26. Dalej nie potrafię cię rozgryźć.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ciepłe krople wody spływały po moim lodowatym ciele, tworząc przy tym różnego rodzaju trasy i wzory, tylko im znające poczatęk oraz zakończenie. Płynęły po każdej części mojej skóry, co tak bardzo odprężało. To uczucie, które jest nam tak dobrze znane, a jednak za każdym razem niezwykle uspokaja, wywołując przy tym tylko i wyłącznie same miłe emocje. Tu nie ma czasu na rozczulanie się nad problemami czy zmartwieniemi. Wtedy jest tylko woda, która wydaje sie być tak zwyczajna, chociaż to właśnie dzięki niej żyjemy, a zarazem potrafi sprawić, że zapomnimy o wszystkim co otacza nas dookoła, byśmy wreszcie mogli odpocząć i przestać się przejmować. Przestać się przejmować rzeczami, które nie powinny zaśmiecać nam umysłu. To może być cokolwiek, naprawdę cokolwiek. Mogą być to sprawy totalnie błahe, które zadziwiają tym, jak bardzo niektórych ludzi potrafią zastanowić, ponieważ tak naprawdę są to tematy, które powinny być proste i zrozumiałe, a jednak jest tak wiele kwestii, bezsensownych kwestii, nad którymi nasz mózg potafi rozczulać się nawet całymi dniami, co jest tak bardzo absurdalne. Może być to z jednej strony ucieczka od prawdziwego problemu, a z drugiej zwyczajna nuda czy chęć główkowania. Oczywiście nie muszą być to zawsze same złe sprawy, które powodują raczej te źle kojarzone emocje, bo mogą być to również te miłe i przyjemne tematy, jednak problem pojawia się wtedy, kiedy zaczynamy się nad nim za bardzo rozczulać. Za dużo nad nim myślimy, a najgorsze jest to, że nie potrafimy przestać, nieważne jak bardzo byśmy tego chcieli. Wpadamy w wir przemyśleń i domysłów, z którego ciężko jest się wydostać. I to może właśnie ten głupi prysznic pozwala nam się z niego wyrwać, albo po prostu na chwilę od niego uciec. Czy każdy to tak odczuwa - nie wiem, ale za to jestem przekonana co do tego, że u mnie sprawdza się to dokonale, dlatego często biorę długie kąpiele, wkurzając przy tym każdego dookoła, przez długie siedzenie w łazience.

— Wyjdziesz kiedyś z tej łazienki? — moje zastanowienia przerwała mi Bridget, której głos był przygłuszony przez lejącą się wodę. Mówiłam coś o wkurzonych ludziach?

— Już wychodzę. — odkrzyknęłam w tym samym czasie zakręcając wodę. Szybkim ruchem wyszłam spod przysznica, od razu zawijając się dookoła ręcznikiem. Podeszłam do umywalki, a następnie spojrzałam w lustro, skanując wzrokiem moją twarz. Nie zastanawiając się długo sięgnęłam po moją kosmetyczkę, a nastepnie zaczęłam nakładać palcami korektor pod oczami i w miejscach kilku niedoskonałońci czy przebarwień. Sprawnie wklepałam produkt w moją skórę, a następnie przypudrowałam lekko moją twarz, tuszując przy tym szybko moje długie, jednak dość jasne rzęsy oraz nałożyłam rozświetlacz na kości jarzmowe, łuk kupidyna jaki i wzdłuż nosa. Praktycznie nigdy nie nosiłam mocnego makijażu na co dzień, dlatego i tym razem zdecydowałam się na nałożenie małej ilości kosmetyków. Po chwili popatrzyłam na drugą stronę blatu, na której leżały jasnoniebieskie spodnie boyfriendy, oraz długa, biała bluzka z kieszonką po lewej stronie, na której widniał rysunek Myszki Miki. To niby tak mały nadruk, a jednak uwielbiam go jak i tą koszulkę. Do tego wpasowuje się ona wręcz idealnie na dzisiaj, ponieważ wreszcie w ten ostatni dzień naszego pobytu tutaj udamy się do miejsca, na którego zwiedzenie czekaliśmy od początku przyjechania tutaj. A mówię tu o niezwykle magicznym miejscu, czyli Disneylandzie. Naprawdę nie wierzę, że spełnie dzisiaj swoje kolejne, dziecięce marzenie. Ponieważ taka jest prawda, zobaczenie tego miejsca będzie dla mnie tak samo ekscytujące jak samo przyjechanie do Los Angeles.

Nie torując dalej drogi dziewczynom do łazienki, chwyciłam za moje ubrania, a następnie do moich luźnych spodni z wysokim stanem oraz kilkoma dziurami wcisnęłam biały t-shirt, za którego boki lekko pociągnęłam, by dodać luzu mojemu look'owi. Ostatni raz spojrzałam w lustro skanując całe moje ciało, po czym lekko się uśmiechnęłam. Jasne jeansy idelanie podkreśliały moje zaokrąglone biorda, a koszulka dodawała bardzo dużo uroku całemu mojemu strojowi. Następnie chwyciłam za klamkę i wyszłam z łazienki, gdzie praktycznie od razu zastałam trzy dziewczyny, które uporczywie czekały na to, aż wreszcie będą mogły się przebrać oraz pomalować. Bez zastanowienia Bri wzięła do rąk wszystkie swoje rzeczy i weszła do łazienki, a ja usiadłam na krześle, czekając aż wszystkie już będziemy gotowe i pójdziemy na dół, kierując się prosto do parkingu. I w zasadzie to sama nawet nie zauważyłam, kiedy siedziałam już na fotelu w busie, wpatrując się przez okno i podziwiając te niesamowite widoki.

***

— Wow. — były to pierwsze słowa wypowiedziane przez Peggy, która z wrażenia zdjęła swoje różowe okulary w stylu kociego oka, zawieszajając je sobie na dekolcie swojej koszulki.

I prawda była taka, że to jedno słowo opisywało dosłownie wszystko. Mam wrażenie, że nie tylko ja niedowierzałam, że właśnie stałam w miejscu, które przed laty projektował sam Walt Disney, które swoją drogą wyglądało po prostu bajecznie. Może dla wielu osób Disneyland to zwykły park rozrywki jedynie dla młodszych osób, ale ja już czuję, że będę się tutaj bawić lepiej od niejednego pięciolatka.

— Te panie w kasie niczego nie ogarniają, jak oni je tu przyjęli to ja naprawdę nie wiem. — nagle obok mnie i rudowłosej pojawiła się niska, szarowłosa dziewczyna, która otworzyła szerzej buzie, przez co wyglądała teraz podobnie do mnie i Clark. — To naprawdę wygląda jak na zdjęciach i tych wszystkich czołówkach w filmach Disney'a. — wskazała na wielki, pudrowo-różowy zamek oddalony wiele metrów od nas, który i tak był idealnie widoczny, nawet z takiej odległości. — Idziemy tam, a potem na jakąś kolejkę albo coś zjeść. — stwierdziła po chwili ciągnąc nas obie za ręce, przez co mimowolnie poczłapałyśmy za nią.

I tak właśnie mijały nam kolejne godziny, chodząc dookoła tego cudownego miejsca i zwiedzając każdy jego zakątek, przy czym sama nawet nie wiem jak wiele w ciągu tego pobytu zdążyłam już zrobić zdjęć nam, jak i różnych atrakcji czy roślin wokół nas. Tak samo było też z różnego rodzaju kolejkami górskimi, które wręcz pokochałam dzięki temu wyjazdowi, co mogło wydac się trochę dziwne przy moim lęku wysokości, jednak i tak stało się tak a nie inaczej i byłam z tego powodu dosyć zadowolona. Również we trzy kupiłyśmy sobie średniego rozmiaru balony wypełnione helem, których kupno może mogłyśmy sobie darować, jednak prawda była taka, że nie potrafiłyśmy się im oprzeć, no bo jak tu odmówić kupna balona o kształcie na przykład Kaczora Donalda?

Może pokazywałyśmy tym, że tak naprawdę dalej jesteśmy dziećmi, które duszą mają po siedem, a nie siedemnaście lat, jednak nie obchodziło nas to, albo przynajmniej mnie. Cieszyłam się swoim fruwającym Kłapołuchym, do którego swoją drogą od zawsze miałam tak wielki sentyment, ponieważ za dziecka moją jedną z ulubionych bajek był Kubuś Puchatek i to właśnie Kłapołuchy od samego początku skradł moje serce, zostając bezapelacyjnie najbardziej lubianą przeze mnie postacią w tej kreskówce. Tak naprawdę nawet nie wiem do końca dlaczego akurat on był i dalej jest tak bardzo przeze mnie lubiany, jednak tłumaczę sobie to tym, że po prostu od zawsze tak jest i chyba raczej tak zostanie.

I właśnie dzięki temu niewielkiemu i może nawet głupiemu gestowi, którym był mój balon, od razu zrobiło mi się jeszcze weselej, a uśmiech na mojej twarzy nawet nie chciał zejść. Dumnie szłam kroczyłam przez park rozrywki już chyba drugą godzinę, nie zwracając uwagi na nikogo wokół. Wtedy byłam tylko ja i mój Kłapołuchy. To była przepiękna chwila, o której nie chcę zapominać. Bo może jest to tak banalne, a jednak sprawia tyle radości. Powroty do dzieciństwa praktycznie zawsze są miłe, dlatego również i ten był.

— Witam piękne panie. — nagle zza swoich pleców usłyszałam melodyjny głos, od którego aż biła radość i rozbawienie. Automatycznie odwróciłam się w stronę głosu, który oczywiście należał od Joego Murphy'ego, który aktualnie szczerzył się w naszą stronę i miał założone ręce na moich i Bridget ramionach po dwóch różnych stronach.

— Poczekaj, bo się jeszcze zarumienię. — parsknęłam śmiechem i spojrzałam w jego niebieskie oczy, w których to skakały rozśmieszone iskierki, zadzierając przy tym nieco głowę.

— Chętnie bym to zobaczył fiołku. — uśmiechnął się promiennie w moją stronę i lekko poczochrał mi włosy, na co się zaśmiałam oraz odwzajemniłam uśmiech. Ostatnimi czasy zauważyłam, że Joe ma czasami tendencję do nazywania różnych osób nazwami kwiatów, które często biorą się od danego koloru włosów czy oczu, jakie posiada dana osoba. Jest to naprawdę mała rzecz, a jednak jest totalnie urocza i miła.

Tak właśnie zaczęła się nasza rozmowa oraz tak naprawdę krążenie po Disneylandzie oraz obserwowanie różnych atrakcji dookoła, aż w końcu postanowiliśmy coś zjeść. Udaliśmy się do pierwszego lepszego miejsca z jedzeniem, które okazało się budką z hamburgerami i powiem szczerze, że były przepyszne. Po pewnym czasie tego, jak zajadaliśmy się swoimi kanapkami i rozmawialiśmy między sobą zauważyłam w oddali jak zwykle uśmiechniętego Roger'a oraz podobnie rozśmiesoznego Mason'a, jak i wlekącego się za nimi Zack'a, który znudzony wpatrywał się w wyświetlacz swojego telefonu. I w zasadzie na początku trochę zignorowałam obecność tych trzech mężczyzn, jednak kiedy zamówili oni swoje jedzenie i zaczęli szukać wolnego miejsca, by spokojnie usiąść i zjeść swoje hamburgery, to nad zwyczajniej w świecie wstałam i podeszłam do nich, proponując zajęcie miejsca obok nas, no bo nie oszukujmy się, nigdy by nie znaleźli jakiegoś innego, wolnego stolika. Może zrobiłam to bardzo spontanicznie i praktycznie nie mówiąc o tym dziewczynom oraz Murphy'emu, ale na szczęście nie byli o to źli, a przyjęli wszystko z dystansem i zrozumieniem. Oczywiście no obyło się od palącego spojrzenia pewnych zielonych tęczówek, utkwionych prosto w moją twarz, ale postanowiłam się tym nie przejmować i zająć się swoim jedzeniem. Również tak samo ciągle czułam na sobie ciekawskie spojrzenia Peggy i Bri, które od razu zaczęły się oraz głupio uśmiechać w moją stronę, co okej, jak do wzroku Powell'a już się mniej więcej przyzwyczaiłam i je zaakceptowałam, to te uśmiechy były naprawdę irytujące i tak strasznie żenujące, bo dziewczyny zachowywały się wtedy dosłownie jak dzieci. Na szczęście Joe jak zawsze zaczął jakąś rozmowę, do której szybko wkręciła się reszta grupy, w zasadzie chyba tylko oprócz Zack'a, który zajadał się teraz swoją kanapką i miał wszystko dookoła gdzieś, a jak już to tylko czasami coś cicho komentując czy odpowiadając, jednak były to naprawdę krótkie wypowiedzi.

Po zjedzeniu naszych fast food'ów postanowiliśmy całą siódemką, a z zasadzie ósemką, ponieważ w międzyczasie dołączyła do nas Ava, która wcześniej w zasadzie nawet nie wiem gdzie się podziała, udać się na kolejne atrakcje. Krążyliśmy razem przez bardzo długi czas, aż w końcu zaczęło zachodzić słońce, przez co też postanowiliśmy iść na diabelski młyn. W zasadzie na same te słowa bierze mnie niepokój, ponieważ mam lęk wysokości, który może nie jest bardzo duży, jednak i tak mimo wszystko jest, dzięki któremu natarczywe myśli nie potrafią wydostać się z mojej głowy. Na szczęście jeszcze przed tą atrakcją postanowiliśmy wejść do sklepu, który znalazłyśmy z dziewczynami totalnie przez przypadek, jednak widząc go po prostu nie mogłyśmy się mu oprzeć. Mówię tutaj o sklepie, w którym sami możemy stworzyć swojego unikalnego i jedynego w swoim rodzaju misia, za którego idzie niamała cena, jednak myślę, że za coś takiego jest totalnie to warte.

W końcu po długim namawianiu chłopaków, a w szczególności Roger'a, Mason'a i Zack'a, zaczęliśmy kierować się w stronę sklepiku, na którego widok aż skakałam z radości. We cztery z dziewczynami przywitałyśmy się z miłą obsługą, która od razu wszystko nam wytłumaczyła oraz wręczyła katalog, z którego można było wybrać wielkość, kolor i dodatki dla naszego misia, nad którymi nie powiem, długo myślałam.

W zasadzie nad całym moim misiem zastanawiałam się bardzo długo, ponieważ tak naprawdę totalnie nie wiedziałam jaki miałby być, jednak na chwilę przerwałam swoje rozmyślenia, kiedy zauważyłam Zack'a, który szedł powolnym krokiem w moją stronę. Przez kilka minut po prostu wpatrywaliśmy się w swoje oczy z niewzruszonymi minami, aż w końcu brunet spuścił wzrok na katalog w moich dłoniach, który po chwili obrócił w swoją stronę i chwycił w swoje palce, po czym zaczął coś na nim przeglądać, przez co podniosłam jedną brew do góry i skrzyżowałam ręce na piersiach.

— Też chcesz sobie stworzyć swojego misia? — patrzyłam ciągle na Powell'a, który w ciszy przewijał kolejne kartki małej gazetki, dokładnie tak, jakby totalnie mnie nie słyszał, ale ja i tak wiedziałam, że słyszał mnie wręcz idealnie.

— Nie myślałem o tym za bardzo. — wzruszył ramionami nie odrywając wzroku od ulotki.

— W zasadzie to to fajna pamiątka. — oparłam swoje łokcie o jakąś półkę z innymi pluszakami, spoglądając na duże okno przed sobą.

— Może tak. — pokiwał lekko głową i odłożył ulotkę, chowając swoje ręce w dużą kieszeń szarej bluzy, którą miał na sobie. — A ty masz już jakiś pomysł?

— Nie za bardzo. — przyznałam szczerze, odwracając się w stronę chłopaka i tym samym opierając się plecami o półkę z uroczą wystawą. — Może ty mi pomożesz? — przekręciłam lekko głowę w bok i uniosłam lekko brwi do góry, podczas gdy Zack cicho parsknął pod nosem i uniósł jeden kącik ust w swoim krzywym uśmiechu.

— Nie znam się na tym. — odpowiada po chwili, podchodząc trochę w moją stronę.

— Oh, ty zawsze masz jakieś pomysły, na pewno dasz radę mi pomóc.

— Czy ja wiem czy tak zawsze. — zaśmiał się cicho, przy czym brzmiało to na naprawdę prawdziwy śmiech, który nie miał w sobie ironii czy cynizmu. Zwyczajny, powiedziałabym nawet ciepły śmiech, na który od razu uniosłam lekko kąciki ust do góry, no bo umówmy się, taki widok i taki dźwięk głosu bruneta nie jest czymś, co widzi się na co dzień.

— Myślałam, żeby był takiej średniej wielkości, ale co do reszty nie mam pojęcia. — biorę katalog, który chwilę wcześniej zabrał mi chłopak i zaczynam szukać w nim jakiejś inspiracji, z nadzieją, że wreszcie coś wymyślę. Zack po kilku chwilach podchodzi jeszcze bliżej do mnie, pochylając się lekko i spoglądając w katalog, który trzymałam w dłoniach.

— To ładne. — wskazuje na ciemnobrązowy kolor jako futro dla pluszaka, na co przez chwilę się mu przyglądam, po czym kiwam głową.

— To prawda, fajny jest ten odcień. — spoglądam na chłopaka uśmiechając się delikatnie w jego stronę.

— Strasznie podobne to do moich włosów. — stwierda po chwili i bierze pasmo swoich ciemnych włosów w palce, by później porównać je do odcienia w ulotce. I właśnie dzięki tym słowom chłopaka nagle wpadł mi do głowy trochę szalony pomysł, który na pewno będzie świetną pamiątką z tego wyjazdu, chociaż jest trochę absurdalny.

— Chyba już mam pomysł jak go stworzę. — nagle mówię, przez co Powell unosi głowę znad gazetki i łapie ze mną kontakt wzrokowy. — To cholernie głupie i bardzo możliwe, że będzie zmarnowaniem pieniędzy, ale i tak zaryzykuje. — mówię trochę nie do końca pewna swoich słów, tocząc cichą walkę na wzrok razem z chłopakiem. — I tak w zasadzie to jesteś mi potrzebny w zrealizowaniu tego pomysłu.

— Jestem ci potrzebny w stworzeniu miśka? Co ci wpadło do głowy, Morgan? — podniósł jedną brew do góry, odchylając się lekko do tyłu, przy czym ponownie oparł się o półkę za sobą.

— Pewien bardzo szalony i powiedzmy oryginalny pomysł. — uśmiechnęłam się w jego stronę i lekko pochyliłam, przez co chłopak uniósł zawadiacko jeden kącik ust.

— Kontynuuj.

— Chcę żebyśmy oboje stworzyli jakieś misie, w zasadzie obojętnie jakie, a potem się nimi wymienimy i będziemy mieli pamiątkę. — uśmiechnęłam się w jego stronę, na co on cicho parsknął i lekko się do mnie przybliżył.

— Czyli chcesz, żebym zaprojektował pluszaka i ci go dał? — podniósł pytająco brwi do góry, a ja po chwili pokiwałam głową na tak. — Ty to masz kurwa pomysły. — zaśmiał się ironicznie i złapał ze mną krótki kontakt wzrokowy, aż w końcu westchnął i przewrócił oczami — No powiedzmy, że się zgodzę i jak ja mam to wybrać i ile tego ma być? — spojrzał na mnie pytająco a ja wzruszyłam ramionami, biorąc drugą ulotkę ze stoiska i podając ją Powell'owi.

— Możesz sobie wybrać wielkość, jakąś tam miękkość, kolor futra i oczu, dodatki, tak naprawdę wszystko masz w tym katalogu. — wskazałam na gazetkę, którą trzymał w ręce i sama przekartkowałam o kilka stron swoją, taką samą gazetkę i zaczęłam szukać czegoś, co pasowało mniej więcej do tego co chciałam stworzyć.

Tak naprawdę przez długi czas trwaliśmy w ciszy, tworząc cały zamysł tego, jak będą wyglądały nasze misie, a ja jedynie co jakiś czas spoglądałam na Powell'a, którego brwi były praktycznie cały czas zmarszczone, co wyglądało tak bardzo niewinnie i zabawnie, że musiałam powstrzymywać mój cisnący się na twarz uśmiech.

— To takie drogie jest wszystko? — popatrzył na mnie pytająco, a ja nie do końca wiedząc co dokładnie odpowiedzieć, po prostu ponownie pokiwałam głową. — To jak ja mam tobie coś takiego stworzyć, to najtańsze biorę te rzeczy, co ja przepłacać będę. — prychnął, a ja jedynie cicho się zaśmiałam przewracając oczami i wystawiłam w jego stronę środkowy palec, na co on przez chwilę udawał, że czuję się urażony tym gestem, jednak oczywiście po chwili przestał i po prostu na mnie spoglądał, dokładnie tak, jakby chciał znowu coś powiedzieć lub o coś zapytać, jednak dalej nie był pewny tego czy to dobry ruch. — A ty jak go mi stworzysz? Będziesz się starać czy zrobisz jakieś gówno a nie pluszaka?

Skąd ja wiedziałam, że on właśnie o to zapyta?

— Dowiesz się jak już go zamówię i będzie gotowy. Nie powiem ci tego tak po prostu, no co ty. — prychnęłam prześmiewczo, a chłopak jednym ruchem złapał za mój łokieć i powolnie przyciągnął do siebie, na tyle blisko, że nasze klatki piersiowe się ze sobą zderzyły, a spojrzenia mieliśmy utkwione nawzajem w swoich oczach, przy czym w ciemnozielonych tęczówkach chłopaka skakały teraz rozbawione ogniki.

— Szybko zmienisz zdanie. — uśmiechnął się drwiąco, jeżdżąc swoimi palcami u jednej dłoni od moich żeber po talię i biodro, co kiedyś bardzo by mnie ruszyło, jednak teraz już tak nie jest. Owszem - dalej trochę mnie to rusza, ale o wiele mniej niż te prawie cztery miesiące temu.

— Nie powiedziałabym. — posłałam mu wyzywające spojrzenie i sama zarzuciłam swoje dłonie na jego ramiona stając na palcach, by lepiej widzieć jego twarz. Przecież też mogę się pobawić, prawda?

— A ja bym powiedział. Jakiś czas temu zajmowało mi to może dwie minuty. — złapał drugą, wolną ręką za moje udo i lekko je podniósł, przez co teraz stałam tylko na jednej nodze, a drugą miałam ugiętą w kolanie oraz podniesioną na około wysokość miejsca trochę pod biodrami chłopaka.

— Kiedyś to nie teraz, kochanie. — wykrzywiłam usta w dziubek i wplątałam swoją jedną dłoń w ciemną czuprynę chłopaka, pociągając lekko za nie.

— Jestem zdolny do wielu rzeczy. — pochylił się na tyle, że jego głowa znajdwała się tuż koło mojej i wyszeptał te słowa prosto do mojego ucha, owijając moją twarz ciepłym oddechem, na co przęłknęłam głośno ślinę, dalej starając się niczego po sobie nie pokazywać.

— Uwierz, że ja też. Tracisz tylko swój czas starając się wyciągnąć ode mnie tą bezsensowną informację.

— Starasz się mnie przekonać? Oh Lea, myślałem że się już nauczyłaś, że nie odpuszczam. — zaśmiał się szyderczo w moją stronę, zarzucając sobie moją nogę, którą wcześniej trzymał, gdzieś w pasie, przez co musiałam jeszcze bardziej stanąć na palcach.

— Co ci to da, kiedy powiem ci jak stworzę misia dla ciebie? Naprawdę zależy ci na głupim pluszaku? — podniosłam brwi do góry, przekręcając głowę lekko w bok. — Wiem, że jesteś uparty, ale teraz trochę mnie zdziwiłeś, bo nie myślałam, że możesz być taki zdesperowany. Dalej nie potrafię cię rozgryźć. — wzdycham i przenoszę swoją dłoń z włosów na jego twarz, dotykając przy tym każdy jej zakątek. Od charakterystycznej blizny na jego kości jarzmowej, po prostu nos i kości policzkowe, a kończąc na jego nie do końca pełnych, różowych ustach.

— Czasami lubię cię po prostu powkurwiać i pozostawiać w zastanowieniu, tobie też wychodzi to czasami nie najgorzej.

— To był komplement? — unoszę pytająco brwi. — Jeśli tak, to w zasadzie dzięki, często mówiono mi, że jestem jedną z najbardziej wkurzających osób jakie znają, ale chyba w takim razie nie poznały ciebie. — parskam śmiechem ciągle utrzymując kontakt wzrokowy z chłopakiem, który odwzajemnia lekko uśmiech, po prostu wpatrując się w ciszy w moje tęczówki. Trwaliśmy w takiej pozycji przez przynajmniej trzy minuty, kiedy nagle usłyszeliśmy znudzony a zarazem lekko wkurzony głos Peggy, który co chwila stawał się coraz głośniejszy.

— Co wy robicie tyle czasu w tym sklepie, wszyscy na was czekają, a Roger już zaczął knuć swoje teorie spiskowe. — wzdychała lekko poddenerwowana Peggy, która zbliżała się do nas w bardzo szybkim tempie, aż w końcu stanęła tuż koło nas z rozchylonymi ustami w niemałym zaskoczeniu. Nasze spojrzenie automatycznie skierowały się na rudowłosą, która to teraz sama skakała wzrokiem z to mojej to na Zack'a osobę, przy czym pewnie bardzo starała się ukryć swój mały, zaskoczony, ale i usatysfakcjonowany uśmiech na twarzy, jednak szło jej to bardzo średnio. — Dobra to jednak nie przeszkadzam, już idę. — odwróciła się szybko i ruszyła w stronę wyjścia, a zanim zdążyłam coś powiedzieć, Clark znowu zabrała głos. — Tylko pamiętajcie o gumkach i o tym, żeby nikt was nie przyłapał! — na te słowa zrobiłam się cała blada i szybko zdjęłam nogę z pasa chłopaka jak i dłonie z jego twarzy, cicho chrząkając, na co on jedynie parsknął.

— Pójdę zamówić tego misia, tobie też radzę już teraz to zrobić. — westchnęłam cicho, ruszając w stronę pani od obsługi, gdzie za sobą słyszałam powolne kroki Zack'a, który mimo wszystko nie podchodził za blisko, by nie usłyszeć jak tworzę moją maskotkę, by była to niespodzianka. Ustaliłam z panią wszystkie szczegóły jak i cenę, a ona sama powiedziała mi kiedy dokładnie będzie można go odebrać. Z lekkim uśmiechem na ustach opuściłam sklep, jednak kiedy zauważyłam całą naszą grupę, a w szczególności dziewczyny, które wręcz pożerały mnie wzrokiem, to nagle aż zachciało mi się iść na ten diabelski młyn.

Chwilę po mnie dołączył do nas Powell, który z niewruszoną miną rozejrzał się po twarzach wszystkich osób z naszej grupy, a następnie wsadził dłonie w kieszenie swoich spodni.

— Ile wy się tam pieprzyliście? — po chwili ciszy przerwał nam rozbawiony głos Rogera, na który prawie zadławiłam się śliną, za to reszta naszej grupy skakała wzrokiem z to Zack'a to na mnie, wygladając na zainteresowanych całą tą sytuacją. Zabierzcie mnie stąd.

— Nie aż tak długo. — stwierdził nagle brunet, na co spojrzałam na niego z podniesionymi brwiami do góry, a Walsh i Davis się zaśmiali.

— Czyli była długa gra wstępna? — parsknął śmiechem Mason, nawiązując kontakt wzrokowy z Powell'em.

— Powiedzmy. — uniósł łobuzersko jeden kącik ust do góry i spojrzał na mnie, przez co cicho parsknęłam.

Chwilę po tej krótkiej rozmowie całą ósemką udaliśmy się w stronę diabelskiego młynu, do którego im bliżej byliśmy tym czułam coraz większy stres, przez co w pewnym momencie złapałam za płatek swojego ucha, coraz ciężej przełykając ślinę. Wiem o tym, że bardzo możliwe, iż dla osoby trzeciej zupełnie przesadzam, ale w moim odczuciu jest to coś, czego po prostu od zawsze bardzo się bałam, tak naprawdę nie mogę dokładnie stwierdzić czemu, jednak i tak zawsze schodzi to do jednego, czyli do spadnięcia. Bo mój lęk wysokości nie polega na tym, że boję się wysokości, na której się znajduję, a na tym, że za każdym razem wiem, iż praktycznie w każdej chwili mogę spaść. I jest to tak kurewsko okropne uczucie.

I tak, zdaję sobie sprawę z tego, że na kolejki górskie chodziłam bez żadnych uprzedzeń, ale to zupełnie coś innego. Kolejki jadą szybko i jadąc większością z nich nawet nie za bardzo miałam czas nad zastanawianiem się czy z którejś z nich spadnę, bo wszystko działo się strasznie szybko. Owszem, czułam poddenerwowanie i tak naprawdę to przed wejściem na większość z tych kolejek zjadał mnie stres, jednak szybko zamieniał się on w adrenalinę, przez co po prostu o nim zapominałam. Cóż, w tym przypadku, gdy cały ten diabelski młyn kręci się wolno i mogę się bardzo mocno wychylić, nawet wcześniej tego nie planując, ciężko będzie, żeby mój stres tak szybko się ulotnił.

— Do jednego wagonika powinniśmy się zmieścić wszyscy. — nagle powiedział Roger, podczas kiedy doszliśmy tuż do wejścia na kolejkę. Momentalnie spojrzałam w górę, by zobaczyć ją w całej okazałości, co spowodowało moim ciężkim przełknięciem śliny.

— Dobra to nie ma co stać bez sensu, chodźcie. — Bri kiwnęła głowa w stronę diabelskiego młynu, przez co pochłapaliśmy tuż za nią.

Z każdym krokiem, gdy byliśmy coraz bliżej wejścia, czułam jak w moim gardle zaczynała tworzyć się ciągle rosnąca gula, z którą za nic nie mogłam cokolwiek zrobić, przez co zupełnie się nie odzywałam i wykonywałam wszystkie ruchy jakbym była jakimś robotem. Co się ze mną dzieje?

Po niedługiej chwili całą ósemką wpakowaliśmy się do wolnego wagonika za pozwoleniem dwójki panów obsługujących tę kolejkę, co spowodowało, że poczułam się jeszcze gorzej. Nagle wagonik ruszył, a wszyscy rozsiedli się po różnych stronach, odwracając się do tyłu i komentując widoki. Ja natomiast podkuliłam nogi do siebie i objęłam je swoimi rękami, ciągle czując to okropne coś w moim przełyku, co nie pozwalało mi wydusić z siebie dosłownie niczego. Tak naprawdę nie do końca wiedziałam co się ze mną teraz dzieje, bo zupełnie nie kontaktowałam. Nawet różne rozmowy dookoła mnie wydawały mi się być bardzo przygłuszone, dokładnie tak, jakbym słyszała je z około stu metrów. Byłam obok moich przyjaciół, a jednak znajdowałam się tak daleko od nich. I było to uczucie, które mnie przerażało, ponieważ nigdy wcześniej go nie czułam. To było jak pewnego rodzaju trans, z którego nie umiałam się wyrwać, do czasu, aż nie poczułam kogoś dotyk na moim ramieniu.

— Lea, wszystko w porządku? — koło swojego ucha usłyszałam cichy, zmartwiony głos Peggy, na który zdołałam odwrócić lekko głowę w bok, by spojrzeć w jej piwne, uspokajające oczy. Wpatrywałam się w nie dobre kilka, długich sekund, po czym powolnie zlustrowałam wzrokiem inne osoby dookoła, które spogladały na mnie z zaskoczeniem i lekkim zdenerowwaniem. Oprócz tej jednej. Tej jednej osoby, o zielonej parze oczu, która jako jedyna wiedziała, że mam lęk wysokości w tym gronie. I w tamtym momencie spojrzałam wprost na jego twarz, która na pierwszy rzut oka jak zawsze nie wyrażała żadnych emocji, jednak gdyby lepiej się jej przyjrzeć, można było zauważyć to coś. To coś w rodzaju zrozumienia i spokoju, który automatycznie trochę samą mnie uspokajał. Nawet nie wiem jak długo po prostu na siebie patrzyliśmy, ale czułam się wtedy w jakiś sposób bezpiecznie, co było zupełnie sprzeczną emocją, której nie powinnam odczuwać, bo Zack nie jest bezpieczny. Wiedziałam to od samego początku naszej znajomości, a jednak dalej w jakiś sposób coś nas do siebie przybliżało. I jestem wręcz przekonana, że kiedyś mogę tego pożałować. — Kochanie zaraz zrobisz sobie naprawdę duże rany na nogach. — na te słowa rudowłosej praktycznie od razu zerwałam kontakt wzrokowy z Powell'em i spojrzałam na swoje dłonie, a następnie na dosyć długie paznockie, które faktycznie wbijały się w miejsce tuż pod moimi kolanami, przez co od razu oderwałam ręce od swoich nóg, przestając je obejmować. Spojrzałam na wyraźne, czerwone ślady, w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się moje palce, które kiedy spróbowałam ich dotknąć od razu zaczęły mnie piec, przez co cicho, praktycznie niedosłyszalnie, syknęłam.

— Niedługo już będziemy na dole. — stwierdził nagle cicho Joe, który na chwile odwrócił się do tyłu, by spojrzeć na wysokość, na której się znajdujemy, po czym ponownie wrócił spojrzeniem do nas.

— To dobrze. — udało mi sie wypowiedzieć te dwa słowa, co prawda trochę niewyraźnie i z chrypką w głosie, przez którą chwile potem chrząknełam, jednak i tak wydawało się to ulgą dla Clark jak i kilku innych osób, że w ogóle cokolwiek mówię.

— Naprawdę nas wystraszyłaś Lea, na pewno nic ci nie jest? Nie chcesz sie napić jakiejś wody czy... — kontynuowała rudowłosa, jednak nie dałam dokończyć jej wypowiedzi, bo nie czułam potrzeby, by ktokolwiek się teraz mną tak bardzo przejmował, podczas gdy nic takiego się nie stało.

— Nic mi nie jest Peggy, naprawdę. — spojrzałam w jej dalej zmartwione oczy, po czym położyłam dłoń na tej jej, która płasko leżała na moim ramieniu. Utrzymywałyśmy kontakt wzrokowy przez krótką chwilę, podczas kiedy tęczówki Clark szybko chodziły na boki, aż w końcu opuściła głowię i westchnęła, a następnie pokiwała głową. — Po prostu — Zabrałam znowu głos, jednak po chwili się zatrzymałam, przetwarzając w głowie to, co dokładnie chcę powiedzieć. — średnio lubię znajować się na wysokości, a przynajmniej w miejscach, w których z łatwością mogę się wychylić i spojrzeć w dół. — mówiłam wszystko powoli, bawiąc się skrawkiem mojej koszulki, na którym też w tamtym momencie zawiesiłam wzrok.

— Czemu nie powiedziałas tego wcześniej, gdybyśmy wiedzieli to nie poszlibyśmy na ten diabelski młyn. — odezwała się Bridget, która już po chwili lekko mnie przytuliła od drugiej strony. I w tamtej chwili mój wzrok powędrował z mojej bluzki na Zack'a, który niewzruszenie po prostu siedział na swoim miejscu i patrzył wprost na mnie i moje dwie przyjaciółki po dwóch różnych bokach mojego ciała. Tak naprawdę udawał, jakby też nie miał pojęcia o moim lęku, oczywiście wyrażając to w swój sposób, czyli spoglądając na nas swoim oceniającym i pełnym braku emocji wzrokiem, co w zasadzie uświadomiło mi, że Powell jest dobrym aktorem, który mógłby nawet kłamać cały czas, a my i tak tego nie zauważymy. To jest cholernie przydatna cecha, którą też chciałabym mieć opanowaną tak dobrze.

Po dłuższym czasie wzruszyłam ramionami, co było odpowiedzią na to, co powiedziała wcześniej Bri, gdzie w zasadzie ten gest idealnie zgrał się w momencie, kiedy nasz wagonik znowu znalazł się na ziemi, a jego drzwi się otworzyły, przez co wszyscy zaczęli z niego wychodzić, w tym również i ja.

Tak w zasadzie to dopiero kiedy dotknęłam stopami ziemi, zaraz po tym jak wyszłam z wagoniku, poczułam jak cały stres opuszcza moje ciało, a gula w gardle zupełnie znika. To właśnie w tym momencie popatrzyłam za siebie, na ten cały diabelski młyn zaraz za moimi plecami, który dalej był cholernie wielki, jednak ja w tamtym momencie jedynie lekko się uśmiechnęłam, będąc z siebie dumna. Bo to właśnie to głupie coś od zawsze wzbudzało we mnie wiele strachu, dlatego to, że dzisiaj się przełamałam, nie do końca z własnej woli, jest dla mnie dużym osiągnięciem. Nie wiem czy w ten sposób mój lęk wysokości trochę się zmniejszył, szczerze wątpię, ale dalej jest to zawsze coś, o czym mogę sobie przypominać w innych, podobnych sytuacjach gdy się stresuję, ponieważ była to bardzo niepokojąca chwila dla mnie, ale mimo wszystko wyszłam z niej żywa. Tylko to chyba powinno się liczyć, moja psychika przez całą tą jazdę nie jest tak ważna. A przynajmniej przy tworzeniu moich wspomnień nie jest tam w ogóle potrzebna.

Więc po tych krótkich przemyśleniach, dalej z uśmiechem na ustach, dołączyłam do reszty co chwila spoglądając na niebo, które zrobiło się już różowo-fioletowe, co było tak bardzo klimatyczne i piękne, że podniosłam jeszcze bardziej swoje kąciki ust do góry.

— A ty co się tak szczerzysz? — zapytał Mason, który niespodziewanie znalazł się obok mnie, na co ja zadarlam głowę trochę w górę i spojrzałam w jego czekoladowe oczy.

— Mam dobry humor. — przymknęłam oczy i uniosłam brodę lekko do góry, dalej mając szeroki uśmiech. Walsh jedynie się zaśmiał.

— Przed chwilą miałaś coś w rodzaju ataku paniki a teraz masz dobry humor? — podniósł brwi do góry, za to ja złapałam z nim kontakt wzrokowy, zastanawiając się nad tym co odpowiem.

— Kobieta zmienną jest. — parsknęłam śmiechem, kiwając się lekko na boki.

Po raz kolejny spojrzałam na to przepiękne, kolorowe niebo, a następnie oboje z Mason'em przyspieszyliśmy trochę kroku, ponieważ lekko oddaliliśmy się od reszty. I w zasadzie tą duża, całą grupą spacerowaliśmy jeszcze przez pewien czas dookoła tego magicznego parku rozrywki, z czego kilka osób po pewnym czasie, nawet nie wiem w jaki sposób przeszło akurat na ten temat, zaczęli debatować o kolorze moich włosów, co szczerze dla mnie samej jest bardzo zabawne i dosć niezrozumiałe, dlaczego akurat mówili o tym.

— To jest lawendowy, wy tego nie widzicie? — powiedział Joe, wskazując na moją głowę, za to ja dopiero co wyrwana z pewnego rodzaju transu, gdzie nie słuchałam żadnych osób dookoła, podniosłam jedną brew do góry.

— To jest liliowy, one wchodzą w bardziej ciepły odcień niż zimny. — stwierdziła Peggy zakładając ręce na piersi.

— Liliowy to jest różowy kolor praktycznie, co ty gadasz. — prychnął niebieskowłosy.

— Żaden różowy, co ty nie dróżniasz już tego? — Clark przewróciła oczami, za to Murphy podszedł do Bridget i przez chwilę z nią rozmiawiał, po czym Anderson popatrzyła na moją czuprynę i zmarszczyła brwi.

— Ten kolor się już spiera dosyć Lei, więc w takim lawendowym odcieniu jest bardziej, liljowego ja tam zupełnie nie widzę. — mówiła pewnie Bri, przekręcając podczas tego głowę lekko w bok, by pod koniec swojej wypowiedzi złapać kontakt wzrokowy z piwnooką. Peggy wtedy jedynie cicho warknęła coś niezrozumiałego pod nosem i szybkim krokiem podeszła do Zack'a, do którego chwilę potem szepnęła coś na ucho, a jego wzrok poleciał wprost na moją twarz.

— To liliowy, wiewióra ma rację. — powiedział wypranym z emocji głosem, dalej się we mnie wpatrując. Jaka znowu wiewióra?

— Ty wiesz w ogóle jaki to kolor liliowy? — spytał Joe, patrząc się na Powell'a z bijącym zwątpieniem w oczach.

— Czy to ważne? — wzruszył ramionami i schował swoje dłonie w kieszeniach spodni.

— Dobra to inaczej. — szarowłosa zrobiła kilka kroków w bok, po czym stanęła tuż koło mnie i ponownie zabrała głos. — Jaki to jest dla ciebie kolor Lea? — wzięła kosmyk moich włosów w swoje palce i na niego popatrzyła.

Zlustrowałam wzrokiem siedem par oczu po kolei, z czego cześć z nich zupełnie nie wiedziała o czym jest w ogóle mowa, a część z nich z niecierpliwością czekali na moją odpowiedź, dokładnie tak, jakby było to coś bardzo ważnego.

— Nie wiem, taki jasny fiolet z przebłyskami takiego biało-szarego w niektórych momentach, nie zastanawiam się nad tym za bardzo. O czym wy w ogóle rozmawiacie, to nie ma znaczenia. — parsknęłam cichym śmiechem i pokręciłam głową na boki.

— To ma znaczenie! — oburzyła się Clark, po chwili cicho wzdychając.

Po tej głupiej, naprawdę głupiej kłótni postanawiliśmy dalej spacerować po Disneylandzie, jednak nie trwało to bardzo długo, ponieważ Zack po paru minutach się zatrzymał i wyjął telefon z kieszeni spodni, coś na nim czytając, gdzie po niedługiej chwili spojrzał na mnie i powiedział :

— Można już odebrać te pluszaki.

— O, to poczekajcie na nas tu chwilę, wrócimy zaraz. — zwróciłam się do reszty i ruszyłam w kierunku sklepu z zabawkami, a brunet szedł tuż koło mnie. Cała droga trwała bardzo krótka, a my już zaraz mięliśmy nasze misie w rękach, którymi wymieniliśmy się chwilę po ich odebraniu. I jestem przekonana, że moja zaskoczona mina, gdy zauważyłam miśka Zack'a, była po prostu bezcenna. Ponieważ brunet stworzył pluszaka, który przedstawiał jego podobiznę. Jest to śmieszne same w sobie, jednak jeszcze śmieszniejsze jest to, że ja stworzyłam misia, którego wzorowałam na sobie.

— Ty jednak serio masz głowę jakąś zepsutą. — parsknął zielonooki, patrząc na puchatą maskotkę w swoich dłoniach.

— Wzajmnie. — prychnęłam, tym razem patrząc na jego, ciemnobrązową przytulankę, znajdującą się w moich dłoniach. — Przynajmniej w tej kwestii myślimy podobnie. — spojrzałam w jego oczy, podnosząc jeden kącik ust do góry. Brunet jedynie patrzył w moje oczy, jednak później sam cicho zaśmiał się ironicznie.

Mimowolnie przerwałam nasz kontakt wzrokowy i spojrzałam na misia dostanego od Zack'a, spogladając na kolor jego futra, który był tak bardzo podobny do włosów chłopaka, jak i oczy, których kolor co prawda był dość mocno przerysowany, jak to w zabawkach, jednak i tak przypominały mi one tęczówki Powell'a. I było to tak bardzo dziwne oraz równocześnie zabawne uczucie, że po pierwsze wpadiśmy na ten samo pomysł, a po drugie będziemy widzieć te pluszaki może nawet codziennie, przez co jestem pewna, że będzie chciało mi się cały czas śmiać jak tylko spojrzę na tego misia.

Po jeszcze krótkiej rozmowie o naszych maskotkach, komentując jak wyglądają oraz dlaczego stworzyliśmy je akurat tak, postanowiliśmy udać się do reszty, wcześniej oczywiście płacąc za miśki. Reakcja pozostałej szóstki osób była bardzo podobna do naszej, ponieważ wszyscy wybuchnęli śmiechem, czemu zupełnie się nie dziwiłam i sama zaczęłam cicho chichotać.

Nastepnie powoli zbieraliśmy się już do wyjścia, ponieważ robiło się już naprawdę ciemno, a instruktorzy już wczesniej powiedzieli nam, o której mniej więcej powinniśmy wracać i czekać na parkingu na nich czy na jeszcze inne osoby, podczas kiedy my byliśmy spóźnieni już dobre piętnaście minut. Dlatego też kiedy zorientowaliśmy się, że od pewnego czasu powinniśmy stać już koło autokaru, przyspieszylismy kroku i w pewnych momentach nawet biegliśmy, a bardziej chłopaki biegli i ciągnęli mnie i dziewczyny za ręce, by w jakiś sposób dostać się w wyznaczone miejsce jak najszybciej. Na sam koniec, kiedy byliśmy tuż przed wyjściem z Disneylandu postanowiliśmy zrobić sobie jeszcze kilka zdjęć grupowych, z czego chyba nikt nie wyszedł na nich dobrze oprócz Joego, który zaczął robić zdjęcia nikomu z nas o tym nam na początku nie mówiąc, jednak i tak będzie to fajna pamiątka.

I później, kiedy spóźnieni wbiegliśmy do autokaru, który czekał już tylko na nas, gdy spokojnie mogłam ochłonąć i trochę odetchnąć, bez problemu mogłam stwierdzić, że był to jeden z najlepszych dni w moim życiu, a cały wyjazd do Los Angeles również trochę w nim zmienił. Zmieniłam trochę patrzenie na świat i na kilka osób, co wydaje mi się że raczej powinno wyjść na dobrę, jak i zupełnie się odstresowałam. Co prawda jest to już koniec całej tej wycieczki, za czym idzie powrót do dużej ilości zajęć i o wiele mniej czasu dla siebie, jednak i tak nie zmieni to mojego zdania na temat tego, że ten wyjazd był magiczny i nigdy go nie zapomnę.

===

O Boże, udało się. Udało mi się dokończyć ten rozdział po naprawdę nie wiem jak długim czasie i jestem nawet z niego zadowolona. Co prawda zupełnie nie jestem zadowolona z tej długiej przerwy, na którą tak naprawdę średnio jak miałam wpływ, ponieważ moja wena i motywacja postanowiły zrobić sobie wolne, przez co przez ten czas cały czas starałam się dokończyć ten rozdział, jednak za cholerę nie potrafiłam zabrać się do jego dokończenia. Kiedy usiadłam już na krześle i włączyłam wattpada, to było raczej z górki, ale zmotywowanie się do tego, o nie, to było po prostu najgorsze w tym wszystkim.

Chciałabym was jeszcze bardzo przeprosić za tą przewę, którą mam nadzieję że jakoś wynagrodziłam tym rozdziałem, który liczy ponad sześć tysięcy słów, bo nawet nie wiecie jak bardzo za tym tęskniłam, za pisaniem i naet wstawianiem rozdziałów, co zaczynam odczuwać dopiero teraz, kiedy wreszcie skończyłąm pisać tą przeklętą część, jak i jest mi nizwykle głupio za to, że zostawiłąm was zupełnie bez słowa.

Jeszcze raz strasznie przepraszam i teraz już na serio obiecuję, że następny rozdział pojawi się szybciej, ponieważ zamierzam zacząć go pisać od razu jutro po, niestety, rozpoczęciu roku szkolnego (czy tylko mi te wakacje tak szybko minęły?) i jedyne co wam zdradzę to to, że zadzieją się różne, wydaje mi się mało spodziewane rzeczy, które rozpoczną prawdziwy chaos, który zamiesza w tej książce bardzoo mocno.

Trzymajcie się i do następnego <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro