19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

14 lat wcześniej

W domu panował zaduch, było też wilgotno i Jin z obrzydzeniem stwierdził, że znów zaczyna się pocić. Tynk, który nie tak dawno został położony na ścianach i suficie był jeszcze mokry miejscami i ani wietrzenie, ani rozkręcanie na maksa kaloryferów nie dawało za bardzo rezultatów. Nie dziwiło go to.

W końcu był początek grudnia, a pogoda na zewnątrz i padający bez przerwy od dobrych trzech dni śnieg, wcale nie pomagał w wysychaniu ścian.

Jeśli coś to tylko utrudniał sprawę i Jin po raz kolejny zadawał sobie w duchu pytanie dlaczego zdecydowali się na ten remont od razu po kupnie domu.

- Chyba jednak wolę ten bielszy kolor. Kość słoniowa, czy gołębie pióro, czy coś takiego - mruknął Jin, drapiąc się po policzku. Yoongi odwrócił się w jego stronę z prędkością błyskawicy. Pędzel, który trzymał w dłoni mało nie upadł na wyłożoną gazetami podłogę. - Miałeś rację. Będzie za ciemno, jak pomalujemy cały pokój na ten kolor. Smutno to wygląda. - złapał za kubek z kawą i upił małego łyczka. - Będziemy musieli kupić od cholery lamp, żeby doświetlić to pomieszczenie, a na to chyba nie mamy już budżetu.

- Jin... - powiedział Yoongi.

Niby nic, ale Jin wiedział, że jego chłopak był sfrustrowany. Tak naprawdę to od południa kłócili się o to na jaki kolor powinien być pomalowany salon i faktycznie Yoongi mówił mu wyraźnie i dość głośno, że najciemniejszy z kolorów jaki Jin kupił w sklepie, nie nadaje się do tego pomieszczenia i, że powinni wybrać jakiś inny odcień, ale Jinowi podobał się właśnie ten ciemnoszary i argumenty Yoongiego do niego wcale nie trafiały. Aż do teraz.

- To nie moja wina, że nie mam wyobraźni przestrzennej. Tobie jest łatwo mówić. Jesteś artystą... - jęknął, ale jego chłopak wydawał się niewzruszony. Zmarszczka, która pojawiła się na jego czole pogłębiała się z każdą sekundą i Jin wiedział już, że musi coś z tym zrobić. - Klusko, nie złość się... - jęczał dalej. - To nie było specjalnie - odstawił kawę na bok i podszedł do Yoongiego, który wciąż patrzył się na niego z niedowierzaniem. Jin objął go w pasie i pocałował w skroń. - Przepraszam - mruknął i pocałował go jeszcze raz, w to samo miejsce. - Kocham cię, pamiętaj o tym - kolejny pocałunek wylądował na czole chłopaka. - Ty też mnie kochasz, kupiliśmy razem dom na kredyt. Nie możesz się już z tego wycofać - dodał, a Yoongi zaczął się śmiać pod nosem.

- Wiesz jakich argumentów użyć - odparł i podniósł głowę do góry. - Kim Seokjin, mistrz podrywu.

- No raczej, w końcu jesteśmy razem - Jin pocałował go w czubek nosa, a Yoongi skrzywił się lekko. - Nie rób takiej miny. To twoja wina, że masz taki chujowy gust.

- No niestety - Yoongi zaśmiał się cicho. - I to się już raczej nie zmieni - dodał z udawanym smutkiem. Tym razem to Jin zaśmiał się głośno, ale zaraz przestał, gdy Yoongi odepchnął go od siebie i zaczął ściągać z siebie poplamiony fartuch. - Koniec na dziś - oświadczył.

- Nie chcesz...

- Kocie, musimy poczekać, aż ściana wyschnie i...- urwał, bo ktoś zapukał do drzwi. Jin pewnie nie usłyszałby tego nawet, ale gdy Yoongi umilkł, pukanie powtórzyło się. Było ciche i dość nieśmiałe, jakby ktoś nie wiedział, czy jest mile widziany.

- Spodziewamy się kogoś? - spytał Jin, a Yoongi wzruszył ramionami w odpowiedzi.

- Jimin i Namjoon? - powiedział, ale w jego głosie nie było pewności. - Może wcześniej wrócili z urlopu i chcą odebrać swoje klucze?

- Nie, Jimin by zadzwonił - odparł od razu Jin i zaczął iść w stronę wejścia. - Idę! - krzyknął na wszelki wypadek, ale pukanie nie powtórzyło się.

Otworzył drzwi na oścież. Pomarańczowa lampa na ganku dawała już białe światło i była to jedyna rzecz, jaką zauważył w pierwszym momencie. Poza nią była tylko biel. Nieskończona, pokrywająca dachy, samochodu i ulicę. Śnieg, który padał, był tak gęsty, że furtka prowadząca do ich domu była ledwie widoczna w tej zamieci, podobnie jak ścieżka. Dopiero wtedy Jin poczuł niepokój. Ktoś ewidentnie pukał do drzwi, ale nie widział żadnych śladów. Ani na progu, ani na ścieżce, ani na chodniku przy ulicy.

- Yoongi!

- Co? - głos jego chłopaka dobiegł z głębi domu. Na szczęście Jin nie musiał wołać go jeszcze raz, Yoongi chyba wyczuł w jego głosie niepokój i zaraz był przy nim.

- Co się stało? - spytał, łapiąc go za dłoń. Jin pokazał palcem na ścieżkę. - Och - Yoongi westchnął tylko.

- Ty też to słyszałeś, prawda? - Jin upewnił się. - Ktoś pukał. Dwa razy i... - urwał, bo coś po prawej stronie drzwi poruszyło się.

W pierwszym odruchu chciał wepchnąć swojego chłopaka do środka i zatrzasnąć drzwi, ale coś miauknęło pod białym puchem. Klęknął przed wyraźną górką śniegu. Jednak to co wziął wcześniej za hałdę śniegu okazało się szarym kocem, który zdążył pokryć się śniegiem. Strzepnął białą warstwę na bok i złapał materiał między palce.

- Wolni podrzucili nam chyba kota... - powiedział szybko podekscytowanym tonem, którego sam do końca nie rozumiał. Nie to, że nie przepadał za kotami, lubił je, chociaz zawsze myślał, że jeśli już zdecydują się na jakieś zwierzę to raczej będzie pies. Labrador.

Jednak prezenty od Wolnych były czymś wyjątkowym, zdarzały się naprawdę rzadko i traktowano je jako wyjątkowy zaszczyt. Czasem wydawały się dziwne i kompletnie przypadkowe, a ich wartość osoba obdarowana dostrzegała później, nawet po latach.

Jeśli ktoś już coś dostał to zazwyczaj było to coś, czego naprawdę się potrzebowało albo coś co naprawdę mogło odmienić życie obdarowanego. Tak mówili znawcy tematu i Jin nie zamierzał się z nimi kłócić.

Wolał również, by jego życie biegło spokojnym torem i nie przecinało się zbyt często z losami jakiś Wolnych, ale na to nie miał już kompletnie wpływu. Jedyne, czego się nauczył w ciągu swoich dwudziestu lat życia, a może bardziej w ciągu ostatniego roku było to, aby akceptować rzeczy, na które nie ma się wpływu. A bycie obdarowanym prezentem od Wolnych było właśnie taką sytuacją i Jin nie mógł zrobić nic z faktem, że ktoś postanowił zrobić im prezent.

- To chyba... - zaczął mówić Yoongi, ale urwał, bo Jin pociągnął już za materiał.

Na śniegu, owinięte w szary koc siedziało dziecko. Było prawie sine z zimna i drżało tak, że Jin miał wrażenie, że ktoś podłączył je do prądu. Jego policzki i przedramiona były poplamione krwią, a biały sweter, które dzieciak miał na sobie, był w strasznym stanie. Wyglądał, jakby ktoś pociął go nożem, chociaż Jin szczerze w to wątpił, bo gdzieniegdzie widać było przysmolone brzegi. Jakby ktoś wyciągnął go z pożaru albo jakiegoś innego wypadku, ale nigdzie nie było żadnej kartki, ani żadnego wyjaśnienia kim jest ten dzieciak, jak ma na imię i przede wszystkim: gdzie są jego rodzice.

- To... nie jest kot - powiedział wolno, wciąż gapiąc się na dzieciaka, który nie mógł mieć więcej niż dwa, trzy lata. Na pewno nie był bobasem, tego jednego Jin był pewien chociaż musiał przyznać, że nie bardzo znał się ani na bobasach, ani na żadnych dzieciach tak naprawdę. Yoongi klęknął obok nich i złapał za kawałek szarego materiału, który powoli ginął pod warstwą padającego bez ustanku śniegu. - I co teraz? - spytał Jin cicho.

- Wejdźmy najpierw do środka - odparł Yoongi, na co dziecko uniosło głowę do góry.

Jin był prawie przekonany, że dzieciak był głuchy, w szoku albo w ogóle nie rozumiał ludzkiej mowy, bo do tej pory nie zwracał na nich uwagi, ale wtedy ich oczy spotkały się i od razu zauważył swój błąd. Widocznie dziecko postanowiło na razie się nie odzywać.

- Ale masz wielkie oczy - powiedział bez sensu, odgarniając dość długie włosy dziecka z twarzy. Były posklejane krwią, ale nie wyglądało na to, że była to jego krew, chociaż Jin musiał przyznać, że nie był ekspertem. Być może gdzieś w burzy ciemno-brązowych włosów była jakaś ranka, ale jej nie widział. Najostrożniej jak potrafił, wziął dzieciaka na ręce.

Na początku było dość niezręcznie, bo nie był pewien, jak to zrobić. Jeden, jedyny raz, kiedy miał na rękach tak małego człowieka, wspominał jak koszmar. Dzieciak wyrywał się non stop, darł w niebogłosy i wyginał jak opętany, chociaż nie działo mu się absolutnie nic złego. Od tamtej pory konsekwentnie odmawiał zbliżania się do jakiegokolwiek bachora na każdym rodzinnym zjeździe, a od dzieci trzymał się z daleka nawet w sklepach.

Teraz jednak nie mógł pozwolić sobie na ten luksus. Zostawienie dzieciaka na dworze nie wchodziło w grę i chociaż Jin nie wiedział, jak go trzymać i gdzie, to na szczęście dzieciak nie wyrywał się i zachowywał się cywilizowanie.

Jin miał raczej wrażenie, że był jak lalka. Poddał się bez walki i gdy tylko go dotknął od razu schował twarz w zagłębieniu między jego szyją a obojczykiem.

- No już...- powiedział cicho, bo wydawało mu się, że usłyszał cichy płacz.

- Nastawię wodę na kąpiel - powiedział Yoongi, gdy tylko znaleźli się w środku. Rzucił szary koc na podłogę obok drzwi wejściowych i podszedł do Jina. - I może poszukam jakiegoś małego t-shirtu, czy czegoś takiego, żeby go przebrać - zaproponował.

- Zrób tak. Spróbuję zdjąć z niego ten sweter - odparł, ale Yoongiego już nie było na parterze. Jin westchnął cicho. Mieli wiele rozmów na ten temat z Yoongim, o jego bezszelestnym znikaniu w trakcie rozmowy, ale jego chłopak wciąż miał problemy ze zrozumieniem tej, wydawałoby się, dość prostej prośby.

Jin usiadł na pierwszym schodku, sadzając ostrożnie dzieciaka na kolanach, starając się teraz nie myśleć o tym, że mają w mieszkaniu obce dziecko, z którym absolutnie nie wie, co zrobić, bo nigdy nawet przez myśl mu nie przeszło, że będzie się znajdować w takiej sytuacji.

To było zmartwienie na później. Teraz musiał zająć się małym nieszczęściem siedzącym na jego kolanach. I jego małymi, poranionymi paluszkami, na których widok Jina aż coś zatykało w gardle.

- Hej - powiedział, siląc się na uśmiech. Znów odgarnął włosy z czoła dzieciaka. Nie był do końca pewien, czy była to dziewczynka, czy może raczej chłopiec, ale nie miało to żadnego znaczenia tak naprawdę. Najdelikatniej jak umiał, podniósł ręce dziecka i zdjął z niego sweter, a raczej to co z niego zostało.

- Zimno ci, co? - spytał Jin szeptem, chociaż nie spodziewał się żadnej odpowiedzi. Dzieciak zadrżał, ale wciąż nie wyglądał, jakby miał zamiar płakać. To co wcześniej wziął za płacz, było tylko czkawką.

Jin musiał przyznać, że dzieciak był bardzo grzeczny, chociaż podejrzewał, że mogła być to wina szoku po tym, co go musiało spotkać. Nawet podczas kąpieli i po niej, gdy Yoongi ubrał go w swój stary t-shirt i położył do ich prowizorycznego łóżka na dmuchanym materacu nie uronił ani łzy.

- I co teraz? - Jin powtórzył pytanie, zamykając za sobą cicho drzwi od sypialni. Yoongi nic nie odpowiedział, jakby w ogóle nie usłyszał pytania. - Yoongi, to... to twoje? - zapytał Jin ostrożnie, chociaż doskonale wiedział, że dziecko nie należy do jego chłopaka. Bardziej chciał zmusić go do jakiejś reakcji.

- Co moje? - zapytał Yoongi zaskoczony.

- Dziecko, a co niby - mruknął Jin, krzyżując ręce na piersiach.

- Nie, no coś ty... jak możesz tak myśleć w ogóle? Skąd miałbym je wziąć? - sapnął zdenerwowany.

- Z kobiety, a skąd? - mruknął Jin i nagle poczuł się tak strasznie zmęczony, że nawet odechciało mu się kłócić. Usiadł na podłodze i ukrył twarz w dłoniach. - Przepraszam, to nie twoja wina... prawdopodobnie - powiedział cicho. Yoongi podszedł bliżej i usiadł obok niego.

- Jin, mówiłeś kiedyś, że wiesz.... że chcesz mieć dziecko, czy coś? Takie prezenty od Wolnych raczej nie są przypadkowe - powiedział ostrożnie.

Jin podniósł głowę, próbując przypomnieć sobie wszystkie poważne rozmowy, które przeprowadził w swoim krótkim życiu.

- Mówiłem o karierze i pieniądzach - westchnął. - I pieniądzach.... mogłem wspomnieć też, że chciałbym być korespondentem wojennym i zdobyć nagrodę Pulitzera, ale... to nie było prawdziwe życzenie, bo wtedy się z Namjoonem zjaraliś... - urwał, patrząc na Yoongiego z przerażeniem. - O kurwa... zjaraliśmy się z Namjoonem raz, bo Jimin pojechał do dziadków czy coś, więc mieliśmy wolny dom i rozmawialiśmy o poważnych rzeczach i on cały czas pierdolił, że chce mieć dziecko, żeby wiesz... robić z nim takie stereotypowo ojcowskie rzeczy, więc go wyśmiałem oczywiście - oznajmił dość dumny z siebie. - Wiesz, jaki jest Namjoon, jak już wpadnie w ten swój tryb pierdolenia? - Yoongi skinął tylko głową. - I właśnie wtedy był w tym trybie i powiedział coś krindżowego, typu chciałbym mieć dziecko, żeby dać mu szansę na zbudowanie lepszego świata... coś takiego, bez sensu.

- No ok, to nawet nie brzmi tak źle - stwierdził Yoongi, a Jin tylko się skrzywił.

- W każdym razie... ale nie oceniaj mnie, byłem zjarany wtedy, więc możliwe, że powiedziałem, że dzieckotowsumieniejestzłypomysl - dokończył Jin szybko.

Yoongi przekrzywił głowę, starając się odtworzyć w myślach to, co przed chwilą powiedział jego chłopak.

- Więc...

- Nie zaczynaj tak zdania nawet - fuknął Jin, nadal ukrywając twarz, jednak jego kark i uszy robiły się coraz bardziej czerwone. Yoongi przewrócił oczami.

- W każdym razie powiedziałeś, że chciałbyś mieć dziecko.

- Nie oskarżaj mnie teraz! - Jin podniósł gwałtownie głowę, gotowy do odparcia kolejnych zarzutów, ale Yoongi wskazał na drzwi sypialni, w której spał chłopiec. - Nie myślałem wtedy, a o pieniądzach mówiłem z milion razy i co? - powiedział już znacznie ciszej, czując wyrzuty sumienia, że w ogóle kłóci się o to z Yoongim.

Właściwie nawet się nie kłóci, bo Yoongi tylko zadaje pytania, które go coraz bardziej nakręcają, a on się boi i nie ma pojęcia, co robić. A teraz w dodatku czuje się chujowo, bo to wyglądało tak, jakby nie chciał tego dzieciaka czy coś. Może był ostatnią osobą na świecie, która mogłaby go chcieć. I chociaż dzieciak nie mógł jeszcze rozumieć, jakie to uczucie, to on doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

- Myślisz, że powinniśmy zadzwonić na policję albo... - zapytał już znacznie spokojniej.

Yoongi pokręcił głową.

- Sam mi kiedyś mówiłeś, że takie prezenty są specjalnym wyróżnieniem - Jin skinął głową, tak słyszał, ale w swoim życiu słyszał bardzo wiele 'faktów' o Wolnych Ludziach, które kompletnie mijały się z prawdą.

- Zwracanie prezentów w kulturze Wolnych nie jest mile widziane, więc... może tak miało się stać? - zapytał nieśmiało Yoongi.

- Nie mówisz poważnie - zaprotestował Jin, chociaż coraz bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że to nie ma sensu. To już się stało, zostało postanowione, zanim zdążyli otworzyć drzwi, żeby wziąć małą znajdę do domu.

- Nie mówię, że to idealna sytuacja - powiedział wolno chłopak, podnosząc się z podłogi. - Wszystko ma swój cel - dodał tajemniczą maksymę w stylu zjaranego Namjoona. - Chcesz... herbaty? - zapytał, opierając się o dopiero co pomalowaną ścianę.

Jin miał ochotę krzyczeć, ale nie mógł, bo nie chciał, żeby dzieciak pomyślał, że są jacyś patologiczni. O ile takie dzieci już myślą.

- Ja...- Jin zająknął się. - Ale... nawet nie wiemy jak on ma na imię. Nawet... nawet - jąkał się dalej, idąc za swoim chłopakiem.

- Jak miał na imię twój ojciec? - spytał Yoongi z kuchni.

- Soobin, przecież wiesz - odparł Jin, a jego chłopak uśmiechnął się szeroko. - Yoongi...- powiedział ostrzegawczo. - Nie, to takie wieśniackie imię. Bez przesady. Będą się nad nim znęcać w szkole.

- Po moim ojcu raczej go nie nazwiemy, byłoby jeszcze gorzej - stwierdził Yoongi. - W szkole będzie musiał sobie z tym jakoś radzić.

***

- Twoje moce jeszcze się nie obudziły - mówił monotonnym tonem, Taehyun, a Yeonjun łapał się co chwila na tym, że znów zaczyna przysypiać. Było mu ciepło pod kocem, który narzucił na niego Soobin i musiał przegapić połowę konwersacji, toczącej się po drugiej stronie pokoju, bo cała czwórka zmieniła miejsce i nie siedzieli już wokół niego na łóżku. Otworzył ostrożnie jedno oko i odgarnął grzywkę, starając się zrozumieć na jakie frakcje podzieliła się paczka Soobina.

Wyglądało na to, że Taehyun i Kai jak zwykle stanowili jeden front i prezentowali Soobinowi reżim zaprojektowany przez Taehyuna, który zakładał ćwiczenie nie obudzonych jeszcze mocy chłopaka w każdej wolnej chwili. Soobin i Beomgyu siedzący obok okna, słuchali ich ze skupieniem, ale Yeonjun był prawie pewien, że Beomgyu nie kupuje ani jednego słowa Taehyuna. Soobin natomiast.... Yeonjun westchnął, widząc jego pełne przerażenia spojrzenie. Chłopak wyglądał tragicznie. Kolana trzęsły mu się tak bardzo, że miał wrażenie, że siedzący na poduszce obok Beomgyu dostanie zaraz choroby lokomocyjnej.

Yeonjun musiał przyznać z niechęcią, że było mu trochę szkoda Soobina. W końcu nie codziennie dowiaduje się, że jest się jakąś zagubioną i dość ważną postacią, a w dodatku księciem, który powinien zasiadać na tronie małego państwa.

Zwłaszcza że dla wszystkich byłoby lepiej, włącznie z Soobinem, żeby soobinowa, a właściwie Taehyunowa misja posadzenia chłopaka na tronie, nie powiodła się. To było samobójstwo, Yeonjun inaczej nie potrafił tego nazwać.

Bo jego własnego ojca można było opisać na wiele sposobów i król Hoseok, król Brugh i okolicznych ziem i lasów, nie był kimś, kto przegrywa. Był okrutny, władczy, pozbawiony skrupułów, a jego moc sięgała daleko i głęboko i Soobin nie miał z nią najmniejszych szans. Był bezbronnym motylem, który ledwie nauczył się fruwać, a ojciec Yeonjuna huraganem, który przetrąci wątłe skrzydła niedoszłego księcia zanim ten zdąży się zorientować, że stało się coś złego. Yeonjun naprawdę nie chciał być świadkiem tego upadku. To byłoby zbyt okrutne widowisko, zbyt bolesne, a poza tym Yeonjun musiał z ciężkim sercem przyznać, że mimo tego, że Soobin potrafił irytować go nieziemsko, miał swoje zalety i gdyby doszło do takiego starcia, byłoby mu ciężko wybrać stronę. Naprawdę nie chciał znaleźć się w takiej sytuacji.

- Możesz być trochę ciszej albo lepiej... zamknąć się? Próbuję się zdrzemnąć - Yeonjun usiadł na łóżku, odgarniając włosy z twarzy. Taehyun fuknął coś niewyraźnie pod nosem w odpowiedzi. - I dać mu wreszcie spokój? - machnął ręką w powietrzu, nie pokazując na nikogo konkretnego, ale i tak wszyscy wiedzieli o kim mowa, bo Soobin zaczął się trząść jeszcze bardziej, gdy zrozumiał sens pytania Yeonjuna.

- A czy ty mógłbyś przestać się wtrącać w sprawy, które cię nie dotyczą? - odparł chłopak.

- Wtrącać? - powtórzył za nim Yeonjun. - Ja? - upewnił się, a potem mruknął przeciągle. - Sorry, ale to ty od dobrej godziny pierdolisz jak najęty. Nie ja. Nawet słowem się nie odezwałem - zauważył.

- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło - syknął przez zaciśnięte zęby Taehyun. Yeonjun wzruszył ramionami i z niechęcią wstał z posłania.

- Poza tym... - powiedział, przeciągając ostatnie słowo. - Czy naprawdę mnie nie dotyczą te wasze... sprawy - wycedził podchodząc bliżej pozostałej czwórki. - Ojciec będzie szukać mnie. Nie Soobina, nie ciebie i tym powinniście się zajmować, a nie przewrotem wojskowym - zwrócił się do Taehyuna.

Naprawdę chciał dźgnąć go palcem w tors dla podkreślenia swoich słów, ale Kai stał za blisko i Yeonjun podejrzewał, że zostałby zatrzymany, zanim zdążyłby unieść rękę. Zamiast tego złapał na oślep jedno ciastko, które leżało na talerzyku na skraju biurka. Było czarne, przekładane jakąś dziwną, zbitą, bitą śmietaną i zupełnie niejadalne w opinii Yeonjuna, ale wziął jeszcze trzy i wpakował je sobie do ust żeby przekonać się, czy ma rację.

- Chociaż...- powiedział niewyraźnie, bo wciąż miał trochę jedzenia w ustach. - Mój ojciec pewnie wkurwi się, jak się dowie, co mi zrobiłeś i będzie chciał twojej głowy, więc daleko nie zajdziecie w swoich planach - dodał szybko po czym zwrócił się do Kaia. - Paskudne - stwierdził, przełykając szybko ciastka i zabrał kolejne dwa z talerza stojącego na biurku. - Co to jest?

- Oreo - odparł Kai, na co Yeonjun pokiwał głową i zawinął jeszcze jedno. - Smakuje ci?

- W życiu, ludzkie jedzenie jest paskudne. Zupełnie niejadalne - Yeonjun pokręcił głową i szybko dokończył swoją porcję. - O czym to ja mówiłem? - zreflektował się szybko, bo pozostała czwórka wpatrywała się w niego z lekkim przerażeniem. - Ach, no tak. Mój ojciec nie będzie zadowolony...

- Dlatego potrzebujemy Soobina...

- Ty potrzebujesz - przerwał mu Yeonjun. - Potrzebujesz jego ochrony i jego mocy, bo sam jesteś bezbronną niedojdą, która nie potrafi nawet przywołać błyskawicy - usiadł na łóżku i założył nogę na nogę. - Oni... - pokazał palcem na Beomgyu, a potem na Kaia. - Im nic do tego. Są zwykłymi ludźmi, którzy nic nie znaczą.

- Brugh potrzebuje prawdziwego władcy, potrzebuje Soobina...- mówił dalej niezrażony Taehyun, a Yeonjun zaśmiał się krótko. - Co? Co cię tak śmieszy? - spytał.

- Słowo: "władca" użyte w jednym zdaniu z imieniem Soobina. Bez urazy - dodał szybko i dotknął delikatnie ramienia chłopaka, który wciąż wpatrywał się w niego z lekkim strachem. Yeonjun niewiele myśląc ujął jego podbródek między dwa palce i zamknął jego półotwarte usta. - Robisz zupełnie niepotrzebne zamieszanie, Taehyun - dodał i zwrócił się do chłopaka, który był cały czerwony na twarzy. - Ten nasz mały konflikt mógł zostać tylko między mną i tobą, a tak... - przeniósł wzrok na Beomgyu, którego twarzy nie potrafił teraz kompletnie rozczytać, a potem na Kaia, który wyglądał, jakby zaczął mieć wątpliwości.

- To jest jego spuścizna, jego prawo - bronił dalej swoich racji Taehyun, ale Yeonjun wiedział już, że osiągnął sukces.

Plan, który przedstawił wszystkim chłopak, wydawał się w świetle tych argumentów po prostu głupi i niewystarczający. Yeonjun uśmiechnął się sam do siebie. Odpowiednio dobrane słowa potrafiły rozbić nawet najmocniejsze przyjaźnie i najsolidniejsze pakty, a on był ich mistrzem. Taehyun nie miał z nim żadnych szans.

- Nie słuchajcie go - powiedział trochę drżącym głosem młodszy chłopak.

- Yeonjun...- zaczął Beomgyu niepewnie. - No ma trochę racji - Taehyun spojrzał na Soobina, który przez cały czas nie odezwał się ani słowem.

- Ostrzegałem cię przed tym - powiedział do niego Taehyun. - Yeonjun ma dar do słów, on jest jak trucizna, on...

- No tak, ale...- Soobin przerwał mu i wstał wolno z podłogi. Widać było, że nie wie, co ze sobą zrobić. Czy powinien usiąść z powrotem, przejść się, gdzie wsadzić ręce. - Obiecałem, że ci pomogę i dotrzymam obietnicy, więc spokojnie. Nie zostawię cię - powiedział poważnie i przeniósł wzrok na Yeonjuna. - Nie chcę być królem. Nie chcę nikogo odsuwać od władzy - zapewnił szybko, na co Taehyun wydał z siebie dźwięk protestu. - To....- machnął ręką w powietrzu. - To wszystko to tylko tak na wszelki wypadek. Gdyby wiesz... gdybym musiał jakoś nas obronić...

- Nie na wypadek - wtrącił się Taehyun, na co Yeonjun westchnął głośno. - Jesteś przyszłym władcą Brugh, Soobin. Nasi ludzie wyczekiwali twojego powrotu przez lata. To nie jest zabawa ani gdybanie, czy będziesz nim, czy może nie. To twoje przeznaczenie - mówił dalej, podniesionym tonem. Kai próbował uciszyć go gestem dłoni, ale widać było, że Taehyun miał fazę i nie zwracał już na nic uwagi. - A on... uzurpator - pokazał palcem na Yeonjuna, który odchylił się lekko do tyłu. - I jego ojciec powinni gnić w lochach za to, co zrobili naszemu narodowi - Yeonjun nie wytrzymał i parsknął głośno. Ton, w który popadł Taehyun był tak patetyczny, że nie mógł go dłużej znieść.

- Oj, siedź już cicho - mruknął i położył się na łóżku, a potem przeturał na bok i wyjął spod łóżka czarne pudełko, które gdy tylko weszli do pokoju, Soobin ukrył w pośpiechu pod stertą brudnych ubrań. - Poza tym... wątpię żeby książę... - specjalnie zaintonował ostatnie słowo mocniej. - Soobin wtrącił własnego chłopaka do lochu. Prawda, Binnie? - spytał, przewracając się z powrotem na plecy i puścił oczko do chłopaka, który aż poczerwieniał na twarzy.

- Kogo? - krzyknął Beomgyu i Yeonjunowi nie uszło uwadze jak bardzo załamał mu się głos. Nie do końca brzmiało to jak mutacja.

- On tylko tak żartuje - zapewnił go od razu Soobin. Kai gwizdnął przez zęby. - Żartuje! - powiedział głośniej i podszedł do Yeonjuna, który zdążył otworzyć kartonik.

- Twoi rodzice mówią co innego - odparł i wyjął z opakowania broszurki związane gumką recepturką - Zwłaszcza Jin. On mnie uwielbia. Trzy razy oznajmił na głos jak bardzo.

- To nieprawda - pokręcił głową Beomgyu. - To nie może być prawda... - mruczał pod nosem, a potem spojrzał na spanikowanego Soobina. - To prawda?

- Nie, ja... - powiedział od razu chłopak. - Rodzice mnie źle zrozumieli. Chyba, raczej, na pewno - poprawił się.

Yeonjun usiadł na łóżku i rzucił plik broszurek na kolana Beomgyu.

- Dali nam swoje błogosławieństwo - powiedział do chłopaka, a potem zaśmiał się cicho. Beomgyu wziął jedną z broszurek do ręki i od razu cały poczerwieniał na twarzy. Yeonjunowi wydawało się, że od zaciskania mocno szczęki popękają mu zaraz wszystkie zęby. Było to interesujące. Nawet bardzo. - Byli bardzo przygotowani - dodał, czekając na reakcję młodszego chłopaka.

- Dlaczego w ogóle... - zająknął się Soobin, patrząc to na Beomgyu, to na Yeonjuna. - Podsłuchiwałeś? Nie, Yeonjun - pokręcił głową. Złapał za wieko kartonika, zabrał broszurki z kolan Beomgyu i wsunął karton z powrotem pod łóżko. - Nie wracajmy do tego tematu, proszę.

- Nie chcesz podzielić się z przyjaciółmi dobrymi wieściami? - spytał i zaśmiał się głośno. - Nie pogratulujecie nam? - spytał ogółu, ale wbił wzrok w Beomgyu, który wyglądał, jakby miał zaraz zwymiotować. - No daj już spokój, Beom - zwrócił się do chłopaka. - Chyba nie jesteś zazdrosny, nie?

- Niby o co? - spytał, ale jego głos był dziwnie pozbawiony emocji.

Jego oczy mówiły jednak coś zupełnie innego i gdy tylko Yeonjun to zauważył, nieomal pisnął na głos z radości. Zamiast tego, ledwo ukrywając uśmiech, przysunął się bliżej krawędzi łóżka i wbił wzrok w chłopaka. Z tej odległości widział go jeszcze lepiej. Każdy najmniejszy ruch mięśni wokół oczu, udawany, sztuczny pół uśmiech, przez który aż cierpła Yeonjunowi skóra na karku.

Soobin w tym samym czasie, szeptał coś nerwowym i cichym głosem w stronę Taehyuna i Kaia. Pewnie próbował wytłumaczyć im to całe nieporozumienie, ale jeśli Yeonjun miał być szczery to miał to gdzieś. Nawet lepiej, że Taehyun jest teraz czymś zajęty i nie zwraca na niego i na Beomgyu uwagi. Bo jeśli nie można było zatrzymać szaleństwa, w które powoli ten gnojek zaciągał Soobina, u źródła, to trzeba będzie zaatakować od flanki. Znaleźć to najsłabsze ogniwo i spróbować nagiąć je do swojej woli. To było jedyne wyjście.

- Idę do łazienki - wymamrotał Beomgyu po dłuższej chwili i na lekko chwiejnych nogach wstał z podłogi.

- Pójdę z tobą - zaoferował od razu Yeonjun, rzucając się za nim w stronę wyjścia. - Popilnuję łazienki - dodał chociaż, gdy tylko wypowiedział to zdanie na głos od razu wydało mu się głupie. Beomgyu nic nie odpowiedział i bez słowa wyszedł z sypialni. Yeonjun nie potrafił już ukryć uśmiechu.

***

Soobin rozłożył się płasko na ziemi i przywarł do tralek w balustradzie schodów, starając się usłyszeć jak najwięcej z rozmowy telefonicznej, którą prowadził właśnie Jin.

- Nie wiem, Yongsun, nie uważasz, że to brzmi trochę dziwnie? - zapytał Jin, siadając na najniższym stopniu schodów z telefonem w ręku.

Początkowo Soobin naprawdę nie zamierzał go podsłuchiwać, bo praca taty niespecjalnie go interesowała. Dlatego ten telefon też nie wydał mu się szczególnie istotny.

- No na przykład to, co mówią te osoby.... No to, że szukają księcia. Przede wszystkim, jak oni mogą mówić w takim stanie? Przecież oni no nie powinni już nic mówić.... - urwał i nabrał głośno powietrza w płuca. Właśnie wtedy Soobin zdecydował, że ta rozmowa może być dla niego istotna.

- ...a policja? Czy oni jakoś odnieśli się do tej całej sytuacji? Tych... - Jin rozejrzał się. - tych odnalezionych, których ewidentnie popierdoliło? Wiesz, że nie możemy zjebać sobie relacji z policją. - westchnął i podrapał się po karku. - Wiem, że wiesz, po prostu się zastanawiam, co byłoby najlepsze i co powinniśmy przekazać.

Cisza na dole przedłużała się. W pierwszej chwili Soobin chciał zaprotestować i zacząć poganiać tatę, ale nie mógł tego zrobić. Tak naprawdę to powinien teraz wrócić do swojego pokoju i powiedzieć Yeonjunowi, że jego ojciec chyba zaczął go szukać. Jednak nadal nie ruszył się nawet o centymetr. Może jest jeszcze coś, czego mógłby się dowiedzieć.

- No właśnie! - krzyknął z dołu Jin, przez co Soobin mało sam nie krzyknął. Jin podniósł się gwałtownie ze schodka i wyszedł do kuchni. - O tym samym pomyślałem! Przecież tu nigdy nie było monarchii! - na szczęście mówił teraz podniesionym głosem i Soobin, przysuwając się bliżej balustrady, nadal mógł wszystko słyszeć. - Naprawdę była? No, kurwa, może pięćset lat temu czy coś... wtedy nawet kraju tutaj nie było, więc to żaden... - przerwał gwałtownie. Soobin słyszał, jak tata nalewa wodę do czajnika. - To zróbmy tak, dzisiaj w serwisie możesz podać uaktualnioną listę zaginionych i tych, którzy się znaleźli, przygotuj notkę o tym, że ci co...no wiesz. Ci których nie dało się złapać, mówią, że szukają księcia i wyślij ją do policji. Jeśli ją zaakceptują, to pójdzie rano w pierwszym serwisie - Soobin usłyszał dźwięk stawianych na blacie kubków. Miał ochotę krzyknąć, że też napiłby się herbatki.

- Binnie, czemu leżysz na podłodze? - usłyszał nad sobą zaciekawiony głos Yoongiego.

Soobin przekręcił się wolno na plecy, by spojrzeć na ojca. Próbował wymyślić jakiś logiczny powód, dla którego leżenie na podłodze pośrodku korytarza będzie wydawało się całkiem zasadne, ale jakoś nic szczególnego nie przychodziło mu do głowy.

- Ja... - zaczął niepewnie. - Ja nie wiem - przyznał w końcu, siadając na podłodze. - Tata rozmawiał przez telefon w kuchni i... nie chciałem mu przeszkadzać, więc czekałem, aż skończy, bo chcę iść po jedzenie - wyjaśnił, co na dobrą sprawę nadal nie tłumaczyło jego zachowania.

- Podsłuchiwałeś - stwierdził Yoongi, siadając obok niego.

- Możliwe, że przypadkiem udało mi się coś usłyszeć - odparł z wahaniem, chociaż sam był zaskoczony swoją elokwencją. Z drugiej strony nie kłamał, przynajmniej nie do końca. Naprawdę był głodny, naprawdę chciał iść do kuchni, ale ton głosu taty brzmiał całkiem srogo, więc postanowił poczekać, a korytarz wydawał się bezpieczniejszy niż jego własny pokój. Wolał nie pojawiać się przed Yeonjunem bez wieczornych snacków.

- Binnie... - Yoongi westchnął i pogłaskał go po głowie. - Przecież wiem, że się martwisz - dodał po chwili. Soobin już nabierał powietrza, żeby coś powiedzieć, ale Yoongi kontynuował. - I to jest normalne, a ty nie jesteś już dzieckiem, więc nie będziemy udawać przed tobą, że nic się nie dzieje. Jeśli będziesz przestrzegać reguł, nic złego nie powinno się stać - dodał spokojnie.

Soobin pokiwał głową, chyba po raz pierwszy usłyszał od któregoś ze swoich rodziców, że nie jest już dzieckiem. Biorąc pod uwagę to, że w ich oczach miał chłopaka, z którym planował znacznie więcej niż trzymanie się za ręce, to miało sens. Tylko że to wszystko nie było prawdą, a Soobin z całą pewnością nie czuł się jeszcze dorosły. Do tego planował złamać i to z premedytacją wszystkie reguły dotyczące godziny policyjnej, już nie mówiąc o dziwnej ustawie rady miasta zakazującej bliższych kontaktów z Ukrytymi Ludźmi. Nie mógł jej nie złamać, skoro sam do nich należał.

To wszystko zrobiło się stanowczo zbyt skomplikowane.

- Wiem tato - powiedział w końcu, bo wypadało wreszcie coś powiedzieć. - Postaram się...

- Nie staraj się, po prostu to zrób - odpowiedział Yoongi wyjątkowo stanowczo jak na niego.

- Tak... tak zrobię - Soobin pokiwał głową. - Będę uważać - dodał na wszelki wypadek, bo ojciec nie wyglądał na całkiem przekonanego.

- Ok - Yoongi wstał powoli i klepnął go w plecy. - Chodź, zrobimy ci coś do jedzenia - powiedział, podając mu rękę. 

a/n:   :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro