Rozdział 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy tylko Peter znalazł się w swoim pokoju, od razu podszedł do okna. Otworzył je i wyszedł. Zgarnął żyletkę ze skrzyneczki, która na szczęście wciąż wisiała na miejscu. Wrócił do środka, usiadł koło łóżka i bez zbędnego wahania, wykonał pierwsze pociągnięcie, swoim ukochanym narzędziem. Czy on naprawdę do niczego się nie nadaje? W jaki sposób zasłużył sobie na to wszystko? Prawda, był beznadziejny, bezwartościowy, ale czy naprawdę kara musiała być aż tak okrutna? Otworzył drugą ranę. Nie chciał tak żyć. W ogóle nie chciał żyć. W zasadzie, ciekawe co zrobił by pan Stark, gdyby znalazł go martwego. Może by tak się przekonać? Nie, nie chciał sprawiać mu aż tyle kłopotu. Powinien po sobie posprzątać. Podłoga jest cała we krwi. Tak samo jak jego przedramiona. Zmył to szybko i założył świeże bandaże. Odłożył żyletkę na miejsce i dosłownie w ostatniej chwili wrócił. Gdy tylko znalazł się z powrotem w pomieszczeniu, drzwi otworzył Iron man.

-Możemy pogadać Pete?- chłopak zadrżał. Kiedy Deadpool mówił, że muszą "pogadać", zawsze kończył bardzo ciężko pobity. Stark widząc to, dodał szybko- spokojnie, to nic złego.

-D-dobrze- powiedział, jednak wciąż niepewnie. Zwyczajnie, słowa nie miały dla niego żadnego znaczenia. Zbyt wiele razy ludzie go oszukiwali.

-Posłuchaj, jutro przyje... chłopcze, co to jest?- spytał nagle, wpatrując się z przerażeniem w plamę krwi na podłodze. Parker zaklął w myślach. Musiał ją przegapić. Momentalnie spuścił wzrok- Peter, spójrz na mnie- Tony za wszelką cenę starał się utrzymać spokojny ton głosu, choć było to dla niego bardzo trudne. Ale nie mógł krzyczeć na chłopaka. Nie chciał, żeby się go bał- czy ty... czy ty znowu coś sobie zrobiłeś?- cholernie bał się odpowiedzi, ale musiał to wiedzieć. Nie chciał, żeby Pajączka ktokolwiek krzywdził, a w szczególności on sam.

-J-ja... n-nie- powiedział, przymykając oczy.

-Peter, nie kłam- powiedział, jednak widząc, jak młodszy się trzęsie, dodał, żeby nie brzmieć zbyt srogo- proszę.

-P-przepraszam- szepnął drżącym głosem- przepraszam...- schował twarz w dłoniach, po czym powiedział jeszcze ciszej- niech p-pan się nie złości.

Stark westchnął. Nastolatek ciągle się go bał, a przecież Tony obiecał, że go nie skrzywdzi- Pete, naprawdę nic ci nie zrobię. Nie bój się mnie tak.

-D-dobrze, przepraszam- powiedział szybko.

-Ehh... nic się nie stało- Iron man stwierdził, że może jak po prostu przyjmie przeprosiny, to chłopak się choć trochę uspokoi- dlaczego znowu to zrobiłeś?

-P-przepraszam- Pajączek zaczął cicho szlochać. Tony podszedł do skulonego nastolatka i usiadł koło niego na ziemi. Nie myśląc długo, wyciągnął ręce i przyciągnął go do siebie. Chłopiec odruchowo spróbował się wyrwać i szlochać jeszcze mocniej, ale przestał się szarpać, gdy poczuł, jak starszy go przytula.

Stark czuł, jak młodszy drży w jego ramionach. Płakał cicho, wtulając twarz w rękaw jego drogiej marynarki, jednak Tony nie przejmował się tym teraz. Najważniejszy był chłopiec.

-Już dobrze Peter- szepnął, przytulając do siebie nastolatka mocniej. Nie chciał, żeby Pajączek pomyślał, iż jest na niego zły za tą żyletkę. To nie była jego wina, a milioner zareagował trochę zbyt nie delikatnie. Co prawda, nie nakrzyczał na niego, ale też nie wykazał się jakimś dużym wyczuciem. Stark podniósł dłoń, żeby pogłaskać chłopaka po głowie, jednak gdy tylko dotknął jego włosów, Spider man odskoczył od czarnowłosego, patrząc na niego z przerażeniem.

-Peter... czemu tak się tego boisz?- Stark zaklął w myślach. Dlaczego musiał spieprzyć, w momencie, w którym chłopak zaczął przejawiać jakiekolwiek oznaki zaufania?

-N-nie b-boję się t-tego- skłamał, ale drżący głos go zdradził.

-Nieprawda. Zawsze tak reagujesz, gdy ktoś dotyka twoich włosów.

-P-przepraszam- szepnął, wbijając wzrok w podłogę.

-Nie przepraszaj mnie Pete. Jeszcze nigdy nie zrobiłeś nic, za co powinieneś mnie przepraszać, rozumiesz? Powiesz mi, o co chodzi z tym głaskaniem po głowie?- Parker pokręcił przecząco głową. Nikomu nigdy o tym nie mówił i nikomu nigdy nie zamierza o tym powiedzieć. Nie bał się. Wiedział, że ten mężczyzna już mu nic nie zrobi. W zasadzie, nawet nie pamiętał jego nazwiska. Wtedy musiał zwracać się do niego "tato". Wstydził się. Zwyczajnie się wstydził, że chłopak matki robił mu coś takiego. Jego mama często mu to wytykała. Nazywała go wtedy "małą dziwką". Nienawidził tego określenia- Peter, gdzie schowałeś żyletkę?- głos czarnowłosego był łagodny, jednak stanowczy. Akurat to musiał wiedzieć. Przecież tyle razy przeszukiwał ten pokój i nigdy nic nie znalazł.

-J-już ją w-wyrzuciłem- skłamał. Nie chciał tracić jedynej drogi ucieczki od swoich problemów. Nawet, jeśli była tylko chwilowa i dość bolesna.

-Wcale nie. Masz ją gdzieś tu, ale dobrze, nie mów, jeśli nie chcesz. Po prostu obiecaj mi, że nie będziesz już sobie robił krzywdy, dobrze Pete? Proszę...- powiedział, a młodszy kiwnął jedynie głową. Nie był w stanie powiedzieć tego głośno, bo wiedział, że okłamuje pana Starka. Nie potrafił sam sobie z tym wszystkim poradzić. Był za słaby...- Pete, powiedz to, proszę.

-O-obiecuję- szepnął, a w jego oczach zebrały się łzy, ponieważ wiedział, że złamie obietnicę i to pewnie już niedługo. Ale zresztą, jakie to miało znaczenie? Przecież milioner na pewno i tak mu nie ufał. Pewnie uważa go za kłamcę i oszusta, którym zresztą był.

-Dziękuję- powiedział równie cicho Tony, po czym ponownie objął nastolatka. Tym razem, zamiast szarpania, Peter jedynie dość mocno się wzdrygnął. Czy można było uznać to za mały postęp?

***

Następnego dnia, Peter obudził się na podłodze, szczelnie owinięty kołdrą. Znowu miał koszmary. Nieustające koszmary z dzieciństwa, które z resztą powinno jeszcze trwać ale dla Parkera skończyło się w dniu śmierci taty. Spojrzał na zegar. Czwarta rano. W zasadzie, wszyscy jeszcze śpią, a Deadpool najpewniej pije teraz w barze, więc chyba nic się nie stanie, jeśli wyjdzie poskakać trochę po dachach. Ubrał więc strój Spider mana i wyskoczył przez okno.

Sunął ponad ulicami miasta. Był szczęśliwy, czując zimny wiatr otulający jego twarz. Obserwował, jak Nowy Jork powoli budzi się do życia. Leciał na swojej pajęczynie, aż w końcu usiadł na jednej z kamienic. Wolał na razie nie pojawiać się na "swoim" wieżowcu. W końcu, Deadpool już raz go tam znalazł, czemu nie miał by tam znów pójść? Peter zdjął maskę i usiadł, oparty o komin. Budynek był zbyt niski, żeby mógł znaleźć się na krawędzi bez tkaniny na twarzy. Nagle poczuł, jak coś miękkiego ociera się o jego dłoń.

-Avi?! Skąd ty się tu wziąłeś mały?- powiedział zdumiony. No tak, schody przeciwpożarowe. Pogłaskał nieśmiało zwierzaka, jednak gdy tylko zabrał rękę, kot fuknął na niego niezadowolony i zaczął domagać się więcej pieszczot. Chłopak zaśmiał się, pierwszy raz od dłuższego czasu szczerze, na ten widok- pewnie jesteś głodny, co maluchu? Zaczekaj tu, a ja coś ci znajdę- powiedział, po czym odsunął delikatnie zwierzaka od siebie. Zeskoczył z dachu i stanął przed pierwszym sklepem, jaki znalazł. Jeszcze zamknięte. Ale dla Petera to nie był problem. Szybko otworzył drzwi, a gdy tylko znalazł się w środku, zgniótł w dłoni kamerę. Na ogół o to nie dbał, ale teraz miał na sobie strój Spider mana. Teraz powinien być bohaterem. Zgarnął z półki kilka puszek kociego jedzenia, butelkę mleka i paczkę krakersów. Po namyśle, cofnął się jeszcze po jeden z plastikowych kubków, które leżały przy kasie. Szybko wrócił na dach i mimowolnie uśmiechnął się, gdy kot podszedł do niego i otarł mu się o nogi.

-Zobacz co dla ciebie mam Avuś- powiedział i zaśmiał się pod nosem na to zdrobnienie. Otworzył jedną z puszek i postawił przed zwierzakiem. Avi zaczął łapczywie jeść, a gdy Peter nalał mu trochę mleka do kubeczka, z którego wcześniej oderwał górną połowę, robiąc z niego miseczkę, zamruczał i wyglądał tak, jakby osiągnął pełnię szczęścia. Parker wyciągnął swoje krakersy i zaczął je jeść, co chwila popijając białym płynem- chyba miło jest zjeść śniadanie z przyjacielem, co nie Avi? Bo jesteśmy przyjaciółmi, tak? W końcu ja cię karmię, a ty pilnujesz, żebym się nie zabił, nie?- w zasadzie, gdyby nie ten kot, w ciągu ostatniego tygodnia dużo częściej sięgał by po żyletkę, a tak, zamiast otwierania ran, uśmiechał się, zupełnie jak teraz, gdy zwierzak kładł się obok niego i mruczał cicho. Nawet nie zauważył, kiedy zasnął, jedną ręką otulając Avi, leżącego u jego boku.

***

-Peter, obudź się, słyszysz?- delikatne potrząsanie za ramię obudziło chłopaka. Zobaczył przed sobą nieco rozbawionego, jak zwykle z resztą, Clinta- co tu robisz? Stark dostaje przez ciebie zawału. Wszyscy cię szukają.

Nastolatek zerwał się na równe nogi. Zaczął się nerwowo rozglądać, ale na szczęście kot już zniknął.

-P-przepraszam- powiedział i spuścił wzrok.

-Luzik młody, nic się nie stało. Po prostu uprzedzaj, jak gdzieś wychodzisz, bo Tony świruje. W zasadzie wszyscy się martwiliśmy- Peter spojrzał na niego zmieszany. Naprawdę nie wiedział, co ma na to odpowiedzieć. Nikt nigdy się o niego nie martwił. Miłe uczucie. Chociaż, czy to nie są tylko puste słowa?- ale, już ci nie będę marudzić. Pewnie i tak czeka cię kazanie od Starka jak wrócimy- uśmiechnął się do chłopaka. Ruszył do krawędzi, ale widząc, że Pajączek nie idzie za nim, zawołał- idziemy? Czy zostajesz tutaj?

Barton nie chciał niepotrzebnie stresować Petera, ale od rana wszyscy panikowali, a Clint poczuł niewyobrażalną ulgę, gdy znalazł Parkera. Od razu dał znać Starkowi, który był na granicy ataku paniki, kiedy rano wszedł do pokoju chłopaka, ale zamiast niego, znalazł kołdrę na podłodze i otwarte okno, że dzieciak jest bezpieczny. Już nawet nie komentował paczki po krakersach, które nastolatek najpewniej ukradł sobie na śniadanie. Pajączek i tak drżał ze strachu, mimo, iż Barton od razu powiedział mu, że nikt nie jest na niego zły.

Gdy tylko znaleźli się w wieży, skierowali się do salonu, w którym czekał Tony. Milioner momentalnie zerwał się z kanapy i podszedł do nastolatka, który zacisnął z całej siły powieki i zadrżał.

-Pete, gdzieś ty był?!- zapytał Stark. Ciężko było określić, czy był bardziej zmartwiony, zły, czy szczęśliwy. Chyba wszystko naraz.

-P-przepraszam- szepnął chłopak, a w jego oczach zawirowały łzy- ja t-tylko poszedłem c-coś zjeść i n-niechcący z-zasnąłem... przepraszam.

-Ehh... Pete...- czarnowłosy chciał coś powiedzieć, ale dopiero teraz, gdy emocje lekko opadły, zdał sobie sprawę, że Parker jest przerażony, a łzy z jego oczu powoli uwalniają się. Podszedł do nastolatka, który ponownie z całej siły zacisnął oczy i czekał na cios, jednak zamiast go wymierzyć, starszy przytulił do siebie mniejszego. Najpierw Pajączek mocno się wzdrygnął i pisnął, ale po chwili pozwolił czarnowłosemu zamknąć się w szczelnym uścisku- Pete, nie musisz kraść. Naprawdę, możesz brać sobie jedzenie z kuchni. I proszę, nie wychodź tak bez słowa. Bałem się, że uciekłeś, albo co gorsza, że ten psychopata cię porwał. Nie darował bym sobie, gdyby on cię znowu skrzywdził, rozumiesz?- chłopak pokiwał głową twierdząco, jednak Tony wiedział, że to nie jest takie proste. Lekko zasmucony tym, że Spider man nie oddał uścisku, a jedynie pozwolił się przytulić, puścił go i powiedział- Pete, czy... mógłbym cię o coś prosić?- nastolatek spojrzał na niego pytająco i znów kiwnął głową- odpuść sobie na razie szkołę, dobrze? Chodzi mi o twoje bezpieczeństwo. No wiesz, przynajmniej na razie, póki nie zrobimy czegoś z Deadpoolem.

-D-dobrze- odparł mniejszy, wciąż czekając na jakąkolwiek oznakę agresji ze strony mężczyzny. Przecież musiał być zły. Nie możliwe, że wciąż będzie spokojny.

-No i jeszcze jedna sprawa. Jest tu Emily, psycholog. Chciałbym, żebyś z nią porozmawiał, dobrze? Tylko proszę, mów prawdę. Ona nic nikomu nie powie, nawet mi. Możesz jej zaufać. Zrobisz to?- Parker spojrzał na niego ze strachem. Opowiadanie zupełnie obcej osobie o swoich przeżyciach, było dla niego torturą. Wiedział, że bez względu na to, jak bardzo by chciał, nie uda mu się nie kłamać. Ale skoro panu Starkowi tak na tym zależało, mógł z nią porozmawiać.

-D-dobrze, p-porozmawiam z nią- powiedział cicho.

-Pete, spójrz na mnie i obiecaj, że będziesz mówić prawdę- chłopak jakby automatycznie wykonał polecenie, ale nie umiał tak okłamać Tony'ego. Słowa nigdy nie miały dla niego znaczenia, więc właściwie czemu teraz się waha? No tak, pan Stark nigdy jeszcze go nie okłamał. Kiedy on coś mówił, to najczęściej tak właśnie było. Ale on był bohaterem, a Peter kłamcą i oszustem. Nie powinno mu się ufać, a milioner powinien o tym wiedzieć.

-Obiecuję- powiedział pewnym głosem. Nawet się nie zająknął. Był okropny. Był bardzo złym człowiekiem.

-To idziemy?- zapytał wesoło Tony, jednak widząc zdziwione spojrzenie nastolatka, dodał- co jest Pete?

-N-nie... n-nie ukarze m-mnie pan? Z-za to, że w-wyszedłem z wieży b-bez pozwolenia?- zapytał, wbijając wzrok w swoje stopy. Na twarzy milionera malował się szok.

-Boże, dzieciaku, oczywiście, że cię nie ukarzę. Po pierwsze, nie będę cię w żaden sposób karać, bo na to nie zasługujesz, rozumiesz? A po drugie, przecież nie jesteś tu więźniem. Nie chodzi mi o to, że nie wolno ci opuszczać wieży, tylko o to, żebyś komuś o tym mówił, bo naprawdę się o ciebie martwię, dobrze? Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby coś ci się stało. A poza tym, już ci mówiłem, że bez względu na to co zrobisz, nigdy, przenigdy cię nie uderzę, rozumiesz?

Parker patrzył na niego z powątpiewaniem. Po prostu mu nie wierzył. Życie nauczyło go, że nie wolno ufać ludziom, szczególnie, kiedy składają takie nierealne obietnice. Nikomu nie wolno ufać. Kiwnął głową i szybko pobiegł do siebie, żeby się przebrać. Po piętnastu minutach usłyszał pukanie do drzwi.

-Pete, jak będziesz gotowy, to przyjdź proszę do szpitala, dobrze?- usłyszał głos pana Starka.

-Z-zaraz przyjdę- zawołał i szybko wyciągnął z szafy bluzę i jakieś spodnie. Narzucił to i pobiegł do windy. Zawahał się, ale po chwili wszedł na korytarz prywatnego szpitala milionera. Zobaczył tam, jak pan Stark rozmawia z jakąś elegancko ubraną kobietą. Po chwili zauważyli chłopaka.

-Pete, chodź tutaj- zawołał Iron man. Parker oczywiście od razu wykonał polecenie- Peter, to jest Emily- wskazał na kobietę.

-Cześć Petey- powiedziała i uśmiechnęła się, jednak chłopak wzdrygnął się, słysząc jak go nazwała. Właśnie tak zwracał się do niego Deadpool, gdy go bił. Nie uszło to uwadze milionera, który powiedział:

-Emily, mogłabyś nas zostawić? Zamienię z Petem kilka słów i zaraz do ciebie przyjdzie.

-Oczywiście- powiedziała z uśmiechem i zniknęła w gabinecie.

-Co jest dzieciaku?- spytał.

-N-nic takiego- szepnął.

-Przecież widzę- Tony nie odpuszczał.

-N-no bo... n-nazwała mnie Petey- dopiero teraz milioner przypomniał sobie, że Deadpool kilka razy zwrócił się do młodszego w ten sposób. Za każdym razem był wściekły i źle się to kończyło.

-Mogę jej powiedzieć, żeby tego nie robiła. Chcesz?- chłopak pokiwał przecząco głową. Było mu wstyd, że wzdryga się na własne imię- no dobrze. Pete, proszę, mów szczerze, dobrze?

Chłopak jedynie kiwnął głową, wziął głęboki oddech i wszedł do gabinetu. Stark jedynie westchnął głęboko. Już wiedział, że Peter złamie obietnicę. Wystarczyło, że zobaczył, jak w momencie przekraczania progu, na jego twarzy pojawia się promienny uśmiech.

*****

2375 słów

Hejka!

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro