Rozdział 24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tony siedział w poczekalni swojego prywatnego szpitala. Peterem zajmowało się teraz czterech specjalistów, z doktorem Strangem na czele. Steven pilnował, by chłopak nie obudził się za szybko. Stark nie mógł opanować łez, które raz po razie spływały po jego policzkach. Nie potrafił wybaczyć sobie tego, że dopuścił do zniszczenia tego dzieciaka. Mógł się przecież bardziej postarać. Jak ma teraz odzyskać zaufanie Parkera? Czy to w ogóle możliwe? Najbardziej przerażała go myśl, że najemnik najpewniej hamował się przy Tonym. Co się działo, gdy był z nastolatkiem sam i nikt go nie stopował? Jakie piekło fundował chłopakowi? Jakie słowa, wyniszczające jego psychikę, słyszał ten dzieciak? To, co powiedział Deadpool na dachu, to pewnie tylko mała kropla w morzu wszystkich wyzwisk, obelg i strasznych słów kierowanych do Petera. A najgorsze było to, że Parker wierzył w te wszystkie okropieństwa, które powtarzał mu najemnik.

-Tony... zobaczysz, będzie dobrze- powiedział Clint, i poklepał przyjaciela po ramieniu.

-To moja wina. Powinienem coś zrobić. Na pewno mogłem zrobić więcej, żeby do tego nie dopuścić. Myślałem, że ten barman przesadza, ale on naprawdę niszczył Petera. Zabijał go- Stark schował twarz w dłoniach- Boże... przecież on ma tylko czternaście lat.

-Ehh... słuchaj Tony...- zaczął Clint, ale z sali wyszli lekarze, a Strange przywołał do siebie milionera gestem dłoni.

-I co?- spytał. Jego serce biło tak mocno, że Iron man miał wrażenie, że zaraz wyskoczy z jego piersi.

-Nie będę ci kłamać, Stark. Z dzieciakiem jest źle. I wiesz, nie tylko fizycznie. On potrzebuje jakiegoś dobrego psychologa, i to zaraz, ale przede wszystkim, no nie wiem, jakiegoś ciepła. Rozumiesz, co mam na myśli. A co do fizycznych obrażeń, to dwa złamane żebra, które na szczęście już prawie załatwiła jego regeneracja, kilka pootwieranych ran, no i, jak zawsze kiedy do mnie trafia, złamany nos, ale tym już się zająłem. Aha, najważniejsze. Opowiadałeś mi o tym... czymś, czym Deadpool go torturował. Po uszkodzeniu ucha, wnioskuję, że puszczał tym dźwięk, o bardzo dużej częstotliwości- powiedział Strage.

-U-uszkodzeniu ucha?- głos Tony'ego drżał jak struna.

-Spokojnie, młody się naprawdę szybko regeneruje.

-Ale... dlaczego ja tego nie czułem?- zapytał Stark.

-Peter ma naprawdę wyczulony słuch. Ten dźwięk był na wysoki dla zwykłego człowieka. Ale ciesz się. Nie chciał byś poczuć takiego bólu- obaj mężczyźni westchnęli- a teraz idź do niego. Pewnie się niedługo obudzi. Podejrzewam, że będzie się bać, więc lepiej, żeby ktoś tam był, zanim chłopak zwieje.

Tony bez żadnej odpowiedzi wyminął doktora i wszedł do sali. Widok, który tam zastał, przeraził go. Peter, miotając się w łóżku, zrzucił z siebie kołdrę, więc wszystkie jego rany na przedramionach, odkrytym brzuchu, szyi i twarzy były widoczne. Po policzkach chłopaka spływały łzy, a on sam mamrotał coś niewyraźnie. Stark od razu podbiegł do młodszego, złapał delikatnie za przedramiona i zaczął uspokajać dzieciaka.

-Hej, Pete, już dobrze, słyszysz... jesteś bezpieczny- nastolatek opadł w końcu na łóżko. Mężczyzna przykrył go, przysunął sobie krzesło i usiadł koło chłopaka- jesteś bezpieczny Peter- szepnął. Jak można aż tak skrzywdzić czternastolatka? To nieludzkie.

***

Po paru godzinach chłopak otworzył oczy. Rozglądał się po pomieszczeniu, aż jego wzrok padł na siedzącym koło niego panu Starku. Miał podkrążone oczy i roztrzepane włosy. Nagle Parker zdał sobie sprawę, z ostatnich wydarzeń. Przypomniał sobie, że Iron Man wie, iż zabił tamtych ludzi. Poderwał się i odsunął na drugi koniec łóżka. Milioner momentalnie podniósł wzrok, jednak nie był zły. W jego spojrzeniu była jedynie troska.

-Hej, spokojnie Peter. Nic ci nie grozi- chciał pogłaskać nastolatka, jednak ten, widząc rękę zmierzającą w jego stronę, pisnął i skulił się jeszcze mocniej- nic ci nie zrobię, rozumiesz?- z powrotem usiadł na krzesło i odsunął się kawałek- zobacz, nie dotykam cię- uniósł ręce w obronnym geście. Chłopak delikatnie się rozluźnił, jednak wciąż wpatrywał się w Iron mana z przerażeniem.

-D-dlaczego mnie p-pan tu zabrał?- zapytał nieśmiało.

-A gdzie miałem cię zabrać?- powiedział z uśmiechem.

-N-no nie wiem... - chłopak spuścił wzrok.

-No właśnie. A na tym dachu na pewno bym cię nie zostawił- nastolatek spojrzał na niego z niedowierzaniem.

-N-naprawdę?- Tony posmutniał lekko, widząc zaskoczenie młodszego, ale mimo wszystko nadal starał się uśmiechać.

-Tak, naprawdę. Chce ci pomóc, Pete, wiesz?- oczy chłopaka były większe z każdym kolejnym słowem milionera.

-A-ale dlaczego? Przecież j-ja jestem... mordercą- oczy nastolatka zaszły łzami. Wciąż miał nadzieję, że to wszystko jakiś głupi sen. Że za chwilę obudzi się w swoim domu, a potem zje śniadanie z tatą.

-Peter, spójrz na mnie- rozkazał Tony, a Parker od razu, w ułamku sekundy podniósł pusty wzrok, na co starszy zmarszczył delikatnie brwi- już ci to mówiłem. Nie jesteś zły, dzieciaku. Pamiętaj o tym. Chcesz mi opowiedzieć, co tam się stało?

Pajączek pokiwał przecząco głową. Nie chciał, żeby ktokolwiek wiedział, że to miało miejsce, a co dopiero opowiadać o tym.

-W porządku, Pete. Nie musisz mi mówić. Pewnie nie chcesz zostawać w szpitalu, co?

Chłopak ponownie pokręcił głową.

-No to chodź. Kiedy ostatnio coś jadłeś?- najemnik raczej się tym nie przejmował, a jeśli spyta Petera czy jest głodny, mały najpewniej skłamie.

-Wczoraj z-zjadłem trochę chleba- Parker cały czas miał wzrok wbity w podłogę.

-Ehh... no jasne...- westchnął Stark. Trochę chleba, a do tego wczoraj! Przecież to stanowczo za mało, jak dla nastolatka. No ale czemu Tony miał się dziwić? Cudowny "opiekun" Petera miał go kompletnie gdzieś. Chociaż nie. Parker z całą pewnością wolałby być ignorowany przez Deadpoola, który niestety poświęcał mu aż za dużo uwagi. Już nawet nie pytał, skąd wziął ten chleb. To akurat było oczywiste- chodź, zrobię ci coś porządnego do jedzenia.

-N-naprawdę, nie trzeba...- zaczął chłopak.

-Trzeba, trzeba, rośniesz, kiedy ostatni raz jadłeś coś ciepłego?- mimo, iż Tony starał się utrzymać neutralną barwę głosu, słychać było, z jaką troską kieruje się do młodszego.

-Em... czasem Weasel dawał m-mi coś przed otwarciem b-baru- stwierdził nieśmiało. Co prawda nie o to pytał milioner, ale Parker nie chciał mu mówić, że ostatni syty, porządny posiłek zjadł trzy tygodnie temu. 

-Siadaj mały- rzucił Tony, gdy tylko znaleźli się w kuchni. Parker od razu wykonał "rozkaz". Czarnowłosy zaczął przygotowywać jajecznicę. Nie był zbyt dobrym kucharzem. Stwierdził, że potem poprosi Steve'a, żeby zrobił chłopakowi coś lepszego.

 Peter wbijał wzrok w blat. Nie śmiał spojrzeć na pana Starka. Bał się tego, co milioner teraz o nim myśli. Pewnie nim gardził. Nienawidził go tak jak wszyscy inni. Tylko dlaczego znowu mu pomaga? Znowu jest dla niego dobry? Przecież chłopak na to nie zasługiwał. Z zamyślenia wyrwał go Iron man, który postawił przed nim talerz z jajecznicą.

-Smacznego- rzucił milioner, i w milczeniu zaczął przyglądać się nastolatkowi 

-Dziękuję- szepnął Peter, i zaczął jeść. W zasadzie, wolałby sam zdobyć sobie jakiś posiłek, ale nie śmiał odmówić panu Starkowi. Przecież kazał mu to zjeść. Pewnie dostałby jakąś karę, gdyby tego nie zrobił. Ale czy starszy by go uderzył? W końcu już nie raz miał do tego powód, ale jeszcze nigdy tego nie zrobił. A może po prostu Iron mana ciężej wyprowadzić z równowagi, niż Deadpoola? W każdym razie, musiał wykonywać rozkazy. Tylko do tego się nadawał. Poza tym, rzeczywiście miło było zjeść w końcu coś ciepłego.

-Peter... ile razy... no wiesz...- zaczął Tony. Parker doskonale wiedział o czym mówi  milioner.

-Tylko raz. Ale było ich pięciu- po policzku chłopaka spłynęła łza. 

-Posłuchaj mnie Pete. Ty nie jesteś zły. Wiem, że ten gnój wiele razy próbował ci to wmówić, ale naprawdę nie jesteś. Pewnie powtarzał ci nie raz, jaki jesteś beznadziejny, że nie zasługujesz na szczęście i że jesteś bezwartościowy, a ty niestety w to wierzysz. Udowodnię ci, że tak nie jest. Albo chociaż spróbuję- powiedział, a nastolatek zaczął cicho, wręcz bezgłośnie szlochać, gdy pomyślał o tych wszystkich wyzwiskach, pogardliwych spojrzeniach i ciosach, skierowanych w niego. Nagle poczuł rękę, która dotknęła jego ramienia. Momentalnie poderwał się z krzesła i wyciągnął drżące pięści przed siebie, tak, jakby miał się z kimś bić. Stark od razu odsunął się, nie chcąc płoszyć młodszego- hej... nic ci nie zrobię Peter.

-J-ja... przepraszam... n-nie chciałem... przepraszam, przepraszam, przepraszam- zaczął powtarzać, chowając twarz w dłoniach. Czy teraz Iron man się zdenerwuje? Przecież Parker prawie go uderzył. U Deadpoola najpewniej już by oberwał, i to solidnie. Chłopak drżał na całym ciele. Naprawdę się bał. Nawet nie tego, że pan Stark go pobije, albo ukarze w jakikolwiek inny sposób. Cholernie się bał, że jedyną osoba, która go nigdy nie skrzywdziła, zrobi to. 

-Peter, posłuchaj mnie. Nigdy, przenigdy cię nie uderzę, rozumiesz?- nastolatek spojrzał na niego, jednak w oczach wciąż miał przerażenie- obiecuję ci to.

Strach w spojrzeniu chłopaka zmienił się w niedowierzanie. Naprawdę nie rozumiał, czemu mężczyzna jest dla niego taki dobry. Czy on chce go wykorzystać? A może po prostu wzbudzić zaufanie, a potem zranić? Parker przerabiał już każdy możliwy scenariusz, więc nie chciało mu się wierzyć, że ktoś może być dobry tak po prostu. W końcu pan Wilson na początku też był milszy. No, może nie aż tak, ale na początku nie bił go tak mocno, jedynie czasem spoliczkował. Po zleceniach parę razy pozwolił mu wziąć sobie z lodówki coś do jedzenia, żeby nie musiał szukać go w śmietnikach o drugiej w nocy. Może Iron man też spróbuje zdobyć zaufanie Petera, a potem będzie się nim wysługiwał? Teraz jest dobry, ale potem sam zacznie powtarzać mu, jak bardzo jest beznadziejny. Albo nawet uderzy? Na pewno ucieczka z wieży jest dużo trudniejsza niż z baru. A poza tym, Deadpool jest jeden, a tu, w wieży mieszka pięciu Avengerów. I to dużo silniejszych od najemnika. Cios pana Wilsona na pewno nie jest aż tak bolesny jak ten, na przykład, Kapitana Ameryki. No i tu nie ma Weasela, który czasem opatrzy mu rany, albo pomoże doczołgać się na kanapę. W barze, Peter był straszony odesłaniem do matki, więc tu, będą mu grozić, że wróci do queens?

-Pewnie chciałbyś iść do pokoju i spokojnie odpocząć, ale wszyscy wariują, więc musisz iść i powiedzieć im, że żyjesz-Pajączek pokiwał głową, na znak, że rozumie, ale nie było to zbyt entuzjastyczne- no chyba, że jesteś bardzo zmęczony. Powiem im, że przyjdziesz potem, zrozumieją- dodał, nie chcąc, by Peter czuł, że jest do czegoś zmuszany.

-W porządku- nastolatek ruszył do wyjścia za milionerem. Gdy tylko znaleźli się w salonie, wszystkie spojrzenia spoczęły na nastolatku, przez co ten lekko się spiął. Stark obserwował z niedowierzaniem, jak na twarzy Petera, w momencie przekroczenia progu, automatycznie pojawia się szeroki, promienny uśmiech. Nikt nie powiedziałby, że to jest ten sam dzieciak, który jeszcze niedawno stał przed nim załamany na dachu, koło najokrutniejszego człowieka na świecie, a przed chwilą płakał w kuchni. Teraz był to szczęśliwy chłopak, a przynajmniej na takiego wyglądał. Bo w żadnym razie nie był szczęśliwy. Jeszcze nie.

-Jak się czujesz Pete?- rzucił Kapitan, który był równie zaskoczony co milioner. Spodziewał się raczej chodzącej kupki nieszczęścia, zamiast uśmiechniętego, wesołego nastolatka.

-Dobrze, dziękuję- powiedział Parker. Jedyną rzeczą, która w tej chwili zdradzała jego straszną przeszłość, były liczne siniaki, zadrapania i rany na twarzy.

-Martwiliśmy się- Clint uśmiechnął się do młodszego, który na moment został wytrącony z "gry", tą uwagą, której kompletnie się nie spodziewał, jednak już po chwili wrócił do swojego poprzedniego wyrazu. Nigdy nie słyszał tego od nikogo, i nie za bardzo wiedział jak zareagować. Co powinien teraz powiedzieć? Podziękować? Zapewnić, że niepotrzebnie? W zasadzie, to naprawdę było zbędne. Po co ktoś miałby się martwić o takiego głupiego smarkacza jak on? Na szczęście, pan Stark w porę się odezwał.

-Pewnie jesteś zmęczony, co Pete? Jeśli chcesz, możesz iść do pokoju. Pamiętasz gdzie jest, prawda?

-T-tak, dziękuję- powiedział szybko chłopak i zniknął za drzwiami.

-Dobra, o co tu chodzi?- zapytał Steve, gdy tylko Peter wyszedł.

-W sensie?- zdziwił się Tony.

-No przecież ten dzieciak jeszcze niedawno leżał skulony na tym cholernym dachu z atakiem paniki, a teraz tak po prostu przychodzi tu i uśmiecha się jak najszczęśliwszy chłopak na świecie.

-Muszę zadzwonić do Emily.

-To była ta twoja pani psycholog?- odezwał się Clint.

-Tak, była naprawdę dobra. Może mu pomoże- Natasha prychnęła pod nosem- co jest Nat?

-Naprawdę uważasz, że psycholog mu pomoże? Wy nie wiecie jak to jest, kiedy ktoś cię zmusza do zabójstwa. Człowiek czuje się jak śmieć. Żaden psycholog, wmawiający, że życie jest piękne, nic tu nie zdziała. On potrzebuje czasu. Chociaż widziałam już takich, którzy nie dawali sobie z tym rady. Popełniali samobójstwa, albo kończyli jako bezdomni ćpuni, ale ten dzieciak jest silny. Zobaczysz, będzie dobrze, ale ten psycholog to naprawdę beznadziejny pomysł. Mogę się założyć, że chłopak jej nic nie powie. Peter zna się na ludziach jak nikt inny. Od razu wyłapie, czego ona od niego oczekuje, i idealnie wpasuje się w jej wymagania. Ta twoja Emily będzie zachwycona owocną współpracą, a chłopak po prostu jeszcze bardziej się załamie, bo będzie miał wyrzuty, że cię zawiódł.

-A skąd ty to niby wiesz?- wtrącił się Steve.

-Chyba wszyscy wiecie o mojej przeszłości. Ja też znam się trochę na ludziach i możecie mi nie wierzyć, ale tak właśnie będzie. 

-Ja myślę, że warto spróbować. Może wystarczy, że z nim pogadam i poproszę, żeby mówił szczerze?- Wdowa roześmiała się, słysząc tak naiwną myśl milionera.

-Róbcie co chcecie, ale mówię wam, że to mu tylko zaszkodzi- zirytowana Natasha wstała i wyszła z pokoju. Ona jedna doskonale rozumiała Petera. Pamiętała, kiedy to sama mordowała na zlecenie. Może i była to nieco inna sytuacja, ale wiedziała jak chłopak się czuje. Nie chciała tego mówić wprost,ale prawda była taka, że Parker po prostu tam pójdzie i zrobi to co zawsze. Zacznie kłamać.

*****

2203 słowa

Hejka!

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro