21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nie rozumiem, czemu nie możemy jechać samochodem i musimy gnieść się z tym... z plebsem - zauważył głośno Yeonjun, ściągając na siebie uwagę kilku osób w autobusie, które obrzuciły ich wymownymi spojrzeniami.

- Też jesteśmy plebsem, nie mamy samochodu - odpowiedział spokojnie Beomgyu.

- Wcześniej mieliście - upierał się przy swoim Yeonjun, szybko zajmując miejsce do siedzenia, z którego wstała jakaś starsza pani.

- Nie, Yeonjun, nie... nie możesz tam siedzieć, to dla seniorów - Soobin szybko pociągnął go za rękaw, zmuszając do wstania. - I to był nie nasz samochód...

- Ukradziony - wyjaśnił Taehyun, chyba nie do końca zdając sobie sprawę z tego, że nie powinien poruszać takich tematów w miejscu publicznym.

- Pożyczony - szybko doprecyzował Kai, co bardziej brzmiało, jakby tłumaczył się przed wszystkimi pasażerami autobusu. - Jiu wiedziała, że go wzięliśmy - dodał, nerwowo zaciskając ręce na wyładowanym pakunkami plecaku.

Beomgyu nie miał zamiaru wdawać się w dyskusję, bo nawet jeśli Kai mówił prawdę, to i tak jego siostra dowiedziała się o pożyczeniu samochodu już po fakcie i to zupełnym przypadkiem. Nie chciał jednak dać Taehyunowi satysfakcji i się z nim zgodzić, zwłaszcza że w autobusie mógł jechać ktoś znajomy, a co najgorsze ktoś kto znał jego rodziców.

- Długo jeszcze będziemy tak jechać? Po co w ogóle jedziemy do lasu? - Yeonjun westchnął dramatycznie, przyciskając twarz do szyby.

Zachowywał się dość irytująco, ale Beomgyu musiał przyznać, że Soobin całkiem nieźle sobie z nim radził. Przynajmniej na razie ich podróż odbywała się bez kłótni i większych dram, chociaż minęło już z pół godziny, od kiedy się spotkali. Zwykle przez taki czas Yeonjun przynajmniej kilka razy zdążył kogoś obrazić, zrobić coś głupiego, potem może i nawet miłego, ale zaraz potem zaczynał grozić Taehyunowi śmiercią.

Tym razem tylko trochę jęczał, co Beomgyu doskonale rozumiał. Sam miał ochotę płakać, bo autobus dojeżdżający na polanę miał długą trasę, zatrzymywał się na milionie przystanków, na których zwykle wsiadało jakiś miliard starszych ludzi, którzy łypali na nich, jakby sama obecność nastolatków wydawała im się obraźliwa.

- Mama kazała mi rozłożyć zioła na ołtarzu przed Przesileniem - westchnął Kai. - Zioła mają oczyścić ołtarz przed darami i niestety, ale musimy to zrobić dzisiaj - dodał, a Beomgyu westchnął ciężko.

Sama idea jechania do lasu niedaleko granicy wydawała mu się nie najlepsza, ale jechanie tam z Yeonjunem, który być może tylko pozornie stał się bardziej przyjacielski, zapalała mu w głowie czerwoną lampkę i to niejedną. Tym razem nawet nie wspomniał o swoich obawach i o bliskości granicy, która pozostawała niewidoczna z powodu braku mgły. O zaginięciach mieszkańców miasteczka i powtarzanych cicho plotkach o tym, że jednak niektórzy z nich wracają, ale nie są już ludźmi.

- Dlaczego akurat dzisiaj? - spytał zamiast tego.

Beomgyu zachował to wszystko dla siebie, nie chodziło już o to, że jego obawy zostałyby pewnie zignorowane. Nie chciał psuć tego pozornego spokoju, który wyjątkowo między nimi zapanował. Nawet jeśli miał trwać tylko jedno popołudnie, warto było się zamknąć i zachować swoje myśli dla siebie. Wszyscy potrzebowali przynajmniej jednego dnia wolnego od kłótni i podejmowania ważnych decyzji.

- Bo jest jakaś dobra koniunkcja księżyca - wyjaśnił szybko Kai. - Podobno jak oczyszczenie robi się dziś, to potem te dary, które zostawiamy mogą stać na ołtarzu tygodniami i wcale się nie psują...

- Jakimi darami? Dla kogo? - dopytywał się Yeonjun.

- Dla Wolnych Ludzi, w noc Przesilenia składamy im dary, by potwierdzić naszą przyjaźń - wyjaśnił Soobin. - ...chęć przyjaźni - dodał po chwili, jakby zdając sobie sprawę, że to, co mówi jest pozbawione sensu. Mieszkańcy miasteczka nigdy nie żyli w przyjaźni z Wolnymi Ludźmi.

- Ale przecież... - zaczął Yeonjun wyraźnie zaskoczony. - Przecież wtedy nikogo z nas nawet tu nie...

- Wiem, to głupie, już im mówiłem - Taehyun wywrócił oczami, a Beomgyu był prawie pewien, że znajda nauczyła się tego właśnie od niego.

- To jest tradycja - uroczyście oświadczył Kai. - Może i głupia, ale tradycja, więc będziemy się jej trzymać - westchnął, jakby to było świetnym usprawiedliwieniem robienia czegoś, co w ogóle nie ma sensu.

Jednak nawet zupełnie pozbawione sensu słowa, wypowiedziane w taki sposób, wydawały się na tyle ważne, że ciężko było się im sprzeciwić. Poza tym Beomgyu w ogóle nie chciał się dzisiaj kłócić, zamierzał spędzić to popołudnie tak miło, jak to tylko możliwe, a jeśli ktoś mu w tym przeszkodzi, naprawdę ale to naprawdę się wkurwi.

- To już ten przystanek? - Soobin pochylił się lekko, żeby przyjrzeć się mijanej okolicy.

- Nie, na następnym dopiero, nie naciskaj guzika jeszcze - od razu odpowiedział Kai. - Tutaj można... właściwie nie mam pojęcia, po co jest ten przystanek - mruknął, patrząc, jak autobus zatrzymuje się pośrodku niczego. Niedaleko stał stary znak z informacją, że tutaj zaczyna się teren ich miasta, chociaż od pierwszych domów dzieliło ich przynajmniej kilka kilometrów.

- Kiedyś miało tu powstać jakieś osiedle czy coś, pewnie dlatego... - odpowiedział Beomgyu, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że nikogo w zasadzie nie będzie to interesować. - W każdym razie... nie powstało, bo niektóre stowarzyszenia uznały, że znajdowałoby się zbyt blisko granicy, co naruszyłoby relacje z Ukrytymi Ludźmi - dodał, opierając się wygodniej o okno autobusu.

- Miałbyś coś przeciwko? - zapytał Soobin, Beomgyu w pierwszej chwili myślał, że pytanie skierowane jest do niego, ale gdy tylko podniósł głowę, zrozumiał, że chodziło o Yeonjuna.

Starszy chłopak wzruszył tylko ramionami i pociągnął nosem.

- Nikt nie lubi mieć w sąsiedztwie zbyt wielu ludzi, to wkurwiające - powiedział, jednak w jego tonie nie było charakterystycznej złości.

- Yeonjunnie, musisz teraz strasznie cierpieć - Soobin poklepał go lekko po plecach i uśmiechnął się szeroko, na co Kai mało nie opluł się wodą, którą właśnie pił.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo - westchnął cierpiętniczo Yeonjun, przysuwając się bliżej Soobina, ale wydawał się dość zadowolony z życia, co tylko trochę martwiło Beomgyu, bo całkiem niedawno czytał jakiś artykuł o Syndromie Sztokholmskim.

- Mówiłem wam, że będzie tak robić - powiedział Taehyun tak cicho, że prawdopodobnie tylko Beomgyu mógł go usłyszeć. Chłopak miał ochotę przewrócić oczami, ale zamiast tego odwrócił się w stronę okna i wyjrzał na zewnątrz.

Po powrocie od Soobina długo gadali we trójkę o tym, co wydarzyło się na polanie, a raczej co się nie wydarzyło. Potem przez kolejne pół nocy, Taehyun próbował ich przekonać, że Yeonjun coś kombinuje i próbuje przekabacić Soobina na swoją stronę i że na pewno, ale to na pewno nie ma dobrych zamiarów, że moc Soobina nie pojawia się z jego powodu i dlatego między innymi nie mogą mu ufać, ale... Beomgyu nie był tego taki pewien.

Yeonjun wydawał się szczery w swoim niepokoju, gdy rozmawiali w drodze do domu. Zaryzykowałby nawet stwierdzenie, że się martwił, chociaż gdyby przeanalizować ich rozmowę, krok po kroku, pewnie nikt by tego nie stwierdził, ale Beomgyu wiedział swoje. Widział swoje. Chłopakowi zależało na Soobinie i nie miał złych zamiarów. W jakiś dziwny, pokręcony sposób było to nawet urocze, bo Yeonjun uwielbiał używać dużych słów, gróźb, niedopowiedzeń, naginał fakty, ale i tak nie potrafił ukryć do końca swoich uczuć i powiedzieć o co mu tak naprawdę chodzi wprost, bez kombinowania.

Beomgyu spojrzał na chłopaka, a potem na szczerzącego się jak ostatni idiota Soobina. Aż sam uśmiechnął się słabo, patrząc na nich. Może chodziło o to, że obaj byli z tego samego klanu i dlatego tak się dobrze dogadywali, a może o to, że Soobin był jak woda; uległy i spokojny, a Yeonjun był żywym ogniem, który szedł przez życie, nie oglądając się za siebie i nawet gdyby nie byli Wolnymi Ludźmi to i tak idealnie pasowaliby do siebie.

Beomgyu próbował nie czuć zazdrości, która znów zaciskała mu gardło, kiedy ich obserwował. Już nie było powrotu do tego, co było zanim znaleźli Taehyuna. Soobin znajdował się już daleko poza ich zasięgiem, poza ich światem i teraz należał już tylko do Yeonjuna, chociaż pewnie nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.

- Musimy coś zrobić z Yeonjunem, on ma zły wpływ na księcia... - mruczał dalej pełen niezadowolenia Taehyun.

- Mówiłem ci już. Masz zwidy - odpowiedział równie cicho Beomgyu. Jedyna krzywda jaką mógł zrobić Soobinowi, było pogrywanie z jego uczuciami i chociaż nadal strasznie go to irytowało to przynajmniej wiedział, że nie odbierze mu przyjaciela. Nie zabije go. Nie będzie wymagał od niego decyzji w sprawach, których w ogóle nie rozumie.

Soobin może skończyć ze złamanym sercem, ale przynajmniej ma szansę przeżyć, bo Yeonjun nie planował z nim walczyć.

- Nie rozumiesz, czemu on to robi? - syknął Taehyun gdzieś przy jego uchu. - Będzie chciał, żeby Soobin zrezygnował z tronu i może nawet...

- Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek musiał Soobina do tego namawiać - wtrącił się Kai, którego fala ludzi musiała przepchnąć bliżej nich. - Soobin... nie jest zbyt, no wiesz...

- Charyzmatyczny - podrzucił pomocnie Beomgyu. - Zwłaszcza jeśli na czymś mu nie zależy.

- Chłopaki, może po tym całym... czymś - Soobin pomachał do nich ręką. - Może pójdziemy do świątyni, co?

- Dobry pomysł - Beomgyu nacisnął guzik, bo do następnego przystanku było już całkiem niedaleko. - Klasówka z funkcji się zbliża, modlitwa to jedyna opcja, która ci pomoże ją zaliczyć.

***

Soobin wiele razy próbował sobie wyobrazić, jak wygląda na żywo słynna polana, na której składano dary dla Wolnych Ludzi.

W jego wyobraźni było to miejsce pełne cudów. Tajemnicze, ale zarazem pełne kolorów i pięknych świateł, przesycone zapachem lasu i kadzideł. Prastare, magiczne i na pewno nie takie jak to, które zastali na miejscu.

Ołtarz, który na wszystkich zdjęciach wydawał się górować nad całą polaną, nie był wcale taki duży na żywo. Był dość mały i w całości zmieściłby się w sypialni Soobina, co chłopak przyjął z zawodem. Tak naprawdę to nawet nie wyglądał jak prawdziwy ołtarz. Był raczej kupą szaro-brązowych kamieni, pooranych dziwnymi runami i... to by było na tyle.

Jakieś sto metrów dalej zaczynał się przerażający, potężny las i to chyba była najbardziej magiczna rzecz w tym miejscu, bo rzadkiego błota, które wręcz płynęło dookoła ołtarza i poszarzałej, śmierdzącej zgnilizną trawy, która przyczepiała się do butów, nie można było nazwać czymś cudownym ani magicznym.

- Nie wygląda zbyt imponująco, co? - powiedział Kai, stając obok niego. - Niezbyt klimatycznie... dodał po chwili i zerknął na Soobina, który wciąż wpatrywał się w ciemne, krwawe plamy na sigilach z boku ołtarza.

- Czy tu jest zawsze tak...

- Depresyjnie? - podsunął szybko młodszy chłopak i pokiwał głową. - Przesilenie dopiero za dwa dni - wyjaśnił, ale Soobin wciąż nie rozumiał, o co mu chodzi. Kai musiał to wyczuć, bo zaraz dodał - Zdjęcia jakie znasz robione są podczas czasu festiwalu. Te namioty ze zdjęć, kolorowe proporce...- zaczął wymieniać i przy okazji otworzył bok swojego plecaka. - Lampy i tak dalej... to jest tutaj tylko na czas świąt. Normalnie to miejsce jest puste, tak wiesz... z szacunku dla Wolnych. Gdyby chcieli spotkać się na tej polanie i sami zorganizować jakąś imprezę. Pomożesz mi z tym? - spytał i podał Soobinowi pęk ziół związany złotą nicią. Ciężki zapach szałwi od razu zakręcił go w nosie. Kichnął głośno i złapał za kadzielnicę.

- Myślisz, że tu na pewno jest bezpiecznie? - zapytał, pomagając Kaiowi rozłożyć zioła dookoła kamienia, który w czasie Przesilenia robił za jeden z pomocniczych ołtarzy. Gdzieś za sobą usłyszał ciche parsknięcie. Nie musiał nawet się odwracać, żeby stwierdzić, że był to Yeonjun.

- Na tyle na ile życie jest bezpieczne - odparł Kai. Soobin widział, że stara się bardzo nie zwracać uwagi na Yeonjuna, ale gdy starszy chłopak zaczął mruczeć coś pod nosem o niekompetencji ludzi i ziołach, na które nikt normalny w Brugh nawet by nie nasikał, Kai warknął głośno, prawie rzucając pęczkami ususzonych roślin. Wyglądał na naprawdę wkurwionego.

Soobin aż zamarł w połowie kroku i dopiero, gdy Kai sam ruszył się i zaczął wyjmować jeszcze więcej przedmiotów z plecaka, pozwolił sobie na oddech. Chyba po raz pierwszy w życiu widział przyjaciela w takim stanie, co było trochę dziwne, bo Kai nigdy nie wydawał się przejmować jakością ziół, które sprzedaje jego mama, ani w ogóle obrządkami albo magią uprawianą przez nie-magicznych, więc takie zachowanie było zupełnie nie w jego charakterze.

- Mam nadzieję... - zaczął Kai, zerkając spod byka na starszego chłopaka. - Mam nadzieję, że jednak nie jest bezpiecznie i zaraz coś go zeżre - Soobin musiał przyznać, że Yeonjun miał niewątpliwy talent do wyprowadzania ludzi z równowagi. Mógł tylko zacisnąć usta i zrobić w miarę współczującą minę, ale tak żeby nie zobaczył go książę. Nie był aż tak głupi. Cenił swoje życie. - A jak nic go nie zeżre i nie wyskoczy to rozpowiem wszystkim turystom, że to książe Wolnych Ludzi i zobaczymy, jak sobie z tym poradzi.

- Na pewno lepiej niż my, jeśli niedługo nie zaczniemy wracać do domu - odpowiedział cicho Soobin, przypominając sobie rozmowę, jaką przeprowadził z ojcem kilka dni temu. Kategoryczny zakaz dotyczył chodzenia po mieście, więc chłopak nie do końca był pewien, czy dotyczy także lasu.

Miał tylko niejasne przeczucie, że tak i Yoongi prawdopodobnie nie byłby zadowolony, gdyby dowiedział się, gdzie obecnie przebywa jego dziecko.

Soobin nie zrobił tego specjalnie, zwyczajnie zapomniał o zakazie, gdy mama Kaia dopadła ich na mieście z naręczem ziół, a później było już za późno, bo siedzieli w autobusie.

- Daj spokój, tu jest całkiem bezpiecznie. Poza tym, w radiu nic nie mówili o tym, że te osoby, które znaleźli albo wróciły są jakieś... no wiesz. Nie tego. Może cynk, który dostał twój tata od kogoś tam nie był prawdziwy. Przecież by o tym trąbili we wszystkich newsach gdyby tak było... - Kai rozejrzał się wokół.

Kilka grupek turystów robiło zdjęcia krzewom rosnącym na granicy ciemnego lasu, jakby spodziewali się, że zaraz coś zza nich wyskoczy chociaż według Soobina powinni raczej obawiać się samych roślin, które mogły być magiczne. - Zobacz, ile tu jest ludzi, nic nam nie grozi

- No nie wiem. Może jednak nie idźmy do tej świątyni - Soobin rozrzucił wysuszone liście w zupełnie przypadkowych kierunkach. To nie miało żadnego znaczenia, skoro Wolni Ludzie mieli to gdzieś. On na pewno miał to gdzieś i nie czuł jakiegoś przypływu magii. Miał tylko ochotę uciec z tego miejsca, ale tak się czuł od samego początku. I na pewno nie chodziło o obezwładniający zapach, który unosił się teraz w całej okolicy od ziół okalających ołtarz. Chodziło o coś innego, ale Soobin nie był w stanie powiedzieć o co konkretnie. Co chwila zerkał na ścianę lasu przed sobą i nie mógł pozbyć się wrażenia, że popełnili błąd. Nie powinno ich tu być.

- Tam jest pewnie jeszcze więcej ludzi - odparł Kai, czytając jakąś kartkę, prawdopodobnie z instrukcjami od mamy. - Poza tym, gdyby to było niebezpieczne, nie uważasz, że policja zablokowałaby drogę?

- Może... - westchnął, chociaż nie czuł się do końca przekonany. Podobno na ostatnim spotkaniu rady miasta zrobiła się jakaś straszna awantura właśnie z tego powodu. Zamknięcie dojazdu do lasu otaczającego Górę Zapomnienia odcięłoby przypływ turystów, co oprotestowali lokalni przedsiębiorcy. Żaden zakaz nie powstał, ale mimo tego Soobin miał wrażenie, że robią coś złego i z każdą sekundą spędzoną na tej ponurej polanie, uczucie to narastało.

- To był twój pomysł - przypomniał mu jeszcze Kai.

- Mój? - zdziwił się chłopak. - Kiedy? Jak?

- To ty zauważyłeś moją mamę i chciałeś się przywitać - odparł od razu Kai. - Ja mówiłem, że powinniśmy uciec i iść do arkad, a ty zacząłeś już do niej machać.

- No...możliwe, że nie przemyślałem tego - westchnął, przypominając sobie każde poprzednie Przesilenie i mamę Kaia, któram gdy tylko złapała ich w polu widzenia, dawała im jakieś rzeczy do roboty. Jak nie plecenie wianków z kwiatów, to wyrabianie ciasta na wianki z chleba albo plecenie koszy, po których zawsze mieli siniaki i bolesne bąble na palcach. - No trudno, przecież nadal jest zupełnie jasno - stwierdził, chociaż brzmiało to dziwnie jak kłamstwo. Jedyny plus jaki obecnie widział to to, że wcześniejszy powrót do domu wiązałby się z treningiem, który przygotował dla niego Taehyun, a na który wcale nie miał ochoty. - To co... zbieramy się? - powiedział już głośniej, żeby usłyszała go pozostała trójka.

- Na pewno wszystko skończyliście? - zapytał Beomgyu, nawet się nie podnosząc z pieńka, na którym zaległ zaraz po tym, jak weszli na polanę. Nawet nie oderwał wzroku od swojej komórki. - Osypałeś wszystko tymi białymi kwiatkami?

- Tak, tak, czarnym, suszonym bzem - Kai pokiwał głową, chociaż Soobin absolutnie nie widział, żeby robił coś podobnego.

- No ok, ok. Nie musisz się tak spinać zaraz - odparł Beomgyu niechętnie, nadal się nie ruszając. - Taehyun, gotowy? - spytał chłopaka, który rozglądał się dookoła.

Soobin przez chwilę pomyślał, że może i on sam czuje tą dziwną atmosferę, jakiegoś pełnego napięcia wyczekiwania, ale szybko zorientował się, że chłopak jest zestresowany, ale z zupełnie innego powodu. Stojący nieopodal turyści byli przebrani za Wolnych Ludzi i ich stroje przypominały nawet ten, w którym on i Kai po raz pierwszy znaleźli chłopaka. Koszula wyższego z turystów była prawie identyczna jak taehyunowa. Jednak kiedy chłopak zaczął przypinać sobie szpiczaste, plastikowe uszy, różnice między wyobrażeniami a rzeczywistością zaczęły robić się coraz większe.

- Brak szacunku - wymamrotał pod nosem Taehyun, na co Beomgyu parsknął głośno.

- Przyjdź tutaj na Halloween pod koniec miesiąca, wtedy dopiero zobaczysz - dodał i wstał ze swojego miejsca. - Dobra, chodźmy. Tyłek już mnie boli od siedzenia... zaraz, gdzie jest Yeonjun? - na to pytanie serce Soobina aż zatrzymało się na chwilę.

Przez moment przeszło mu przez myśl, że być może Yeonjun szykuje się do ucieczki albo już to zrobił i była to myśl tak dziwna i zaskakująca, że przez moment nie wiedział, jak się oddycha.

- Jak to nie ma? - spytał cicho, ale pozostała trójka rozglądała się po placu, nie zwracając na niego uwagi. Soobin obszedł szybko ołtarz. - To nie możliwe.. - mruczał pod nosem, przesuwając wzrokiem po grupkach turystów, od których raptem zaroiło się na polanie.

Tak naprawdę to okazja do ucieczki była idealna. Sami go tu zaprowadzili, aż pod dawną granicę ze światem Wolnych Ludzi, ale sznurki, które Yeonjun wciąż miał na sobie powinny zadziałać i coś takiego nie mogło być możliwe. Soobin poczuł,jak zimno rozchodzi się po całym jego ciele, a panika powoli zaciska mu gardło. Nie był w stanie dobrze nabrać powietrza, a o nawoływaniu imienia chłopaka mógł już w ogóle zapomnieć.

- Był tu przed chwilą - powiedział Beomgyu głośno. - Był tu dosłownie sekundę temu.

- Może i był, ale go nie ma - warknął Taehyun w odpowiedzi; zanosiło się na kłótnię. Soobin słysząc to, zrobił krok do przodu. Nie był w stanie teraz tego słuchać. Yeonjun nie mógł tak po prostu zniknąć i go zostawić. To się nie działo naprawdę.

Przecież w domu czeka na niego gar tteokbokków, który zrobili rano przed wyjściem. Niedokończone seriale i herbata, którą zawsze pili po powrocie do domu.

A potem Soobin pomyślał o swojej pustej sypialni. O uprzątniętnym barłogu pod łóżkiem i o ich ciuchach, które zalegały na kupie na krześle przy biurku. I coś dziwnego zaczęło dziać się z jego wnętrznościami, gdy te obrazy zaczęły na niego napierać coraz szybciej i mocniej i nie był już w stanie udawać, że się nie boi.

"To nie może być koniec", powtarzał gorączkowo w myślach i to tak długo, że zdanie prawie straciło sens.

- Tam... tam jest - powiedział po chwili Kai i pokazał na ponurą ścianę lasu przed sobą. Soobin podążył za jego wzrokiem.

Yeonjun klęczał na samym skraju granicy z drzewami. Był prawie niewidoczny na ciemnym tle, bo jego płaszcz stapiał się z miejscem, które właśnie oglądał i gdyby nie jego blond włosy, Kai pewnie nie wypatrzyłby go pośród zgniłej zieloności.

- Nie wygląda jakby uciekał - zauważył chłopak.

Soobin nie był pewien, czy ulga, którą raptem poczuł nie była gorsza od zimna, które wcześniej oplotło całe jego ciało. To dziwne, ciepłe uczucie rozlało się po jego wnętrznościach, co było tak zaskakujące, że przez chwilę miał wrażenie, że zacznie płakać. Nawet zaśmiał się chyba pod nosem, ale nie był tego pewien, bo serce wciąż waliło mu tak głośno, że ledwie słyszał własne myśli.

- Pójdę po niego - oznajmił. - Zaczekajcie na nas... albo idźcie - dodał nieuważnie i zaczął iść w stronę chłopaka, który wciąż klęczał na ziemi i wydawał się nie poruszać. Yeonjun wyglądał, jakby coś mu się stało.

Soobin nigdy o to nie pytał Kaia, ale jego pierwszą myślą było to, że być może wokół placu rozstawione są jakieś sigile albo inne zaklęcia ochronne i chłopak przez nieuwagę je naruszył. Ale magia ludzi według Taehyuna i samego Yeonjuna nie była mocna. Była raczej jak lekka gorączka. Nie powinna zrobić im żadnej krzywdy. Soobin nawet nie wiedział kiedy, ale przyśpieszył kroku.

Yeonjun był już niedaleko. Tak bardzo blisko. Jeszcze chwila, jeszcze kilka sekund. Soobin widział już jego znajomy profil. Starszy chłopak wydawał się skupiony, a może zmartwiony. Jeszcze kilka metrów.

- Co? - zapytał Yeonjun, gdy Soobin zatrzymał się przy nim gwałtownie. Otrzepał ręce z ziemi. - Coś się stało? - dodał z niepokojem, widząc minę Soobina, który wciąż walczył o oddech.

- Myślałem, że... myślałem - zająknął się młodszy chłopak, nabierając gwałtownie powietrza. Gardło bolało go od wysiłku. I piekło przy tym tak bardzo, że miał wrażenie, że jeśli przełknie ślinę to zaraz zwymiotuje z wysiłku. Złapał Yeonjuna za przedramię. Szorstki, wełniany płaszcz pod jego palcami był lekko wilgotny, ale był.

Był prawdziwy. Yeonjun też był prawdziwy. Żywy i ciepły. Soobin zamknął oczy na chwilę i nabrał głęboko powietrza w płuca, starając uspokoić swój nierówny oddech.

- No... - wychrypiał po dłuższej chwili, ale żadne sensowne zdanie nie opuściło jego ust. Krew wciąż szumiała w jego uszach tak bardzo, że ledwie słyszał własne myśli.

- Ty naprawdę nie masz kondycji, co? - Yeonjun poklepał go lekko po plecach, a potem złapał za poły kurtki Soobina i pociągnął mocno w swoją stronę. Dopiero wtedy, gdy chłodne palce dotknęły jego szyi, wszystko jakby zatrzymało się na chwilę. Buzująca w uszach Soobina krew umilkła, zostawiając po sobie tylko lekkie igiełki. - Nie kręć się...

- Ale... - chciał już zaprotestować, ale Yeonjun wydął usta zapinając guziki przy jego szyi i Soobin już kompletnie zapomniał, co chciał powiedzieć.

Potrafił tylko gapić się na chłopaka i po prostu obserwować.

Yeonjun wciąż tu był. Widział na jego gęstych rzęsach, zebraną rosę; jego włosy też były nią pokryte i wyglądał, jakby lśniła na nich srebrna tiara.

Yeonjun nie zniknął. Do jego prawego policzka przyczepiła się mała sosnowa igła. Yeonjun nie uciekł. Yeonjun go nie zostawił.

Tylko tyle był w stanie wyprodukować jego mózg. Nic więcej. Soobin wiedział, że powinien odpowiedzieć na pierwsze pytanie chłopaka, powinien powiedzieć dlaczego tu jest i co się stało. Powinien też opowiedzieć o strachu, który czuł rozglądając się po polanie, ale nie potrafił się na to zdobyć. Bo właśnie gdzieś tu, między tymi pytaniami, imieniem chłopaka, które powtarzało się w jego głowie jak zepsuta płyta, a własnym lękiem, Soobin uświadomił coś sobie.

Właśnie tu znajdowała się granica, którą jeśli raz już się przekroczy, nie można było już wrócić z powrotem i... to było absolutnie przerażające uczucie.

Zrobił krok w tył, starając się zdusić lęk, który go ogarnął. Tę ciemną falę poplątanych, dziwnych uczuć, których nie rozumiał do końca i jaka próbowała przelać się i przejąć nad nim kontrolę, ale Yeonjun wcale nie ułatwiał mu sprawy. Jego palce wciąż były wczepione w poły jego kurtki, były takie czerwone i zziębnięte, były tak blisko. Tak łatwo byłoby złapać za nie i już ich nie puścić.

- Gdzie masz szalik? - pytanie Yeonjuna przywróciło go na moment do rzeczywistości. - Binnie, ej - pstryknął palcami przed jego twarzą. - Szalik? Zgubiłeś go? - Soobin rozejrzał się wokół, ale nie zauważył go nigdzie w pobliżu. Dookoła walały się tylko gałęzie, a na nasiąkniętej wodą trawie widać było jakieś dziwne odciski, jakich nie był w stanie rozpoznać. Starszy chłopak westchnął cicho. - Jak ty to robisz, co? I nie odpowiadaj, nie chcę wiedzieć.

- Co robisz? - spytał cicho Soobin, próbując znów się odsunąć, ale Yeonjun był o wiele silniejszy od niego.

- Zapinam... - odparł wolno Yeonjun. - Twoją kurtkę - dodał i ścisnął dwa sznurki. - No, co? Ty też zawsze to robisz. Nawet szalika nie mogę sam zawiązać bez twojej pomocy. - mruczał dalej pod nosem, ale nie wyglądał na szczególnie niezadowolonego. Soobin poczuł, że powinien zaprotestować, ale wiedział, że chłopak ma rację. Prawie od razu poczuł ogarniające go zażenowanie. Yeonjun musiał to wyczuć, bo zaśmiał się głośno i opuścił dłonie. - Nie wiedziałeś?

- Tak, to znaczy nie - poprawił się Soobin. Wciąż nie potrafił oderwać wzroku od drugiego chłopaka, który chyba nie zdawał sobie sprawy z jego wewnętrznego kryzysu. Yeonjun wyglądał na dziwnie zrelaksowanego, co powoli, z każdym oddechem udzielało się samemu Soobinowi, ale do totalnego spokoju było mu jeszcze bardzo, ale to bardzo daleko.

Wciąż czuł to dziwne mrowienie pod palcami. Wciąż miał ochotę złapać Yeonjuna w uścisku, wciąż czuł coś w klatce piersiowej. Coś, co przerastało go tak bardzo, że nawet przez chwilę pomyślał o tym, że może gdyby zaczął płakać to poczułby się lepiej, ale Yeonjun tym bardziej mu by tego nie przepuścił i zaczął drążyć temat, a na to Soobin nie był gotowy. Jeszcze nie teraz.

- Wszystko ok? - spytał Yeonjun, unosząc na chwilę wzrok. Soobin pokiwał głową entuzjastycznie.

- Tak, a co? - dodał, lekko spanikowanym głosem, bo raptem naszła go dziwna myśl, że jakimś cudem chłopak jest w stanie przeczytać jego myśli, chociaż z drugiej strony może nie byłoby to aż takie złe. "Bałem się, że cię już nie zobaczę", pomyślał, czekając na reakcję Yeonjuna. "Bałem się, że to już koniec", dodał po chwili. Nie był w stanie wypowiedzieć tych słów na głos.

- Zachowujesz się dziwnie - odparł Yeonjun

- Dziwnie... jak?

- Nie wiem. Patrzysz na mnie jakbyś... jakbyś - w głosie chłopaka słychać było wahanie. Umilkł na chwilę, szukając widocznie odpowiedniego słowa, poczerwieniał nawet na twarzy, ale mogła to też być wina zimna. - Zachowujesz się podejrzanie - powiedział wreszcie.

- Ty też jesteś podejrzany - odparł automatycznie Soobin. - Zniknąłeś - dodał, co brzmiało jak wyrzut. Sam skrzywił się na dźwięk własnego głosu. - Szukałem cię... szukaliśmy! - poprawił się głośno. - A ty... - umilkł. I tak już powiedział za dużo. "Zdecydowanie za dużo", dodał w myślach. Yeonjun uśmiechnął się lekko i złapał go za rękę, którą wymachiwał w powietrzu.

- Chciałem sprawdzić granicę - powiedział spokojnym głosem, a Soobin zamarł, wpatrując się w ich złączone dłonie. - Nigdy nie widziałem jej tak, wiesz w świetle dnia. Bez mgły, a poza tym...

- NO RUSZCIE DUPY! - krzyknął Kai przez cały plac. Yeonjun parsknął pod nosem.

- Idziemy! - odkrzyknął, wciąż się uśmiechając. - No chodź - dodał i pociągnął lekko Soobina za palce i puścił je szybko. Serce Soobina podskoczyło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro