20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Popołudnie spędziliśmy razem grając ze znajomymi Marcella w tenisa na krytym korcie.

– Dobrze pani serwuje. – Zauważył młodszy z dwóch mężczyzn, więc podziękowałam za komplement.

Starszy wolał grać z Marcello, gdyż jak przypuszczałam, gra z „debiutantką", stanowiła dla niego ujmę na honorze.

„Cóż, jego problem" – w myślach wzruszyłam ramionami i posłałam  mojemu mężczyźnie dyskretne spojrzenie.
Wyglądał jakby miał ochotę posłać komplementującego mnie faceta do piachu. Marcello zacisnął bowiem szczęki, a jego oczy miotały gromy. Chociaż pozornie był zajęty grą, to zdradziły go sztywne ruchy ramion, gdy odbijał zieloną piłeczkę i zimny uśmieszek, jakim mnie obdarzył odwracając na chwilę ku mnie swą twarz. A potem grał jak gdyby nigdy nic się nie stało.
Co się działo w głowie Marcella, mogłam tylko się domyślać. Postanowiłam, że nie będę się tym przejmowała, dopóki nie miałam czym się martwić. Liczyłam, iż di Ferro opanuje się i z niczym nie wyskoczy, a jeśli i nawet, to chyba znalazłabym odpowiednie argumenty, by go uspokoić?

Schodziliśmy z kortu zmęczeni i zrelaksowani jednocześnie. Zawsze uważałam, że uprawianie sportu niweluje nagromadzony w nas stres i pozwala się wyżyć. Chociaż, prawdę mówiąc, wolałam długie spacery niż uganiać się za piłką po boisku albo uprawiać wyczynowo jakiś rodzaj sportu. Byłam trochę leniwa pod tym względem, ale dawałam sobie radę w tej kwestii. Czasem poszłam na siłownię, czasem pobiegałam i jakoś to szło.
A teraz, proszę bardzo, cieszyłam się jak dziecko ganiając po korcie z Marcello i jego przyjaciółmi! 

Nie pamiętałam, kiedy ostatnio bawiłam się równie dobrze. Owszem, na uczelni również miałam bliższych i dalszych znajomych, ale to nie było to samo.

Pomyślałam, że zapewne nie wrócę na studia szybko. O ile w ogóle wrócę, jeśli mój ślub z Marcello di Ferro to nie jakaś ściema z jego strony. Facet miał przecież swój świat oraz sporo tajemnic, którymi się ze mną nie podzielił. Część zostawił dla siebie.
Na przykład szczegóły relacji łączącej go z Elisabeth, wcześniej i teraz. Tak, to nie była moja sprawa, lecz chciałabym wiedzieć, na czym stoję. Mogłam jednak być pewna, że on, Marcello, niczego by mi nie wyjaśnił i co najważniejsze, zbył by mnie w paru słowach, choćbym i bym zadała mu nurtujące mnie pytanie wprost.
Czy mogłam liczyć na poważniejsze deklaracje ze strony faceta zajmującego się szemranymi transakcjami? Romans z draniem nie mógł zakończyć się happy endem, tak zdarzało się jedynie w książkach, które chętnie czytałam, gdy jakimś cudem nie miałam nic innego do zrobienia. 

Byłam pewna, że Marcello bierze baksy na życie w luksusie, który niejednego człowieka mógłby przyprawić o przysłowiowy ból głowy z niezbyt legalnego źródła bądź źródeł. Nikt tyle nie zarabiałby na państwowej posadzie, choćby i był właścicielem dobrze prosperującej firmy! 
Zdążyłam się przekonać o zamożności Marcella i faktu, że na wiele mógł sobie pozwolić. Weźmy na przykład to, że samochody zmieniał stosownie do okoliczności i jakoś te wszystkie auta musiał gdzieś pomieścić! Apartamenty, ubrania szyte na miarę u najlepszych projektantów, własna awionetka i prywatne lotnisko - to musiało kosztować niemałą fortunę. Skąd di Ferro brał forsę na to wszystko? No i jeszcze jakim cudem dopinał budżet na ostatni guzik bez większej spiny?    Pomimo niejasności w sytuacji, nakazałam sobie, żeby przerwać ponure rozmyślania. Di Ferro był dla mnie interesującym mężczyzną, o złożonej osobowości i ciekawych poglądach na życie, a cała reszta chociaż miała dla mnie znaczenie, na razie pozostawała na dalszym planie.

– Ma pani niesamowitą kondycję – powtórzył mój partner w grze,  zmuszając mnie tym samym do powrotu do rzeczywistości.
– Mój szofer już na nas czeka – oznajmił starszy z mężczyzn, gdy się odświeżyliśmy.
Młodszy przestał wreszcie przesadzać z komplementami, więc nie musiałam bać się o jego i moje życie.

Marcello grzecznie odpowiedział przyjacielowi, że „owszem, bardzo chętnie skorzystamy z jego propozycji". Srebrnowłosy jegomość pokiwał swą głową z aprobatą, po czym wzięliśmy torby z ciuchami - każdy własną - i ruszyliśmy za nim.

Teren klubu sportowego gdzie intensywnie się relaksowaliśmy przez ostatnią godzinę, był dość dobrze utrzymany. Dla każdego znalazło się coś interesującego, a oferta dotycząca sposobu spędzenia wolnego czasu została przygotowana z myślą o najbardziej zamożnej i wymagającej klienteli. Nie zabrakło tam i pola do gry w golfa, jak i kortów do tenisa ziemnego oraz w koszykówkę i piłkę nożną. Personel czekał na każde skinienie klienta i naprawdę nie mogłam się do niczego przyczepić. 
Po wysiłku fizycznym wzięłam szybki  prysznic, ale gdybym się zdecydowała na relaksujący masaż albo kąpiel w jaccuzi, nie byłoby z tym żadnego problemu.
Miałam więc o czym myśleć, gdy wsiadaliśmy do auta starszego pana, a jego szofer po chwili płynnie włączył się autem do ruchu ulicznego.

Po mojej lewej stronie siedział Marcello, zaś po prawej - starszy pan, Młodszy „się ulotnił", odprowadzany srogim spojrzeniem mojego faceta.

– Signorina Davenport? – starszy  mężczyzna, przyjaciel Marcella, który przedstawił mi się jako Diego Velasquez, zadał niedyskretne pytanie, którego się nie spodziewałam. – Jak Elisabeth przyjęła wiadomość o waszych zaręczynach? Pani i Marcella?

Kątem oka dostrzegłam tężejącą twarz narzeczonego. Marcello zacisnął szczęki, a dłonie w pięści, lecz nie odezwał się ani słowem. Jednakże, co wywnioskowałam z jego zaciętego i nieprzyjaznego spojrzenia, historia Marcella i Elisabeth nie wiązała się ze zbyt przyjemnymi wspomnieniami, przynajmniej dla głównego zainteresowanego.

Skoro di Ferrro milczał, a Velasquez przyglądał się mi badawczo oczekując jasnej odpowiedzi, musiałam zmierzyć się z zadanym mi pytaniem.

– Z całym szacunkiem, panie Velasquez, są pewne sprawy, których zarówno Marcello jak i ja, nie chcemy omawiać nawet z przyjaciółmi. Niepotrzebne powracanie do przeszłości, której wszakże nie możemy już zmienić, nigdy nie przynosi nic dobrego.

– Słusznie, signorina Davenport – orzekł Diego łaskawie, nie drążąc tematu.

– Wreszcie podjąłem słuszną decyzję – wtrącił Marcello, odzywając się znienacka, po czym znowu umilkł.

– My ... – wyjąkałam, gdy auto się zatrzymało, a my wysiedliśmy z niego, dotarłszy do celu podróży. – Dziękujemy panu, signore, za podwiezienie i wspólną grę. Niekoniecznie w tej kolejności.

– Tak, tak. – Diego Velasuez przerwał mój słowotok i uśmiechnął się pobłażliwie do mojego przyszłego męża i do mnie samej. – Też byłem kiedyś młody, choć teraz nic na to nie wskazuje.

Poczerwieniałam na twarzy z zażenowania, bo pan Velasquez najwyraźniej myślał, że śpieszyło mi się łóżka z Marcello!
Nie powiedziałabym, że niezupełnie mi o to chodziło, ale czy pan Diego musiał robić nam niestosowne aluzje?

Zaś Marcello, czego się nie spodziewałam zupełnie, parsknął zaraźliwym śmiechem, który udzielił się całej naszej trójce. Było widać, że bawią go słowa przyjaciela i moje zakłopotanie jego insynuacjami. Jak już wcześniej wspominałam, Marcello to był twardy orzech do zgryzienia i niekiedy trudność nastręczało przewidzieć jego reakcje i zachowanie na usłyszane słowa.

– Zjem coś w hotelowej restauracji i wracam do siebie. – Oznajmił nam Diego, zwracając się do mojego narzeczonego. – Di Ferro?

– Słucham. – To było raczej stwierdzenie niż pytanie ze strony Marcella. – Mam panu towarzyszyć?

– Nie panu – zaoponował Diego. – Mów mi per „ty", Marcello. Nie zapomniałeś chyba, że musimy omówić jeszcze kilka ważnych kwestii, dotyczących naszej pracy i że koniec końców, jesteśmy przyjaciółmi. – Tu spojrzał na mnie, z niejakim zastanowieniem.

Właśnie ten jego szczególny ton głosu i z pozoru mało istotny gest, uświadomiły mi ponownie, iż panowie będą zajmowali się zupełnie czymś innym niż sprawami ich działalności branżowej. Gdy tylko zniknę im z oczu, sprowadzą sobie „panie do towarzystwa", a potem skorzystają z okazji. Chyba nie muszę kończyć, czym się zajmą swe ręce?

– W takim razie, ja znikam – odpowiedziałam, udając, że nic a nic mnie nie obchodzą ich sprawy, a w głowie zadzwonił mi ostrzegawczy dźwięk alarmu.
Lepiej, jeśli zajmę się sobą i swoimi sprawami niż zawiłościami ich przyjaźni.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro