12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Beomgyu jeszcze nigdy nie cieszył się tak bardzo z wiadomości, że jakiś nauczyciel jest chory. A właściwie to z tego, że przez godzinę mogą nie robić absolutnie nic i będzie mógł odespać zarwaną noc, chowając się w jakiejś pustej sali albo w składziku koło sali gimnastycznej, gdzie przechowywano materace. To zawsze było premium miejsce na drzemkę.

Niestety, jego pierwotne plany legły w gruzach i to nie tylko przez jakieś eliminacje do zawodów lekkoatletycznych, które blokowały dostęp do składzika, ale też dlatego, że Soobin wybrał sobie najgorszy z możliwych momentów na załamanie nerwowe. I oczywiście Beomgyu był jedyną osobą, która musiała tego wysłuchiwać.

- Powinienem cię słuchać - jęknął Soobin, wtulając głowę w sweter Beomgyu, gdzieś na wysokości jego brzucha. Beomgyu nawet nie zareagował, chociaż oczywiście zgadzał się z tym stwierdzeniem w stu procentach. - Nigdy nie powinieneś mi pozwolić decydować o czymkolwiek. Mogłeś być bardziej stanowczy - dodał po chwili niewyraźnie Soobin, przesuwając głowę trochę wyżej. Wyjął z ust kłaczki z puchatego swetra. - Moje życie to koszmar - westchnął, zamykając oczy.

- Tylko nie zaśliń mi spodni - powiedział ostrzegawczo Beomgyu, szukając w plecaku odpowiedniego folderu.

Oczywiście od początku wiedział to, do czego Soobin doszedł po nieprzespanej nocy spędzonej z dwoma, niezbyt przyjaźnie nastawionymi do siebie, Ukrytymi Ludźmi.

Nigdy by do tego nie doszło, gdyby chociaż raz Soobin i Kai zrobili to, o czym im mówił. Jednak w ich małej paczce istniało prawo dżungli i ten, kto potrafił drzeć się głośniej, miał rację. W tej konkurencji Beomgyu nie miał żadnych szans z Kaiem. Dlatego teraz w ogóle nie współczuł przyjacielowi, bardziej współczuł sobie, bo prawdopodobnie jako jedyny z ich trzyosobowej bandy sprawdził, co teoretycznie grozi im za pobicie i porwanie, czyli za to, co tak naprawdę zrobili zeszłej nocy.

Nawet jeśli mieli dobre intencje, to technicznie i praktycznie, w świetle prawa, stali się przestępcami. W dodatku wszystko się wyda i to była kwestia godzin. Góra, kilku dni, bo to co wczoraj się stało, zwyczajnie nie mogło się udać.

- W dodatku tata mnie w nocy ochrzanił... - Soobin potarł oczy, które były tak czerwone i zapuchnięte, że pewnie i tak nic nie widział.

- Jin? Zawsze to robi przecież, pokrzyczy, pokrzyczy i od razu mu przejdzie - odparł Beomgyu nieuważnie, przeglądając papiery w swoim segregatorze.

- Nie... Yoongi, tata Yoongi, może nie ochrzanił, ale na jego standardy, no to ochrzanił, rozumiesz? - zapytał Soobin, przekręcając się na plecy. Beomgyu spojrzał na niego i kiwnął głową. Trochę rozumiał, ale też nie dziwił się jakoś za bardzo.

W nocy przeszli samych siebie i gdyby to się działo w jego domu, Beomgyu już by był w drodze do szkoły z internatem w Ameryce. I to takiej z wojskowym rygorem. Soobin wyjął kolejnego kłaczka z ust, marszcząc przy tym brwi, a następnie wypluł go na chusteczkę podaną przez przyjaciela.

- Muszę dzisiaj wysprzątać cały pokój i w ogóle... zachowywać się porządnie - westchnął. - Nie mam już siły. Serio, jeśli oni dzisiaj też będą tacy, to przecież umrę... ile można przeżyć bez snu? Ze dwa dni, to już jest drugi dzień - żalił się dalej Soobin. - Taehyun i Yeonjun nie mogą przebywać zbyt blisko siebie...

Na Beomgyu nadal nie zrobiło to większego wrażenia. Oczywiście za nic w świecie nie chciałby spędzić nocy w pokoju z tym psychopatą Taehyunem, ale z doświadczenia wiedział, że jedna czy dwie nieprzespane noce jeszcze nikogo nie zabiły.

- Myślę, że jeszcze nie jest z tobą tak źle - odparł i zmarszczył brwi, skupiając się na eseju, który napisał na koreański po powrocie do domu. Swoją drogą też nie spał zbyt długo, ale w przeciwieństwie do Soobina był do tego przyzwyczajony. I wiedział, w jaki sposób używać korektora do twarzy, by ukryć oznaki zmęczenia.

- Myślę, że jest... - jęknął Soobin. - Jest mi zimno, mam dreszcze i serce mi strasznie wali, weź zobacz - złapał Beomgyu za rękę i przyłożył ją sobie do koszuli. Tam gdzie miał serce. - Czujesz?

- Absolutnie nic - mruknął chłopak, starając się zignorować mijających ich uczniów, którzy przyglądali im się zaciekawieniem.

- Może już umarłem - jęknął znowu Soobin, który chyba nie zdawał sobie sprawy, że są pośród ludzi. - I przestało bić - Przewrócił się na bok, układając się wygodniej na kolanach Beomgyu. - Za ile będzie dzwonek?

- Za jakieś piętnaście minut, a później długa przerwa - położył Soobinowi na głowie plik kartek. - Pewnie nie napisałeś eseju na koreański, co? - zapytał.

- O nie... - Soobin zerwał się szybko do siadu, zdejmując kartki z głowy. - Pamiętałem o tym! Ale później... Yeonjun i Tae zaczęli się kłócić o jakiegoś księcia, który tu mieszka i...

- Jakiego znowu księcia? Mówisz o Yeonjunie, tak?

- Nie, jakiś inny koleś. Nie wiem. Długo się o niego kłócili - Soobin nerwowo przejechał ręką po włosach. - Rodzice mnie zabiją - powiedział spanikowany, zmieniając szybko temat.- Jeśli jeszcze raz któryś z nich będzie musiał przyjść do szkoły, zabiją mnie - dodał i z jakiegoś powodu zaczął się rozglądać dookoła. Jakby szukał eseju, którego przecież nie napisał. Beomgyu westchnął cicho.

- Ale co z tym księciem? - spytał i zaczął szperać w swoim plecaku, starając się zignorować nerwowe ruchy przyjaciela, chociaż nie było to łatwe, bo raptem chyba wszystkie jego kończyny przestały z nim współpracować i Soobin trząsł się jak galareta. Beomgyu naprawdę miał ochotę go uderzyć i kazać mu się uspokoić, ale i tak zwracali na siebie za dużo uwagi. Nie potrzebowali jej więcej.

- No nie wiem - odparł Soobin. Jego kolana uderzały o siebie co chwila. Beomgyu położył mu na nich jedną rękę, drugą miał wciąż w plecaku. Folder, którego szukał i który rano wrzucił do plecaka był chyba na samym jego dnie. - Chyba Yeonjun nim nie powinien być, a jego ojciec królem. Nie pytałem - dodał szybko chłopak i raptownie uniósł głowę. Beomgyu aż podskoczył w miejscu. Tego się nie spodziewał. - Wiem! - Soobin złapał za swój plecak. - Napiszę cokolwiek i poprawię później. To może się udać jeszcze. Poprawię... do końca trymestru jest jeszcze czas. Poprawię go później.

- O matko...- Beomgyu westchnął cicho po raz kolejny tego dnia. Wreszcie poczuł między palcami kawałek kartonu i wyciągnął go szybko. - Już... siedź cicho - wygładził okładkę folderu i rzucił ją w stronę Soobina, który złapał ją w locie. - Myślałem, że tak właśnie będzie i zapomnisz. Ten esej jest dla ciebie.

- To twój? - Soobin na chwilę przestał grzebać w swoim plecaku. - A ty co oddasz?

- Nie, swój mam schowany. Ten jest dla ciebie. Specjalnie brzydko pisałem, żeby nikt się nie zorientował - wyjaśnił. - No i robiłem to późno.

- Dziękuję - Soobin przytulił przyjaciela, znów chowając twarz w okolicach jego brzucha. - Naprawdę chcesz, żebym zdał w tym roku.

To nie było kłamstwo. Beomgyu faktycznie zależało na tym, żeby Soobin skończył razem z nim liceum, by mogli razem zamieszkać potem na studiach. Jeśli dostanie się na jeden z kierunków wybranych przez rodziców, na pewno pozwolą mu zamieszkać bliżej uczelni, nawet jeśli zostanie w rodzinnym mieście. Co do Soobina, to jego rodzice chyba tak naprawdę tylko czekali, aż będą mogli pozbyć się syna z domu. Jin nie raz wspominał, na co mogliby przeznaczyć jego pokój i nie wyglądał, jakby żartował.

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i nie skończą do końca tego roku z kuratorem na karku, powinno się udać.

- Gyu, a myślałeś może...- Soobin zawiesił na chwilę głos i spojrzał na przyjaciela. - O tym... żeby przenocować u siebie przez kilka dni Taehyuna? - dodał nieśmiało, nadal mocno obejmując Beomgyu w pasie. Beomgyu zamknął, oczy wzdychając.

***

- Gdzie jest Yeonjun? - spytał Beomgyu, siadając przy samym oknie dinera. Kai zabrał od niego plecak i rzucił na sam szczyt ich rzeczy na parapecie. Góra, którą utworzyli z ubrań i plecaków była tak wysoka, że zasłaniała całe okno. - Soobin! Yeonjun gdzie? - spytał głośniej, bo chłopak skupił się już na przeglądaniu menu i wydawał się w ogóle nie zwracać uwagi na to, co działo się wokół. - Dzień przed Przesileniem będzie wolny od południa, tak w ogóle. Dziś to ustaliliśmy. - dodał Beomgyu szybko, widocznie sobie o tym przypominając. Kai miał ochotę go uściskać. Posiadanie kogoś w samorządzie uczniowskim miało swoje plusy.

- Ach...Yeonjun - powiedział cicho Soobin, jakby dopiero teraz zrozumiał sens pytania. Wyjął szybko komórkę z kieszeni, przewinął kilka wiadomości i schował ją z powrotem. - W sumie to nie wiem.

- Jak to... nie wiesz? - Taehyun wyglądał, jakby ktoś uderzył go w twarz. - Puściłeś go tak o... wolno? Przecież umawialiśmy się, że...

- Nie puściłem - poprawił go od razu Soobin i pokazał mu ruchem dłoni, żeby usiadł na siedzeniu obok. - Nie puściłem - powtórzył już ciszej, gdy Taehyun zajął miejsce. - Powiedziałem mu, że jak chce, to może posiedzieć w bibliotece, kiedy będzie na nas czekał albo żeby się przeszedł po mieście, ale pod żadnym pozorem ma nie wracać na Górę Zapomnienia - dodał i potarł wolnym ruchem skronie. - Jest gdzieś... w okolicy. - Kai musiał przyznać, że Soobin nie wyglądał najlepiej. Tak naprawdę to milion razy gorzej niż ranem, gdy spotkali się na chwilę w progu szkoły.

Wyglądał na zmęczonego i chorego, a ciemne wory pod oczami tylko potęgowały ten efekt. Kai też był co prawda zmęczony, bo kiedy w końcu udało mu się dotrzeć do domu i udobruchać wkurwioną siostrę, było już naprawdę późno. Jednak on w przeciwieństwie do Soobina, mógł przynajmniej trochę pospać, mimo bachoreksa, który przylazł do jego pokoju nad ranem podwędzić jakąś maskotkę z jego bogatej kolekcji, o co chłopak był wciąż trochę zły.

Widać było, że Beomgyu też martwił się o przyjaciela, bo aż zacisnął mocniej usta na moment, gdy Soobin przeciągnął się i westchnął głośno, a potem przeniósł wzrok na Kaia sprzedając mu spojrzenie, którego chłopak nie musiał interpretować i zastanawiać się godzinami, co miało oznaczać.

"Musimy coś zrobić", przekazał Beomgyu, a Kai w stu procentach się z nim zgadzał. Nawet miał kilka pomysłów, jak poprawić obecną sytuację, ale szczerze wątpił w to, że zostaną one entuzjastycznie przyjęta przez kogokolwiek. Może z wyjątkiem Soobina, chociaż z jego strony też dzisiaj nie liczył na jakieś pozytywne emocje.

- I uprzedzając pytanie - odezwał się Soobin po chwili zmęczonym głosem. - Tak, dałem mu starą komórkę taty i ma dostęp do sieci. Wysyła mi co jakiś czas wiadomości na kakao, nie jestem debilem, dziękuję - dodał, spoglądając na Kaia spod zmierzwionej grzywki. Chłopak od razu podniósł dłonie do góry w obronnym geście.

- Przecież nic takiego nie mówiłem - zaprotestował od razu zaskoczony.

Kai musiał przyznać, że chyba po raz pierwszy widział Soobina w takim stanie.

Jego przyjaciel nawet w najgorszej, najbardziej podbramkowej i stresującej sytuacji, nigdy, ale to przenigdy się tak nie zachowywał.

Nawet po całonocnym wkuwaniu albo wyjątkowo paskudnej grypie, przez którą w zeszłym roku nie chodził do szkoły przez kilka tygodni, kiedy musiał wszystko nadrabiać.

Nawet w najgorszych momentach swojego życia nie był ani zgryźliwy, ani niecierpliwy, to po prostu nie leżało w jego naturze.

Teraz Soobin wydawał się zarówno zniecierpliwiony jak i zły, a Kai miał wrażenie, że chłopak zaraz wybuchnie. To było mocno niepokojące.

Soobin w tym wydaniu był przerażający i Kai musiał się powstrzymać, żeby się nie wzdrygnąć, czując na sobie jego spojrzenie, które, mimo że lekko zaspane, wyglądało wyjątkowo groźnie.

Dziecięca twarz przyjaciela stała się już tylko wspomnieniem, a jego miejsce zajęła jakaś przedziwna maska, w której trudno było znaleźć przyjazne rysy dawnego Soobina.

- Ale myślałeś - kontynuował chłopak wciąż tym samym tonem, który można by uznać nawet za agresywny. Oczywiście Kai nawet przez chwilę tak nie myślał, ale nie zamierzał się kłócić. Nie chciał być pierwszą osobą w historii, na którą Soobin się wścieknie.

Ręka Beomgyu od razu powędrowała na plecy Soobina i zaczęła kreślić na nich uspokajające koła. Chłopak szybko rzucił Kaiowi zaalarmowane spojrzenie i znów zacisnął usta w wąską linię, gdy Soobin zaczął mówić dalej.

- Wie gdzie jesteśmy, bo wysłałem mu mapę, zanim wyszliśmy ze szkoły. Prędzej czy później się tu pojawi.

- Myślałem, że... - zaczął Kai ostrożnie. - Że każesz mu siedzieć na strychu albo pod łóżkiem - wziął do ręki menu i zaczął je przeglądać. - Ale to nie tak, że twój pomysł jest jakiś gorszy - dodał od razu, tak na wszelki wypadek. - Nie, nie... nie - mruczał pod nosem, przesuwając wzrokiem po liście.

Do najbliższej wypłaty musiał czekać jeszcze tydzień. Z jego finansami nie było jeszcze jakoś super tragicznie, ale też nie najlepiej. To był ten moment, kiedy musiał zacząć się pilnować, więc wyjścia do knajpy były dość bolesne dla jego kieszeni. Cmoknął tylko niezadowolony, odrywając wzrok od tabelki z przystawkami.

- Taehyun, masz - podał mu zalaminowany kawałek papieru. Chłopak spojrzał na niego zdziwiony. - Wybierz sobie, co chcesz - dodał, ale widział wciąż w jego oczach niezrozumienie.

- Ale ja... ja nie mam waszych pieniędzy - odparł cichym głosem. Beomgyu westchnął.

- O matko, po prostu coś wybierz i nie marudź już - powiedział to tak szybko, że Kai w pierwszym momencie nie był pewien, czy chłopak zaczął niespodziewanie rapować, czy był to po prostu jakiś nerwowy, nieposkładany zlepek, niepowiązanych ze sobą słów.

- Ale wciąż... - protestował dalej Taehyun.

- My płacimy - Kai pokręcił szybko głową i zaczął pokazywać chłopakowi najlepsze opcje z menu. - Tu masz wegetariańskie jak coś - dodał i znów zwrócił się do Soobina, który zdążył zamknąć oczy i położyć głowę na stole. - Soo... - Nie odpowiedziało mu nawet mruknięcie. - Soobin - powtórzył, ale wyglądało na to, że chłopak zasnął na dobre. - Dlaczego on go nie zamknął na strychu albo w piwnicy? - spytał zamiast tego ogółu.

- Tak by było dla nas wszystkich najlepiej. Znaleźć jakieś lochy i zamknąć tam Yeonjuna. Tak powiedziałem Soobinowi rano - Taehyun przewrócił menu na drugą stronę, wydymając przy tym usta. - Ale co ja tam wiem? W końcu mamy tylko do czynienia z mordercą... - kontynuował, ale Beomgyu wszedł mu w słowo.

- I kto to mówi? - spytał.

- Beomgyu... - powiedział cicho Kai. Kelnerka szła już w ich stronę, a chłopak wyglądał teraz, jakby miał zaraz eksplodować. Ton jego głosu poszedł w górę i jeszcze trochę, a naprawdę zacznie krzyczeć. - Nie teraz...

To był absolutnie najgorszy moment, żeby znowu zaczynać temat ataku Taehyuna na Beomgyu. Zwłaszcza że Beomgyu przypominał o tym wszystkim przynajmniej kilka razy dziennie. I oczywiście Kai rozumiał, że mogło się to wiązać z jakąś traumą. Wcale tego nie negował, ale to nie znaczyło też, że chciał w kółko o tym słuchać.

- Widzisz to - Beomgyu pokazał na swoją szyję, patrząc na Kaia, a potem zwrócił się do Taehyuna. Cienka szrama zostawiona przez nóż była ledwie widoczna i gdyby nie to, że Kai widział ją tyle razy i pewnie mógłby wskazać, gdzie się znajduje w zupełnych ciemnościach, to teraz nie miałby pojęcia, na co właściwie ma patrzeć.

- To jest... było - poprawił się szybko Taehyun. - Nieporozumienie - dodał lekko zmieszany, ale zaraz ucichł, bo kelnerka wyjęła notatnik i spytała ich, co chcą.

Złożyli szybko zamówienie, a Soobin spał dalej. Nawet nie ruszył się na milimetr, gdy kelnerka wróciła po chwili ze sztućcami i napojami.

- Beomgyu, podaj mi komórkę Soobina - powiedział Kai, wyciągając rękę. Według jego wyliczeń Yeonjun powinien tu dawno być. Jeśli faktycznie był w bibliotece to dojście tutaj nie powinno mu zająć nawet dziesięciu minut. - No daj, muszę coś sprawdzić - zaczął popędzać chłopaka, który wciąż wpatrywał się w niego, jakby powiedział właśnie coś strasznego.

- Nie - powiedział wreszcie Beomgyu. - Po co ci ona w ogóle?

- Chcę sprawdzić, czy Yeonjun coś pisał.

- Nie będę mu grzebać w kieszeniach - syknął Beomgyu, pochylając się nad stołem. - Jak chcesz to sam grzeb albo nie... też nie będziesz tego robić.

- Ale...

- Nie - powiedział twardo chłopak, odchylając się. Założył ręce przed sobą.- I Yeonjun zaraz tu będzie. Soobin wysłał mu map...

- Trzeba było go zamknąć w lochu - mruknął pod nosem Taehyun, przerywając mu. Upił łyk coli z wysokiej szklanki wypełnionej po brzegi lodem i kawałkami cytryny. - Jakie to niedobre - prychnął, ale znów złapał słomkę między dwa palce i upił kolejny łyk, znów się krzywiąc.

- Masz rację - powiedział Kai. Od razu poczuł na sobie wzrok Beomgyu. - W sprawie lochów, nie coli... oczywiście, że nie coli - podkreślił i złapał za swoją szklankę.

- Pojebało was - odparł Beomgyu. Widać było, że znów był zdenerwowany, bo wtedy zaciskał tak mocno wargi i szczękę, że wyglądało to aż trochę komicznie. - Sorry, ale skoro zdecydowaliśmy się nie usypiać Yeonjuna do końca Przesilenia i aż wasi rodzice... - zwrócił się do Taehyuna. - Nie wrócą do domu, to skazanie go na życie w lochach do tego czasu,, nie jest o wiele lepszym rozwiązaniem.

- Nikt tu nie mówi o życiu - zaprotestował od razu Kai. - Tak na dzień tylko byśmy go zamykali - ciągnął dalej.

- To nie jest pies, Kai! - przerwał mu szybko starszy chłopak.

- Beomgyu, nie patrz tak na mnie. Wiesz dobrze, że Tae ma rację i sam się z nim zgadzałeś w nocy w sprawie zamknięcia tymczasowo Yeonjuna w piwnicy. Nie udawaj, że nie. Widziałem, jak kiwasz głową, gdy to proponował. - dodał szybko, a Beomgyu spuścił głowę zaczerwieniony, ale chłopak nie był pewien, czy było to ze złości, czy z zakłopotania. - Jeśli mamy mieć pewność, że Yeonjun nic nie wywinie, kiedy jesteśmy w szkole i że nie będzie się z nikim kontaktował pod naszą nieobecność...

- OK, może i się z nim wtedy zgodziłem - Beomgyu pochylił się po raz kolejny nad stołem i syknął cicho, przerywając mu. - Ale każdy ma prawo zmienić zdanie. Piwnica to nie rozwiązanie. Posłuchaj tylko siebie, naprawdę pojebało cię do reszty! - to zdanie miało być wykrzyczane, ale chłopak ściszył jeszcze bardziej głos i wszystkie słowa zlały się w jeden ciąg. - To nie humanitarne, to raz. Dwa...

- To co innego proponujesz?! - krzyknął Kai, przerywając mu. W restauracji raptem zapadła cisza i kilka par oczu powędrowało w jego stronę. Chłopak zaśmiał się niezręcznie. - Przepraszam - powiedział cicho, kłaniając się nisko. Kelnerka, która układała ich zamówienie na tacy pokręciła lekko głową.

- Nie wiem jeszcze - odparł Beomgyu. - Ale trzymanie kogoś w zamknięciu, bo to dla nas wygodniejsze, nie jest żadnym rozwiązaniem. Nawet nie wiesz, czy faktycznie jest winny, a najchętniej byś go zamknął. To pojebane!

- Może, ale nie masz lepszego pomysłu - Kai odchylił się z całym krzesłem. Miało to pomóc mu w podkreśleniu swoich słów, ale mało nie wywalił się do tyłu. W ostatniej chwili chwycił się blatu stołu. - Jeszcze chwilę temu chciałeś, żebym pomógł Soobinowi, a teraz...

- I dalej chcę, oczywiście, że chcę - zaprotestował Beomgyu, robiąc się coraz bardziej czerwony na twarzy. Kai miał tylko nadzieję, że się nie wścieknie. Wściekły Beomgyu był dość nieobliczalny, a poza tym prawie zawsze płakał. Nie było im potrzeba dodatkowej dramy, już i tak przyciągali za dużo uwagi. - Ale nie tak. Musi być inne rozwiązanie. Inne, lepsze, po prostu musi...

- Można go zawsze związać - zaproponował Taehyun, odsuwając od siebie szklankę, która zagrzechotała cicho kostkami lodu. Była już pusta i Kai spojrzał na chłopaka zdziwiony. - Albo... jeśli macie jakiś mundurek na zbyciu może chodzić z nami wszystkimi do waszej szkoły.

- Park się na to nie nabierze - Beomgyu od razu pokręcił głową.

- To prawda - westchnął Kai. - Nawet ja nie mogę mieć tylu kuzynów - dodał smutno, bo tak naprawdę nie miał żadnych kuzynów w swoim wieku. Większość z nich nadal gubiła mleczaki we wczesnej podstawówce.

- Zadzwoniłby od razu do moich rodziców - mruknął Soobin ze swojego kąta. Kai aż podskoczył, bo był przekonany, że chłopak śpi. Nie ruszył się nawet, kiedy kelnerka przyniosła colę. To wiele mówiło o jego stanie.

- Nie spałeś? - spytał oburzonym tonem.

- Słuchałem - odparł chłopak i podniósł się na przedramionach. Wziął szklankę Taehyuna do ręki i przyłożył ją sobie do czoła. - I ta wasza dyskusja serio jest z dupy. Rano nałożyłem na księcia tyle zakazów, że prędzej rozerwie go jakaś magia, niż zrobi coś złego - ziewnął przeciągle i wyprostował się, bo kelnerka właśnie podeszła do nich z zamówieniem. Soobin uśmiechnął się do niej szeroko, gdy postawiła przed nim gigantyczny talerz wypełniony po brzegi disco fries, z serem i kawałkami bekonu. - I... - nabił na widelec najbardziej przypalonego ziemniaka i zanurzył go w płynnym serze. - Yeonjun nie jest problemem.

- Nie? - w głosie Beomgyu było słychać zdziwienie.

- Nie, bo problemem jest Yeonjun i... Taehyun - odparł wolno Soobin i spojrzał na Taehyuna, który wyglądał, jakby zjadł właśnie coś kwaśnego.

- No wiem - powiedział cicho, co nie brzmiało jak obrona. - Ale to jego wina. To wina Yeonjuna. Musiałem mu powiedzieć, co o tym wszystkim myślę i no... trochę mi zeszło. - urwał, bo Soobin wpakował frytkę do ust i mruknął coś niewyraźnie pod nosem. - Przepraszam.

- Nie przepraszaj. Dajesz mu się sprowokować, a on to wykorzystuje - ton głosu Soobina wciąż był pozbawiony emocji. - I jeśli zaczyna cię zaczepiać, to go po prostu ignoruj. Po co wdajesz się z nim w dyskusje, skoro wiesz, że do niczego was to nie doprowadzi? -

Taehyun spuścił głowę. Tym razem chyba naprawdę nie wiedział, co odpowiedzieć. To była prawda.

Gdyby Kai wdawał się w dyskusję za każdym razem, kiedy ktoś go prowokuje, prawdopodobnie nigdy nie mógłby się zamknąć. Zwłaszcza w domu. Z drugiej strony rozumiał Taehyuna, bo czasem po prostu nie dało się odpuścić, nawet jeśli miało się świadomość tego, jak bardzo idiotyczny wydawał się konflikt.

- Musisz się wyprowadzić - powiedział Kai zdecydowanie, zanim Taehyun zdążył odpowiedzieć. Przy stole zapadła cisza.

- Ale... ale... - zaczął Soobin niepewnie, kiedy jego telefon zaczął dzwonić. - Moi rodzice... czekaj, muszę... - mruknął, odbierając telefon. Przez chwilę kiwał głową, zakrywając dłonią drugie ucho. - Ale... ok. Nie, nie - wszyscy w skupieniu słuchali urywków rozmowy. Kai wytężył słuch, ale kompletnie nie był w stanie usłyszeć głosu po drugiej stronie słuchawki. - Już, zaraz po ciebie przyjdę... poczekaj chwilę, ok? - głos Soobina robił się coraz bardziej zestresowany.

Chłopak sięgnął po swoją kurtkę, która leżała na samym spodzie ubraniowo-plecakowej góry. - Tak... za kilka minut - westchnął i przerwał połączenie. - To Yeonjun, muszę iść po niego.

- A coś się stało? - zapytał zaniepokojony Beomgyu. - Iść z tobą?

- Nie, chyba nie, nie wiem dokładnie, nie było dobrze słychać - tłumaczył Soobin, próbując włożyć kurtkę, ale jeden z rękawów zaplątał się o czyjś szalik i nie do końca sobie z tym radził. - I nie, wrócę zaraz. Wrócimy - poprawił się. Po chwili szamotaniny zrezygnował z kurtki, rzucając pełne zawodu spojrzenie swoim frytkom. - Zaraz będziemy - powtórzył i wyszedł z dinera.

Kai wyjrzał przez okno, żeby popatrzeć, jak Soobin, kuląc się z zimna, powoli zniknął za rogiem ulicy.

- Może nawet lepiej, że go nie ma - powiedział zamyślony i oderwał wzrok od okna. - Myślałem trochę o tym i... Taehyun musi się wyprowadzić.

- Nie miałbym nic przeciwko - wtrącił nieśmiało Taehyun i zaraz spuścił wzrok. Beomgyu wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale na szczęście właśnie wpakował do ust wielki kawałek hamburgera.

- Wiesz, że Soobin nie da rady ukrywać w swoim pokoju dwóch osób i... - Kai postanowił skorzystać z okazji, kiedy Beomgyu nie będzie mógł od razu protestować. - Sam się o niego martwisz, tak? - chłopak spojrzał na niego podejrzliwie, przeżuwając mięso, ale skinął głową. - Dlatego Taehyun musi wprowadzić się do ciebie - zakończył Kai, odchylając się na wszelki wypadek, by znaleźć się poza zasięgiem rąk Beomgyu. - I tak, wiem, że...

- Chyba wszystkich was popierdoliło - przerwał mu starszy chłopak. - Nie ma mowy nawet!

- Wiem, wiem, że nie przepadasz za Taehyunem, ale...

- Próbował mnie zabić - syknął Beomgyu, a Kai ostatkiem sił powstrzymał się przed przewróceniem oczami.

- To nie było nic osobistego - westchnął Taehyun.

- W każdym razie rozumiem - zaczął Kai trochę głośniej. - Rozumiem, że nie czułbyś się komfortowo, więc też się do ciebie wprowadzę. Ok? Nie będziesz musiał przebywac sam na sam z Taehyunem, Soobin nie będzie musiał dzielić pokoju z Taehyunem i Yeonjunem, a ja nie będę musiał mieszkać z dwulatkiem, który chce się ze mną bawić o piątej rano. Wszyscy na tym zyskają - zakończył swoją prezentację i z niepokojem spojrzał na starszego chłopaka.

Beomgyu sięgnął po kolejną frytkę z talerza Soobina i umoczył ją w zastygającym serze. Przez chwilę nic nie mówił, a Kai nie był w stanie stwierdzić, czy było to dobrym znakiem.

- To... - zaczął niepewnie po chwili. - To ma nawet sens - powiedział wreszcie, bez przekonania, ale Kai wiedział już, że wygrał. Wypuścił wstrzymywane w płucach powietrze. - Tylko moi rodzice nigdy się nie zgodzą. Wiesz, jak jest. - Kai wiedział, stwierdzenie, że jego rodzice byli surowi, było mocnym niedopowiedzeniem.

To, w jaki sposób Beomgyu obchodził ich zakazy, nadal leżało poza granicami pojmowania Kaia. Podobnie jak to, w jaki sposób chłopak w ogóle znajdował czas, by się z nimi widzieć przy tej liczbie dodatkowych zajęć w szkole i poza nią.

Kiedyś nawet próbował to pojąć, ale jedyny wniosek, do którego doszedł był taki, że Beomgyu musi mieć brata bliźniaka, z którym dzieli się tymi wszystkimi obowiązkami.

- Biorę to na siebie - oznajmił z niezachwianą pewnością siebie. - Mam plan - Taehyun spojrzał na niego sceptycznie, ale nic nie powiedział.

- Jaki? - spytał Beomgyu.

- Moja siostra, robiła praktyki u twojej mamy w kancelarii, tak? - starszy chłopak, skinął głową. - Twoi rodzice kochają Dahyun bardziej niż ciebie, tak? - Beomgyu znów skinął niepewnie. - Zadzwoni do nich i poprosi, żebyście nas przenocowali przez jakiś czas, bo przez brak mgły i nadchodzące Przesilenie, zwaliło się do nas za dużo rodziny - Kai wyprostował się i odchylił się z krzesłem do tyłu, żeby się trochę pohuśtać, ale Taehyun złapał go szybko za oparcie.

- Chcesz powiedzieć o wszystkim Dahyun? - Beomgyu skrzyżował ręce przed sobą.

- Oczywiście, że nie. To papla - Kai uśmiechnął się triumfalnie. Tym razem jego plan nie miał żadnych wad. Żadnych dziur, do których mógłby się przyczepić przyjaciel. - Nie będzie o nic pytać i zrobi, o co poproszę. Wisi mi dużą przysługę - wyjaśnił. - Możesz mi zaufać.

Beomgyu nie wydawał się do końca przekonany, a na pewno daleki był od zaufania Kaiowi, ale w końcu kiwnął głową.

Kai naprawdę nie liczył na nic więcej z jego strony.


a/n: jak wam się podoba mv do We lost the summer??

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro