1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n: to mój debiuty zarówo w gatunku jak i fandomie, więc trochę stres 

Mam nadzieję, że Wam się spodoba!

Zmierzchało. Stare, rozłożyste drzewa żożoby, które rosły wzdłuż alei prowadzącej do szkoły, zaczęły rzucać długie, pochyłe cienie. Kai bardzo ich nie lubił, zwłaszcza na jesieni, kiedy ich owoce opadały na ziemię i zaczynały śmierdzieć rzygami. Ktoś, kto uznał, że należy je posadzić wzdłuż ulicy, chyba nigdy nie musiał iść chodnikiem brudnym od ich lepkich, śmierdzących owoców.

Lekcje już dawno się skończyły i na terenie szkoły znajdowały się tylko te nieszczęśliwe niedobitki, które z jakiś powodów zdecydowały się na aktywny udział w życiu szkoły, zapisując się na kółka zainteresowań albo do samorządu szkolnego.

Jedynie odległe krzyki z boiska do koszykówki i pojedyncze wrzaski ptaków szykujących się do spędzenia nocy w koronach drzew przecinały ciszę, która zaległa wokół nich.

Kai obserwował od dłuższego czasu, jak kluczą nad ich głowami. Chmara ptaków przelatywała to w lewo, to w prawo. Czasem skręcała tak gwałtownie, że aż kręciło mu się od tego w głowie, chociaż może to jednak była wina oparów chemikaliów, których zapach dochodził do nich przez otwarte okno sali od chemii. Kwas octowy, który kilka dni temu ktoś niechcący wylał na podłogę, nadal było czuć w powietrzu, choć sala wietrzyła się już drugi dzień. Mimo tego, to nadal było najlepsze miejsce, żeby pozałatwiać wszystkie swoje szkolne interesy z dyskrecją i taktem, poza zasięgiem wzroku nauczycieli, których pokój znajdował się z drugiej strony budynku.

- Nie, tego nie pisz, to jest z tamtego tygodnia - głos Beomgyu wyrwał go z zamyślenia. Kai przewrócił się na plecy, by móc obserwować, jak Soobin spisuje pracę domową z matematyki. Chłopak robił to z tak zaciętą miną, jakby przynajmniej zależało od tego jego własne życie. Właściwie może faktycznie zależało, wysyłka kart ocen zbliżała się wielkimi krokami, a wtedy nawet tak tolerancyjni rodzice jak jego, prawdopodobnie się wściekną.

- Masz, to tutaj - Beomgyu wskazał jakiś punkt na jaśniejącej w zapadających ciemnościach kartce. Kai westchnął cicho. Było tak strasznie nudno, że nawet kopanie Soobina nie przynosiło mu żadnej, nawet najmniejszej radości. Zwłaszcza że Soobin zajęty spisywaniem matematyki, był tak pochłonięty tym zadaniem, że nie zwracał uwagi na nic, co działo się wokół niego. Nawet jeśli się go kopało albo śpiewało coś głośno, a nawet jak ciągnęło się go za włosy.

- Długo jeszcze? - spytał w końcu. Jego głos był zachrypnięty od niemówienia. Soobin nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi. Włosy znów opadły mu na czoło, zasłaniając prawie cały zeszyt, ale dalej dzielnie coś w nim notował. Kai naprawdę miał ochotę za nie pociągnąć, aż świerzbiły go ręce. - I po co to piszesz? I tak dostaniesz pałę, jak cię spyta i żadna praca domowa ci nie pomoże - tym razem doczekał się reakcji, chłopak nie odrywając się od notatek, pokazał mu środkowy palec. - Jesteś przewrażliwiony - Kai znów przewrócił się na bok, wracając do obserwowania szkolnego dziedzińca, na którym wciąż nie działo się absolutnie nic ciekawego.

- Łatwo ci mówić, bo jesteś pieprzonym geniuszem - mruknął w końcu Soobin, podnosząc na chwilę głowę. - I nauczę się tych zadań na pamięć, w końcu zawsze daje zadania z lekcji na poprawach. Będzie dobrze - chłopak starał się brzmieć optymistycznie, ale jego mina wcale tego nie potwierdzała. Wyglądał tak nieszczęśliwie i żałośnie, że Kaiowi nawet zrobiło się troszkę głupio. Może faktycznie nie powinien żartować z matematycznych zdolności przyjaciela? To w końcu nie była jego wina, że był taki, jaki był. Prawdopodobnie tak się urodził i nic nie można było z tym zrobić. Może i miał zajebiste dołeczki w policzkach i twarz dzięki której wybaczano mu wszystkie przewinienia, ale na tym jego talenty się kończyły.

Poza tym fakt, Kai był pieprzonym geniuszem i mógł sobie pozwolić na olewanie szkoły przez większą część roku i nie czuł się z tego powodu winny.

- No i co? - wzruszył ramionami. - W najgorszym wypadku nie zdasz i będziesz w klasie razem ze mną. Wielkie rzeczy - zrzucił z twarzy jakiegoś robaka i pociągnął nosem. - Razem wymyślimy coś, żebyś nie został w tej szkole na zawsze.

- Nie! - zaprotestował nagle Beomgyu. Zrobił to tak głośno, że Soobin aż podskoczył wystraszony. - Wtedy ja zostanę zupełnie sam - jęknął.

- Nie martw się, zdam przecież - Soobin pochylił się nad zeszytem, sprawdzając, czy udało mu się spisać wszystko, nie gubiąc po drodze żadnej linijki równania. I chociaż wyglądało na to, że jest z siebie zadowolony, to Kai mógłby się założyć o dostęp do komputera na tydzień, że chłopak na pewno coś spierdolił. Beomgyu zaglądał mu dyskretnie przez ramię, bo chyba bycie w klasie bez przyjaciela wydawało mu się całkiem realnym zagrożeniem. Chłopak co chwila drapał się przy tym nerwowo w prosty i elegancki nos, którego Kai mu trochę zazdrościł. Wyglądało na to, że jeszcze trochę a dodrapie się z tego stresu do krwi.

W przeciwieństwie do Soobina, który mimo swoich wad był właściwe lubiany przez wszystkich, Beomgyu nie miał tyle szczęścia. Nie to, że ktoś go jawnie nękał, ale nikt też nie ustawiał się w kolejkę, by spędzić z nim przerwę obiadową, czy wolne popołudnie. Chociaż był całkiem w porządku, dawał odpisać swoje notatki i generalnie znajomość z nim mogła się przydać. Nie to, że Kai był interesowny, Beomgyu nie posiadał absolutnie nic, czym mógłby być zainteresowany. Dziwił się tylko ich kolegom z klasy, bo Beomgyu był naprawdę spoko. Był wysportowany, może czasem trochę za głośny, ale dość inteligentny. Był też wysoki. Soobin natomiast był tylko wysoki i zupełnie bezużyteczny. Przynajmniej w sensie akademickim, a mimo tego właściwie wszyscy go lubili.

Może dlatego, że chłopak w jakiś sposób przypominał labradora i Kai nie wyobrażał sobie, jaką trzeba być życiową kurwą, żeby tych psów nie lubić. Poza tym zawsze wyglądał, jakby się nie przejmował i był zupełnie zadowolony ze swojego życiai. To przynajmniej widzieli postronni obserwatorzy, którzy nie znali Soobina tak dobrze, jak Kai.

Beomgyu za to za bardzo się starał, a nikt nie lubi tych, którzy z jakiś powodów za bardzo się starają. Nawet jeśli powodem tego są zbyt ambitni rodzice, którzy zaplanowali ci życie jeszcze przed urodzeniem.

- Mogę ci pożyczyć zeszyt i przepiszesz w domu, chcesz? - zaproponował Beomgyu. Soobin wolno pokiwał głową. - Oddasz mi jutro albo w poniedziałek przed lekcjami.

- Tylko, żeby pan Park tym razem cię nie przyłapał i... - wtrącił Kai, ale nie powiedział nic więcej, bo mordercze spojrzenie chłopaków dało mu jasno do zrozumienia, że tutaj właśnie znajduje się granica żartów i jeśli ją przekroczy, spotka się z przykrymi i bolesnymi konsekwencjami. - Głodny jestem - zmienił szybko temat na bezpieczny i neutralny.

- Ja też - westchnął Soobin, przeciągając się tak mocno, że aż strzeliło mu coś w kręgosłupie. Wstał z krawężnika i otrzepał spodnie z kurzu. - Możemy iść do mnie, tata pewnie zostawił tteokbokki przed pójściem do radia... chyba... a może już właściwie wrócił?

- No pewnie! - Kai z entuzjazmem pokiwał głową. Dom Soobina należał do jego ulubionych miejsc, nie dość, że zawsze było w nim mnóstwo jedzenia, to Soobin nie miał żadnego rodzeństwa, z którym musiałby się nim dzielić. - Beomgyu?

Chłopak pokręcił głową z rezygnacją.

- Mam dodatkowe zajęcia za... - spojrzał na komórkę. - Za jakieś czterdzieści minut.

- W piątek wieczorem? - zapytał z niedowierzaniem Soobin, próbując wcisnąć duży zeszyt w twardej oprawie do wypchanego plecaka, który nawet pusty był stanowczo za mały, by go zmieścić.

- Rzeźba i rysunek - wyjaśnił ponuro Beomgyu. - Sztuka ma mi pomóc się odstresować - dodał, widząc zmarszczone brwi Kaia.

- Nie mam pytań - chłopak pokręcił głową, przyglądając się Soobinowi, który wyrzucał właśnie wszystko z plecaka na ziemię, by zrobić w nim miejsce na zeszyt.

- Jutro nadal się widzimy, co nie? - spytał Soobin i rzucił przyjacielowi szybkie spojrzenie. Kiedy Beomgyu skinął głową, wrócił do przeglądania swoich rzeczy. Kai pomyślał, że w tym tempie te tteokbokki to zjedzą chyba na kolację.

- Rano pracuję, ale i tak możecie przyjść. Namjoon nie będzie miał nic przeciwko. Turystów jeszcze nie ma za wielu, zaczną się zjeżdżać dopiero na Przesilenie - odparł Kai i wzruszył ramionami. Poza tym Namjoon nigdy się nie czepiał, kiedy przyprowadzał kogoś do sklepu. - Przyjdą jakieś półki, pewnie ja będę musiał je złożyć koniec końców i tyle - dodał.

- A Park? - zapytał konspiracyjnym szeptem Beomgyu.

- Co Park?

- On też będzie?

- Eee... pewnie będzie miał lepsze rzeczy do roboty w sobotę rano, niż obserwowanie, jak jego chło... mąż robi z siebie idiotę, skręcając półki - Kai wzruszył ramionami.

- Może wtedy by się zastanowił nad swoim życiem porządnie, rzucił pracę w szkole i...- zaczął Beomgyu.

- Ale on lubi pracować w szkole - zaprotestował Soobin, który chyba już zrezygnował z układania rzeczy w plecaku i po prostu wrzucił do niego wszystko, co znalazł na chodniku. Ruszyli w kierunku bramy szkoły. - Słyszałem, jak rozmawiał o tym z moim tatą... Ej, chcecie żelki? - przerwał na chwilę wywód i wyciągnął rękę z pomiętą, plastikową torebką. Kai miał wątpliwości, czy w ogóle powinno się je jeszcze jeść, bo kojarzył tę torebkę sprzed kilku dobrych miesięcy, ale i tak się poczęstował. - Nie wiem, czemu tak powiedział i co on właściwie widzi w tej pracy, ale... - zamilkł ponownie, bo jego komórka zaczęła głośno piszczeć.

Chłopak zwolnił tempo, sięgając po telefon. Tak mocno mrużył oczy, starając się odczytać wiadomość na ekranie, że Kai miał ochotę spytać się go gdzie znowu posiał swoje okulary. Znając Soobina wypadły na ziemię, gdy starał się spakować plecak i mogli je już spisać na straty.

- Może gdybym też mógł poprawić ocenę... - zaczął cicho Beomgyu. - Wiesz, rysując kółko na tablicy, to... - zamilkł szybko, bo Soobin spojrzał na niego z ukosa.

- Wymagania dostosowane do poziomu wiedzy - uśmiechnął się Kai niewinnie.

- Zgłaszam sprzeciw! - Soobin przyspieszył, żeby dogonić przyjaciół. - To było zajebiste kółko i dobrze o tym wiesz - uśmiechnął się z zadowoleniem. Kai pomyślał, że życie musi być znacznie prostsze, kiedy się jest Soobinem.

***

Była jesień, ale w powietrzu wciąż dawało się wyczuć ostatnie podrygi lata. Zapach liści, mokrej ziemi i ta dziwna nuta czegoś rześkiego i zarazem ciepłego, która kojarzyła się Soobinowi ze słońcem, otulała całe miasteczko.

Z jednej strony, ten zapach był dziwnie nostalgiczny i smutny, bo gdy tylko się pojawiał oznaczało to tylko jedno - coś właśnie dobiegło końca. Lato istniało już tylko w przeszłości, podobnie jak ich wakacje, wyprawy rowerowe z Kaiem i Beomgyu i ich wspólne, całodniowe maratony spędzone na graniu na komputerze, ale z drugiej strony zaczynała się właśnie jesień. A wraz z nią ich ostatni, wspólny rok szkolny, którego Soobin wyczekiwał od dawna z niecierpliwością i dość sporą dozą ekscytacji. Chłopak zaciągnął się rześkim powietrzem po raz ostatni, uśmiechając się sam do siebie, za co prawie od razu zarobił kuksańca w bok.

- Czy ty mnie w ogóle słuchałeś? - spytał z niedowierzaniem Kai. Tym razem uśmiech Soobina skierowany był w jego stronę. - Co?

- No nie - przyznał chłopak z rozbrajającą szczerością. Podskoczył w miejscu, starając się poprawić ramiączka plecaka, który co chwila zsuwał mu się z ramion. Kai wydał z siebie zniecierpliwione westchnięcie.

- Przesilenie jesienne - powiedział, akcentując każdą sylabę tak mocno, że brzmiało to prawie tak, jakby krzyczał. To, że gestykulował obydwiema rękoma, tylko potęgowało to wrażenie. - Jest za kilka dni.

- A... to - odparł Soobin, przypominając sobie od razu konwersację podczas drugiego śniadania. Od ponad miesiąca ich małe miasteczko żyło tylko tym świętem, a ten temat był na ustach każdego mieszkańca. Wszystkich interesowały przygotowania do uczty, ofiary jakie zostaną złożone w tym roku na Górze Zapomnienia, która królowała nad ich zieloną doliną, ilu turystów będzie mogło uczestniczyć w święcie i czy w ogóle powinni być dopuszczeni do ceremonii. I jak zwykle, jak co roku i jak przez ostatnie setki lat, rodzina Kaia, koordynowała tym całym przedsięwzięciem. Dlatego chłopak mniej więcej o tej porze co roku gubił gdzieś swoje radosne usposobienie i zamieniał się w kłębek nerwów, z którym dość trudno się komunikowało. Im bliżej było święta, tym bardziej stawał się opryskliwy i nieznośny.

Soobin wcale mu się nie dziwił.

Mama chłopaka normalnie była dość mocno i obsesyjnie zainteresowana zagadkami Góry Zapomnienia i jej tajemniczymi Ukrytymi Ludźmi, ale jej obsesyjność zaczynała przekraczać wszelkie normy właśnie koło września.

Nawet krótkie wizyty w domu chłopaka były torturą, bo mama Kaia zaraz zaganiała całą ich trójkę albo do robienia jakiś wisiorków, albo gotowania jakiś dziwnych, pachnących ziołami potraw, których zapach wsiąkał w ubrania i nawet po kilku praniach nie dało się go pozbyć, albo do wyplatania koszy, czy innych fikuśnych rzeczy ze świeżo zebranego zboża. Soobin nawet nie starał sobie wyobrazić, jak musiała wyglądać ostatnio codzienność przyjaciela. Nie potrafił też przestać myśleć o tym, że gdyby Kai urodził się zaledwie sześciesiąt kilometrów stąd, z dala od Góry Zapomnienia, z dala od linii mocy, krzyżujących się gdzieś pod ich miasteczkiem, z których czerpali moc Ukryci Ludzie, jego życie wyglądałoby zupełnie inaczej.

Przesilenie jesienne było tam zwykłym, nudnym i bardzo nie magicznym dniem, kiedy skupiano się na produktach rolnych i zabawie. Tu, w dolinie, jesienne przesilenie było kwestią życia i śmierci. W końcu nikt nie chciał wkurzać niepotrzebnie Ukrytych Ludzi, dlatego życie miasteczka układane było pod ich dyktando i powtarzających się w równych odstępach przesileń, które były traktowane niezwykle poważnie.

- To co z tym przesileniem jesiennym? - spytał po dłuższej chwili przyjaciela, który wciąż wyglądał, jakby Soobin powiedział coś nieodpowiedniego i gorszącego. - Przepraszam, no - jęknął. - Zawiesiłem się na chwilę. Opowiedz mi o przesileniu, prooooszę...- zaczął mówić do chłopaka błagającym tonem. Złapał go pod ramię, ciągnąc lekko w swoją stronę. - No powiedz!

- I tak cię to nie interesuje - odburknął Kai, ale zaraz poweselał.

Soobin wiedział, że może i był niemagiczny, ale magia jego własnych dołeczków w policzkach działała na wszystkich i nikt nie potrafił im ulec. Kai wydał z siebie kolejne westchnięcie, ale gdzieś w kąciku jego ust błąkał się uśmiech.

- No dobra - powiedział wreszcie. - W tym roku moja kuzynka zdobyła skądś autobus i będzie przewozić od rana mieszkańców na Górę Zapomnienia. Taki wiesz, duży, z siedzeniami i tak dalej. Trochę zdezelowany jest i niezbyt dobry na nasze górskie drogi, ale ujdzie. - Soobin kiwnął entuzjastycznie głową. - No i pomyślałem, że rodzice zawsze zabraniają ci iść na ofiarę w przesilenie i moja mama wie, że nie możesz tam chodzić i tak naprawdę wszyscy mieszkańcy o tym wiedzą i przez to nigdy nie udało nam się ciebie przemycić na polanę, ale... - zawiesił głos. - W tym roku jest szansa.

- Jesteś pewien? - Nie to, że Soobin mu nie wierzył, ale wszystkie ich poprzednie plany nigdy nie wypalały i zazwyczaj kończyło się tym, że zostali złapani jeszcze przed wyjazdem z miasta. - Jak ten autobus miałby nam w tym pomóc?

- Bagażnik - odparł zadowolony z siebie Kai. - Co prawda będziemy przewozić tam dary i będzie zapakowany po brzegi pewnie, ale wejścia do bagażnika są dwa. Jedna klapa jest z boku, a druga jest zaraz na tyle autobusu i otwiera się ją od strony kabiny - dodał.

Soobin aż przystanął na chwilę. To mogło się udać.

Chciał coś powiedzieć, gdy zorientował się, że są już na jego ulicy, a tak właściwie to przed jego domem, na którego werandzie paliła się mała żarówka. Musiała zaświecić się już jakiś czas temu, bo jej światło na początku było zazwyczaj dość pomarańczowe i dopiero, kiedy żarówka dobrze się rozgrzała, przybierało przyjemniejszą, mniej straszną barwę.

Co oznaczało tylko jedno: Soobin był mocno spóźniony. Wszystkie domy w mieście miały przed wejściem małe lampy, które zapalały się gdy tylko słońce zaszło gdzieś za mglistym czubkiem góry. Jego rodzina nie była super przesądna i nie ganiała go co prawda od razu po zmierzchu do domu w obawie, że porwą go Ukryci Ludzie, ale w jego rodzinie żarówka była wyznacznikiem pory, w której powinien być już dawno w domu.

- To twoja wina, że jesteśmy tak późno - powiedział na głos Kai. - Gdybyś się streszczał...

- Przecież wiem - Soobin zacisnął mocno wargi, poprawiając ramiączko spadającego plecaka. Gdy tylko przekroczyli próg działki, mocny zapach dzikich róż okalających przycupnięty na skraju lasu dom, otulił ich obu i chłopak nie potrafił opanować lekkiego uśmiechu.

- Wiesz która godzina? - spytał go na powitanie tata. Soobin i Kai aż podskoczyli w miejscu, bo nie spodziewali się, że ktoś stoi za drzwiami, a tym bardziej, że otworzy je tak gwałtownie i niespodziewanie. Jin pokazał gestem dłoni na telefon, który trzymał przy uchu i zaraz zaczął popędzać ich żeby weszli do domu - Praca - powiedział bezgłośnie, gdy Soobin zadał mu nieme pytanie, a potem skinął Kaiowi, gdy ten się przywitał.

Nawet nie czekał, aż zdążą rozebrać się i zdjąć buty. Wciąż rozmawiając z kimś po drugiej stronie linii, zamknął drzwi wejściowe z hukiem, a potem zniknął za załomem korytarza prowadzącym do kuchni na tyłach domu.

- Myślisz, że nas słyszał? - spytał cicho Soobin. Młodszy chłopak pokręcił głową.

- Nie wydaje mi się - odparł, też szeptem. Obaj rzucili swoje buty obok drzwi i poszli za dźwiękami, które dochodziły z kuchni.

- Tak, słucham cię przecież - Jin stał oparty o blat stołu. Soobin chciał go wyminąć i zrobić herbatę, ale tata złapał go za rękę i przyciągnął do siebie.- Co tak długo? - zapytał bezgłośnie, a wzrok Soobina powędrował nad jego ramieniem. Wielki gar ttobokków, który stał na stole, chyba musiał zostać odgrzany całkiem niedawno, bo widać było umykającą spod przykrycia parę.

- Co tak długo? - powtórzył za tatą Soobin, krzywiąc się lekko na dźwięk własnego głosu.

Jin zaczął gładzić go po włosach bezmyślnie, a potem po policzku, na co chłopak spuścił głowę, starając się ukryć zakłopotanie. On i rodzice mieli już kilka razy rozmowę o tym, żeby zachować takie przywitania na czas, gdy Kaia i Beomgyu nie było w pobliżu, bo zawsze kończyło się to tym, że obaj nie dawali mu żyć i docinali mu, nazywając go dzieciakiem albo synkiem przez następne kilka dni, ale Soobin podejrzewał, że albo on sam nie miał wystarczającej siły przebicia, albo weszło to w nawyk rodzicom i robili to po prostu automatycznie, bez większego zastanowienia. Poza tym, wolał spuścić głowę nie tylko dlatego, że chciał ukryć płonące z zażenowania policzki. Naprawdę, ale to naprawdę nie wiedział, jak odpowiedzieć na to pytanie. Nie potrafił kłamać, co nie było jakąś tajemną wiedzą i miał świadomość, że jeśli tata zobaczy teraz jego oczy, to zaraz przejrzy go na wylot. A nawet jeśli nie przejrzy to i tak sam z siebie się wygada, bo jego rodzice mieli wyjątkowy dar wyciągania z niego prawdy. Ostatnim razem, gdy przyznał się do spisywania pracy domowej, wylądował na dodatkowych korkach z panem Parkiem, które trwały przez całe poprzednie wakacje i nie chciał powtórki z tej wątpliwej rozrywki. Na szczęście Kai, który zdążył rozsiąść się przy stole kuchennym, uratował go w porę.

- Byliśmy w bibliotece - wyjaśnił. - Musiałem oddać książki - Soobin naprawdę go za to podziwiał. Nawet kiedy chłopak kłamał, trudno było to po nim poznać. Wydawał się wyluzowany, a ton jego głosu był zdecydowany i szczery. - Jest ser? - zapytał Kai po dłuższej chwili, pochylając się nad garem ttobokków. Tata spojrzał w jego stronę i stał tak przez chwilę, nawet nie mrugając. Najwyraźniej słuchał kogoś po drugiej stronie linii. Słaby głos tej osoby było słychać co jakiś czas i mimo że nie był on głośny, Soobin wiedział już, że chyba nie przekazuje najlepszych wiadomości. Jin skrzywił się, a potem potarł mocno skroń, zamykając na chwilę oczy. - Ser? - Kai nie poddawał się. Ściszył głos, patrząc się tym razem na Soobina.

- W lodówce - oparł Jin bezgłośnie i pokazał ruchem głowy za siebie. Głos w słuchawce stał się głośniejszy. - No pewnie, że mam przeciwko... - powiedział głośno. - Nie tak się umawialiśmy - ostatni raz pogłaskał syna po włosach, odwrócił się i wyszedł z kuchni, znikając zaraz za zakrętem prowadzącym do pracowni ojca, z której, gdy tylko otworzył drzwi, zawiało zapachem terpentyny. Soobin otworzył lodówkę i rzucił całe opakowanie sera w stronę Kaia.

- Chcesz coś jeszcze? - spytał. - Mamy też placki z krabem i kimchi i... - wziął plastikowe opakowanie do ręki, badając je uważnie.- Kimbab. Jeden jest z kotletem, drugi z krabem i serem - odwrócił się w stronę Kaia, który rozłożył już sztućce i talerze. - Które chcesz?

- Jeszcze pytasz? - odparł pytaniem na pytanie, chłopak. Soobin skinął głową. Znając obsesję przyjaciela na punkcie owoców morza, obstawił na kimbap z krabem i takie same placki. - Co się dzieje z twoim tatą? - spytał Kai, gdy Soobin odsunął krzesło dla siebie.

- Pewnie dyżur w radiu mu wcisnęli - odparł chłopak. - Jakaś jego koleżanka jest na chorobowym, druga na macierzyńskim, więc mają ostatnio problem z prezenterami. Wiesz... to nie jest jakaś duża stacja radiowa - Kai pokiwał głową.

- Czyli jest szansa, że w dzień przesilenia będzie w radiu - powiedział. Soobin wzruszył ramionami.

- No nie wiem. Mamy jeszcze dwa tygodnie, wszystko się może zmienić - odparł. - Ale jest taka...- urwał, bo drzwi do pracowni otworzyły się ponownie.

- Cześć chłopaki - powiedział na przywitanie Yoongi, stając w progu. Miał na sobie ulubione ogrodniczki, które dawno, dawno temu musiały być czarne, ale teraz przypominały bardziej współczesne dzieło sztuki, bo zarówno tył jak i przód spodni upstrzone były kolorową olejną farbą. Soobin miał wrażenie, że Jin zaraz go zatrzyma i każe mu wrócić do pracowni i przebrać się zanim ten wejdzie do kuchni, ale nic takiego się nie stało. Tata chyba musiał zrezygnować z prób reformowania Yoongiego, co Soobin odkrył z zaskoczeniem, chociaż jeszcze rano mieli na ten temat dyskusję przy śniadaniowym stole.

- Cześć - odparł Soobin. - Skończyłeś na dziś? - spytał. Yoongi uśmiechnął się do niego szeroko, otwierając lodówkę.

- Taaa, za ciemno już jest. Oczy mnie bolą - przyznał. Otworzył sobie colę i stanął obok chłopaka. - Jak było w szkole? - spytał, odgarniając uważnie włosy z jego twarzy. Soobin poczuł, że jego policzki i uszy znów zaczynają przypominać kolor dorodnego buraka.

- Ok - mruknął w odpowiedzi, chowając twarz w dłoniach. Już słyszał w wyobraźni dziki śmiech Kaia, gdy tylko zostaną sami bez rodziców.

- Tylko ok? - ciągnął dalej ojciec, śmiejąc się cicho pod nosem.- Słyszałeś Jin? - spytał Yoongi, gdy tata wyłonił się z pracowni. Soobin nawet nie musiał się odwracać, żeby się upewnić, że to on. Tylko Jin tupał tak mocno, gdy był czymś zdenerwowany.

- Co niby? - odburknął, ale zaraz dodał przepraszającym tonem. - Sorry, grafik mi znów zmienili - wyjaśnił.- Kolejne trzy dni pod rząd mam dwanaście godzin.

- Znowu? - Soobin aż zdziwił się na dźwięk własnego głosu. Zabrzmiał o wiele płaczliwiej niż zamierzał i od razu tego pożałował. Zwłaszcza, że Kai słuchał tej wymiany zdań z dziwną fascynacją.

- Wiem, wiem... to już prawie miesiąc - westchnął Jin. - Ale spróbuję przyszły tydzień wziąć wolny, obiecuję - uśmiechnął się do Soobina tym małym, prywatnym uśmiechem, którego zawsze przy nim używał. - I co się stało? Sorry, Yoongi. Mówiłeś coś - otrzeźwił się zaraz, kładąc rękę na ramieniu mężczyzny.

- Binnie mówi, że w szkole było ok - odparł poważnym tonem Yoongi. - Po prostu ok.

- No bo było ok - wtrącił się Kai. Soobin był tak skupiony na rodzicach, że nawet nie zauważył, kiedy przyjaciel opróżnił połowę garnka ttobokków Opakowanie kimbabu też było w połowie puste. - Chcesz sera? - spytał Soobina i pokazał ruchem głowy na jego wciąż pustą miskę. - A nie... - dodał szybko po chwili, bo okazało się, że nic nie zostało już w opakowaniu. - Sorry... Binnie - dodał wolniej, tym razem z wielkim uśmiechem i Soobin poczuł, że po raz kolejny zaczyna się czerwienić. To będzie ciężki wieczór. 

a/n: na potrzeby ff Beomgyu i Soobin są w tym samym wieku, a Kai jest rok młodszy :)

Widzimy się za tydzień!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro