14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n:

Piękny art, który dostałam od mimiruki666 <3<3<3 Dziękuję :''')

W komentarzu jest link do jej instagrama, więc możecie zobaczyć więcej jej dzieł :)

- Jak ja cię, kurwa, nienawidzę - wymruczał Yeonjun bardziej sam do siebie niż do Soobina, który stał za nim w pełnej gotowości z małym, wilgotnym ręcznikiem w ręce.

- Przepraszam - wydukał chłopak po raz kolejny tego wieczora i Yeonjun, gdyby miał trochę więcej siły, pewnie pokazałby mu faka albo odwróciłby się w jego stronę, rzucając gniewne spojrzenie. Niestety, kolejna fala nudności uderzyła w niego z siłą huraganu i zamiast na przeklinaniu Soobina, skupił się na trzymaniu deski klozetowej obiema rękami. Była tak przyjemnie zimna, że najchętniej położyłby na niej głowę, ale mimo bólu wciąż miał swoje standardy i nie zamierzał tego zrobić. - Naprawdę nie wiedziałem, że to jakaś magiczna herbata - ciągnął dalej Soobin. - A to, że była robiona, czy tam pakowana w pełnię i nasączana promieniami księżyca, to już pierwsze słyszę.

- Już się zamknij - wymamrotał słabo Yeonjun.

- Co prawda nigdy jej nie piję, bo zawsze się po niej źle czuję, ale myślałem, że... - kontynuował chłopak.

- Soobin! - przerwał mu Yeonjun. - Cisza! - warknął, a potem dodał już trochę słabszym głosem. - Ręcznik - młodszy chłopak od razu posłusznie klęknął obok niego i położył mu wilgotny, mały ręczniczek na karku. W drugiej ręce trzymał szklankę wody. - A to co? Woda księżycowa? - spytał sarkastycznie.

- Kranówa, daj spokój - odparł Soobin wyraźnie speszony, bo Yeonjun nie potrafił powstrzymać brzydkiego grymasu, który pokazał się na jego twarzy. - Dam ci szczoteczkę i pastę, ok? Odświeżysz się trochę i od razu się lepiej poczujesz - kontynuował, ale Yeonjun wciąż patrzył na niego spode łba. Chciał współczuć Soobinowi, który robił się coraz bardziej czerwony na twarzy i trząsł się ze stresu. Naprawdę chciał, ale teraz miał tylko ochotę rozszarpać go gołymi rękoma i tylko to, że chłopak nałożył na niego tonę zakazów, powstrzymywało go od tego. - Zostań tu, a ja pójdę do składzika w garażu po zapasową szczoteczkę

- I spodnie i tshirt...- jęknął Yeonjun, zginając się wpół. To gówno, które wypił w sklepie Namjoona, jak ostatni debil, było chyba najgorszą trucizną, z jaką miał do czynienia w całym swoim krótkim życiu. Może nie śmiertelną, ale na pewno najbardziej bolesną.

- Ach, no tak... nie masz ubrań - mruknął Soobin. Widać było, że dopiero teraz zorientował się, że Yeonjun nie zmieniał od jakiegoś czasu ciuchów. - O cholera, sorry. Jakoś...

- Nie pomyślałeś, tak? - Yeonjun oparł się ze zrezygnowaniem o deskę klozetową. Znów zgromił chłopaka wzrokiem, który zaraz skulił się w sobie jak szczeniak strofowany przez niezadowolonego właściciela.

Yeonjun nawet nie odczuwał z tego powodu satysfakcji, bo na nią niestety, trzeba było mieć trochę siły, a tego naprawde mu brakowało.

- To ja...

- Idź już. Po prostu idź - warknął Yeonjun. Bolesny skurcz na chwilę zabrał mu oddech i gdy wreszcie puścił, chłopak z zadowoleniem stwierdził, że Soobin wziął sobie jego słowa do serca i w międzyczasie opuścił łazienkę.

Był to chyba jedyny plus dzisiejszego wieczoru, chociaż Yeonjun musiał przyznać, że to, że nie spotkali nikogo po drodze z centrum miasta do domu chłopaka, też mogło być małym, wręcz mikroskopowym plusikiem i byłoby nie fair nie wliczać go w ogólny rozrachunek dnia.

Krokusy i szafirki kwitnące przed domem Soobina raczej nie podzielały jego zdania i swój dzień podsumowałyby na minusie.

Yeonjun nie był tego do końca pewien, ale wydawało mu się, że gdy Soobin szukał kluczy po kieszeniach, on sam upadł na kolana i wyrwał kilka z nich z ziemi, starając się zapanować nad swoim drżącym ciałem. Jeśli miał być totalnie szczery to większość drogi do domu chłopaka pamiętał jak przez mgłę.

Yeonjun złapał za szklankę, którą zostawił mu Soobin, upił łyk wody, wypłukał usta i wypluł wszystko do kibla. Czuł się beznadziejnie.

Spojrzał na swoje rozdygotane dłonie i ten cholerny, szary sznurek, przez który czuł się jeszcze gorzej. Złapał jego końcówkę między palce i pociągnął chociaż wiedział, że to i tak nic nie da. Nawet gdyby znalazł coś ostrego, nie byłby w stanie go przeciąć. To mógł zrobić tylko i wyłącznie Soobin, bo to on go spętał, to on odebrał mu możliwość decydowania o sobie i magię, która była gdzieś tam w środku Yeonjuna.

Czuł ją. Gdzieś głęboko, za swoim sercem. Wątłą, ciepłą i złotą, ale przez pęta i ich moc wydawała się odległa i niedostępna. Jakby ktoś wsadził ją do przezroczystego, szklanego pudełka i Yeonjun gdy tylko o tym myślał, miał ochotę płakać. Chyba jeszcze nigdy nie czuł się tak bezsilny.

Wziął jeden, głęboki oddech i znów oparł się o kibel, starając się uspokoić.

Jeśli szybko czegoś nie wymyśli, jego - co mógł teraz przyznać, nie do końca przemyślany wybryk z usunięciem mgły, może się skończyć dla niego samego dość słabo.

Naprawdę nie chciał nawet myśleć o tym co zrobią jego rodzice, gdy wszystko wyjdzie na jaw. I nawet nie chodziło o to, że nie było już Strażnika Mgły, ale to, że dał się podejść, złapać jak ostatni debil i stracić swoją magię. To mogło nawet bardziej wkurwić jego ojca niż przypadkowe morderstwo, jeśli miał być ze sobą szczery.

- Kurwa - wyszeptał cicho, trąc w zamyśleniu własne nadgarstki. Musi istnieć jakiś sposób na to, żeby to wszystko ogarnąć, ładnie, zgrabnie i bez ponoszenia większych konsekwencji. Yeonjun wiedział o tym, a może raczej - był o tym przekonany. Po prostu jeszcze nie wpadł na to, jak to zrobić i póki co dawał sobie czas żeby przemyśleć wszystko w spokoju, ułożyć w głowie bez stresu i spiny.

Czas niestety nie działał na jego korzyść. Był bezwzględny i płynął swoim torem, a z każdym dniem zbliżali się coraz bliżej Przesilenia. Yeonjun powoli zaczynał odczuwać panikę, co było dla niego dość nowym uczuciem.

- Kurwaaa... - powtórzył agresywniej, ciągnąc z całej siły za szary kawałek tkaniny, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nic to nie da. Zadowolona twarz Taehyuna od razu stanęła mu przed oczami.

To przez niego był w tym gównie aż po uszy, to on wpadł na pomysł z pętami zrobionymi z kocyka i gdyby nie on, Yeonjun nie złamałby tabu i nie użył magii poza Brugh. A na dodatek ten cholerny, upierdliwy gówniarz wbił sobie do głowy, że Bezimienny będzie rozwiązaniem ich małego konfliktu.

Na to Yeonjun nie potrafił sobie pozwolić. Może i jego pierwszym odruchem było niedowierzanie, bo Bezimienny był bardziej mitem niż faktem, ale im dłużej Yeonjun przebywał w miasteczku, tym bardziej musiał przyznać, że może w rozumowaniu Taehyuna jest jakaś logika, a mit nie do końca musi być mitem. Może być legendą.

Gdzieś w miasteczku tliła się czyjaś magia, a raczej jej pozostałości i nawet mimo tego, że Yeonjun nie mógł korzystać z własnych mocy i jego zmysł był trochę przytłumiony, wyczuwał ją. Widział ją.

- Sklep Namjoona, centrum miasta, dom Soobina, ogród Soobina - wyliczał cicho, starając sobie przypomnieć, gdzie czuł jej słaby, złoty dotyk. - Ogród Soobina - powtórzył, bo coś nie dawało mu spokoju.

Wstał na chwiejnych nogach z zimnej podłogi i podszedł do drzwi łazienkowych. Na samym końcu korytarza znajdowało się okno, ale nawet z tej odległości i mimo mroku, który panował na zewnątrz, widział rosnący zaraz za nim zielony dąb.

Yeonjun złapał się ściany i krok za krokiem posuwał się do przodu, nie odrywając od niego wzroku.

Potężne, piękny dąb o zdrowych gałęziach uginających się od nadmiaru liści.

Przesunął wzrok w dół, na zieloną trawę poniżej, a potem na krokusy i szafirki, które jeszcze niedawno rosły przy ścieżce prowadzącej od furtki. To były wiosenne kwiaty. Różowa hortensja rosnąca przy samym wejściu do domu też nie miała prawa kwitnąć, ale Yeonjun patrzył się na jej kwiaty i na pewno nie była to żadna halucynacja.

Zaraz za bramą wejściową mocny wiatr porwał suche liście i wrzucił je do kałuży. Bezlitosny dotyk jesieni był widoczny na wszystkich pozostałych trawnikach i drzewach w okolicy.

- Yeonjun! - krzyk Soobina wyrwał go z zamyślenia. Chłopak wbiegał szybko po schodach na górę. W obu rękach miał jakieś siaty, z których wystawały ubrania. - Wracaj do łazienki

- Bo? - spytał Yeonjun, ale zaraz dostał odpowiedź od własnego żołądka, który znów zacisnął się mocno. - Nie mam już siły - jęknął, na co Soobin rzucił siaty na podłogę i złapał go pod bok.

- Chodź...- powiedział, a Yeonjun nie zamierzał już z nim walczyć. Nawet nie miał już ochoty na niego specjalnie narzygać tak, jak wcześniej planował. Pozwolił mu się zanieść z powrotem do łazienki, a potem posadzić na koszu na bieliznę. - Musisz pić dużo wody - Soobin dolał wody z kranu i wcisnął chłopakowi szklankę do ręki. - Inaczej tego nie wypłuczesz z organizmu.

- Myślisz, że tego nie wiem? - mruknął pod nosem Yeonjun, ale za jego słowami nie kryły się już żadne emocje. Był na to zbyt zmęczony. Upił ledwie łyk, a żołądek znów zaczął go rwać tak bardzo, że mało nie wypluł całej wody jaką trzymał w ustach na Soobina, który wciąż klęczał przed nim.

- Pij, pij - zaczął popędzać go Soobin, klepiąc lekko po kolanie. - Dam ci zaraz drugą szklankę.

- Jesteś gorszy niż moja mama - warknął Yeonjun, ale posłusznie dopił do końca wodę i podał mu naczynie. Magia sznurków miała w tym trochę swojego udziału, ale nie wyglądało na to, że Soobin coś zauważył. Chłopak po prostu wstał z klęczek i nalał wody z kranu od razu podając Yeonjunowi szklankę. - A tak właściwie... - zaczął wolno, opuszczając dłoń. - To... skąd ty masz ten koc? - spytał. Widać było, że Soobin nie spodziewał się tego pytania.

- Chodzi ci o...

- Dobrze wiesz, o co mi chodzi - Yeonjun nawet nie silił się na uprzejmy ton. Soobin wzruszył ramionami.

- Chyba od mojej dawnej rodziny. Nie wiem dokładnie - dodał. - Tata mówi, że już go miałem ze sobą, jak mnie znaleźli. - Widać było w jego ruchach wahanie. Jakby bał się powiedzieć za dużo. Yeonjun położył szklankę obok siebie.

- Jak to znaleźli? - spytał.

- No... tego dnia - zająknął się chłopak i urwał raptownie. - Nieważne. Po prostu go mam i tyle.

- No nie wiem, czy takie nie do końca ważne. Ten koc...

- Wiem, Taehyun już mi o tym powiedział - przerwał mu Soobin i zaraz dodał niecierpliwie. - Pij już tę wodę i zaraz musimy uciekać do mnie. Tata niedługo wróci z plenerów i pewnie będzie chciał się wykąpać - wyjaśnił. Yeonjun zazgrzytał zębami.

- Czy to był rozkaz? - spytał wolno, co prawda tym razem nie czuł żadnego szarpnięcia ze strony magicznych sznurków, ale i tak spytał. Soobin naprawdę wkurzał go z tym ciągłym zamartwianiem się i rozkazami. To było męczące.

- Chyba... tak? - odparł Soobin niepewnie. - Po prostu zrób to i spadamy do mnie do pokoju. - Yeonjun patrzył na niego przez chwilę. Naprawdę, gdyby nie te cholerne sznurki na nadgarstkach i szyi, to młodszy chłopak leżałby dawno martwy na dywanie.

Tylko one chroniły Soobina przez tym, co czuł Yeonjun patrząc na niego. Przed jego złością i wściekłością, która podchodziła mu pod gardło za każdym razem, gdy młodszy chłopak postanawiał użyć na nim magii, której kompletnie nie rozumiał i której nigdy nie powinien być panem. To było prawie jak świętokradztwo wzburzające krew Yeonjuna.

I może Soobin udawał, że wie jak z niej korzystać i stwarzanie pozorów i zakazów szło mu całkiem nieźle, to nie wiedział, że Yeonjun miał jeszcze jedną broń, której nigdy nie zawahał się użyć i przez którą dużo rzeczy uszło mu w życiu na sucho.

Absolutną bezwstydność, z której był dumny i której nie mógł odebrać mu chłopak. Czasem ogień można zwalczać tylko ogniem. Yeonjun uśmiechnął się paskudnie pod nosem, wstając z kosza.

- Co? - zdążył spytać Soobin. Czarny golf, który miał na sobie Yeonjun upadł na ziemię, zaraz po nim dołączył do niego pasek od spodni. Soobin wytrzeszczył komicznie oczy i dał krok w tył, obijając sobie boleśnie biodro o umywalkę.

- Zwariowałeś? - pisnął, zasłaniając oczy. Yeonjun parsknął pod nosem.

- Chcę się wykąpać - odparł z całą mocą, na jaką go było teraz stać. Aż sam zdziwił się, ile miał raptem sił, chociaż jeszcze niecałe dwadzieścia minut temu umierał, łapiąc się brzegu kibla. Ale musiał przyznać, że widok speszonego Soobina dodawał mu jakiejś dziwnej energii.

- No dobra, dobra...- Soobin, z wciąż spuszczoną głową, zaczął wycofywać się z łazienki. - To ogarniaj się, a ja ci dam ubrania. Przyniosłem je... - urwał raptownie. A potem ktoś syknął i chłopak zamknął się na dobre.

- Zajebiście - mruknął pod nosem Yeonjun, rozpinając spodnie. - A wziąłeś dla mnie tę szczoteczkę? - spojrzał w bok, na Soobina, który patrzył się przerażony na coś po swojej lewej stronie. - Co jest? - spytał i wyszedł z łazienki.

Obok Soobina z dość marsową miną stał niewielki facet. Może nie nie wielki, ale przy Soobinie każdy wyglądał jak karzeł.

- Czy ty nie powinieneś być teraz na zajęciach dodatkowych? - spytał mężczyzna, patrząc wciąż na Soobina, ale zaraz przeniósł wzrok na Yeonjuna, który raptem poczuł się bardzo, ale to bardzo nagi. O mało nie zakrył klatki piersiowej w pierwszym odruchu, ale zaraz szybko się opamiętał i zamiast tego wypiął ją jeszcze bardziej, nabierając powietrza.

- Mój tata, Yoongi - wydukał Soobin, pokazując obiema rękoma na faceta w niesamowicie brudnych ogrodniczkach. - Poznajcie się.

***

Jin zapukał w okno witryny sklepu z pamiątkami. Namjoon siedział przy komputerze. Sprawdzał coś na ekranie, co chwilę zerkając na swój wysłużony zeszyt, w którym zapisywał przychody.

Mężczyzna, gdy tylko go zauważył, pomachał entuzjastycznie i od razu poderwał się, żeby otworzyć drzwi.

- Nie idę do ciebie - od razu zapowiedział Jin.

- Nie? - zdziwił się Namjoon.

- Umówiłem się z twoim mężem - z uśmiechem podniósł butelkę wina, którą trzymał w dłoni.

- To zaraz do was dołączę, muszę tylko skończyć kilka rzeczy tutaj, ok? Chyba, że chcesz poczekać - zaproponował, odsuwając się, by zrobić Jinowi przejście.

- Tak Namjoon, patrzenie jak coś przepisujesz do komputera po dwunastogodzinnym dyżurze to naprawdę szczyt moich marzeń - Jin przewrócił oczami.

- Na pewno? Może zmienisz zdanie, mam dla ciebie info, których nie znajdziesz w newsroomie - uśmiechnął się chytrze, a Jin przez chwilę naprawdę rozważał tę propozycję. Namjoon z racji lokalizacji sklepu zawsze wiedział o wszystkich dramach, które działy się w miasteczku, a które nie były odpowiednie, by dzielić się nimi na antenie.

Chociaż Jin mieszkał w miasteczku od jakiś piętnastu lat, przez lokalną społeczność nadal był traktowany jako przyjezdny. W dodatku ani on, ani Yoongi nigdy nie brali udziału w lokalnych świętach, co wielu mieszkańcom wydawało się podejrzane. Dlatego oprócz Namjoona nikt nie chciał dzielić się z nim plotkami. Nie to, żeby Jin jakoś szczególnie cierpiał z tego powodu, bo wbrew pozorom nigdy nie był zbyt towarzyską osobą.

- Przyjdziesz później, to opowiesz - zdecydował, czując, jak jego komórka w kieszeni wibruje. - Jimin się obrazi i tyle będzie z mojego świętowania weekendu - oznajmił.

- Serio? - Namjoon nie dawał za wygraną. - To o Soobinie - dodał niby mimochodem.

Jin westchnął głęboko. Mógł się tego spodziewać po wczorajszym wieczorze, a właściwie nocy, ale trochę liczył na to, że jego syn chociaż przez jeden dzień będzie się trzymał z dala od kłopotów.

- Ale z ciebie konfident, Joonie! Na własnego chrześniaka skarżysz - zmrużył oczy, krzyżując ręce na piersiach. - Poza tym... jeśli to o Soobinie, to tym bardziej wolę się najpierw napić - klepnął przyjaciela w ramię. Nie da mu tej satysfakcji i nie pokaże po sobie, że nie ma pojęcia, co znowu mógł spierdolić jego syn.

Jin cofnął się w boczną uliczkę, prowadzącą na zaplecze i do mieszkania Namjoona i Jimina, które zajmowało całe piętro budynku, w którym mieścił się sklep z pamiątkami.

Jin kiedyś zazdrościł im tej przestrzeni, której w dodatku nie musieli nawet dzielić na osobne pokoje. Ich własny domek przez wiele lat, zanim nie dobudowali części z pracownią Yoongiego, był naprawdę niewielki i wszędzie, ale to wszędzie walały się w nim zabawki i jakieś przybory do malowania, na które ktoś bez przerwy nadeptywał. Teraz było już trochę lepiej, przynajmniej nie musiał już się martwić o to, że stanie na jakimś zagubionym klocku lego.

- No jesteś wreszcie, już myślałem, że coś się stało! - Jimin wyłączył telewizor i wyjrzał z pokoju. - Dzwoniłem do ciebie - dodał z wyrzutem.

- Chill, Jimin. Co się mogło stać? - Jin wszedł do środka. - Wino kupiłem - podał butelkę młodszemu mężczyźnie.

- Jedno tylko? - w jego głosie słychać było szczery zawód. - Przecież wiesz, że jutro mam wolne przez tą głupią wycieczkę do parku krajobrazowego. Mogę pić dzisiaj!

- W plecaku mam jeszcze dwa - od razu uspokoił go Jin, zdejmując kurtkę. - Możesz włożyć na razie do lodówki albo na balkon, na dworze też jest zimno - dodał ostrożnie, wyjmując pozostałe butelki, które Jimin szybko wstawił do prawie pustej lodówki. - Namjoon wspominał coś o Soobinie - zaczął Jin, starając się, by ton jego głosu brzmiał niezobowiązująco.

- A nie wiem, nie gadam z nim - Jimin wyjął z szafki kieliszki, które po chwili namysłu położył z powrotem na półce, sięgając po solidne, przynajmniej półlitrowe kubki. - To znaczy z Namjoonem nie gadam, obraziłem się na niego.

- Aha, a... a ok - Jin kiwnął głową. Wdawanie się w konflikty innych par było samobójstwem, a on liczył na spokojny i miły wieczór. Poza tym ten temat otwierał bramy piekieł, czyli do żalenia się na swojego chłopaka, męża, dziewczynę. I wtedy wypadało też powiedzieć coś złego o własnym partnerze.

I tu zaczynał się problem, bo Jin właściwie nie miał Yoongiemu nic do zarzucenia, a nawet jeśli miał, to nie było to nic, co chciałby obgadywać to z kimkolwiek. Bo oczywiście, że Yoongi czasem go wkurwiał i to nawet okrutnie, ale ani Jimin, ani nikt poza jego własnym chłopakiem nie musiał o tym wiedzieć.

- A co znowu zrobił Soobin? - Jimin zmienił temat, wlewając wino do kubków.

- Dlaczego od razu zakładasz, że coś zrobił i to znowu? - obruszył się Jin, chociaż w głębi duszy wiedział, że to pytanie było całkiem zasadne.

Soobin może i nie był złem wcielonym i Jin wierzył, że chłopak naprawdę nigdy nie chciał zrobić nic złego, ale miał pecha i prędzej czy później zawsze się w coś wplątywał.

- No wiesz... - Jimin upił trochę wina. - Nie, w zasadzie to nawet go dzisiaj nie widziałem, gdyby nie ten wkurwiający dzieciak od Kaia, to pewnie w ogóle nawet bym o nich nie myślał.

- Ten rudy? Dzieciak jak dzieciak - Jin wzruszył ramionami i powstrzymał się przed wypiciem zawartości kubka duszkiem. Nadal nie miał pojęcia, czemu wczoraj w pokoju Soobina zrobiła się jakaś dzika awantura i czemu ten rudy dzieciak ryczał jak pojebany. Podobnie jak Beomgyu, który wyglądał jakby ktoś zabił mu co najmniej chomika.

- No właśnie nie, on tylko wygląda jak dzieciak, ale... - zaczął Jimin, zniżając głos do konspiracyjnego szeptu.

- Tak naprawdę ma dwieście lat i jest wampirem? - wszedł mu w słowo Jin.

- Oj spierdalaj, ja mówię poważnie! On jest jakiś dziwny, nie dość, że właściwie nie musi chodzić do szkoły, a chodzi, to jeszcze w dodatku jest zawsze przygotowany. Robi nawet te zadania dla chętnych. Czy znasz kogokolwiek, kto je robi?

- Ja bym nie robił - stwierdził Jin z przekonaniem. Był również pewien, że jego syn też nie zniżyłby się do tego poziomu, nawet gdyby wiedział, jak je rozwiązać, co było jeszcze mniej prawdopodobne.

- No właśnie! - krzyknął Jimin i odstawił kubek z winem na szklany stół z taką siłą, że prawie go nie zbił. - A on robi, a ja muszę to później sprawdzać, jakbym nie miał nic lepszego do roboty - dodał z pretensją w głosie.

- To po chuj je w ogóle zadajesz?

- Bo niektórzy rodzice są znacznie bardziej ambitni niż ich dzieci i życzą sobie, żeby miały dodatkowy materiał do ćwiczeń - westchnął Jimin.

- To brzmi jak stara Beomgyu - mruknął Jin, wzdrygając się.

- To była stara Beomgyu - zgodził się Jimin. - O kurwa, nie powinienem tego mówić - od razu zatkał sobie usta.

- Oj weź, przecież i tak z nią nie gadam. Jest stara i pojebana, nic dziwnego, że ten dzieciak spędza większość swojego życia u Soobina.

- Albo na zajęciach dodatkowych - podsunął Jimin, kiwając ze smutkiem głową i dolał im do kubków resztkę wina z pierwszej butelki.

- Ja bym się zabił - odparł Jin z przekonaniem, czekając aż Jimin upora się z odkorkowaniem butelki.

- Czemu byś się zabił? - zapytał Namjoon, wchodząc do salonu. Nadal miał na nosie okulary do pracy na komputerze, które niebezpiecznie zjeżdżały mu z nosa.

- Gdybym musiał cię znosić codziennie - Jin spojrzał na niego przelotnie, zastanawiając się, czy powiedzieć coś o tych nieszczęsnych okularach, które prędzej czy później wylądują na podłodze.

- Przecież mieszkaliśmy razem przez jakiś czas - zaprotestował Namjoon, przynosząc sobie z kuchni kubek i stawiając go w rządku obok czekających na dolewkę naczyń.

- Dlatego wiem, co mówię - Jin przyglądał się, jak Jimin rozlewa wino do kubków, ostentacyjnie omijając ten podstawiony przez Namjoona. Widocznie tym razem doszło do jakiejś większej dramy.

- Oj daj spokój - jęknął Namjoon. - Nadal jesteś zły?

- Nie mam pojęcia, o czym mówisz - odparł Jimin lodowatym tonem. - To są butelki wyliczone tylko na dwa kubki. Jeśli chcesz się z nami napić to przynieś sobie coś z barku - dodał pojednawczo, chociaż Jin wiedział, że to tylko dla zachowania pozorów, kiedy tylko wyjdzie, a pozostała dwójka będzie względnie trzeźwa, nastąpi druga runda kłótni. Dopóki nie musiał tego znosić, absolutnie mu to nie przeszkadzało.

- A Yoongi nie przyjdzie? - Namjoon podszedł do niskiej szafki, wyładowanej alkoholami, które w domu Jina nie przetrwałyby dłużej niż dwa tygodnie.

I już nawet nie chodziło o Soobina, który nigdy nie odważył się zwędzić czegoś mocniejszego niż smakowe piwo, jakie i tak kupowali dla niego i udawali, że nie mają pojęcia o tym, że ginie za każdym razem. Soobin nie lubił gorzkich rzeczy, więc mocniejszy alkohol odpadał. Za to Jin lubił i sam, samiutki wychlałby prawdopodobnie wszystko do ostatniej kropli.

- Yoongi pojechał gdzieś robić artystyczne zdjęcia, a później będzie siedzieć z dzieckiem - odparł zgodnie z prawdą, chociaż to nie było faktycznym powodem nieobecności Yoongiego.

- Myślałem, że Soobin ma już plany na wieczór - Namjoon uśmiechnął się tym swoim szerokim, kretyńskim uśmiechem, który nigdy nie był szczery i prowadził do czegoś złośliwego. - No z tym swoim chłopakiem, z Yeonjunem.

- Z jakim Yeonjunem? - zainteresował się Jimin, jakby nagle życie Soobina stało się jego największą atrakcją życiową.

- No z Yeonjunem - odparł Namjoon dumny z siebie, że wreszcie wie więcej niż jego mąż.

- Wydawało mi się, że on i ten rudy dzieciak od Kaia coś... no nie wiem, może faktycznie mi się wydawało, bo on jest strasznie dziwny i trudno stwierdzić, czy w ogóle ma jakieś uczucia - powiedział w zamyśleniu Jimin, popijając swoje wino. - A w dodatku nie mruga. Przerażający jest ten dzieciak, mówię wam.

- Na pewno ma jakieś uczucia, wczoraj ryczał tak bardzo, że prawie obsmarkał sobie koszulkę - mruknął Jin, zanim się zorientował, że powiedział stanowczo za dużo.

- Ale jak to ryczał? Czemu ryczał? Pobili się o coś? Ten dzieciak nie chodzi nawet do naszej szkoły, powinni przynajmniej starać się zachowywać przy nim cywilizowanie! - Jimin aż pochylił się w stronę Jina, czekając niecierpliwie na odpowiedź.

- No ryczał, pewnie prędzej czy później to sobie wyjaśnią. To nie tak, że ktoś próbował go zabić - odpowiedział Jin z trochę mniejszym przekonaniem, bo dźwięki, jakie dochodziły w nocy z pokoju Soobina, mogły świadczyć właśnie o tym. - W każdym razie... wyglądał na nienaruszonego fizycznie.

- To może faktycznie... - mruknął pod nosem Namjoon. - No bo wiesz... dzisiaj Soobin przyszedł do mnie do sklepu razem z tym Yeonjunem i...

- Czemu mieliby do ciebie przychodzić? - zdziwił się Jimin.

- Zawołałem ich, to przyszli - Namjoon wzruszył ramionami. - Wcześniej ten cały Yeonjun, bo wyszedłem na dwór zapalić, więc wszystko widziałem, to ten cały Yeonjun próbował obrobić fontannę - oświadczył z dumą, a Jin zakrztusił się winem, którego różowawa plama została na przodzie jego spranej koszulki.

- Ja nie wiem, czemu to cię tak bawi - Jimin zgromił go wzrokiem. - Przecież to przestępstwo, tak myślę.

- To przecież... oj... - zaczął Jin, wycierając się z wina. - To jest tak głupie albo genialne, że nie mogę się jeszcze zdecydować. W tej fontannie na pewno jest masa kasy, wszyscy durni turyści wrzucają tam monety.

- No na pewno sporo by się uzbierało - zgodził się z nim Namjoon. - Jakaś baba go jednak przegoniła, bo Yeonjun wdał się z nią w jakąś pyskówkę. Soobin próbował chyba jakoś to wszystko załagodzić, ale się poddał i zwiali, to zaprosiłem ich do siebie.

- Zaprosiłeś ich do siebie, bo byłeś zjarany Joonie. Jak zwykle - warknął Jimin, widocznie zły o to, że nikt nie podziela jego oburzenia. Jin spojrzał na niego. Już chyba wiedział o co mogli się pokłócić, a raczej dlaczego.

- To też... ale pomyślałem sobie, że ich zaproszę na herbatę i dowiem się czegoś więcej, dla ciebie - zwrócił się do Jina.

- Jestem wzruszony - mruknął Jin, skupiając się na swoim kubku i winie.

- No więc... koniec końców. Przycisnąłem ich trochę i wyszło na to, że Yeonjun i Soobin się pokłócili, a Soobin. Twój syn, a mój chrześniak - zawiesił na chwilę głos dla dramatycznego efektu. - Wywalił ich couple bransoletkę do fontanny.

- Soobin by tego na pewno nie zrobił - zaprotestował od razu Jin. Znał na tyle swoje dziecko, by wiedzieć, że robienie scen w ogóle nie leży w jego charakterze. Nie tak go wychowali. Soobin był jak Yoongi. Prędzej by umarł niż zaczął publicznie jakąś kłótnię.

- Yeonjun myślał, że tak się stało i podobno szukał tej bransoletki, ale Soobin miał ją w kieszeni, więc... chyba się pogodzili na koniec.

- Wypijmy za happy end w takim razie - Jin podniósł do góry swój kubek i stuknął się ze szklanką Namjoona. Może z tego powodu wszyscy wczoraj mieli taki chujowy nastrój? Albo w nocy stało się coś, o co Soobin i Yeonjun się pokłócili. Bez względu na to, co faktycznie się wydarzyło, Jin nie miał zamiaru się wtrącać, dopóki Soobin sam z tym do niego nie przyjdzie. To nie była jego sprawa.

- I co? - zapytał po chwili Jimin z niedowierzaniem. - Tak to zostawisz?

- No, pogodzili się w końcu, co nie? To chyba dobrze - Jin wzruszył ramionami, zastanawiając się, czy powinien mieszać wino z whiskey, którą pił Namjoon, a która zdecydowanie bardziej do niego przemawiała w tym momencie. Z jakiegoś powodu poczuł, że musi wypić chociaż jednego szota.

- Ale Soobin to jeszcze małe dziecko - Jimin nabrał nerwowo powietrza. - Przecież... jeszcze nie powinien mieć nikogo - protestował dalej. - No weźcie, przecież on ma dopiero siedemnaście lat!

- Dopóki nie robi tego, co ty z Namjoonem, kiedy miałeś siedemnaście lat, to mi to w ogóle nie przeszkadza - skłamał gładko Jin, chociaż w głębi serca zgadzał się z Jiminem w stu procentach.

a/n: i jesteśmy już w połowie ff :)

I drugi przepiękny art, który specjalnie trzymałam na ten rozdział, bo pojawiają się tu minjoony

od _last__hope_

Pees
Lisek, który się pojawia w jednym z rozdziałów, istnieje naprawdę:

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro