Rozdział 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Peter szedł szkolnymi korytarzami, co chwila odwzajemniając uśmiechy nauczycieli, lub ignorując pogardliwe spojrzenia rówieśników. Dotarł w końcu do swojej szafki, na której było pełno poprzyklejanych karteczek, liścików i wyzwisk napisanych markerem. Od wczoraj doszedł wielki czerwony napis "zdechnij" i klasyczne "przegryw". Ale chłopak już nawet nie westchnął. Był przyzwyczajony, ponieważ tak było codziennie. Więc ignorując to, wyciągnął pendrive, który kiedyś ukradł ze sklepu z elektroniką, i skierował się w stronę biblioteki. Przywitał się z pracującą tam panią i usiadł przy jednym z komputerów. Od kilku miesięcy pracował nad czymś, a konkretnie nad algorytmem do zhakowania zbroi Iron mana. Nie żeby miał go kiedyś użyć, ale robił to po prostu, dla siebie. Uwielbiał bawić się takimi rzeczami. Męczył to już dość długo, i dwa tygodnie temu odkrył, jak kontrolować zbroję, więc dziś udało mu się skończyć.

Po kilku godzinach zadowolony oderwał się od komputera, zabrał małe urządzenie i wyszedł z biblioteki. Idąc po schodach, zauważył bandę Flasha. Westchnął głęboko, domyślając się, co go czeka, jednak ku jego wielkiemu zdziwieniu, nawet na niego nie spojrzeli. Mógł po prostu przejść obok, a oni nie krzyczeli za nim żadnych wyzwisk. Ale nie narzekał. Z małym uśmiechem wyszedł ze szkoły. Był bardzo głodny, więc postanowił znaleźć sobie coś do jedzenia. Wszedł do sklepu i rozejrzał się. Sprzedawca był bardzo zajęty rozmową z młodą, szczupłą dziewczyną, a kamer nie było. Miał szczęście. Schował się między regałami i schował do plecaka kilka bułek i butelkę mleka. Wychodząc, zgarnął jeszcze z półki batonik. Nagle usłyszał za sobą głos.

-Ej mały! Wracaj! Musisz za to zapłacić- Peter wystrzelił w kierunku wyjścia i wybiegł ze sklepu, nim sprzedawca zdążył wyjść zza lady. Chłopak skierował się w boczną uliczkę, a potem, korzystając ze swoich umiejętności, przeskoczył dość wysokie ogrodzenie. Wrócił do queens, odnalazł "swój" magazyn i usiadł na ziemi. Wszędzie było brudno. Zjadł dwie bułki i wypił połowę swojego mleka. Uznał, że musi zostawić sobie trochę jedzenia na później. Nie wiadomo, kiedy znów będzie coś miał. Nagle usłyszał kroki. Automatycznie wstał i przygotował się do ucieczki. W końcu, może to Deadpool, lecz co jeśli to na przykład policja? Ale już po chwili jego oczom ukazał się Wilson.

-D-dzień dobry- przywitał się Parker.

-Ta, dobry- mruknął Wade, po czym rzucił chłopakowi pod nogi wypchany worek- twoje rzeczy.

-Dziękuję- powiedział Peter, zabrał pakunek i odłożył na bok. Myślał, że jego "opiekun" wyjdzie, ale ten ku jego zdziwieniu ten oparł się o ścianę.

-Weas wrzucił tam coś dla ciebie- mówiąc to, wskazał na worek. Pajączek otworzył go i zaczął wyciągać rzeczy. Jego ciuchy, pistolet, strój Spider mana, kilka zeszytów, scyzoryk, a na dnie stary, gruby koc. Nastolatek nigdy wcześniej go nie widział, więc pewnie właśnie to jest prezent od barmana- wieczorem przyjdę. Masz być gotowy, idziemy na zlecenie. No i nigdzie nie wychodź, jasne?

Chłopak kiwnął głową, a po chwili najemnik opuścił magazyn. Peter rozłożył koc na podłodze pod ścianą. Może teraz będzie trochę cieplej, bo poprzedniej nocy naprawdę mocno zmarzł. Postanowił, że skoro musi iść wieczorem załatwiać sprawy Deadpoola, to może sobie pozwolić na zjedzenie jeszcze jednej bułki. W końcu musi mieć siłę. Odrobił pracę domową i położył się. Tak będzie teraz wyglądać jego życie? Do szkoły, potem siedzieć cały dzień w magazynie, w nocy chodzić z najemnikiem do pracy, a w międzyczasie ukraść coś do jedzenia? Czy to w ogóle ma jakiś sens? Wygodniej dla wszystkich było by, gdyby po prostu umarł. W zasadzie, czemu jeszcze tego nie zrobił? Czemu jeszcze się nie zabił? Przecież miał tyle okazji. Usiadł, i niewiele myśląc, wyciągnął z plecaka żyletkę. Tą samą, którą pociął się po ucieczce z wieży. Była brudna. Cała zakrwawiona. Ale Peter nie miał teraz nic innego, więc musiał się nią zadowolić. Powoli otwierał rany. Patrząc na spływającą po jego przedramionach szkarłatną ciecz, zaczął się zastanawiać, kiedy w magazynie pojawią się plamy po jego krwi. Te same plamy, które znajdują się w barze. Na pewno tak będzie. Pytanie tylko, kiedy? Niemożliwe, że nic nie spieprzy. Prędzej czy później coś zrobi, jakoś podpadnie najemnikowi i oberwie. Na twarzy chłopaka pojawił się delikatny grymas bólu, gdy wbił żyletkę trochę za głęboko. Szybko wyciągnął ją i zatamował lejącą się krew bandażem. Nawet nie zauważył, kiedy na dworze zrobiło się ciemno, a on sam zasnął. Obudziło go mocne kopnięcie w brzuch.

-No przecież mówiłem, że masz być gotowy smarkaczu!- krzyknął Wilson.

-P-przepraszam- szepnął Peter i szybko wstał. Deadpool uderzył go w twarz tak, że chłopak znowu upadł.

-Czekam na zewnątrz. Jak się nie pospieszysz to oberwiesz gnojku- rzucił najemnik i wyszedł.

-I tak oberwałem- mruknął Pajączek, gdy Wade opuścił magazyn, jednak nie chciał denerwować
"opiekuna", więc szybko wstał i przebrał się. Zapakował potrzebne rzeczy, jednak zawahał się, gdy sięgał po pistolet. Co jeśli będzie musiał kogoś zabić? Teraz Wilson na pewno mu nie odpuści.

Podszedł do najemnika, a ten widząc go, tylko machnął ręką i ruszył przed siebie. Skakali ponad ulicami z dachu na dach. Byli bardzo szybcy. W końcu zatrzymali się na jednym z nich.

-Spójrz tam- Wilson wskazał na okno mieszkania, w którym widać było jakiegoś mężczyznę- masz tam wejść, złapać go i gdzieś posadzić. Najlepiej zwiąż mu ręce. Potem powiem ci co dalej, zrozumiano?

Peter kiwnął głową i ruszył we wskazanym kierunku. Wpadł do kuchni, wybijając jednocześnie szybę, i nim mężczyzna zdążył rzucić się do ucieczki, siedział związany na podłodze. Wtedy przez okno wszedł Deadpool. Przechodząc obok nastolatka wcisnął mu w dłoń podłużny przedmiot. Parker spojrzał w dół i zamarł. Trzymał nóż. Najemnik zaczął wypytywać siedzącego o jakiś adres, ale jedyne co Pająk słyszał, to szum jego własnej krwi w uszach. Serce biło mu jak oszalałe. Nagle usłyszał głos Wade'a.

-Chodź tu- posłusznie wykonał polecenie, a Wilson kontynuował- pan nie chce współpracować. Pamiętasz czego cię uczyłem? Masz okazję popisać się wiedzą.

Peter doskonale wiedział, o co chodzi najemnikowi. Gdy był młodszy, Deadpool uczył go, w jakie miejsca wbijać nóż, by zadać ból, ale nie uszkodzić żadnych większych naczyń krwionośnych. Mozolnym ruchem podniósł rękę. Już chciał zadać pierwszy cios, ale zawahał się, gdy spojrzał mężczyźnie w oczy. Było w nich przerażenie i coś jakby nieme błaganie. Jednak Wade widząc to, złapał Parkera za nadgarstek i pchnął nóż jego dłonią.

-Później się policzymy- szepnął mu do ucha, na co młodszy zadrżał.

 Mężczyzna krzyknął, głosem pełnym bólu. Peter gwałtownym ruchem wyciągnął ostrze i skierował je w inne miejsce, jednak tym razem nie zawahał się. Od razu wbił je, nie zwracając uwagi na przeraźliwe wrzaski. Odciął się od tego wszystkiego. Był w tym mieszkaniu tylko fizycznie. Myślami trzymał żyletkę i otwierał swoje liczne rany. W końcu usłyszał zbawienne "dość", wypowiedziane przez jego "opiekuna", więc mógł przerwać torturowanie leżącego już mężczyzny. Odszedł w kierunku okna. Do jego uszu dotarł dźwięk wystrzału. No tak, jedno życie mniej na świecie. Spojrzał nieobecnym wzrokiem na swoje dłonie. Były całe umazane krwią, podobnie jak nóż, który wciąż trzymał. Był zwykłym śmieciem. Najemnik kazał mu kogoś torturować, a on, jako jego własność, bezwartościowa rzecz, po prostu to zrobił, nie zadając zbędnych pytań, do których jako przedmiot i tak nie miał pewnie prawa. Wszyscy go tak traktowali. Deadpool, pan Stark, Avengers, oni wszyscy chcieli go wykorzystać. Tylko po to się z nim zadawali. Dlaczego niektórzy rodzą się szczęśliwi, a on, od urodzenia jest nikim? Nagle poczuł trzepnięcie w tył głowy.

-Powiedziałem, idziemy- usłyszał zimny głos "opiekuna". Posłusznie ruszył za nim. Już po kilkunastu minutach byli w magazynie. Peter doskonale wiedział, jaka kara go czeka za to, że wtedy się zawahał. Na myśl o tym, po jego policzkach spłynęło kilka łez, a on sam zadrżał. Był zmęczony. Tak zwyczajnie, po prostu zmęczony. Nie tylko fizycznie. To co dzisiaj musiał zrobić, wykończyło go psychicznie. Każda krzywda, którą wyrządzał komukolwiek, zabierała mu kawałek siebie. Powoli go to niszczyło. Miał ochotę po prostu położyć się i płakać. Płakać, krzyczeć, wyrzucać z siebie coraz to nowsze wiązanki przekleństw, niszczyć wszystko co stanie na jego drodze, a potem pobiec daleko przed siebie i już nigdy nie wrócić.

Ale zamiast tego, poczuł mocne uderzenie pięścią w twarz. Przewrócił się, a z jego nosa popłynęła krew. Jak za mgłą słyszał głos najemnika. Czuł, jak Wilson podnosi go za kołnierz, mówi coś, a potem po raz kolejny uderza. Bolało. Peter był nieobecny. Oddał się obezwładniającemu bólowi. Nie słuchał słów płynących z ust jego "opiekuna". Po prostu bezwiednie pozwolił, aby Deadpool podniósł go i cisnął nim o ścianę. Jego krew mieszała się z krwią mężczyzny, którego pół godziny temu torturował. Osunął się na ziemię i skulił, pod wpływem silnego kopnięcia w brzuch. W ustach miał metaliczny posmak czerwonej cieczy, którą po chwili wypluł. W pewnym momencie w jego umyśle zakiełkowała straszna myśl. A mianowicie, miał wielką nadzieję, że Wilson go zabije. Może tym razem nie przestanie go bić, gdy straci przytomność? Może będzie katować go dalej, aż w końcu Peter przestanie oddychać i osunie się martwy na ziemię? Biernie więc leżał i przyjmował kolejne ciosy najemnika. Powoli zaczął tracić kontakt z rzeczywistością. Doskonale wiedział co się dzieje. Za chwilę przestanie boleć. Tracił świadomość. Jeszcze krótki moment i zemdleje z bólu i wycieńczenia. Bardzo by chciał już się nie obudzić. Niech najemnik nie przestaje. Niech go zabije. Żeby już  nigdy nie cierpiał.

***

Po kilku godzinach obudził się. Leżał na podłodze magazynu, a ból, który poczuł, gdy starał się ruszyć, uświadomił mu, że Deadpool go nie zabił. Miał ochotę wybuchnąć płaczem, i najprawdopodobniej zrobiłby to, gdyby nie ciche mruczenie, wydobywające się z kulki furta zwiniętej na jego brzuchu. Spojrzał na nią zdezorientowany. Stworzenie fuknęło na niego, niezadowolone z pobudki, ziewnęło przeciągle, po czym zeszło ze swojego "łóżka" i usiadło na przeciwko Parkera patrząc w jego stronę. Był to kot. Brzydki kot. Szarobury, strasznie chudy, brudny i w dodatku miał tylko połowę lewego ucha. Ale miał za to mądre spojrzenie, pięknych, żółtych, dużych oczu, które patrzyły głęboko w te należące do chłopaka. Peter doczołgał się do grubego koca, rozłożonego pod ścianą, i usiadł na nim, a kot, jakby na to czekając, zaraz ułożył się obok Pajączka. Nastolatek uśmiechnął się pod nosem i niepewnie wyciągnął rękę, nie wiedząc, czy nie zostanie podrapany, ale zwierzątko jakby znając obawę większego, samo pokonało łepkiem te kilka centymetrów, które dzieliły je od ręki Spider mana.

-No cześć... kocie- powiedział chłopak, po czym zaśmiał się cichutko, widząc, jak zwierzę przekręca główkę, domagając się pieszczot. Peter sięgnął jedną ręką po swój plecak, wyciągnął z niego butelkę z mlekiem i nalał trochę do nakrętki. Podsunął to kotu, a ten od razu łapczywie wylizał "naczynie" do czysta i spojrzał na chłopaka, jakby chciał dać mu do zrozumienia, że czeka na dokładkę. Parker wiedział, co to jest głód, więc nie odmówił. Wypili razem całe mleko- widzisz? Wypiłeś mi całe zapasy. Co mam teraz zrobić?- zapytał kota, oczywiście nie oczekując żadnej odpowiedzi. W zasadzie mówił bardziej do siebie. To było dobre pytanie. Co ma teraz zrobić?

Po chwili z zamyślenia wyrwał go przeciągający się zwierzak. Kot wstał i po prostu wyszedł z magazynu, zostawiając Petera samego. Nawet on chciał go tylko wykorzystać. Pajączek spróbował wstać. Z wielkim grymasem bólu na twarzy, złapał się ściany za sobą i podciągnął się. Powinien się umyć. Był cały we krwi. Jeśli dobrze pamiętał, gang, który tu mieszkał, miał małą, prowizoryczną łazienkę. Skierował się do niej. Znajdowała się tam ubikacja, z której nie można było skorzystać, kran, z którego nie leciała woda no i beczka z deszczówką. No cóż... musi wystarczyć. Nastolatek umył w niej ręce i twarz, po czym wrócił na koc, wziął worek od Deadpoola i zaczął szukać czystych ubrań. Przebrał się i zjadł bułki, które mu zostały. Pomyślał o oszczędnościach, które zostały w salonie mieszkania najemnika. Musiał je odzyskać. To była jego ostatnia szansa na lepszą przyszłość. Oczywiście wiedział, że nie uda mu się zrobić wielkiej kariery i założyć rodziny. Nie zasługiwał na to. Był zwykłym śmieciem. Liczył jednak, że jeśli rzeczywiście pójdzie na studia, uda mu się żyć tak, by nie musiał już nigdy więcej kraść.

Wczorajsze wydarzenia nie dawały mu spokoju. Wciąż miał przed oczami przerażone spojrzenie mężczyzny. Wciąż słyszał jego wrzaski. Gdyby tylko pan Stark wiedział, jaki Peter jest naprawdę, nigdy nie wpuścił by go do wieży. Nawet by z nim nie rozmawiał. Od razu by go zabił. W końcu jest bohaterem. Jego zadaniem jest walka ze... złem. Czy Parker był zły? Tak, był przestępcą. Na pewno. Torturował człowieka. Tylko przestępcy robią takie rzeczy. A on nawet nie mógł sam decydować, co zrobi! Był własnością Deadpoola. Po prostu jedną, z jego licznych broni. Kolejną, nic nie znaczącą rzeczą w jego arsenale. W zasadzie, jakie znaczenie ma jego życie? Ból, który w tym momencie czuł, jest nie do opisania. Ból psychiczny. Wiedział, że nawet żyletka mu nie pomoże. Musi to skończyć.

Peter wyszedł na zewnątrz. Wspiął się po ścianie i stanął na krawędzi dachu magazynu, jednak po chwili stwierdził, że to nie jest dobre miejsce. Szybko przebrał się w strój Spider mana, na niego narzucił bluzę, a już po kilkunastu minutach stał na swoim wieżowcu. Zbliżył się do krawędzi. To koniec. Zaraz przestanie cierpieć. Przestanie sprawiać wszystkim dookoła tyle problemów. Może znajdzie tatę? Wyjaśni mu, że już dłużej nie mógł tego ciągnąć. Męczyło go codzienne udawanie, że wszystko jest w porządku. Te wszystkie kłamstwa... gubił się w tym. Nie umiał tak dłużej żyć. Nie chciał już dłużej żyć. Wziął mały rozbieg i skoczył... a raczej chciał skoczyć, bo poczuł, jak silna ręka szarpie go za kaptur i ciągnie do tyłu. Został przyszpilony do komina.

-Co ty chciałeś zrobić?- wycedził przez zaciśnięte zęby Deadpool.

*****

2209 słów

Hejka!

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro