14. Życzenia urodzinowe.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z lekko uchylonymi ustami dalej wpatrywałam się w średnich rozmiarów budowlę przede mną, której nigdy wczśniej nie miałam okazji zobaczyć. Moją pierwszą myślą, gdy ją ujrzałam było oczywiście to, iż czy jest to dom Zack'a. Dalej tak uważam, jednak po co byłby mu dom, który wyglada na budynek jednorodzinny? A może mieszka z kimś? Może ma na przykład dziewczynę, albo...

Nie wiem czemu, ale poczułam się dość dziwnie. To coś w rodzaju zaskoczenia? Sama nie potrafię stwierdzić, bo przecież Powell nie jest dla mnie nikim ważnym, a jednak to bardzo osobliwe uczucie. Na pewno nie zazdrość, o nie, co to to nie. Czemu ja w ogóle o tym myślę? Nic nie czuję do Zack'a i tak zostanie do końca moich, jak i jego dni, więc dlaczego coś takiego poczułam? Nigdy co do niego nie wyczuwałam w sobie takich emocji, co teraz mnie trochę zastanawia, bo co się ze mną teraz tak właściwie dzieje?

— Będziesz dalej tu stać jak kołek, czy wreszcie ruszysz tyłek i za mną pójdziesz? — brunet przerwał moje głębokie rozmyślania, za co w duchu mu podziękowałam, ponieważ gdyby tego nie zrobił, to pewnie teraz łapałabym się za głowę, nie wiedząc jak zatrzymać całe moje myślenie.

— Już idę. — popatrzyłam się na wysoką, męską sylwetkę, ruszając szybkim krokiem w stronę drzwi wejściowych jasnego budynku. Od razu po przekroczeniu progu, zaczęłam się rozglądać na boki. Sam przedpokój był dość ciemny. Dominował tu kolor ciemnej szarości, czerni oraz gdzieniegdzie lekko przybrudzonej bieli, co razem w połączeniu z jasnodrewnianą, wpadającą w szarość podłogą, bardzo mi się podobało. Zdjęłam swoje tenisówki, a następnie bez pytania weszłam do środka, również przyglądając się nowemu miejscu. Na samym początku dostrzegłam okno, wielkie okno w salonie, który został urządzony w stylu industrialnym. Wchodząc wgłąb dużego pomieszczenia, dostrzegłam dość dużą kanapę koloru jasnoszarego, gdzie obok niej stał fotel, dokładnie tego samego koloru. Naprzeciwko tych obu siedzisk zauważyłam ciemny, wiszący chamak, również służący jako siedzisko. Cały ten pokój był dosyć jasny, a wielka szyba na jednej ze ścian, ciągnąca się aż do sufitu, łącząca się z wejściem na balkon, jeszcze bardziej rozjaśniając
cały salon. Zaraz obok była kuchnia łączona przez przesuwane, szkalne drzwi, gdzie oczywiście nie mogłam się oprzeć, by nie wejść do niej bez pytania. Dwie ściany tego pomieszczenia były zdobione przez przepiękne cegły, a obok nich z drugiej strony były dość jasne kafelki. Na samym środku był dość duży barek z dwoma wysokimi krzesłami, gdzie pewnie zazwyczaj siada Zack, gdy chce coś zjeść. Kuchenka z ladą była wykończona w literę L, co bardzo mi się podobało. Kiedy wychodziłam z jadalni, zauważyłam dwie pary drzwi niedaleko obok siebie, a tuż obok nich, widniały jasnodrewniane schody na kolejne piętro. Normalnie pewnie bym po nich przeszła, chcąc obejrzeć co jest na górze, jednakże w tym momencie przerwał mi Zack, którego mina nie była zachęcająca.

— Jeżeli wreszcie obejrzałaś cały mój dom, to możemy zrobić to, po co cię tu przywiozłem? — warknął dość nieprzyjemnie, opierając się przy tym o kant jednych z zamkniętych drzwi.

— Um, tak. Przepraszam. — zagryzłam wargę, spuszczając głowę w dół, by nie patrzeć na jego rozzłoszczoną twarz.

— Zaczynam żałować, że w ogóle tu jesteś. — powiedział nico ciszej, jednak dosłyszalnie, co lekko mnie zabolało. Wiem, że to oczywiste, ale dopiero teraz zdałam sobie sprawę, iż nie powinnam była bez pytania zwiedzać sobie jego domu, ponieważ mogło go to zdenerwować. Poprawiłam swój kosmyk włosów za uchem, po czym poczłapałam za zielonookim po schodach.

Na piętrze doztrzegłam duże pomieszczenie, również mające dwie przeszklone szyby po bokach wejścia, jednakże ten pokój, zaraz po grubym szkle oddzielającym reztę domu od niego, miał ciemną zasłonę, która teraz wisiała po obu stronach sypialni, odsłaniając jej środek. Naprawdę chyba nigdy nie widziałam tak ładnej sypialni, posiadającej wielkie łóżko, oraz po boku wejście do garderoby, której ja niestety nigdy nie posiadałam. Starałam się nie patrzeć na wszystko tak nachalnie jak wcześniej, zważając na to, iż aktualnie w tym pokoju panował mały nieład.

Dalej starając się nie patrzeć na wszystko wokół minimalistycznie urządzonego pomieszczenia, kierowałam się tuż za Zack'iem, który szedł na balkon. Kiedy otworzył dzrwi balkonowe, po raz kolejny poczułam chłód, co nie do końca mi się spodobało. Pocierając rękami o swoje ramiona, obserwowałam każdy ruch chłopaka, który aktualnie usiadł na metalowej poręczy, spoglądając na mnie, a następnie wskazując brodą na miejsce tuż obok niego.

— No chyba sobie żartujesz. — prychnęłam sarkastycznie, dając mu do zrozumienia, że nie usiądę koło niego.

— Przecież nie spadniesz. — przewrócił oczami, opierając swoją żuchwę o dłoń.

— Tego nie jestem taka pewna. — przełknęłam ślinę, podchodząc trochę bliżej. — Ja po prostu mam... — nie dokończyłam zdania, ponieważ oczywiście popatrzyłam się w dół, wprost na mały ogródek Zack'a, przez co cicho pisnęłam, łapiąc się za mój płatek ucha.

Maltretowałam zębami mój środek policzka, przecierając jedną ręką moje czoło. Od razu zrobiło mi się gorąco, przez co zaczęłam ciężej oddychać, a następnie usiadłam na zimnym betonie. Nie obchodziła mnie temperatura na zewnątrz, a umówmy się - jak na Kalifornię to było dość zimno, ponieważ wspomnienia z dziecinstwa właśnie bombardowały mój mózg. Kiedyś o wiele bardziej bałam się wysokości, potrafiła doprowadzać mnie ona nawet do płaczu, co teraz się już nie dzieje, jednak dalej nie potrafię tego przezwyciężyć do końca.

— Masz lęk wysokości? — wyczułam w głosie Zack'a pewnego rodzaju zrozumienie, co mnie uspokoiło, jednak dalej siedziałam na zimnej posadzce.

— Tak. — cicho odpowiedziałam, mając zamknięte oczy, ponieważ wiedziałam, iż gdy je otworzę, to znowu zobaczę ten obraz.

— Nie wiedziałem. — poczułam jak siada tuż obok mnie. — W takim razie, dlaczego kiedy siedzieliśmy na dachu nie bałaś się wysokości? Tamten budynek jest o wiele wyższy niż ten dom.

— Nie rozumiesz. — odważyłam się w końcu otworzyć oczy, a następnie skrzyżować spojrzenie z brunetem. — Tam dach jest ułożony w taki sposób, iż tylko kiedy tylko mocno się wychylę, to zobaczę co jest na samym dole. U ciebie praktycznie nie ma zabezpieczeń, przez co bardzo mocno mogłam się wysunąć, dlatego trochę spanikowałam. — dalej jedną ręką lekko trzymałam mój płatek ucha, co oczywiście pomagalo mi się uspokoić.

— Okej. — podrapał się w plecy, wstając. — Więc będziemy stać. — wzruszył ramionami, na co powoli zaczęłam prostować nogi.

Zack oparł się swoimi przedramionami o balustradę tarasu, a ja zrobiłąm dokładnie to samo, tylko łapiąc się za nią dłońmi, nie chcąc wychylać się aż za bardzo. Przez chwilę między nami panowała cisza, która bardzo mi się nie podobała, dlatego postanowiłam wreszcie rozpocząć jakąś rozmowę między nami.

— Mogę cię o coś spytać? — spogladałam na krajobraz malujący się tuż przede mną, czując jedynie jego wzrok na sobie.

— To zależy. — cicho się zaśmiał, w ten swój nieznośny sposób.

— Czego się boisz? — spojrzałam na niego, zastanawiając się, czy na pewno dobrze robię o to pytając. Po raz kolejny zapanowała cisza, przez co strzeliłam sobie mentalną piątkę w czoło

Brawo idiotko.

— Czemu o to pytasz? — odwrócił wzrok, poprawiając swoje ręce na metalowej poręczy.

— Tak jakoś, sama nie wiem. — wzruszyłam ramionami, wracając do patrzenia się na wschodzące słońce, które chyba było powodem Zack'a, dla którego mnie tu zaprowadził.

— Chyba niczego się nie boję. — wzruszył ramionami, cicho ziewając.

— Bzdura. — prychnęłam. — Każdy się czegoś boi.

— Nieprawda. — ścisnął swoje ręce w pięści, a następnie popatrzył się na mój profil. — Ja czegoś takiego nie posiadam.

— To niemożliwe. — odważyłam się spojrzeć na jego zabójczo piękne - zielone oczy, starając się, by totalnie nie odlecieć. — Przecież nie będę się śmiać, sama mam lęk wysokości i nie uważam tego powodu do wstydu.

Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem nic nie mówiąc, po czym Powell znowu westchnął, spuszczając wzrok.

— To nie chodzi już o śmianie się. — przetarł oczy rękoma, chyba nie wiedząc czy mówić mi o swoim lęku czy nie.

— Więc czemu nie chcesz mi powiedzieć? — podniosłam do góry jedną brew, trochę podpuszczając go tym pytaniem.

— Widzę że nie dasz mi spokoju. — spojrzał przed siebie, drapiąc się w plecy, podczas gdy zobaczyłam, iż jego szczęka zaczyna drżeć, czego nigdy jeszcze nie widziałam. — Powiedzmy, źe boję się ciemności. — stwierdził bez wyrazu, przecierając dłonią twarz.

Chwilkę stałam w bezruchu, zatanawiajac się czy przypadkiem się nie przesłyszałam. To nie tak, że się z tego śmieję, ale nigdy bym nie przypuszczała, że taki twardziel jak on, boi się ciemności.

— I co w tym takiego złego? — skrzyżowałam ręce na piersi, patrząc z satysfakcją na zielonookiego. — Przecież każdy lęka się czegoś innego, to totalnie normalne. — uśmiechnęłam się czule, na co brunet podniósł głowę do góry, również lekko się uśmiechając, co trochę mnie zdziwiło, bo on nigdy nie uśmiechał się tak normanie jak teraz, czyli bez żadnego sarkazmu czy cynizmu. Po prostu jak zwykły człowiek podniósł swoje kąciki ust.

— Zaraz wrócę. — stwierdził, od razu idąc w stronę swojej sypialni. Ja natomiast wróciłam do oglądania pięknych lasów i małych domków, gdy nagle usłyszałam typowy dźwięk esemesa. Pomyślałam, iż pewnie Peggy się obudziła i zobaczyła, że nie ma mnie w akademiku, dlatego dla pewności wyjęłam swój telefon, chcąc coś jej odpisać, gdy zauważyłam, iż nikt nic do mnie nie napisał. Zmarszczyłam brwi, znowu chowając urzadzienie do tylnej kieszeni moich spodni, po czym zaczęłam się rozglądać dookoła. Na ziemi leżał czarny Iphone, pewnie należący do Zack'a, którego od razu podniosłam. Popatrzyłam na drzwi balkonowe, po czym zagryzłam wargę.

Nawet nie wiem jak bardzo korciło mnie to, by sprawdzić kto do niego napisał, ale wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Westchnęłam chcąc odłożyć telefon na swoje miejsce, kiedy moje ręce same z siebie wcisnęły przycisk włączenie telefonu. Na tapecie widniało zdjęcie jakiegoś lasu, na co cicho się zaśmiałam, po czym mój wzrok skierował się na napis : "Dzięki" od jakiegoś Jackson'a. Kim on jest? Bez zastanowienia kliknęłam na widomość, sama na siebie przeklinając pod nosem, za moją niezwykle wielką ciekawość, kiedy zauważyłam kilka wiadomości. Najwidoczniej Zack musiał mu złożyć życzenia urodzinowe, ale kim do cholery jest ten gość? Przesunęłąm palcem lekko w górę, widząc kolejne wiadomości Zack'a, na które tajemniczy Jackson już nie odpisywał. Nagle zdałam sobie sprawę, że właśnie grzebie w telefonie bruneta, przez co szybko wyszłam z wiadomości i wyłączyłam telefon. Chciałam go znowu położyć na beton, gdy zorientowałam się, że chłopak stoi tuż obok mnie.

No to pięknie.

— Co robiłaś na moim telefonie? — mówił dość spokojnie, jednak w głębi duszy wiedziałam, że był naprawdę zły.

— Ja bardzo przepraszam cię Zack. — jąkałam się. — Dostałeś jakąś wiadomość, a ja z przyzwyczajemnia włączyłąm telefon i ją zobaczyłam. — bawiłam się swoimi palcami, czując coraz to narastający stres.

Dlaczego to zawsze ja muszę wyjść na tą niemądrą? Uh, brawo Lea.

— Czemu ty, kurwa, zawsze musisz być taka ciekawska wszystkiego? — syknął w moją stronę, wyrywając mi telefon z ręki. — Najpierw zwiedzasz sobie mój dom bez żadnego pozwolenia, a teraz to? Naprawdę? Chciałem chociaż raz zrobić coś miłego, po prostu oglądając ten cholerny wschód słońca, ale oczywiście musiałaś wszystko zepsuć. — skończył swoją wypowiedź, mając zaciśnięte ręce w pięści.

— Ja naprawdę cię przepra... — nie dał mi dokończyć zdania.

— Myślisz, ze zwykłe przepraszam wystraczy? To jest naruszanie cudzej prywatności, do której ty oczywiście musiałaś się wpieprzyć, a mnie nie było tu jakieś dwie minuty. — był bardzo wkurzony. Nie, to za mało powiedziane. Był cholernie wkurwiony, czego trochę nie rozumiałam, ponieważ tak, zrobiłam coś bardzo złego, jednak nie sądziłam, że takie będą tego aż takie konsekwencje.

Jesteś idiotką.

W mojej głowie wybrzmiewały tylko te dwa słowa, z którymi w zasadzie się zgadzam. Nie potrafiłam spojrzeć na Zack'a, dlatego postanowiłam, iż po prostu ruszę przed siebie, wychodząc z tego przeklętego domu. Za sobą słyszałam jeszcze jakieś słowa bruneta, jednak nie słuchałam go, tylko szybko schodziłam po schodach, kierując się prosto do holu.

— No jasne, uciekaj. Może jeszcze wróć do swojej mamusi i wypłacz jej się w ramie, jak źle cię tu traktują? Może jeszcze naślij na mnie swojego tatusia, by mnie pobił? To jest dorosłe życie Lea, a ty dalej jesteś w nim dzieckiem. — mówił stanowczo, a ja poczułam tylko jak jest mi coraz bardziej przykro, więc zaczęłam zakładać swoje buty. Próbowałam nie słuchać Zack'a, jednak w tym momencie bardzo słabo mi to wychodziło, dlatego szybko otworzyłam drzwi wejściowe, chcąc jak najszybciej wrócić do swojego wspólnego mieszkania z Peggy. — Tylko to potrafisz robić? Od wszystkiego uciekać? To nie moja wina, że we wcześniejszym narodzie każdy miał cię za jakąś świętą, więc oczywiście każdy się tobą zajmował, by było ci jak najlepiej. Teraz jesteś w rzeczywistości, a musisz wiedzieć, że ten świat nie jest tak kolorowy, jak przedstawiali ci go twoi rodzice. — na jego ostatnie słowa, poczułam, jak łzy zbierają się pod moimi powiekami, które pojawiły się bardziej od powoli gotującej się we mnie złości niż smutku. Tak mi się przynajmniej wydawało. — Jeśli nie weźmiesz się w garść, to nikt nie będzie chciał mieć z tobą żadnego kontaktu. — nie wytrzymałam. Szybko otarłam łzy, które powolnie wydostawały się spod moich powiek, zastępując to buzującą w moim ciele złością. Uderzył w mój naprawdę słaby punkt. Niewiele myśląc odwróciłam się w jego stronę z czerwonymi od złości policzkami, sama nawet nie wiedząc czemu właściwie po prostu nie pójdę dalej i nie udam, że jestem super twarda i potrafię kontrolować moje emocje na każdym kroku, podobnie jak on.

— Nie znasz mnie Zack i nie wiesz co działo się u mnie w zielonym narodzie, a uwierz, że naprawdę nikomu nie życzę tego, co przeszłam. — mówiłam z zaciśniętymi zębami, a słona ciecz po raz kolejny pojawiła się na moich oczach, przez co szybko pomrugałam powiekami, by się jej jak najszybciej pozbyć. — Nie masz racji, nikt się ze mną nie obchodził jak z kimś ważnym, a bliżej mi było do śmiecia, którym w zasadzie się czułam przez całe życie. Nawet nie wiesz jak to było żyć w mieście, które już do końca życia będzie ci się kojarzyło z bólem, bo takie było i dalej jest dla mnie Redwood City, do którego najchętniej nigdy bym już nie wracała. — posłałam mu ostatnie, pełne bólu i dalej nutki złości spojrzenie, a po chwili odwróciłam się i zaczęłam iść prosto przed siebie, nie zważając na nic dookoła.

===

Ale się drama zrobiła, huh. Ogólnie to mam wrażenie, że ten rozdział był strasznie pokręcony, ale sama nie wiem.

Nie mam za bardzo jeszcze co do napisania, więc do zobaczenia w kolejnym rozdziale! :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro