Rozdział 1 ➕

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hermiona

- O to i nasz bohater! Czarodziej, który nie bał się powiedzieć Voldemortowi w twarz co o nim sądzi! Neville... Longbottom! - mówi Harry sztucznie poważnym głosem a wszyscy w przedziale zaczynają klaskać i wiwatować.

-Nie róbcie ze mnie bohatera, bo nim nie jestem - burczy chłopak zażenowany, przez zbyt duże zainteresowanie jego osobą.

-Ale to prawda, Neville - potwierdza miękko Luna - Jesteś bohaterem.

Uczniowie Hogwartu - szkoły pełnej magii i tajemnic - spędzają wakacje w magicznym pociągu. Nazywany jest magicznym, bo to on przewozi nas z zwykłego, szarego Londynu do szkoły, którą niejeden z nas nazywa swoim domem.

Siedzę w przedziale z Harrym i Ronem po jednej stronie siedzeń, a po drugiej jest Luna, Neville i Ginny. Ta ostatnia ma podpuchnięte oczy, co jest efektem wielu przepłakanych godzin. Nadal pociąga nosem. Gdyby wszedł do pociągu przypadkowy mugol, powiedziałby, że musimy wracać z jakiejś dużej wojny. Każdy z nas jest pełen otarć, wielu ma złamane kończyny i szwy na całym ciele. Przypadkowy mugol sądziłby, że to efekt nowej, silnej broni. A przecież to tylko zaklęcia. Nieraz śmiertelne.

- Muszę iść do toalety - oznajmiam, gdy moje oczy spotykają się z urażonym spojrzeniem Rona. Nie patrząc już na nikogo wychodzę z pomieszczenia.

Jestem tak zamyślona, że nawet nie zauważyłam, kiedy przeszłam prawie cały pociąg. Stoję przed drzwiami i mam rękę na klamce. Dziwne było to, że zaraz jeszcze raz myśli pochłonęły mnie na tyle, że nie zauważyłam, że wchodzę do kantorka. Nie byłabym teraz nawet w stanie powiedzieć o czym tak myślałam, bo w głowie mam pustkę. I jak w horrorze, który oglądałam razem z rodzicami przed rozpoczęciem nauki w Hogwarcie, gdy tylko wchodzę do środka zatrzaskują się za mną drzwi. Rzucam się na nie i próbuję je otworzyć, lecz to na nic.

- Życzę powodzenia, Hermiono Granger - wystraszona odwracam się w stronę głosu i widzę oślepiające światło. Nic nie mogę poradzić, jestem zbyt zaskoczona, więc nie zdążę nawet użyć zaklęcia tarczy. Dostaję zaklęciem i osuwam się na ziemię. Po chwili widzę tylko ciemność, a moja ostatnia myśl jest taka, że zemdlałam.

Narrator

Niedaleko pomieszczenia, w którym była Hermiona, siedział Draco. Jeden z wielu, który "nie trawił" szlam co wiele osób bardzo bolało.  Siedział on ze znajomymi, dokładniej z Crabbem, Goylem, Blaise'm i Pansy.

-Blaise, ja ci tylko przypominam, że każdy już widział, jak pożerasz czekoladową żabę zachowując się jak lew - mówi chłodno a przyjaciel patrzy na niego roześmiany.

Blaise Zabini jest duszą towarzystwa. Zawsze stara się jak najbardziej rozśmieszyć znajomych. Pewnie z tego powodu cały czas jest otoczony wiankiem kolegów i koleżanek. Jest szczęśliwy, co ciągnie do niego ludzi, szczególnie w tak nieciekawym czasie jaki jest teraz.

-Serio? A ich nadal to śmieszy - wskazuje ręką na śmiejących się znajomych.

- Oj, Draco. Rozluźnij się trochę - mówi Pansy i ciągnąc go za końcówki włosów. Zaraz potem przyciska swoje usta do jego szyi - a jego przechodzi dreszcz obrzydzenia. Dziewczyna źle odczytuje tę reakcję, dlatego uśmiecha się zadowolona.

Pansy to jedna z osób, która również nie lubi szlam. To panienka, która bała i brzydziła się wszystkiego, więc wielu uczniów nieraz zastanawiało się, co ona w ogóle robi w Hogwarcie... Dodatkowo, Pansy podobał się Dracon. Czasem, gdy arystokrata miał dobry humor, pozwalał dziewczynie na nieco więcej, lecz ona jest przekonana, że robi to dlatego, że ją kocha. Co za bzdura. On przecież nie kocha nikogo.

-Przestań - syczy, a ona patrzy zadowolona z siebie - Nie dotykaj mnie.

Piszczy obrażona, gdy spycha ją ze swoich kolan na ławkę. Otrzepując się odchodzi od nich. Nikt go nie pyta, dokąd idzie, już od dawna wiedzą, że i tak nie dostaliby odpowiedzi.

Wędruje bez celu po pociągu, nie myśląc o niczym. Stara się ignorować częściowo przerażone spojrzenia a już w szczególności te, którymi obdarowują go puste dziewczyny. Patrzy na nie z pogardą, a one wypychają obrzydliwie wargi. Ohyda.

Draco nie wiedział, dlaczego stoi przed schowkiem na miotły. Próbuje przypomnieć sobie czemu tu przyszedł, aż nagle orientuje się, że jest już środku!

- Lumos!

Chce otworzyć drzwi i wyjść z pomieszczenia, lecz są one zamknięte. Przekłada różdżkę do drugiej ręki i stara się otworzyć je z uderzenia ramieniem. Bezskutecznie.

- To się nie uda, Draconie Malfoy. Może nie będziesz stale takim dupkiem.

Podskakuje wystraszony na dźwięk głosu starszego mężczyzny.

- Kto tu jest?! Pokaż się!

W odpowiedzi dolatuje do niego głośny śmiech i oślepiające zaklęcie, przed którym nie zdążył się obronić. Czuł się źle i kręciło mu się w głowie a po chwili jego powieki były ciężkie jak z ołowiu. Opadł bezwładny na ziemię.

Witajcie!
Chciałam Ci serdecznie podziękować, że dajesz szansę mojej opowieści. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak mnie to cieszy. Pisz śmiało, co o nim myślisz, co ci się podoba, co byś zmienił*.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro