Tusz i zielone ledy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szatynka wpadła do swojego biura i trzasnęła mocno drzwiami. Nerwowym chodem podeszła do kredensu pod ścianą, wyjęła butelkę goblińskiego rumu i nalała prawie pół szklanki. Tylko chwilę zajęło jej wypicie całości, co poskutkowało skrzywieniem twarzy oraz nagłym żarem, który rozlał się po jej przełyku i żołądku.

Wszystko przez ten cholerny budzik! Nagle postanowił się zbuntować i nie zadzwonił, przez co obudziła się już na wstępie spóźniona do pracy. Nie dało się nie zauważyć, że zbierała się w biegu. Zapomniała paska do spodni, sznurówki botków były rozwiązane, a ostatnie dwa guziczki zwiewnej bluzki nieprzyzwoicie rozpięte. Nie wspominając o tym, że pomalowała rzęsy tylko w jednym oku, o czym uświadomiła ją dopiero jakaś kobieta w windzie. Zapomniała notatnika z pytaniami, a aparat, który zawsze miała przy sobie, znajdował się nie wiadomo gdzie.

Wpadła do studia kilka sekund przed tym, zanim materiał zaczął lecieć na żywo. Zdążyła się przywitać, zapowiedzieć gościa i dopiero wzrok Ragnora Greena uświadomił ją, że zapomniała o najważniejszym.

Paskudna blizna była opuchnięta i mocno zaczerwieniona, odznaczała się na jej skórze tak mocno i wyraźnie, że wszyscy skupili wzrok tylko na niej. No tak, przecież ukrywała ją od samego początku, to musiał być szok. Czując napięcie i presję, która wzrastała z każdą sekundą, wstała i szybkim krokiem wyszła ze studia. Odpuściła ważny wywiad i miała gdzieś, co powie na to jej szef. Była wściekła na siebie jak i na cały świat.

Usiadła na fotelu przy biurku i odchyliła głowę w tył. Jak mogła zapomnieć o czymś tak ważnym i istotnym? Nie mogła sobie wybaczyć takiego zaniedbania.

Hermiona ukrywała tę straszną pamiątkę na wszelkie sposoby. Z początku próbowała radzić się lekarzy i szukała zaklęć, które pomogłyby usunąć okropny napis. Potem udała się do znanej specjalistki w Indiach, jednak i ta jej nie pomogła. Tylko osoba, która wyrządziła jej tę krzywdę, mogła sprawić, że ta zniknie. Odwiedziła nawet Narcyzę Malfoy na chwilę przed jej śmiercią, ale ta tylko potwierdziła najgorsze obawy szatynki. Bellatriks Lestrange dobrze wiedziała, co robi. Pozostawiła ślad nie tylko na psychice byłej gryfonki, ale i na ciele.

Nie pozwalało jej to normalnie funkcjonować. Starała się, naprawdę się starała zaakceptować to. Miała gdzieś, że napis głosi prawdę. W końcu była córką mugoli. Ale równocześnie była świetną czarownicą i nikt, NIKT nie mógł jej tego odebrać. Ta blizna była plamą na jej poczuciu własnej wartości. Nie umiała tego inaczej wytłumaczyć.

Dopiero w jakiejś starej księdze medycznej wyczytała zaklęcie, które działało jak mgła, tuszując przed oczami innych różne niedoskonałości. Niegdyś czarownice i czarownicy używali go najczęściej do zakrywania niechcianych śladów zdrady. Malinki tu i tam, zadrapania, a nawet ciąża we wczesnych fazach.

Tak długo jej się udawało... Dalej szukała jakiegoś innego rozwiązania, gdyż obecne nie należało do najprzyjemniejszych. Zaklęcie było bolesne. W końcu jakoś trzeba było zapłacić za zdradę, nie mogła ona ujść płazem. Z każdym kolejnym użyciem stawało się to bardziej uciążliwe. Skóra nie miała czasu odpocząć, a znów była poddawana silnemu zaklęciu. Szatynka nie wychodziła bez niego z domu, chyba że w długim rękawie.

Teraz wszystko się wydało. Najpóźniej nazajutrz cały magiczny świat będzie o tym pisał. A Hermiona nie była na to przygotowana. To ona pisała o innych. Jako dziennikarka miała na swoim koncie dziesiątki artykułów, z których była mniej lub bardziej dumna. Co miała powiedzieć, bywało różnie. Lubiła to robić, ale już niekoniecznie znajdować się po tej drugiej stronie, jako bohater danego opisu.

Miała ochotę krzyknąć, sfrustrowana natłokiem myśli. Popatrzyła na swoją rękę z nienawiścią. Może by ją po prostu odciąć? Merlinie, popadała chyba w paranoję. Westchnęła głośno w momencie, gdy do jej biura wleciała srebrna, majestatyczna czapla. Czyli jej szef już o wszystkim wiedział. Tylko wezwania na dywanik do głównego redaktora jej brakowało tego dnia.

×××

W domu znalazła się szybciej, niż początkowo zakładała. Christian dał jej wolne do końca tygodnia. Była zdziwiona, że na wejściu, zamiast krzyków, usłyszała pytanie odnośnie jej samopoczucia po tym wszystkim, co się wydarzyło. Była przygotowana na żal, złość, zawód, ale nie na współczucie. Nienawidziła tego ostatniego.

Z westchnieniem upadła na sofę w salonie. Przez chwilę wpatrywała się w sufit, gdy nagle poczuła, jak kanapa obok niej się ugina. Zaraz po tym na jej kolanach pojawiła się włochata bestyjka. Krzywołap zaczął ugniatać nogi swojej właścicielki i z miną niewiniątka wbijał swoje ostre pazurki w materiał spodni i samą skórę. Ręka Hermiony jakby automatycznie przeniosła się na grzbiet kocura, przeczesując jego gęstą sierść paznokciami.

Zerknęła na swojego towarzysza z nikłym uśmiechem na ustach. Sięgnęła po pilota i znalazła mugolską bajkę, którą kiedyś bardzo lubiła. Zostawiła wybrany kanał, układając się wygodniej. Zaklęciem przywołała do siebie butelkę piwa oraz jakąś przekąskę. Miała ochotę na luźny wieczór z samą sobą.

Była w połowie seansu, gdy usłyszała dzwonienie telefonu. Westchnęła i zastopowała film w jednym z lepszych momentów. Naciągnęła się mocno, uważając, aby jej kot się nie zbudził i w końcu jakimś cudem chwyciła telefon. Uśmiechnęła się dumnie i odebrała połączenie.

- Halo?

- Cześć, Mionka. Słyszałem o dzisiejszej akcji podczas wywiadu. Możesz mi to wytłumaczyć? Co się stało dokładnie?

- Hej, Harry. Miło cię słyszeć, jak życie? Spotykasz się z kimś obecnie? - wyszczerzyła się jak dziecko, które sądzi, że odwróci uwagę rodziców od swojej wysmarowanej czekoladą buzi tuż przed obiadem.

- Granger - usłyszała nacisk w jego głosie i jakby automatycznie wywróciła oczami - Nie wywracaj oczami tylko lepiej od razu powiedz prawdę. Wiesz, że się martwię.

- Potter - powiedziała to takim samym tonem, jak on - Czasami nie lubię tego, że tak dobrze mnie znasz.

- Kochasz to - wiedziała, że uśmiechnął się jak typowy cwaniaczek.

- Uważaj, bo się zakocham.

- Wtedy cały magiczny świat będzie szczęśliwy, że ich wybrańca i jego najlepszą przyjaciółkę jednak coś łączy i nie mylili się gadając, że podczas takiej podróży nie da się uniknąć głębszych uczuć. A, no i oczywiście będąc sami w buszu musieliśmy sobie jakoś radzić ze smutkiem i tęsknotą, więc w sumie to tak, pozdradzaliśmy wszystkich dookoła.

- Dobra, Potter, nie zapędzaj się, bo jeszcze cię ktoś usłyszy - zaśmiała się głośno - Tak serio, to nic się nie stało. Małe zamieszanie, ale uwierz, to nic, z czym bym sobie nie poradziła.

- Wiesz, że i tak poznam prawdę?

- Przestań. Kiedy się widzimy w końcu?

- Merlinie, kochasz zmieniać temat - westchnął ciężko - Przyszły piątek?

- Jasne, do zobaczenia, Potter - uśmiechnęła się na myśl o przyjacielu. Dawno już nigdzie razem nie poszli, żeby po prostu porozmawiać i się powygłupiać.

- Trzymaj się, Granger.

×××

Obudziło ją dudnienie o drzwi wejściowe. Jęknęła i przewróciła się na drugi bok, kładąc rękę na czole. Kto mógł być na tyle nieludzki, żeby w wolny dzień budzić ją zaraz po ósmej? Dopiero po kolejnej fali okładania drewna pięściami zwlekła się z ciepłego łóżka. Rozejrzała się i złapała satynowy szlafrok, żeby nie paradować przed niechcianym gościem w samej piżamie.

- Hermiono Jane Granger, tłumacz się! - Ginny Weasley rzuciła na blat wyspy gazetę z ruchomymi obrazkami. Na pierwszej stronie znajdowała się ona, zaraz przybliżenie padało na jej przedramię. Warknęła zła, jej gazeta ją zdradziła! Przecież to nie do pomyślenia! Szybko zerknęła na podpis autora i wcale ją nie zdziwiło, gdy ten okazał się 'nieznany'. Już ona się tego dowie i da ostro popalić tej papli!

- Nie wiem z czego mam ci się tłumaczyć, Ginn. Wszystko wiesz - pokręciła głową i zalała woreczek z herbatą wrzątkiem. Zerknęła na koleżankę pytająco, ale ta była zbyt zła, żeby móc w spokoju pić herbatę.

- Jak mogłaś mi nie powiedzieć, Hermiona? Myślałam, że jesteśmy na tyle blisko, że akurat z tak ważną rzeczą się ze mną podzielisz. Nie ufasz mi czy co? Harry i Ron wiedzieli? - patrzyła oskarżycielsko na swoją przyjaciółkę.

- Nie czułam takiej potrzeby, aby się tym dzielić. To moja intymna sprawa i nie chciałam, aby cały świat magiczny o niej gadał. Ten temat nigdy by się nie skończył, znając niektórych upierdliwców. Poza tym, po wojnie były naprawdę ważniejsze sprawy, niż moja blizna - skrzyżowała ręce na piersi, dając młodszej do zrozumienia, że jak dla niej temat jest skończony. Ginny jednak słynęła ze swojej upartości.

- Nie, Herm - pokręciła głową ze smutkiem - Dla nas jesteś najważniejsza. O tym powinnaś nam powiedzieć. Wróciłaś z Indii już bez tego, naprawdę udawałaś przez tyle czasu? Nie męczyło cię to?

- Niczego nie udawałam. Znalazłam zaklęcie i po prostu go używam. Zrozum, nie ma sposobu, żeby się tego pozbyć.

- A jakoś zakryć?

- A co robię codziennie, Ginn? - szatynka popatrzyła ze zwątpieniem na przyjaciółkę.

- No tak - westchnęła w odpowiedzi i mimowolnie jej wzrok padł na bliznę.

- Widzisz, nawet ty na nią patrzysz - syknęła zrezygnowana - Jest tak szpetna, że samoistnie zwraca uwagę innych. Muszę ją zakrywać - na jej twarzy pojawiło się zmęczenie i zrezygnowanie. Przetarła dłońmi twarz i głośno wypuściła powietrze z ust. Oparła się biodrem o wyspę kuchenną.

- Przepraszam, Hermiona. Nie chciałam na ciebie napaść. Po prostu to był dla mnie szok. Myślałam, że to już masz za sobą. Wiem, że to twoja sprawa, ale pamiętaj, że możesz na mnie liczyć w każdej sprawie.

- Dziękuję - Granger uśmiechnęła się niezdarnie do przyjaciółki. Ta podeszła i przytuliła ją delikatnie.

- Coś wymyślimy - obiecała ruda, poklepując plecy przyjaciółki.

×××

Tego samego dnia wieczorem, Ginevra siedziała w swoim mieszkaniu i czytała książkę. Tak naprawdę to od rana nie mogła się skupić. Po tym, czego się dowiedziała na temat przyjaciółki, przez cały czas zastanawiała się, co mogłaby zrobić w tej sprawie. Nie miała bladego pojęcia o klątwach czy bliznach, a tym bardziej o medycznych zaklęciach.

Z rozmyślań wyrwał ją dzwonek do drzwi. Wstała gwałtownie, przez co zakręciło się jej w głowie. Dopiero po kilku głębokich wdechach ruszyła w stronę drzwi. W lustrze szybko poprawiła włosy i przetarła powieki palcami, aby zetrzeć z nich resztkę tuszu.

- Dobry wieczór, lisico - o framugę opierał się ciemnoskóry potomek samego szatana. Czarne jak węgiel oczy Blaise'a świeciły się w ten diabelski sposób, a uśmiech mówił sam za siebie. Młoda Weasley pokręciła głową z dezaprobatą, po czym zrobiła krok i wtuliła się w chłopaka.

Tak w zasadzie już na powtórnym roku w Hogwarcie zaczęli się do siebie zbliżać. Na początku był to wspólny szlaban, później jakiś głupi pomysł Irytka, latanie razem na miotle i jakoś tak wyszło, że zakochali się w sobie.

Mieli dużo wspólnego. Oboje byli szaleni i chętni, aby poznawać świat. Uwielbiali się droczyć, nie umieli przyznać się do błędu, ale zawsze wracali. Co prawda zdarzyła się im półroczna przerwa, jednak, jak oboje stwierdzili, był to jeden z głupszych i jednocześnie lepszych pomysłów. Docenili siebie nawzajem oraz uczucie, które się między nimi zrodziło.

Blaise zaśmiał się cicho i mocniej objął rudowłosą. Nie widzieli się od dwóch dni, gdyż praca na to nie pozwoliła. Dlatego też, tego dnia Zabini nie miał w planie wracać do siebie. Może i jego łóżko było wygodniejsze, ale nic nie mogło zastąpić ciepła i poczucia spełnienia, jakie dawała mu panna Weasley.

Przeszli razem do salonu, przy okazji włączając telewizję. Ginny przyniosła coś na zagryzkę; jej partner miał zawsze ogromny apetyt. A nic nie było po nim widać! Życie było takie niesprawiedliwe!

Blaise już na wstępie zauważył, że coś jest nie tak. Jego ukochana nie śmiała się z jego każdego, nawet najgłupszego żartu, nie reagowała na jego lekkie szturchanie, ani w ogóle za wiele nie mówiła. A to przecież Ginevra Weasley, ona przegada trzy czwarte swojego życia.

- Skarbie, co cię gryzie?

Ruda patrzyła się przed siebie, nie reagując. Dopiero po chwili westchnęła głośno i uniosła głowę z jego ramienia, aby popatrzyć mu w oczy. Opowiedziała mu o całej sytuacji z rana. Zabini nie przerywał jej i słuchał do samego końca, momentami otwierając szeroko oczy ze zdziwienia. Nie skomentował od razu, musiał przemyśleć, co dokładnie powinien powiedzieć na ten temat.

- Ginny, nie miej mi tego za złe, ale rozumiem Hermionę - zaczął powoli - W sensie, to całe ukrywanie jak dla mnie jest bez sensu, bo prawda wcześniej czy później by wyszła na jaw, ale jej niechęć do tej blizny. To nic miłego, gdy każdy patrzy na ciebie, ale tak naprawdę na tę jedną rzecz, jakby ta określała całość - bezwiednie odpłynął, patrząc się w jeden punkt.

Cały ostatni rok nauki wszyscy patrzyli na niego z pogardą. Niedoszły sługa Lorda Voldemorta. Nie wszyscy, ale byli tacy, dla których nie liczył się nowy początek, który zyskał każdy po wojnie. Oni widzieli w nim tylko jedno i nie omieszkali się wypominać tego na każdym kroku, przy każdym potknięciu.

Z czasem przestał zwracać uwagę na idiotów, którzy nie mieli własnego życia. Jednak początki wcale nie należały do łatwych. Dlatego po części rozumiał Granger. W dodatku została naznaczona w bardzo okrutny sposób.

- To wycięcie rzuca się w oczy, gdy tylko uniesie rękaw - skrzywiła się rudowłosa, przyznając tym rację i przyjaciółce i chłopakowi.

- Widzisz - Blaise przetarł twarz - To nie może być dobre uczucie. Zresztą ona ma podstawy, aby jeszcze bardziej nienawidzić tego określenia. Wiem, że duża w tym zasługa ślizgonów, mi też się zdarzyło we wcześniejszych latach - jęknął ledwo kończąc zdanie, gdyż łokieć dziewczyny wbił się w jego przeponę. Mulat zachłysnął się powietrzem i rozkaszlał się zaraz po tym. Chwilę zajęło mu dojście do siebie - Jesteś okropną wiedźmą, dlaczego my jesteśmy razem? - wypalił oburzony, rozmasowując brzuch.

- Bo mnie kochasz - uśmiechnęła się szatańsko, a jednak uroczo w jego mniemaniu.

- Salazar mi świadkiem, że ten pocałunek w schowku na miotły, to był błąd - wystękał.

- Weź nie przeżywaj - zachichotała, klepiąc go w ramię - Lepiej skupmy się jak pomóc Mionie.

Zabini jeszcze chwilę siedział w skulonej pozycji, gdy nagle dostał olśnienia. Na jego usta wpłynął dumny uśmiech, ale w oczach czaiła się złośliwość.

- Wiem co możemy zrobić.

- Co? - jej oczy były pełne nadziei, ale i niepewności.

- Po prostu napisz Granger, żeby spotkała się ze mną w czwartek o osiemnastej pod Starbucksem przy Wembley Arenie.

- Ale po co? - zdziwiła się ruda.

- Dowiesz się w swoim czasie - pstryknął ją w nos - A teraz pisz do niej, bo znając ciebie, jak nie teraz, to w ogóle tego nie zrobisz.

- Jesteś okropny - syknęła, wysyłając wiadomość.

- I za to mnie kochasz - powtórzył po niej. Nachylił się nad nią, przez co ta automatycznie się odchyliła, w końcu kładąc się na kanapie.

- I co teraz zrobisz? - jej usta ułożyły się w prowokujący uśmieszek. Przygryzła wargę, zatapiając paznokcie w krótkich, czarnych loczkach chłopaka. Tak się cieszyła, że w końcu zdecydował się zapuścić włosy. Był tak cholernie przystojny.

- Porządnie wezmę się za ciebie, panno Weasley - powiedział twardym, nie znoszącym sprzeciwu głosem. Pocałował ją głęboko, sprawiając tym, że zakręciło się jej w głowie.

To był czas, aby odłożyć wszystko inne na bok i w końcu zająć się sobą. A Blaise potrafił wyśmienicie zadbać o swoją ukochaną.

×××

Hermiona nie była pewna, co takiego mógł wymyślić Zabini, ale mimo to postanowiła się z nim spotkać. Przecież niczego nie straci, a ewentualnie może zyskać. Od kiedy zaprzyjaźnili się na powtórkowym, ostatnim roku wiedziała, że nie zrobiłby sobie żartów z tak ważnego dla niej tematu. Mogła mu ufać, choć czasami energia drzemiąca w nim ją przerażała.

W umówionym miejscu stawiła się pięć minut przed czasem. Z racji tego weszła do kawiarni i zamówiła swój ulubiony, naszpikowany kofeiną napój. Tak, można było stwierdzić, że jest uzależniona.

Wiosna przyszła w tym roku trochę wcześniej, ale zima pozostawiła po sobie naprawdę chłodne wieczory. Szatynka wychodząc z powrotem na zewnątrz, schowała wolną dłoń do kieszeni jeansowej kurtki, wcześniej zarzucając na głowę kaptur ciepłej bluzy, którą miała na sobie. Zrobiła spory łyk, a przyjemne ciepło rozlało się po jej wnętrzu.

- Cześć, Herm! - odwróciła się i zobaczyła, jak mulat przebiega przez ulicę, podnosząc rękę, gdy zbliżył się do niego samochód. Jego biała bluza tworzyła kontrast do skórzanej kurtki i czarnych spodni. Granger pokręciła głową z nikłym uśmieszkiem. Przytulili się, po czym ciemnowłosy wskazał kierunek i ruszyli przed siebie.

- Powiesz mi w końcu, co wymyśliłeś? - skierowała wzrok na jego twarz.

- Nie - uśmiechnął się ciepło, po czym pokazał palcem, że muszą przejść przez drogę. Szli jeszcze chwilę bez słowa, a dziewczynę zaczęły niepokoić dziwne uśmieszki chłopaka, które co jakiś czas pojawiały się na jego twarzy.

- Nie idę z tobą dalej, dopóki mi nie powiesz, gdzie idziemy - zatrzymała się.

- Taka z ciebie odważna gryfonka, co? - prychnął i pokręcił głową, gdy skrzyżowała ręce na piersi jak obrażone dziecko. W odpowiedzi fuknęła i przyspieszyła kroku, zostawiając przyjaciela w tyle.

Zabini uwielbiał w ten sposób podpuszczać wszystkich wychowanków domu Godryka Gryffindora. Wprost to uwielbiał. Przecież oni wtedy robili dokładnie to, czego chciał! I to przez własną dumę! Ach te gryfiaki! Do głowy wpadł mu genialny pomysł.

Szli i szli, aż do momentu, gdy przechodząc wzdłuż długiej kamiennicy, Blaise złapał szatynkę w talii i wciągnął do środka, zatrzaskując za nimi ciężkie drzwi. W jego uszach jeszcze dobre trzy minuty odbijał się pisk dziewczyny.

- Ty debilu! Jesteś pojebany! Nie łatwiej mi było powiedzieć, ty szujo czarna!

- Aj! Ty rasistko! - pisnął, odwracając się do niej bokiem, żeby w końcu przestała go okładać pięściami po klacie.

- Zaraz ci dam 'rasistko'! Jak oberwiesz, to cię matka nie pozna!

- Nie wciągaj w to mojej matki, wariatko!

- Zaraz ciebie gdzieś wciągnę i niech ci sam szatan świadkiem, że stamtąd żywy nie wyjdziesz! - jeszcze chwilę biła go po plecach, dopóki się nie zmęczyła. Zmachana westchnęła głośno, poprawiając ubrania.

- Przeszło ci, agresorko? - syknął, odwracając się powoli twarzą do dziewczyny. Jego ruchy były dość niepewne po takim ataku.

- Zabini - zaakcentowała mocno nazwisko, patrząc groźnie na jego posiadacza. Dopiero wtedy zauważyła, jak dookoła nich było ciemno. Rozejrzała się, jednak nic nie zauważyła przez brak światła. Usłyszała natomiast, dochodzącą z przeciwnego końca pomieszczenia, muzykę. Zmarszczyła brwi, nie wiedząc, czego ma się spodziewać.

- Odsuń się ode mnie i idź już - pokazał w kierunku, skąd dochodziły dźwięki. Pokręcił głową i sprawdził, czy nic mu nie uszkodziła.

Hermiona przeszła przez ciemny pokój, który okazał się być długim korytarzem. W pewnym momencie zobaczyła sam zarys drzwi, spod których wydobywało się zielone światło i klamkę. Złapała za nią i nacisnęła, a drzwi same się uchyliły. Tam już było jaśniej, a to zasługa zielonych ledów, które pociągnięte były wzdłuż wysokiego sufitu, tworząc mroczny klimat. Zobaczyła biurko z laptopem, z którego musiał być puszczany stary rock, który usłyszała już wcześniej. Nie skupiła się na niczym innym, tylko na ścianach.

Prawie całe były obwieszone mniejszymi i większymi ramkami z różnego rodzaju rysunkami. Większość była w dużej mierze zapełniona czernią, przedstawiały przeróżne wzory. Od tych realistycznych do typowej fantazji, której nie umiała zinterpretować jednym słowem. Przytrzymała kaptur na głowie i odchyliła się do tyłu, aby ujrzeć też te powieszone ponad jej głową.

Była zachwycona i tak się skupiła na malunkach, że nie zauważyła Diabła, który stanął w drzwiach i z uśmiechem oparł się o ich framugę, przyglądając się jej reakcji. Gdy odwracała się, aby przejść do kolejnej ściany, zauważyła leżący przy komputerze tablet. Na ekranie wyświetlał się duży zarys smoka. Jasnymi liniami były zaznaczone skrzydła i ogon. Zrozumiała, że był dopiero w fazie tworzenia. Przez zamyślenie nie zobaczyła wyłaniającego się z mroku, młodego mężczyzny.

- Zabini, to ty? - wzdrygnęła się, wybita z zamyślenia i odwróciła gwałtownie w stronę, z której doszedł ją głos. Nie zwróciła uwagi na twarz. Jej wzrok przykuły jego ramiona, odsłonięte przez białą bluzkę na grubych ramiączkach. Były pokryte czarnych tuszem, układającym się w dziesiątki wzorów. Zdążyła dojrzeć sztylet, kruka i pajęczynę, a wtedy jej wzrok padł na czaszkę. Z jej rozwartej szczęki wysuwał się wąż, który okręcał się kilka razy, aż w końcu zatrzymywał się w dole. Z przerażeniem zrozumiała, że zna ten wzór, aż za dobrze. Przełknęła głośno ślinę.

Uniosła wzrok na twarz mężczyzny i wtedy wszystko zrozumiała. Stalowe tęczówki przeszywały ją na wskroś. Gęsty wachlarz rzęs okalał jego zimne oczy. Zobaczyła, jak mocniej zacisnął szczękę, przez co kości policzkowe uwydatniły się jeszcze bardziej, niż wcześniej. Zmierzwione, przydługie włosy były roztrzepane, zarzucone do tyłu. Zjechała wzrokiem niżej, tym razem widząc, że ramiona miał szersze niż wtedy, gdy widzieli się ostatni raz, ponad cztery lata wcześniej. Nie mogła dokładnie przypatrzyć się jego sylwetce przez luźny materiał koszulki, ale i to wystarczyło, by na chwilę straciła głos.

- Granger? - był zdziwiony, ale opanowany.

- Malfoy.

- Zabini! - usłyszeli pisk z boku, przez co ich głowy automatycznie odwróciły się w danym kierunku. Blaise stał uśmiechnięty i wyluzowany, widocznie zadowolony ze swojego planu - No to przypomnieliśmy sobie nazwiska, to już sukces. Kolejne punkty tej fascynującej rozmowy przed nami, aż nie mogę się doczekać!

- Czemu ją tu przyprowadziłeś, Diable?

- Też chciałabym wiedzieć. Dlaczego tu przyszliśmy?

- Ponieważ, Hermiono, masz problem bardzo podobny do tego, który kiedyś miał Draco. Myślę, że mimo waszych złych doświadczeń, jest on ci w stanie pomóc - powiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Dla sprostowania - nie była.

- O czym ty mówisz, Blaise? - blondyn nie udawał, że zachowanie przyjaciela go nie zdenerwowało. Dlaczego ten facet tak bardzo lubił mówić zagadkami?

- Zostawię was samych i wszystko sobie wyjaśnicie. Jakbyście się pogryźli już na wstępie, to nie ponoszę za to najmniejszej winy - uniósł ręce w geście obrony - Pisz jak skończycie, to może jeszcze wyjdziemy na to piwo. A ty się nie bój. Jeśli już, to on takie gryfonki połyka w całości - mrugnął w ich stronę i wyszedł, zmykając za sobą drzwi, przy których stał. Nastała nieprzyjemna cisza. Oboje nie wiedzieli co się właśnie wydarzyło. Po głowach chodziły im myśli, czy się odezwać, czy nie. Jeśli tak, to co w ogóle powiedzieć?

Jasnowłosy w końcu się poruszył. Zaczął iść w jej stronę, przez co serce Hermiony zabiło niepewnie, gdy był dwa metry od niej. Draco jednak zatrzymał się przy jej boku i sięgnął po tablet, przy którym stała. Zabrał go i wyłączył ekran, odkładając sprzęt na inną półkę. Szatynce na myśl przyszło, że chciałaby zobaczyć efekt końcowy.

- Dobra, Granger. Nie mam całego dnia. O co chodziło Zabini'emu i dlaczego przyprowadził cię do mnie?

- Tego drugiego sama nie wiem - wzruszyła ramionami i ściągnęła w końcu kaptur z głowy. Przeczesała palcami swoje kasztanowe loki, aby nadać im objętości.

- Nie zrobiłby tego bez powodu - zmrużył oczy.

Blaise doskonale wiedział o tym, że blondyn nie chciał mieć zbyt dużo do czynienia ze światem magicznym. Po wojnie, gdy z jego psychiką było dość krucho, gdy Ministerstwo zabrało jego rodzinie Malfoy Manor i większość pieniędzy, wycofał się. Nie chciał utrzymywać kontaktu z oszalałym ojcem, który resztę dni miał spędzić w Azkabanie, a z matką wymieniał tylko co jakiś czas listy i odwiedzał ją raz na miesiąc, dopóki nie był zmuszony jej pochować.

Nie chciał rozmawiać z dziewczyną, choć z drugiej strony był zainteresowany, o co może chodzić. Ostatni raz widział ją, gdy wybaczyli sobie przed Wizengamotem. Po poznaniu prawdy i przede wszystkim po tym, jak Narcyza uratowała Harry'ego, a sama Hermiona z chłopakami pomogła ślizgonom z szatańską pożogą, broniła go, aby nie skończył jak ojciec. Po wszystkim, w chłodnej atmosferze i bez słów, podali sobie ręce na zgodę.

Trwali w naprawdę nieprzyjemnej ciszy. Dopiero po kolejnych kilku minutach Hermiona westchnęła głośno i sięgnęła do rękawów swojej kurtki. Draco z mieszaniną emocji patrzył na jej poczynania. Po co się rozbierała? Wolałby, żeby wyszła. Dziewczyna nie patrzyła na niego. Położyła okrycie na skórzany fotel, którego wcześniej nie zauważyła i podciągnęła rękaw bluzy. Z jednego z kozaków, które miała na stopach, wyciągnęła różdżkę i przystawiła do przedramienia. W międzyczasie blondyn zastanawiał się nad jej skrytką na magiczny atrybut. Dość ciekawe miejsce, ale czy rzeczywiście praktyczne?

Była gryfonka ściągnęła zaklęcie, a Malfoy'a przeszły lodowate dreszcze po całym ciele. Jego ręce pokryła gęsią skórka, a w ustach zaschło. Zmrużył powieki, lekko odwracając wzrok.

W jego głowie przewinęły się obrazy leżącej na podłodze w jego domu dziewczyny. Jego ciotka wariatka pochylała się nad nią, tworząc to paskudztwo. W uszach zadźwięczał mu jej krzyk rozpaczy, który słyszał w koszmarach.

Chciał popatrzyć jej w oczy, jednak miała przymknięte powieki. Zaciskała je z bólu, który był prawdziwie wymalowany na jej twarzy. Nie chciała pokazać słabości, widział to w jej posturze, ale widocznie to było silniejsze od niej. Milczał moment.

- Nie jestem w stanie pomóc ci się go pozbyć.

- Wiem o tym - jej głos był cichy, jakby od dawna nie używała strun głosowych.

- W takim razie co tu robisz?

- To Blaise mnie tu przyprowadził, nic o tym nie wiedziałam.

Ponownie nastało milczenie. Chwilę jeszcze patrzył na napis goszczący na jej skórze. Następnie oboje przenieśli wzrok na Mroczny znak. Oboje przez chwilę mieli wrażenie, że zaraz się poruszy. Chłopak westchnął głośno.

- W ten sposób przynajmniej nie rzuca się w oczy - wzruszył ramionami.

- Też tego chcę - uniosła wzrok na jego oczy.

- Granger i tatuaże? - prychnął. Naprawdę nie umiał sobie wyobrazić jej w takim wydaniu. Kojarzyła mu się głównie z siedzeniem w książkach i nauką. Wiedział, że została dziennikarką, ale co to zmieniało? Dalej pisała wypracowania, tyle, że niekiedy musiały być krótsze, niż za czasów szkoły. Dalej była łakoma na zdobywanie nowej wiedzy. Widział to w jej oczach.

- I ja miałbym ci w tym pomóc?

- Z tego co widzę, to chyba twoje studio - uniosła ręce, mając na myśli całe pomieszczenie.

- Nie inaczej - mruknął, zagryzając wargę w zamyśleniu. Patrzył, jak naciąga rękaw bluzy. Mimo to nie mógł się pozbyć widoku 'szlamy' na jej ręce. Nikt nie zasłużył na coś takiego. Lestrange była chora psychicznie.

- Przez kolejne dwa tygodnie nie mam nawet wolnej chwili, więc jakoś się zgadamy - podrapał się po karku, niepewny swojej decyzji.

- Podejmiesz się wytatuowania mnie, Malfoy?

- Myślę, że gdy dojdzie do naszego spotkania, powiesz mi, że jednak rezygnujesz - skrzyżował ręce na torsie.

- Nie doceniasz mnie.

- Naprawdę tego chcesz? To zostanie na całe życie. Ja byłem tego świadomy. Ty podjęłaś decyzję w przeciągu pięciu sekund - pokazał jej dokładnie, jak wyglądała sytuacja. Hermiona na moment zamilkła. Zajęło jej to chwilę, zanim poruszyła głową.

- Najważniejsze jest to, żeby się tego jakoś pozbyć. Jeśli tatuaże mają mi zagwarantować, że ludzie będą zwracać uwagę właśnie na nie, a nie na to coś, to jestem za - postawiła sprawę jasno.

- Dogadamy się co do terminu - podszedł do biurka i zaczął wyłączać sprzęt. Zrozumiała, że rozmowa skończona. Skierowała się do wyjścia, wcześniej zakładając z powrotem kurtkę.

- Do tego czasu, jeśli się nie rozmyślisz, poszukaj inspiracji, pomysłów.

Skinęła głową i wyszła. Czy ona naprawdę była tak zdesperowana, żeby oddać się w ręce węża? Chyba musiała się napić i przespać z tym pomysłem.

×××

- Widzę, że się nie pozagryzaliście. To już jest dobry początek - stwierdził Blaise, po czym uniósł kufel z piwem do ust i zrobił duży łyk.

- Dlaczego w ogóle przyprowadziłeś ją do mnie? Mało jest innych studiów w Londynie? Poza nim? Musiałeś mi przyprowadzić pieprzoną księżniczkę Gryffindoru? - skrzywił się na te określenie.

- Podobno się pogodziliście - przypomniał mulat.

- Ale to nie wymaże z pamięci siedmiu lat dogryzania sobie.

- Weź nie gadaj już tyle - Zabini uderzył żartobliwie blondyna w ramię - Lepiej mi powiedz, co dalej?

- To mam gadać czy nie? - Malfoy, widząc karcące spojrzenie przyjaciela, westchnął i wywrócił oczami - Mam się z nią spotkać jakoś za dwa tygodnie.

- Pooo? - ciągnął go dalej za język. Draco długo nie odpowiadał, skupiając uwagę na prawie pełnym kuflu.

- Wiesz, zastanawiam się, jak długo chciała to jeszcze ukrywać - zaczął, chyba nie do końca świadom swoich słów - Z drugiej strony jak to się nie wydało przez tyle czasu? Nakładała zaklęcie mgły, ono jest bolesne. Ściągała je przy mnie, było widać, że ją boli. Z każdym kolejnym jego użyciem musiała czuć to coraz dokładniej. Co, jeśli w końcu nie byłaby w stanie go rzucić? Nie myślała o tym wcześniej? - popatrzył na przyjaciela szczerze zaciekawiony, jednak nie uzyskał odpowiedzi. Takie rzeczy wiedziała tylko Hermiona Granger.

- No dobra, a jak wrażenia ogólne? - przez chwilę blondyn nie wiedział o co mu może chodzić, dopóki Diabeł nie uśmiechnął się znacząco.

- Ty tylko o jednym. W końcu powiem to rudej i skończy się sielanka.

- Nie strasz już tak i opowiadaj - machnął ręką lekceważąco.

- Co mam ci powiedzieć? Gdy ostatni raz ją widziałem, mieliśmy po siedemnaście lat. Zmieniła się, to normalna kolej rzeczy.

- I naprawdę, jako facet, powiesz mi tylko tyle? - Blaise uniósł brwi, autentycznie zdziwiony.

- Czy ty ode mnie oczekujesz dogłębnego rysopisu od tego, że zaczęła dbać o włosy po to, że ma większy rozmiar stanika? Weź się w końcu ogarnij, Zabini. Widzisz ją średnio raz w tygodniu od trzech lat, ostatni rok w Hogwarcie widziałeś ją codziennie, więc może ty mi to wszystko przedstawisz, bo ja jakoś byłem zbyt zdziwiony, żeby zwracać uwagę na takie głupoty - prychnął.

- Od razu się rzuca - mruknął pod nosem ciemnowłosy.

- Bo zadajesz głupie pytania.

- Ty jesteś głupi!

- Jak dziecko, kurwa!

- Ty jesteś kurwą!

I tak cały wieczór. U nich to się nigdy nie zmieni.

×××

Dwa tygodnie minęły jak dwa dni. Nim zdążyła się poważnie zastanowić nad 'ofertą' Malfoy'a, już miała się stawić w jego studiu. To była jednocześnie przerażająca i podniecająca myśl. W końcu kiedyś naprawdę zastanawiała się nad takim sposobem ozdobienia swojego ciała.

Gdy tym razem weszła do środka, korytarz był oświetlony tego samego rodzaju ledami, jak główne pomieszczenie. Na wysokości jej ramienia ciągnęła się gruba żyłka, jarząca się na jaskrawy, zielony kolor i prowadziła ją prosto do kolejnych drzwi. Znowu słyszała zza nich muzykę. Odetchnęła i położyła rękę na klamce, dopiero po chwili naciskając ją.

Draco siedział na obrotowym krześle bez oparcia. Był ubrany w zwykłą, czarną koszulkę i jeansowe joggery, a na głowę założył odwrotnie czapkę z daszkiem. Materiał ten przytrzymywał jego włosy tak, że nie leciały mu do oczu. Stopę miał opartą na kolanie drugiej nogi i rysował coś na tablecie. Specjalnym rysikiem zmieniał ustawienia i robił kolorowe cienie na wzorze.

- Dobra, Granger - wybił ją z zamyślenia. Myślała, że jej nie zauważył - Jednak się nie poddałaś - zapisał wzór i odłożył urządzenie na bok, podnosząc na nią wzrok. Uśmiechał się w ten swój malfoy'owski sposób.

- Liczyłeś na to - bardziej stwierdziła, niż zapytała.

- Powiedzmy, że byłem ciekaw, czy się odważysz - zmrużył delikatnie powieki.

- Chyba mnie z kimś pomyliłeś, Malfoy - mruknęła. Blondyn przysunął jej takie samo krzesło, na jakim sam siedział i odwrócił się na chwilę, przyciszając muzykę. W tym czasie dziewczyna usiadła. Zapadła chwilowa cisza.

- Zacznijmy od tego, że pokażesz mi bliznę - powiedział wprost i skinął głową na jej przedramię. Hermiona zagryzła mocniej zęby, ale posłusznie ściągnęła sweterek. Została w koszulce na ramiączkach i wyciągnęła przed siebie rękę, aby mógł się jej bliżej przyjrzeć. Nie wiedziała po co, ale nie pytała. Blaise zapewniał ją, że blondyn jest bardzo dobry w swoim fachu. Poza tym sprawdziła jego profil na jednym z mugolskich social mediów i widziała pełno jego prac. Podobały jej się.

Draco był wdzięczny szatynce, że chwilowo się zamyśliła. Nie chciał, by zauważyła, że wzdrygnął się na widok jej blizny. W jego głowie ponownie pojawiły się obrazy z jego domu. Rzucające się po ziemi ciało... Potrząsnął mocno głową, wyrzucając te myśli z głowy. Przyjrzał się poszarpanym brzegom skóry, przejechał palcem dookoła niej. To wyrwało szatynkę ze jej krainy. Nie spodziewała się dotyku.

- Przede wszystkim musisz się skonsultować z magomedykiem, czy można naruszyć to miejsce. Tatuowanie to wbijanie tuszu pod skórę. Jeśli do tego dojdzie, igła naruszy twój naskórek i normalnie może i nie jest to niebezpieczne, ale w tym przypadku trzeba się upewnić - westchnął i dokończył, choć nie chciał tego mówić - Sztylet ciotki był zatruty, dodatkowo rzuciła na niego jakąś klątwę. Nie chciałbym, żeby coś się stało przez naruszenie tego miejsca - zakończył politycznie.

- Kiedyś już z kimś o tym rozmawiałam i nie powinno się nic stać, no ale dobrze, zapiszę się na wizytę - westchnęła.

- Dobra, przejdźmy do kolejnego etapu. Chciałabyś, żeby to był wzór w podobnym rozmiarze do blizny, na przedramię czy może całą rękę?

- Nie wiem - odchyliła się trochę w tył - Może na razie mniejszy?

- Nie mogę za ciebie wybrać.

- Możesz doradzić.

- Sama widzisz, jak to wygląda u mnie - wzruszył ramionami - Mam dużo mniejszych tatuaży, a ludzie mają ich tyle do zobaczenia, że gdy odwrócę rękę, nie zwracają uwagi na to, na co nie chcę.

- Serio to może być takie łatwe?

- To nie będzie łatwe, Granger, nigdy. W świecie magii wszyscy wiedzą kim jestem, kim jest moja rodzina, co zrobiliśmy, a już na pewno każdy zna ten znak. Nie jest łatwo żyć z przeszłością, która cię piętnuje. Ale nie można się poddawać. To prawda, zakrywam znak. Tatuaże odwracają uwagę, a gdy już muszę się pojawić wśród czarodziei, mam długi rękaw - widział, że bardzo dokładnie go słucha, dlatego kontynuował - Nie patrz na to też tylko pod tym kątem. Mój znak i twój to blizny z czasów wojny. Ale twój tak naprawdę nic nie zmienia. Ludzie nagle się od ciebie nie odwrócą, ponieważ masz ten napis na skórze.

- Rozumiem i wiem to. Jednak, niby nic nie zmienia, ale wystarczyło raz się zapomnieć, a wzrok wszystkich leciał na bliznę. Nie chcę tego. Nie chcę kojarzyć się ludziom jako ta dziewczyna, która ma "szlama" wypisane, dosłownie jak na dłoni. Chcę go zakryć, żeby chociaż nie rzucał się tak w oczy. Chcę czuć się pewniej - dopowiedziała cicho.

- I jesteś tego pewna? - popatrzył na nią uważnie, wywołując tym jej speszenie. Przez chwilę była cicho, jeszcze raz wszystko analizowała.

- Tak - powiedziała w końcu.

- Gryfonka pójdzie pod igłę - zaśmiał się kpiąco.

- Ogarnij się w końcu, Malfoy - wywróciła oczami.

- Uważaj na słowa, Granger, bo to ja będę cię tatuował - pochylił się lekko i zmrużył oczy.

- Zawsze mogę iść do kogoś innego - odpowiedziała pewnie.

- Jasne, tylko uprzedź swojego tatuażystę, że masz magiczną bliznę i nie wiadomo co się z nią może stać podczas dziarania - uśmiechnął się, jakby ten pomysł mu się szalenie spodobał.

Dziewczyna automatycznie skrzywiła się na jego słowa. Najpewniej chciał ją tylko zdenerwować, ale prawda była taka, że mógł mieć rację. Nie znała innych ludzi powiązanych ze światem magii, pracujących w tym zawodzie. Przecież to było dziwne. Od początku była zszokowana, że właśnie Malfoy zajmował się tym, czym się zajmował.

- A żebyś wiedział, że to zrobię - syknęła.

- Życzę powodzenia w takim razie - prychnął, zadowolony, że udało mu się ją zdenerwować - Może dostaniesz jakąś naganę za ujawnienie się i już się nie spotkamy - mrugnął. Pochyliła się bardziej w jego stronę.

- Nie mogę się doczekać samej świadomości tego, że już cię nie zobaczę - uśmiechnęła się tak słodko, jak tylko umiała.

- I nawzajem, Granger - również się pochylił, przez co ich nosy prawie się stykały. Patrzyli sobie w oczy z jawnym wyzwaniem. Draco dopiero po chwili zrozumiał w jakiej pozycji się znajdują i jego wzrok bezwiednie zjechał niżej. Zdążył zobaczyć zarys piersi znikający pod koszulką, gdy nagle dłonie dziewczyny znalazły się na jego torsie, odpychając go mocno. Nie spodziewał się tego w pierwszym momencie, dlatego zachwiał się niebezpiecznie na stołku, prawie z niego spadając.

- Świnia z ciebie, Malfoy! W ogóle się nie zmieniłeś! Dalej jesteś casanovą, gapiącym się gdzie tylko nadarzy się okazja! - Hermiona wstała gwałtownie i dźgnęła blondyna paznokciem w klatkę piersiową.

- Ogarnij się, kobieto - wstał, gdy tylko odzyskał równowagę i odsunął się od niej - Sama się do mnie nachylasz, mając ubraną koszulkę z takim dekoltem. Ja jestem tylko facetem, nie możesz ode mnie wymagać za wiele, bo nawet ten twój ukochany Potter by zawiesił wzrok w takiej sytuacji - prychnął głośno.

- Jesteś żałosny!

- Ha! A ty nie zaprzeczyłaś! Może ty się we mnie zakochałaś i to wszystko to tylko podpucha, żeby spędzić ze mną czas? - uśmiechnął się zawadiacko, na co była gryfonka się skrzywiła.

- Ta, zgadłeś, Malfoy. O niczym innym nie marzę, jak tu siedzieć i się na ciebie gapić - zironizowała.

- Wiedziałem - wyszczerzył się.

- Nie chce mi się z tobą gadać - westchnęła i wstała, ponownie naciągając na siebie sweterek - Kiedy możemy umówić się już konkretnie na tatuowanie?

- Dwudziesty ósmy, na dziesiątą piętnaście - odpowiedział po sprawdzeniu grafika.

- Do tego czasu coś znajdę i ci prześlę - machnęła ręką.

- Czekam - wywrócił oczami, zapisując jej nazwisko. Zmierzyli się chłodnym spojrzeniem, po czym Granger wyszła.

×××

- Jesteś tego pewna?

Hermiona chwilę przypatrywała się Harry'emu, po czym uśmiechnęła się delikatnie. Zawsze uważała, że pasują mu koszule. Siedzieli w swojej ulubionej restauracji, w której spotykali się za każdym razem, gdy w końcu udało im się umówić. Oboje uwielbiali meksykańską kuchnię, a elegancki wystrój pozwalał im się poczuć inaczej, niż na co dzień.

Granger zakręciła kieliszkiem do białego wina i wzięła łyk, odkładając go kawałek dalej. Brunet w tym czasie podwinął rękawy białej koszuli do łokci i poszarpał swoje, i tak nie do ułożenia, włosy.

- Zawsze byłeś taki przystojny, Potter?

- Oj Granger, Granger - westchnął w odpowiedzi, po czym ściągnął okulary i przetarł oczy. Od początku mu powtarzała, że kwadratowe oprawki będą mu bardziej pasować.

- No co 'Granger'? Poważnie pytam. Albo to ja potrzebowałam okularów, albo mi trzeba było powiedzieć, że takie ciasteczko się z ciebie zrobi - mrugnęła do niego.

- Jak cię czasem słucham, to nie mogę uwierzyć, że nazywają cię najmądrzejszą czarownicą od czasów Ravenclaw - pokręcił głową, przykładając do ust szklankę z rumem.

- Sprzedam ci ciekawostkę - nachyliła się przez stół, a sukienka wybrana na ten wieczór prawie pokazała zbyt wiele - Nie tylko mnie nią nazywają, ale też nią jestem - jeszcze tylko przez chwilę oboje grali poważnych, po czym parsknęli niemal jednocześnie.

- I to dlatego ukrywałaś przed ludźmi, przede mną, że tak naprawdę nie pozbyłaś się blizny? - palcem wskazał na jej rękę, zakrytą długim, zamszowym rękawem.

- Wiesz, że nie chciałam cię martwić. Mieliśmy więcej problemów, ty miałeś - spoważniała.

- Koszmary prześladują każdego.

- Ale na ciebie szczególnie się uwzięły, a ja nie chciałam ci dodawać jeszcze moich problemów.

- Taka piękna, a taka głupia - westchnął, kręcąc głową. Kochał swoją przyjaciółkę, ale bywały sytuacje, gdy nie mógł z nią wytrzymać, z różnych powodów.

- Z łaski swojej, nie obrażaj mojej inteligencji - mruknęła pod nosem.

- Inteligencji nie, wyglądu nie, czy w ogóle mogę powiedzieć coś na twoją niekorzyść? - parsknął.

- Tylko tyle, że zmarnowałam szansę, nie zakochując się w wybrańcu - zaśmiała się dźwięcznie.

- Naprawdę kiedyś cię nagram i podrzucę komuś w redakcji - wytknął ją palcem, wywołując kolejną falę śmiechu - Myślałaś już chociaż o tym, co chciałabyś wytatuować? - skinął na miejsce blizny.

- Myśleć, myślałam, ale nie wymyśliłam jeszcze - westchnęła - Może masz jakieś propozycje?

- Jesteś gryfonką - wzruszył ramionami - Lwa? Książki? Jakieś kwiatki? Skąd ja mam to wiedzieć, to twoja ręka - wywrócił oczami.

- Oryginalnie - pokiwała głową z ironicznym uśmiechem - No nieważne, jeszcze mam czas - machnęła ręką - Kiedy mi przedstawisz swoją wybrankę?

- Gadasz jakbyś była moją mamą - jęknął męczenniczo - Coś ty się tak uparła? A ty? Kiedy sobie kogoś znajdziesz?

- Pytam, bo w twoim wieku nie jest wskazane skakanie z kwiatka na kwiatek - ponownie ujęła kieliszek w dłoń i popatrzyła znad niego na przyjaciela, który posłał jej mrożące spojrzenie.

- Czy ja ci wchodzę do łóżka, Granger?

- Może lepiej nie, bo wtedy naprawdę nie odgonimy się od prasy - pokręciła głową.

- Kiedyś wjebię ci się do łóżka i dam znać komu trzeba - wytknął palec w jej stronę.

- Już to widzę, "Granger i jej zamiłowanie do popularnych chłopców wróciło, ona i Wybraniec w końcu razem!" - rozłożyła szeroko dłonie, zaznaczając w powietrzu tytuł.

- Dalej cię szczypią temte artykuły co? - zmrużył diabolicznie oczy. Nie zdążyła odpowiedzieć, gdy znalazł się przy nich kelner. Oboje zamówili po jeszcze jednym drinku i czymś słodkim.

Po chwili słownych przepychanek, chłopak około dwudziestki ponownie zawitał przy ich stoliku. Siedzieli w restauracji jeszcze z dobrą godzinę. Po tym, Harry odprowadził Hermionę do jej mieszkania i pożegnał się z nią pocałunkiem w policzek. Szatynka, zamiast pójść spać, jeszcze długo przeglądała w internecie różne wzory tatuaży.

×××

- To wcale nie boli tak, jak ludzie opowiadają.

Minęły dwa miesiące, zanim Hermiona w końcu trafiła pod igłę. Długo zastanawiała się nad wzorem i rozmiarem, a z czasem i zaczęła pytać o zdanie Malfoy'a. Z początku chodziło jej o fachową opinię odnośnie wykonania; z czasem zaczęli wysyłać sobie okropne i śmieszne tatuaże, których powstydzili by się oboje. Następnie doszły niezobowiązujące rozmowy przez wiadomości. Była gryfonka lubiła poczucie humoru chłopaka.

- Każdy ma inny próg bólu, ale zgadzam się, to nie boli - gdy ona leżała na plecach, on pochylał się nad jej ręką.

- To jest w sumie przyjemne.

- I bardzo uzależniające - popatrzyła na jego skupioną twarz i uśmiechnęła się delikatnie.

- Coś w tym jest - skinęła na projekt, który był znacznie większy, niż początkowo zakładała.

- Mi powoli brakuje miejsca, a chęci i pomysły dalej są - popatrzył na siebie i na nią, po czym wrócił do pracy. W tle leciały piosenki, które szatynka dobrze znała ze swoich młodzieńczych lat. Raz za razem zerkała na zielone ledy, które kojarzyły jej się tylko z jednym z domów z Hogwartu.

Dopiero po czasie, gdy stare wzory przestały na niej robić aż takie wrażenie, dostrzegła jak bardzo ślizgońskie było to studio. Już nawet odrzucając to światło, gdy wchodziła do środka i widziała Malfoy'a w tym miejscu, pierwsze co przychodziło jej na myśl to to, że cholernie tam pasował.

Może to dlatego, że od ich pierwszego spotkania po latach, widzieli się jeszcze parę razy i to właśnie zazwyczaj w tym miejscu. W Green Snake Tattoo.

Raz przyszła pokazać mu wyniki od magomedyka, aby był pewny, że może tatuować okolice blizny. Innym razem była w okolicy i postanowiła na żywo zobaczyć jeden z jego nowych, wolnych projektów. Po którejś takiej wizycie postanowili wyskoczyć na kawę. Naturalnie nie obeszło się bez docinek i nawiązań do szkolnych czasów.

Zazwyczaj po takich spotkaniach jeszcze długo mile wspominała czas spędzony z ślizgonem. To dziwne, w końcu dopiero niedawno pierwszy raz w życiu normalnie rozmawiali. Miała dziwne wrażenie, że coś zbyt łatwo poszło, że nie powinno tak być. Wiedziała, że jej przyjaciele patrzą na to z dozą niepewności. Nawet Ron teleportował się z Rumunii, gdy się tego dowiedział i przeprowadził z nią, jej zdaniem, śmieszną i niepoważną rozmowę. Co nie zmienia faktu, że wiedziała, że rudy po prostu się o nią martwi i doceniała to.

Prawda była jednak taka, że bardzo dobrze się jej rozmawiało z Draco. Dlaczego więc miała by to skończyć?

Odłożył maszynkę i na ręcznik papierowy nalał specjalny płyn, po czym przyłożył go do jej skóry. Hermiona wzdrygnęła się gwałtownie i prawie podskoczyła. Blondyn odsunął rękę i otworzył szerzej oczy.

- Sorki - mruknął pod nosem, ponownie przecierając tatuowane miejsce.

- Po prostu to jest zimne - wyjaśniła, śmiejąc się ze swojej reakcji. Na twarzy chłopaka odmalowało się zrozumienie.

- Już się wystraszyłem - pokręcił głową - Robimy krótką przerwę. Muszę rozprostować kręgosłup - strzelił z karku, a następnie położył na nim rękę, aby rozmasować bolące miejsce.

- Minus tego zawodu, co? - mruknęła, przekręcając głowę w bok. 

- Ta, zapytaj mojego masażysty ile już na mnie zarobił - wywrócił oczami. Sięgnął po wodę i wziął kilka dużych łyków z butelki - Już chcesz kolejny czy jeszcze nie? Bo niektórzy podczas robienia jednego, już rozmyślają nad kolejnymi.

- Coś mi tam krąży po głowie - przyznała, śmiejąc się, a on jej zawtórował. Półtora godziny później wszystko było gotowe. Oboje mieli na twarzach uśmiechy. Stało się.  


×××

Hermiona siedziała przed swoją skromną toaletką, zapinając srebrne kolczyki. Przez jej myśli przebiegła myśl, że już dawno nie była na żadnej imprezie, mniejszej czy większej. Ostatnia taka okazja była ponad pół roku wcześniej, gdy w Ministerstwie był wydawany bankiet, a ona szła na niego z Harry'm. W towarzystwie przyjaciela i naturalnie z resztą jej znajomych przy jednym stoliku, bawiła się świetnie, ale to nie było to samo.

Sięgnęła po okrągłe pudełko z logiem jednej ze znanych marek z kosmetykami do pielęgnacji tatuaży. Odkręciła wieczko i, jak zawsze, pierwsze powąchała zawartość. Uwielbiała ten zapach. Posmarowała całość cienką warstwą i była gotowa. Wstała i złapała za torebkę, którą przewiesiła sobie przez ramię.

Zerknęła w lustro i musiała przyznać, że dziwnie jej było wychodzić z odsłoniętym przedramieniem i świadomością, że nie nałożyła zaklęcia. Musiała przyznać, że od kiedy nie używała czaru, a musiała z nim skończyć już dwa tygodnie przed zrobieniem tatuażu, blizna nie była już w ogóle zaczerwieniona. Wyglądała normalnie, a po wizycie w studiu w ogóle nie rzucała się w oczy. Zamiast tego robiła to urocza wydra z niebieskim efektem watercolor.

Szatynka uśmiechnęła się lekko i wyszła z domu. Weszła w uliczkę niedaleko jej domu i aportowała się w okolicy kamienicy, w której mieściło się mieszkanie Ginny. Chwilę później już pukała do drzwi, a te zostały otwarte przez rudą panią gospodarz w czarnej, welurowej sukience.

- Herm! W końcu jesteś, nie wytrzymuję już z nimi. Przysięgam, któremuś urwę łeb - wymamrotała na wstępie, po czym przytuliła przyjaciółkę i przyjęła od niej butelkę ich ulubionego wina skrzatów.

- Ciekawe który będzie tym szczęściarzem - parsknęła pod nosem w odpowiedzi, na co obie wzruszyły ramionami ze śmiechem.

Panna Granger poprawiła w lustrze włosy i ruszyła za Weasley'ówną do salonu. Już na wejściu słyszała krzyki towarzyszące oglądaniu jakiegoś meczu w telewizji. Nie podejrzewała nigdy, że zobaczy Dracona Malfoy'a, namiętnie komentującego koszykówkę. Owszem, wiedziała, że Blaise również posiada zamiłowanie do tej gry, ale po blondynie by się tego nie spodziewała.

- O, patrzcie kto zaszczycił nas swoją obecnością! - Blaise wyszczerzył się i wstał, aby ją przytulić - Zgubiłaś drogę czy zatrzymała cię kolejna spina z Wieczną-Panną-Skeeter? - mrugnął do niej, a w odpowiedzi na twarzy dziewczyny pojawił się złowieszczy uśmiech, na określenie, jakiego użył mulat.

- Wiesz, że się do mnie nie zbliża po ostatniej naszej konfrontacji. I dzięki ci Merlinie za to!

- Z tego co słyszę, to niezły numer z ciebie, Granger - Malfoy siedział rozparty na kanapie i posyłał jej swój ślizgoński uśmieszek. Nie uszło jej uwadze, że jego wzrok na dłuższy moment zatrzymał się na jego dziele.

- Jeszcze niewiele słyszałeś, Malfoy - chłopak pokiwał głową na zgodę, po czym, jak przystało na gentelmana, nalał jej kieliszek wina. Podziękowała mu skinieniem głowy. Ginny przyszła z kuchni z sałatką i zajęła miejsce na kolanach Blaise'a.

- O czym rozmawiamy? 

- Uzupełniamy informacje jakie posiada Smok na temat naszej lwicy - Zabini posłał swojej dziewczynie dziwne spojrzenie, które nie spodobało się pozostałej dwójce. 

- Czego byś się chciał dowiedzieć? - ruda zwróciła się do blondyna, patrząc się z rozbawieniem na przyjaciółkę. 

- Niczego - ponownie rozsiadł się wygodnie. Na rzucone mu zdziwione spojrzenia odpowiedział tajemniczo - Czego będę się chciał dowiedzieć, dowiem się sam - puścił im oko. Weasley pokręciła głową na te słowa i zmieniła temat. Przez kilka godzin siedzieli, słuchali muzyki, rozmawiali i pili. 

- To nie fair! - pisnęła w pewnym momencie najmłodsza z grupy - Malfoy jest prawie cały wytatuowany - wskazała na wymienionego - Ty zaraz będziesz wyglądał jak on - pokazała na mulata - A widząc, jak tobie podoba się twoja wydra, to zaraz zrobisz kolejny. Ja też chcę! - fuknęła, krzyżując ręce pod piersiami. 

- Żaden problem, ruda - były ślizgon skinął w jej stronę szklanką trzymaną w ręce.

- Ja wiem nawet co! 

- Pochwal się, Diable.

- Wiewiórka! - krzyknął uradowany.

- Jesteś chory - Ginny uderzyła się ręką w czoło, co poskutkowało głośnym plaśnięciem. Przez to nie mogła zobaczyć oburzonej miny Zabini'ego - Co ty masz do tych wiewiórek?

- No... - przedłużył samogłoskę - Są rude?

- I co ma jedno do drugiego?

- No bo ty też jesteś ruda?

- Ale czy to powód, żeby mnie porównywać do gryzonia? - nadal się piekliła, a jej twarz, mimo makijażu, delikatnie zaczynała się czerwienić.

- Dlaczego zawsze jak wypijecie, to się o to sprzeczacie? 

- Granger ma rację, choć niechętnie to przyznaję.

- Oj smoczku, już nie udawaj tak zaciekle - żachnął się Blaise - Przecież wszyscy dobrze wiemy, że tylko czekasz aż Hermionka będzie leżeć na tym twoim fotelu bez bluzki albo spodni - zachichotał, najwyraźniej bardzo rozbawiony własnymi słowami. Ginny śmiała się pod nosem, natomiast wymieniona dwójka zesztywniała i popatrzyła na siebie z odrazą na twarzach. Tak dla zachowania porządku.

- Nie pijesz już, Diable - mruknęła starsza gryfonka, wzdychając.

- Chciałabyś - prychnął - Potańczył bym - nagle się zamyślił - Chodźmy na imprezę!

Cała czwórka popatrzyła na siebie w zamyśleniu. Tak na prawdę pomysł nie był zły. Nie wiadomo jak i kiedy to się stało, ale wstali, pozbierali się i dwadzieścia minut później byli w jednym z pobliskich klubów. Muzyka dudniła im w uszach, wprawiając ciała w bezwiedne, lekkie kołysanie. Wypili przy barze po parę shotów i Blaise wraz z Ginny ruszyli na parkiet, jakby przyzywani przez samego diabła. Malfoy i Granger przez chwilę patrzyli na nich z uśmiechami, dopóki ich uwagi nie zwróciła trójka chichoczących, na oko, siedemnastolatek, wskazujących palcami na blondyna. Zerknęli na siebie w zastanowieniu - któraś odważy się podejść? Byli tak zamyśleni, że nie zauważyli, jak ktoś zachodzi ich z drugiej strony.

- Zatańczysz? - szatynka podskoczyła, gdy poczuła stukanie w ramię. Odwróciła się natychmiast za siebie, gdzie czekał na nią latynos o ciepłym uśmiechu i propozycją nie do odrzucenia. Mimo to zerknęła na swojego towarzysza, jednak przy nim już stała jedna z trajkotek.

- Jasne - odwzajemniła uśmiech, po czym została pociągnięta na parkiet. Emilio, jak się przedstawił, okazał się być średnim tancerzem, ale co rusz opowiadał jej krótkie anegdotki, a to przy obrocie, a to kiedy przycisnął jej plecy do swojego torsu. Oddalali się od siebie i zbliżali, a dzięki wypitemu alkoholowi Hermiona nie czuła, że na stopach ma buty na obcasie. Przetańczyli może z pięć piosenek, gdy postanowili podejść do baru i napić się czegoś. Nie widziała nikogo z osób, z którymi przyszła, ale nie przeszkadzało jej to. Stali w ciszy, gdy ciemnowłosy chwycił ją za rękę i wskazał balkon. Nie była pewna, czy chce z nim iść, ale nagle usłyszała jak ktoś krzyczy jej imię. Odwróciła się zdziwiona, a jej brwi uniosły się jeszcze wyżej, gdy ujrzała wysokiego szatyna, ciągnącego za sobą równie zdziwioną brunetkę.

- Potter? Parkinson?

- Też jesteśmy zszokowani - odpowiedziała jej dziewczyna. Od kiedy pracowały w jednej firmie ich stosunki ociepliły się do poziomu lekkich uśmiechów od czasu do czasu i wymianie podstawowych uprzejmości.

- Co tu robisz? 

- Przyszłam z Ginny, Diabłem i...

- Tu jesteś! Ginny, Wiewióreczko, znalazłem ją! I o! Mój ulubiony, bliznowaty wybraniec! - pisnął wymieniony wyżej i objął Hermionę ramieniem, przyciągając do siebie. Zaraz za nim pojawiła się jego wybranka serca oraz drugi ślizgon.

- Pansy? Co ty tu robisz? Z nim? - podejrzliwość była i w głosie i na twarzy Dracona. Zmierzył Harry'ego od góry do dołu.

- Chyba to samo co ty z... Granger? I państwem Zabini - mruknęła i tym razem to ona zeskanowała wzrokiem dziewczynę. 

- Chyba sobie żartujecie - złoty chłopiec skrzywił się delikatnie, ale podszedł w końcu do swoich przyjaciółek i przywitał się należycie. Z mężczyznami wymienił uścisk dłoni. 

- Hej! Nie ma co sobie niszczyć humorków! - pałeczkę znowu przejął Blaise - Możemy iść albo tańczyć, albo usiądziemy i się napijemy.

- Mamy zarezerwowaną lożę - Pansy wskazała palcem na balkon, a Hermiona dopiero wtedy uświadomiła sobie, że jej partner do tańca zniknął. Ups... - Może i jest mała, ale powinniśmy się pomieścić. 

- Chodź Granger, zajmiemy się drinkami - Harry złapał ją za łokieć i pociągnął w stronę barmana - Zaraz przyjdziemy - mrugnął do brunetki. Chwilę im to zajęło, ale cała grupka w końcu odeszła w stronę schodów, żegnając pozostałą dwójkę dziwnymi spojrzeniami.

- Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale to wyglądało jak jawny akt zazdrości - mruknęła szatynka. Skinęła na obsługującego chłopaka i powiedziała zamówienie.

- Proszę cię - prychnął - Ty z Malfoy'em? - odwrócił ją twarzą do siebie.

- Ty z Parkinson? - odbiła pałeczkę. Westchnął głośno i przeczesał palcami skołtunione włosy.

- Sypiamy ze sobą.

- Malfoy mnie tatuował.

- To dlaczego jesteś tu z nim?

- Może dlatego, że oboje zostaliśmy zaproszeni przez Ginny i Blaise'a, a potem postanowiliśmy pójść się pobawić? Dlaczego mi nie powiedziałeś o Pansy?

- A jest o czym mówić? Przecież to nic - machnął ręką i oparł się łokciem o blat.

- No ja nie wiem. Z innymi dziewczynami, z którymi tylko - dała nacisk na ostatnie słowo - sypiałeś, nie chodziłeś do klubów - uśmiechnęła się z wyższością. 

- To nic nie znaczy, tu też można robić to, co robimy w innych miejscach - zaśmiał się, widząc na jej twarzy niesmak.

- Zbyt dobrze cię znam - dźgnęła go paznokciem w klatkę piersiową i zabrała połowę drinków, które się przed nimi pojawiły. Wchodząc po schodach trochę żałowała, że ubrała tak długie spodnie, gdyż prawie nadeptywała na ich szerokie nogawki, ale to była tylko jedna myśl, która znikła tak szybko, jak się pojawiła. Już z dalsza poczuła na sobie wzrok stalowych tęczówek. Przyglądał jej się w zamyśleniu. Udała obojętną, rozglądając się na boki, co nie zmienia faktu, że dobrze czuła się z tym, że na nią patrzył. Podświadomie na jej ustach pojawił się lekki uśmieszek.

Zajęła miejsce obok Ginny, a naprzeciwko niej, Harry przysunął się blisko czarnowłosej. Ponownie tego wieczoru nawiązała się luźna rozmowa, bez ładu ani składu. Po uzupełnieniu procentów, dziewczyny poszły do toalety, a mężczyźni udali się do palarni.

- Między wami to coś poważniejszego? - zaczęła starsza z gryfonek, gdy stały przy umywalkach, poprawiając się w lustrach.

- Nie wiem o czym mówisz.

- Nie jesteśmy już w szkole, Parkinson, tu nikt cię nie skrzyczy za jawne umawianie się z gryfonem - prychnęła ruda, przerywając malowanie ust krwiście czerwoną szminką - Poza tym i tak to z niego wyciągniemy, prędzej czy później. W końcu od czego ma się przyjaciółki - Hermiona skinieniem głowy przyznała jej rację.

- Sypiamy ze sobą, ale to już wiesz - zwróciła się do szatynki - Od kiedy? Od dwóch miesięcy prawie. Nie zapowiada się na razie na zakończenie tego układu. Tyle informacji wam wystarczy - przeczesała paznokciami średniej długości włosy i ruszyła ku wyjściu. Zatrzymała się przed samymi drzwiami i odwróciła z powrotem - Widzę, jak na siebie zerkacie. Nie wiem, czy to chodzi o to, że tak długo się nie widzieliście, czy może o blizny wojenne, które w pewnym sensie was zbliżyły, ale patrzy na ciebie inaczej - zwęziła oczy, niczym wąż - Nie próbuj z nim igrać, Granger. Nie opłaci ci się to - i wyszła, nie czekając na nie. 

×××

Od imprezy minęły trzy tygodnie pełne pracy i braku czasu. Hermiona miała ręce pełne roboty, co momentami doprowadzało ją do ataków migreny. Jak nie wywiady, to spisywanie raportów, liczenie statystyk, tu jakaś podróż . Uwielbiała swoją pracę, ale marzyła o chwili wytchnienia. 

Ostatnio podczas wizyty w Ministerstwie wpadła na skradającego się Harry'ego Pottera. W ogóle jej to nie zdziwiło, patrząc pod tym względem, że niedaleko znajdowało się biuro Pansy Parkinson. Ona wiedziała, co się święci. Niewielki, ale ładny bukiet w rękach przyjaciela tylko ją w tym utwierdził. Poza tym już od jakiegoś czasu krążyły plotki, że ów wybraniec w końcu dał się uwieść. Na samo wspomnienie tego westchnęła, czas pokaże.

Siedziała w swoim biurze, po raz kolejny czytając artykuł, którego nie umiała skończyć w zadowalający dla niej sposób. Ponownie usunęła cały ostatni akapit i schowała twarz w dłoniach. Potrzebowała przerwy; czuła, że zaraz oszaleje. Odsunęła dłonie, a jej wzrok mimowolnie zatrzymał się na kolorowym rysunku na jej przedramieniu. Uśmiechnęła się delikatnie. Już nawet sama nie patrzyła na pamiątkę po Bellatriks. Nie ukrywała, że bardzo się jej spodobał ten sposób ozdabiania ciała.

Popatrzyła na zegar, a ten wskazywał już w pół do siedemnastej. Postanowiła skończyć pracę na ten dzień, wiedziała, że i tak nic już z tego nie będzie. Wstała, spakowała zeszyt do torebki i wyszła, narzucając na odsłonięte ramiona jeansową kurtkę. Po kilku minutach była już w centrum Londynu. Postanowiła sobie zrobić spacer, korzystając z niemożliwie pięknej pogody, jak na ostatnie czasy. Uniosła twarz do słońca, rozkoszując się przyjemnym ciepłem. Kręciła się bezwiednie, wstąpiła przy okazji do piekarni po drożdżówkę i kawę i szła dalej. 

Nie była pewna w którym momencie jej własny umysł postanowił ją zdradzić i zaprowadził ją pod studio Malfoy'a. Rozejrzała się, niepewnie zagryzając wargę. Od ostatniej imprezy nie mieli kontaktu. Przesadzili z alkoholem, to na pewno. Pamiętała, że tańczyli razem, dość blisko... Bardzo blisko. Pamiętała niezadowolony wzrok Harry'ego i zaintrygowane spojrzenia reszty. Gdy ją obracał, gdy łapał w talii i przenosił dłonie na plecy, przybliżając ich do siebie jednocześnie. Była zaintrygowana i zmieszana jednocześnie. Wtedy w ogóle jej to nie przeszkadzało i jak się zastanowić, to teraz też nie.

Postanowiła wejść. Jeśli będzie, to jakoś się wymówi. Jak nie, to wróci do domu. Pchnęła drzwi kamienicy, przywitana znajomymi, zielonymi ledami. Pokręciła głową na boki. Ślizgon ślizgonem pozostanie. Zaraz usłyszała puszczoną muzykę, co znaczyło, że blondyn dalej był w pracy. Przeszła korytarz i w końcu pchnęła drugie drzwi, wchodząc do głównego pomieszczenia. 

Draco stał przed młodą, śliczną blondynką o jasnych, błękitnych oczach i uśmiechał się do niej, robiąc zdjęcie skończonego tatuażu. Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie to, że tatuaż był między dużymi, pełnymi piesiami dziewczyny. Jej sutki były zasłonięte specjalnymi naklejkami z logo studia. Usta miała rozciągnięte w ponętnym uśmiechu. Zanim drzwi skrzypnęły i zwróciły na nią uwagę, zdążyła usłyszeć, jak atrakcyjna klientka komplementuje talent chłopaka oraz jego tatuaże. W momencie, gdy zobaczyła Hermionę, jej dłoń opadła na jego umięśnione ramię. 

- Granger? - był zdziwiony, w końcu nie powiedziała mu, że przyjdzie. Nie byli umówieni. Może chciał gdzieś wyjść z tą dziewczyną, była ładna i, jak było widać, chętna na dalsze poznawanie się. Cóż, powiedziała 'a', trzeba powiedzieć 'b'.

- Byłam w pobliżu i stwierdziłam, że wpadnę - wzruszyła ramionami, chyba zaskakując go jeszcze bardziej. Wcale mu się nie dziwiła, miała ochotę strzelić sobie w czoło. Nie zmieniło to jednak faktu, że klientka speszyła się trochę i odwróciła do niej tyłem, łapiąc za torebkę i ruszając w stronę łazienki. Jej nowa róża była już zabezpieczona, więc Draco nie zaoponował. Posłał jej pytające spojrzenie, ale zaczął sprzątać.

- Czym sobie zasłużyłem na twoje odwiedziny? Czyżbym coś przeskrobał i los postanowił mnie ukarać twoim towarzystwem? - mruknął niby poważnie, ale kącik jego ust wygiął się w górę, tworząc piękny półuśmiech. Szczerze, to wolała tę wersję, niż pełny uśmiech. Tak wyglądał jeszcze lepiej. 

- Jeśli los tak chce cię karać, to coś czuję, że i ja musiałam nieźle zawinić - wywróciła oczami. Usłyszała jego śmiech, gdy szedł na zaplecze. Podeszła do specjalnego fotela, na którym leżała blondynka, a teraz był ustawiony jak zwykłe siedzenie. Jedną nogę ułożyła zgiętą na siedzeniu, a druga zwisała w dół, nie dosięgając do podłoża. Poprawiała swoją zwiewną sukienkę i akurat wtedy dziewczyna wyszła z łazienki już ubrana.

- Zaraz wróci, poszedł na zaplecze - powiedziała, widząc jej zdziwiony wzrok. Hermiona jeszcze raz się jej przyjrzała. Miała na oko dwadzieścia lat i tak, była jeszcze ładniejsza, niż początkowo widziała ją całą z dalsza i w słabym świetle. Teraz jej oczy wydawały się jeszcze bardziej niebieskie. Po chwili zjawił się Dracon, rozliczył się z dziewczyną i ta, z nieśmiałym uśmiechem, zostawiła ich samych.

- Ładna - mruknęła mimowolnie.

- Pewnie tak, ale nie w moim typie - odpowiedział, porządkując maszynkę. Szatynka pokiwała głową i zamyśliła się na chwilę, dopóki chłopak nie stanął centralnie przed nią, nachylając się delikatnie w jej stronę. Przełknęła ślinę, za co skarciła się w duchu i przez chwilę żadne z nich nic nie mówiło.

- Dlaczego przyszłaś?

- Przeszkadza ci to?

- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.

- Jeśli przeszkodziłam ci w umówieniu się z nią, to powiedz wprost.

- Raczej nie umawiam się z klientkami - uśmiechnął się prześmiewczo, ale miała wrażenie, jakby znajdował się jeszcze bliżej. Patrzył prosto w jej oczy, śmiejąc się z niej otwarcie. W końcu nie wytrzymała.

- Nie śmiej się ze mnie - warknęła, mrużąc oczy.

- Ale jesteś śmieszna - wzruszył ramionami.

- Tak? Niby co takiego robię? - skrzyżowała ręce pod biustem.

- Jesteś zazdrosna, a to jest i śmieszne i intrygujące - powtórzył po niej gest. Przekrzywił przy tym głowę w bok. Wyglądał jak zaciekawiony kocur.

- Masz urojenia - pokręciła głową - Nie powinnam przychodzić - chciała wstać, ale zrobił krok w jej stronę, przez co nie miała miejsca.

- Ależ tego nie powiedziałem. Co nie zmienia faktu, że zdziwiła mnie ta wizyta. Czym ją sobie zawdzięczam - dalej sobie z niej kpił. Przez myśl jej minął obraz, jak uderza go w twarz.

- Głupotą wrodzoną - chciała go sprowokować do cofnięcia się, ale nic to nie dało. Popatrzyła na niego ostrzegawczo, co tylko wywołało jego cwaniacki uśmieszek.

-  A mi się wydaje, że to jednak coś innego.

- To źle ci się wydaje, Mal... - chciała się odwrócić i nie zwracając uwagi na to, że go kopnie, zejść, ale złapał za jej podbródek i odwrócił z powrotem do siebie, łącząc ich wargi. Automatycznie poruszyła delikatnie ustami, zgrywając się z jego ruchami. Poczuła jak jego zimna dłoń prześlizga się na jej policzek i szyję, a po chwili odsunął się, patrząc jej w oczy.

- Ponoć nie umawiasz się z klientkami - wypaliła bez zastanowienia, a sekundę później jej policzki pokryły się czerwienią. Blondyn zaśmiał się na jej bezpośredniość, ale musiał przyznać, że lubił w niej to. Tę pewność siebie, zapalczywość. Zawsze taka była i, choć głośno by się do tego nie przyznał, zawsze mu to w pewnym sensie imponowało.

- Powiedziałem "raczej" - zaznaczył - A jeśli kobieta sama do mnie przychodzi, nęka, nawet na imprezę za mną idzie - otwierała usta coraz szerzej, nie mogąc słuchać tych bzdur - To może jednak spróbować dać jej to, czego chce, żeby uśpić jej czujność i potem uciec? - udał zamyślenie.

- Bajkopisarz - wywróciła oczami, na co zmrużył oczy w skupieniu i ponownie pochylił się do niej, a wtedy pocałowała go ponownie.

- Bardziej coś w stylu "tatuażysta" - mruknął, dalej mając lekki ubaw. 

- Nie, raczej nie - zaszydziła.

- Matko, zabierzcie ode mnie tę kobietę, z gryfonkami naprawdę jest coś nie tak - zamajaczył, przyciągając ją tak, że siedziała na krawędzi, a on stał między jej nogami.

- Król Slytherinu i księżniczka Gryffindoru? Nie uwierzę - pokręciła głową. Nie lubiła tego określenie, w końcu nadali jej je w żarcie, ale w tej sytuacji jej spasowało. Nie była pewna w którym momencie jej dłonie oplotły jego szyję.

- Nie mów nikomu, bo stracę renomę - szepnął, szczypiąc ją pod bokami, przez co pisnęła głośno, odsuwając się.

- Idiota!

- Gryfonka! 

- Ślizgon!

- Zazdrościsz!

- Głupoty? Nie, nie wydaje mi się - znowu wbił palce między jej żebra, na co podskoczyła jeszcze wyżej, niż poprzednio - Malfoy! 

- Krzycz dalej, problemów ze słuchem mi jeszcze brakuje - złapał się za bok głowy.

- Ty jesteś problemem.

- Zaraz ty będziesz mieć problem.

- Chyba ty!


Koniec.


Wow. Zaczęłam tę miniaturkę przez głupi przypadek. Powiedziałam pewnej osobie, że w sumie mogłabym spróbować napisać taką historyjkę, ale żeby dała mi chociaż jakiś wstępny pomysł, bo u mnie lipa z tym od jakiegoś czasu. 

Powiem wam, że padło nasze ukochane słowo "tatuaż" i od razu coś zaczęło świtać w mojej głowie. Co nie znaczy, że napisałam tę miniaturkę w dwa dni, bo zaczęłam chyba z cztery miesiące temu i wróciłam tu bodajże dni temu (w sumie może tydzień była pisana xd).

Także w skrócie - jeśli dotrwałeś do tego momentu - dziękuję.
Czy pojawią się kolejne miniaturki? Bardzo bym chciała, ale wszystko zależy od mojego wewnętrznego konfliktu z weną twórczą.

Pozdrawiam wszystkich i do napisania,
Tyska09



ps. Dianuchnaaa mam nadzieję, że wiesz, że mówiłam o tobie i tym samym dedykuję ci swoją pierwszą napisaną w całości miniaturkę; xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro