzeniami po prostu ułożył się najwygodniej jak było możliwe i zasnął.

Ból. Pełno bólu. Mnóstwo krwi. Krzyk przerażonego chłopca. Błaganie. "Proszę, ja nie chcę". Ten przerażający śmiech. Znowu ból. Okropny, paraliżujący ból. Mrożąca krew w żyłach odpowiedź. "Ale ja chcę". Wszyscy słyszą. Udają, że panuje cisza. Nikogo to nie obchodzi...

Peter poderwał się, cały zapłakany, zlany potem, a do tego z lekkim okrzykiem strachu. Rozejrzał się gorączkowo po pomieszczeniu, ale już po kilku sekundach przypomniał sobie, gdzie jest i co tu robi. Opadł zrezygnowany na podłogę. Dlaczego on nie mógł być normalny? Wyciągnął z plecaka stary, popękany telefon i sprawdził godzinę. Siódma rano. Trzeba wstawać i iść do szkoły. W zasadzie nie chciał tam iść, ale perspektywa siedzenia bezczynnie w magazynie przez cały dzień była jeszcze gorsza. Mozolnie zebrał się z podłogi. Ciekawe, czy Deadpool pozwoli mu pójść potem do baru po swoje rzeczy? Ale na szczęście, gdy wychodzili, miał na sobie strój od najemnika, a w plecaku bluzę, spodnie i jakieś buty na przebranie, więc miał w czym iść. Przebrał się szybko i ruszył w kierunku swojego liceum. Cały czas burczało mu w brzuchu, ale nie miał teraz czasu na jedzenie.

Wolnym krokiem szedł przed siebie. Mógł sobie na to pozwolić, ponieważ wyszedł dość wcześnie. Był już niedaleko szkoły, kiedy usłyszał znajomy głos.

-Siemasz Petey!- słychać było udawaną radość w głosie. Obrócił się i ujrzał Flasha ze złożonymi ramionami, a za nim bandę śmiejących się, przerośniętych chłopaków.

-Ehh...- Parker tylko westchnął i ruszył przed siebie, nie reagując na wyzwiska, rzucane za jego plecami. Jednak nagle poczuł mocne szarpnięcie za kaptur bluzy.

-Matka cię nie uczyła, że to niegrzeczne, odwracać się do kogoś, kto do ciebie mówi kretynie?- Thompson wciągnął szarpiącego się Pajączka w ciemną bramę, a jego koledzy ruszyli za nimi. Peter został przyparty do muru i otoczony przez chłopaków- ups... zapomniałem... pieprzona sierota, może ciebie rzeczywiście trzeba kilku rzeczy nauczyć- wszyscy się roześmiali, a do oczu Spider mana napłynęły łzy- no nie! Chyba się tu Peterek nie rozpłaczesz, co?

Padł pierwszy cios. W brzuch. Parker skulił się i pisnął cicho z bólu.

-A więc zaczynamy!- zawołał wesoło Flash- lekcja pierwsza: masz szanować lepszych od siebie, ty mały idioto- mówiąc to, uderzył go w szczękę tak, że mniejszy upadł- lekcja druga: masz znać swoje miejsce. Nie wyobrażaj sobie, że jesteś nie wiadomo kim, bo jesteś nikim, rozumiesz?- kopnął go w brzuch z całej siły. Peter zwinął się na ziemi. Poczuł, jak jedna łza się uwalnia i spływa w dół, po policzku- głupia, biedna sierota. Nie mógłbyś pomyśleć czasem o innych i po prostu się zabić?- wszyscy dookoła śmiali się i poszturchiwali Parkera, a ten leżał, i przeżywał każde słowo. Żaden cios nie bolał aż tak bardzo jak to, co mówił Flash. A bolało to, ponieważ chłopak wiedział, że wszystko to była prawda. Był bezwartościową rzeczą. Własnością najemnika. Nikt go nie potrzebował. Nikt go nie kochał. Ba! Nikt go nawet nie lubił! Nagle wszyscy usłyszeli strzał z pistoletu. Starsi chłopacy podskoczyli, ale Peter nawet nie drgnął. Był przyzwyczajony do tego dźwięku.

-Spieprzać stąd- syknął Michael. Jego pistolet wycelowany był w niebo, ale już po chwili skierował go w bandę Flasha. Thompson i jego koledzy uciekli, potykając się o siebie nawzajem, co wyglądało wyjątkowo komicznie, ale Parkerowi nie było teraz do śmiechu. Przywódca gangu podszedł do leżącego Pajączka i pomógł mu wstać.

-D-dzięki- powiedział słabo Spidey.

-Spoko młody. Sześciu na jednego to trochę nie fair, co nie? W zasadzie, co te prymitywy od ciebie chciały? Mamy z ekipą się nimi zająć? Wystarczy jedno słowo- zapewnił gangster, na co chłopak uśmiechnął się szeroko.

-Nie, dzięki, poradzę sobie- chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, ale postanowił, że nie zrobi tym idiotom krzywdy.

***

Tony Stark szedł chodnikiem w spodniach od dresu i bluzie. Wyszedł się przewietrzyć. Zawsze tak robił, gdy musiał pomyśleć. Zauważył grupkę chłopaków, opierających się o murek, jednak nie zwrócił na nich za bardzo uwagi, aż usłyszał znajome nazwisko.

-Ten mały idiota zapłaci nam za to- powiedział jeden.

-Tak- zaśmiał się drugi- Parkerowi się oberwie.

Iron man spróbował zaryzykować.

-Na którego z was mówią Flash?- zapytał podchodząc do grupki.

-To ja- powiedział wysoki, umięśniony blondyn.

-Znasz Petera Parkera?

-Pewnie, że znam. Szkolny przegryw- wszyscy się zaśmiali.

-No jasne...- powiedział bohater, po czym gwałtownym ruchem przyszpilił chłopaka do muru za kołnierz- a ja jestem Tony Stark- słysząc jego nazwisko, wszyscy się spięli- jeżeli jeszcze raz którykolwiek z was dotknie tego dzieciaka, wyzwie, albo chociaż krzywo na niego spojrzy, dowiem się o tym. Peter nie umie kłamać- milioner zaśmiał się w myślach na te słowa. Umie, i to doskonale, ale ta banda nie musi teraz o tym wiedzieć- obiecuję wam, że jeżeli coś takiego się wydarzy, nie będę miał żadnej litości, rozumiemy się?

Chłopacy pokiwali przerażeni głowami, więc Stark puścił Flasha i odszedł, uśmiechając się pod nosem. Może udało mu się rozwiązać jeden z licznych problemów Petera, a to dobry początek.

*****

2690 słów

Hejka!

Mam nadzieję, że się podobało

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro