33. Kości zostały rzucone.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na dole jest ważna informacja, byłoby mi miło, gdybyście przeczytali :)

Czasami ciężko jest mi zrozumieć ludzkie poczynania. Często utrudniają sobie życie w wielu kwestiach, wierząc iż pomoże im to w uzyskaniu jakiegoś celu. W rzeczywistości wychodzi dokładnie na odwrót, a mimo to w to brną. Brną w błąd, który dla nich jest czymś nieomylnym. Na tyle wierzą w swoje przekonania, że nie dopuszczają do siebie myśli, iż mogli być w błędzie. To jest problem większości z nich. Nie potrafią przyznać się do złego, ale i równie często nie umieją wybaczać czy nie zachowywać się egoistycznie w stosunku do innych. Wszystkie te przykłady to diabły człowieka, w mniejszym czy większym stopniu, każdy z nich je w sobie miał, ma lub będzie miał.

Ciekawsze jest jednak to, iż czasem potrafimy zauważyć, czy ktoś zmaga się z tego typu udrękami, podczas kiedy ledwo tego kogoś znamy. Intuicja ludzka to coś, czego chyba nigdy nie będę w stanie pojąć. Dziwnym trafem zazwyczaj się sprawdza, chociaż może się też i mylić. Ja sama nie raz przejechałam się na moich wewnętrznych przeczuciach, ale i wiele razy dziwiłam się, że miałam rację. Sztuka w tym jest taka, że musimy sobie zaufać, co nie jest łatwym zadaniem. Chociaż jeszcze cięższe jest zaufanie drugiej osobie, a przynajmniej w moim przypadku. Podświadomie za każdym razem, przy poznawaniu kogoś nowego, wychodzę z założenia, iż człowiek jest najbardziej nieprzewidywalną i okrutną, żyjąca istotą na ziemi. Moje niektóre doświadczenia z przeszłości również nie ułatwiają sprawy, jednak pogodziłam się z tym, że po prostu nie jestem w stanie polegać na kimś po krótkim czasie znania się. Nie jest to w zasadzie aż tak zła cecha, przynajmniej nie zrani mnie bardzo duża ilość osób.

Albo starasz wmawiać sobie, że ludzie nie będą kaleczyć twojej duszy, bo tego właśnie się boisz, Leo.

— Lea. — niski głos dochodzący z miejsca tuż koło mnie sprawił, iż automatycznie przekręciłam głowę w tamtą stronę, natrafiając na ciemnozielone tęczówki. — Chyba odpłynęłaś, jesteśmy na miejscu. — po wypowiedzeniu tych słów opuścił samochód, idąc tym samym w stronę drzwi domu, którego kolejnych odwiedzin nie spodziewałam się po tak stosunkowo krótkim czasie.

Po chwili przyglądania się średniej wielkości budynkowi, mój wzrok padł na czarnego SUV-a, parkującego tuż koło auta, w którym aktualnie się znajdowałam, a tym samym zauważyłam lekko uśmiechającego się Jacksona, siedzącego za kierownicą. Nie ociągając się dłużej, wyszłam z pojazdu i pokierowałam się do wejścia domu, które po chwili przekroczyłam, od razu zdejmując moje trampki. W środku panowała praktycznie całkowita ciemność, z wyjątkiem palącego się światła w kuchni. W tamtą stronę też postanowiłam się pokierować, po chwili napotykając postać Powella, opierającego się dłońmi o blat oraz patrzącego przez okno. Pomimo, że nie widziałam jego twarzy, potrafiłam dokładnie wyobrazić sobie jaką miał aktualnie minę. Niewzruszone oczy, rozluźnione, złączone usta w prostą linię, zaciśnięta szczęka i lekko roztrzepane włosy. Znałam ten wyraz na pamięć, a mimo to dalej mnie fascynował. Cała jego postać nieraz wydawała mi się być czymś nieziemskim, nie potrafiłam zrozumieć, w jaki sposób człowiek może być tak piękny. Bardziej przypominał jednego z bogów greckich, którego spokojnie wyrzeźbić mógłby sam Fidiasz, aniżeli istotę ludzką. Zapewne jest to też powód dlaczego mogłabym patrzeć na bruneta nawet godzinami, a podczas tego ani razu nie odwróciłabym wzroku, czy zaczęła się nudzić. Wpatrywanie się w niego w jakiś sposób czasami potrafi mnie uspokoić, a już na pewno słuchanie tego jego zwyczajnego, spokojnego tonu głosu, którego i tak rzadko kiedy używa.

— Naprawdę uwielbiasz mnie podziwiać, Morgan. — zaczął, dalej stojąc w takiej samej pozie, na co zmarszczyłam lekko brwi, podchodząc o parę kroków bliżej.

— Skąd wiedziałeś, że nie jestem na przykład Jacksonem? — oparłam się tyłem o wyspę na środku kuchni, badając wzrokiem tył jego głowy.

On jedynie parsknął, odwracając się w moją stronę, przez co teraz staliśmy dokładnie naprzeciwko siebie. Od razu złapałam kontakt wzrokowy z jego szmaragdowymi tęczówkami, w których bez dłuższego wysilania się można było dostrzec tą cyniczną oraz drwiącą z każdego dookoła iskierkę, która często mu towarzyszyła, co szło za sprawą tylko i wyłącznie jego ciężkiego charakteru w każdym tego słowa znaczeniu.

— Znam dobrze ten wzrok, potrafię go odróżnić od innych. — skrzyżował ręce na klatce piersiowej, unosząc łobuzersko kącik ust do góry.

— Och oczywiście, że potrafisz, każdy kto ma obsesję na kogoś punkcie to umie. — odpowiedziałam, uśmiechając się podczas tego sarkastycznie.

Przez pewien czas po prostu patrzyliśmy sobie w oczy, a między nami panowała całkowita cisza. Nie było to wymuszone czy przesadnie złowrogie, chociaż można było wyczuć, iż atmosfera powoli gęstniała. Przeszło mi w trakcie tego przez myśl, iż może źle zrobiłam, odpowiadając w sposób, który mógłby wywołać jakąś kłótnię, zważając na sytuację w jakiej znajdowałam się razem z moimi przyjaciółkami. Tak naprawdę gdybym wkurzyła teraz Zacka do tego stopnia, że wyrzuciłby nas z jego domu, nie wiem gdzie mogłybyśmy się udać. Jest już po ciszy nocnej, co oznacza, że internat jest zamknięty. Cholera.

Nagle brunet pochylił się nade mną, przez co nasze twarze dzieliły centymetry. Z miejsca poczułam jak robi mi się goręcej, przez co przełknęłam ciężej ślinę.

— Raczej ten, który się gapi ma większą obsesję.

Poczułam jego oddech prosto na mojej szczęce jak i uchu, przez co jak na zawołanie na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Uchyliłam lekko usta, a jego wzrok automatycznie pokierował się w tamto miejsce, a zaraz potem dołączyła jego dłoń, która wylądowała na mojej szczęce, z wyjątkiem kciuka lekko muskającego moją dolną wargę. Boże.

— Co tu tak ciemno? — pytający, męski głos dochodził dokładnie z sieni, na co najpierw popatrzyłam w bok, a następnie skrzyżowałam lekko przerażone spojrzenie z brunetem, który aktualnie uśmiechał się pewnie. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że w jego przypadku oznaczało to tylko jedno. Miał jakiś pomysł.

Nie zajęło mi to zbyt długo, by zdać sobie sprawę, na co wpadł zielonooki. Kiedy jednak o tym pomyślałam od razu pokręciłam głową na boki.

— Nie zrobisz tego. — stwierdziłam trochę ciszej, w sposób który usłyszy mnie tylko Zack. Na te słowa jego uśmiech jedynie się powiększył.

— Nie? — spytał kpiąco w akompaniamencie kroków tuż za ścianą, które z każdą sekundą były dla nas coraz lepiej słyszalne.

Złożył pocałunek na moich ustach, co zupełnie mnie zaskoczyło, a zanim zdążyłam zareagować, usłyszałam głos tuż za nami.

— Zostaliście sami na niecałe dziesięć minut i już się liżecie? — od razu oderwałam się od chłopaka, spoglądając tym razem na czarnowłosego, który patrzył w naszą stronę, uśmiechając się.

— Przerwałeś. — Powell przewrócił oczami, na co spojrzałam na niego z niedowierzaniem i narastającą złością w oczach.

— Zauważyłem. I musimy pogadać, teraz. — popatrzył na niego poważniej niż wcześniej, na co Zack zaczął iść w jego stronę, wcześniej jeszcze odwracając się w moją stronę z zadowolonym z siebie uśmiechem na ustach.

— Zabije cię. — powiedziałam złowrogo, kątem oka zauważając dziewczyny wchodzące do kuchni.

Ich miny stały się lekko zmieszane po usłyszeniu moich słów, jednak to zachęciło je jeszcze bardziej do słuchania naszej wymiany zdań, ponieważ jak wcześniej idąc w naszą stronę rozmawiały, tak nagle zamilkły. Teraz Zack ma już komplet wszystkich osób, a do tego zainteresowanych nami, osiągnął swój cel. Teraz pozostało mi tylko obserwować, jak to wykorzysta.

— Czekam, słońce. — oblizał swoją dolną wargę, następnie od razu kierując się na górę wraz ze swoim przyjacielem, a ja burknęłam pod nosem.

Kiedy zostałyśmy zupełnie same, mogłam wyczuć jedynie te pożerające spojrzenia dziewczyn, na co jęknęłam idąc w stronę salonu.

— "Słońce"? — zaczęła Peggy, a ja tylko skrzywiłam buzię na to słowo. — Nie wiedziałam, że jesteście już na tym poziomie relacji. — zaśmiała się, na co ja usiadłam na kanapie ze skwaszoną miną, chowając twarz w dłoniach.

— Ani słowa Clark.

Po mojej odpowiedzi usłyszałam jedynie parsknięcia śmiechem.

***

Powolnie wybudziłam się ze snu, otwierając ociężałe powieki. Od razu natrafiłam na promienie słoneczne, które wydawało się, jakby starały się przebić przez dużą szybę, na co przetarłam moje oczy dłońmi. Podczas tego zaczęłam przypominać sobie wszystkie wydarzenia z wczoraj, co przysporzyło mnie o zagryzienie wargi.

To miało być zwyczajne nocowanie, tylko ja i moje przyjaciółki, jednak skończyło się trochę inaczej niż może tego oczekiwałyśmy. Popełniłyśmy wiele błędów i nawet nie chce myśleć o tym, gdzie teraz byśmy się znajdowały gdyby nie Jackson i Zack. Tak naprawdę uratowali nas od izby wytrzeźwień, za co jestem wdzięczna. Może wydawać się to absurdalne, bo wsiadając do samochodów chłopaków popełniłyśmy zdecydowanie gorsze przestępstwo niż co po niektóre upicie się będąc niepełnoletnie, ale i tak wolałam to niż siedzenie teraz na komendzie.

Przeczesałam palcami moje poplątane włosy do tyłu, podnosząc się. Mój wzrok powędrował w stronę rozłożonej kanapy, na której spały Ava i Peggy, przez co uniosłam kącik ust do góry, widząc ich dziwne pozycje, w których były pogrążone we śnie. Bridget za to spała na podwieszanej kanapie razem ze mną, która znajdowała się tuż obok aktualnego miejsca spania Clark i Jones. Co ciekawe pomimo tego, że nie spałam tej nocy w moim czy po prostu jakimkolwiek łóżku, to czułam się naprawdę wyspana.

Przeciągnęłam się i wyszłam z salonu, kierując się do kuchni, po chwili też przekraczając jej próg i napotykając tym samym czarną czuprynę siedzącą przy blacie. Nie zdążyłam nawet postawić kolejnego kroku, a chłopak odwrócił się w moją stronę.

— Już myślałem, że nigdy nikt nie wstanie. — zaśmiał się, krzyżując ze mną spojrzenie. W jego miodowych tęczówkach dostrzec można było bijąca euforię, co od razu wprawiało w lepszy nastrój. Nie znałam długo Jacksona, ale jedno mogłam stwierdzić. Zdecydowanie jest dobrym przykładem człowieka, który ma na tyle pozytywną energię w sobie, iż spokojnie mógłby rozweselić wiele osób samym spojrzeniem na nich. Nie wiem skąd wzięła mu się ta pozytywność, ale zazdroszczę mu tego.

— Życie ciągle zaskakuje. — parsknęłam śmiechem, co on po chwili odwzajemnił. Podeszłam do lodówki z zamiarem wyciągnięcia z niej czegoś, jednak nawet nie zdążyłam złapać za jej drzwi, kiedy mnie zmroziło. Raptownie moje źrenice się rozszerzyły, a wargi lekko uchyliły, przy czym towarzyszyło mi tylko uczucie zaskoczenia. Obok lodówki wisiał zegar, który aktualnie wskazywał godzinę dwunastą, czego się nie spodziewałam. — Już jest dwunasta?

— Trochę pospaliście sobie wszyscy, nie wiem skąd wy tacy zmęczeni byliście. — pokręcił głową i dopił najprawdopodobniej swoją herbatę.

Ja jedynie ciężko westchnęłam i wyjęłam mleko z lodówki, by następnie zasypać miskę jakimś musli, które znalazłam na wyspie i zalać je białą cieczą. Usiadłam przy blacie niedaleko Jacksona i zaczęłam jeść.

— Dawno wstałeś? — spytałam patrząc w jego stronę.

— Jakieś trzy godziny temu. — odchylil się lekko do tyłu na swoim krześle, a ja uniosłam brwi do góry.

— Od trzech godzin siedzisz tu sam? Mogłeś obudzić kogoś, myślę że nikt by się nie obraził za to. — wzięłam łyżkę z płatkami do buzi, co jakiś czas spoglądając w stronę czarnowłosego.

Chłopak parsknął śmiechem, zagarniając swoje włosy do tyłu.

— Zacka za nic nie idzie obudzić, a nawet jak już to zrobisz, to mruknie do ciebie parę przekleństw i pójdzie dalej spać, więc to odpada. A tobie i twoim koleżankom nie chciałem tego robić.

Lekko się zaśmiałam po usłyszeniu o budzeniu Powella, na co Hall uniósł kącik ust do góry. Nagle jednak w kuchni zjawił się właściciel domu, o którym przed chwilą rozmawialiśmy, bez słowa podchodząc do ekspresu do kawy. Miał na sobie jedynie jakieś krótkie spodenki, przez co idealnie było widać jego umięśnione plecy jak i ręce, kiedy opierał się o blat, tyłem w moją i Jacksona stronę. Poczochrał sobie swoje roztrzepane włosy dłonią, przy czym z łatwością można było dostrzec jak jego mięśnie pracują, na co mimowolnie zagryzłam wargę.

— Kto tu wstał i to jeszcze tak wcześnie? Dobrze się czujesz? Bardzo krótko spałeś. — zaczął piwnooki, uśmiechając się sarkastycznie w jego stronę, na co mogłam sobie wyobrazić jak brunet przewraca oczami.

Zack wystawił środkowy palec w stronę chłopaka, po pewnym czasie odwracając się w naszą stronę, przez co teraz widzieliśmy również jego dobrze zbudowany tors, na co nie potrafiłam powstrzymać cięższego przełknięcia śliny.

Ogarnij się Lea, co się z tobą dzieje?

— Widzę, że już się dobrze poznaliście. — wymamrotał z typową dla siebie chrypą w głosie, która zawsze towarzyszyła mu o poranku.

— Dopiero się poznajemy, ale dobrze nam się obgaduje ciebie, więc możesz sobie już iść. Mam rację? — spojrzał się w moją stronę, z chytrym uśmiechem na ustach.

Po słowach Jacksona uchyliłam lekko usta, cicho się śmiejąc. Mimowolnie pokiwałam głową na tak, patrząc prosto na powoli frustrującego się zielonookiego, który wypalał intensywnym spojrzeniem dziury w głowie swojego rozśmieszonego przyjaciela.

— Coś mówiłeś? — Powell włączył ekspres do kawy, któremu nie zajęło długo, by zacząć wydawać typowy dla siebie, głośny odgłos.

Hall jedynie przewrócił oczami, a brunet zauważając to uniósł cynicznie kącik ust do góry. Pokręciłam głową, nie mogąc uwierzyć jak bardzo dziecinnie zachowywali się w stosunku do siebie. Pokazywało to jednak jak bardzo komfortowo czuli się w swoim towarzystwie. Pomimo że tak naprawdę nic nie wiedziałam o ich przyjaźni, to czułam, iż ufali sobie. Nikogo przy sobie nie udawali, bo po co mieliby to robić? Zdecydowanie musieli wiedzieć o sobie wiele, a może nawet razem przechodzili przez najcięższe momentu w swoim życiu, co razem ich ukształtowało?

Mogłam tak naprawdę tylko się domyślać co do ich relacji, więc na pewno kiedyś podpytam się o to Zacka.

— O proszę, kolejne idą. — oznajmił Jackson, patrząc się przed siebie, na co automatycznie również spojrzałam w tamtą stronę. Ujrzałam zupełnie zaspaną Ave, której oczy same się zamykały, a cała wydawała się, jakby jeszcze nie zdążyła się obudzić. Koło niej człapała Peggy, której czupryna rozciągała się we wszystkie strony świata, wyglądając przy tym jakby dopiero co powstała z grobu. Zaśmiałam się na ich widok, kręcąc głową.

— Kac morderca nie ma serca. — uśmiechnęłam się powstrzymując śmiech, nie odrywając od nich wzroku. Z tyłu usłyszałam rechotanie Halla, jak i nawet ciche parsknięcie Powella, za to dziewczyny przede mną obdarowały mnie zabójczym wzrokiem.

— A żebyś wiedziała, czemu ciebie to nie wzięło? — jęknęła Clark, siadając koło mnie przy blacie.

— Po prostu jestem zbyt mocnym zawodnikiem na to. — wzruszyłam ramionami, a rudowłosa zawęziła złowrogo oczy.

— Ty i bycie mocnym zawodnikiem? — do moich uszu doszedł drwiący głos zielonookiego, przez co spojrzałam na niego przez ramię. Stał z założonymi rękami na klacie, opierając się bokiem o lodówkę i wpatrując we mnie z kpiną. Poprawiłam się na siedzeniu, nie spuszczając z niego wzroku.

— Tak, masz jakiś problem? — uniosłam brew do góry.

Brunet odbił się nogą od lodówki, parskając szyderczym śmiechem. Dopił swoją kawę i odłożył filiżankę do zlewu, podchodząc zaraz po tym w moją stronę. Spojrzał na mnie z góry, przez pewien czas zupełnie nic nie mówiąc, co powoli zaczynało mnie peszyć. Odchrząknęłam jednak, dalej trwając w naszym kontakcie wzrokowym.

— Chyba już zapomniałaś o imprezie u Mike'a.

Po tych słowach przełknęłam ślinę. Nie masz pojęcia jak dobrze ją pamiętam. Pomimo iż wypiłam tamtego dnia zdecydowanie za dużo, a mój film nawet w pewnym momencie się urwał, to ta noc zapisała się w mojej pamięci  dokładniej, niż bym tego chciała. To wtedy pierwszy raz się zbliżyliśmy, odstawiając na bok jakiekolwiek urazy do siebie. Myślę, że dla obu z nas było to czymś niespodziewanym. Osoby z reguły się nie lubiące raczej się nie całują, mam rację? Mogłam się tłumaczyć, iż to wszystko było spowodowane przez procenty, które płynęły w mojej krwi, co mogło być nawet prawdą, ale czy to było motywem przewodnim? Nie. Może nie zrobiłabym tego będąc trzeźwa, nie mając tyle pewności siebie, ale skłamałabym mówiąc, że nie chciałam tego. Chciałam i to naprawdę mocno. Ludzie dookoła mogli tego nie odczuwać, a ja sama uciekałam od tej myśli przez długi czas, ale pragnęłam się do niego zbliżyć. Ten chłopak zamieszał mi w głowie, co chociaż bym tego nie chciała, podobało mi się. Było to coś zupełnie nowego, nagle koło mnie pojawił się ktoś tajemniczy i nieufny, co z pozoru wydaje się być niczym nadzwyczajnym, ale wystarczyło parę słów, a we mnie coś się obudziło. Jego osoba mnie zaciekawiła, powodem mógł wydawać się sposób mówienia czy mimika twarzy, ale tak naprawdę zdziwiło mnie to, że spotkałam kogoś z podobnymi poglądami do moich. Oczywiście, nie miałam wtedy najmniejszego pojęcia o praktycznie całym Zacku, ale kiedy zaczął coś mówić na temat żywiołów, czego zazwyczaj ludzie unikają, byłam zaskoczona, iż myśli w podobny sposób do mnie. Oboje bardzo się od siebie różnimy, ale są niektóre rzeczy, o których mamy takie samo zdanie. Nie są to częste czy mówione otwarcie spojrzenia na świat, co zapewne jest powodem, dlaczego dalej ze sobą trzymaliśmy kontakt, chociaż jest to tylko moje podejrzenie. W grę mogły wchodzić też inne czynniki, ale chyba wolałam myśleć tylko o tym. To była ta łatwiejsza część prawdy, która sama z siebie była pokręcona, bolesna, a może czasem i przerażająca. Ludzie nie są niewinni i nic nie dzieje się bez przyczyny.

— Nie widziałeś ile wypiłam, więc nie rozumiem czemu tak zakładasz. — założyłam nogę na nogę, ciągle na niego spoglądając. Na moje słowa prawie niedostrzegalnie uniósł kącik ust do góry.

— Cóż, twoje zachowanie wskazywało na to, że przynajmniej mocno się upiłaś, a patrząc na fakt, że kiedy cię znalazłem minęła może godzina od rozpoczęcia imprezy, to mówi to za siebie. — uśmiechnął się szyderczo, ciągnąc że mną kontakt wzrokowy, podczas kiedy w jego oczach tliły się płomienie, które ukazywały tylko wyższość i zwycięstwo.

Zacisnęłam usta w linię, zwężając oczy. Momentalnie wstałam, wchodząc na palce, by być trochę wyższa, tym samym znajdując się na tyle blisko chłopaka, iż czułam jego oddech na moim czole.

— To, że szybko wchodzi mi alkohol, nie pokazuje jeszcze tego, że koniecznie muszę mieć słabą głowę. — tknęłam go możliwie najbolesniej w jego klatkę piersiową, co i tak go nie ruszyło. Usłyszałam tylko ciche śmiechy i jakieś rozmowy za nami, jednak nie na tym się skupiałam. Dalej pogrążona byłam w kolorze szmaragdowym, który ciągle pokazywał swoją wyższość nade mną, co nie przypadło mi do gustu.

Brunet położył dłoń na moim palcu, który trzymałam na jego klacie, odciągając go od tej części ciała i przenosząc na swój policzek. Pochylił się nade mną, przez co zeszłam z palcy, płasko stając stopami na podłodze, nie wiedząc co tym razem kombinuje, ale zdawałam sobie sprawę, że najprawdopodobniej łatwo może się to obrócić przeciwko mnie.

— Pokazuje, Morgan. — powiedział prosto do mojego ucha, zataczając ręką kółka na moim biodrze. Przełknęłam ślinę, nie będąc pewna  co powinnam zrobić, ale wiedziałam jedno.

Nie chciałam dać mu wygrać.

Zarzuciłam ręce za jego kark, ściągając go tym samym w dół, żeby był jeszcze bliżej mnie. Chyba ten ruch zdziwił innych, ponieważ jak wcześniej ze sobą rozmawiali, tak nagle to zupełnie ucichło. Sam Zack uniósł brew do góry.

— Nie pokazuje, Powell. Mogłam wypić naprawdę wiele, a to, że dalej trzymałam się na nogach, może nawet było zaskoczeniem dla wielu osób, które na moim miejscu dawno by nie potrafiły się podnieść. Świat nie jest czarno-biały. — przybliżyłam się do jego twarzy, między którymi dzieliły nas teraz milimetry. — Muszę cię zmartwić, ale niestety nie zawsze wygrywasz. — powiedziałam o wiele ciszej, prosto w jego usta. Chwilę jeszcze tak stałam, aż odsunęłam się od niego, klepiąc go po ramieniu ze zwycięskim uśmiechem.

Wróciłam na swoje miejsce, nie patrząc za siebie, oglądając się tylko po twarzach innych, które ukazywały tylko zmieszanie oraz w przypadku Jacksona, swojego rodzaju podziw. Lubiłam wygrywać, chociaż nigdy też nie miałam na to zbytniego parcia. Cóż, w przypadku kłótni z zielonookim tylko do tego dążyłam, bo wiedziałam, iż zaniży to jego mniemanie o sobie. A ja uwielbiałam nad nim górować.

— Coś mnie ominęło? — nagle w kuchni pojawiła się Bridget, która to patrzyła na nas ze zmarszczonymi brwiami. Po jej minie widać było, że najchętniej wróciłaby znowu do spania, nie do końca jeszcze kontaktując.

Ja za to widząc, iż inni nie kwapią się do odpowiedzi, pokręciłam głową, rzucając, że nic ważnego się nie stało. Szarowłosa tylko pokazała kciuka w górę, podchodząc tym razem do lodówki i wyciągając z niej papierowe pudełko, w którym znajdowała się chińszczyzna. Uniosła kąciki ust na ten widok, sięgając po widelec i zaczynając jeść. Zack nijak na to nie zareagował, nie wiem czy nawet to zauważył, ponieważ wyglądał na zupełnie pogrążonego w swoich myślach, ze wzrokiem utkwionym w podłodze. I nic nie mogłam poradzić na to, iż w moim środku rozlało się ciepło na ten widok. Bo może nie powinnam, ale czułam, że podeptałam jego ego, które tym samym wzrosło we mnie samej, przysparzając o adrenalinę. Co jak co, ale wiedziałam, iż Powellowi daleko było do typu osoby, która odpuszczała, więc nie zdziwiło mnie to, kiedy nagle powiedział, że jutro otwierają nowy klub, do którego moglibyśmy się wybrać. Nawet na mnie nie spoglądał, a ja i tak miałam świadomość tego, iż właśnie wypowiedział mi wojnę. Nie musiałam się starać, by w momencie, kiedy złapał ze mną kontakt wzrokowy na dosłownie sekundę, w jego zielonych tęczówkach odnalazłam iskierkę chęci rywalizacji.

A kto inny, niż sama Lea Morgan świadoma swojej przegranej, zgodziłby się na to?

Wątpię, żeby ktokolwiek był tak mało myślny, jak ja. Mogłam się usprawiedliwiać tą przeklęta adrenaliną, która pojawiła się w odmętach mojej duszy, ale czy w prawdzie nie było tak, że nie potrafiłam mu odmówić? Nieważne ile bym się tego wypierała, Zack dokładnie wiedział, gdzie był mój czuły punkt. Bo nic w życiu nie wchodziło na moją i tak wątpliwą dumę, poza brakiem racji. To nie tak, że nie potrafiłam przyznać się do błędu czy przeprosić, ale kiedy byłam o czymś przekonana, nic nie mogło stanąć mi na drodze. A Powell właśnie chciał mi pokazać, że moje podbudowane ego mogło w każdej chwili runąć jak domek z kart.

Wszystkim zdawał się podobać ten pomysł, nawet dziewczynom, które wręcz umierały z bólu głowy po wczorajszej ''imprezie", dlatego tez wspólnie ustaliliśmy, że spotkamy się jutro o dwudziestej pod internatem. Niewiele potem postanowiłyśmy w końcu wracać, tym razem jadąc autobusem, by nie wyręczać tak chłopaków. W szybkim tempie się zebrałam, w zasadzie jako pierwsza, zaraz już wchodząc do przedsionka i zakładając buty, co nie umknęło uwadze bruneta, który wydawał się obserwować każdy mój ruch. I przysięgam, spojrzenie jakie mi posłał, kiedy wyprostowałam się i odwróciłam w jego stronę, mogłoby przestraszyć niejedną osobę. Bo zielonooki wyglądał, jakby magicznym sposobem odnalazł w sobie jeszcze więcej odwagi i chęci walki, a ja miałam być jego przeciwnikiem. Uśmiechnął się sztucznie i zjechał całe moje ciało wzrokiem, a ja starałam się hardo trzymać podniesioną głowę, ale było to tylko marne maskowanie tego, jak bardzo w prawdzie poczułam zwątpienie w samej sobie.

— Wiesz Morgan, trochę się już znamy. — zaczął, opierając się bokiem o próg drzwi. — I myślałem, że nie będziesz zaczynać tak dziecinnej kłótni, ale jak widać się pomyliłem. — zrobił krok w moją stronę, patrząc na mnie z góry, co przyprawiło mnie o poczucie tego, jakbym była od niego jeszcze niższa niż naprawdę jestem. — Cóż, kości zostały rzucone, a dobrze wiesz, iż i tak nie odpuszczę, więc mam dla ciebie pewne wyzwanie. — jego oczy zabłyszczały, a ja poczułam, jak moje nogi same się uginają pod ciężarem jego wzroku.

— Jaką? — spytałam z uniesioną brwią, starając się brzmieć niewzruszenie.

— Skoro masz taką mocną głowę, to co powiesz na zmierzenie się w piciu? Będziemy pili dokładnie tyle samo i zobaczymy, kto pierwszy odpadnie.

Po tych słowach poczułam, że resztki zdrowego rozsądku, które w sobie miałam, natychmiastowo się ulotniły, dobrze wiedząc, iż odmówienie nie wchodziło w grę. Musiałam mu udowodnić swoją rację, chociaż sama zdawałam sobie sprawę, że nigdy nie uda mi się go do tego nakłonić. Bo w zasadzie szybko wchodził mi alkohol i oboje dobrze o tym wiedzieliśmy, dlatego zrozumiałam, że muszę inaczej to rozegrać. Stwierdziłam, iż udawanie przed nim trzeźwej nie będzie wcale takie trudne, prawda? To był jedyny sposób, który mógł jakkolwiek mnie uratować i pomimo tego, że po ułamku sekundy żałowałam mojej decyzji, nie mogłam tak łatwo się poddać.

— Zgoda. — odpowiedziałam obojętnie, jakbym właśnie mówiła o pogodzie, ignorując fakt, że mój żołądek właśnie zrobił fikołka. Chłopak za to tylko szerzej się uśmiechnął, a następnie schował dłonie do kieszeni dresów, odsuwając się ode mnie, kiedy do przedpokoju weszła reszta.

Czy tak miał wyglądać mój koniec?

I nawet w momencie, kiedy opuszczałam z moimi przyjaciółkami posiadłość Powella, czułam jego zwycięskie spojrzenie na tyle mojej głowy, które jakby chciało mi przekazać, jak duży błąd popełniłam. Bo Zack Powell nigdy nie przegrywał.

===

Wow, sama chyba nie dowierzam, że naprawdę właśnie publikuje ten rozdział. Mówiąc szczerze nawet nie wiem czy ktokolwiek go jeszcze przeczyta, bo w końcu minął dosłownie rok mojej nieobecności i chyba to wzbudziło we mnie parę refleksji.

Przede wszystkim chciałabym was strasznie przeprosić, bo obiecywałam polepszenie aktywności, a nic z tego nie wyszło, ale i też postaram się rozjaśnić trochę sytuacje. Prawda jest taka, że dalej uwielbiam pisać i sprawia mi to cholernie dużą przyjemność, ale w moim życiu pojawiło się wiele zmian przez te dwanaście miesięcy, a ja zupełnie zaniedbałam moją pasję z czego jest mi strasznie głupio. Nie potrafiłam skończyć tego rozdziału, jakbym zupełnie nie umiała znaleźć w sobie motywacji, a po czasie po prostu o nim zapominałam. I w którymś momencie zrozumiałam, że już od pewnego czasu ciężko mi się pisało tą książkę. Nie przez to, że przestał podobać mi się jej zamysł albo mi się znudziła, a kładłam na siebie za dużą presję z nią związana. Jestem perfekcjonistką i utrudnia to sprawę, bo chciałam, żeby każda moja praca była idealna, kiedy nigdy nie będzie to możliwe. Teraz już to wiem, ale jeszcze te parę miesięcy temu myślałam, że nie staram się wystarczająco, gdzie zupełnie nie o to chodzi. Pisanie powinno być przyjemnością, a nie obowiązkiem. Dlatego też na chwilę obecną zawieszę tę książkę. Nie wiem ile to potrwa, może nagle po tygodniu znajdę w sobie chęci dalszego jej pisania, a może nigdy nie będę potrafiła jej skończyć. Tak naprawdę Dream piszę od 2019 roku i umiem teraz zauważyć, że mocno zmieniłam się na przestrzeni tych trzech lat. Nie tylko psychicznie czy wizualnie, ale i nabrałam więcej wprawy w pisaniu, dlatego nie potrafiłabym zachować jej w tym samym klimacie, więc i nie wiem czy jest sens jej ciągnięcia.

Tak czy siak, jestem wam niezmiernie wdzięczna, za wszystko. Wiem jak płytko to brzmi, ale naprawdę wiele nauczyłam się z tej zwykłej aplikacji, przed wszystkim przez ludzi na niej, co na pewno w dużym stopniu mnie ukształtowało. Dziękuje też za to, że mogłam dorastać rozwijając swoją pasję i komuś naprawdę podobały się moje wypociny, bo każdy komentarz czy nawet ta gwiazdka wywoływała we mnie wielką radość. I chociaż czuję, że może właśnie zamykam pewien rozdział w moim życiu, to robię to szczęśliwa. Bo nigdy nie zmieniłabym żadnej części mojej historii z wattpadem, a wszystko to dzięki wam.

Nie wiem, czy cokolwiek pojawi się jeszcze na tym profilu, ale mogę wam szepnąć, że mam parę opowiadań albo zamysłów różnych powieści w głowie, którymi mogłabym się z wami podzielić, jeśli ktokolwiek chciałby coś jeszcze mojego przeczytać.

Ode mnie chyba tyle, trzymajcie się ciepło słońca <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro