10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kai nie patrzył na prędkościomierz. I już nie chodziło o to, że nie mógł tego zrobić. Nie musiał, bo dźwięki jakie wydawał siedzący na siedzeniu pasażera Beomgyu, dawały mu ogólny zarys sytuacji. Musieli jechać grubo ponad dozwoloną prędkość i pewnie złamali z milion przepisów drogowych, ale starał się nie myśleć o tym, bo to prowadziło tylko do dodatkowego stresu, który nie był mu teraz potrzebny.

Wystarczyło, że Jiu zorientowała się dość szybko, że jej ukochany, żółty Hyundai Pony zniknął z parkingu przed domem i zasypywała go masą wiadomości na kakaotalk, grożąc, że obdzwoni wszystkich rodziców w ich paczce, jeśli samochód nie wróci do niej w przeciągu trzydziestu minut.

A na dodatek, obowiązywała już godzina policyjna, która została wprowadzona po tym, jak zniknęła mgła na Górze Zapomnienia i nie powinno być ich w ogóle na zewnątrz.

Kilka punktów karnych za przekroczenie prędkości, w tą czy w tamtą, w tym momencie i w porównaniu z grzywną i gniewem siostry, było rzeczą nieistotną, chociaż chłopak nie był do końca pewien, jak wygląda kwestia przyznawania ich osobie, która prawa jazdy jeszcze nie posiada i nie będzie posiadać przez co najmniej kolejne dwa lata.

- Kai...Kai! Zwolnij... - zduszony głos Soobina dobiegł go z tyłu samochodu. Chłopak rzucił kątem oka na przednie lusterko. Twarz przyjaciela mignęła mu tylko na chwilę, bo właśnie wchodzili w kolejny zakręt.

- Kurwa! - to musiał być Taehyun siedzący obok niego, bo książę Yeonjun wciąż był nieprzytomny. - Czy ty umiesz... czy ty umiesz jeździć w ogóle?! - krzyknął.

- Nie - odparł Kai, nawet nie siląc się na kłamstwo. - Uwaga... - złapał za drążek.

Sedan, o dziwo, mimo ręcznej skrzyni biegów i dobrej trzydziestki na karku, gładko wszedł w zakręt i nawet nie zarzęził podczas zmiany biegów. Byli już na ulicy Soobina, miał jeszcze piętnaście minut na zbyciu.

- Hamujemy! - krzyknął, chociaż ostrzeżenie przyszło trochę za późno, gdy zaparkował bez żadnej gracji, niedaleko domu przyjaciela.

Światło na ganku werandy Soobina musiało zapalić się już dawno temu, bo miało normalny kolor. Byli naprawdę bardzo, ale to bardzo spóźnieni.

- Ostatni raz daje ci prowadzić - mruknął Beomgyu, gdy Kai zgasił silnik i przednie lampy sedana wyłączyły się z cichym sykiem. Raptem na ulicy zrobiło się dość ciemno.

- To mój samochód - odparł Kai, odpinając pas. - Jak ci się nie podoba, to wracaj z buta do domu. Nie będę cię odwoził - dodał, choć tak naprawdę nie miał w planach odwożenie kogokolwiek. Musiał zaraz wracać, jeśli nie chcą mieć wszystkich rodziców na karku.

- To samochód twojej siostry, nie twój - przypomniał Taehyun otwierając tylne drzwi.

- Dokładnie - mruknął Beomgyu. Wyskoczył z auta za chłopakiem i zatrzasnął za sobą drzwi tak mocno, że brzydki piesek z kiwającą się główką przyklejony obok prędkościomierza, zachwiał się lekko. Soobin poruszył się niespokojnie na tylnym siedzeniu.

- Oni mają racj... - zaczął, ale Kai wszedł mu w słowo.

- Już siedź cicho - powiedział szybko.

Kilka minut później stali już przed drzewem w ogrodzie Soobina nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić, a właściwie to co zrobić z Yeonjunem, który ważył chyba z tonę i nawet we czwórkę ciężko było im go nieść.

Tak naprawdę tej części planu nie mieli opracowanej wcale. Żaden ze scenariuszy nie zakładał targania po kryjomu nieprzytomnego księcia w środku nocy, ale Kai winił za to tylko i wyłącznie Soobina. Gdyby ten trzymał się tego co ustalili, nie musieliby teraz kombinować, jak dostać się na piętro bez używania drzwi wejściowych, a tym bardziej schodów.

- Musimy... - Soobin zwrócił się w stronę Kaia. - Mamy, mamy takie drewniane coś do wspinania i ta... takie coś do huśtania. Może jakoś go włożymy do środka tego czarnego i... i wciągniemy po tym, jak już wejdziemy na górę, to będzie ok - wysapał, co nie wyjaśniało tak naprawdę niczego.

Kai nic nie odpowiedział. Zamiast tego obserwował ,jak drobne kropelki potu powoli spływają wzdłuż skroni Soobina, a potem po jego policzkach.

Dopiero, gdy Beomgyu dał im znak, że mogą położyć bezpiecznie księcia na trawę, spojrzał w stronę wiecznie zielonego drzewa, które rosło zaraz obok sypialni Soobina i wreszcie wszystkie słowa wysapane przez przyjaciela nabrały sensu. O pień dębu stała oparta drabina, a przez najgrubszy z konarów przerzucona była gruba, czerwona lina zakończona starą oponą.

- Chcesz go włożyć do środka i wciągnąć na górę? - spytał. Taehyun od razu poderwał się na równe nogi.

- Zaraz... - wtrącił się. - Jak to na górę? - spytał i zwrócił się w stronę wciąż sapiącego Soobina. - Do twojego pokoju? Yeonjuna?

- Nie mamy za bardzo wyboru - odparł cichym głosem Soobin.

- Jak to nie mamy? - pytał dalej Taehyun, spanikowanym tonem. - Nie macie żadnych lochów? Przecież on...

- Nie możemy go zabrać do mnie, ani do Kaia - wyjaśnił Beomgyu. Jego ton był dość ostry, co od razu zwróciło uwagę Kaia. Wiedział, że chłopak nie przepada za Taehyunem, ale w tym momencie wyglądał, jakby chciał go udusić gołymi rękoma. To było dziwne, i dość niespodziewane. Kai aż instynktownie dał krok w tył, żeby na wszelki wypadek nie znaleźć się w centrum rażenia. - Dom Soobina to jedyne, bezpieczne miejsce.

- Nie potrzebujemy bezpiecznego miejsca! - wykrzyknął Taehyun i Kai od razu zatkał mu usta ręką. - To kryminalista - wycedził gniewnie, strzepując szybko jego dłoń. - On potrzebuje więzienia, jakiejś... jakiejś jaskini, a nie królewskiego traktowania.

- Przyganiał kocioł garnko..- zaczął Beomgyu, ale umilkł, gdy Soobin stanął obok niego. Spuścił szybko głowę, wciskając ręce w kieszenie spodni.

- Piwnica odpada. Mój tata... on często schodzi do piwnicy - powiedział Soobin. - Ma tam różne płótna i farby, pędzle - wyjaśnił. - Mój pokój to tymczasowe rozwiązanie. Dopóki... no, dopóki czegoś nie wymyślimy.

- To głupota - Taehyun pokręcił głową. Beomgyu przytaknął, wyjątkowo zgadzając się z chłopakiem. - Głupota - powtórzył, ale wiedział już, że nic to nie zmieni.

***

- No i co teraz? - padło pytanie, gdy Yeonjun został przetransportowany z trudem na łóżko Soobina. Kai nie potrafił się oprzeć ogarniającego go uczucia deja vu. Jeszcze kilka dni temu byli w podobnej sytuacji. Na całe szczęście ich nowa, tym razem blondwłosa znajda, nie krwawiła obficie, co było tylko trochę pocieszające.

- Chyba, chyba... musimy go obudzić - powiedział wolno Soobin, na co Taehyun złapał go mocno za przedramię.

- Nie - powiedział cicho. - Zaklęcie dalej działa. Daj mu spać.

- Sorry, ale nie możemy go trzymać w śpiączce przez następne dwa tygodnie, zanim wrócą wasi rodzice - odparł Beomgyu, a w jego głosie słychać było zirytowanie. - Bez jedzenia, a zwłaszcza bez wody człowiek może przeżyć ile... dwa dni? - spojrzał w stronę Kaia, szukając potwierdzenia swoich słów. Chłopak skinął szybko głową.

- Da radę, przeżyje - powiedział stanowczo Taehyun. - Soobin...- dodał proszącym głosem. - B...błagam cię - zająknął się. - Nie rób tego. To naprawdę nie jest dobry pomysł.

- Możliwe, ale... Beomgyu ma rację - głos Soobina był cichy i niepewny. Widać było, że nie jest przekonany co do własnych słów i Kai nie winił go za to. To była trudna decyzja i znajdowali się w jego domu, więc to Soobin musiał ją podjąć, biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw. Nie mogli go do niczego zmusić, chociaż Kai musiał przyznać, że to co mówił Taehyun też miało sens.

- Posłuchaj mnie. Jeśli... - Taehyun podkreślił mocno ostatnie słowo. Jego ręka wciąż spoczywała na przedramieniu starszego chłopaka. - Jeśli Yeonjun się obudzi i użyje swojej mocy to po nas. Widziałeś, co potrafi zrobić, gdy jest zły. Widziałeś, do czego jest... - Soobin przerwał mu.

- Nie wydaje mi się - pokręcił głową. - W sensie... - zawiesił na chwilę głos. Przez chwilę przygryzał lekko wargę, jakby starając się znaleźć dobre słowa na to, co zaraz chce powiedzieć. - Ja rozumiem twoje obawy i ok... są całkiem legitne, ale on...- znów urwał. - On się wtedy bał. Tam na parkingu, tak mi się wydaje. To, że w ogóle rzucił się na mnie, a potem zaczął używać.... cokolwiek to było. Zaklęcie, czy moc, czy jak wy na to mówicie, to było tylko dlatego, że się bronił. Powiedziałem coś, czego nie powinienem, on się przestraszył, a potem Kai w niego wjechał rowerem i Yoenjun jeszcze bardziej się przestraszył... - westchnął. - To trochę moja wina, że stało się co się stało.

- To nie prawda - powiedział cicho Beomgyu, ale Soobin pokręcił głową.

- Spanikowałem - przyznał się. - A on się bronił - powtórzył. - Jeśli zrobimy to delikatnie i wolno, wszystko będzie w porządku.

- Nie wiesz, o czym mówisz - odparł Taehyun, kręcąc głową. Obszedł łóżko Soobina i stanął obok drzwi wejściowych, wpatrując się w nieruchomą twarz Yeonjuna.

Gdyby Kai nie był świadkiem tego, jak działa zaklęcie, które nałożył na księcia Soobin, mógłby przysiąc, że mają do czynienia z trupem, a nie żywym człowiekiem. Moc zaklęcia trzymała go mocno w swoich szponach, powodując, że zwykłe mikro ruchy gałek ocznych nie były wcale widoczne i chłopak był tak sztywny, że aż wyglądał nierealnie.

Jego oddechy były prawie niewidoczne, a twarz stężała mu w jakimś przedziwnym grymasie, który jeszcze długo będzie nawiedzać Kaia w koszmarach. Było to coś pomiędzy cierpieniem, a strachem i chłopak miał coraz większe wątpliwości, czy artefakt Ukrytych Ludzi, faktycznie przeznaczony był dla niemowlaków. Coś co miało je niby uspokajać, nie powinno sprawiać aż takiego bólu.

- Ok - Soobin rozluźnił ramiona i rozejrzał się po pokoju. - Gotowi?

- Nie.

- Tak.

- Chyba - odpowiedział mu nie zgrany chór głosów.

- Zaczynam - powiedział Soobin oficjalnie, jakby szykował się do jakiejś konkurencji sportowej. Kai parsknął nerwowym śmiechem, ale zaraz uspokoił się pod naporem spojrzenia Beomgyu. - Ok, to... usiądę może - chłopak powiedział sam do siebie i zajął miejsce obok Yeonjuna. Położył mu delikatnie rękę na przedramieniu. - Hej, Yeonjun. Obudź się - wyszeptał.

Przez dłuższą chwilę nie działo się nic, ale zaraz coś zmieniło się w twarzy księcia. Wyglądał, jakby ktoś podłączył go do prądu. Najpierw poruszyła się jego ręka, a następnie noga. Wreszcie jego powieki zadrżały, a potem oczy otworzyły się, wgapiając się tępo w sufit.

- Cześć... - Soobin mówił dalej przesłodzonym tonem.

Kai nie widział dobrze jego twarzy, bo stał za jego plecami, ale część jego policzka, w którą się wgapiał, uniosła się w uśmiechu. Kai potrafił doskonale sobie wyobrazić jak teraz wygląda. Za każdym razem, gdy Soobin widział małe zwierzątka, mówił łagodnym, przesłodzonym tonem, którego właśnie używał i robił tę samą minę. Jego półprzymknięte oczy wydawały się wtedy podpuchnięte, a uśmiech był tak szeroki, że wyglądał wtedy trochę jak przygłup.

- Jak się czujesz? - pytał dalej wciąż tym samym tonem. - Jesteśmy u mnie w domu. To jest mój pokój - Soobin pokazał gestem dłoni na niewielką sypialnię.

- To jest błąd - syknął Taehyun ze swojego miejsca, co od razu wzbudziło uwagę Yeonjuna, który próbował unieść się na przedramionach.

Wtedy ich spojrzenia spotkały się. Beomgyu był pierwszym, który zareagował. Rzucił się na Yeonjuna, zanim zrobił to Soobin, który zamiast złapać księcia za ramiona, z wrażenia prawie upadł na podłogę, odsuwając się w zupełnie złą stronę.

Książę w jednym momencie był na łóżku, a w drugim już w drugim kącie pokoju tam, gdzie stał Taehyun wciśnięty między dwie bieliźniarki. Kai krzyknął, a potem Beomgyu, który złapał Yeonjuna w pasie i pociągnął do siebie, upadając razem z nim na łóżko, obok którego wciąż klęczał zszokowany Soobin.

- Bierz go - warknął w stronę Kaia, Beomgyu. Wykręcił Yeonjunowi rękę, ale tamten nie został mu długo dłużny. Uderzył go potylicą w nos. Chłopak zawył żałośnie, upadając w tył, na łóżko.

Dopiero wtedy Kai ocknął się ze swojego transu. To wszystko działo się tak szybko. Nie był nawet w stanie stwierdzić kogo powinien bronić. Taehyuna, a może klnącego Beomgyu. A może Soobina, który właśnie wszedł butami na łóżko, odbił się od niego i rzucił na Yeonjuna.

- Zaklęcie, zaklęcie! - krzyczał Taehyun ze swojego kąta. Książę warknął coś niezrozumiale i złapał go za szyję.

- Puść go! - Kai wbił się pomiędzy nich. Złapał Yeonjuna za nadgarstek pociągając przy tym za bransoletkę zrobioną z kocyka. - Puść - warknął Kai, starając się aktywować zaklęcie, ale tak się nie stało. Widocznie działało tylko na osobę, która oryginalnie zaplątała supeł. Dopiero, gdy wykręcił boleśnie rękę księcia, Yeonjun puścił Taehyuna, klnąc przy tym siarczyście. Sekundę później Taehyun przylgnął do jego pleców, zaciskając tak mocno ręce na jego koszulce, że Kai miał wrażenie, że zaraz zabraknie mu tlenu. - Zostaw go, nie zbliżaj się... - mówił dalej, odpychając od siebie księcia.

Miotał kolejne rozkazy, ale Yeonjun nic z tego sobie nie robił. Dopiero, gdy Soobin, który wciąż starał się odciągnąć go w stronę łóżka razem Beomgyu, który płakał teraz tak bardzo, że musiał chyba zgubić szkła kontaktowe, wyszeptał coś prosto do jego ucha, opuścił ramiona w dół. Książę wyglądał jak marionetka, którą ktoś właśnie odciął od sznurków.

- Dobrze - głos Soobina był głośny i uspokajający. - Chodź ze mną, spokojnie - mówił dalej jak do jakiegoś dzikiego zwierzęcia. Yeonjun dał się podprowadzić do łóżka.

Soobin stanął bokiem, pokazując palcem na materac. Książę od razu usiadł na nim, bez większych protestów. Widać było po nim, że jest wciąż wściekły, ale na szczęście był spokojniejszy. Może odrobinę zdezorientowany, bo patrzył dookoła tak rozbieganym wzrokiem, że od samego patrzenia na niego robiło się Kaiowi niedobrze, ale nie był już agresywny.

- Jebany psychol - wymruczał pod nosem Beomgyu, na co Soobin od razu odwrócił się w jego stronę.

- Beom... - zaczął mówić, ale Beomgyu krzyknął głośno z frustracji, przerywając mu. Brzmiał jak jakieś ranne zwierzę, co miało w sobie nawet trochę prawdy, bo w końcu Yeonjun uderzył go całkiem mocno w nos. Chłopak wyglądał, jakby dostał jakiegoś ataku szału. Krzyczał tupiąc przy tym nogami nie zwracając uwagi na coraz bardziej spanikowanego Soobina. - Usiądź, zaraz ktoś tu przyjdzi... - Soobin nie dokończył. Twarz Yeonjuna pojaśniała na te słowa i całe zdezorientowanie, które zaciemniało jego oczy zniknęło raptownie. Wyglądał, jakby ocknął się z jakiegoś transu. Złapał niespodziewanie Soobina za kark i z całą siłą, jaką miał w sobie, rzucił chłopaka na materac.

***

- Ja ich zaraz zabiję - mruknął Yoongi pod nosem, bardziej wtulając się w bok Jina, który objął go ramieniem. Coś nad nimi znów walnęło o podłogę, a potem rozległy się jakieś krzyki. - Czy oni nie mają własnych domów? - spytał, a jego głos cichł coraz bardziej, bo schował się teraz między obojczyk swojego chłopaka i jego szyję.

- Mają - odparł wolno Jin. - Ale tylko my dajemy sobie włazić na głowę - Oglądali właśnie horror i Jin, za cholerę nie potrafił wczuć się w jego akcję, bo wszystkie momenty pełne napięcia co chwila przerywał jakiś krzyk albo huk dobiegający z góry.

Złapał za pilota, ale nawet mimo rozwalonego na maksa dźwięku, nic nie dało się usłyszeć, bo teraz Kai zaczął drzeć się w wniebogłosy, a kiedy Kai darł mordę, słyszano go nawet na samym czubku Góry Zapomnienia. - Kurwa mać - warknął, a Yoongi poruszył się łapiąc go mocniej w pasie. Musiał wyczuć, jak mięśnie Jina napinają się, gotowe do skoku i wizyty w pokoju Soobina.

- Zaraz się uspokoją - zaczął zapewniać Yoongi, ale Jin był już na tyle wkurwiony, że nie potrafił usiedzieć w miejscu. Noga drżała mu tak mocno, że nie był jej w stanie uspokoić. I nie to, że się nie starał. - Kochanie, daj spooo...- ostatnie słowo Yoongiego, zginęło zduszone przez poduszki, między które upadł, bo Jin wstał gwałtownie z kanapy. - Kocie, usiądź - Yoongi nie poddawał się. Złapał swojego chłopaka za rękaw bluzy, siadając na brzegu kanapy, ale Jin już postanowił. Idzie na górę.

- Idę porozmawiać z tymi gnojami - powiedział, a Yoongi zrobił nieszczęśliwą minę. - Skądś ty się taki raptem pacyfistyczny zrobił, hm? - spytał, chociaż nie oczekiwał wcale odpowiedzi.

- Zawsze taki byłem - odparł Yoongi, uśmiechając się szeroko, a Jin przewrócił tylko oczami. Złapał za poduszkę leżącą na skraju kanapy i uderzył go w głowę. - Ej, byłem nie uzbrojony! - zaczął protestować. Jin znów zdzielił go poduszką. - Jin!

- Trzeba było blokować - odparł. Tym razem chyba ktoś zamknął okno, bo bok domu aż zadrżał. - Ja pierdolę, rozwalą nam tę chałupę. - warknął i przestąpił nad stolikiem kawowym. - Co się stało z samotnymi wieczorami tylko we trójkę... zawsze tu jakieś dzieciaki są, no ja pierdolę.... Nie pisałem się na to. Nie pisałem! - Jin warczał pod nosem, starając się wyplątać z koca.

- Oddychaj - powiedział Yoongi, pomagając mu w rozwiązaniu supła. - Mam iść z tobą?

- Poradzę sobie, siedź - odparł od razu Jin. - Możesz mi herbatę zrobić - zreflektował się szybko. Pocałował Yoongiego w głowę i wyszedł na korytarz.

Tu, w dole schodów, hałas był jeszcze większy i Jin żałował, że podczas remontu kilka lat temu, pozbyli się części ścianek działowych i przede wszystkim, że nie wyciszyli całego domu. Może gdyby tak było, tłum nastolatków nie byłby taki upierdliwy, chociaż podejrzewał, że mogło być jeszcze gorzej i tym bardziej Soobin i spółka korzystali by z tych przywilejów.

- Mam nadzieję, że ktoś tam właśnie umiera. Jeśli nie, to nie macie żadnego usprawiedliwienia! - krzyknął Jin, łapiąc za klamkę od pokoju Soobina. Nawet nie zamierzał pukać. Szarpnął drzwiami tak gwałtownie, że nie omal nie wpadł do sypialni syna. W ostatniej chwili złapał się framugi.

- Dzień dobry... wieczór - powiedział cicho Kai na powitanie.

Siedział najbliżej drzwi, na podłodze, a zaraz obok niego stał Beomgyu, który wyglądał, jakby był zdziwiony sam sobą, bo wpatrywał się we własne ręce jak jakiś pojebany. Dopiero, gdy się ukłonił, unikając wszystkich wzrokiem i przeszedł w kąt pokoju, tam gdzie siedział jakiś obcy, bordowowłosy chłopak, Jin zauważył Soobina i kolejnego obcego chłopaka. Obaj leżeli na łóżku, a właściwie to Soobin leżał, a blondyn siedział na nim okrakiem.

- Co, do cholery... - wymamrotał Jin pod nosem, widząc, jak Soobin ściska mocniej blondyna w pasie, który gdy tylko to zrobił, zaśmiał się głośno i zabrał obie ręce, które miał przyciśnięte do ściany nad głową Soobina. - Czy wy wszyscy przypadkiem nie przesadzacie? - spytał, odzyskując szybko fason. Soobin pokazał blondynowi ruchem oczu żeby z niego zszedł, co drugi zaraz zrobił, uśmiechając się pod nosem. - Soobin?

- Przepraszam - odparł szybko, spuszczając głowę. - Myśleliśmy...

- No szczerze wątpię - mruknął Jin.

- Przepraszamy - powiedział szybko Kai. Bordowowłosy chłopak przysunął się do niego i wyszeptał to samo.

- A ty to kto? - spytał Jin kompletnie zbity z tropu, bo dzieciak z jakiegoś powodu zaczął płakać.

- To mój kuzyn, Taehyun - Kai przedstawił chłopaka, który wyglądał, jakby dostał załamania nerwowego podobnie jak Beomgyu, który usiadł przed chwilą na krześle i wyglądał tak żałośnie, że Jinowi aż zrobiło się głupio. Chłopak chyba też miał łzy w oczach, ale Jin nie był tego pewien, bo spuścił głowę. - A to jest Yeonjun - Kai pokazał kciukiem na blondyna, siedzącego obok Soobina.

- Kiedy wy tu weszliśc... - zaczął Jin, ale szybko zmienił temat. - Nieważne. Chodzicie razem do klasy? - zapytał syna, który wciąż wyglądał, jakby nie wiedział co ma ze sobą zrobić. I dobrze. Jin nie znał dziś dla niego litości.

- Chodzimy - odparł Yeonjun, kładąc rękę na dłoni Soobina. Gdy ścisnął ją lekko, Jin poczuł, że robi mu się słabo. Zaraz, wróć. Binnie kogoś ma? I nie powiedział im o tym? - Dzień dobry, miło mi poznać - mówił dalej chłopak, wstając z łóżka, ale Jin nie słuchał go za bardzo. Odwzajemnił uścisk jego dłoni, ale wciąż co chwila zerkał na Soobina. Przecież mieli mówić sobie wszystko, nic nie ukrywać. Przecież gdyby on i Yoongi dowiedzieli się, że ma chłopaka, to nic by się nie stało. Nikt nie zrobiłby mu dzikiej awantury albo wyrzucił z domu. Żal, tylko tyle czuł. Nic więcej.

- Dobra... - Jin przywołał siebie szybko do porządku, chociaż musiał przyznać, że ledwo powstrzymywał się od zerkania co chwila na Soobina. - Wszyscy do domów. Już, zabierajcie swoje graty i spadajcie. Jutro macie szkołę - Kai pokiwał głową i zaczął szybko sprzątać. - Podrzucić was? - spytał, ale chłopak od razu energicznie zaprzeczył.

- Nie! - Jin skrzywił się na dźwięk jego głosu. - Nie - powtórzył już ciszej Kai, widząc jego reakcję. - Przejdziemy się, co nie Taehyun? - uderzył kuzyna w ramię, na co drugi chłopak skrzywił się nieznacznie.

- Beomgyu? - spytał Jin, ale ten dalej siedział ze spuszczoną głową. To było dziwne. Jin kucnął obok jego krzesła i położył mu dłoń na kolanie. - Chodź - powiedział łagodnie i pomógł wstać chłopakowi z krzesła. - Zawiozę cię do domu. A ty... - spojrzał na Soobina, który szeptał właśnie coś nerwowo na ucho Taehyuna. - Posprzątaj tu - rozkazał.

- Tak zrobię, tak - zapewnił go szybko Soobin wstając z łóżka. Pociągnął Yeonjuna za rękę, a potem zaczął coś szeptać mu na ucho. Chłopak nie wyglądał na zadowolonego. Strasznie się krzywił i mruczał jakieś przekleństwa pod nosem, ale Jin nie zwracał już na to uwagi. Patrzył tylko na siniaki przy jego szyi i oku Soobina. To było podejrzane.

- Beomgyu, chodź - powiedział cicho Jin, gdy pozostała czwórka wyszła wreszcie z pokoju i zaczęła zbiegać po schodach. Chłopak pokiwał smętnie głową i poszedł za nim. Yoongi czekał już na nich na dole.

- Koniec imprezy? - spytał i nawet się uśmiechnął, ale zaraz przestał, gdy zobaczył Beomgyu, który był cały zasmarkany i co chwila siąpił nosem, powoli doprowadzając Jina do szału. Na szczęście na korytarzu, przy stoliku na którym zazwyczaj trzymali klucze do auta i mieszkania, stało opakowanie chusteczek higienicznych, które Yoongi od razu wcisnął chłopakowi. - Pokłóciliście się? - spytał cicho, na co Beomgyu pokręcił głową.

- Idź do samochodu, zaraz do ciebie przyjdę - Jin podał chłopakowi kluczyki do auta i poklepał go po głowie. - Idź, idź - zaczął go ponaglać, bo Beomgyu wyglądał na zdezorientowanego. Gdy drzwi wejściowe zamknęły się za nim i w domu zapanowała cisza Jin spojrzał na Yoongiego. - Odwiozę go - powiedział wolno.

- Co tam się działo? - Yoongi zerknął na drzwi, w wąskich okienkach zainstalowanych po ich bokach widać było przeklętą piątkę, która dyskutowała o czymś przyciszonymi głosami. Jin wiedział, że mają prawo do prywatności jak każdy, ale miał trochę ochotę znów na nich nawrzeszczeć i zażądać, żeby mu wyjaśnili, czego był właśnie świadkiem. Wszyscy wyglądali, jakby mieli zamiar popełnić jakieś morderstwo i gdyby nie to, że Jin im przeszkodził, to może i by do niego doszło.

- Nie mam pojęcia - odparł zgodnie z prawdą Jin. - Naprawdę nie wiem. Dwójka z nich płacze, Soobin obściskiwał się z jakimś chłopakiem na łóżku... Naprawdę nie wiem, co tam się działo.

- Z Taehyunem? - podsunął Yoongi, uśmiechając się tym uśmiechem, którego Jin czasem nienawidził. To był ten uśmiech z rodzaju tych, które mówiły Wiem coś czego ty nie wiesz. Jin spojrzał na niego zaskoczony. - Widziałem ich razem w szkole - wyjaśnił.

- Jak to widziałeś? Jak byłeś u Jimina? - spytał. - I nie, Soobin i Yeonjun. Ten blondyn - pokazał ruchem głowy na drzwi.

Yoongi spojrzał na nie tak szybko, że Jin prawie dostał zawrotu głowy. Znów poczuł, jak żal zalewa całe jego ciało i miał wrażenie, że zaraz on sam dołączy do Beomgyu i Taehyuna i sam zacznie płakać. Dlaczego Soobin nic nie powiedział? W końcu byli najbliższymi przyjaciółmi? Kumplami, rodziną, do cholery.

- Nie on - powiedział po chwili Yoongi, kręcąc głową. - Soobin trzymał się z Taehyunem za ręce. Tak mi się wydaje... - dodał już ciszej, niepewnym głosem. - Myślisz, że nasz syn...

- Nic nie myślę - przerwał mu Jin, starając się opanować. - Nic nie wiem - pokręcił głową. - Odwiozę Beomgyu - dodał wolno i pocałował niczego nie spodziewającego się Yoongiego w czoło, a potem usta. - Niedługo wrócę...

- Chcesz z nim o tym dziś porozmawiać? - spytał szybko Yoongi. Jin skrzywił się. - Jutro?

- Jutro - zgodził się Jin. Jutro zawsze było dobrą terminem. Musiał to sobie wszystko najpierw ułożyć i przemyśleć. Gdy był prawie przy drzwiach, krzyknął głośno. - Beomgyu, mam nadzieję, że już jesteś w samochodzie!

***

Beomgyu siedział w samochodzie, próbując skupić się na słowach piosenki, która leciała właśnie w radiu. Miał nadzieję, że to pomoże mu się uspokoić, a jego zachowanie nie będzie wzbudzać większych podejrzeń.

Z drugiej strony był zupełnie świadomy tego, że nie był aż tak dobrym aktorem, aby udawać, że wszystko jest ok.

Poza tym nic nie było ok. Od kiedy zdecydowali się pojechać na Górę Zapomnienia, mimo jego protestów, ściągnęli z niej tę rudą znajdę, również mimo jego protestów, wszystko bardzo mocno się zjebało i to nie tak, jak zwykle. Ich plany zawsze były skazane na porażkę, ale do tej pory największa karą, jaka mogła ich spotkać, była uwaga w szkole i zostawanie za karę po lekcjach. Jeszcze kilka tygodni temu Beomgyu nadal uważałby to za wielki problem.

Ale Beomgyu sprzed kilku tygodni nie był kryminalistą, więc miał wtedy dużo bardziej ograniczone perspektywy.

Obracał w dłoniach komórkę, która wibrowała nieustannie przez tony wiadomości zalewające ich grupową konwersację. Postanowił je na razie zignorować. Podobnie jak wielką chęć sprawdzenia w internecie, jaka może go spotkać kara za współudział w porwaniu. Oczywiście, jeśli im się poszczęści i w ogóle będą mieli szansę stanąć przed ludzkim wymiarem sprawiedliwości, a nie sądem magicznych. Beomgyu miał wrażenie, że król Ukrytych Ludzi może być zdecydowanie mniej tolerancyjny niż zwykli ludzie.

W dodatku bolał go nos.

Jęknął załamany i uderzył kilka razy czołem o deskę rozdzielczą. Zanim w ogóle król będzie miał szansę się z nim rozprawić, czeka go przeprawa z rodzicami. Było już grubo po północy, a w ciągu tygodnia jego prywatna godzina policyjna zaczynała się o ósmej, o ile nie miał zajęć dodatkowych. Miał nadzieję, że uda mu się jakoś wślizgnąć do domu niezauważenie, ale teraz wiedział już, że to się niemożliwe, kiedy usłyszą samochód Jina.

Jak nic dostanie szlaban do zakończenia studiów.

Aż podskoczył, kiedy odgłos otwieranych drzwi, przerwał jego ponure rozmyślania. Jin nie wydawał się już taki wściekły, a przynajmniej już tego nie okazywał.

- Twoi rodzice wiedzą, że nie ma cię jeszcze w domu? - zapytał, zapinając pasy. Beomgyu pokręcił tylko głową. - I wolałbyś pewnie, żeby tak zostało?

- Tak - odparł Beomgyu. Spuścił głowę i spojrzał na swoje dłonie, które mocno zaciskał na wibrującej wciąż komórce.

- Ok - Jin odpalił silnik. Beomgyu chciał mu podziękować, ale miał wrażenie, że jeśli powie cokolwiek, to na pewno znowu się rozpłacze. Wiedział, że to i tak nastąpi prędzej czy później, jednak miał nadzieję, że uda mu się zachować spokój, przynajmniej do czasu, kiedy będzie w swoim pokoju. Bez świadków.

Pociągnął tylko nosem i podniósł trochę głowę, skupiając się na mijanych po drodze domach, w których nie paliły się już światła. Jin spoglądał na niego od czasu do czasu, jakby nie do końca wiedział, jak zacząć rozmowę, a chłopak w ogóle nie zamierzał ułatwiać mu tego zadania. Przez to czuł się jeszcze gorzej, bo Jin zawsze był naprawdę w porządku.

- Pokłóciliście się o coś z Soobinem? - zapytał ostrożnie.

Beomgyu już otwierał usta, żeby zaprzeczyć, ale nagle zdał sobie sprawę z tego, że odpowiedź na to pytanie nie jest taka oczywista. Może i nie pokłócił się z Soobinem w taki sposób, jak robili to dawniej, ale wszystko się zmieniło. Może nie byli pokłóceni, jednak Beomgyu miał wrażenie, że między nimi pojawiła się jakaś niewidzialna ściana, której w żaden sposób nie potrafił przebić. Jakby nowy świat Ukrytych Ludzi zupełnie zabrał jego przyjaciela, bo to była ich wina. Ukrytych Ludzi, tej rudej znajdy, która wszystko rozjebała.

I to nie było tak, że czuł się zazdrosny. Nie był egoistą, chociaż wiele osób pewnie o to go posądzało. O egoizm i zazdrość, co było idiotyczne. Po prostu czuł się pominięty, bo nawet jeśli Soobin i Kai wysłuchali tego, co miał do powiedzenia, jego słowa nie były wzięte pod uwagę ani razu. A miał rację i to za każdym razem.

Sięgnął po chusteczkę ukrytą w rękawie kurtki, wysmarkał nos i odetchnął głęboko.

- Nie - powiedział po dłuższej chwili. - Nie pokłóciliśmy się - wyjaśnił, chociaż nie brzmiało to przekonująco. - To... tak tylko - dodał, nerwowo wciągając powietrze.

Do końca nie wiedział, co właściwie chciałby powiedzieć. Miał ochotę komuś się wyżalić, ale oprócz Soobina, który nagle zaczął robić zupełnie kretyńskie rzeczy, żeby przypodobać się jakiemuś obcemu dzieciakowi, i Kaia, który zawsze robił kretyńskie rzeczy, nie miał nikogo na tyle bliskiego, z kim mógłby porozmawiać o swoich problemach.

Zwłaszcza że tym razem wszystko okrutnie się zjebało, a żadne z nich nie miało pojęcia, jak to wszystko naprawić.

Beomgyu niepewnie spojrzał w bok na Jina, który wyglądał, jakby miał do niego przynajmniej milion pytań, ale zachowywał się przyzwoicie jak na dorosłego i ich nie zadawał. Jego rodzice nie byliby aż tak taktowni.

- Po prostu... dużo się zmieniło - powiedział po chwili, kiedy Jin zaparkował samochód w dość dużej odległości od jego domu.

- Nie podoba ci się to? - zapytał mężczyzna.

- Nie bardzo - przyznał Beomgyu i nawet poczuł się przez to lepiej. Przynajmniej nie musiał kłamać. - Chciałbym, żeby wszystko było jak dawniej - dodał, otwierając drzwi do samochodu. Wzruszył ramionami i sięgnął ręką do klamki. Prawdopodobnie powinien sobie darować tę chwilę szczerości.

- Poczekam, aż wejdziesz do środka - odpowiedział tylko Jin, uśmiechając się do niego smutno. Widocznie on też wiedział, że z niektórymi rzeczami nic się już nie da zrobić.

a/n: Happy Halloween po raz kolejny :)

Kurwa update!!!! Wiedziałam, że mam coś dodać i proszę bardzo c: DCM doczekało się fanarta 💖🖤💖🖤🖤💖🖤

Portret rodzinny autorstwa one and only _last__hope_  dziękuję 😙

Zachęcam do zostawienia po sobie znaku, komentarza, gwiazdki, emotki, jeśli ff wam się podoba.

...jeśli wam się nie podoba... wtf jest z wami nie tak, że dotarliście aż tutaj? ;>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro