Dawno i nieprawda

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ulica Pokątna. Dobrze znana każdemu czarodziejowi i czarownicy w Londynie. Sklep z różdżkami, krawcowa, bar, lodziarnia, księgarnia, Magiczne Dowcipy Weasley'ów, ogromny bank na końcu i wiele, wiele innych. Gdzieś pomiędzy tym, w witrynie budynku z jedną z najnowszych działalności, lśnił złoty napis. 

I żyli długo i magicznie. 
Granger&Weasley

Pewna kobieta właśnie kierowała się w jego stronę. Pewny siebie chód, elegancka marynarka podkreślająca jej temperament i te bujne loki. Otworzyła zamki i zniknęła w środku. Chwilę później wnętrze rozjaśniły światła, a z bliska można było usłyszeć delikatną muzykę. W środku znajdowały się wysokie regały z katalogami, szafa zamykana zaklęciem z segregatorami poszczególnych klientów, dwa biurka i wysokie schody, które pięły się z dwóch stron pomieszczenia, prowadząc na zaplecze i do głównego biura. 

Ta nieduża firma podbijała w ostatnim czasie weselny rynek. Gryfonki zdecydowały się na ten interes po tym, jak obie były druhnami Luny Longbottom na jej ślubie i bardzo im się to wszystko spodobało. Postanowiły spróbować swoich sił w branży na stopie i magicznej i mugolskiej.

Jedna z właścicielek skierowała się na zaplecze. Odłożyła torebkę, zaparzyła sobie herbaty i wróciła do głównego pomieszczenia, gdzie usiadła nad jednym ze zleceń, które niedawno przyjęły. Pani młoda miała bardzo wymyślne wymagania, ale czego się nie robi dla szczęścia innych. Gdyby miała na ten temat inne zdanie, nie prowadziła by obecnie tej firmy. Zajęła się pisaniem listów do konkretnie wybranych punktów usługowych i sklepów.

Jakąś godzinę później drzwi frontowe otworzyły się, a dzwoneczek nad nimi zadźwięczał. Do budynku weszła Ginevra Weasley, druga właścicielka. Jej długie, ognistorude włosy układały się w piękne fale, a usta zostały podkreślone bordową pomadką. Na jej ustach widniał triumfujący uśmiech. 

- Cześć, Herm - podeszła do biurka przyjaciółki i postawiła na nim kubek z parującą kawą, udekorowaną bitą śmietaną.

- Cześć, widzę po twojej minie, że Harington podpisał umowę - uśmiechnęła się dumnie. 

- Bez zastrzeżeń - ruda wypięła pierś - Jak mu to wszystko przedstawiłam, to stwierdził, że jego narzeczona zasługuje na wszystko, co najlepsze i najwyżej pojawi się dopiero na ślubie, bo będzie siedział w pracy.

- Ta jego laska to się umie ustawić. Owinęła go sobie wokół palca - mruknęła Hermiona. Przywołała zaklęciem łyżeczkę i zaczęła zbierać śmietanę, która przykrywała czarny, aromatyczny płyn.

- Mugolki jednak nie są takie głupie - zażartowała w odpowiedzi Ginny, będąc już na górze schodów. Szatynka pokręciła głową, wracając do pisania kolejnego listu, a niedługo później dołączyła do niej przyjaciółka. 

Tego dnia miały do załatwienia wiele rzeczy, tak więc po dwunastej starsza z dziewczyn wyszła i aportowała się po kolei na salę, do sklepu z alkoholami, jubilera i zbierała potwierdzenia. Obrączki, które wybrali młodzi, były najbardziej oryginalnymi, jakie widziała, przeszło jej przez myśl. Do biura wróciła dopiero po piętnastej, mając nadzieję, że wyciągnie rudą na obiad. Przekraczając próg prawie zderzyła się z wychodzącą kobietą.

- Oh, przepraszam bardzo - uśmiechnęła się uprzejmie i zrobiła krok w tył, aby przepuścić wysoką, brązowowłosą piękność.

- Nic się nie stało, panno Granger. Miałam nadzieję, że uda mi się jeszcze dziś panią poznać.

- Nie rozumiem - jej wyraz twarzy zmienił się odrobinę. 

- Tracy Higgs bardzo panią zachwalała.

- Ah - machnęła lekko ręką - Mam rozumieć, że będziemy razem pracować - po skinieniu głową kobiety, wyciągnęła dłoń w jej stronę - W takim razie, Hermiona Granger, miło mi.

- Astoria Greengrass, za niedługo Malfoy - była gryfonka zesztywniała. Kobieta posłała jej wyniosły uśmiech i odeszła w swoją stronę. 

To nie może się skończyć dobrze - pomyślała i, ze zbolałą miną, w końcu weszła do środka. 

***

- Już podpisała umowę? 

- Tak. Weszła, przedstawiła oczekiwania, w ogromnym skrócie powiedziałam, że wszystko jest do zorganizowania, a ona spytała, gdzie ma podpisać - powiedziała równie zdziwiona Ginny. Wyszły na obiad do jednej ze swoich ulubionych, włoskich restauracji i w tej sytuacji nie potrafiły sobie odmówić wina. 

- Zapowiada się ciekawie - zakpiła szatynka, opierając głowę na dłoni. 

- Nie słyszałaś najlepszego...

- To znaczy? Weź mów.

- Ona chce ślub za miesiąc - zaśmiała się niezręcznie, po czym włożyła kawałek kurczaka do ust, żeby nie powiedzieć o kilka słów za dużo. Hermiona na to otworzyła szerzej oczy. Owszem, zdarzali się i tacy zapaleńcy, ale mieli obecnie maj. Jak miała to zorganizować, gdy tu powoli zaczynał się sezon ślubny? 

- Wymyśliła - wysyczała, po czym wzięła głęboki oddech i zamyśliła się na chwilę. Westchnęła, zanim ponownie zaczęła mówić - Zrobimy to. Zorganizujemy im taki ślub, jakiego jeszcze nikt nie widział - Ginny uniosła na nią zszokowany wzrok. Granger siedziała wpatrzona w ulicę za oknem - Mają pieniądze, jeśli chcą mieć magiczne wesele, to właśnie takie im sprezentuję. To pieprzony Malfoy. O tym ślubie będzie głośno, jak jeszcze o żadnym w ciągu ostatniej dekady. Będzie naszą przepustką, reklamą, jakiej nikt inny jeszcze nie miał. 

- Nie wiem, czy jesteś do końca świadoma tego, co mówisz, ale zgadzam się z tobą - Ginny pokiwała głową na zgodę. Po chwili ciszy uniosła kieliszek w górę, patrząc zdeterminowanym wzrokiem na przyjaciółkę - Za ślub, który zagwarantuje naszej firmie miejsce VIP w tej branży.

- Za najlepszy ślub, który zorganizujemy - po czym rozległ się charakterystyczny dźwięk uderzającego o siebie szkła.

***

Astoria przyszła do nich już następnego dnia i wybrała wstępną lokalizację, gdyż w tym przypadku była to najistotniejsza kwestia. Dziewczyn w ogóle nie zdziwił fakt, że padło na ogromny, luksusowy hotel w samym środku Barcelony. Nie były pewne jak to się stało, że w ogóle załatwiły ten termin, ale były z siebie szalenie dumne. Ich klientka, dwie godziny po opuszczeniu firmy,  wysłała im list, kiedy mogą się wspólnie aportować do wybranego miejsca, aby je obejrzeć z bliska.

Spotkanie z parą miało się odbyć już dwa dni później. Hermiona i Ginny pracowały jak skrzaty domowe przez ten czas. Zbierały najnowsze próbki, ściągały do sklepu nowe wzorniki, dzwoniły po sklepach, gwarantując ogromny rozgłos. Były przygotowane pod każdym aspektem. 

Hermiona wstała tego dnia wcześniej, niż zwykle. Wzięła letni prysznic, ułożyła ładnie włosy, pomalowała się i ubrała swój ulubiony garnitur. Dobrała odpowiednie szpilki i biżuterię. Dopilnowała, aby marynarka nie odsłaniała czarnego biustonosza, gdyż do tego zestawu nie ubierało się bluzki pod spód i dopiero wtedy wyszła z domu. Czuła się jak bizneswoman, która za chwilę podpisze umowę swojego życia. Lub cyrograf z diabłem, jak kto woli.

Na ulicy Pokątnej była chwilę później. Ginny już stała przy drzwiach i właśnie je otwierała. Również wyglądała bardzo profesjonalnie. Posłała jej pewny uśmiech i razem weszły do środka. Przygotowały wszystko co potrzebne i nie czekały długo na dzwoneczek, który oznajmił przyjście ich najnowszych klientów. 

Wyglądali jak wyjęci z okładki. Ona, piękna, wytworna, w plisowanej spódnicy za kolano i podkreślającej dekolt koszuli, z uśmiechem na twarzy. On, w skrojonym idealnie garniturze, nieprzyzwoicie, lecz drapieżnie odpiętymi pierwszymi guziczkami koszuli i ten wzrok. Twardy, chłodny, pewny siebie. Nie okazał żadnej z kobiet, że kiedyś byli nieprzyjaciółmi. Był profesjonalny. Zmierzyli się obojętnym spojrzeniem.

- Hermiono, Ginny, cieszę się, że udało wam się wszystko tak szybko przygotować - zaczęła była ślizgonka - Mój narzeczony, Draco Malfoy, choć pewnie już się znacie - zaśmiała się sztucznie. Ruda miała ochotę zazgrzytać zębami.

- Tak, już się znamy - powiedziała starsza z dziewczyn - Witam - wyciągnęła dłoń w jego kierunku z neutralnym wyrazem twarzy. Nie pozwoliła sobie na żadne skrzywienie czy przymrużenie oczu.

- Dzień dobry - uścisnął jej rękę, a potem powtórzył to samo z Weasley'ówną. 

- Zapraszam państwa na górę, do biura. Stamtąd siecią fiuu przeniesiemy się prosto do Barcelony - gestem ręki Ginny wskazała na schody. Parę minut później, po padaniu dokładnego adresu, byli już w niedużym, jasnym pomieszczeniu. Za oknem rozciągał się piękny widok na złocistą plażę i Morze Balearskie. Ze względu na to, że gryfonki nie pierwszy raz miały do czynienia z tym miejscem, były już umówione z dyrektorem obiektu, że same oprowadzą swoich klientów.

Przeszli oszklonymi korytarzami aż do głównej sali. Cała była utrzymana w bieli i złocie. Szerokie kolumny nadawały miejscu charakteru, tak samo jak zwisające, ogromne żyrandole. 

- Stoły możemy ustawić i okrągłe i prostokątne. Główna ceremonia może odbyć się zarówno w sali naprzeciwko, jak i na zewnątrz. Nakrycia, kolorystka, ozdoby, oczywiście wszystko do wyboru - opowiadała w skrócie panna Granger. Wymieniła wszystkie zalety i wspomniała o terminie, kiedy mogliby się umówić na degustację menu oraz tortów, które zapewniał hotel. Widziała po minie Astorii, że się jej podoba. Oczy się jej świeciły, gdy patrzyła na wszystkie ozdobne, trzeba podkreślić, kosztowne, detale.

- Co myślisz Draco? Wydaje się idealna - zwróciła się do niego. Cała trójka popatrzyła na blondyna. Gryfonki myślały, że to będzie tak, że przyszła pani Malfoy wszystko wybierze, a on się na wszystko zgodzi, jednak dopiero po chwili dotarło do nich, jak bardzo się myliły...

- Chyba sobie żartujesz - na jego twarzy pojawiła się czysta kpina i zdenerwowanie - Ja bym tu  nogi więcej nie postawił, a ty chcesz brać ślub w takim miejscu? I ty się uważasz za godną nazwiska Malfoy? - obrócił się o trzysta sześćdziesiąt stopni, jeszcze raz się wszystkiemu przeglądając. Na jego twarzy wymalował się niesmak. Dziewczyny zamilkły w szoku.

- To najlepsze miejsce z dostępnych. Mojej rodzinie na pewno się spodoba, więc co tobie nie pasuje? - ją także opanowały nerwy.

- Błagam cię, Astoria. To jakaś speluna. Jeśli chcesz tu brać ślub, to nie ze mną - prychnął i wyszedł na zewnątrz przez ozłocone drzwi tarasowe. Kobiety jeszcze przez moment stały jak zamrożone, ciszę przerwała dopiero była ślizgonka.

- Bardzo za niego przepraszam - jej twarz przybrała ostrych rumieńców - Widocznie mamy całkiem inne wyobrażenie tego dnia, nie rozmawialiśmy o tym wcześniej - mruknęła, chcąc się wytłumaczyć - Nie wiem co w niego wstąpiło.

- Może ja pójdę z nim porozmawiać, a Ginny przedstawi pani proponowane menu? - Hermiona uśmiechnęła się sztucznie, chcąc jakoś poprawić humor dziewczynie. Co z tego, że gdzieś głęboko w środku miała z jego wybuchu dobry ubaw. Szatynka kiwnęła głową na zgodę z wdzięcznym wyrazem twarzy. Ruda skinęła jej dyskretnie głową i wyszła z sali razem z Greengrass. 

Była gryfonka westchnęła głośno i, po wzięciu uspokajającego wdechu, wyszła za blondynem. Nie odszedł daleko. Stał przy niewysokiej skarpie i patrzył na rozciągającą się niżej plażę. W dłoni miał papierosa, którego co chwilę przybliżał do ust. Nie odwrócił się, gdy podeszła.

- Darujmy sobie tytuły - zaczęła, gdy była w odległości metra. Stanęła patrząc w tę samą stronę, co on - Co tak naprawdę ci nie pasuje, Malfoy? Nienawiść zżera cię tak bardzo, że nie pozwolisz mi zorganizować tego ślubu za wszelką cenę? - w odpowiedzi usłyszała jego prychnięcie, co trochę ją zdziwiło, ale nie pokazała tego.

- Może tego nie wiesz, Granger, ale nie zawsze chodzi o ciebie - powiedział tajemniczo, wziąć nie odwracając głowy - Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy, dobrze ci radzę.

- Tak się składa, że to też moja sprawa, ponieważ w moim biurku leży podpisana przez twoją narzeczoną umowa.

- Dobrze, że to zaznaczyłaś - pierwszy raz obrócił twarz w jej stronę, patrząc prosto w jej oczy koloru mlecznej czekolady - To jej podpis tam widnieje i tego się trzymajmy - jego oczy były dziwne, jego półuśmiech tak samo. Było w nich coś niepokojącego. 

- To magiczna umowa, jeśli jesteś z Greengrass w jakikolwiek sposób powiązany, a umowa dotyczy i jej i ciebie, to wierz mi, działa to tak samo, jakbyś i ty złożył podpis.

- Jeszcze zobaczymy jak to się wszystko skończy. Na twoim miejscu nie produkował bym się tak bardzo.

- Jesteś takim dupkiem - pokręciła głową z dezaprobatą. Nawet tym nie wybiła go z równowagi - Ona załatwia wszystko za ciebie, ja i Ginny załatwiamy wszystko za was, a ty jeszcze marudzisz.

- Czy to nie twoja praca? Załatwianie wszystkiego za innych? - kątem oka zmierzył jej profil - Też tak myślę, więc to ty nie narzekaj - wyrzucił sam filtr, zgniótł go butem i kopnął beztrosko, a ten poleciał z wiatrem w dół. Jeszcze raz popatrzyli sobie prosto w oczy. Draco poprawił mankiet koszuli oraz marynarkę i skinął jej głową - Dziękuję za dzisiejszy pokaz, panno Granger - zaśmiał się delikatnie przy wymawianiu tytułu, w końcu jeszcze chwilę wcześniej bezwstydnie mówili do siebie po nazwisku. Szatynce drgnął kącik ust, ale szybko się opanowała i również skinęła w odpowiedzi.

- Do zobaczenia, panie Malfoy - pożegnał ją dźwięk zamykanych drzwi. 

Przymknęła oczy i odetchnęła głęboko. Kilka minut później dołączyła do niej Ginny. Popatrzyły na siebie w milczeniu, jakby prowadziły rozmowę. Obie miały wtedy w głowie jedno zdanie. To nie będzie tak łatwe, jak im się mogło wydawać.

***

Hermiona, choć nie przepadała za znoszeniem pracy do domu, cały weekend spędziła na rozmyślaniu o nowych klientach. Nie mogła zrozumieć o co chodzi w tej relacji. Dlaczego tak zareagował? Czy była to zwykła złośliwość, zły dzień, czy naprawdę nie podobało mu się wybrane miejsce? Nic nie miało sensu, gdy zagłębiała się w to bardziej.

W poniedziałkowe południe dzwonek ich drzwi ponownie niespodziewanie się odezwał. Szatynka uniosła głowę znad długiej listy gości, którą sową dostarczyła jej jedna z klientek i w progu ujrzała wysokiego, ciemnoskórego mężczyznę. Mogła by przysiąc, że skądś znała tę diabelską iskierkę w jego ciemnych oczach. Ubrany w biały t-shirt i skórzaną kurtkę wyglądał naprawdę dobrze. 

- Witam drogą panią - odezwał się w końcu, a chrypka w jego głosie spowodowała, że dreszcz przeszedł ją po plecach.

- Dzień dobry, pan w jakiej sprawie? - wstała, poprawiając sukienkę.

- Może się przedstawię, Blaise Zabini, świadek Draco Malfoy'a. Ponoć harpia, znaczy Astoria - poprawił się gwałtownie, choć uśmiech na jego ustach wskazywał na celową pomyłkę, z której był niesamowicie dumny - Wspominała, że się pojawię.

- Hermiona Granger, choć mniemam, że już się znamy - przywitali się uściskiem dłoni - Wspominała coś ponoć, fakt. Niestety, będziesz musiał chwilę poczekać, ponieważ to moja wspólniczka zajmowała się spisaniem wszystkiego. Już po nią zajdę - uśmiechnęła się lekko i już miała postawić nogę na pierwszym schodku, gdy wspomniana chwilę wcześniej sama wyszła z zaplecza. 

- Herm chcesz może kawy? - dopiero po chwili uniosła spojrzenie na byłego ślizgona i zastygła na moment. Jej źrenice powiększyły się odrobinę, gdy tak stała wpatrzona w niego. Ten, jakby nigdy nic, wgapiał się w nią z wzajemnością.

Szatynka, widząc to, nie dowierzała. Wiedziała co się święci. To przecież nie mogło być tak łatwe!

- Halo? - próbowała im przerwać, albo chociaż przywrócić im podstawowe funkcje życiowe, jak mruganie. 

- Tak, tak? - odchrząknęła ruda i zeszła po schodach powoli, uważając na trzęsące się nogi.

- Blaise Zabini - chłopak znalazł się tuż przed nią, gdy stała na ostatnim stopniu. Złapał jej dłoń i ucałował jej wierzch, co wywołało u byłej gryfonki gwałtowny rumieniec.

- Ginny Weasley - powiedziała, w dalszym ciągu lekko przytkanym głosem.

- Czyli to prawda, że gdy dwie osoby są sobie pisane, to odnajdą się nawet po latach codziennego mijania się  - uśmiechnął się słodko, dumny chyba z tekstu, który wymyślił na szybko w swojej pięknej główce.

- Słucham? - odpowiedziała zdziwiona. 

- Oj kochanie, jeszcze się nauczysz, że przy mnie takich sformułowań się nie używa - zaśmiał się dźwięcznie, w końcu pozwalając rudej zejść ze schodów. Dalej patrzyła na niego, jakby zastanawiała się, czy jest prawdziwy.

- Ginny, Blaise przyszedł po ofertę, którą miałaś przygotować dla Greengrass i Malfoy'a - powiedziała szatynka, zaglądając na przyjaciółkę zza ramienia mulata.

- A, tak, już! - przebudziła się nagle, prawie skręcając sobie kostkę, gdy chciała się szybko odwrócić. Na szczęście Zabini ma niezły refleks - Zaraz przyniosę - wskazała na niego palcem, jakby się upewniała, że tam zostanie i będzie na nią czekał.

- Ile będę ci winny, jeśli teraz pozwolisz mi ją wyciągnąć na kawę, a sama zajmiesz się pracą? - powiedział od razu, gdy ruda zniknęła za drzwiami. Hermiona przekrzywiła głowę w zastanowieniu.

- Chcę informację, na wczoraj - uśmiechnęła się słodko. Były ślizgon zmrużył oczy. Handel informacjami w prawdzie miał już w krwi jako wychowanek swojego domu, ale żeby tak z gryfonką?

- Zależy co chcesz wiedzieć - skrzyżował ręce na torsie. Szatynka oparła się biodrem o biurko, powtarzając po nim gest.

- Dlaczego Malfoy zareagował tak gwałtownie i chamsko na wszystko, co zaproponowałyśmy? 

- Okej, zdziwiłaś mnie. Myślałem, że spróbujesz ode mnie wyciągnąć jakieś mroczne sekrety - prychnął - Odpowiedź jest aż nazbyt prosta. Draco musi poślubić harpię. I to nawet nie chodzi o jakąś wieczystą przysięgę - spoważniał - Jego ojciec posunął się do czegoś tak okropnego, że zdziwił pewnie sam siebie, gdy na to wpadł. Smok nie może odmówić, bo gdy to zrobi, umrze. Wierz mi, to nie będzie szybka śmierć. Senior wymyślił sobie, że stworzy najsilniejszy, czysto krwisty ród, jaki istniał. Dlatego jeszcze przed urodzeniem Astorii dobił targu ze starym Greengrassem. 

- To potworne! - krzyknęła nie kontrolując oburzenia, które ją ogarnęło po usłyszeniu tych słów - Jak można sprzedać swoje dziecko?

- Widzisz Granger, nasze życie nie zawsze jest kolorowe, mimo srebrnych łyżeczek przy szkarłatnych kieliszkach - mruknął, na chwilę tracąc dobry humor, który jeszcze niedawno tryskał od niego jak żywy - Dlatego Draco próbuje... - przerwało im pojawienie się Ginny.

- Proszę, tu jest wszystko, co przygotowałam dla Malfoy'a i narzeczonej - podała mu klaser średniej grubości. Mężczyzna, przyjmując go, nie ośmielił się nie skorzystać z okazji i musnął jej dłoń palcami. 

- Wyśmienicie, bardzo ci dziękuję - uśmiechnął się szarmancko - Czy w geście podziękowania pozwolisz się wyciągnąć na kawę? - rudowłosa przygryzła wargę, zerkając na przyjaciółkę. Hermiona w odpowiedzi wywróciła oczami i machnęła na nią ręką, zgadzając się zostać samej. Zauważyła, że ta niemal podskoczyła z radości.

- W sumie czemu nie, zabrałam w końcu pracę do domu na weekend - powiedziała, jakby wcale nie chciała z nim iść. Przywołała kurtkę i po chwili ich nie było.

Panna Granger wyjrzała za nimi przez witrynę. Wyglądali jak nastolatki. Pokręciła głową z uśmiechem. Jej przyjaciółka zawsze miała szczęście do facetów, a Blaise wydawał się nią oczarowany jak szczeniak.

Wróciła do biurka, ale nie mogła się skupić. Cały czas myślała o tym, jak ciężko musi mieć Malfoy w takiej sytuacji. Co ona by zrobiła? Nie umiała sobie tego nawet wyobrazić.

***

- Nienawidzę cię! 

- Oj bo się popłaczę.

- Jesteś okropny! Dlaczego my w ogóle organizujemy ten ślub?

- Właśnie sam tego nie rozumiem! 

Ginny i Hermiona stały, podpierając ściany i miały nadzieję, że pozostaną niezauważone. Były dzień po pięknym ślubie państwa Roonie, który zorganizowały w cztery miesiące. Wszystko odbyło się zgodnie z planem. Szkoda, że nie mogły tego powiedzieć o przyszłych Malfoy'ach. To było ich trzecie spotkanie, a oni żarli się coraz bardziej. 

Ona powiedziała to, on coś całkiem innego. Astoria chciała bordowy, on szmaragdowy. Ona biel, on czerń. Ona wieprzowinę, on kurczaka. I tak w kółko i w kółko. Chyba wszyscy już mieli tego dość.

Nagle do pomieszczenia przemknął się, niby niezauważalnie, Diabeł z prowiantem kofeiny. Stanął tuż przy dziewczynach, podając Ginny karmelową latte, a Hermionie czarną z bitą śmietaną. Podszedł też niczym ninja do Dracona i wręczył mu czarną z cukrem. Sam zaczął delektować się czarną, bez cukru i mleka. Kawa to nałóg.

- Jak śmiesz się tak do mnie odzywać?

- Ja?! Czy ty kurwa kiedyś słyszałaś siebie? Bo chyba coś ci się pomyliło, Astorio!

- O co tym razem? - szepnął mulat do dziewczyn. Objął Ginny ramieniem i przyciągnął bardziej do siebie, a ta uśmiechnęła się pod nosem na jego gest.

- Tak właściwie to nie wiadomo - odpowiedziała znużona Hermiona, nabierając na palec biały puch i wkładając go następnie do ust. Nagle nastała cisza. Uniosła wzrok i zobaczyła wpatrzonego w nią blondyna. Wszyscy patrzyli na nią. Chyba powiedziała to za głośno...

- Dobrze, drodzy państwo - odchrząknęła - Widzę, że ciężko tu będzie z kompromisem, ale sugerowała bym, abyście się na moment rozeszli i odetchnęli świeżym powietrzem - ponownie tego dnia ujrzała w stalowych oczach niechęć i kpinę. Zagotowało się w niej - Blaise - warknęła, a ten aż oderwał się gwałtownie od rudej - Idziesz z nami - wskazała na Pokątną za oknem, dając do zrozumienia blondynowi, że też ma wyjść.

Nie zwracała uwagi na ich zdziwione miny. Wyszła jako pierwsza, zarzucając mocno włosami z frustracji. Miała dość tej pary, tego ślubu, tego zlecenia.

- Nie za bardzo się rządzisz, Granger? - usłyszała za sobą, przez co nabrała ochoty, aby coś zgnieść.

- Jeszcze raz wywołasz taką awanturę, Malfoy, a obiecuję ci, że nie wyjdziesz z tego cały - syknęła.

- Gadaj sobie co chcesz. Płacę, więc musisz znosić mnie i moje wymysły.

- Wymysły twojej narzeczonej może i tak, ale nie twoje humorki - zaczęła iść w stronę Dziurawego Kotła, potrzebowała czegoś mocniejszego. Widocznie mężczyźni nie zamierzali zaprzeczyć, gdyż ruszyli prosto za nią.

- Humorki mają kobiety, ja to nazywam wymaganiami.

- Szkoda, że tak naprawdę to nie wymagania, tylko usilne próby poprawienia sobie samopoczucia, bo musisz ją poślubić - usłyszała jak w sekundę przyspieszył kroku. Już prawie była w drzwiach do pubu, gdy naparł na jej ciało i przygwoździł do ściany obok.

- Coś ty powiedziała? - był wściekły i patrzył na nią z góry. Przełknęła jak najspokojniej ślinę, aby nie dać mu satysfakcji.

- Chcesz mi powiedzieć, że z miłości tak się kłócicie? A może to taka gra wstępna?

- Nie żeby coś, ale to wasze kłótnie są bardziej podniecające, niż te Smoka z harpią - oboje na moment zapomnieli o Zabinim, który chyba dopiero wtedy zrozumiał, jak te słowa zabrzmiały, patrząc na to, jak blisko siebie stali - To ja pójdę znaleźć dla nas stolik - wskazał na wnętrze knajpy i zniknął w środku.

Hermiona odchrząknęła ponownie i skierowała wzrok w górę. Dalej się jej przyglądał. Jego oczy nie mówiły nic, były zasnute kotarą obojętności, choć spięta twarz pokazywała, że rozmyśla nad czymś.

- Nie wchodź mi w życie, Granger. Do łóżka lepiej też - powiedział zimno i pochylił się lekko - Bo wierz mi, twój czerwony stanik może już nie być po tym w takim dobrym stanie - odsunął się od niej, znikając za Blaise'em.

Zatkało ją. Dopiero po chwili zrozumiała, że gdy się tak nad nią nachylał, musiał zobaczyć zbyt wiele. Przeklęta marynarka! No ale co miała poradzić, skoro do niej nie zakłada się bluzki! Tupnęła nogą, prawie skręcając sobie kostkę przez szpilkę, która wylądowała pomiędzy kostkami brukowymi.

***

- Hahahaha! Nie wierzę, że tak ci powiedział! - Ginny bawiła się wręcz doskonale, pomijając moment, gdy zgięła się ze śmiechu i wylała czerwone wino na biały dywan.

- Wierz mi, że ja też - Hermiona siedziała na kanapie, z jedną ręką na jej oparciu, drugą zaś miała ułożoną na kolanie. W dłoni obracała kieliszek. W jej umyśle co chwilę pojawiał się obraz Malfoy'a przed Dziurawym Kotłem. I tego, jak w sekundę wrócił do tej swojej chłodnej obojętności.

- Kolejny klient, który podrywa którąś z nas - zaćwierkała żartobliwie ruda, posyłając jej znaczące spojrzenie.

- Nie przypominaj mi tego łysego typa! To było obrzydliwe i nie mówię już o samych tekstach, ale jak na ciebie patrzył... To było po prostu niesmaczne - Granger skrzywiła się mocno, biorąc następnie duży łyk wina.

- A weź, do dziś mam dreszcze - żeby podkreślić ważność słów udała, że przechodzi ją dreszcz - Co nie zmienia faktu, że Malfoy jest dość przyjemny dla oka.

Oj, Hermiona zdawała sobie z tego sprawę. Wychodziła z założenia, że faktom się nie zaprzecza. Blondyn był przystojny. Czas był dla niego korzystny, choć siłownia na pewno też zrobiła swoje. Pozostawały jednak inne kwestie, takie jak to, że nigdy by się nie dogadali i najważniejsza, był zaręczony... śmiertelnie, jeśli tak to można określić.

- Nie baw się w swatkę z klientem, wiewióra - pogroziła palcem przyjaciółce.

- On sam gapił ci się w stanik, nie miałam z tym nic wspólnego - wzruszyła ramionami.

- Przestań!

- Mówiłam ci, że te marynarki są świetne!

- Tak, Blaise jest zachwycony, obie to widzimy - prychnęła.

- To chore - Ginny przygasła na moment. Było widać, że się zastanawia - Minęło pięć dni, a czuję, że przy nim latam - uśmiechnęła się słodko. Wypowiadała kolejne słowa z niepewnością - Wiem, że to ślizgon, ale naprawdę dobrze się przy nim czuję. My praktycznie cały czas piszemy albo rozmawiamy. Ile on o mnie już wie... Ja o nim w sumie też - zaczęła rozmyślać.

- To była strzała amora po latach nienawiści - Hermiona niby to lekko zażartowała, ale iskierki w oczach rudej mówiły same za siebie i tak samo było w przypadku Blaise'a. Zauroczyli się, gdy ich oczy tylko się spotkały.

- No dobrze, ale wracając. Nie wiem, co jeszcze możemy wymyśleć dla Malfoy'a i harpii... Znaczy Astorii!

- Za dużo czasu z Diabłem - Hermiona przymrużyła oczy, po czym się zaśmiała. Zaraz jednak przyszło głębokie westchnienie - Też nie wiem, co dalej robić. W którą stronę iść, co proponować. To jest po prostu męczące.

- Malfoy już proponował, że może cię inaczej wymęczyć - Weasley'ówna zrobiła minę pedofila, a zaraz dostała za to po głowie poduszką. Zaczęły okładać się nimi, jedna przez drugą. Dopóki szkło nie uderzyło o szkło, a szkarłatna ciecz nie wylała się prawie w całości na kapcie dziewczyn.

- No nie! Znowu? - rozległ się jęk i śmiech jednocześnie.

***

Draco Malfoy pracował w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów już, ponoć, od dwóch lat. Z tego co słyszała, piął się po szczeblach kariery w niezłym tempie i polował na kolejny awans. 

Była gryfonka wjechała na drugie piętro ministerstwa i zaczęła poszukiwania jego gabinetu. Astoria przesłała im rano list, że wyjechała w poszukiwaniu idealnej sukni ślubnej, ponieważ nic z przedstawionych przez dziewczyny trendów jej nie spasowało. Uparta wiedźma. No ale fakt był taki, że miały kilka papierów do podpisania na już. Dlatego postanowiła się u niego zjawić osobiście i szybko to załatwić. 

Chwilę zajęło jej szukanie jego biura, ale w końcu ujrzała na drzwiach złotą tabliczkę z imieniem i nazwiskiem. Zapukała lekko i uchyliła drzwi.

- Dzień dobry, pani w jakiej sprawie? - przy biurku siedziała niska, niebieskooka dziewczyna o czarnych włosach przechodzących w brąz. Miała na sobie nie do końca służbowy strój, a usta były rozciągnięte w wąską kreskę.

- Muszę porozmawiać z Malfoy'em, jest u siebie? - skierowała się od razu w stronę drzwi.

- Pan - zrobiła nacisk na to określenie - Malfoy jest obecnie bardzo zajęty i nie przyjmuje gości z ulicy - posłała jej kpiący uśmiech. Szatynka zmierzyła wzrokiem swoją rozmówczynię i prawie się zaśmiała. Zazdrość zżerała to dziewczę żywcem. 

- Mów co chcesz, zajmuję się organizacją jego ślubu i i tak tam wejdę - nie skończyła mówić, a już wyciągała rękę do klamki. 

- Nie wolno! 

- Wolno wolno - mruknęła pod nosem i pchnęła skrzydło.

Blondyn przechadzał się po biurze i dyktował list, nad biurkiem unosiło się samonotujące pióro. Fajny bajer, może powinno sobie takie sprawić? Gdy usłyszał otwieranie zamka, odwrócił głowę w jej stronę.

- Granger? - zdziwił się, a po chwili popatrzył na pióro - Wykreśl ostatnie - westchnął. Podszedł do biurka i schował kartki wraz z urządzeniem do szuflady - Co ty tu robisz?

- Mówiłam jej, panie Malfoy, że ma nie wchodzić, ale z nią jest coś nie tak - syknęła, zerkając na szefa z oczekiwaniem, kiedy przyzna jej rację.

- Zostaw nas, Mandy - nawet kątem oka na nią nie popatrzył. Hermiona po raz kolejny miała ochotę prychnąć głośno, jednak się powstrzymała. Patrzyli sobie w oczy przez cały czas. Usłyszała trzask zamykanych drzwi i nastała cisza.

- Więc? - oparł się o biurko, praktycznie na nim siadając, odpiął trzy pierwsze guziki koszuli i podwinął rękawy. Wskazał jej krzesło, które stało obok niego.

- Twoja narzeczona postanowiła wyjechać, nie mówiąc nam o tym, a ja potrzebuję kilku podpisów od którego z was, obojętnie którego, więc padło na ciebie - zajęła miejsce, patrząc teraz na niego z dołu. 

- Ten ślub mnie wykończy - westchnął, chowając twarz w dłoniach - Co ja mówię, harpia mnie wykończy - warknął. 

- Zawsze myślałam, że to ja doprowadzę cię do takiego stanu - uniosła na moment wzrok znad teczki i popatrzyła mu w oczy z niewinnym uśmieszkiem, który on odwzajemnił.

- Wszystko lepsze, niż ona, nawet ty, Granger - skrzyżował ramiona na torsie, przez co biała koszula opięła się mocniej na całej klatce piersiowej. Na chwilę dłużej zawiesiła wzrok, zrobiło się jej trochę duszno. Następnie podała mu papiery, a on złapał za podkładkę z biurka, żeby nie składać podpisu na kolanie i machnął kilka parafek.

- Naprawdę jest aż tak źle? - oparł łokcie na kolanach, zastanawiając się, co mogłaby ewentualnie powiedzieć.

- Co ja ci będę opowiadał, znasz ją, znasz mnie - zerknął na nią, po czym wrócił do patrzenia na pustą ścianę - A fakt, że byliśmy świadomi tej przysięgi? klątwy? w niczym nie pomógł. Ona chce pieniędzy, ja chcę spokoju od niej. Wcześniej czy później nie wytrzymamy i się pozabijamy. Także jakbyś usłyszała kiedyś o makabrycznym morderstwie z udziałem przystojnego blondyna miliardera, to możesz mi sprawić ładny pogrzeb. Najlepiej ze smokiem w tle, żeby mnie zapamiętali - zaczęła chichotać mimowolnie pod nosem -  O i chcę hołd na miotłach.

- Coś jeszcze, marzycielu? 

- Tak, szlochy moich wrogów mają się nieść po całym cmentarzu - rozciągnął rękę i zatoczył nią okrąg, jakby pokazywał coś w oddali - Twój ma być najgłośniejszy - wyszczerzył się wrednie, na co prychnęła.

- Zatańczę na twoim grobie, Malfoy - wyprostowała się, przyjmując dumną postawę.

- Możesz mi to teraz zaprezentować - przechylił głowę w bok - Tak dla zasady, jakby coś trzeba było poprawić - patrzył jak zaciekawiony kot, ale w jego oczach było również rozbawienie. Potarmosił jej włosy jak dziecku. Nabrała rumieńców wściekłości.

- Marzenia są za darmo - puściła mu oczko, wstając. Ruszyła do wyjścia, otworzyła drzwi i już miała rzucić coś na do widzenia, ale on zarzucał właśnie marynarkę na jedno ramię i szedł w jej stronę.

- Chodź, zjemy razem obiad, jestem głodny - pchnął ją lekko, gdy zdziwiona zapomniała jak się chodzi. Zamknął za nimi drzwi i popatrzył na sekretarkę, która sztyletowała wzrokiem Hermionę - Mandy, wychodzę, nie wiem czy wrócę. Jakby Astoria pisała, to mnie nie ma, innych ewentualnie umów na spotkanie - machnął ręką i położył dłoń na lędźwiach szatynki - Na co masz ochotę?

- Co to było? - zapytała, gdy opuścili biuro i szli korytarzem do wind.

- Donosi na mnie Astorii od samego początku, czego bym nie zrobił, z kim wyszedł, kto mnie odwiedził, a w zamian ona daje jej jakieś markowe ciuchy czy błyskotki od czasu do czasu. W dodatku obie myślą, że nic o tym nie wiem - pokręcił głową, jakby był szczerze zawiedziony.

- Więc zrobiłeś to specjalnie? 

- Będziesz moją przepustką do wolności - poruszył brwiami, a na twarzy gryfonki pojawiło się zwątpienie.

- Co masz na myśli?

- Przecież znasz nasz układ, w końcu Diabeł ci się wygadał - znowu nacisnął mocniej na dół jej pleców, żeby weszła do windy - Serio pytałem, na co masz ochotę? Może sushi? 

- Czemu nie - powiedziała niepewnie, przeciągając ostatnią samogłoskę.

- Znam super knajpę - odpowiedział z uśmiechem.

***

- Co miałeś na myśli mówiąc, że będę twoją przepustką? Przecież ja ci tylko ślub organizuję - popatrzyła na niego niezrozumiałe, z zainteresowaniem.

- Astoria przed innymi gra taką, która nie znosi zdrady. W rzeczywistości sama to robi, a taką informację wykorzystała by, żeby narobić szumu wokół siebie - powiedział ze stoickim spokojem, obracając szklanką w dłoni.

- Czekaj co? - wyrwało się jej, nim zdążyła pomyśleć.

- A jak to wyglądało twoim zdaniem? - prychnął 

- O czym mówisz?

- Wpadasz do mojego biura znikąd, masz gdzieś moją asystentkę i wchodzisz do środka jak do siebie. Ja każę jej wyjść, nawet nie proponuję ci kawy, co jest u mnie raczej standardem. A po czasie wychodzisz, czerwona i z lekko roztrzepaną fryzurą, do tego ja w rozpiętej koszuli, zgarniający cię bliżej siebie i zabierający nie wiadomo gdzie i w jakim celu - uśmiechnął się drapieżnie, dumny z intrygi, którą wymyślił.

- Masz nie po kolei w głowie - przeanalizowała sobie to wszystko jeszcze raz i syknęła - Nikt się na to nie nabierze, Malfoy - rzuciła pałeczkami o talerz, co go rozbawiło. 

- Skąd wiesz, skąd wiesz - zaczął dumać, doskonale się bawiąc.

- Ponieważ wszyscy dobrze wiedzą, że brzydzisz się mugolaków. Plus, umówmy się, Astoria w życiu nie uwierzy, że wybrałbyś mnie, a nie ją - machnęła ręką. Długo nie odpowiadał, aż w końcu podniosła głowę znad jedzenia. Wpatrywał się w nią w zamyśleniu. Ponownie - Malfoy.

- Zastanawiam się, daj mi pole do popisu - wzruszył ramionami.

- Nad czym niby? Przecież to, że ją zranisz, niczego nie zmieni. I tak skończycie razem...

- Czekaj, przecież Blaise mówił, że gadaliście o tym układzie - oparł łokieć na stole, a na dłoni głowę i patrzył na nią niezrozumiale.

- No tak - zmarszczyła brwi.

- To dlaczego mówisz, że to nic nie da?

- No bo tak jest przecież. Musicie wziąć ślub, chyba że chcesz umrzeć w męczarniach, to możesz odmówić - wyartykułowała jak ułomnemu.

- O proszę, to jednak nie wiesz wszystkiego - zaśmiał się pod nosem. Chwilę kręcił głową z dezaprobatą, co zdenerwowało gryfonkę - Czy ty myślisz, że gdybym nie miał w tym celu, zachowywał bym się w ten sposób? Robił te wszystkie afery?

- Zgadzam się, twoje zachowanie nie ma sensu.

- Daj mi skończyć, kobieto - wywrócił oczami - I tu cię zdziwię, bo właśnie ma. Tylko o mnie jest mowa, że nie mogę zrezygnować - oczy Granger otworzyły się szeroko - Astoria kocha pieniądze i podejrzewam, że kiedyś kochała i mnie, ale poznała się na mnie już lata temu i wie, że nie ma na co liczyć. Ona może zrezygnować z tego małżeństwa bez konsekwencji i...

- I ty jej w tym pomożesz.

- Dokładnie - wyszczerzył się, rozsiadając się wygodnie.

- Jesteś głupi - mruknęła, a on się zaśmiał - I genialny jednocześnie. To chore - złapała za szklankę z sokiem i wzięła duży łyk.

- Wolę określenie inteligentny inaczej, choć jest ono zarezerwowane głównie dla Blaise'a.

- Oboje jesteście walnięci - westchnęła.

- Dlatego tak nas wszyscy kochają. Ty też, Granger, ale jeszcze tego nie wiesz.

- Po moim trupie.

- Da się załatwić - mrugnął do niej i włożył sobie do ust kawałek z nóżką krabową. Myślała, że nie zdziwi jej już nic, ale kilka godzin w jego towarzystwie było naprawdę ciekawych i miłych. To dopiero było dziwne.

***

Ślub zbliżał się ogromnymi krokami. Nim się obejrzeli, został tydzień do ceremonii, a Draco chodził coraz bardziej podenerwowany. Umówmy się, powiedzieć, że był nieznośny i zachowywał się jak rozwydrzone dziecko, to było naprawdę mało. Mimo to, Greengrass ze swoim rozwydrzeniem i parciem na pieniądze wcale nie była lepsza. Pozostawała jednak na straconej pozycji, gdyż po jej stronie, i to chyba nie do końca, stawała tylko Daphne, która wróciła z długiej delegacji i jako świadkowa starała się pomagać w czym się dało.

Hermiona często podczas tych awantur wywracała oczami, gdy szatynka tylko otwierała usta. Ślizgonka stała się na nią bardzo cięta od sytuacji w biurze Malfoy'a. Miał on rację, że Mandy jest donosicielką. Harpia, jak to gryfonki zaczęły ja pieszczotliwie przezywać, śledziła każdy jej krok, gdy blondyn tylko był w pobliżu i próbowała się czegoś doszukiwać.

Prawda była jednak taka, że i przez związek Ginny i Blaise'a i z powodu podobnych charakterów, Hermiona i Draco zaczęli spędzać razem więcej czasu.

Raz wyszli w czwórkę do baru, co skończyło się na namiętnych tańcach zakochańców, oraz zaciekłej rozmowie pozostałej dwójki. Jakiego tematu nie poruszyli, rozmowa sama posuwała się do przodu; nieważne, czy to był temat naukowy, czy na temat codziennych spraw. Nie było niekomfortowej ciszy czy wymuszonych słów grzecznościowych. Po prostu bardzo dobrze się dogadywali.

Często było tak, że to ruda rozmawiała z siostrami Greengrass, a Granger zostawała z chłopakami. Nie umiała znieść przyszłej panny młodej. Coś ją w niej irytowało i to naprawdę mocno.

Znowu byli w Hiszpanii, aby dobrać ostatnie dekoracje czy ustawienie osób przy stołach itd. itd. Hermiona i Draco wyszli z głównej sali poszukując dyrektora hotelu, z którym koniecznie musieli dogadać pewną kwestię, ale zgubili się w labiryncie korytarzy. Dopiero gdy znaleźli windę, dojechali na odpowiednie piętro. Cały czas sobie dogryzali i żartowali. Ona starała się mu poprawić humor jakkolwiek, on to doceniał, choć nie mówił tego wprost.

Gdy wracali ponownie na dół, a cała wycieczka zajęła im i tak dłużej, niż powinna, zdecydowali się pierwsze pojechać na najwyższe, ósme piętro i dopiero wtedy na dół. Cała winda była oszklona, więc mogli podziwiać widoki.

- Piękne jest to miejsce - westchnęła.

- Zgodzę się z tobą, choć nie mówię tego z radością - zaśmiał się, gdy szturchnęła go łokciem w ramię - Ale to miejsce nie będzie mi się dobrze kojarzyć - stali oparci o jedną ścianę, obok siebie.

- Może nie będzie tak źle - powiedziała, choć sama nie wierzyła swoim słowom. Popatrzył na nią ze zwątpieniem, obracając się twarzą do niej.

- Sama w to nie wierzysz - pokręcił głową na boki i włożył dłonie do kieszeni spodni.

- Nie wiem, nie znam jej dobrze, ciebie zresztą też. Może jest dla was jakaś szansa. Oboje wychowankowie jednego domu, z dobrych rodów... - mruknęła pod nosem, mrużąc oczy.

- Przestań - skrzywił się. Cała ta koncepcja jego ojca na temat najsilniejszego, czysto krwistego rodu przywoływała u niego migrenę. Zmienił się od czasów szkolnych. Zaczęli zjeżdżać w dół, co sprawiło, że ich żołądki fiknęły koziołka.

- Staram się jakoś poprawić ci humor - zatrzymała się na chwilę i otworzyła szeroko oczy. Odsunęła się od ściany, przeszła na środek windy i obróciła twarzą do niego - To jest pojebane, jak w ten niecały miesiąc zmieniłam podejście do twojej osoby. To się wydaje bardziej niż nieodpowiednie.

- Dlaczego? - popatrzył na nią z rozleniwionym wyrazem twarzy.

- Dlaczego? My się nienawidzimy!

- Jak widać, dawno i nieprawda - wzruszył ramionami.

- To jest chore - wytknęła palec w jego stronę.

- Przestań - rzucił i dodał nonszalancko - Chodź tu - chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie, niespodziewanie łącząc ich wargi.

Zastygła w bezruchu, czując jego dłoń na dole pleców, gdzie akurat było trójkątne wycięcie w jej letniej sukience. Drugą rękę ułożył na jej szyi, przytrzymując jej twarz. Jego wargi zaczęły się powoli poruszać, na co automatycznie oddawała pocałunki.

Potrzebowali chwili, aby się zgrać. Gdy wciągnął ją w swoje coraz szybsze tempo, odleciała, łapiąc się jego ramion. Przygarnął ją bliżej i dokładnie pięć sekund później rozległ się dźwięk rozsuwanych drzwi i pisk.

Odsunęła się gwałtownie, widząc przed sobą Astorię z mordem wypisanym na twarzy. Malfoy szybko wyszedł z windy, złapał kobietę za ramię i poprowadził do sali, aby nie zrobiła awantury na środku holu. I tak wszyscy słyszeli...

- Herm? - uniosła swoje czekoladowe oczy na przyjaciółkę i pokręciła głową. Miała chaos w głowie.

Dziesięć minut później Greengrass wypadła z sali rozjuszona, zmierzyła ją morderczym spojrzeniem i skierowała się prosto do pokoju, w którym znajdował się kominek. Za nią podążyła jej starsza siostra, również bez słowa.

Chwilę później na korytarzu pojawił się Draco. Od razu podszedł do Blaise'a.

- Ślub odwołany! Jestem wolny! - wrzasnął na całe gardło, rzucając się na przyjaciela, który zaczął klepać go po plecach i ramionach, ciesząc się razem z nim. Zaczęli mówić jeden przez drugiego, dopóki blondyn nie musiał wziąć długiego oddechu, a wtedy dziewczyny usłyszały słowa mulata.

- Idealna ta akcja, stary, prawie piany dostała, jak was tak długo nie było i jeszcze ten pocałunek! Przecież ty się jej patrzyłeś prosto w oczy, po takim czymś nie mogła dalej chcieć tego małżeństwa! - zarechotał, a dziewczyny zastygły. Faceci w ogóle nie zwrócili uwagi na to, co mówili i chyba o nich zapomnieli.

Hermiona przyłożyła rękę do czoła i przetarła twarz, zatrzymując dłoń na ustach. Musiała wziąć dwa głębsze wdechy, żeby w końcu ruszyć za, niedoszłą już, panną młodą i jej druhną. Ginny poszła prosto za nią.

- To był plan? Wiedziałaś?

- Myślisz, że poszła bym na taki układ?

- No właśnie nie... - mruknęła niepewnie.

- To masz odpowiedź - i zniknęła wśród zielonych płomieni. W ich lokalu było pusto - Wracam do domu, zamkniesz?

- Oczywiście, ale może chcesz porozmawiać? Wpadnę do ciebie, jak tylko te debile wrócą...

- Jak chcesz - westchnęła, wychodząc.

Akcja? Jaka akcja? Naprawdę to wszystko zaplanował? Może i był jej klientem, ale nienawidził swojej narzeczonej i wydawało jej się, że naprawdę się polubili. Akcja. Plan. Pięknie mu to wyszło.

Z tego, ci powiedziała jej Weasley'ówna, chłopcy poszli świętować. Ona została w domu, z butelką wina i filmem oraz przyjaciółką, która chciała porozmawiać, ale Hermiona już nie koniecznie.

- Nie ma o czym.

***

Dwa dni później, gdy to wypadała jej zmiana, dzwonek oznajmił gościa. Uniosła spojrzenie znad stosu papierów, które czekały na wypełnienie i jak najszybsze wysłanie. Informacja o zerwaniu zaręczyn najgorętszej pary ostatnich miesięcy szybko się rozeszła, a dziewczyny musiały odwoływać wszystkie zlecenia i rozwiązywać współprace.

Wracając, w progu stał blondyn, zerkając na nią z góry. Westchnęła na jego widok i wróciła do adresowania koperty.

- Przyszedłem podpisać całą kartotekę - stanął po drugiej stronie biurka. Patrzył na nią, czuła jego wzrok na sobie.

- Skoro tak - powiedziała obojętnym głosem i przywołała klaser podpisany nazwiskami jego i Greengrass. Zaczęła wyjmować po kolei kartki, a on w tym czasie usiadł na krześle.

- Tu, tu i dwie tam, zaraz reszta - podała mu trzy pliki papierów.

Podpisał wszystko, co mu podłożyła. W tym czasie nic nie mówił, tylko składał jakby automatycznie kolejne podpisy.

- To tyle - powiedziała, zamykając segregator. Zaklęciem odesłała go na półkę.

- Granger.

- W tym miejscu kończy się nasza współpraca. Nie mogę powiedzieć, że to był dobry czas, więc powiem, szczęścia na nowej drodze życia i powodzenia - przez jej formalny głos zmarszczył brwi.

- Ee i co? Tyle? Nie idziesz z nami tego opić?  - był zdziwiony i autentycznie wydawał się nie rozumieć jej postawy.

- Raczej nie mam zamiaru - dalej nie podnosiła wzroku na niego.

- A to niby dlaczego?

- Ponieważ mam inny plan - dała nacisk na ostatnie słowo, wstając w końcu - Do widzenia, Malfoy - chciała iść na górę, jednak złapał ją za rękę - Tak? Potrzebujesz czegoś jeszcze?

- Dlaczego taka jesteś? Chciałem cię zaprosić na drinka w zamian za twoją pomoc, ale ty się dziwnie zachowujesz - pretensja w jego głosie była mocno wyczuwalna.

- Dziwnie? Oh, przepraszam, że nie wszystko idzie zgodnie z twoim planem - prychnęła, wyrywając dłoń z jego uścisku - Mam dużo pracy, Malfoy.

- Serio nie wiem z czym masz problem - pokręcił głową - Powiedziałem ci, że uda mi się z tego wybrnąć przy twojej pomocy, jak widać się udało. Co, uważasz, że powinienem z nią zostać? Myślałem, że to już omówiliśmy - wyrzucił ręce w powietrze, w akcie zdenerwowania.

- Nie mam problemu, a teraz wyjdź.

Draco prychnął, po chwili zaciskając mocno zęby. Hermiona już miała iść na górę, jak wcześniej zapowiedziała, ale ponownie nią szarpnął.

- Jesteś nieznośna - warknął, przyciskając ją do barierki schodów. Był zły, wkurzony.

- Ja? Weź się zastanów czego ty chcesz i jakim kosztem to sobie bierzesz. Nie jesteś kłębkiem świata... - nie dopowiedziała, gdyż jego usta po raz kolejny naparły na jej w gwałtowny sposób. Swoimi atakami zmusił ją do reakcji; oddała automatycznie pocałunek. Lewą dłonią przytrzymywał jej kark, prawą przyciskał do jej talii.

Ponownie poczuła się jak wtedy w windzie. Jak? Zdominowana. Gdy napierał na jej wargi własnymi, doprowadzał ją do stanu, że prędzej czy później się poddawała. Syknęła, gdy ugryzł ją w wargę i odsunęła się, powtarzając sobie w myślach, że raz już to zrobili i wcale nie skończyło się to dobrze. Nie powinna na to pozwalać.

- Granger, chodź ze mną świętować wolność - wydyszał jej do ucha - W końcu dzięki tobie ją mam - zaczęła kręcić głową. Złapał ją za szyję i popatrzył twardo w jej oczy, po chwili zaciskając usta w okolicy jej ucha. Poczuł, jak jej nogi miękną. Mocniej ją do siebie przyparł.

- Nie chcę się tak bawić, Malfoy. To nie w moim stylu, za stara jestem na takie gierki - oparła rękę na jego barku, starając się doprowadzić do porządku samą siebie.

- Gierki? Proponuję wyjście na drinka - przejechał dłonią po jej boku. Posłała mu ostre spojrzenie.

- Odsuń się.

- Upadniesz - powiedział chłodno, obojętnie, stwierdzając fakt.

- Nie działasz na kobiety tak bardzo, jak ci się wydaje - odepchnęła go, zaciskając palce na poręczy schodów.

- Będę dziś po ciebie o dwudziestej, lepiej, żeby twoja kreacja była odpowiednia, na tego typu okazję - posłał jej długie spojrzenie, po czym wyszedł. Hermiona usiadła na stopniu, oddychając głęboko. Idiotka. Idiota.

Nie zmieniło to faktu, że wieczorem naprawdę zjawił się w drzwiach jej mieszkania. Pewnie Blaise mu podał adres, choć gdyby to była Ginny, też nie byłaby bardzo zdziwiona.

Otworzyła mu drzwi w czerwonej, koronkowej bluzce i skórzanej spódnicy. Bawili się jak nigdy, w mugolskim, głośnym klubie, wraz z garstką jego przyjaciół. Muzyka, alkohol, tańce, pocałunki. Draco dopiero na sam koniec dnia przekonał się, że to, co wziął za bluzkę, było w rzeczywistości bodami, które stokroć lepiej wyglądały w całości, gdy już nic ich nie przysłaniało. Nie żeby długo je na niej zostawił.

***

Hermiona poprawiała warstwy białego tiulu tak, aby zwiększały objętość sukni. Złote szpilki stały z boku, czekając na założenie. Jej pokryte czerwoną pomadką usta rozciągnęły się w uśmiechu.

- Ginny, wyglądasz przepięknie - powiedziała przyjaciółce, aż łza zakręciła się w jej oku.

- Przestań, już wystarczająco się stresuję - zaśmiała się, ale jej twarz wyglądała, jakby zaraz miała zemdleć.

- Kobieto, bierzesz ślub za czterdzieści minut, ani mi się waż! - upomniała ją.

- Wierz, że Malfoy dziś w końcu przyjechał? - napomknęła ruda, patrząc ostrożnie na starszą gryfonkę. Hermiona stłumiła jakiekolwiek emocje, te najgorsze i najlepsze.

- I co z tego? Wymieniałam z nim listy, wiem, że dopiero dziś mógł przyjechać - powiedziała obojętnie.

- No nie wiem, w końcu od waszego rozstania minęło pół roku - mruknęła niepewnie, wpatrując się w reakcje swojej druhny.

- Byliśmy razem pół roku, Ginny, to nie koniec świata. A to, że minęło dopiero pół roku od tego wydarzenia, nic nie zmienia.

- Ale nie zaprosiłaś nikogo...

- Przecież przyszłam razem z Harry'm. Z nim będę się bawić sto razy lepiej, niż z kimkolwiek innym.

- Wiesz, że to nieprawda - ruda westchnęła smutno. Związek jej przyjaciółki i blondyna zaczął się równie szybko i niespodziewanie, jak się skończył - Blaise prosił, żebym cię uprzedziła, że z kimś przyszedł.

- Wiem, dwa dni temu dostałam wiadomość z ostateczną rozpiską stołów - szatynka skupiła się na poprawianiu perłowych spinek, zdobiących koczek Ginny, gdy w jej głowie wróciły wspomnienia i analiza.

Po ich wspólnej nocy nastał okres separacji. Żadne nie chciało się odezwać po tym, jak nad ranem ubrała się i wróciła do swojego mieszkania z gigantycznym kacem, nie tylko moralnym. Po tygodniu zjawił się w ich firmie i oznajmił, że są dorośli i mogą być sobą zainteresowani. Dwa tygodnie później zaczęli być oficjalnie razem. Ich związek szybko się rozwijał, miał wzloty i upadki jak każdy. Często się kłócili i godzili w swój ulubiony, namiętny sposób. Pamiętała jeszcze jego dotyk, choć kilka miesięcy minęło.

Niestety, ich charaktery były zbyt podobne, oba zbyt waleczne i zawzięte, aby mogli się dogadać. Zawsze próbował postawić na swoim, ona dokładnie tak samo. Po jednej z kłótni wyszedł z jej mieszkania i już nie wrócił. Nie napisał, nie przyszedł do pracy, ona tak samo. To mówiło samo za siebie. Tak wyglądał ich związek.

Ginny już nic nie mówiła. Niedługo później przyszli jej rodzice, zaczęło się robienie zdjęć, aż w końcu nadszedł czas na samą ceremonię. Niewiele z niej pamiętała. Był płacz i wzruszenie oraz ciągłe powtarzanie sobie, żeby nie patrzyć za daleko za pana młodego. Następnie ona pomagała przyjmować prezenty, a on stał w innej części tłumu, dopinając na ostatni guzik sprawy z kelnerami.

W końcu byli zmuszeni usiąść przy jednym stole. Hermiona nie mogła się powstrzymać od głupiego uśmiechu i pokręcenia głową z dezaprobatą, gdy zobaczyła go ze swoją asystentką. Dokładnie z tą, którą zatrudnił po wywaleniu Mandy i o którą miała się nie martwić. Śmieszne i żałosne, ale postanowiła tego głośno nie komentować, czego nie można było powiedzieć o Octavi. Ta bez skrupułów o wszystkim mówiła na tyle głośno, że słyszeli ją i oni, którzy w szóstkę siedzieli z młodą parą przy głównym stole i najbliższe stoliki.

Zerkali na siebie. Czuła jego spojrzenie i sama, mimo woli, patrzyła w jego stronę. Włosy miał krótsze, postawione lekko do góry, oczy dalej miały swój tajemniczy wyraz. Nie zamienili ani słowa. Wiedziała, że patrzył, gdy tańczyła z jego znajomymi ze Slytherinu.

W końcu stanęli twarzą w twarz. On tańczył z Pansy, ona z Harry'm. Odbijany. Nie pozwoliła się przybliżyć jak kiedyś. Utrzymywali dystans.

- Niewiele się zmieniłaś od ostatniego razu - powiedział, patrząc nad jej ramieniem.

- Ty również - ponownie nastała cisza.

- Jemu też umykasz z łóżka rano, czy jeszcze nie jesteście na tym etapie? Bo z tego co pamiętam, to już rok temu byliście blisko - zażartował bezczelnie, a ona aż stanęła w bezruchu. Na szczęście byli praktycznie pod ścianą, nikt nie zwracał na nich uwagi ani nie słyszał przez głośną muzykę.

- Jesteś taki uparty i dziecinny - syknęła, odwracając się.

- Nie mówiłaś tak, gdy to ja cię rżnąłem - odwróciła się i strzeliła mu z otwartej dłoni prosto w twarz. Zdenerwował się ostro, ale moment później wrócił ten okropny, lekceważący uśmieszek.

- Jak śmiesz w ogóle tak do mnie mówić. Nie masz taktu ani przyzwoitości - wyszła na balkon, obok którego stali. Walczyła z łzami, spowodowanymi jego słowami. Od początku wytykał zażyłość jej przyjaźni z Potterem, ale nie sądziła, że posunie się do takiego stopnia. Wiedział, że nie ma możliwości o romantycznym uczuciu między nią i przyjacielem, tyle razu dawała mu to do zrozumienia. Oparła się o barierkę i odchyliła głowę do tyłu, aby łzy nie znalazły ujścia, a szczypanie znikło.

- Powiedz to - i po co on lazł za nią? - Powiedz, że jest lepszy.

- Jesteś żałosny - szepnęła zdławionym głosem - Urażone ego nie daje ci spokoju. Przyznaj, że sypiałeś z tą lafiryndą zaraz po przyjęciu jej do pracy. Taki plan miałeś od początku - prychnęła.

- Wiesz, że tak - zabolało. Pierwsza łza spłynęła po jej policzku. Odwróciła się, patrząc mu w oczy. Wyglądała jak zbity pies. Gdy zobaczył do jakiego stanu ją doprowadził, sam zamarł. Ruszyła do wejścia, ale gdy przechodziła obok, złapał ją za ramię.

- Wiesz, że to nieprawda - jego głos był dziwny, patrzył w dół, gdy do niej mówił.

- Sam przed chwilą potwierdziłeś moje przypuszczenia - pociągnęła nosem.

- Chciałem cię zranić - powiedział cicho - Tak jak zranił mnie widok jego obok ciebie.

- Bo przyjście z nią nie wystarczyło, co? - zaśmiała się gorzko - Daj mi spokój.

- Nie, przepraszam - szatynka otworzyła szeroko oczy w niedowierzaniu. Wypowiedział to słowo i to kierując je do niej.

- Czego ty tak naprawdę ode mnie chcesz?

- Nie mogę przeboleć, w jaki sposób się to skończyło - nie patrzył na nią. Miał problem z mówieniem o emocjach, a o powiedzeniem czegoś tak ważnego prosto w oczy, nie było możliwości.

- Ty to skończyłeś - wytknęła.

- Nieprawda, oboje tak zdecydowaliśmy.

- Żadne z nas widocznie nie potrzebowało kolejnej rozmowy po tamtej kłótni - grała obojętną.

- A mimo to, nie mogłem się doczekać, aż cię zobaczę.

Milczała. Ponieważ w głębi duszy wiedziała, że ona miała tak samo.

- Myślisz, że jest dla nas jeszcze szansa?

- Nie wiem, Draco - przeszedł go dreszcz, gdy użyła jego imienia, widziała to dokładnie. Fakt, że dalej na to reagował, miło połechtał jej ego.

Puścił ją, a ona ruszyła dalej. Zatrzymała się na przy samych drzwiach, ale nie popatrzyła na niego. Wystarczyło, że czuła jego gorące spojrzenie na swoich nagich plecach. Jej żołądek wykręcił się boleśnie na tę świadomość.

- Bycie przepustką czy planem mnie nie satysfakcjonuje.

- Nigdy nie byłaś ani tym, ani tym.

- Nigdy nie byłeś trwały w uczuciach.

- Dawno i nieprawda. Taka jedna trochę namieszała mi w życiorysie. Przez nią była narzeczona odwołała ślub - zachichotała mimowolnie przez łzy, choć tamten dzień należał raczej do słabych. Nie wiedziała, czy ich pierwszy pocałunek też zalicza się do tej kategorii - Zwariowałem i w dwa tygodnie zostaliśmy parą. Byłem tak cholernie zazdrosny - mocniej zacisnął szczękę, słyszała to po tym, jak zmienił mu się głos - Ale minęło pół roku i tamten ja to stare dzieje. Tylko uczucia się nie zmieniły - dopowiedział niechętnie, ale miała wrażenie, że szczerze.

Zastanawiała się długo. Może jeszcze była dla nich szansa - pomyślała - ale to nie będzie tak łatwa droga, jak za pierwszym razem. Czy dadzą radę się nie ranić? Zaufać? Żyć razem?



***

Powiem wam, że były takie dni, gdy dopisywałam jedno zdanie i wyłączałam wattpada, albo od razu to drugie. Tej nocy nie mogłam spać i postanowiłam, że trudno, skończę ją tak czy inaczej. I stało się. Czy jest ona dobra? Wiem, że mogła być lepsza. Miło by było poczytać wasze opinie na ten temat.

Przy okazji chciałabym też życzyć wam wesołych świąt, smacznego opłatka (ah te teksty z czasów gimnazjum) i mokrego dyngusa.

Mam nadzieję, że do napisania w niedalekiej przyszłości,
Tyska09

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro