Rozdział 32

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Ostrzegałem cię, Stark. Mogliśmy to załatwić inaczej, ale ty wybrałeś tą drogę- powiedział, a Iron man przeszył go nienawistnym spojrzeniem. Zaczął się powoli cofać, ręką zagarniając przerażonego Petera za siebie- oddaj mi dzieciaka- powiedział beznamiętnym tonem, a chłopiec spojrzał na milionera. Zrobi to? W sumie, oznaczało by to dla niego koniec kłopotów. Pozbył by się raz na zawsze wielkiego problemu ze swojego życia. Cały drżał. Był przerażony. Czuł, że atak paniki zbliża się wielkimi krokami. "Uspokój się. Pan Stark to załatwi. Obiecał, że cię obroni". 

Zobaczysz, że cię odda.

Ale przecież mówił...

A co za różnica co mówił? Jaki ty jesteś głupi. Naprawdę uważasz, że mówi prawdę?

Tak... nie okłamał by go. Przecież już nie raz to udowodnił.

Zobaczysz, że im cię odda. Kto by chciał walczyć za kogoś takiego jak ty?

-Wybij to sobie z głowy, Nick- powiedział twardo Stark. Wiedział, że nie ma szans w walce z tyloma agentami Tarczy, więc gorączkowo szukał jakiejkolwiek drogi ucieczki dla nastolatka. Musiał go uratować. On na niego liczył. Nie mógł pozwolić, żeby Fury go zabrał i zniszczył do końca. Przecież ten dzieciak był przerażony! W dodatku cały się trząsł. Postanowił grać na zwłokę, a tymczasem zawiadomił ukradkiem resztę, że potrzebuje pomocy. Raczej się domyślą o co chodzi.

-Posłuchaj Tony, naprawdę nie chcę walczyć, a tym bardziej nie chcę zrobić dzieciakowi krzywdy, ale nie zawaham się, jeśli będzie taka potrzeba- stwierdził Fury, a gdyby spojrzenie milionera mogło zabijać, Nick już dawno byłby trupem.

-To czego ty do cholery chcesz od tego chłopaka?!- krzyknął wściekły bohater.

-Chcę, żeby ludzie byli bezpieczni. Szczerze mówiąc, nie wierzyłem, że Peter naprawdę jest Spider manem, dopóki nie zobaczyłem tego na własne oczy. Nieźle zwodzisz ludzi, dzieciaku- spojrzał na przerażonego Petera- przydałby się nam ktoś taki jak ty. Jeśli będziesz współpracować, zostaniesz poddany szkoleniu...- kolejne słowa nie docierały do nastolatka. Poddany szkoleniu? Jak u Deadpoola? Będzie tak samo brutalnie? Ci ludzie będą tak samo bezwzględni? Też będą w tak straszny, okrutny sposób sprawdzać jego umiejętności? Miał ochotę wtulić się w pana Starka i zacząć błagać, żeby go uratował. Tak bardzo nie chciał z nimi iść. Tak cholernie się bał. Czy oni też będą go bić za każdy najmniejszy błąd? Posyłać pogardliwe spojrzenia? Poniżać i wyśmiewać?

Tak, też cię skrzywdzą. Oni wszyscy chcą cię skrzywdzić.

Nieprawda! Pan Stark nie chce!

A skąd wiesz, że to wszystko nie jest zwykłą szopką, żebyś nie przestał mu ufać? Może to on dał im znać, że jesteście sami? Teraz udaje, bo wie, że jesteś bardzo naiwny i uwierzysz mu we wszystko. Biedny chłopczyk. Wciąż masz nadzieję, prawda? Uciekaj. Uciekaj, bo oni ją zgaszą.

Ale jak on miał teraz uciec? Którędy? I dokąd? Teraz już nie mógł wrócić do baru. Nie, on nie chciał tam wracać. Wolał umrzeć. Albo wrócić do matki.

-Nie pozwolę ci zabrać Petera. Reszta zaraz wróci, a twoi agenci nie poradzą sobie z nami wszystkimi- wycedził przez zęby wściekły do granic możliwości Tony. Jak Fury mógł to powiedzieć? Jak mógł stwierdzić przy Parkerze, że Spider man jest niebezpieczny? Czy on naprawdę nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo go ranił tymi słowami?

-Masz rację. Właśnie dlatego załatwimy to teraz, póki jesteśmy sami- powiedział dyrektor i dał znak swoim agentom, żeby złapali chłopaka. Stworzyli półkole dookoła Starka i nastolatka za nim. Nagle Tony przywołał jedną rękawicę swojej zbroi i wycelował w otaczających ich mężczyzn.

-Nie zbliżać się- warknął.

-Stark, nie rób nic głupiego. Naprawdę sądzisz, że to nas powstrzyma? Zamknę i ciebie, jeśli będziesz nam przeszkadzać- ostrzegł Nick, jednak czarnowłosy ani trochę się tym nie przejął.

-Jarvis, okno- powiedział i posłał chłopcu porozumiewawcze spojrzenie.

Jedno z okien za nimi otworzyło się, a Parker doskonale wiedział, o co mu chodzi. Zerwał się biegiem w stronę utworzonej drogi ucieczki, ale jeden z agentów chwycił go mocno za przedramię, na co nastolatek posłał milionerowi błagalne, wręcz rozpaczliwe spojrzenie.

-Nigdzie nie idziesz, chłopcze- powiedział twardo Fury. W Starku zagotowało się, gdy usłyszał stłumiony jęk bólu, przez zbyt mocne szarpnięcie. Nie zastanawiając się zbyt długo wycelował i strzelił prosto w nogę agenta trzymającego Petera. Ten krzyknął i upadł, trzymając się za zranione miejsce. Wszyscy dookoła błyskawicznie skierowali swoje pistolety w Tony'ego.

-Biegnij do cholery!- krzyknął na nastolatka, a ten, spojrzał na niego z przerażeniem i w mgnieniu oka zniknął z wieży.

-Kurwa, Stark!- zirytował się dyrektor, ale dał znak swoim agentom, żeby opuścili broń. Milioner uśmiechnął się triumfalnie, pomimo tego, iż dwóch mężczyzn podeszło do niego i złapało jego ręce z tyłu tak, by nie mógł się ruszyć. Jednak w pewnym momencie uderzyła go ważna myśl.

-Fury, skąd wiedziałeś, że Peter jest Spider manem?- zapytał.

-Mamy anonimowego informatora. Sprawdziliśmy go, jest wiarygodny- w oczach czarnowłosego zagościł strach.

-Co jeszcze od niego wiecie?

-Nazwisko i wiek. O co chodzi?- Iron man oddychał coraz szybciej, a uważnie przyglądający mu się Nick, dał znak swoim ludziom, by puścili milionera.

-Od jak dawna kontaktuje się z wami ten informator?- spytał nerwowo, spodziewając się najgorszego.

-Od jakichś dwóch tygodni- Stark zbladł.

-O nie...- szepnął i rzucił się do okna. Przywołał swoją zbroję i wyskoczył, nie oglądając się. Pędził przed siebie, jakby od tego zależało jego życie. A niestety zależało od tego życie Petera.

***

Parker wyskoczył z wieży, nie oglądając się za siebie. W locie założył maskę i wylądował na sąsiadującym budynku. Zaczął biec przed siebie. Wiatr otulał jego twarz i wysuszał łzy, które nieopanowanie spływały po twarzy chłopaka. Mają go za przestępcę. Mordercę.

Słusznie. Jesteś nim.

Przeskakiwał na ulicami miasta, jednak nie cieszył go widok ludzi, którzy zadzierali głowy, żeby tylko zobaczyć niesamowitego człowieka pająka, który dawał im tyle nadziei. 

Jesteś oszustem. Mają cię za bohatera. Fury ma rację. Całkiem nieźle zwodzisz ludzi.

-Zamknij się- warknął pod nosem. Niby pan Stark tego nie powiedział, ale Peter doskonale wiedział, gdzie ma iść. Biegł więc w dobrze znanym mu kierunku, nie zatrzymując się ani na chwilkę. Pozostało mu tylko zaczekać na milionera. Ciekawe co z nim zrobi. Tak jak Deadpool, schowa gdzieś i będzie przychodzić, gdy będzie coś chciał?

Wcale się nie zjawi. Będziesz czekał na tym dachu, ale on nie przyjdzie.

Przecież to już się robi idiotyczne! Zjawi się. Musi się zjawić. Gdyby miał go zostawić, zrobiłby to już w wieży.

Chyba, że tam pojawią się agenci Tarczy.

To głupie. Bez sensu. Czemu miałby to zrobić? Równie dobrze mógłby przecież oddać im go od razu, bez tego całego przedstawienia.

Nie chce, żebyś przestał mu ufać. W końcu, może jeszcze kiedyś do czegoś mu się przydasz, prawda?

Pan Stark taki nie jest. Nie zrobił by tego. Kto jak kto, ale on by tego nie zrobił.

Nie idź tam.

Musiał iść.

Nie idź tam. Nie rozumiesz, że to się źle skończy?

Peter nie zatrzymywał się. To nie mogła być prawda. Biegł, a łzy wciąż spływały po jego twarzy. Miał mętlik w głowie. Pan Stark go uratował, czy naprawdę będą tam czekać agenci? Nie. On by tego nie zrobił. To był jedyny dorosły, który był dla niego dobry, ot tak. Nic za to nie chciał. Nie dałby rady tak długo utrzymywać Parkera w przeświadczeniu, że chce mu pomóc, gdyby tak nie było. On był prawdziwym bohaterem.

Biegł najszybciej jak tylko potrafił. Już widział ich wieżowiec. Jeszcze tylko parę skoków i będzie na miejscu. Miał wrażenie, że jeśli tylko uda mu się dotrzeć do tego dachu, będzie szczęśliwy. Pan Stark po niego przyleci i ochroni. Nie będzie się już musiał martwić ani Deadpoolem, ani Tarczą. Co prawda, mała, racjonalna część jego umysłu powtarzała mu, że to nieprawda, ale w tej chwili nic nie miało wystarczającej mocy, by go zatrzymać. Ostatni skok. Nagle, gdy już miał lądować, zza komina ktoś wyszedł. Peter kompletnie się tego nie spodziewał, więc z impetem uderzył całym ciałem w klatkę piersiową mężczyzny. Szybko odsunął się od niego, a gdy zorientował się kto to jest, wciągnął głośno powietrze i zamarł.

-Cześć Petey- na jego twarzy malował się wręcz psychopatyczny uśmiech- czekałem na ciebie.

Chłopak w mgnieniu oka odwrócił się z zamiarem natychmiastowego zerwania się do ucieczki, jednak Wilson był szybszy. Złapał go za nadgarstek i z całej siły szarpnął nim tak, by odwrócił się do niego.

-Już chcesz iść? Szkoda, bo ja się stęskniłem i miałem nadzieję, że pogadamy. No i wiesz, za chwilkę będzie tu twój ukochany pan Stark. Nie chciałbyś się z nim pożegnać?- nastolatek był zbyt przerażony, by wykonać jakikolwiek ruch. Dosłownie zapomniał przez chwilę, jak się oddycha. Wpatrywał się tylko w mężczyznę, nie mogąc wykrztusić słowa.

***

Ciało Tony'ego oplotła zbroja, gdy on sam wyskoczył z wieży przez okno. On wiedział o wszystkim. On to wszystko zaplanował. Przewidział każdy ich ruch. Kontaktował się z Tarczą.  Milioner go zlekceważył, a teraz Peter będzie za to płacił. Nie, nie mógł na to pozwolić. Pędził przed siebie tak szybko, jak tylko nowoczesna technologia pozwalała i, mimo że była to ogromna prędkość, Starkowi w tej chwili wydawało się, że jest niesamowicie powolny. Jeszcze tylko kilka przecznic. Musiał zdążyć. Nie mogło być za późno. Gdy zobaczył  w końcu budynek, do którego zmierzał, czuł, jak serce podchodzi mu do gardła, na widok drobnej postaci, której ręka uwięziona była w szczelnym, zapewne niedelikatnym uścisku starszego mężczyzny, ubranego w czarno czerwony kostium. Szybko zawiadomił Avengers o swoim położeniu, a następnie wystrzelił w Deadpoola wiązką laserową i wylądował na dachu. Wilson upadł, puszczając przy tym Parkera.

-Peter, do mnie- przywołał roztrzęsionego chłopca, który niezwłocznie podniósł się z ziemi i wystrzelił w kierunku milionera. Podbiegł do niego i schował się za Iron manem. Tony spojrzał na niego i nie mógł uwierzyć w to, co właśnie miało miejsce. Ten dzieciak, który jeszcze niedawno kompletnie mu nie ufał i bał się go, teraz, w obliczu niebezpieczeństwa schował się za nim. To oznaczało, że liczył na niego. Wierzył, że czarnowłosy go obroni. Nie mógł go zawieść.

-Witaj, Stark- powiedział Deadpool z wrednym uśmieszkiem na twarzy.

-Wilson- warknął Tony.

-Och, czyżby Petey wyjawił ci w końcu moje nazwisko?- spojrzał na chłopaka, który pisnął cicho i skulił się jeszcze bardziej za Iron manem- ty zdradziecki psie, pożałujesz tego braku lojalności- syknął.

-Chyba nie będzie miał okazji, bo dzieciak wraca ze mną do wieży. I to teraz- stwierdził milioner.

-Tak sądzisz?- uśmiechnął się przebiegle Wade- ale chyba przez to całe zamieszanie zapomniałeś pozbawić mnie kontroli nad twoją zbroją- powiedział, a Stark poczuł, że nie może się ruszyć. Spanikował. Teraz jedynym sposobem na uratowanie Petera była gra na czas, zanim Avengers tu dotrą. Nagle Wilson podszedł do nich szybkim krokiem i gwałtownym ruchem wyciągnął nastolatka zza bohatera.

-Zostaw go!- krzyknął Tony i zaczął się szarpać, jednak w żaden sposób nie mógł uwolnić się od zbroi. Był jednocześnie wściekły i załamany, gdy widział, jak chłopiec się trzęsie. Parker był przerażony. Nawet nie próbował się wyszarpnąć. Tylko patrzył na milionera błagalnym wzrokiem, licząc na ratunek. Deadpool wymierzył jeden, celny cios w szczękę, przez który Pajączek upadł i jęknął z bólu. Wade wyciągnął strzykawkę, a Parkerowi przeleciały przed oczami wszystkie najstraszniejsze wspomnienia związane z narkotykami. Tak bardzo nie chciał znowu przez to przechodzić. Ten ból, strach, poniżenie. Nie zniósłby tego po raz kolejny.

-N-nie- szepnął zrozpaczony chłopak i poderwał się do ucieczki, lecz ponownie został powalony na ziemię. Zaczął się miotać- przestań! Proszę, nie!- krzyczał, gdy Wilson unieruchomił go przygniatając mu rękę do ziemi kolanami i pomimo szarpania się Spider mana, wbił strzykawkę, na co młodszy pisnął. Tak cholernie bał się, co najemnik mu podał.

-Przestań!- wrzasnął Stark, ale ku swojej wielkiej frustracji nie mógł w żaden sposób pomóc nastolatkowi, choć bardzo chciał- co to jest?!- krzyknął wściekły, jednak Deadpool go zignorował.

Peter wstał, jednak po chwili zatoczył się na chwiejnych nogach i upadł.

-Co ty mu zrobiłeś?!- Tony wciąż miotał się wewnątrz zbroi, pomimo tego, że już dawno zrozumiał, iż nie ma to najmniejszego sensu.

-Spokojnie, tylko uśpiłem smarkacza. A tak swoją drogą, dobranoc- powiedział rozbawionym głosem.

-Że co...- zaczął milioner, jednak nie dokończył, ponieważ poczuł ogromny ból. Wilson podał mu napięcie przez zbroję. Miotał się chwilę wewnątrz, a po chwili zemdlał.

***

Obudził się w brudnym pomieszczeniu, w którym panował półmrok. Miał związane ręce za plecami i siedział na ziemi. Na ścianach gdzieniegdzie można było dostrzec grzyb, zacieki lub plamy krwi i odpadający tynk. Było dość małe i nie miało okien. Przy drzwiach pokoju zauważył swoją zbroję, a obok opierającego się o nie Deadpoola. Zmarszczył brwi, a jego twarz mimowolnie wykrzywiła się, przez potężny ból głowy. Nagle zdał sobie sprawę, że nigdzie nie widzi Pajączka.

-Gdzie do jasnej cholery jest Peter?- wycedził przez zęby. Wilson zaśmiał się cicho.

-Spokojnie, żyje- powiedział, a po chwili dodał- jeszcze.

-Jak mu coś zrobisz, to...- zaczął wściekły, ale Wade mu przerwał.

-No to co? Co zamierzasz mi zrobić? Bez tej twojej zbroi nie zrobisz mi krzywdy, a Avengers was nie znajdą. Zadbałem o to. No a co do Petera- wskazał na mały telewizor, znajdujący się w prawym górnym rogu pokoju, którego Tony wcześniej nie zauważył. Pokazywał on obraz z równie małego i obskurnego pomieszczenia. Jedyną różnicą była drobna, delikatna postać, leżąca na podłodze- będziesz mógł go pilnować. Pewnie się zastanawiasz, jak wszedłem do wieży, co?- Stark nie odpowiedział, tylko posłał Deadpoolowi nienawistne spojrzenie- no cóż, kiedy nasz mały, zdolny Peterek zhakował twoją zbroję, dostanie się do reszty nie było specjalnie trudne. Twoje algorytmy są bardzo podobne. Radzę się lepiej zabezpieczać na przyszłość.

-Co zamierzasz? Zabijesz nas?- prychnął czarnowłosy, ale w gruncie rzeczy był przerażony. Nie wiedział, jak daleko posunie się ten człowiek. Chociaż nie, to nie jest człowiek.

-Och nie. Śmierć będzie jedynie karą Petera. Dla ciebie byłoby to zbyt łagodne. Twoja kara będzie o wiele gorsza- milioner im bardziej rozumiał plan Deadpoola, tym bardziej przerażony był.

-Będziesz mnie torturował?- zapytał, choć już domyślał się, co zamierza najemnik i całym sobą błagał Boga, w którego nie wierzył, by nie okazało się to prawdą.

-Ależ skąd. Będę torturował smarkacza. A ty sobie popatrzysz. Na koniec, kiedy Peter będzie mnie błagać o śmierć, łaskawie pozwolę mu umrzeć, a ty, będziesz musiał żyć ze świadomością, że to wszystko twoja wina. Bo przecież, gdybyś nie zawrócił mu w głowie, nawet by nie pomyślał, żeby uciekać z baru, prawda?- zaśmiał się bezczelnie pod nosem.

-Proszę... nie rób tego- szepnął Tony, a po chwili stwierdził, że może spróbować jeszcze przebłagać najemnika- proszę cię, nie krzywdź chłopaka. Zabij mnie, ale go wypuść. Przecież to nie jego wina. Błagam cię, nie rób mu nic złego. Po prostu daj mu odejść, a ze mną możesz zrobić co chcesz- mówił mając nadzieję, że w jakiś sposób dotrze to do Deadpoola i przystanie na taki układ. Ale na co on liczył?

-Jakież to urocze. Oddał byś życie za tego małego gnojka, co? Tym bardziej to był dobry pomysł. Zapamiętasz raz na zawsze, że mi się nie wchodzi w drogę- powiedział z okrutnym uśmiechem na twarzy. Na ekranie widać było, jak Parker powoli siada i rozgląda się nerwowo po pomieszczeniu- och, Petey się obudził. Wybacz, ale muszę iść się nim zająć.

-Nie...- szepnął Stark drżącym głosem- zostaw go!- krzyknął- wracaj tu, słyszysz?! Zabij mnie, ale go zostaw! Ty chory skurwielu! Wracaj tu, do cholery!- krzyczał, ale najemnik wyszedł, nie przejmując się milionerem.

*****

2475 słów

Hejka!

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro