27. Diabeł pogrążony w amoku.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wpatrywałam się obojętnie w białą tablicę popisaną czarnymi mazakami, podczas kiedy moje oczy praktycznie same mi się zamykały. Zupełnie nie słuchałam nauczyciela hiszpańskiego, który chyba aktualnie mówił coś ważnego, ponieważ kilka osób dookoła mnie szybko notowało coś w swoich zeszytach, a w tym Joe, który siedział tuż koło mnie i chyba co jakiś czas spoglądał w moją stronę oraz mówił coś po cichu. Niestety, ja w tamtym momencie myślałam już tylko i wyłącznie o zjedzeniu zupki chińskiej przy oglądaniu serialu w moim ciepłym łóżku w akademiku. Hiszpański był dzisiaj naszą ostatnią lekcją, a do tego mieliśmy dzisiaj czwartek, czyli wielkimi krokami zbliżał się weekend, a tym samym mijały kolejne dni września.

Z wycieczki z Los Angeles wróciliśmy już przeszło dwa tygodnie temu, z czego jest mi tak cholernie przykro, bo te głupie dziesięć dni były tak bardzo magiczne i piękne. Cała ta wycieczka mogłaby trwać nawet w nieskonczoność, a ja każdego dnia dalej byłabym coraz bardziej szczęśliwa. Wiem o tym, że może był to naprawdę krótki czas i mogę to stwierdzać bezpodstawanie, ale serio polubiłam to miejsce i chętnie znowu bym do niego wróciła, wyrywając się z tej monotonnej i cieżkiej rzeczywistości.

W LA zmieniłam trochę nastawienie do kilku osób i przeżyłam parę przygód, które na pewno zapamiętam do końca życia, dlatego tak ciężko było mi wracać właśnie z tamtego miejsca. Wraz z końcem sierpnia znowu pojawiliśmy się w Concord, które powitało nas również dosyć ciepłą pogodą, co tak zupełnie nie współgrało z tym, iż wróciliśmy teraz do tego trybu normalnej ilości lekcji w szkole, które każdego z nas okropnie wymęczały. I to tak bardzo zniechęcało do dosłownie wszystkiego na tyle mocno, że coraz mocniej zaczęłam się zastanawiać, co ja robię w tym typie osobowości.

— Nareszcie. — mruknął dość głośno Murphy, na co spojrzałam w jego stronę idealnie wtedy, kiedy skrzyżował ze mną spojrzenie. — Mam już dość tego miejsca.

Pokręciłam głową na jego słowa, śmiejąc się pod nosem. Szczerze, mam dokładnia takie samo zdanie na ten temat.

Bez dłuższego zastanowienia wstałam oraz spakowałam swoje rzeczy do plecaka. Zarzuciłam go na jedno ramię i wyszłam z sali wraz z resztą klasy, przeglądając przy tym różne media społecznościowe w telefonie.

Szybko znalazłam się już przy wyjściu ze szkoły, które po chwili przekroczyłam. Pożegnałam się z niebieskowłosym i zaczęłam iść w stronę akademika, a dokładniej skrzydła, gdzie mieszkają dziewczyny.
Zaczęłam już wyciągać moje słuchawki z plecaka, kiedy usłyszalam dźwięk dzwonienia telefonu, który wydobywał się z mojej komórki. Odblokowałam urządzenie i spojrzałam na wyświetlacz, co od razu spowodowało zejściem mojego uśmiechu z twarzy. Poczułam nagły przypływ stresu i chłodu, który owiał całe moje ciało. Numer widniejący tuż przed moja twarzą jest czymś, co mimo że nie chcę, pamiętam i tak na pamięć. Te dziewięć cyfer utwkiło w mojej głowie już dawno temu i wydaje się, że nie wyjdzie z niej tak łatwo. Przełknęłam ślinę.

Cholera.

Naprawdę nie wiedziałam co miałam w tym momencie zrobić. Byłam tak strasznie bezradna, bo nie widziałam tego numeru przynajmniej jakieś pięć miesięcy, co zupełnie nie pomagało. Kiedyś zauważając te cyferki na moim wyświetlaczu byłam przekonana, że coś przeskrobałam albo muszę szybko zjawić się w domu, jednak teraz zupełnie nie wiem. Myślałam, że już nigdy nie zobaczę tego numeru, a jednak, życie potrafi zaskakiwać, pytanie tylko czy w tym dobrym czy złym sensie.

Lea, ogarnij się

Głęboko westchnęłam i odwróciłam na chwilę swój wzrok od telefonu. Naprawdę powinnam teraz zachować się jak dorosła osoba, ale nadzwyczjaniej w świecie nie potrafiłam. Nie potrafiłam pogodzić się z myślą, że znowu usłyszę jej głos i będę musiała prowadzić rozmowę. Bałam się, po prostu się bałam. Nie wiem czy byłam na to gotowa, ale musiałam odebrać. Musiałam zrobić to teraz, by później nie uciekać od tego dniami czy nawet miesiącami i czuć wyłącznie poczucie winy.

Jak w transie kliknęłam na zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha. Moja ręką mi drżała co skutkowało tym, że całe to małe urządzenie obijało się od mojego kolczyka w uchu, co pewnie słyszała i osoba po drugiej stronie telefonu. Przez około minutę nikt nic nie mówił, pewnie przez szok obu stron. Słyszałam jedynie swój nierówny oddech. W końcu postawnowilam zrobić pierwszy krok, zostawiając wszystkie moje zmartwienia z tyłu głowy.

— Część. — zaczęłam obojętnym tonem, przełykając po tych słowach ślinę.

— Lea. — jej pewny głos rozbrzmiewał w mojej głowie. Oh Boże, tak długo nie słyszałam tej melodii, która zawsze miała ten mały ułamek kpiny w sobie, co i tak zalewało ją tą okropną pewnością siebie. Tak właśnie zazwyczaj słyszałam słowa wypowiadane przez moją matkę, tym razem jest dokładnie tak samo. — Musisz jutro przyjechać do domu.

— Dlaczego? — spytałam się z czystej ciekawości, powoli zaczynając iść do akademika.

— Spotkanie rodzinne. W tym roku jest u nas. — na te słowa zatrzymałam się w miejscu przeklinając w myślach. Zupełnie zapomniałam, że co rok moja bliższa rodzina zjeżdża się do któregoś z domów i zostaje zazwyczaj na parę dni. Nigdy tego nie lubiłam, bo zawsze przyjeżdża też moje kuzynostwo, które o cholera, gdybym musiała widzieć na codzień to szybciej strzeliłabym sobie kulkę w głowę. — Najlepiej by było gdybyś przyjechała już z rana, oni przyjadą dopiero wieczorem, ale musimy jeszcze przygotować parę rzeczy.

— Postaram się, nic nie obiecuję. — mruknęłam i podeszłam do budynku, pchnęłam duże drzwi i zaczęłam iść po schodach na górę. I dopiero w połowie drogi przypomniałam sobie, że mieszkam na najwyższym piętrze i mam coś nie tak z głową.

— Lepiej, żeby ci się udało. — stwierdziła, na co przewróciłam oczami. — Do zobaczenia. — rozłączyła się a ja stanęłam pod moimi drzwiami operając się o nie czołem.

Mam już dość tego miesiąca.

***

— Od wczoraj zachowujesz się przynajmniej jakbyś kogoś zabiła i nie wiedziała gdzie schować jego ciało. — stwierdziła Peggy biorąc gryza jabłka, które trzymała w ręce. Na jej słowa zmarszczyłam brwi, od razu łapiąc kontakt wzrokowy z jej piwnymi oczami.

— Ciekawe porównanie dałaś. — parsknęłam śmiechem nalewajac sobie kawy do kubka.

— Na pewno najlepiej opisujące to co robisz, naprawdę wydajesz się dość spięta i zdenerwowana. — ciągnęła, a jej uważny wzrok był utkwiony w moich dłoniach, dokładnie tak jakbym zaraz miała rozlać czarną ciecz wszędzie dookoła siebie. Wiem, że byłabym do tego zdolna, ale nie przesadzajmy.

— Wydaje ci się — prychnęłam i odstawiłam dzbanek na jego poprzednie miejsce oraz dolewając sobie jeszcze mleka do ciepłego napoju, po czym kierując się do jednego ze stolików na stołówce.

— Mi się nigdy nic nie wydaje, ja wszystko widzę i wiem. — sarknęła siadając przy stole, co po chwili i ja uczyniłam.

Mówiąc szczerze to było trochę prawdy w tym o czym mówiła rudowłosa, jednak nie miałam zamiaru dokładnie o tym wszystkim opowiadać komukolwiek. Po mojej wczorajszej rozmowie z mamą zaczęłam dość dużo myśleć o naszym spotkaniu i o tym, jak będzie ono dokładnie wyglądało. Nie byłam pewna niczego oraz nie wiedziałam czego mam się spodziewać, co było dość natarczywum uczuciem.

Jedyne o czym teraz myślałam to to, że mój brat nie odpisuje mi już od dwóch godzin na wiadomość, w której zapytałam się czy mógłby po mnie przyjechać i zawieźć do domu, bym nie musiała bawić się w pociągi czy inne autobusy.

Niestety jednak mój brat jest moim bratem i albo jeszcze śpi, ponieważ jest dopiero dwunasta i do tego piątek, albo udaje, że nie widział tego co napisałam, bo zapewne nie chce mu się ruszać dupy.

Schowałam swój telefon do kieszeni i powoli upijałam kolejne łyki mojej kawy.

— Muszę dzisiaj gdzieś pojechać na kilka dni, zerwę się z paru lekcji. — nawiązałam kontakt wzrokowy z Clark, która na moje słowa zmarszczyła lekko brwi.

— Czyli coś jest jednak na rzeczy, Lea naprawdę nie musisz przede mną ukrywać dosłownie wszystkiego. — przewróciła oczami kręcąc głową i biorąc przy okazji kolejnego gryza jabłka.

— Nie ukrywam, po prostu nie mam potrzeby mówienia cały czas o tego typu rzeczach. — wzruszyłam ramionami wstając i chwytając za papierowy kubek z moją kawą. Piwnooka jedynie prychnęła dokańczając jeść swoje jabłko również wstając i wyrzucając przy okazji ogryzek do kosza.

Wyjęłam telefon z kieszeni sprawdzając, czy przypadkiem mój brat mi nie odpisał, jednak kiedy odblokowałam wyświetlacz oraz zauważyłam jedynie moją tapetę, która przedstawiała zdjęcie mnie, Joego oraz Bridget westchnęłam ciężko.

— Będę już iść, powodzenia w szkole, kretynko. — parsknęłam śmiechem idąc w kierunku wyjścia ze stołówki.

— Nie zostawiaj mnie z tą bandą analfabetów. — jęczała żałośnie, co jeszcze bardziej powiększyło mój śmiech.

— Przecież idealnie do nich pasujesz. — uśmiechnęłam się sarkastycznie, spoglądając na nią przez ramię. Dziewczyna jedynie wyciągnęła w moja stronę dłonie ze środkowymi palcami w górze, z miną typu "nie odzywaj się, bo powyrywam ci włosy z głowy".

Dalej się śmiejąc pchnęłam drzwi od stołówki, odcinając się przy tym od tego wielkiego hałasu. Niedługo po tym już znalazłam się na dworze, przy czym wiatr przywitał mnie lekkim owianiem mojego ciała, pozostawiając po sobie gęsią skórkę na karku. Zaczęłam iść gdzieś przed siebie, szukając przy tym numeru do mojego brata i dzwoniąc do niego mimo świadomości, że i tak nie odbierze. Po usłyszeniu trzeci raz poczty głosowej, zaczęłam się zastanawiać po co ja w ogóle się do niego dobijam.

Dlaczego nie mogłam zdać tego cholernego prawa jazdy?

Pokręciłam głową chowając telefon znowu do tylnej kieszeni spodni i rozglądając się po parkingu.

Mój wzrok nagle padł na dobrze mi znaną - niebieską Corvette, na której widok lekko się uśmiechnęłam. Uśmiech jednak zszedł z moich ust tak szybko jak się pojawił, gdy zauważyłam jej właściciela tuż obok, chodzącego w tę i z powrotem oraz rozmawiając z kimś przez telefon. Wszystko byłoby okej gdyby nie fakt, że brunet był wkurzony. Mało powiedziane, był wręcz wściekły, buzował od środka jak i na zewnątrz. Jeśli kiedykolwiek wcześniej myślałam, że widziałam już Zack'a w jednej z jego najbardziej zdenerwowanych postaw, to grubo się myliłam. W jego oczach było widać tylko i wyłącznie jedno - ogień, do którego cały czas ktoś dolewał oliwy. Zielone tęczówki teraz bardziej przypominały ciemne, wręcz czarne, które jeszcze bardziej podbijały jego głębokie wory pod oczami, co wyglądało jakby nie spał od przynajmniej paru dni, oraz zarysowywały już mocno widoczną szczękę i kości policzkowe. Z jego ust wydobywał się dym papierosowy, co dosyć mnie zdziwiło, ponieważ nie przypominałam sobie, żeby brunet wcześniej palił papierosy. Jego czupryna za to była zupełnie roztrzepana, a krucza bluza oraz spodnie jeszcze bardziej dodawały mu mroku. Wyglądał jak chodzący duch, a może bardziej jak diabeł pogrążony w amoku? Nie potrafiłam stwierdzić, jednak wiedziałam jedno. Był to przerażający widok.

I to był ten jeden, krótki moment. Moment, w którym nasze spojrzenia się spotkały. I mimo że trwało to może dwie sekundy, to ja poczułam się, jakbym właśnie natrafiła na tą ciemną uliczkę bez wyjścia, od której biło tajemnicą i tak ogromnym zamętem. To wszystko nagle się ze sobą zderzyło, powodując rozstąpieniem ziemi na pół. Widziałam to, za tym całym chaosem, bardzo dobrze ukryte. Jego emocje zawsze siedziały bardzo głęboko w jego środku, jak było i tym razem, jednak po raz pierwszy udało mi się je dostrzec. Zauważyłam ten niepokój, który wręcz krzyczał od środka. Zack po prostu się bał. Nie wiedziałam czego, jednak musiało być to coś naprawdę poważnego. Na tyle mocno, by kawałek jego świata się załamał, bo to właśnie ujrzałam w jego oczach.

Nagle chłopak przerwał nasz kontakt wzrokowy, wyrzucając peta gdzieś w bok i wsiadając do swojego samochodu, który po chwili zniknął z mojego pola widzenia.

Przez dłuższą chwilę dalej stałam nieruchomo, wpatrując się w już puste miejsce parkingowe. Trwało to może trzy minuty, kiedy po upływie tego czasu otrząsnęłam się, przełykając z trudnością ślinę.

Rozejrzałam się znowu po parkingu, zauważając w oddali postać podobną do Rogera. Unioslam jeden kącik ust do góry, wpadając na pewien pomysł. Bez dłuższego zastanowienia ruszyłam w jego stronę, stając tuż obok jego czarnego Mercedesa.

— Morgan, hej. — podniósł wzrok znad telefonu, spoglądając na mnie oraz oczywiście się szczerząc, na co chcąc nie chcąc lekko się zaśmiałam.

— Cześć. — uniosłam swoje kąciki ust do góry, patrząc w jego ciemne oczy. — Mam pytanie, albo może bardziej prośbę.

— Dla ciebie wszystko. — zironizowal dalej się uśmiechając w moją stronę, na co posłałam mu kpiące spojrzenie.

— Będziesz jechał gdzieś może? — spytałam z udawanym zaciekawieniem, opierając się bokiem o maskę samochodu. Chłopak jedynie podniósł jedna brew do góry, przybierając jeszcze bardziej rozbawiona postawę.

— Będę gdzieś jechał, czemu pytasz?

— O, to świetnie. — gestykulowałam rękami. — Masz może po drodze przystanek kolejowy? — spytałam trochę ciszej z dużą nadzieją w głosie. Szatyn jedynie posłał mi nonszalanckie spojrzenie, które śmiało się od środka. — Czyli tak? — ciągnęłam uparcie, może zaczynając nawet trochę naciskać, jednak dalej w ten zdrowy sposób. Oczywiście wiedziałam, że Davis ma swoje życie i miał absolutne prawo do odmówienia mi podwózki, jednak spróbować zawsze można.

Chłopak nagle pokręcił głową śmiejąc się pod nosem, po czym odwrócił się na pięcie robiąc gest ręką na znak, żebym weszła do środka auta.

— Nawet nie wiem jak ci dziękować. — usiadłam szczęśliwa na miejscu pasażera, posyłając przy tym wdzięczne spojrzenie chłopakowi.

— Coś się wymyśli. — parsknął śmiechem, odpalając samochód i wykręcając z parkingu. — Dokąd chcesz dojechać z tego pociągu?

— Redwood City. — odpowiedziałam praktycznie od razu, patrząc na drogę przez okno samochodu.

Chłopak zmarszczyl lekko brwi i zaczął wpisywać coś ukradkiem w telefon, jednak dalej spoglądając na drogę.

— Zielony naród, huh? — zerknął na mnie ziewając, po czym ustawił swój telefon na liczniku z ustawioną mapą oraz droga, która jak się lepiej przyjrzałam prowadziła prosto do mojego rodzinnego miasta.

— Roger naprawdę nie musisz mnie wieść pod mój dom, wystarczy jeśli...

— Bla, bla, bla. — szatyn nagle mi przerwał, włączając radio, w którym akurat leciał jakiś popowy hit.

Przewróciłam oczami mimowolnie unosząc jeden kącik ust do góry i poprawiając się na siedzeniu. Byłam bardzo wdzięczna Davisowi, bo jednak to, że postanowił zawieźć mnie do mojego miasta rodzinnego, które znajdowało się około godzinę drogi z Concord, było tak bardzo miłe, a zarazem chłopak oczywiście nie musiał tego robić, chociaż mimo wszystko postanowił przejechać drogę, która pewnie w ogóle nie mieściła się w zakresie tego, gdzie chciał jechać.

— Dziękuję. — patrzyłam na profil chłopaka, uśmiechając się mocniej. Szatyn jedynie się zaśmiał, zmieniając przy tym bieg.

— Uwielbiam tę piosenkę. — nagle wypalił, podgłaśniając radio.

— O Boże, też ją kocham. — rozszerzyłam trochę usta, łapiąc kontakt wzrokowy w dokładnie tym samym momencie, kiedy brązowooki odwrócił głowę w moją stronę.

I tak właśnie skończyliśmy 'śpiewając', a bardziej drżąc się na całe auto, piosenkę Pretty Woman. Później poszło to już bardzo szybko, ponieważ każdy kolejny utwór również śpiewaliśmy wygłupiając się przy tym.

W taki też sposób minęła nam cała godzina i powiem szczerze, była to chyba jedna najlepszych podróży w całym moim życiu. W międzyczasie podałam również dokładniejszy adres mojego domu szatynowi, by później nie krążyć po całym mieście.

— 31 Iris Street, tak? — chłopak zaparkował koło mojego domu, na co przełknęłam trochę ciężej ślinę.

— Tak. — odchrząknęłam. — Jeszcze raz strasznie ci dziękuję. — zwróciłam się w stronę chłopaka, zarzucając przy okazji mój plecak na ramię.

— Jak teraz wiem gdzie mieszkasz, to będę cię nawiedzać w nocy. — zaśmiał się co i ja odwzajemniłam. — I masz szczęście że akurat mnie wybrałaś jako ubera, bo nie wiem jak inni nauczyciele by zareagowali na to, że zrywasz się z lekcji. — posłał mi sarkastycznie odstrzegawcze spojrzenie.

— Tym bardziej dziękuję. — poszerzyłam swój uśmiech dalej się śmiejąc. — Pa! — wyszłam z auta machając jeszcze na pożegnanie chłopakowi, obserwując przy tym jak odjeżdża z mojej ulicy. Zaczesałam dłońmi włosy do tyłu, odwracając się i idąc w stronę mojego domu.

Podeszłam do drewnianych drzwi, przyciskając od razu dzwonek, przy czym zagryzając dosyć mocno moją dolną wargę.

Nie minęło pięć sekund, kiedy w progu drzwi zauważyłam moją matkę, ubraną w swoje typowe ubrania do sprzątania oraz ze spiętym kokiem z tyłu głowy.

— Wreszcie jesteś, nawet nie wiesz jak długo na ciebie czekaliśmy. — przywitała mnie w sposób, na który musiałam mocno powstrzymać się, by nie przewrócić oczami.

— Gdyby Brian odbierał i odpisywał na moje wiadomości to może przyjechałabym szybciej. — zauważyłam mojego brata schodzącego po schodach na dół, który słysząc moje słowa szybko udał się do salonu. No oczywiście.

Zdjęłam sprawnie swoje trampki oraz weszłam wgłąb domu, rozglądając się dookoła.

— Twoja cicia Delphine i wujek Noah z Brooklyn i Nathanem będą gdzieś o osiemnastej. Wujek George pewnie się trochę spóźni. — drugie zdanie powiedziała jakby od niechcenia, czemu w zasadzie ciężko było się dziwić. Moja mama nigdy nie lubiła się ze swoim bratem - Georgem, którego z drugiej strony ja lubię najbardziej z jej dwójki rodzeństwa. Jest też ciocia Delphine, z jej idealnym mężem i dwójką dzieci, od których najchętniej trzymałabym się jak najdalej tylko mogę. Wyglądają na tak cholernie perfekcyjnych, którymi w rzeczywistości wcale nie są, a bliżej im do wytykaczy wszystkiego, co choć trochę im w czymś nie pasuje, jednak nikt tego nie przyzna na głos.

Na sam dźwięk ich imion żałośnie jęknęłam, na co mama posłała mi zimne spojrzenie, które wyraźnie mówiło, żebym nie zachowywała się jak małe dziecko. I może nawet tak było, może pokazywałam jak bardzo dziecinna jestem w tym momencie, jednak kiedy przychodzi do tematu rodzeństwa mojej rodzicielki, nie potrafię przejść obok tego obojętnie. Już i tak zawsze muszę się hamować, by przypadkiem nie powiedzieć za dużo w ich obecności.

— Czemu akurat oni muszą do nas przyjechać? — wzdychałam ciężko kierując się do salonu, gdzie na kanapie siedział mój brat oglądając mecz koszykówki.

— Nie narzekaj już tak, przecież co roku się z nimi spotykamy. — kręciła głową z dezaprobatą. — Poza tym, to dalej twoja rodzina, musisz utrzymywać z nią kontakty. — po tych słowach złapałam z nią kontakt wzrokowy lekko się przy tym pesząc.

To wcale nie tak, że prawie od pięciu miesięcy nie rozmawiałam ze swoimi rodzicami.

Przymknęłam oczy spuszczając lekko głowę w dół i w końcu kiwając głową. Po chwili ruszyłam powolnie w stronę mojego brata, przy którym stanęłam z założonymi rękami.

— O Lea, hej. — powiedział nie odrywając wzroku od telewizora, na co podniosłam jedną brew do góry.

— Czemu ignorowałeś moje sms'y? — spoglądałam na niego spod rzęs, na co Brian w końcu złapał ze mną kontakt wzrokowy, uśmiechając się przy tym  ironicznie.

— Jakie sms'y? — udał zdziwionego z dalej błąkającym się na jego ustach cynicznym uśmieszkiem.

— Zachowałeś się jak ostatni skurwiel, wiesz o tym? — usiadłam obok niego na dużej, szarej kanapie z niewzruszoną miną, dalej wpatrując się w jego twarz.

— To było dla twojego dobra, przyda ci się w przyszłości odnajdywanie się w jeżdżeniach pociągami. — zacmokał na co parsknęłam prześmiewczo.

— Dobrze odnajduje się w jeżdżeniu pociagami, nie wiem po co miałabym na siłę się nimi ciągać.

— Czasem trzeba. — uśmiechnął się z udawaną słodkością w moją stronę na co przewróciłam oczami.

— I tak potrzebowałam samochodu, żeby dostać się na twoja stację kolejową, Brianku. — pstryknęłam go w nos, na co cicho warknął.

— Wystarczyłoby, że poszłabyś sobie na dłuższy spacerek. — na jego słowa prychnęłam i wstałam, kręcąc przy tym głową.

— Wystarczyłoby, że ruszyłbyś swoją leniwą dupę i wsiadł w samochód. — niebieskooki uniósł brwi do góry,  śmiejąc się.

— Nie zwalaj swojej głupoty na mnie, to że nie umiesz zdać prawa jazdy nie jest moja winą. — wzruszył ramionami.

— Dobrze, że jednak jechałam z kimś innym niż tobą, z twoim ego nie umiem wytrzymać minuty w jednym pokoju, a co dopiero godziny w aucie. — przewróciłam oczami i ruszyłam w stronę schodów, z tyłu słysząc jeszcze parsknięcie śmiechem mojego brata.

Szybko weszłam na górę, spoglądając na wszystkie drzwi, które znajdowały się na piętrze. Uśmiechnęłam się lekko zauważając ciemne drzwi, które po chwili pchnęłam. Nagle ukazał mi się obraz mojego pokoju, na co praktycznie od razu rzuciłam się na łóżko, które dalej było tak bardzo wygodne. Mimo wszystko, tęskniłam za tym pokojem, może nie do końca za domem pod różnymi względami, jednak te cztery szare ściany były czymś, czego mocno brakowało mi w akademiku. A przede wszystkim łóżka.

Przymknęłam oczy i zatopiłam swoją głowę w poduszkę, leżąc tak przez pewien czas. Najchętniej leżałabym tak przez kolejne tyle, jednak wkurzony głos mojej matki z dołu, który wyraźnie mnie wolał trochę w tym przeszkadzał. Westchnęłam ciężko i postanowiłam przebrać się w coś z moich starych rzeczy, których nie wzięłam ze sobą do niebieskiego narodu. Bez dłuższego zastanawiania się wybrałam czarne dresy i białą, luźną bluzę, a następnie zeszłam na dół, gdzie jak się później okazało, musiałam posprzątać duża część z pokoi w naszym domu.

Tak właśnie minęły mi kolejne cztery godziny, podczas których cały czas zastanawiałam się, gdzie podziewał się mój ojciec, ponieważ nie było go nigdzie w domu od momentu aż tu przyjechałam. Moje rozmyślania przerwał jednak dzwonek do drzwi, na który poczułam, jakby duży kamień nagle spadł prosto na moje ramiona, a jego ciężar jeszcze bardziej się zwiększył, gdy zobaczyłam swoją ukochaną rodzinę w progu drzwi.

Oh kurwa.

===

Hej wam ^^ Dzisiaj w końcu wstawiłam już dwudziesty siódmy rozdział Dream, którego pisanie zajęło mi bardzo długo tylko i wyłącznie przez moją wenę, która po raz kolejny odmówiła mi posłuszeństwa, jednak ostatnio znowu do mnie wróciła, co tak cholernie wreszcie mnie cieszy, bo nie wydaje się, by znowu tak szybko mnie opuściła haha. Też wiem o tym, że ten rozdział mógł nie być do końca ciekawy, jednak musiał on się pojawić jako taki 'przerywnik' do przełomowego dwudziestego ósmego.

Przy okazji dajcie znać jak podoba wam się nowy opis i okładka, a teraz już się z wami żegnam, do zobaczenia w kolejnej części!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro