// 26 //

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


...to zakończenie jest tak naciagane, że gorzej się nie dało, ale no macie XD
jeszcze epilog nam został...
Chociaż nie, najgorzej było w ostatnim rozdziale, teraz już lepiej trochę, nie tyle cringu

Stała na mokrym wciąż piasku, ubitej ziemi i patrzyła, patrzyła pod siebie. Na swoje szare łapy, błyszczące lekko wśród nocy. Właściwie to nie wiedziała, co zrobiła, nie chciała tego wiedzieć, ani widzieć. Nie mogła się odwrócić, ale wiedziała, że wszyscy uciekali, koty, ludzie, jej życie… Nie wiedziała, ile tak stała, a z nieprzytomności dobudziło ją lekkie dotknięcie jej futra przez inne futro, cichy szmer i szelest. Nie uniósła głowy.
— Musimy iść — szepnął ktoś, ale nie zadała sobie nawet trudu, by zrozumieć, kim on był. Powłócząc nogami, w połowie popychana przez niego, przedzierała się przez krzaki, zarośla i niskie paprocie, umyślnie stające na jej drodze. Chciała płakać, ale nie miała pojęcia, jak. Czy błyszczące krople na jej policzkach były łzami, rosą czy deszczem? Deszczem, który jak na złość nie padał, aby upodobnić się do jej humoru. Czas zleciał tak szybko i niespodziewanie, że zachłysnęła się nim i nie mogła jasno myśleć. Pod sobą widziała kępki trawy, których nie przeskoczyła, korzenie, o które się przewracała, ale szła, wciąż popychana od tyłu przez… sama nie wiedziała, kogo. Nie znała nawet jego imienia, nie pamiętała go… lub nie chciała pamiętać. Jej umysł robił sobie co chwilę krótkie przerwy, kiedy zapadała w nieprzytomność i budziła się zbyt szybko, aby upaść. Tym razem czas zdawał się niekontrolowanie zwalniać i przyspieszać w najmniej odpowiednich do tego momentach.
W końcu nieznajomy kot praktycznie ją ciągnął z tego pola bitwy, opuszczonego przez wszystkie dusze raz na zawsze. Obijała się o wystające z ziemi zdradliwe kamienie i szurając futrem po piasku nie mogła praktycznie myśleć. Trwało to tak długo, że straciła zupełnie rachubę czasu i po prostu wlokła się po podłożu, nie zastanawiając się, kto ją tak ciągnie i po co.
Kiedy z przodu zaczęły dobiegać do niej ciche jęki i westchnienia, nie zainteresowała się tym, co się tam działo. Chwilę później poczuła, że posuwa się w górę, a potem po płaskiej, zimnej skale. Dostał się do niej duszny, mroczny zapach, pociągnęła nosem. Miała wrażenie, że już w tym miejscu była, ale jakby w innym życiu, jednocześnie w ogóle nie kojarzyła podłoża pod sobą. Ktoś jęknął i zwaliła si na nią masa futra i kości, wbijając ją w skałę.
— Dalej cię nie pociągnę — stwierdził bardziej już znajomy głos, w którym wyróżniał się akcent, który skądś kojarzyła. Lodowate powietrze otrzeźwiło ją trochę i powoli pozbierała się z ziemi, patrząc w zielone oczy kota.
Chwilę zeszło jej, zanim zrozumiała, kim on jest. Chociaż, prawdę mówiąc, znali się naprawdę krótko i nie było w tym nic dziwnego, że nie zdołała go rozpoznać.
— Co robimy? — szepnęła głośno, z zaskoczeniem słysząc zmęczenie.
— Idziesz sama — Neith wzruszył ramionami i powlókł się do przodu, nie mając wcale więcej sił niż ona. Podniosła się i podbiegła do niego, kulejąc trochę. Ból w starej - jak się jej wydawało - ranie odezwał się na nowo, kiedy rozerwała się pod wpływem otarcia i trochę krwawiła. Nie miała czasu na zagojenie się. Czas po prostu… leciał
Odkaszlnęła i popatrzyła przed siebie, gdzieś w czarną dziurę i kres jaskini, w której się znajdowali. Rzeczywiście, kiedyś już tu była, w podobnym stanie - omamiona, mająca przedziwne wizje. Przed nimi za zakrętem korytarza wyłoniła się szczelina, z której ział mrok. Nie chciała tam wchodzić, ale przyjaciel ją popchnął i wpadła przez nią na twardy kamień, obijając się o niego bezsilnie. Nie była w stanie nawet spaść na cztery łapy.
Jęknęła cicho i się podniosła, czując przypływ sił. Grota nie wydawała się jej już tak niebezpieczna i straszna, kiedy widziała w niej przyjaciół. Przed nią stały rzędem wszystkie koty Klanu Brzasku, kilku samotników-włóczęgów i połowa Klanu Zmierzchu. Skąd oni się tu wzięli?
To uczucie jednak ustąpiło, kiedy w oczach pobratymców i po ich ruchach poznała wrogość, czającą się w każdym zakamarku jaskini. Rzuciła przerażone spojrzenie w kierunku Neitha, który stał obok i nie kulił się, tak jak ona. Patrzył twardo przed siebie, rzucając wyzwanie całemu światu. Jakby za nią.
Uśmiechnęła się w duchu i poprawiła pozycję, siadając. Nie była pewna, czy zdoła wstać, w głowie miała mętlik. Potrzebowała jedzenia i snu, tak jak zresztą każdy.
Zobaczyła idące w swoją stronę trzy kształty. Rudy, brązowy i kremowy. Wiedziała, kim oni są. Jabłkowa Łapa, Wiśniowa Łapa i Seiri postanowili stanąć po jej stronie. Cóż, było to słuszne, ponieważ gdyby okazało się, że to oni są ludźmi, Shine zrobiłaby to samo. No, ale tak się nie stało.
— Co zamierzasz zrobić? — Wiśniowa Łapa pochyliła się nad nią i wyszeptała kilka słów do ucha. Niedostrzegalnie pokręciła głową.
— Nic już nie poradzę — odszepnęła. Pozostawało jej tylko czekać na rozwój wydarzeń, który swoją drogą raczej nie miał okazać się szczególnie pozytywny.
Przez duszną atmosferę, panującą w małym, skalnym pomieszczeniu przebił się głos Ciernistej Gwiazdy.
— Zdecydujemy o tym później — powiedział ostro, jakby chciał odgonić córkę od Shine. Kiedy podszedła do niego, zgarnął ją ogonem i przysunął do matki. Ciekawe, co by powiedział, gdyby znał jej sekret…
Pole widzenia Shine zaczęło stopniowo, powoli się zawężać, tak, jakby zasypiała lub może traciła przytomność. Zamrugała, aby jej wzrok odzyskał ostrość i jakby nie zauważając kotów skupionych w dole jaskini obróciła głowę, aby zobaczyć jej sklepienie.
Z szarego sufitu zwisały małe nacieki, zresztą niezbyt widoczne. Na dnie ich już nie było. Wejście do groty wyglądało jak zwykła szczelina prowadząca donikąd, a samo miejsce było ślepym zaułkiem. Shine przeszedł dreszcz. Ludzie mogli ich wytropić a potem łatwo zabić lub pochwycić w takiej ciasnocie. Wystarczyło zatkać otwór i… nie chciała o tym myśleć.
Jednak gdzieś w górze lśniło drobne, szare światełko koloru zachmurzonego nocnego nieba. A więc jednak była stąd droga ucieczki. Niestety, niedostępna ani dla kotów, ani dla ludzi. Może, gdyby oba gatunki współpracowały… Ale przecie nie było takiej potrzeby. Człowiek musiałby podsadzić kota, a potem sam zostać w jaskini. To było bez sensu, zwłaszcza, że człowiek by tego nie zrobił. Za to, miejsce to było idealne dla jakiejś pułapki. Gdyby utkwiła tam, dajmy na to, jakaś noga w grubym bucie, a kilka kotów doskoczyłoby do niej i wspięłoby się na nią, wbijając ostry pazury w skórę, noga, a z nią jej właściciel, mogłaby się już nie wydostać.
Westchnęła cicho i położyła się na zimnej, wilgotnej skałę, patrząc spod przymrużonych powiek na grupkę kotów, coraz bardziej się oddalającą. Miała takie wrażenie, choć w rzeczywistości koty nie zrobiły ani kroku. Jaskinia była malutka i niedługa. Wszyscy ledwo się mieścili, ściśnięci osobno: po jednej stronie koty czystej krwi, po drugiej Shine i jej przyjaciele. Prawie zasypiała, przyglądała się naradzie. Prawdopodobnie decydowali, czy ją zabić czy wygnać. W końcu, kto normalny przyjąłby Dwunożnego do kociego klanu?
Kątem oka zauważyła, że wśród tych wszystkich kotów brakowało medyka. Nocne Niebo gdzie się udał, może jeszcze przed drugim atakiem ludzi, nie wiedziała. Na próżno wypatrywała jego czarnej sierści i błękitnych oczu. Zamiast tego napotkała pełne żalu spojrzenie Rdzawego Ogona, która po chwili odwróciła głowę, jakby była czymś zawiedziona. Shine powoli zaczęła zapadać w sen.
Może to wszystko powinno było potoczyć się inaczej.
Gdyby nie udała się do Miasta, a po prostu została w klanie… Ludzie by ich nie wytropili. Wciąż zastanawiała się, jak z ich mizernymi zmysłami, których przecież miała okazję doświadczać, udało im się odnaleźć obóz Klanu Brzasku. Poza tym, strumień powinien ukryć wszystkie zapachy? Na pewno nie widzieli jej przemiany, ponieważ wtedy nie byliby aż tak zdziwieni, kiedy dosłownie wylała się z rąk człowiekowi, który ją trzymał.
Wylała się. Spojrzała w księżyc i wylała mu się z rąk. Prychnęła bezgłośnie, uświadamiając sobie, że rozwiązała przynajmniej jedną zagadkę. Wiedziała już, czym jest jej stan pomiędzy człowiekiem a kotem.
Cóż, to było proste.
Stawała się cieczą. Po prostu zmieniała się w płynny księżyc, jego światło albo jakieś błyszczące mleko i rozlewała się w nowy kształt.
W takim razie ciekawiło ją, dlaczego mogła stawać się tylko kotem. A nie na przykład… pająkiem. Może to kwestia Klanu Gwiazdy i ich zawiłych kontaktów, które nawiązywali na nocnym niebie? Po tych wszystkich wydarzeniach uznała, że obecność bandy umarłych kotów w ich życiu to zupełnie normalna rzecz. Klan Gwiazdy musiał podróżować i przy okazji zawitać do księżyca. Chociaż nie miało to sensu.
Albo gdyby nie dała się porwać razem z innymi Klanowi Zmierzchu. Byłaby wtedy w obozie, gotowa na odparcie ataku włóczęgów. Zrobiliby to szybko, a potem nie byliby aż tak zmęczeni, kiedy ich dom napadli ludzie i mogliby uciekać. Wystarczyło parę razy mocniej kopnąć Agrestowego Wąsa i wyswobodzić resztę, a żadna  z tych rzeczy nie musiałaby się stać.
A może to wszystko było im pisane? Los zaplanowany i przepowiedziany przez gwiazdy. Przewróciła oczami, uświadamiając sobie, że jeszcze nie śpi, a bezradnie leży na kamieniu i znieruchomiała. Trwała noc. W pobliżu nie było czuć żadnych zapachów zwierzyny, jedynie zagrzybiała, stęchła woń jaskini.
Zasnęła.
Nie pamiętała dokładnie tego, co się jej śniło. Widziała opadające na siebie masy czerwonej wody, jakby krwi, zabarwionej przez zachodzące słońce, do którego wpadały fioletowe chmury i brzoskwiniowe niebo. Pływała w nich i krztusiła się, próbując wydostać się bezradnie i bezskutecznie na powierzchnię czy brzeg. Nic to nie dawało. W końcu za jej kostki złapały się dziwne pnącza czy wodorosty i wciągnęły ją w głębiny pełne morskich potworów i strachów, przeplatane białymi, mlecznymi wstęgami koloru białek oczu albo zębów. Nie miała nawet pojęcia, czy była w tym śnie człowiekiem, czy kotem. Nad nią falowała krwista tafla, a słońce miało kształty twarzy mężczyzny, który wcześniej ją przytrzymywał. Zaskoczone rysy twarzy, kiedy wylała mu się z ramion, w których uścisku zostało jedynie kilka szmat.

Obudziła ją świeża woń myszy, podsuniętej pod nosem. Otworzyła oczy i podniosła głowę, patrząc na Seiri stojącą nad nią.
— Zjedz — miauknęła ruda kotka z niespotykaną dla niej czułością — i prześpij się jeszcze.
Posłuchała jej, gramoląc się na łapy i przełykając zdobycz. Wręcz czuła, jak przechodzi ona do jej pustego od dawna brzucha, napełniając go. Czuła się już rozbudzona i nawet wcale nie zmęczona, jakby resztki choroby pierzchły właśnie przed chwilą, pozostawiając ją czystą i nienaruszoną. Nie mogąc się powstrzymać, przeciągnęła szorstkim językiem po szarym futrze zabrudzonym czymś czerwonym o nieprzyjemnym smaku. Koty z jej klanu, włóczędzy, a także Klan Zmierzchu, jak zauważyła przytomnie, dzieliły się językami i nie patrzyły w jej stronę. Skąd mógł wziąć się tam drugi klan? Widziała nawet futro Wrzosowej Łapy, odwróconej tyłem.
— Przepowiednia! — usłyszała zdyszany wrzask medyka, który wpadł do jaskini i z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w koty, nie mogąc złapać oddechu.
Nocne Niebo wyglądał jak duch, ze zmierzwionym od wiatru futrem i błyszczącymi w ciemności ślepiami. Koty ożywiły się i zaczęły szeptać między sobą, wymieniając uwagi i patrząc w kierunku Shine, jakby uważały, że Przepowiednia dotyczy właśnie jej. Ona sama nie wiedziała zbytnio, co właściwie się stało i przez chwilę miała wrażenie, że jej choroba powraca.
Brązowy wojownik wystąpił przed szereg i Shine rozpoznała w nim przywódcę.
— Jaka to przepowiednia? — miauknął na tyle głośno, aby wszyscy go słyszeli. Nocne Niebo złapał oddech i odkaszlnął, szykując się do wygłoszenia dłuższej opowieści.
— Ruszyłem w drogę do Kamienia Snów kiedy upewniłem się, że stan Wiśniowej Łapy jest stabilny. Otrzymałem tam wizję od Klanu Gwiazdy.
Wśród kotów rozległy się okrzyki zdumienia, strachu ale i nadziei na lepsze.
— Klan Gwiazdy powiedział — dokończył Nocne Niebo — że musimy znaleźć nowy dom.
Pełne nadziei wołania stały się przerażone. Wszyscy protestowali i nawet Shine zakręciło się w głowie. Więc jednak wszystko stracone.
— Co mamy zrobić? — spytał rzeczowo Ciernista Gwiazda, machnięciem ogona uciszając swój klan.
— I co z Klanem Zmierzchu? — wykrzyknął ktoś spośród kotów za przywódcą, gorączkowo przebierając łapami.
— Stokrotkowy Liściu? Co ty tu robisz? — zdziwił się medyk i przesunął wzrokiem po obecnych kotach. — Wrzosowa Łapa, tak? Długi Dzień i… Gruszkowa Skóra?
Wymienione koty pokiwały głowami.
— Nasz patrol zauważył walki na waszym terytorium — odpowiedział jeden z nich, przyglądając się medykowi — i Agrestowy Wąs nas tam wysłał.
Nocne Niebo mruknął cicho coś, czego nie dosłyszeli.
— Agrestowy Wąs powinien trzymać się własnych spraw — rzucił. — Przepowiednia dotyczy Klanu Brzasku, tylko Klanu Brzasku — powiedział, wbijając wzrok w kilku włóczęgów pomiędzy swoimi pobratymcami. Po chwili z wahaniem odwrócili się oni i wmieszali w tłum, ruszając na tyły jaskini.
Nocne Niebo wskoczył do szczeliny i stanął w niej, będąc na podwyższeniu względem reszty kotów. Shine zastanawiała się, jakim cudem wnieśli tu rannych. Nie widziała ich nigdzie. Może zostali w jednej z grot przed otworem?
— Kiedy księżyc wzejdzie na niebo i biała tarcza pojawi się wśród gwiazd, cień iglicy wskaże wam drogę — wygłosił czarny kocur i kiwnął im głową. — Idę szukać ziół podróżnych — dodał i zniknął im z oczu w szczelinie, idąc w kierunku powoli wschodzącego słońca. Shine była ciekawa, czy zdążyło już wzejść, czy może nadal chowało się za horyzontem.
— Odpocznijcie wszyscy — przemówił Ciernista Gwiazda, zwracając się do kotów — a kiedy Nocne Niebo wróci, wyruszamy.
Rozległ się twierdzący pomruk i większość kotów zwinęła się na podłodze jaskini w jak najwygodniejszych pozycjach. Kilka z nich zrobiło wcześniej szybki wypad na zewnątrz po mech i teraz wszyscy patrzyli na nie z nieskrywaną zazdrością.
Shine była zdziwiona, że nikt nie zamierzał rozprawiać o jej sprawie jakby wszyscy zapomnieli. Może uznali, że to nic nie znaczy? Właściwie była zadowolona z takiego zwrotu akcji, nie wiedziała, co powiedzieć w razie wypytywania. Mimo wszystko koty raczej omijały ją szerokim łukiem jak zarazę, ale nie wyganiały, co było jak najbardziej na plus.
Leżała na gołej skale i powoli znowu zapadała w sen, pod wpływem cichnącego, miarowego szumu oddechu pobratymców. Starsi pochrapywały, a kocięta piszczały przez sen. Dziwiła się, dlaczego w jaskini pełnej kotów wszyscy zachowali swoje ogony całe i zdrowe. Może to nieprzyjemna, wroga i smutna atmosfera tak wpływała na Piórko, Szronika i Obłoczka. Shine nawet polubiła tę trójkę, stanowili coś charakterystycznego, punkt zaczepienia, nie wiedziała, jak to nazwać. Po prostu… byli, i to się liczyło.
Zaczęłaby mruczeć, gdyby nie obawa, że pobudzi tym wszystkich. Czuła przytulające się do swojego boku wilgotne futro - to pewnie była Wiśniowa Łapa. Miała nadzieję, że rana przyjaciółki zdołała się bez problemu zagoić.
Spod przymrużonych powiek obserwowała wszystkich naokoło siebie, rozmyślając po cichu. Związała się z większością kotów Klanu Brzasku przyjaźnią i koleżeństwem. Miała nadzieję, że oni nie odwrócą się od tej więzi. Przez moment poczuła się, jakby naprawdę urodziła się w klanie. Przeżywała to samo, co oni, niezależnie od ich przeszłości.
Zamrugała nagle gwałtownie i lekko się poruszyła, ponieważ zauważyła strugę światła, wpadającą przez otwór w górze jaskini. Wlewał się przezeń do środka miękki blask księżyca. Nie spodziewała się, że jeszcze on świecił. Jeszcze chwilę temu myślała, że nadszedł dzień.
Czas w końcu spowolnił i wrócił na właściwe tory. I niezależnie od tego, co się stanie, ona da sobie radę.

———
[27 lutego 2022, niedziela, godzina 22:09]
Czyżby to był koniec?
Cóż, smutno mi to powiedzieć...
ale tak.
Ostatni rozdział.


Nie liczac epilogu! :D
(i dla mnie także prologu i spisu, którego jeszcze nie napisałam)
Chciałabym na tym etapie podziękować wszystkim czytelnikom z przyszłości, których jeszcze nie znam.
No, więc dziękuję.
Prawdopodobnie pojawi się osobny rozdział z podziekowaniami, gdy wszystko już opublikuję.
Miłego dnia.
:)


[21 listopada 2022, Poniedziałek, godzina 7:50 XD]
Teraz już mi nie jest tak smutno, gdy widzę o ile lepiej mozna było to napisac, ale no nie jest tak zle jak w tej jednej książce na moim profilu "zaczęte i nieskończone"
też można tam sprawdzić
no i tyle, oczywiście rozdział spozniony, a więc do zobaczenia w epilogu (totalnie nie pamiętam co w nim napisałam) i miłego dnia, ide sie uczyć do kartkowki z angielskiego która jest dzisiaj albo jutro z czasownikow nieregularnych XD
knit knitted knitted robić na drutach

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro