𝚘𝚜𝚘𝚋𝚒𝚜𝚝𝚢 𝚝𝚎𝚛𝚛𝚘𝚛

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                                    Lipiec '42

Nastał czerwiec, który swym ciepłem ogrzewał serca warszawiaków. Słońce dawało nadzieję, kwiaty pięknie rozrastały się na warszawskich ulicach. Widoki terroru warszawskiego i kwiaty w tle - piękne, prawda?

A w tym wszystkim, Anka przeżywała swój osobisty terror. Ze złamanym sercem siedziała zamknięta w swoim pokoju. Jej siostra dzień w dzień zamykała ją w swoim pokoju. Żyła na wodzie i kromce starego chleba. Krysia wszystkim rozpowiedziała, że Anka wylądowała w Oświęcimiu. Mogła uciec, oczywiste. Mogła nawet wybić szybę, ale po co? A właściwie, dla kogo? Jej przyjaciele myślą, że jest w obozie, a jej sympatia odrzuciła jej uczucia.

Jednak była rzecz, której zrozumieć nie potrafiła. Krysia zamknęła ją w pokoju, ze świadomością, że Tadeusz odrzucił Anki uczucia i zostawił ją. Zawadzki był już na wyciągnięcie ręki Krysi. Może chce się zemścić? - myślała.

Wychudzona i bez życia Anka większość swojego czasu spędzała na zapisywaniu myśli w pamiętniku lub układaniu książek, które i tak dzień później przekładała na inne miejsce. Cała się trzęsła z braku tytoniu. A może trzęsła się ze strachu, może z bólu?

W tym samym czasie Zdzisia piła herbatę ze wzrokiem utkwionym w zdjęciu, które było w pozłacanej ramce. Na obrazie widoczna była Anka z szerokim uśmiechem stojąca obok Zdzisi. Zdjęcie robił Hubert jeszcze w trzydziestym siódmym. Ramka zawsze spokojnie stała na szafce w domu Dąbrowskich. Na tamten moment Zdzisia musiała przenieść zdjęcie do domu Dawidowskich, gdzie zamieszkała za namową Alka i jego mamy.

- Zdzisiu, wiem, że jest ci ciężko. Nam wszystkim jest - odezwał się do niej Alek i złapał ją za rękę.

- Ania to silna babka. Da sobie radę - uśmiechnęła się na myśl o przyjaciółce.

Alek nie chciał jej dobijać, ale wiedział, że z Oświęcimia nie ma ucieczki i praktycznie każdy tam umiera. To było miejsce do zabijania, ale zabijania w cierpieniach. Najwięksi herosi nie dawali ram rady...

- Widziałem ostatnio Tadeusza. Strasznie jakiś przybity chodzi - opowiadał, a potem napił się łyka herbaty.

- Dziwisz mu się? Każdy widział tę chemię pomiędzy Anką a nim. Bardzo mi go szkoda - dodała smutno.

- Różnili się, to fakt, ale jak dla mnie to oni idealnie do siebie pasowali... Może go odwiedzimy? - zaproponował.

- Tak, bardzo chętnie - uśmiechnęła się lekko. - Najbardziej dziwi mnie to, że Krysia gra przed wszystkimi taką zrozpaczoną, a wczoraj widziałam ją wracającą pół trzeźwą - wywróciła oczami.

- Nigdy za nią nie przepadałem...

- Ale ona nie była taka zawsze! Kiedyś naprawdę ją uwielbiałam... - zamrugała, by powstrzymać łzy - Może się już zbierajmy?

Kilkanaście minut później stali już w tramwaju. Tłok i gorąc był niemożliwy, choć było to tak częste, że można było się to tego przyzwyczaić. Człowiek stał przy człowieku, a ciepłe powietrze nie pomagało. Gdy para wychodziła z tramwaju, słońce od razu rozjaśniło ich twarze. Alek złapał ją w pasie i przyciągnął ją do siebie z pocieszającym uśmiechem.

- Wszystko się ułoży - dodał.

Związek Maćka i Zdzisławy wydawał się każdemu idealny. Dogadywali się, a żadna kłótnia ich nie rozdzieliła. Od początku ich znajomości mieli się ku sobie. Nie każdy postrzegał wojnę tak jak Tadeusz. Alek uważał, że miłość jest ważna w takich przerażających czasach. Zdzisia właśnie za to go pokochała. Pokochała go za pozytywne nastawienie nawet w tak strasznych czasach i za jego nieskazitelny uśmiech.

- Wejdźcie - wpuściła ich Hanka, gdy zapukali w drzwi.

Obydwoje stanęli w przedpokoju Zawadzkich i spojrzeli na siebie taktycznie. Bali się zobaczyć Tadeusza. Nie wiedzieli przecież jak odebrał wiadomość o tym, że Anka jest w obozie. Zdzisia złapała Alka za rękę i uśmiechnęła się lekko.

- Zapraszam - wskazała im drzwi do salonu, przez który chwilę później przeszli.

Usiedli na kanapie, jednak nic nie mówili. Nawet nie wiedzieli co powiedzieć, jak się zachować. Zegar z kukułką wybrzmiewał ciągle powtarzający się rytm. Czas mijał, a cisza wciąż trwała.

- Wiemy jak to się stało? - zapytała Zawadzka, jednocześnie przerywając ciszę.

- Krysia nic nie chciała nam więcej powiedzieć... - odpowiedziała cicho Zdzisia, bawiąc się palcami.

- Przyjaźnicie się. Może coś od niej wyciągniesz? - pytał Alek.

- Zrobię co w mojej mocy. - uśmiechnęła się pocieszająco.

Nagle w drzwiach pojawił się Tadeusz. Zawsze, gdy Zawadzki pojawiał się w jakimś pomieszczeniu to każdy czuł, że chce bardziej poznać Tadeusza. Każdego przyciągał swoją tajemniczością, a nawet nieśmiałością. A w tamtym momencie, Tadeusz stanął i wprowadził do pokoju smutek, który tak bardzo chciał ukryć. Zdradzały go wory pod oczami, czerwone oczy i flegmatyczne ruchy. Obwiniał się, bo podczas ich ostatniego spotkania spławił ją i jej uczucia. Zostawił ją z tym samą. Miał sobie to za złe, że wiedząc co do niej czuję, odrzucił ją.

- Tadeusz... - powiedziała cicho Dąbrowska.

Wstała z kanapy i podeszła do Tadeusza. Tadeusz rozszerzył ramiona, gdy zobaczył jej policzki pełne łez. Wiedział, że obydwoje są w podobnej sytuacji. Ania była dla nich najważniejsza. Zawadzki złapał wzrok z Alkiem. Spojrzał na nich ze smutkiem i sam krył łzy. Bez Ani nagle stało się tak pusto i cicho. Brakowało jej głośnego śmiechu i sarkazmu, którego nadużywała. Ania dawała nadzieję swoim pozytywnym podejściem. Nawet odczuwany był brak jej buntu. Wszędzie brakowało im Mirskiej i wiedzieli, że nikt jej nie zastąpi.

- Możesz zawsze ze mną porozmawiać, pamiętaj - mówiła Dąbrowska wciąż szlochając.

***

Dzień później Anka była już pod drzwiami Mirskiej. Wiedziała, że Krysia tylko jej opowie cała prawdę. Dlatego też lekko zapukała w drzwi i oczekiwała na Krysię.

- Co ty tu robisz? - zapytała Krysia z zaskoczeniem na twarzy.

- Przyszłam porozmawiać. Proszę, wpuść mnie - prosiła Hanka.

- No dobrze  - wywróciła oczami i otworzyła szerzej drzwi by Zawadzka mogła wejść do środka.

Hanka weszła do środka i ze zdziwieniem przyglądała się Krysi i mieszkaniu. Mirska nigdy się tak nie zachowywała. Poza tym w domu panował nieporządek. Większość rzeczy, które przeważnie były na szafkach i komodach leżało na ziemi. 

- Może robiła porządki... - domyślała się Zawadzka.

Prawda jednak była inna.
Piętnaście minut przed odwiedzinami Hanki, Anka wykorzystała fakt, że jej siostra stała przy otwartych drzwiach i podbiegła do niej i popchnęła. Ania jednak nie dała rady jej przewrócić, bo była za słaba. Żyła przecież tylko na chlebie i wodzie! Zdenerwowana Krysia rzuciła siostrą o komodę, a potem wypchnęła z powrotem do pokoju. Przywiązała do krzesła i zawiązała usta. Gdy usłyszała pukanie do drzwi, zamachnęła się i uderzyła Ankę, by ta zemdlała, bo bała się, że zacznie krzyczeć i wołać o pomoc. Jednak ona nie zemdlała. Leżała bokiem, przywiązana do krzesła.

Ania słyszała głos Zawadzkiej. Było jej słabo i miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Nie miała siły krzyczeć. Kilka łez spływało po jej wychudzonych policzkach. Była słaba, brudna i wygłodzona.

Co jeszcze człowiek potrafi zrobić z zazdrości?

- Krysiu, powiedz mi wszystko, co wiesz, proszę - złapała ją za dłonie, gdy usiadły przy stole naprzeciwko siebie.

- Ale ja naprawdę nic nie wiem! - wrzeszczała. - Sąsiadka mi powiedziała, że widziała, jak ją zabierają. Jej już nie ma - powiedziała szorstko. - Zapomnijcie.

- Jak możesz?! Przecież to twoja siostra! - zasmuciła się Hanka.

- Moja siostra już nie istnieje - jedna łza spłynęła po jej policzku.

Była to prawdziwa łza, prawdziwy smutek. Dla Krysi Anka już nie istnieje. Zabrała jej Tadeusza i przyjaciół. Nienawidziła jej.

Hanka stwierdziła, że ta rozmowa nie ma sensu i odeszła od stołu i skierowała się ku wyjściu. Zatrzymał ją dopiero huk w pokoju, który kiedyś był sypialnią Anki. Hanka odwróciła się do drzwi i już miała łapać za klamkę, ale Krysia ją powstrzymała.

- Kto tam jest?

- Przetrzymuję Żydówkę - powiedziała szeptem. - Kazałam się jej schować, bo myślałam, że to gestapo.

Zawadzka spojrzała na nią jak na szaleńca. Krysia miałaby przetrzymywać Żydówkę? Nigdy by w to nie uwierzyła, ale uważała, że najlepiej zrobi, gdy pokaże jej, że jej wierzy. Nie chciała pokazywać jej, że ją o coś podejrzewa. Uśmiechnęła się i wyszła z mieszkania.

I tutaj Hanka miała nosa, że Krysia kłamie. Nie było tam żadnej Żydówki. Była to Ania, która nie potrafiła krzyczeć, ani mówić, bo miała związane usta, a na krzyk nie miała już siły. Ostatnimi siłami uderzyła nogą w szafkę, żeby dać znać Zawadzkiej, że właśnie tam jest. Po tym straciła przytomność.

Nie zdawała sobie sprawy, że przez to zachowanie następnego dnia nie dostanie ani wody, ani chleba...

***

- Coś tam nie gra. Krysia nigdy by nie przyjęła Żydówki do domu - odparła Zawadzka, stukając palcem o stół.

- Nie masz pewności - dodał Janek. - Nigdy nie wiadomo.

- Janek, Krysia nie potrafiła przyjąć swojej ciotki, więc tym bardziej nie przyjęłaby Żydówki.

W tym momencie Krysia w oczach jej przyjaciół stała się potworem. Nie potrafili jej zrozumieć. Nawet jeśli przetrzymywałaby Ankę, to właściwe po co? Nie potrafili pojąć, że ta Kryśka, która znali jest do tego zdolna. Wiedzieli, że Mirska jest inna. Wybuchowa, niekiedy agresywna i nadpobudliwa, ale Krysia była też pogodna i wesoła.

Co wojna potrafi zrobić z człowiekiem... A może miłość?

- Musimy to sprawdzić. Domyślaniem się niczego nie zdziałamy - powiedział stanowczo Tadeusz.

- Mogę to zrobić - stwierdziła Zdzisia, siedzącą obok zakupionego Alka.

- Zdzisiu, myślę, że lepiej będzie, gdy zrobi to Tadeusz - powiedziała Hanka. - Myślę, że wiecie, o co mi chodzi.

Wszyscy wiedzieli, o co chodzi, oprócz Tadeusza, który siedział zamyślony. Podniósł głowę i spojrzał na nich pytająco.

- Krysia jest po uszy w Tobie zakochana, Zośka - odparła Zawadzka.

Tadeuszowi zawirował świat. Nagle wszystko układało się w jedno. Nagle zrozumiał, dlaczego ona była tak zimno nastawiona do Anki. I wiedział to tylko on, bo tylko jemu powiedziała co czuję. Tylko Krysia i oni to słyszeli. Wiedział jaka Krysia potrafi być stanowcza. Oczywiste dla niego było, że żadnej Żydówki tam nie było. Wstał od stołu i nie czekając na reakcje reszty, wyszedł z mieszkania.

Szedł szybko i wpatrywał się pusto w jeden punkt. Resztki nadziei motywowały go.  Od początku czuł, że Anka nie pojechała do żadnego obozu.

Nawet nie zauważył, że był już przed kamienicą Mirskich. Pełny nadziei i energii wbiegł po schodach i był już przed drzwiami. Zapukał głośno i zniecierpliwiony czekał na Krystynę.

- Tadeusz? - zapytała, gdy zobaczyła go pod drzwiami. Poprawiła swoją koszulę i się sztucznie uśmiechnęła.

- Nie mam czasu. Wpuść mnie - powiedział szorstko i wszedł do środka, wymijając Mirską.

Stanął na korytarzu i rozglądał się za drzwiami, o których opowiadała mu siostra. Zauważył te drzwi, a oczy zaświeciły mu się.

- Co tam jest?

Krysia czuła, że wiedzą, że to nie była żadna Żydówka. Zamrugała i nerwowo się uśmiechnęła.

- Nic szczególnego, tylko jakieś starocie...

- Pytam, co tam jest - mówił wciąż spokojnie, ale przeszywał ją wzrokiem w taki sposób, że bała się w jakikolwiek sposób mu odpowiedzieć.

Nie czekał na odpowiedź, tylko złapał za klamkę i otworzył drzwi. Krysia jeszcze na niego naskoczyła, by go powstrzymać, ale on już zobaczył ją. Od razu zauważył świeżego siniaka na policzku, opadające powieki, wychudzone i brudne ciało. Zauważył też jej zaszklone oczy i drgające chude palce.

- Ania! - wykrzyczał i podbiegł do niej.

Krył łzy, gdy przyciągnął ją do siebie i poczuł jej kościste ciało. Położyła dłoń na tył jego głowy i wtuliła się w niego. Obydwoje płakali, mocząc swoje ubrania. Nie zwracali uwagi na Kryśkę stojącą w drzwiach, która patrzyła na nich z nienawiścią. Myślała, że się już jej pozbyła, że o niej zapomnieli...

Ania czuła się jak w śnie. Znalazł ją i nie potrafiła też zrozumieć tego, że kilka tygodni temu ją odrzucił. A teraz? Przybiega po nią niczym rycerz na białym koniu. Dławiła się łzami, które niekontrolowanie spływały po jej chudych policzkach.

- Karmiłam ją - odezwała się wreszcie Krystyna, gdy się od siebie oderwali.

- Ona wygląda jakby nie jadła od wieków! Jak mogłaś zgotować takie piekło własnej siostrze! - Tadeusz przestał był spokojny.

- Ona nigdy nie była moją siostrą. To zwykła wiedźma! - wymachiwała rękami Krysia.

- Jedyną wiedźmą w tym domu jesteś ty - w mieszkaniu pojawiła się Zdzisia.

Złapała starszą Mirską za nadgarstki i mocno za nie uścisnęła i pociągnęła ją w kierunku salonu. Szybko spojrzała jeszcze do pokoju, gdzie była jej najlepsza przyjaciółka. Lekko się uśmiechała. Popchnęła Krysię na kanapę, a ta spojrzała na nią z pogardą.

- Zdzisiu, nie warto - powiedział Alek, bo wiedział, że Zdzisia to osoba, która jest w gorącej wodzie kąpana.

____________________________________

Standardowo, dajcie mi znać, jeśli widzicie jakieś błędy! Pamiętacie, że wasza opinia jest dla mnie bardzo ważna, więc możesz śmiało pisać również w komentarzu albo na priv 💋

Miłego dnia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro