7. Czas nie stoi w miejscu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


— Córciu, nakryj stół, kolacja już gotowa, a Marcin będzie lada chwila — powiedziała mama.

Bardzo byłam ciekawa faceta, dzięki któremu mama uśmiechała się tak radośnie. Miałam nadzieję, że ojciec Eda jest dokładnym przeciwieństwem syna, takie wrażenie odniosłam podczas tej nieszczęsnej sytuacji na skrzyżowaniu.

— Już nakrywam, mamuś, tylko skończę się ubierać — zawołałam ze swojego pokoju.

Dwa lata temu przeprowadziłyśmy się z mamą z wielkiego, nowoczesnego domu otoczonego ogrodem, mieszczącego się na strzeżonym osiedlu, na obrzeżach miasta, do niedużego mieszkania w centrum. Dom z całym wyposażeniem sprzedał się szybko, za niezłe pieniądze, a my kupiłyśmy puste mieszkanie na pierwszym piętrze pięknej kamienicy.

Szybko polubiłam nasze nowe mieszkanie. Kamienica zachwycała już od klatki schodowej. Podłoga była tam wykonana z kolorowych płytek ceramicznych układających się w ciekawą mozaikę. Schody zdobiły ozdobne balustrady z ręcznie kutego żelaza, a duże okna wychodziły na zadbane podwórko. Miałyśmy do dyspozycji dwa pokoje, każdy z niewielkim balkonem, w których urządziłyśmy sypialnie i część wspólną, na którą składała się kuchnia i nieduży salon. Wspólnie zdecydowałyśmy o wyburzeniu ściany między kuchnią a salonem i całe mieszkanie urządziłyśmy w miękkim, kobiecym stylu, nawiązującym do stylu starych kamienic, z ozdobnymi listwami na ścianach, staromodnymi żyrandolami i złotymi dodatkami. W salonie utrzymanym w kolorze kaszmiru, stała miękka kanapa i pasujący do niej fotel, a także okrągły, drewniany stół z czterema krzesłami, drewniana komoda i witryna. Na ścianach zawiesiłyśmy kilka obrazów i fotografii, a kolorowe zasłony, poduszki i lampy sprawiały, że wnętrze było przytulne i radosne. Remont i urządzanie nowego mieszkania pomogły się nam pozbierać po tym, jak zostałyśmy same, zdane tylko na siebie.

Na dzisiejszą kolację ubrałam błękitną sukienkę, którą uwielbiałam. Otulała mnie miękko i podkreślała wszystkie zalety mojego ciała, nawet te, które na co dzień uważałam za wady. Włosy ułożyłam w duże loki swobodnie opadające na ramiona i wykonałam delikatny makijaż. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam tam ładną, nawet atrakcyjną dziewczynę. Uśmiechnęłam się do siebie. Chciałam wyglądać ładnie, jak mama i zrobić dobre wrażenie na facecie, który tak szybko przekonał ją do siebie i chociaż ona twierdziła, że jest to tylko przyjaciel, to w tyle głowy miałam myśl, że taka przyjaźń może przerodzić się w coś więcej.

Szybko nakryłam stół. Postawiłam na nim piękne, kremowe talerze, wykonane z delikatnej porcelany i kryształowe lampki. Do tego wybrałam kieliszki na wodę w delikatnym, różowym kolorze. Nakrycia uzupełniłam o sztućce i lniane serwetki. Na środku stołu postawiłam niski bukiet różowych astrów.

— Wszystko gotowe! — zawołałam w kierunku mamy, która układała na paterze ciasto — Zobacz, jak ładnie.

— Pięknie! Ale dlaczego tylko trzy nakrycia? Marcin przyjdzie z synem.

— Co takiego? — zapytałam z niedowierzaniem — Dlaczego nie mówiłaś, że zaprosiłaś też Eda?

— Skarbie, przecież to oczywiste, że zaprosiłam ich obu. Jak mogłabym zrobić inaczej?

— Zasugerowałam tę kolację, bo chciałam poznać twojego znajomego. Jego syna znam, przecież chodzimy do tej samej klasy — mówiłam coraz bardziej zdenerwowana.

— Tym lepiej — mama zdawała się nie zauważać mojej irytacji, szybko uzupełniała stół o czwarte nakrycie — będziecie mieli wspólne tematy.

— Mamo, ty nic nie rozumiesz, ja mam go dosyć w szkole... — zaczęłam mówić, a nagle do głowy przyszła mi pewna myśl, dzięki której z ulgą odetchnęłam — Zresztą on nie przyjdzie, wiem to na pewno. On dzisiaj idzie na imprezę.

W tym momencie usłyszałyśmy dźwięk domofonu, a za chwilę pukanie do drzwi.

Błagam, żeby go nie było.

— Dobry wieczór paniom — w drzwiach zobaczyłam wysokiego, sympatycznie wyglądającego faceta, którego znałam już ze skrzyżowania, z bukietem białych róż w ręku.

— Dobry wieczór pani. Cześć Helen — tuż za nim, z szerokim uśmiechem na ustach i dużym bukietem kolorowych frezji stał Ed.

Na chwilę zamknęłam oczy.

To nie dzieje się naprawdę.

— Dobry wieczór. Zapraszamy — mama witała gości.

Zrobiło się zamieszanie. Marcin wręczył kwiaty mamie, a ona przedstawiła mu mnie. Ed przywitał się mamą.

— Helen, proszę, to kwiaty dla ciebie, sam wybierałem. Podobają ci się? — powiedział Ed z rozbawioną miną, wręczając mi bukiet i niespodziewanie pochylił się i pocałował mnie w policzek — Zajebiście wyglądasz! — szepnął mi na ucho.

— Dziękuję — zmusiłam się do uprzejmości, posyłając mu jednocześnie mordercze spojrzenie.

— Proszę, rozgośćcie się. My z Helenką podamy kolację.

Faceci kręcili się po pokoju, to pewnie amerykański zwyczaj, u nas zazwyczaj goście siadają przy stole i czekają na jedzenie. Marcin zachowywał się dosyć powściągliwie, a Ed oglądał nasze mieszkanie z ciekawością, zatrzymywał wzrok na różnych bibelotach i fotografiach. Ciągle zerkał na mnie, uśmiechając się kącikami ust. Włożyłam kwiaty do wazonów. Wkrótce usiedliśmy przy naszym okrągłym stole. Mama siedziała naprzeciwko mnie, z mojej prawej strony siedział Ed, a z lewej jego ojciec.

Rozmowa toczyła się swobodnie, w miłej atmosferze, na neutralne tematy. Ed był irytująco czarujący.

— Pani Doroto, proszę pozwolić mi zrehabilitować się nieco za moje niezbyt uprzejme zachowanie podczas naszego pierwszego, przypadkowego spotkania na skrzyżowaniu. Przepraszam za siebie, czasami bywam beznadziejny — mówił do mamy, uśmiechając się rozbrajająco.

Czasami? Ty cały czas jesteś beznadziejny!

— Po pierwsze: żadna pani — odparła mama. — Mów mi po imieniu, dobrze?

— Z przyjemnością — powiedział Ed i uścisnął dłoń mamy — Doroto.

— Po drugie, mój drogi, nikt inny, tylko ty, w najprostszy możliwy sposób, zażegnałeś kryzys. Jeszcze raz bardzo ci dziękuję.

— Nie ma o czym mówić. Dzięki temu poznaliśmy się i dzisiaj tutaj jesteśmy razem — mówił Ed z czarującym uśmiechem — Podobno to twój pomysł Helen?

— Tak — potwierdziła mama — Helenka wpadła na ten wspaniały pomysł wspólnego spotkania, żebyśmy wszyscy mogli poznać się lepiej.

No to teraz Ed nie da mi żyć.

Nadskakiwał mamie, opowiadał zabawne historyjki co chwila wywołując śmiech. Patrzyłam na to z podejrzliwością. W jego czarnych oczach widziałam szczerze rozbawienie całą sytuacją.

Obserwowałam też Marcina, z którym, tak jak Ed z mamą, przeszłam na ty. Po bliższym poznaniu było mi głupio, że mylnie go oceniłam, podczas sytuacji na skrzyżowaniu. Teraz nie robił już na mnie wrażenia nijakiego, był miły, uprzejmy, miał łagodne usposobienie, spokój i taką niewymuszoną klasę. Na pierwszy rzut oka widać było, że jest oczarowany mamą i odczuwa naturalną potrzebę opiekowania się nią, tak, jakby troskę o innych i szlachetność miał w genach. Polubiłam tego faceta od pierwszej chwili i zaufałam mu intuicyjnie, dokładnie odwrotnie, niż jego synowi.

— Przepraszam z góry, ale bardzo ciekawi mnie ta fotografia — Ed zwrócił się do mamy, wskazując spore, czarnobiałe zdjęcie wykonane osiem lat temu, na którym była moja trzyosobowa rodzina, jeszcze z tatą — Nie będzie to duży nietakt, jeśli o nią zapytam?

— Będzie — burknęłam, a mama, widząc moją minę, przejęła temat rozmowy. Prawdopodobnie uznała, że jest on dla mnie za trudny.

— Przedstawia naszą rodzinę jeszcze w komplecie — powiedziała mama ze smutkiem. — Pięć lat po wykonaniu tej fotografii mój mąż, a tata Helenki zginął w wypadku, w górach. Ciągle ciężko nam o tym mówić.

— Bardzo mi przykro — powiedział Ed i zauważył łzy zbierające się moich oczach. — Nie miałem zamiaru przywoływać smutnych wspomnień.

To trzeba było nie pytać, baranie.

— Nic nie szkodzi, minęły już ponad dwa lata od wypadku, czas nie stoi w miejscu — mama zamknęła temat rozmowy. — Powiedzcie lepiej co w szkole? Zdążyliście się już poznać? — zapytała.

— Tak, Ed zrobił mocne wejście, jak torpeda, wszyscy w szkole dobrze go znają — powiedziałam, żeby otrząsnąć się ze smutnego nastroju.

Zdążyłam nawet znienawidzić Eda, ale on ciągle potrafi wkurwić mnie jeszcze bardziej, jak choćby przed chwilą.

— Wiecie, że wspólnie z Helen, we dwoje, dostaliśmy do realizacji fajny projekt? — dodał Ed.

— Naprawdę? — dopytywał Marcin. — Cóż to za projekt?

— Nic wielkiego, takie porównanie szkół średnich w Polsce i USA — odpowiedziałam natychmiast.

— Sami zgłosiliście się do tego projektu? — pytał dalej tata Edwarda.

— Można tak powiedzieć. Prawda Helen? — zapytał Ed, uśmiechając się szeroko.

— Właściwie inicjatywa wyszła od Eda, a mnie sam dyrektor przekonał, żebym się przyłączyła.

Chłopak roześmiał się głośno.

— Dokładnie tak było — powiedział. — Pozwolicie, że pogadamy chwilę o projekcie? Dziękuję za kolację, zapiekanka była pyszna! — wstał od stołu i zaczął zbierać talerze, na pewno było to celowe zagranie, żeby zmusić mnie do przyłączenia się.

— Mamy jeszcze deser, ale jeśli wolicie, to zjedzcie go w Helenki pokoju — powiedziała z pełną naiwnością mama, a Ed uśmiechnął się tym swoim diabelskim, dwuznacznym uśmiechem, który jednoznacznie wskazywał, o czym właśnie pomyślał.

Poszliśmy do mojego pokoju. Ed od razu położył się na moim łóżku.

— Hazy, kochanie, jeśli chciałaś zaprosić mnie do swojego łóżka, naprawdę nie musiałaś organizować całej tej szopki z rodzinną kolacją. Ja jestem chłopak prosty w obsłudze. Mówisz, co chcesz i masz to u mnie. Przecież wiesz, że mam do ciebie słabość — był szczerze rozbawiony i zadowolony z siebie. Miałam ochotę udusić go gołymi rękoma!

— Posłuchaj Edwardzie — mówiłam skrajnie wkurzona, z premedytacją używając jego pełnego imienia, którego, jak wspomniał, bardzo nie lubi — ty mnie nie obchodzisz W.O.G.Ó.L.E. Rozumiesz? Świat nie kręci się wokół ciebie. Moja mama zaprzyjaźniła się z twoim ojcem, chciałam go poznać. A ty miałeś być w tym czasie na urodzinach u Oli.

— Ty też.

— Nie. Nawet przez chwilę nie planowałam iść na tę imprezę — powiedziałam. — A teraz wypad z mojego łóżka!

Ed uśmiechnął się od ucha do ucha i położył ręce pod głowę. Jak zwykle był pewny swojej atrakcyjności i maksymalnie wkurwiający.

— Musiałem się położyć. Wyglądasz dzisiaj tak cholernie dobrze, że od wejścia mam zawroty głowy! Jesteś piękna Hazy! A jak Dorota wspomniała, że mamy razem konsumować deser w twojej sypialni, to zwyczajnie ścięło mnie z nóg! — westchnęłam ciężko i nie skomentowałam jego naśmiewających się ze mnie słów, a on wyciągnął spod głowy poduszkę i przyłożył ją do twarzy — Pachnie tobą, wiesz? — powiedział, a ja mimowolnie poczułam dreszcze — Chodź Hazy — powiedział i poklepał miejsce obok siebie — pogadamy o projekcie, a później pójdziemy na imprezę.

— Zwariowałeś — ten chłopak sprawiał, że byłam bezsilna.

— Przecież dobrze wiesz, że w końcu musimy ruszyć z projektem. No chodź, opowiem ci, co wymyśliłem.

— Jeśli sądzisz, że zdecyduję się rozmawiać o projekcie... o czymkolwiek, leżąc z tobą w łóżku, to znaczy, że jesteś idiotą.

— A co? Byłabyś speszona? — chłopak nie odpuszczał.

— Zniesmaczona — odparłam, krzywiąc się z odrazą — Jesteś gościem, więc nie będę używała mocniejszych określeń.

— Mógłbym sprawić, że byłabyś zadowolona — ciągnął.

— Ed, ty naprawdę uważasz, że jesteś zabawny? — zapytałam retorycznie, krzywiąc się z niesmakiem — Błagam cię, odpuść, bo twoje pajacowanie mnie męczy — tym razem chłopak nie skomentował moich słów, więc dodałam: — Nie sądzę, żebyś naprawdę chciał rozmawiać o projekcie, ale dam ci szansę. Usiądź tutaj i przedstaw swoje genialne pomysły — wskazałam mu ręką jedno z dwóch krzeseł, stojące przy moim biurku.

Ed podniósł się energicznie z łóżka i rozsiadł się na krześle. Zaczął przeglądać po kolei wszystkie rzeczy, które znajdowały się na biurku. On po prosu nie potrafił być nieirytujący. Wziął w ręce mój notatnik, otworzył na niezapisanych stronach, więc powstrzymałam się przez odebraniem mu go. Przysunął do siebie przybornik i zaczął grzebać w długopisach, ołówkach i innych podręcznych przedmiotach, które tam trzymałam.

— Szkoła amerykańska, a szkoła polska — zaczął mówić. — Ograniczymy się do dwóch szkół: naszego wspólnego liceum i mojej high school w Denver. Wyodrębnimy kilka obszarów i przeanalizujemy każdy z nich.

— Obszarów? Co masz na myśli? — zapytałam.

— Obszarów, czyli tego, co składa się na szkołę. Nauka. Sport. Działalność społeczna. Kultura. Rozrywka i inne, rozumiesz? — przytaknęłam, kiwając głową. Ed zaskoczył mnie merytoryczną, pozbawioną głupkowatych wstawek wypowiedzią. Widać było wyraźnie, że faktycznie przemyślał temat.

— Wytłumaczę ci to na przykładzie sportu — kontynuował — W amerykańskiej szkole sport jest świętością, a sportowcy są szkolnymi celebrytami. Z dumą noszą ubrania z logo szkolnej drużyny. Każde rozgrywki sportowe, zwłaszcza z innym liceum są świętem, cała szkoła tym żyje i rzecz jasna dopinguje, przychodzą też rodziny zawodników. Mamy cheerleaderki, sponsorów, profesjonalnych trenerów. Na finały rozgrywek high schools przyjeżdżają łowcy talentów z colegs. Najlepsi zawodnicy mogą wybierać między uczelniami. To dlatego amerykański sport jest najlepszy na świecie. Jak jest u was, sama wiesz. Zrobimy zderzenie rzeczywistości amerykańskiej z polską. W ten sposób przeanalizujemy różne obszary. Co sądzisz? — zapytał i pokazał mi notatki, które w międzyczasie zrobił dla mnie.

Niemal zaniemówiłam. Patrzyłam na niego okrągłymi ze zdziwienia oczami. Uśmiechnęłam się szczerze.

— Świetny pomysł! Naprawdę jestem pod wrażeniem. Wybierzemy kilka tematów i opracujemy je tak, żeby było ciekawie. To może się udać. — Uśmiechnęłam się do swoich myśli — Na początku trzeba będzie przemyśleć te obszary, ale możemy to zrobić mailowo.

— Wstępny plan zróbmy od razu, teraz. Doprecyzujemy wszystko mailowo, okej? — zaproponował.

— Nie spieszysz się przypadkiem na imprezę? — zapytałam.

— Warto było przedstawić ci mój pomysł — odpowiedział. — Po raz pierwszy uśmiechnęłaś się do mnie, a teraz zaczynasz się o mnie troszczyć — prychnęłam na te słowa. — Nie spieszę się Hazy. Odwalmy tę pracę od razu, będziemy mieli się z głowy na jakiś czas.

Zgodziłam się chętnie na tę propozycję. Byłam podbudowana tym, że ruszymy z pracą i nasze kontakty przestaną ograniczać się do słownych przepychanek. Była też nadzieja, że na jakiś czas odpoczniemy od siebie. Ed chyba też tego potrzebował. Przyniosłam z kuchni herbatę i ciasto, a później, dosyć sprawnie, nie zbaczając z tematu, pracowaliśmy nad projektem. Wybraliśmy sześć głównych obszarów, a Ed wymusił na mnie obietnicę, że w ciemno zgodzę się na opracowanie jeszcze jednego tematu, który on wybierze. Zgodziłam się być może zbyt pochopnie, byłam podbudowana sprawną pracą i całkiem miłą atmosferą. Nie zdziwiłabym się, jakby wybrał coś absurdalnie głupiego typu seks, albo sposoby podrywu.

— Też mam pomysł, teraz przyszedł mi do głowy — powiedziałam nagle. — Dyrektor mówił, że mamy dowolność, co do formy przekazu, a całość musimy przedstawić wszystkim ludziom w szkole. Zróbmy więc takie shoty, krótkie strzały, każdy z innego obszaru. Mogłyby to być filmiki, relacje, podcasty i wszystko umieścimy w sieci. Jak myślisz, to chyba lepsze od ściągania ludzi na nudną akademię.

— Extra! Dobra jesteś! — powiedział Ed z uznaniem — Ustawimy specjalny kanał w sieci, nazwiemy go jakoś fajnie i tam będziemy wrzucali shoty.

Chłopak pisał coś w moim notatniku, zajrzałam mu przez ramię. Napisał nasze imiona, moje w kilku wersjach, łączył je strzałkami, w końcu powiedział:

— Mam świetną nazwę. Zobacz! — na kartce widniało kilka napisów: "Hel love Ed", "HelLOVEEd" "HELOVEED" — postukał długopisem w ostatni napis — Ten będzie idealny!

Popatrzyłam na napis, który, tłumaczony na język polski oznaczał "kochany", przewróciłam oczami i popukałam się w głowę, dając mu do zrozumienia, że zwariował, myśląc, że się na to zgodzę. Choć w duchu przyznałam, że fajnie pobawił się słowami.

Na koniec Ed zamknął mój notatnik i wstał z krzesła. 

— Hazy, co to jest reguła 333? — zapytał jakby nigdy nic, a mnie dosłownie sparaliżowały jego słowa. Zamarłam bez ruchu.

— Jakim prawem przeglądałeś mój notatnik? — warknęłam i wyrwałam go z jego dłoni.

— Nie zrobiłem tego celowo, po prostu otworzył się na przypadkowej stronie i rzuciło mi się w oczy — tłumaczył chłopak i przyglądał mi się uważnie — Odpowiesz mi?

Gorączkowo myślałam, jak wybrnąć z tej sytuacji. Jeśli zaczęłabym wykręcać się od odpowiedzi, to sam, z ciekawości sprawdziłby, czym jest reguła 333, a później łatwo wyciągnąłby wnioski. Ed był beznadziejny, ale z pewnością nie był głupi. Musiałam odwrócić jego uwagę. Za nic nie mogłam dopuścić, żeby Ed poznał prawdę o tym, co chciałam ukryć przed całym światem.

— To nic takiego, czytałam gdzieś o tym i zanotowałam sobie. Nie ma o czym mówić, sama dobrze nie pamiętam — starałam się mówić lekko, ale głos mi drżał. — To nic, co by cię zainteresowało.

Ed patrzył na mnie uważnie, miałam wrażenie, że jego wzrok prześwietla mnie na wylot, a on widzi to, co chcę ukryć.

— Dobra, skoro już skończyliśmy, to nie zatrzymuję cię — powiedziałam szybko, żeby zmienić temat — Ola pewnie nie może się już ciebie doczekać.

— Aż tak bardzo się nie spieszę, ciekawi mnie ta tajemnicza reguła... No, chyba że ty też chcesz iść na imprezę Alex. W tej sytuacji nie mielibyśmy czasu drążyć tego tematu — powiedział, powoli patrząc mi w oczy, a ja poczułam się postawiona pod ścianą.

Kurwa! Nie ufam mu za grosz, ale nie mam wyjścia. Może impreza na tyle go wciągnie, albo on tak bardzo się na niej upije, że zwyczajnie zapomni o całej sprawie? Nic nie tracę, muszę zaryzykować.

— Okej. Myślisz, że to dla mnie problem? Właściwie mogę pójść — mówiłam, siląc się na lekki ton. — Spotkamy się na miejscu, bo ja muszę jeszcze wstąpić do herbaciarni po prezent.

— Pójdę z tobą — powiedział, a widząc, że chcę zaprotestować, dodał — Nie traćmy czasu na bezcelowe dyskusje.

W "Sercu" wybierałam filiżankę, którą zamierzałam dać Oli. Nie miałam dla niej innego prezentu, bo ani przez chwilę nie rozważałam udziału w imprezie. Wszystkie filiżanki były piękne i cenne, oglądałam je po kolei, z uwagą. Celowo robiłam to bardzo powoli, z nadzieją, że Ed znudzi się, pójdzie sobie i zostawi mnie samą. Nic takiego się jednak nie wydarzyło, chłopak przyglądał mi się z zaciekawieniem.

— Długo jeszcze? — zapytał — Czego ty właściwie szukasz?

— Mówiłam, że nie musisz na mnie czekać. Idź sam, a ja dotrę później. Przecież to dwie ulice dalej i tak nie zamierzam bawić się na tej imprezie się z tobą — odparłam zirytowana, a widząc, że moje słowa nie zrobiły na nim żadnego wrażenia i dalej stoi, przygląda się i czeka, dodałam — Nie wiem, którą wybrać, nie mam pojęcia, która pasuje do Oli, prawie jej nie znam.

— Ja ci powiem. Szkoda twojego czasu, bo ona nie zwróci najmniejszej uwagi na żaden, nawet najbardziej unikalny i cudowny malunek. No, chyba że masz filiżankę z kutasem — parsknęłam śmiechem.

— Z kutasem nie mam, ale już wiem, czym go zastąpię — powiedziałam, chciał zajrzeć mi przez ramię, ale szybko zasłoniłam wybraną filiżankę papierem — Nie pokażę ci, to tajemnica.

Bez pośpiechu zajęłam się pakowaniem prezentu. Wybrałam eleganckie, czerwone pudełko. Zabezpieczyłam filiżankę przed uszkodzeniem, dodałam delikatną, dekoracyjną bibułkę, a na końcu obwiązałam wszystko złotą, satynową wstążeczką. Celowo, kilka razy poprawiałam wiązanie. Ed stał obok i bez słowa obserwował moje poczynania. Był zaskakująco cierpliwy.

— A ty, masz jakiś prezent? — zapytałam, żeby przerwać ciszę, a on wyjął z kieszeni niewielkie pudełeczko i pokazał mi je z daleka — Co to jest?

— Wibrator — odpowiedział i roześmiał się, a ja przewróciłam na jego słowa oczami.


Przed wejściem do klubu zatrzymała nas ochrona. Miałam nadzieję, ze nie ma mnie na liście gości i będę miała doskonałą wymówkę, żeby wrócić do domu, ale niestety tak się nie stało. Moje nazwisko było pośród innych i nie miałam wyjścia, musiałam wejść do środka. Niemal w drzwiach dopadły nas Ola i Sara. Właściwie dopadły Eda, na mnie nie zwróciły najmniejszej uwagi, odwróciły się do mnie plecami, oddzielając mnie od chłopaka.

—Ed! W końcu! Co ty odpierdalasz? Dlaczego przychodzisz tak późno? — Ola zaatakowała chłopaka — Chodź, impreza już się rozkręciła.

— Spokojnie, Alex — odpowiedział ze śmiechem — Najpierw życzenia i prezent — Pochylił się do Oli i mówił jej coś na ucho, na co ona odchyliła głowę i roześmiała się głośno, a następnie oplotła ramionami jego szyję i wpiła się w usta Eda, obdarzając go namiętnym pocałunkiem.

Ledwo weszłam, a już miałam dosyć całej tej imprezy. Pomyślałam, że wręczę prezent i ulotnię się po kilkunastu minutach.

— Cześć dziewczyny — próbowałam zwrócić na siebie uwagę. — Olu, też chciałabym wręczyć ci prezent — wyciągnęłam w jej kierunku czerwone pudełko. — Życzę, żeby w dorosłym życiu spotykały cię same dobre rzeczy i omijały wszelkie nieszczęścia.

— Thanks — powiedziała niedbale Ola, w biegu odebrała ode mnie pudełko i położyła je obok innych prezentów, na specjalnie przeznaczonym do tego celu stole.

— Przyszliście razem? — zapytała Sara, patrząc na nas podejrzliwie.

— Nie. Wpadliśmy na siebie przy wejściu — szybko odpowiedział Ed, po czym objął dziewczyny i nie oglądając się na mnie, poszedł z nimi w głąb sali.

Dlaczego niby miałby przyznawać się, że podstępnie sam mnie tutaj zaciągnął.

Rozglądałam się za Milą i Staszkiem, jednak nigdzie ich nie widziałam, napisałam więc wiadomość.

Ja: Hej Mili, jesteście na Alex party?

Mila: Wytrzymaliśmy 2 godz., teraz jesteśmy w kinie.

Ja: OK, nie przeszkadzam. Miłego!

Byłam trochę zagubiona, ale pomyślałam, że skoro już jestem, to rozejrzę się i przekonam, jak wygląda impreza urodzinowa Oli. Na pewno dziewczyna poszła na całość, a jako że pochodziła z bogatego domu, co wielokrotnie podkreślała w szkole, impreza pewnie była na pełnym wypasie.

Na błękitną sukienkę celowo nałożyłam męską, skórzaną kurtkę, która kiedyś należała do taty, a teraz skutecznie mnie ukrywała. Liczyłam, że nikt nie zwróci na mnie uwagi. Weszłam do dużej, oświetlonej jedynie kolorowymi, migającymi światłami sali i starałam się przyzwyczaić wzrok do ciemności.

Główną część sali klubowej stanowił parkiet, na którym tańczyło wiele osób. Niektórzy całowali się i obmacywali, inni pili drinki, rozlewając alkohol na boki, dziewczyny eksponowały swoje roznegliżowane ciała i przyjmowały pozy, których nie powstydziłyby się dziwki w oknach, w dzielnicy czerwonych latarni, w Amsterdamie. Mało kto przejmował się muzyką, rytmem i tańcem. Po bokach parkietu ustawione były podświetlone sześciany służące za stoliki lub siedziska i vipowskie loże z miękkimi kanapami. Spodziewałam się, że właśnie tam został porwany Ed. Pod jedną ścianą znajdował się bar, przy którym kłębił się tłum ludzi oczekujących na piwo, lub drinki, a na podwyższeniu było zamontowane stanowisko DJ'a, który puszczał głośną, typowo klubową, rytmiczną muzykę.

Przeszłam kilka kroków pod ścianami, z daleka od siedzących ludzi. Nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie zaczepiał. Nie zamierzałam przepychać się do baru po alkohol, stanęłam więc w najbardziej zaciemnionym miejscu, jakie udało mi się znaleźć, żeby z boku poobserwować imprezę.

Wkrótce zobaczyłam, że na parkiecie pojawił się Ed w towarzystwie, jakżeby inaczej, jubilatki. To, co wykonywali, z pewnością nie było tańcem, ale wyglądało, że sprawia im i obserwującym ich ludziom, dużą przyjemność. Patrzyłam zdumiona na Olę i Eda wijących się w objęciach pośród okrzyków i pogwizdywań. Poważnie obawiałam się, czy na środku sali nie dojdzie do kopulacji. Całe to przedstawienie było tak żenujące, że aż śmieszne.

Już chciałam opuścić imprezę, ale podszedł do mnie Paweł, kolega z klasy.

— Cześć Helena — powiedział, przekrzykując muzykę — nie spodziewałem się, że przyjdziesz. Sam byłem w chuja zdziwiony, że Alex mnie zaprosiła. Chyba całą klasę dotknął ten zaszczyt, nawet ciebie. Ja tam nie odmawiam darmowego alkoholu. A ty? Chcesz piwo? Wziąłem jedno na zapas, podzielę się.

— Dzięki — wzięłam piwo, które wcisnął mi w rękę. — Właśnie miałam wychodzić, takie imprezy to nie moje klimaty.

Staliśmy obok siebie i piliśmy piwo. Rozmowa niezbyt się kleiła, a głośna muzyka nie ułatwiała sprawy, ale lepsze było to, od samotnego tkwienia w kącie. Słabo znałam Pawła, był on typem nerda zafiksowanego na punkcie informatyki, uzależnionego od gier komputerowych. Teraz był już nieźle wstawiony alkoholem.

— Zatańczymy? — zapytał, jak tylko opróżniliśmy szklanki i pociągnął mnie za rękę na parkiet.

Zdążyłam tylko wcisnąć maleńką torebkę, w której miałam schowany telefon i klucze do domu, do kieszeni kurtki i znaleźliśmy się w tłumie tańczących. Paweł objął mnie w pasie i cały czas zagadywał, jednocześnie próbując utrzymać równowagę. Chwiał się na nogach, zapewne z powodu ilości wypitego darmowego alkoholu, a ponieważ był nieco niższy ode mnie, czułam się jak podpórka. Ed zerknął na nas i uśmiechnął się pod nosem. Modliłam się, żeby przetrwać w tym "tańcu" kilka minut, nie chciałam robić przykrości Pawłowi i uciekać od niego od razu.

— Nie za gorąco ci mała? — usłyszałam z tyłu głowy męski głos i poczułam na brzuchu łapska jakiegoś typa, który przycisnął moje plecy do swojej klatki piersiowej. Zanim zdążyłam zaprotestować, albo, jeszcze lepiej uciec, chłopak odwrócił mnie przodem do siebie, jednocześnie zdecydowanym ruchem zdarł ze mnie kurtkę i odrzucił ją w stronę Pawła, którego wcześniej bezceremonialnie odepchnął — Zanieś do szatni — krzyknął do niego.

— Teraz znacznie lepiej — powiedział z obleśnym uśmiechem — Co za typek, nie umie zadbać o kobietę — powiedział i sam zaśmiał się ze swojego żartu.

— Zostaw mnie! — wrzasnęłam i chciałam uwolnić się z jego rąk. Był jednak znacznie silniejszy. Objął mnie i mocno przycisnął do siebie. Szarpałam się i patrzyłam z nadzieją na Pawła, ale on tylko wzruszył ramionami. Poczułam, jak ręka chłopaka przesuwa się po moich plecach, w kierunku pośladków. Próbowałam się wywinąć, byłam wściekła i całkowicie bezsilna — Odczep się ode mnie!

— Puść ją, Jaro — usłyszałam głos Eda.

— Nie ma się kim przejmować stary, to taka cnotka niewydymka, nawet ty jej nie rozruszasz — nieznajomy chłopak zaśmiał się i poszedł.

— Zatańcz ze mną, Hazy — powiedział i zanim się obejrzałam, objął mnie i przytulił.

Byłam oszołomiona całym zajściem, dlatego nie zaprotestowałam. Poczułam się bezpiecznie w szerokich ramionach Eda, co było zupełnie irracjonalne, zważywszy na fakt, że to przez niego znalazłam się takiej sytuacji. Próbowałam się uspokoić, oparłam czoło o jego klatkę piersiową i głęboko oddychałam, wdychając przy okazji przyjemny zapach perfum chłopaka.

— Nie przejmuj się — mówił mi wprost do ucha — To tylko impreza, ludzie się obściskują i robią głupie rzeczy. Mało kto stoi samotnie w kącie, albo tańczy w kurtce. I bez tego ściągasz na siebie całą uwagę.

— Łatwo ci tak drwić ze mnie — mówiłam przez zbierające się w oczach łzy. — Jestem przewrażliwiona, ale uwierz mi, mam powody. Naprawdę się bałam.

— Czego się bałaś? — zapytał łagodnie.

— On mnie zmusił do tego tańca, bez mojej zgody, nie mogłam się uwolnić, bałam się, że posunie się dalej — mówiłam, ciągle byłam bardzo zdenerwowana.

— Niepotrzebnie, Jaro nic by ci nie zrobił, napił się i wygłupiał. W klubie jest ochrona, wszyscy tutaj są bezpieczni — tłumaczył mi Ed i przytulał mnie do siebie, czułam jego oddech na szyi, poczułam jego dłoń wsuniętą w moje włosy, tuż przy karku, a drugą na swojej talii.

— Gówno mnie to obchodzi. Nie zamierzałam tutaj przychodzić i jakby nie ty, to spałabym teraz sobie spokojnie, w swoim łóżku. Nie dotykaj mnie! — odsunęłam się od niego gwałtownie — Jesteś moim koszmarem! Najlepiej zniknij, odwal się wreszcie ode mnie! Jak ja cię nienawidzę! — krzyknęłam. Wyrwałam swoje rzeczy z rąk Pawła i wybiegłam z klubu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro