13. Wystarczyłoby zwykłe podziękowanie.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Patrzyłam na przepiękny krajobraz, który malował się przed moimi oczami. Widziałam zielone, gęste drzewa, które tworzyły w oddali szeroko rozciagnięty las. Piękny niebieski kolor, chowający się za białymi chmurami, które przypominały mi różnego rodzaju zwierzęta i przedmioty, wspaniale współgrały z jasnymi promieniami słońca, które często odwiedzają Concord. Było bardzo ciepło, co nie powiem, bardzo mi się podobało, ponieważ ostatnimi czasy było dosyć pochmurnie lub padało, co jest rzadkością w Californii. Co do deszczu - między soczyście zielonym trawnikiem, przeplatanym ziemią i krzakami, widać było kilka ciemnych kałuż, po wczorajszej burzy. Od razu przypomniało mi sie moje dzieciństwo. Zawsze wręcz uwielbiałam zakładać moje kalosze i kurtkę przeciwdeszczową, gdy padał deszcz, lub było tuż po ulewie, a w powietrzu unosił się jeszcze ten przepiękny zapach. Naprawdę bardzo go lubię. Woń trawy, wody i tego specyficznego, a zarazem przyjemnego zpachu, do teraz jest jednym z moich ulubionych zapachów. Do teraz uwielbiam oglądać świat po tego typu opadach, bo zawsze mam wrażenie, jakby w pewnym momencie odbyła sie powódź, dająca nam małego rodzaju szkody, które w momencie po ulewie, muszą po prostu wyschnąć. Jako dziecko miałam bardzo bujną wyobraźnie, co oczywiście nie oznacza, że w wieku jakim teraz jestem na nią narzekam, ponieważ oczywiście tak nie jest, jednak nie da się zaprzeczyć temu, iż te dziesięć lat temu każdy z nas miał więcej pomysłów w głowie, niż aktualnie. Zawsze miałam wrażenie, że deszcz to powódź, która po czasie ustąpi, chociaż i tak pozostawi po sobie ślady, które są na przykład kroplami wody na kwiatach czy drzewach. Kiedyś spędzałam bardzo dużo czasu w samotności, więc mój mózg sam z siebie zaczynał wytwarzać różne kreatywne pomysły i myśli.

Bardzo tego nie lubiłam. Mówię tu o tym, kiedy zostawałam sama w pokoju na bardzo długi czas, zdana tylko na siebie. Często mi się nudziło, więc wymyślałam sobie różne zajęcia, które mogłabym robić, ale mimo wszystko, po czasie nie miałam już na nic pomysłu, więc leżałam na łożku, patrząc się prosto na sufit i zastanawiajac się, kim będę w przyszłości, lub gdzie się znajdę za kilka lat. Czasami przechodziło mi przez myśł, co by było, gdybym urodziłam się w innym narodzie, lub po prostu się do takiego przeniosła, no właśnie - co wtedy? Tak jak w tym momencie zastanawiam się, co by było, gdybym została w zielonych, tak kiedyś interesowała mnie dokładna tego odwrotność. Co bym mogła teraz robić? Czy dalej leżałabym na łóżku, patrząc się w niezidentyfikowany punkt, znany tylko mi i rozmyślała, czy przypadkiem nie lepiej by mi było, gdybym przenisła się do innego żywiołu? A może polubiłabym ten naród, włącznie z medytację, której szczerze nienawidziłam? Tego nie wiem i chyba się nie dowiem.

— Jesteśmy na miejscu. — z mojego zamyślenia wyrwał mnie głos Peggy, która właśnie wyciągała kluczyki z auta. — Ktoś miał tu chyba głowę w chmurach przez całą drogę? Czyżby znowu twój umysł opanował pewien zielonooki brunet? — poruszała zabawnie brwiami, śmiejąc się przy tym cicho.

— Tym razem nie. — odpwiedziałam z kpiną, również lekko się przy tym uśmiechając.

Jeszcze jakiś koło tydzień temu, na takie słowa pewnie reagowałabym małym fochem do danej osoby, lub po prostu stanowczym zaprzeczeniem. Teraz, gdy znam Zack'a dobry ponad miesiąc i tak, czasami zaprząta moje myśli przez długi okres czasu, to i tak potrafię się z tego nawet śmiać. Nie raz zdarza mi się karcić samą siebie za tak owe myśli, ale również jest to serio czasami zabawne. Ten człowiek jest bardzo wkurzający, a zarazem sarkastycznie miły, jak i zmartwiony i troskliwy, no i oczywiście na wszystko obojętny, co czasami doprowadza do szewskiej pasji. Wiem, iż większość swoich zachowań robi tylko i wyłącznie z chęci wnerwienia mnie, jednak ja po czasie zdałam sobie z tego sprawę, więc teraz staram się po prostu nie zwracać na to uwagi, być tak samo obojętny na wszystko jak on, jednak nie powiem, jest to ciężkie, ponieważ jestem osobą, która wręcz kipi od emocji przy różnych zdarzeniach, więc jest to pewnego rodzaju dla mnie lekcja, jak nad nimi panować.

No nie powiem Lea, wychodzi ci to wręcz świetnie.

— To co? Idziemy na nasz wyczekiwany shopping po całym tygodniu? — rudowłosa oparła się o kierownicę swojego Opla, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha.

— Nawet nie wiesz ile czekałam na ten dzień. — cicho zachichotałam, kiwając twierdząco głową. — W drogę! — stwierdziłam ochoczo, otwierając drzwi samochodu.

Peggy od razu poszła za mną w ślady, po chwili stając tuż obok mnie. Miała na sobie aktualnie czarne koturny, więc czułam się przy niej już jak totalny krasnal. Nie dość, że ta dziewczyna ma jakieś metr siedemdziesiąt pięć, czyli jest ode mnie wyższa o jakieś siedem centymetrów, to jeszcze do swojego ubioru dodała sobie wysokie buty, gdzie w tym momencie ma około metr osiemdziesiąt. Uwielbiam moje niskie życie.

W końcu przestałam myśleć o wysokiej piwnookiej, a zajęłam się chodzeniem po sklepach, ponieważ bardzo potrzebuję dużej ilości nowych ubrań. Nie o to chodzi, iż mam bardzo mało swoich, jednak większość z nich mi się nie podoba, bo była kupowana przez moją mamusię, która każdy aspekt mojego życia musiała mieć dopasowany pod siebie. Kolejny punkt, to to, że też kilka z moich ciuchów jest zielonych, a mimo wszystko jestem teraz w innym żywiole, więc nie do końca wypada mi chodzić w tym kolorze. Jest to dla mnie trochę absurdalne, bo czy nasz kraj zmierza już do takiego stopnia, że nie możemy nosić jakiegoś koloru ubrań, bo nie jesteśmy w odpowiednim typie osobowości? Żenada.

Podczas gdy myślałam o swoich ubraniach, również krążyłam dookoła galerii wraz z Peggy, wchodząc raz do jednego, a raz do drugiego sklepu w poszukiwaniach odpowiedniej dla siebie odzieży. Czasami zamieniałam z dziewczyną po krótkim zdaniu, typu : ,,Co sądzisz o tym?", albo ,,Chyba nic tu nie znajdę dla siebie'', ale tak czy tak, miałam w swojej ręce już dwie torby z kilkoma ubraniami, z których byłam bardzo zadowolona, a mimo wszystko, nie chciałam przestawać wydawać pieniędzy. Potrzebuję czegoś nowego, co mam nadzieję teraz gdzieś znajdę. Po pewnym czasie poszłyśmy do sklepu z rzeczami typowo "beauty", gdzie również kupiłam sobie kilka kosmetyków, ponieważ nie oszukujmy się, moje wcześniejsze rzeczy były bardzo słabe, przez co średnio potrafiłam ich w ogóle używać, albo nie robiłam tego, bo moja mama mi nadzwyczajniej w świecie zabraniała, mówiąc, iż ''W tym żywiole makijaż nie jest Ci potrzebny''. Czasami bardzo mocno mnie to wkurzało, chociaż i tak wtedy tego nie okazywałam.

— Lea nie wiem jak ty, ale ja na chwilę pójdę do skelpu z biżuterią, bo zobaczyłam na wystawie tak piękny naszyjnik, że nie mogę mu się oprzeć. — stwierdziła Peggy, na co pokręciłam lekko głową na boki.

— Dobra, leć tam, ale nie wydaj za dużo, nie chcę ci potem pożyczać pieniędzy, bo na zwykłą bułkę ci nie będzie starczać. — prychnęłam, żegnając się z nią gestem ręki. Ja sama w tym czasie postanowiłam pójść do kolejnego sklepu z ubraniami, by poszukać jakiś spodni dla siebie.

Od razu na wejściu zauważyłam Joe'a Murphy'ego, czyli niebieskowłosego chłopaka z mojej klasy, który chyba jest jednym z największych śmieszków jakiego poznałam. Jest bardzo szczupły i wysoki, czego zazdrości mu niejedna dziewczyna, a na jego jasnych ustach praktycznie zawsze widnieje uśmiech. Zaraz obok niego stoi Matt Grey, czyli równie wysoki blondyn, jednak lepiej zbudowany od Joego. On również chodzi ze mną do klasy, a z tego co wiem, obaj z chłopaków znali się już wcześniej w żółtym narodzie, a teraz mieszkają w jednym pokoju. Chłopaki na samym początku mnie nie zauważyli, więc przez chwilę mogłam słuchać ich kłótni, która była naprawdę bez sensowna.

— Joe, bierzesz te spodnie do jasnej cholery, czy idziemy do innego sklepu? Sterczysz tu jakieś dziesięć minut i zastanawiasz się czy wolisz kolor czarny czy granatowy, no kurwa! — usłyszałam głos bardzo wkurzonego Matt'a, który był już cały czerwony ze złości.

— Przecież nie musisz tu być, tak? Możesz sobie iść do innego sklepu i mi nie przeszkadzać? — niebieskowłosy pokazywał gesty rękami, wzdychając przy tym na swojego kolegę.

— Spadam stąd. — odrzekł bez wyrazu Matt, który szybkim krokiem kierował się do wyjścia ze sklepu, o mało na mnie nie wpadając. — O Lea, cześć. — podrapał się w kark lekko się przy tym uspokajając.

— Hej. — uśmiechnęłam się niemrawo, zadzierając głowę do góry. — Nie musisz nic mówić, słyszałam kawałek waszej kłótni. — cicho się zaśmiałam, bawiąc się moimi palcami.

— Ah, to nic, czasami Joemu po prostu odbija, jesteśmy w tej galerii zdecydowanie za długo. — odwzajemnił śmiech.

Chwilkę jeszcze pogawędziłam z Matt'em, a potem doszedł do nas również niebieskowłosy, gdy w końcu się pożegnaliśmy, a ja mogłam wreszcie pooglądać ubrania. Kupiłam dwie pary spodni i trzy koszulki, bo po prostu nie mogłam się oprzeć, by ich nie kupić. Chwilę potem spotkałam się z Peggy w ustalonym miejscu, gdzie postanowiłyśmy pójść jeszcze do sklepu z rzeczami typowo do wystroju pomieszczeń, a później wróciłyśmy do naszego małego mieszkanka. Praktycznie od razu położyłam się spać, bo mimo wszystko, zakupy potrafią naprawdę zmęczyć.

***

Budzę się przez dość mocne szturchanie, więc zakrywam się bardziej kołdrą i przewracam na drugi bok. Ciągłe dotykanie mojego ramienia nie ustaje, a ja jęczę w puch. Przecież jest sobota, czemu ktoś mnie budzi? Przez moją głowę przechodzi pewna myśl, czyli, iż to co się teraz dzieje to tylko sen, ale gdy usłyszałam zachrpnięty męski głos, mówiący ,,No wstawaj wreszcie, kretynko'', to od razu odrzuciłam od siebie tą myśl. Rozpoznałam niski bas, oraz usposobienie mówienia, jednakże dla pewności postanowiłam otworzyć oczy i przewrócić się na drugi bok, by spotkać się ze świecącymi, zielonymi tęczówkami. Był bardzo blisko mnie, więc wyczuwałam jego ciepły oddech na moim nosie i czole, co było niezwykle przyjemne. Trwaliśmy w ciszy patrząc sobie w oczy, gdy nagle postanowiłam to przerwać i spojrzeć przez okno. Totalna ciemność. Czemu Zack budzi mnie w nocy? Bez zastanowienia chwyciłam za swój telefon, który ukazywał cztery po czwartej. Nie no, to musi być jakiś sen.

— Czemu budzisz mnie o tej godzinie? — odkaszlnęłam, ponieważ zaschło mi w gardle. Przeczesałam swoje rozczochrane włosy do tyłu, zdając sobie sprawę z mojego tragicznego wyglądu o tej porze.

— Chcę ci coś pokazać. — jego poranna chrypa była czymś pięknym da mojego ucha. Pewnie większośc osób powiedziałaby, że jest okropna, jednak mi się niezmiernie podobała.

— O czwartej w nocy? Oszalałeś? — mówiłam szeptem, chociaż najchętniej bym krzyknęła, ale zdaję sobie sprawę, że Peggy pewnie dalej smacznie śpi w swoim łóżku.

— Nie marudź tylko wstawaj. — jego zirytowany głos brzmiał teraz zupełnie inaczej i mogłabym się teraz założyć, że przewraca właśnie oczami, czego nie mogę zauważyć przez ciemność w pokoju.

— Co ty mi robisz. — usiadłam po turecku na moim legowisku, przecierając swoje oczy rękami. — Czemu zawsze musisz mieć takie pomysły? — cicho jęknęłam, co zaskutkowało warkniękciem Zack'a.

— Wstałem specialnie dla ciebie wcześniej i tu przyjechałem, a ty tak się odwzięczasz. — prychnął ironicznie, przez co popatrzyłam się na niego z dołu, zastanawiając się, w którym momencie on właściwie wstał.

— Niech ci będzie. — przetarłam ręką twarz, nie wiedząc co ja w tym momencie właściwie robię. Popełniam błąd zgadzając się na coś co mi proponuje czy wręcz przeciwnie? Tego totalnie nie wiem.

— Weź się jakoś ogarnij i zejdź na dół, będę czekał w samochodzie. — mówiąc to wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą. Skąd ja mam wiedzieć jaki on ma samochód do cholery? Znowu westchnęłam, ale tym razem pokierowałam się do mojej szafy, której drewniane drzwi od razu otworzyłam. Wyciągnęłam z niej karmelową, lekko za dużą bluzę, która z minimalistycznym białym napisem po boku : "First, I need coffee", oraz z kilkoma białymi paskami na rękawach i uroczym, malutkim rysunkiem kawy, wyglądała wręcz uroczo, przez co lekko się uśmiechnęłam. Do tego dobrałam zwykłe, niebieskie dżinsy. Swoje włosy uczesałam i na szybko umyłam zęby łazience, biorąc później przy tym mój telefon i klucze. Nie wzięłam ze sobą nic więcej oprócz tych właśnie dwóch rzeczy, co chyba może być małym błędem.

Schodziłam dość szybko po schodach, mając w głowie przeróżne sprzeczne ze sobą myśli. Nie wiedziałam czy dobrze robię jadąc gdzieś z Zack'iem, ale wiedziałam, że gdybym tego nie zrobiła, to pewnie teraz bym tego żałowała. Wychodząc na dwór założyłam kaptur od bluzy, pocierając przy tym swoje ramiona, by nie było mi tak zimno, bo jestem strasznym zmarźluchem. Chwilę krążyłam na parkingu, gdy nagle zauważyłam niebieską Corvette, której właścicielem był brunet, dlatego od razu zaczęłam iść w stronę pojazdu. Jego auto robiło naprawdę wrażenie, jednak nie myślałam teraz o tym za dużo, a szybko wsiadłam na miejsce koło kierowcy, zamykając drzwi maszyny. Na szczęscie w środku było ciepło, więc odetchnęłam z ulgą, zdejmując z głowy kaptur. Popatrzyłam na skupioną twarz zielonookiego, który wystukiwał coś w swoim telefonie. Gdy swoją uwagę poświęcał tylko jednej rzeczy jego buzia właśnie tak wyglądała. Miał lekko zaciśniętą szczękę, przez co jego kości policzkowe były jeszcze bardziej uwydatnione, a fioletowe wory pod oczami przy sztucznym świetle samochodowym, wyglądały jeszcze upiorniej. W końcu odłożył swój telefon na deskę rozdzielczą, zwracając swoją głowę ku mojej, przez co nasze spojrzenia się ze sobą skrzyżowały. Wiem, iż wygladam teraz nie najlepszej, ale nie obchodziło mnie to za bardzo. W tym momencie tylko zżerała mnie ciekawość, gdzie chcę mnie zawieść, co może być bardzo nieprzewidywalnie. Mam tylko nadzieję, że mnie nie porwie albo zabije w lesie.

— Witaj Leandro. — uśmiechnął się cwanie, a w jego głosie chrypa praktycznie wcale nie była już wyczuwalna. Cicho warknęłam na nazwanie mnie moim pełnym imieniem, które źle mi się kojarzyło, przez co nie lubiłam, gdy ktoś tak do mnie tak mówił, bo po prostu tego nie chciałam.

— Nie nazywaj mnie tak, nigdy, rozumiesz? — wysyczałam prostu w jego twarz, po czym odwróciłam się w stronę przedniej szyby, bawiąc się moim industrialem w uchu.

— Ktoś tu jest chyba nie w humorze? — zaśmiał się perfidnie, wyjeżdżając spod parkingu. Przewróciłam oczami na jego słowa, bo czego się spodziewał?

— Myślałeś, że przywitam cię jakimiś buziakiem w policzek i przytuleniem, by było super pięknie i uroczo? Tak się skałada, że obudziłeś mnie w środku nocy, gdy jestem starsznie zaspana i do tego zestresowana z powodu niewiedzy, gdzie mnie aktualnie wieziesz, więc czego oczekiwałeś?

— Wystarczyłoby zwykłe podziękowanie. — prychnął, skręcając w jakąś uliczkę.

— Nawet nie wiem czy nie chcesz mnie w tym momencie przypadkiem porwać i mam ci jeszcze dziękować? Albo nie wiem, jest to twój żenujący sposób na podryw? Do tego, to kiedy ty mi za coś podziekowałeś, co? — skrzyżowałam ręce na piersi, wpatrując się w profil bruneta.

— Dlaczego ty zawsze tyle mówisz? — westchnął, przeczesując włosy do tyłu. — I nie, nigdzie cię raczej nie porwę ani nie jest to żaden sposób na podryw, nie wiem skąd wzięło ci się na takie myślenie. — prychnął rozbawiony, kiedy ja dalej wpatrywałam się w jego profil. — A co do dziękowania, to chyba powinnaś się już nauczyć, że nie dziękuję ludziom za byle co. — po jego tłumaczeniach przewróciłam oczami.

— Każdy powinien dziękować ludziom, czasami może być to totalne nic, a czasami serio ważna sprawa. To w zasadzie podstawowe zasady kultury, ale nie tylko. Jest to też po prostu miłe. — mówiłam dość normalnie, ponieważ w zasadzie mogłam się tego po nim spodziewać.

— W takim razie nie jestem miły. W zasadzie to nigdy nie byłem. Nie nauczono mnie kultularnych słówek jak ciebie. — zaśmiał się z przekąsem, będąc dalej skupionym na drodze.

— Nic o mnie nie wiesz. — powiedziałam nieco ciszej, na co Zack spojrzał mi na chwilę w oczy, po czym znowu powrócił do prowadzienia auta, zaciskając palce na kierownicy. Nic nie odpowiedział na moje słowa, a po prostu dalej prowadził, bedąc zajętym tylko tą czynnością. Ja natomiast wyjęłam swój telefon i zaczęłam przegladać media, by zająć się jakimkolwiek zajęciem, a co jakiś czas spoglądałam na dłonie bruneta, dalej zastanawiając się, jakie napisy kryją się po boku jego środkowego, serdecznego i najmniejszego palca. Po krótkim czasie poczułam, jak samochód się zatrzymuje, więc podniosłam głowę, spogladając na bruneta.

— Jesteśmy. — stwierdził, wyjmując kluczyki ze stacyjki, a następnie wychodząc z pojazdu. Ja sama niewiele później powtórzyłam ten gest, próbując dorównać mu kroku, jednak gdy znalazłam się tuż przed jasną, średnich rozmiarów budowlą, coś zrozumiałam.

To jego dom.

***

Hej wam :D Przychodzę dzisiaj do was z takim dość typowym rozdziałem, jednak w kolejnej części troszkę się zadzieje, przez co pewnie trochę więcej zrozumieicie :D

Do zobaczenia niebawem <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro