13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Soobin dobiegł do pierwszego skrzyżowania i poczuł, że nie ma siły, żeby biec dalej. Nie ma nawet siły, żeby się ruszyć, a sama myśl o jego burgerze zostawionym na pastwę Beomgyu i Kaia sprawiła, że chciało mu się płakać. Może to była właśnie granica jego wytrzymałości?

Westchnął głośno, zastanawiając się nad tym, a starsza pani, która też czekała na zielone światło na pierwszym skrzyżowaniu, obrzuciła go podejrzliwym spojrzeniem. Uśmiechnął się przepraszająco i ruszył dalej, udając, że wcale nie miał ochoty przechodzić przez ulicę na czerwonym świetle. Czekanie z nią teraz byłoby zbyt niezręczne.

W dodatku Soobin nie był do końca przekonany, czy wie, dokąd tak właściwie idzie.

Yeonjun nie dał mu zbyt jasnych wytycznych, mówiąc, że jest koło fontanny, których w mieście było kilka. Dlatego Soobin miał nadzieję, że chodzi właśnie o tą znajdującą się trochę na uboczu głównej ulicy, całkiem niedaleko sklepu Namjoona.

Fontannę, która z jakiegoś powodu została zbudowana na cześć przyjaźni z Ukrytymi Ludźmi, szczególnie upodobali sobie turyści i zawsze wrzucali do niej monety. Na szczęście czy coś takiego.

- Ale mi są potrzebne! - już z oddali usłyszał głos Yeonjuna. - I tak nikt z nich nie korzysta!

Soobin zwolnił trochę, miał jeszcze szansę się wycofać, wrócić do dinera i udawać, że nic się nie stało.

- Młody człowieku! - doleciał do niego podniesiony i piskliwy głos jakiejś kobiety.

- Stara kobieto! - wrzasnął Yeonjun i wtedy Soobin zrozumiał, że nie może tak po prostu odejść. Chociaż nie do końca wiedział, co się tam dzieje, to miał bardzo silne przeczucie, że książę właśnie ładuje się w kłopoty, z których nie będzie potrafił sam się wydostać.

- Jaki niewychowany do tego! - odkrzyknęła starsza pani, zawijając się szczelniej płaszczem. - Zupełny brak szacunku!

Yeonjun stał po drugiej stronie fontanny i trząsł się ze złości albo z zimna, bo podobnie jak Soobin nie miał na sobie kurtki.

- Co się stało? - Soobin podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu. Skinął głową w kierunku kobiety. - Yeonjun? Co się stało?

- Ten młody człowiek kradnie! - starsza pani krzyknęła z mściwą satysfakcją. I to na tyle głośno, że kilka osób przechodzących niedaleko, odwróciło się w ich stronę.

- Wcale że nic takiego nie robię! - Yeonjun zacisnął pięści i ze złością kopnął w brzeg fontanny.

- To na pewno nieporozumienie - wtrącił Soobin, zanim kobieta zdążyła się odezwać.

- Widziałam! Na własne oczy widziałam, jak wybierałeś monety z fontanny!

- No pewnie, że wybierałem - odparł Yeonjun już znacznie ciszej, bez żadnej skruchy w głosie, co trochę zaniepokoiło Soobina. - Czemu miałbym tego nie robić? - zapytał, krzyżując ręce na piersiach. - Należy mi się - dodał na sam koniec, co sprawiło, że kobietą aż zatrzęsła złość.

Soobin rozejrzał się dookoła bezradnie, szukając czegoś albo kogoś, kto mógłby mu pomóc wybrnąc z tej sytuacji, ale oprócz palącego w uliczce koło sklepu Namjoona, nie zauważył nikogo znajomego. Miał też nadzieję, że Namjoon go nie widział, bo wolałby, żeby jego rodzice nie usłyszeli o tym zajściu.

- No co za bezczelność! To fontanna przyjaźni z Ukrytymi Ludźmi! Ważny symbol tego miasta!

- Tym bardziej mi się należy - powtórzył chłopak z uporem. - W końcu jest... - zaczął, ale Soobin w porę zakrył mu usta.

- Przepraszam, naprawdę... to naprawdę pomyłka, my sobie już idziemy... tylk...- zająknął się Soobin.

- Już dzwonię na policję! Co za chamstwo! - kobieta zaczęła grzebać w swojej przepastnej torebce, jednak mimo usilnych starań nie udało jej się wyciągnąć komórki. - Jeszcze się na dobre rok akademicki nie zaczął, a tu już chamstwo z marginesu zjeżdża do miasta!

- Ja ci zaraz pokażę, kim... - Yeonjun wyrwał się na chwilę Soobinowi, ale młodszy chłopak szybciej niż sam by się po sobie spodziewał, znowu zasłonił mu usta ręką.

- Uspokój się, proszę cię, to tylko jakaś stara baba - powiedział cicho wprost do ucha Yeonjuna. Czuł pod palcami, jak chłopak tężeje na chwilę. - I tak nie jesteś jej w stanie nic udowodnić - dodał. Odpowiedziało mu tylko sfrustrowane sapnięcie.

- Ja tego tak nie zostawię! - odgrażała się dalej kobieta, chociaż nadal nie była w stanie znaleźć swojego telefonu, o ile w ogóle go miała.

Soobnin zastanawiał się, czy jest wogóle sens próbować się z nią porozumieć. Było mu trochę szkoda Yeonjuna, nawet jeśli od jakiegoś czasu próbował ugryźć go w rękę, to nadal miało prawo się pomylić i zachować niezgodnie z obowiązującymi zasadami. Chłopak podejrzewał, że książe nigdy wcześniej nie musiał przestrzegać jakichkolwiek zasad, dlatego teraz nie potrafił odpowiednio się zachować.

- Wiejemy - zdecydował nagle.

Jeszcze raz spojrzał na starszą panią w różowym żakieciku miotającą przekleństwami i złapał Yeonjuna za rękę. - Teraz - zdecydował i zanim starszy chłopak zdążył zareagować, pociągnął go w kierunku ulicy, nie zwracając nawet uwagi na to, czy coś jedzie. Przez chwilę słyszał za sobą gniewny krzyk kobiety, ale postanowił zupełnie ją zignorować.

Soobin był prawie w stu procentach pewien, że kobieta go nie zna, a w dodatku prawdopodobnie była przekonana o tym, że są studentami.

- No nieźle - usłyszał rozbawiony głos, kiedy udało im się dotrzeć do alejki na tyłach sklepu Namjoona. - Całkiem nieźle - Soobin odwrócił się w stronę głosu.

Namjoon przyglądał im się, mrużąc z rozbawieniem oczy. Zaciągnął się po raz ostatni i zgasił skręta na chropowatym, szarym murze budynku.

- My... - zaczął Soobin. - Nic nie zrobiliśmy - zaznaczył od razu, mocniej ściskając rękę Yeonjuna i modląc się w duchu, żeby chłopak chociaż raz siedział cicho.

- Jasne, że nie - zgodził się z nim Namjoon, otwierając drzwi na zaplecze. - Chodźcie do środka, odpoczniecie chwilę - dodał, znikając w ciemnym pomieszczeniu. Było już za późno, żeby zaprotestować.

- Yeonjun - Soobin odwrócił się w stronę księcia. - Kiedy będziemy u Namjoona, możesz... możesz przynajmniej udawać, że mnie nie nienawidzisz? Mógłbyś może... może zachowywać się dość przyjacielsko i wiesz... cywilizowanie?

Yeonjun przez chwilę przyglądał mu się w milczeniu, jakby nie do końca rozumiał znaczenie tych słów.

- Może - powiedział wolno. - Może mógłbym - odparł z uśmiechem, który Soobinowi w ogóle się nie podobał.

***

- Co to za miejsce? - syknął cicho Yeonjun, gdy podejrzany mężczyzna, zniknął w wąskim korytarzyku za metalowymi drzwiami. Soobin nic nie odpowiedział, tylko popchnął go lekko w stronę wejścia i zimnego światła, które zapalone było za nim. Yeonjun nie miał wyjścia. Zrobił krok do przodu i wszedł do środka.

Po obu stronach wąskiego korytarza, którym prowadził go Soobin, znajdowały się wysokie półki wypełnione aż po sam sufit jakimś badziewiem. Yeonjun nie potrafił inaczej tego nazwać. Lśniące, małe kule wypełnione wodą i piaskiem przedstawiające chyba Górę Zapomnienia, zajmowały prawie całą ścianę, ubrania i instrumenty muzyczne zajmowały drugą. Wszystkie te rzeczy były jednakowo paskudne i tandetne, a od nadmiaru kolorów, zapachów, brokatu i wszędobylskiego kiczu zaczynały go aż boleć oczy i mimo że naprawdę bardzo się starał zrozumieć na co patrzy to i tak nie był w stanie znaleźć zastosowania nawet dla połowy przedziwnych brokatowych parafernaliów.

Chciał nawet przystać na chwilę, żeby lepiej im się przyjrzeć, ale pewna ręka Soobina prowadziła go do jakiejś sali, która majaczyła w oddali, na samym końcu słabo oświetlonego korytarza. Ból oczu wzmagał się z każdym krokiem i Yeonjun z coraz większą paniką stwierdzał, że nie było to normalne.

Może i faktycznie rzemiosło zwykłych ludzi nie było najpiękniejsze i miał do niego wiele zastrzeżeń, ale nie powinien się tak czuć.

Coś było nie tak. I wtedy, gdy wreszcie dotarli do ostatnich półek. Tych zastawionych kryształami i wisiorkami, migrena uderzyła w Yeonjuna z taką mocą, że chłopak aż zachwiał się lekko.

- Gdzie my jesteśmy do cholery? - warknął, rzucając gniewne spojrzenie w stronę Soobina. Niestety, znów zakuło go między oczami i musiał je przymknąć na chwilę. Pokój, do którego weszli, aż śmierdziała od starej magii i zaklęć, które można było znaleźć gdzieś na obrzeżach puszczy okalającej dolinę i jeśli Yeonjun miał być szczery, to miał ochotę rzucić się na Soobina z pięściami. To było złe miejsce.

- W sklepie z pamiątkami - odparł cicho Soobin, nie odrywając wzroku od mężczyzny, który nucił coś pod nosem, zapalając kolejne światła.

- Chyba izbie tortur - syknął Yeonjun, ściskając mocniej chłopaka za rękę. - Tu jest tyle zaklęć... - mówił dalej ściszonym głosem, ale urwał, bo barczysty facet podszedł bliżej i uśmiechnął się do nich szeroko.

- Herbaty? Kawy? - spytał i przekręcił główny włącznik.

Wysoka lampa z czerwonym abażurem stojąca za zdezelowaną kanapą w duże kwieciste wzory, zaświeciła się, a potem zawieszone przy suficie, maleńkie światełka ożyły i Yeonjun, zapominając na chwilę o bólu głowy, nie potrafił ukryć zachwytu, który raptem go opanował. Być może wydał nawet z siebie jakiś dźwięk i nawet ścisnął mocniej rękę Soobina, ale zaraz spoważniał, czując na sobie wzrok chłopaka.

- Woda - powiedział wolno Soobin, wciąż patrząc na Yeonjuna, który przyglądał się wszystkiemu z ciekawością. Za światełkami przysufitowymi widać było bogato zdobiony strop, z którego zwisały pęczki ziół i kryształów. Kilka z tych ziół Yeonjun kojarzył i był prawie pewien, że to właśnie one są powodem jego bólu głowy. Chłopak nie potrafił się powstrzymać. Wykrzywił usta w paskudnym grymasie, wymieniając cicho w głowie poszczególne rośliny. - Yeonjun?

- Herbata - powiedział cicho. Zdecydowanie nie podobało mu się to miejsce.

- Świetnie - mężczyzna zatarł ręce jakby starał się pozbyć resztek zimna z zewnątrz, ale nie wykonał żadnego innego ruchu. Zamiast tego uśmiechał się szeroko i trochę przerażająco, wpatrując się w Soobina. - No... - powiedział wreszcie. - Nie przedstawisz nas?

- Och! Przepraszam! - Soobin zmieszał się wyraźnie i puścił szybko rękę Yeonjuna, co chłopak przyjął z lekkim zawodem. Może i Soobin był ostatnią pierdołą i Yeonjun był wkurwiony na niego o to, że spętał go bez jego zgody, ale był ciepły, a po przygodzie w fontannie chłopak musiał przyznać, że było mu dość zimno. - To jest Yeonjun - powiedział Soobin głośno. - Yeonjun, to jest Namjoon. Mój przyszywany wujek, tak jakby... przyjaciel moich rodziców - dodał niezręcznie, na co Namjoon zaśmiał się głośno.

- Jestem jego chrzestnym - powiedział z zadowoleniem. Uścisk jego dłoni był mocny i Yeonjun miał wrażenie, że jeszcze chwila, a straci palce. Zwłaszcza, gdy Namjoon położył drugą rękę na ich złączonych dłoniach, jakby dobijał jakiegoś targu. Gdy mężczyzna klepnął ich złączone dłonie po raz kolejny, coś zimnego dotknęło skóry Yeonjuna i chłopak w pierwszym odruchu miał ochotę wyrwać rękę i kogoś uderzyć, ale na szczęście opanował się w ostatniej chwili. Zamiast tego wysilił się na słaby, nieszczery uśmiech, mrucząc pod nosem coś w stylu: "Miło mi", chociaż powiedział to tak cicho, że nie był sam pewien, co miało oznaczać to zdanie.

Od natłoku zapachów i dziwnej, słabej magii, którą dało wyczuć się w tym miejscu, robiło mu się niedobrze i nawet był pod wrażeniem tego jak dobrze idzie mu ściemnianie, że wcale, ale to wcale nie ma ochoty zwymiotować na żarówiastą koszulę wujka Soobina, ozdobioną czarnymi palmami i stadem flamingów.

Gdy Namjoon wreszcie zabrał rękę, coś srebrnego mignęło Yeonjunowi przed oczami, ale nie był w stanie powiedzieć, co to było. Sygnet? Jakaś bransoletka obłożona zaklęciami? Możliwe, w kanciapie, w której się znajdowali, było tyle amuletów i ziół, że można by nimi obkleić pewnie cały budynek, gdyby położyć je obok siebie. Widać było, że ten facet ma nie dość, że ostro zrytą banię, to w dodatku paranoję na punkcie Wolnych Ludzi.

- Nieformalnym chrzestnym - dodał po chwili Namjoon i Yeonujun przez chwilę nie wiedział, dlaczego to zrobił. Wciąż myślał o tym, co właściwie się przed chwilą stało i czym był ten zimny obiekt, którym Namjoon go dotknął i na moment musiał przestać słuchać.

- Nie rozumiem - wydukał, bo facet wciąż szczerzył się jak pojebany, spoglądając to na Soobina to na Yeonjuna. To było trochę przerażające.

- Rodzice Soobina nie lubią się bawić w formalności, chociaż od lat im powtarzam... już czas. Już czas wziąć ślub, już czas wpisać Soobina do rejestru rodzin... - odparł Namjoon, ale Yeonjun był jeszcze bardziej zdezorientowany. Facet gadał jak popieprzony i Soobin musiał chyba się z nim zgadzać, bo gdy podszedł bliżej, Yeonjun widział kątem oka jego minę, która wydawała się dość zrezygnowana.

- To co z tą herbatą? - spytał Soobin niespodziewanie, przerywając wywód wujka. Namjoon znów zatarł dłonie zadowolony.

- Herbata! - huknął, na co Yeonjun aż zrobił krok w tył. Był gotowy do ucieczki, ale Soobin złapał go znów za rękę. - No tak! - krzyczał dalej mężczyzna i podszedł szybko do kącika, gdzie musiała znajdować się herbata.

- Chodź, usiądziemy - Soobin pokazał ruchem głowy na kanapę i pociągnął go w jej stronę. O ile ta wydawała się z daleka na dość zdezelowaną to bliżej było tylko gorzej.

Cały mebel był pełen mniejszych, lub większych dziur, które wyglądały, jakby ktoś je wypalił. Co prawda miał poprzyszywane łatki z różnych, kolorowych materiałów, ale nie poprawiało to wcale jego wyglądu. Było wręcz odwrotnie. W jednym miejscu było widać nawet przedzierającą się przez warstwę wysiedzianego materiału sprężynę, ale ktoś zakrył ją łaskawie cienką, twardą poduszką, co Yeonjun odkrył prawie od razu, gdy tylko złapał za jej róg i podniósł ją do góry.

- Nie - postanowił stanowczo. - Nic z tego. Nie siadam na tym - pokręcił głową, ale Soobin już usiadł i poklepał miejsce obok siebie. - Soob...

- Cukru? - spytał Namjoon za jego plecami. Yeonjun nie spodziewał się, że tak szybko wróci.

- Tak, dziękuję - odparł niepewnie i już bez gadania, usiadł obok Soobina. Zgromił chłopaka wzrokiem, ale ten nie zwracał na to uwagi, tylko zaczął rozkładać talerzyki i jakieś ciastka, które przytargał jego wujek na dość sporej tacy ozdobionej motywem Góry Zapomnienia.

- Gdzie wasze kurtki? - spytał niespodziewanie Namjoon, siadając na fotelu naprzeciwko. Soobin zerknął na Yeonjuna, a potem na własne ręce, jakby dopiero teraz zauważając brak ubrania.

- Zostawiłem w dinerze - przyznał z wahaniem chłopak i zaraz odblokował telefon, który wciąż ściskał w drugiej dłoni. - Muszę Beomgyu napisać... - mówił dalej, już bardziej do siebie i zaczął wklepywać coś na ekranie. - Och!

- Coś się stało? - Namjoon pochylił się nad stołem i zaczął rozlewać herbatę do bogato zdobionych filiżanek, które tak kontrastowały z ubiorem mężczyzny, że Yeonjun mało nie parsknął pod nosem.

Facet ubrany był, jakby był środek lata, co tylko podkreślała jego opalenizna, ale ta kanciapa, pseudo salonik, czy gdziekolwiek się teraz nie znajdowali, wyglądała, jakby mieszkała tu jakaś starsza, nie-magiczna pani ze stadem bezdomnych zwierząt.

- Nic - odparł od razu Soobin. - Taehyun zostaje u Beomgyu na kilka dni - powiedział, zwracając się w stronę Yeonjuna, który wciąż przypatrywał się Namjoonowi i jego blond, tlenionej grzywce.

- Kuzyn Kaia? - zdziwił się Namjoon, odchylając się do tyłu wraz z całym fotelem, który zaskrzypiał niebezpiecznie. Soobin skinął głową. - Jeszcze go nie poznałem, ale słyszałem o nim sporo on Jimina.

- Jimin... - powiedział Soobin, ale szybko się poprawił. - Pan Park to mój nauczyciel od matmy. Namjoon i Jimin są małżeństwem - wyjaśnił, co trochę zdziwiło Yeonjuna, bo nawet o to nie pytał.

W pomieszczeniu zapadła niezręczna cisza, przerywana tylko siorbaniem herbaty przez wujka Soobina i samego chłopaka, który pałaszował ciastka z taką zawziętością, jakby ktoś go głodził. Yeonjun zerknął na niego kątem oka i złapał za delikatną filiżankę. Była ciepła i chłopak aż przymknął na chwilę oczy, starając się zapomnieć o bólu głowy.

- To...- odezwał się wreszcie Namjoon. - Co to za akcja z tą fontanną? - ciasteczko Soobina upadło na posrebrzany talerzyk.

- Co proszę? - spytał, a potem zerknął na Yeonjuna. Wyglądał na lekko przestraszonego i na krótki moment Yeonjunowi zrobiło się go szkoda. - My... Yeonjun - widać było, że szuka w głowie jakiegoś usprawiedliwienia, ale nic logicznego nie przychodzi mu na myśl. Yeonjun tylko na to czekał.

- Pokłóciliśmy się - powiedział głośno, uśmiechając się. - Ja i Soobin - Widać było, że Namjoon nie spodziewa się takiej odpowiedzi. - Soobin wyrzucił naszą couple bransoletkę do fontanny i próbowałem ją odzyskać - dodał bez zająknięcia i pokazał na szary kawałek materiału na przegubie dłoni.

- Soobin! - powiedział Namjoon z oburzeniem, na co chłopak skulił się w sobie i aż odstawił talerzyk z ciastkami na stół. Yeonjun uśmiechnął się pod nosem, widząc jego reakcję, ale nie zamierzał nic z tym zrobić. Soobin sam tego chciał. Yeonjun miał być przyjacielski? To proszę. Cywilizowany? Proszę bardzo. Założył nogę na nogę i upił łyk herbaty. Była mocna, słodka o lekkim lawendowym zapachu.

- To nie tak - zaprotestował słabo chłopak, ale wujek wciąż patrzył na niego z dezaprobatą. - Serio... - mówił dalej. Yeonjun nie zamierzał mu pomagać.

- Mogę jeszcze trochę cukru? - spytał grzecznym tonem i nie czekając na Namjoona, wsypał sobie do filiżanki jeszcze dwie łyżeczki. Dopiero teraz w herbacie dało się wyczuć cytrynowy posmak. - Co to za herbata jeśli mogę spytać?

- Nie wyrzuciłem jej! Nigdy bym tego nie zrobił - zaprotestował Soobin łamiącym się głosem.

- To? - spytał Namjoon w tym samym czasie. Na moment w pomieszczeniu zapadła cisza.

Soobin uniósł rękę do góry i Yeonjun z zaskoczeniem odkrył, że chłopak ściska w niej szary kawałek kocyka, dokładnie taki, jaki on sam miał przewiązany na nadgarstku. Soobin musiał trzymać go w kieszeni, bo nie miał ze sobą ani kurtki ani żadnego plecaka.

Yeonjun o mało nie pogratulował mu na głos. A jednak Soobin nie był tak beznadziejny, jak się spodziewał. Kombinował, miał plan awaryjny i więcej sznurków w zanadrzu.

Poklepał młodszego chłopaka po kolanie, bo Namjoon wpatrywał się w szary skrawek ze zdziwieniem od dobrej minuty. Soobin posłusznie opuścił rękę w dół.

- Ach, to super - powiedział niepewnie Namjoon, wreszcie odrywając wzrok od Soobina, który wyglądał jakby przechodził właśnie jakiś kryzys. - A co do herbaty to jest to herbata od mamy Kaia. Ma pomagać w odstraszaniu Wolnych - dodał i uśmiechnął się słabo.

- Odstraszaniu? - powtórzył za nim Yeonjun. Mężczyzna skinął głową.

- Chodzi o pot - wyjaśnił ochoczo. - Jeśli się ją wypije, nie będą już tobą zainteresowani. Jej działanie można porównać do talizmanu.

- Talizmanu - powtórzył za nim Yeonjun i zerknął do środka swojej filiżanki. Lawenda, skórka cytryny, rumianek i ledwo wyczuwalna szczypta rozmarynu. Wszystko widział aż zbyt wyraźnie na samym dnie między herbacianymi fusami. - Super - dodał cicho, a jego żołądek zaburczał ostrzegawczo.

***

Taehyun był pełen uznania dla umiejętności Kaia i gdyby nie wiedział, że jest nie-magicznym, zwykłym człowiekiem z krwi i kości, mógłby przysiąc, że jest jednym z Wolnych Ludzi. Chłopak posiadał dar do opowiadania historii, a może raczej kłamstw - tak pięknych i tak realistycznych, że nawet najbardziej sceptyczni i wyczuleni na kłamstwa ludzie, wierzyli jego słowom.

Mama Beomgyu po paru zdaniach i zaledwie kilku chwilach, które spędziła z Kaiem, gawędząc w progu własnego domu, uległa jego czarowi.

Jej sroga twarz, która jeszcze moment temu przywitała ich w drzwiach wejściowych, pojaśniała, oczarowana historią, którą snuł ze znawstwem Kai. To było fascynujące i Taehyun, zapominając kompletnie o manierach, nie przedstawił się nawet rodzicom Beomgyu. Zamiast tego skupił się na kolejnych słowach, które przeplatał z prawdziwą wprawą magika, Kai. Nie potrafił oderwać od niego wzroku, bo chłopak naprawdę był w swoim żywiole.

Dopiero, gdy Beomgyu szturchnął go brutalnie pod bok, Taehyun uśmiechnął się szeroko jak na zawołanie i podał wysokiemu mężczyźnie, który właśnie wyszedł z salonu rękę przedstawiając się przy tym głośno.

- To mój tata - powiedział Beomgyu i Taehyun nieomal nie przewrócił oczami, bo podobieństwo między nimi było uderzające i takie stwierdzenie oczywistości nie było potrzebne.

- Miło mi - Taehyun ukłonił się obu rodzicom chłopaka i zaraz został pociągnięty za ramię w górę gigantycznych, rzeźbionych schodów.

Dom Soobina w porównaniu tylko z holem domu Beomgyu wyglądał jak pospolita nora i Taehyun czuł, że ciarki, które poczuł, widząc z oddali dom chłopaka, przybierają na sile. Beomgyu musiał być kimś w rodzaju Yeonjuna dla świata niemagicznych i Taehyunowi zrobiło się na chwilę głupio, przypominając sobie o tym jak zaatakował chłopaka jeszcze kilka dni temu.

Gdyby rodzice Beomgyu się o tym dowiedzieli, chłopak nie wątpił, że postąpiliby tak jak król, gdyby tylko dowiedział się, że oni sami zrobili coś podobnego Yeonjunowi.

Kara śmierci wydawała się teraz Taehyunowi karą lekką i łagodną, na którą raczej nikt z ich grupy nie mógłby liczyć.

W przypadku, gdy w rachubę wchodziło życie lub samopoczucie rodziny królewskiej, nie było taryfy ulgowej i ta myśl uderzyła w Taehyuna tak mocno, że aż stanął w miejscu, blokując Beomgyu wejście na górę.

- Mój pokój jest na końcu korytarza - powiedział Beomgyu i popchnął go lekko, ale Taehyun nie ruszył się ani na milimetr. Wciąż kontemplował w myślach to, jaką karę może wymierzyć mu rada starszych jeśli dowie się o tym, że miał udział w porwaniu i przetrzymywaniu członka rodziny królewskiej. - Taehyun - kolejne klepnięcie wyrwało go z zamyślenia, ale chłopak nie odważył się zrobić kroku.

Gdzieś z oddali dolatywał go wesoły głos Kaia, który wciąż plótł swoją historyjkę, ale i ona zniknęła zaraz w szumie krwi, która uderzyła raptownie w jego twarz z taką mocą, że aż zachwiał się na schodku. Beomgyu położył mu rękę na plecach.

- Ej, dobrze się czujesz? - spytał i o dziwo wyglądał na szczerze zmartwionego, chociaż Taehyun wciąż nie był pewien, co oznaczają niektóre gesty chłopaka i mógł się mylić. Czasem, gdy Beomgyu zaczynał się wydzierać w niebogłosy w trakcie konwersacji i rzucał przekleństwami, Kai tłumaczył Taehyunowi szeptem, że jego przyjaciel właśnie tak okazuje troskę, co wydawało się totalnie mylnym tłumaczeniem, ale nie chciał z tym nawet debatować.

Nie znał się na niemagicznych, nie znał się na ich tradycjach i Kai pewnie miał rację. W końcu był zwykłym człowiekiem, chociaż to stwierdzenie coraz bardziej wydawało mu się fałszywe.

- Tak tylko...- Taehyun zwilżył czubkiem języka spierzchnięte wargi. - Nieważne - dodał i resztę schodów pokonał prawie w podskokach.

- Dlaczego ja ci nie wierzę, co? - spytał Beomgyu, ale jego pytanie nie brzmiało do końca tak, jakby chłopak naprawdę oczekiwał od niego jakiejkolwiek odpowiedzi. - Mój pokój - dodał. Znów niepotrzebnie jak na gust Taehyuna, bo już wcześniej powiedział mu gdzie iść i co znajduje się na końcu korytarza. Beomgyu popchnął drzwi.

Jeśli hol domu chłopaka miał być jakimś wyznacznikiem tego, jak wygląda reszta domu, to to co znajdowało się za dębowymi, eleganckimi drzwiami, przeszło najśmielsze oczekiwania Taehyuna.

Spodziewał się czegoś w rodzaju trochę większego pokoju Soobina. Może z większym łóżkiem i może większym oknem, ale na pewno nie pianinem, które stało w samym rogu pokoju, wciśniętym pomiędzy wielką, podwójną szafę, która kosztowała pewnie więcej niż cały dom Soobina, i elektryczną perkusję.

W drugim rogu sypialni Beomgyu znajdowało się wielkie łóżko, wokół którego wbudowano biblioteczkę i coś w rodzaju małej pracowni malarskiej. Poza tym w pomieszczeniu znajdowało się jeszcze biurko z kilkoma monitorami, które świeciły bladawym, niebieskim światłem i wielka skrzynia, z której wystawał najróżniejszy sprzęt sportowy.

- Och - tylko tyle zdążył wydusić z siebie chłopak, a potem dojrzał w ostatnim kącie pokoju małą sofę, która była już rozłożona, a na jej oparciu leżały starannie złożone ręczniki i przybory toaletowe zapakowane w elegancką, różową torebkę.

- Twoje łóżko - powiedział Beomgyu pokazując niedbałym gestem ręki w stronę rozłożonego łóżka. - Kai będzie spał ze mną - dodał i poszedł prosto w stronę biurka.

Przewiesił przez oparcie krzesła kurtkę Soobina i jego plecak, który zgarnęli przed wyjściem z restauracji i włączył jeden z monitorów. Od razu zaczął coś na nim przeglądać. Taehyun obserwował go jeszcze przez krótką chwilę, ale zaraz opuścił przewieszoną przez ramię torbę, którą dostał od Kaia i rzucił ją obok sofy.

Nie było w niej dużo rzeczy i tak naprawdę mógłby spakować je w niewielki worek, który trzymał w jeden z kieszeni spodni, ale Kai kilka razy powtarzał mu, że ta wizyta musi wyglądać wiarygodnie i Taehyun musi sprawiać wrażenie, jakby przyjechał tu na kilka tygodni, a nie jak uciekinier, którym tak naprawdę był.

- Znowu jestem głodny - Kai wszedł do pokoju i zamknął za sobą z hukiem drzwi. Przez twarz Beomgyu od razu przemknął cień, który już tak został i zaczął się pogłębiać, gdy Kai dalej wydzierał się swoim zwyczajem. - To kto gdzie śpi? - spytał, a Taehyun pokazał mu ruchem głowy na łóżko. - Fuck yeah!

- Czy możesz się trochę przymknąć? - spytał Beomgyu, nawet się nie odwracając. - Moi rodzice zaraz...

- Twoja mama mnie kocha - przerwał mu Kai, machając przy tym niedbale ręką. - Daj spokój. Nic się nie stanie.

- Może teraz nic się nie stanie, ale jak się wyprowadzicie to się stanie - burknął pod nosem Beomgyu.

- Przesadzasz - Kai pokręcił głową.

- Chcesz się założyć? - drugi chłopak wyprostował się wreszcie i znów zgasił monitor. - Soobin nie pisał, jakby ktoś chciał wiedzieć - poinformował i zdjął z siebie ciemnozieloną bluzę. Rzucił ją na oparcie krzesła stojącego przy biurku. - A powiedział, że napisze.

- Może coś się stało? - powiedział Taehyun, ale zaraz się zamknął, widząc minę Beomgyu, który wyglądał, jakby miał ochotę wyjść z powrotem z mieszkania i zacząć poszukiwania młodszego chłopaka. - A może się nie stało i zapomniał? - dodał, bez przekonania.

- Dokładnie - pokiwał głową Kai i usiadł na łóżku Beomgyu, a potem położył się na nim jak rozgwiazda.

- Miał wrócić... miał wrócić z Yeonjunem - powiedział Beomgyu cicho.

- No dobra, ale potem napisał, że jest u Namjoona i że muszą wracać do domu zanim rodzice nie wrócą, co oznacza, że wszyscy żyją i mają się dobrze - Kai uniósł się na przedramionach. - Poza tym, nie jest tak źle. Soobin zostawił nam swoje zamówienie, więc nie narzekaj. Przecież lubisz disco fries.

- Lubię - odparł wolno Beomgyu. - Ale nie zmienia to faktu, że zostawił z nami swój plecak, kurtkę... - urwał, bo Kai zacisnął usta w wąską linię. - No co?

- Zachowujesz się jak jego matka - powiedział Kai, na co Beomgyu aż się zapowietrzył.

- Trochę - Taehyun obszedł chłopaka i usiadł obok Kaia na łóżku. - Troszeczkę - dodał, widząc wściekłą minę Beomgyu. - To nic złego. To miłe nawet.

- Dokładnie - Kai uśmiechnął się szeroko i zaczął podskakiwać w miejscu na materacu.

- Już się tak nie ciesz, bo zaraz będziesz spał na podłodze - powiedział Beomgyu ostrzegawczym tonem, ale po chwili dodał. - Zaraz będzie kolacja, więc jak chcecie iść do łazienki to teraz.

- Zajmuję! - krzyknął od razu Kai i nie czekając na nikogo, wyleciał z pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi z hukiem.

Taehyun widział, jak mina Beomgyu tężeje na krótką chwilę, ale chłopak wziął zaraz jeden uspokajający oddech, wstrząsnął ramionami i po niezadowoleniu, jakie chwilę wcześniej było widać na jego twarzy, nie było już śladu.

W pokoju zapadła cisza.

Taehyun nie chciał być pierwszym, który ją przerwie, ale nie miał za bardzo wyboru, bo Beomgyu wpatrywał się teraz w jego twarz z takim skupieniem, że znów poczuł na sobie ciarki, które zaatakowały jego kark jakieś dziesięć minut temu.

Może chłopak wyglądał niepozornie, ale musiał mieć w tym świecie jakąś władzę. Takie pieniądze nie należą do ludzi niskiego stanu i im bardziej się Taehyun nad tym zastanawiał, tym bardziej dochodził do wniosku, że może powinien jednak zostać w domu Soobina, ignorować Yeonjuna i po prostu medytować aż do końca Przesilenia i nie wchodzić Beomgyu w drogę. Na to było już jednak zdecydowanie za późno.

- Dziękuję, że pozwoliłeś mi przenocować u siebie aż do Przesilenia - powiedział wreszcie Taehyun, uważnie dobierając słowa.

- Nie mi dziękuj, tylko mojej mamie - odparł od razu Beomgyu - I Kaiowi. To jego plan i w końcu to on nasłał, na moją mamę swoją starszą siostrę - jego twarz była pozbawiona emocji, ale Taehyun wiedział, o czym myśli chłopak. Beomgyu nie był zadowolony z takiego obrotu spraw.

- Szybko jej poszło z przekonaniem twojej mamy, żeby mnie przenocować. Myślisz, że ten dar jest rodzinny u Kaia? - Taehyun nie potrafił powstrzymać się przed tym pytaniem. Tak naprawdę siostra Kaia, była równie imponująca ze swoim darem, co jej młodszy brat i nawet zawiozła ich do Beomgyu, co prawda po krótkiej i szeptanej kłótni z Kaiem, ale zawsze. - Ten dar jest naprawdę rzadki nawet wśród naszej ra...

- Nie obchodzi mnie to - przerwał mu brutalnie Beomgyu i podszedł bliżej. Taehyun aż wstrzymał na chwilę oddech.

- Co? - nie zdążył dokończyć zdania.

- Posłuchaj mnie teraz uważnie - mówił dalej Beomgyu. - Jeśli coś zrobisz moim rodzicom, jeśli tylko złapię cię na czymś dziwnym albo magicznym, nawet twój najlepszy przyjaciel Kai ci nie pomoże.

- Kai? - zdziwił się Taehyun i dał kolejny krok w tył. Chłopak nie musiał znać się na mimice nie magicznych żeby zrozumieć, że Beomgyu oszalał. Nie był w stanie inaczej tego opisać. - Kai i ja...- próbował protestować, ale słowa zaraz zamarły mu na ustach, bo Beomgyu kontynuował bez zająknięcia.

- I przysięgam, że jeśli cokolwiek się stanie i będzie to z twojego powodu, osobiście wepchnę ci do gardła najlepszą mieszankę ziół zwalczającą Ukrytych Ludzi przyrządzoną przez mamę Kaia - chłopak wyjął z kieszeni mały woreczek i potrząsnął nim przed twarzą Taehyuna.

Jakieś kryształy obiły się o siebie cicho w środku i chłopak od razu poczuł ulgę, wiedząc, że ból głowy, który czuł przez całe popołudnie nie był spowodowany żadną chorobą, którą mógł się zarazić od niemagicznych tylko ziołami, które Beomgyu trzymał w kieszeni.

- A wtedy nie dość, że ani Kai ci nie pomoże, to nawet i szpital, bo nikt u nas w dolinie nie zajmuje się leczeniem Ukrytych Ludzi.

- Wolnych Ludzi - poprawił go cicho Taehyun, podnosząc wzrok do góry.

Aż do teraz wbijał go we własne stopy, bo Beomgyu machał mu rękoma przed twarzą, ale nie mógł już tego dłużej robić. Od początku wkurzało go używanie przez nie magicznych terminu "Ukryci Ludzie" i nie zamierzał dłużej tego tolerować. Może zwykli ludzie ich tak postrzegali, ale nie zmieniało to faktu, że nie mieli racji.

Nigdy nie byli Ukryci, byli Wolni i to w każdym znaczeniu tego słowa. To zwykli, mali ludzie i ich ciasne, nie-magiczne umysły byli Ukryci i nie pojmowali nawet ćwiartki świata, którym władali. Przyroda nie słuchała się ich tak jak Wolnych. A poza tym nie rozumieli jej tak jak oni i nigdy tego nie zrobią.

- I...- Taehyun wziął jeden, głęboki oddech. - Rozumiem cię. Jesteś panem tego domu, a ja jestem tu tylko gościem, ale być może nie będę nim długo - dodał już głośniej. Odważniej. Aż sam dziwił się tej pewności siebie, którą raptem poczuł. Może chodziło o to, że zauważył w oczach Beomgyu coś na kształt zwątpienia.

- Będziesz tu do Przesilenia. Tak samo jak Kai - odparł prawie od razu Beomgyu, spinając mocno brwi, jakby się nad czymś zastanawiał.

- Chyba, że najpierw znajdę Bezimiennego Księcia i on mi pomoże. Wtedy opuszczę was szybciej - odparł Taehyun. Drugi chłopak powtórzył coś za nim bezgłośnie.

- Soobin - powiedział wreszcie. - Soobin wspominał coś rano o jakimś facecie - dodał niepewnie. - Że... ten wasz król go skazał na banicję i teraz on niby jest gdzieś wśród nas? - zakończył niepewnie.

- Jeśli go odnajdę, ja i Yeonjun nie będziemy już waszym problemem...

a/n: autorka chciała napisać, że nigdy w życiu nie wpadła na pomysł obrobienia fontanny z monet, nawet tej w Wilanowie, gdzie jest dużo euro. To byłoby złe i haniebne zachowanie, a autorka absolutnie nie jest osobą, która by się go dopuściła.

;>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro