// 5 //

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Shine przebywała w Klanie Brzasku już od kilku dni, a zgromadzenie klanów nieuchronnie się zbliżało. Czas mijał szybko, aż za szybko. A zgromadzenie równało się pełni księżyca. A pełnia księżyca...

Czasami zapominała, kim naprawdę jest. Miała wrażenie, jakby żyła w klanie od samego początku, tak jakby się tu urodziła, nigdy nie mieszkała w Mieście, nigdy nie była człowiekiem. Kiedy zdawała sobie z tego sprawę, dziwiła się, jakim cudem mogła tak szybko zapomnieć. Jakby to wszystko nigdy się nie zdarzyło. Trzy dni wyjątkowo się ciągnęły, wcześnie wstawała i późno chodziła spać. Jaką odmianę stanowiło to od dawnego życia, w którym przyjemne rzeczy kończyły się szybko. Miała wrażenie, że pozostała jej jeszcze cała wieczność. 

Tego dnia - czwartego dnia - obudziła się jednak w całkiem złym humorze. Po reszcie uczniów także nie było widać zbytniej euforii, kiedy wyjrzeli na zewnątrz i zauważyli, że od samego ranka padał deszcz. Wcale nie jakaś straszna ulewa, po prostu zwykła mżawka, która jednak potrafiła mocno dać się we znaki i uniemożliwić codzienne treningi. Dodatkowo, taki deszcz łatwo mógł  przyczynić się do zielonego kaszlu, którego - zwłaszcza w porze nowych liściu - nikomu nie chciało się przechorowywać. 

Ale to Mokra Łapa przebudził się najwcześniej ze wszystkich. Od małego miał niespotykaną awersję do wody, a dziwnym trafem zawsze kończył mokry. Może była to sprawka jego imienia? Tego dnia był dziwnie zaspany. Wydawało mu się, że spóźnia się na trening. Tymczasem słońce nawet nie przygotowało się do rozpoczęcia wschodu. Wybiegł na zewnątrz, nie słysząc cichego plusku spadających kropli, które czasami potrafiły przedostać się przez pokrycie legowiska i budzić śpiące koty.

Wrzasnął głośno, czując wodę na swoim futrze, niczym krwiożerczą bestię, próbującą dobrać mu się do skóry. Głośny dźwięk jak fala przelał się po całym obozie, docierając do najdalszych jego zakamarków. Obudził zarówno Sosnowy Los, która leżąc w legowisku starszych miała nadzieję jeszcze trochę pospać, jak i trójkę uciążliwych kociaków, które odebrały ów wrzask jako zawołanie na swoje mianowanie na uczniów. Dotarł do każdego z legowisk. Jedynym kotem, który się nie obudził w tamtym momencie, był starszy - Okopcone Futro - który niedosłyszał z powodu pożaru, który kiedyś przeżył. Właśnie dlatego, chociaż w normalnej sytuacji mógłby pełnić rolę wojownika, został zmuszony do przejścia do starszyzny. I chociaż w codziennym życiu ta dolegliwość bardzo mu przeszkadzała, zdarzały się chwile, gdy niemal ją błogosławił. Na przykład, gdy nie musiał wysłuchiwać chrapania Sosnowego Losu, czy też dzikich wrzasków jednego z uczniów świtem, w czasie deszczu. Nie dane mu było pospać wiele dłużej, ponieważ stara, brązowa kotka, niegdyś samotniczka, nie zamierzała mu na to pozwolić. Obudziła go, krzycząc coś do ucha. 

Tymczasem w legowisku uczniów wszyscy przeklinali Mokrą Łapę, zupełnie jak cała reszta klanu. Kocur wrócił z deszczu skruszony, lekko tylko zmoczony, a wszyscy od razu się na niego rzucili. W tym Shine, która za cel postawiła sobie aktywne uczestniczenie w życiu klanu. 

— Chociaż raz dałbyś się wyspać! — słowa, które każdy miał ochotę wypowiedzieć. Mokrej Łapie zdarzyło się bowiem obudzić pobratymców kilka razy, a sytuacja, która się właśnie zdarzyła, nie była jednorazowa.

— Co będziemy robić w taki dzień jak ten? — biadolił Jabłkowa Łapa, podnosząc się rozespany z posłania, które w trakcie nocy zmieniło swój kształt kilkanaście razy, a mech z niego rozrzucony spoczywał naokoło, także w futrach innych. — Czemu się tak na mnie patrzycie? 

— Będzie do niczego — zakomunikowała Wiśniowa Łapa. — Przepowiadam wam to, że ten dzień będzie najgorszym dniem całego waszego nędznego życia! 

Nie miała nastroju na osłodzenie wypowiedzi. Miała okropną ochotę zepsuć wszystkim życie. Tak bez powodu. No, może z jednego małego powodu - wczesnej pobudki.

— Poranki są do niczego — wygłosiła uroczyście Shine, potwierdzając wcześniejsze słowa Wiśniowej Łapy,

— Pomocy, to przemoc w rodzinie! — wykrzyknął Jabłkowa Łapa, kiedy Szronik, Piórko i Obłoczek sobie tylko znanym sposobem wślizgnęli się do legowiska uczniów i postanowili zaatakować jego ogon, zapewne przekonane, że to on był sprawcą wczesnej pobudki. 

— No, w rodzinie, w końcu cały klan jest jedną wielką rodziną — sprostował, widząc zdezorientowane spojrzenia innych. — Auuu, ty mała żmijo! 

— Żmijowa Łapa jest w klanie Zmierzchu! A ja nie jestem jedną z tych chudych, zagłodzonych kotek z tamtego klanu! — wrzasnęła Piórko i ugryzła mocniej starszego ucznia, który jęknął. Dwa klany od zawsze żywiły do siebie lekką urazę i uważały ten drugi za gorszy, chociaż każdy z nich przodował w zupełnie innej dziedzinie. Koty z klanu Brzasku lepiej sprawdzały się, jeśli chodziło o polowania i włażenie na drzewa, natomiast jeśli ktoś potrzebował nocnego przewodnika, wiedział, że powinien zgłosić się do jednego z kotów pochodzących z klanu Zmierzchu, które doskonale widziały w ciemności. Taki podział istniał od zawsze, odkąd dwa klany przybyły do lasu nad wąwozem, aby się w nim osiedlić. 

— Dajcie mi wszyscy spokój — syczała Wiśniowa Łapa, próbując się wymyć. 

— Możecie się zamknąć? — Jelenia Łapa, nakrapiana kotka, która była uczennicą medyka, wpadła nagle do ich legowiska. — Słychać was już nawet w Mieście. 

Zawstydzeni uczniowie zamilkli. Harmider panujący w legowisku rzeczywiście był okropny, nie pomyśleli o innych. 

— Przepraszamy — kilka kotów odezwało się w imieniu wszystkich. Brak wśród nich było Wiśniowej Łapy, która ze złością wylizywała ogon. 

— Jelenia Łapo, chodź tu natychmiast! — z zewnątrz dobiegł ich głos medyka, czarnego kocura o imieniu Nocne Niebo. — Miałaś segregować zioła, nie kłócić się z braćmi.
— Wszyscy jesteście mysimi móżdżkami — podsumowała szybko Jelenia Łapa, wychodząc — skoro przeszkadzacie uczciwym kotom się wyspać.

— Hej, wracaj tu! Nie pozwolimy tak o sobie mówić! — w imieniu wszystkich wrzasnęła za nią Shine.
— Shine, nie wtrącaj się — ostrzegł ją szeptem Jabłkowa Łapa, który podszedł od tyłu. — Ma zły dzień — usprawiedliwił siostrę.

— Ostatnio dość często zdarzało się jej mieć zły dzień.

— Wiśniowa Łapo!

— No co, ja tylko mówię fakty! Zresztą, sama mam dzisiaj ten zły dzień. Odczepcie się wszyscy! — warknęła.

Jabłkowa Łapa wzruszył ramionami, nie wiedząc, o co chodzi przyjaciółce. Nie widział jej w takim stanie, odkąd była kociakiem - wpadła w szał tylko raz, kiedy zajął jej posłanie i droczył się z nią, aby nie mogła się położyć. Od tej pory starał się wyczuwać granicę i nie przekraczać jej, tak, by wszystko można było obrócić w żart, gdyby inne środki zawiodły.

— Spokojnie — wtrącił się Mokra Łapa — przecież tak naprawdę nic się nie stało...

— Mam... nie powiem gdzie to twoje "nic się nie stało"! Potrzebuję spokoju! 

— Dobrze, zgodnie z życzeniem, kociaku — przez powietrze przebił się głos Czarnej Burzy, mentora Wiśniowej Łapy. — Ale zapomnij o pójściu na zgromadzenie przez najbliższe trzy księżyce.

Kotka natychmiast wyhamowała.
— Przepraszam — mruknęła. Przez coraz mocniejszy deszcz na zewnątrz prawie nie było słychać jej słów.

— Zjedzmy coś, na wszystko spojrzysz z nowej perspektywy — pocieszył ją Jabłkowa Łapa.

— Z pełnym żołądkiem zawsze lepiej się myśli — poparł Czarna Burza. — Skoro już tu jestem, mogę wam przekazać, że z powodu pogody nie będzie żadnego treningu. Możecie wykorzystać na coś ten dzień wolny... chociaż podejrzewam, że nie wystawicie nawet czubka nosa poza legowisko. 

Pożegnał się i wyszedł. Shine od razu, przecząc jego wcześniejszym słowom, wyjrzała na zewnątrz. Prychnęła zaskoczona, deszcz był zimniejszy, niż myślała, że będzie. "Co za dziwna odmiana", pomyślała. "Jeszcze nie tak dawno było gorąco..."

Rozmarzyła się trochę. Ciepłe promienie słońca tańczące na jej futrze, podskakujące w rytm uderzeń leniwego ogona. Przywoływało to wspomnienia dni, które spędziła na dachach Miasta, wygrzewając się. Życie klanu miało jednak zarówno plusy, jak i minusy, o czym właśnie się przekonała. Koty nie za bardzo znały się na budownictwie, nie miały tak zręcznych palców, jak ludzie i stanowiło to spory problem. Mimo to, czuła dla nich podziw, za to, że zdołali zbudować coś tak wielkiego i skomplikowanego jak na przykład legowisko, używając jedynie łap i pyska do przenoszenia budulca.

— Nocne Niebo kazał mi was zawołać — w wejściu pojawiła się znudzona Jelenia Łapa. — Uznał, że z powodu deszczowego dnia możecie przejść podstawowe szkolenie dotyczące ziół. I tak pewnie większość zapomnicie, kiedy będzie potrzeba tego użyć. 

— Nici z dnia wolnego... a już miałem nadzieję na to, że się wyśpię — stęknął Klonowa Łapa, podnosząc się. Tymczasem niedaleko, na zewnątrz, stali Jabłkowa Łapa i Wiśniowa Łapa, którzy poszli coś zjeść.

— Możesz nas łaskawie przepuścić? — siląc się na uprzejmość, Wiśniowa Łapa prawie plunęła kropelkami śliny w twarz uczennicy medyczki. Wyjątkowo jej dzisiaj nienawidziła, nawet jeśli w żłobku miały dobre relacje. Sama Jelenia Łapa tego dnia nie była sobą, nie zachowywała się tak jak zwykle.

— Proszę bardzo — odpowiedziała podobnym sposobem.

Dwójka zmokniętych kotów usiadła obok siebie na mchu, który szybko przesiąkł deszczem.

— Deszczowa Kropla przeniosła całe jedzenie ze sterty pod urwisko, żeby nie zmokło, i musieliśmy go szukać — poskarżył się Jabłkowa Łapa. Tymczasem Wiśniowa Łapa wrogo spoglądała na uczennicę medyczki:

— Co tu znowu robisz? — warknęła na nią. Jelenia Łapa powtórzyła swoje poprzednie słowa, wspaniałomyślnie dając reszcie więcej czasu na ruszenie się z miejsca.



———



— Oto mak, który uśmierza ból, powoduje senność i uspokaja. Jest jednym z najczęściej stosowanych przeze mnie leków. Aha, i pamiętajcie, aby nigdy nie próbować zjeść go za dużo. I nigdy nie próbujcie nawet dotykać jagód śmierci — zakończył swój wykład Nocne Niebo. Przesunął wzrokiem po twarzach uczniów, które w większości wyrażały znudzenie i niezainteresowanie tematem.

— Przecież to medyk jest od leczenia — zaprotestowała Wiśniowa Łapa.

— Pomyśl o sytuacji, kiedy medyka zabraknie.

Brązowa kotka westchnęła. Było to tak samo przydatne, jak informacje, dlaczego Dwunożni lubią psy. Chociaż to drugie mogło okazać się bardziej ciekawe. Przez całe przemówienie tkwiła w stanie głębokiej nieświadomości otoczenia i nie zapamiętała nic, chyba że kilka pierwszych i ostatnich słów. Szybki rzut oka na twarze pozostałych uczniów utwierdził ją w przekonaniu, że oni także niewiele uważali. Jedynie Shine i Jelenia Łapa wydawały się przynajmniej trochę zainteresowane. Kiedy tak na nich patrzyła, zorientowała się, że na zewnątrz wszystko ucichło. Deszcz już nie padał.

— Nareszcie! — wykrzyknęła i wybiegła na zewnątrz, potrącając po drodze innych. Nagle przez jej umysł przeleciała straszna myśl. 

— O nieee... — jęknęła. Woda na pewno zmyła odcisk, który wczoraj znaleźli, i wszystkie inne ślady obecności tamtego stworzenia. Co za pech.

Kilka metrów od niej Shine także zdała sobie z tego sprawę i nieświadomie się uśmiechnęła. Wszyscy powoli opuścili legowisko medyka, z wyjątkiem Jabłkowej Łapy, który przypadkiem (podobno) wdepnął w jakieś zioła i je rozsypał. Sądząc po wściekłej minie jego siostry, był to bardzo nieprzypadkowy przypadek...

— Co wam wczoraj mówiłam? — wściekła Jasna Pręga wparowała pomiędzy całą grupkę. — Dopiero przed chwilą dowiedziałam się, że nie pomogliście wczoraj starszym!

— Ale mamy dzisiaj wolny dzień — zaprotestowała słabo Wiśniowa Łapa. Mało brakowało jej do ponownego wpadnięcia w furię. — Czarna Burza tak powiedział.

— Kto tu jest na wyższym stanowisku, Czarna Burza, czy ja? — złośliwie uśmiechnęła się zastępczyni. — Już na was czekają. Jabłkowa Łapo, zostaw to zielsko i idź im pomóc.

Nocne Niebo rozejrzał się naokoło zrezygnowany. Kiedy jego wzrok padł na Jelenią Łapę, odwzajemniła go pytającym spojrzeniem. Przez całą resztę dnia przeklinała potem brata, bo w trakcie sprzątania po nim przypadkowo dotknęła mysiej żółci. Jakby tego nie było mało, i tak musiała dotykać jej jeszcze raz, aby odmierzyć wystarczająco dużą ilość na kleszcze starszych.

— Czy kleszcze nie umierają ze starości? — zapytała Wiśniowa Łapa Shine, usilnie się nad czymś zastanawiając. Była już całkowicie uspokojona, takie wahania nastrojów zdarzały się jej całkiem często - niemal tak często, jak wahania pogody w okolicy. 

— Nic mi na ten temat nie wiadomo — z udawaną rozpaczą zapłakał Jabłkowa Łapa.

— W takim razie chciałabym być kleszczem...

— Dobrze, że mamy dużo zapasów mysiej żółci. Wiesz, gdyby to życzenie się spełniło.

Shine tymczasem obliczała w myślach skomplikowane równanie. Brakowało jej palców, na których mogłaby to przeliczyć, a umysł nie chciał dobrze współpracować. Dla ułatwienia ułożyła sobie siedem listków na ziemi. Pechowo zawiał wiatr. Kiedy kilka razy musiała zbierać z powrotem liście, w końcu dała za wygraną:

— Zgromadzenie będzie za... ile dni? — spytała.

— Trzy. Albo cztery. Spojrzymy dziś w nocy na księżyc. Fuj. Jednak nie chcę być kleszczem.

— Szybciej — prychnęła Sosnowy Los, przy której pracowała Wiśniowa Łapa. Shine wymieniała się z Jabłkową Łapą pracą nad Okopconym Futrem, który zebrał znacznie więcej tych małych, wrednych żyjątek, niż stara kotka. — Gdyby lis miał wybierać mi kleszcze z futra, zrobiłby to szybciej, niż wy — prychnęła. Uczennica tylko westchnęła, słysząc to. Sosnowy Los była niemożliwa. Uważała się za lepszą od wszystkich, jako że w przeszłości, zanim dołączyła do klanu, była samotniczką, myślała że z tego powodu natrudziła się w życiu więcej niż cała reszta klanu. Traktowała wszystkich z wysokości swoich czterech łap, nie dłuższych niż łapy innych kotów. Nie zdążyła dobrze zakosztować życia wojowniczki, przechodząc do starszych kilkanaście księżyców po rozpoczęciu kariery.

W końcu skończyli pracę i, zmęczeni, powlekli się nad strumień, aby chwilę odpocząć.

— Jak myślisz, jakie możesz dostać imię uczennicy? — znienacka zapytała Wiśniowa Łapa, spoglądając na Shine.

Zawahała się. Nigdy nie myślała nad tym tematem. Tym, że mogłaby stracić swoje imię, zastąpione nowym - znakiem przynależności do klanu. Zastanowiła się chwilę. Nie chciałaby tego...

— Na pewno będzie zakończone na "Łapa" — zaśmiała się po krótkim czasie niezręcznie.

— Ja bym nazwał cię Dziwna Łapa — zamruczał bez powodu Jabłkowa Łapa. — Albo Dwunożna Łapa. Albo może Samotnicza Łapa. 

— Z tego wszystkiego najlepsze jest chyba Dziwna Łapa. Ale nie chciałabym tak się nazywać. Prawdopodobnie dostanę normalne, zupełnie zwyczajne, nudne imię, podobne do na przykład imienia Jabłkowa Łapa — parsknęła kotu w twarz. — Albo nie dostanę żadnego.

Skrzywił się. 

— Będziesz w takim razie Upiorną Łapą.

— Zniosę to. A jakie byś ty wybrał imię, mając możliwość wyboru?

— Muszę się zastanowić, daj mi chwilę.

— Ja nic bym nie zmieniła w swoim imieniu, jest idealne! Wiśnie są poza tym bardzo ładne...

— Zależy dla kogo — odparł Jabłkowa Łapa. — Gdybym miał wybierać... chyba też bym nic nie zmieniał, ale gdybym mógł dostać za to, powiedzmy... dożywotni zapas myszy, to pewnie coś związanego z liśćmi. Kiedy będzie zbliżało się nadanie imion, muszę podsunąć Ciernistej Gwieździe pomysł, żeby nazwał mnie Jabłkowym Liściem. A ciebie Wiśniowym Sierściuchem. W końcu jest on moim mentorem, nie?

Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Przywódca miał jednak przyszykowane imiona dla wszystkich. Trzeba jeszcze zaczekać na odpowiedni czas. Imię to ważna rzecz, nie można zdradzać go byle komu zbyt szybko. Należy sobie na nie zasłużyć. Taki los uczniów.





—————————


Kolejny rozdział!

Myślę, że czytało się go przyjemnie. Może nawet ktoś się roześmiał xD
To już piąty.

W przygotowaniach moje sajens fikszyn, jeszcze jedna książka. Raczej nie będzie już żadnego fanfiction z wojowników (dłuższego, jak już to oneshoty) w najbliższym czasie (to znaczy w tym i następnym roku pewnie xD). Ewentualnie może jak się zacznę nudzić to kolejne tomy tej książki albo nie wiem ;'D
Dobra, miłego dnia :D

Rozdział zawierał trochę ponad 2300 słówek.

Opublikowany 16 kwietnia 2022.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro