25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jin z irytacją odrzucił kolejne połączenie przychodzące. Jego telefon dzwonił od wczorajszej nocy prawie cały czas, a kiedy rano skontaktował się z redakcją, mówiąc, że potrzebuje kilku wolnych dni, po prostu nie przestawał. Miał teraz jednak ważniejsze sprawy na głowie; swojego syna i jego kryminalne działania, które o mały włos nie zakończyły się dla niego samego tragedią.

Gdzieś, w głębi serca, czuł lekką zazdrość, że nie będzie go na miejscu zdarzeń, kiedy wreszcie coś się dzieje w ich najnudniejszym na całym świecie mieście, ale nie przyznałby się do niej nawet podczas tortur.

Najgorsze jednak było to, że Jin naprawdę nie wiedział, co właściwie powinien zrobić z Soobinem. Prawdopodobnie należała mu się jakaś kara, chociażby za przetrzymywanie u siebie Yeonjuna, ale w ogóle nie miał pomysłu, czego mógłby zabronić chłopakowi. Nigdy wcześniej nie musiał go za nic karać, dlatego trochę liczył na to, że Soobin znowu sam coś sobie wymyśli, a on wspaniałomyślnie się na to zgodzi. Zwłaszcza że naprawdę było mu go strasznie szkoda i wolał sobie nawet nie wyobrażać, jak ta cała sytuacja mogła się skończyć.

- Hej, Binnie, śpisz? - zapytał cicho, wchodząc do pokoju.

Gdzieś między kocami i poduszkami widział zmierzwione włosy chłopaka, który nawet się nie poruszył.

W pokoju było gorąco i cicho. Jin odstawił niewielką tacę na zagracone biurko, na którym znajdowało się jeszcze więcej rzeczy niż zwykle. Niektóre z nich pewnie nawet nie należały do Soobina.

Jin nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek widział swojego syna w kolorowych, wzorzystych koszulkach, czy obcisłych jeansach. Soobin nie był też wielkim fanem biżuterii i paciorkowych wisiorków, które splątane w jeden wielki supeł leżały pomiędzy otwartymi paczkami chipsów, czekoladą i książkami.

Prawdopodobnie powinien był zauważyć te zmiany wcześniej, podobnie jak wielkie, kocowe gniazdo zaraz za łóżkiem Soobina.

Gniazdo obecnie było puste, bo Yeonjun wyszedł z Yoongim do miasta po zakupy. Jin, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że chłopak nie jest odpowiedzialny za krzywdę Soobina, na razie był zbyt wkurzony na całą tę bandę, by przebywać z którymś z nich w jednym pomieszczeniu. I chociaż to było dziecinne i niesprawiedliwe podejście, nie zamierzał z tym na razie walczyć.

Jin zamierzał zostawić śniadanie dla Soobina gdzieś bliżej łóżka i zająć się czymś pożytecznym, na przykład praniem, które już naprawdę potrzebowało uwagi, kiedy koce na łóżku poruszyły się gwałtownie, a głowa chłopaka wynurzyła się spod sterty okryć.

Nie wyglądał dużo lepiej niż wieczorem, może opuchlizna trochę zeszła podobnie jak dziwny, ciemnoczerwony kolor, ale coś, co Jin wziął za ślad po lodowatej wodzie, okazał się siniakiem, który rozlewał się na brodzie Soobina.

- Hej, nie chciałem cię obudzić - powiedział cicho, siadając na brzegu łóżka.

- Chyba... - zaczął chłopak zachrypniętym głosem. - Chyba już i tak nie spałem, myślałem, że to Yeonjun - dodał niepewnie, a Jin zdał sobie sprawę z tego, że Soobin nie wie, ile powinien powiedzieć i prawdopodobnie próbuje wybadać teren. A może po prostu przeczuwał, że wspominanie Yeonjuna to nie jest dobry pomysł. Faktycznie nim nie był, bo Jin nadal miał ochotę zamordować blondwłosego chłopaka, chociaż na dobrą sprawę nie miał powodu, żeby to zrobić. Czasem po prostu ma się ochotę kogoś zabić.

- Wyszedł z Yoongim - wyjaśnił. - Powinni niedługo wrócić - dodał jeszcze, bo Soobin spojrzał na niego, jakby świat miał się za chwilę skończyć. - Jak się czujesz? - zapytał szybko, żeby zmienić temat.

- Dzisiaj jest już dobrze - odparł Soobin po dłuższej chwili. Nie brzmiało to do końca przekonująco i Jin kompletnie mu nie wierzył. Nie wyglądało na to jednak, żeby Soobin miał umrzeć w najbliższym czasie, więc postanowił nie panikować. - Może zjem śniadanie i... - poruszył się niespokojnie, poprawiając koce. Wyglądał, jakby koniecznie chciał zająć czymś ręce, ale Jin wiedział, że za chwilę i tak zacznie wykręcać sobie palce albo trzeć czoło, jak zawsze, kiedy był czymś zdenerwowany.

Może tym razem powinien pozwolić Soobinowi trochę się postresować, dać mu czas na to, by sam znalazł wyjście z tej sytuacji, albo żeby chociaż spróbował to zrobić. Jednak Jin nie był sadystą, nie był też zbyt konsekwentnym rodzicem.

- Binnie, Kai powiedział nam wczoraj prawie wszystko - zaczął tak łagodnie, że sam był zaskoczony tonem swojego głosu. Przecież obiecywał sobie, że tym razem nie będzie żadnej taryfy ulgowej i potraktuje Soobina przynajmniej z taką stanowczością jak jego przyjaciół. Jednak jakoś nie potrafił. Tak samo jak nie potrafił naprawdę wkurwić się na Yoongiego za brudzenie farbami całego domu i nie wynoszenie śmieci.

- A... acha - westchnął Soobin. - Myślałem, że... to wszystko było dość przekonujące. Wiesz, że ja niby... no jestem księciem i w ogóle - przyznał.

Jin musiał się z nim zgodzić, wszystkie kawałki układanki faktycznie do siebie pasowały, z wyjątkiem tego najważniejszego; nie chodziło o Soobina.

- Rozumiem, że mogliście się pomylić... właściwie wszystko się zgadzało, tylko...

- Nie chodziło o mnie - dokończył Soobin, a Jin nie był pewien, czy chłopak jest zawiedziony, czy jednak mu ulżyło.

- To prawda - przyznał, nie bardzo wiedząc, jak dalej powinien poprowadzić tę rozmowę. Czy przeprosić, że przez cały czas pomijali pochodzenie Yoongiego, bo tak było prościej? Jednak Jin nie czuł się winny, nie czuł, że powinien kogokolwiek przepraszać, bo Yoongi miał pełne prawo do cichego, normalnego życia, które wybrał. I jeśli nie chciał mówić o przeszłości, to była jego decyzja.

- Nawet... gdybym to był ja, to nigdy nie chciałem odzyskiwać żadnego tronu - powiedział w końcu Soonbin, chociaż nawet nie musiał.

- Wiem, Binnie - Jin pogłaskał go po głowie. - Yoongi też tego nie chce - dodał, bo chociaż wydawało mu się to oczywiste, to czuł, że powinien to zrobić.

- Chciałem tylko zrobić coś... coś dobrego, żebyście byli ze mnie dumni... że potrafię robić coś, czego inni nie umieją, że w... w ogóle potrafię robić coś, ale chyba nie ma takiej rzeczy - powiedział cicho.

Jinowi zrobiło się przykro. Nigdy nie był jednym z tych rodziców, którzy uważają swoje dziecko za absolutnie genialne i winią cały świat za to, że tego nie dostrzega.

Soobin nie był genialny i nawet najbardziej oderwany od rzeczywistości rodzic jak Yoongi musiał to przyznać, ale nie był też zupełnie beznadziejny.

Miał swoje mocne strony, których po prostu nie dostrzegał, bo zawsze był tak strasznie niepewny siebie i tego, co naprawdę potrafi. Yoongi też był taki i chociaż Jin cieszył się, że Soobin bardziej przypomina jego chłopaka niż niego samego, to czasem żałował, że tak jest. Gdyby chłopak choć trochę wrodził się w niego, jego życie byłoby po prostu łatwiejsze.

- Zawsze jestem z ciebie dumny - odpowiedział zgodnie z prawdą.

- Nie możesz być ze mnie zawsze dumny, bo przeważnie nic mi nie wychodzi - zaprotestował chłopak. - Nawet w szkole...

- Szkoła jest do dupy - przerwał mu Jin kategorycznie. - Nikomu normalnemu nie wychodzi w szkole i to wcale nie ma znaczenia. Ani mnie, ani Yoongiemu nie zależy na tym, żebyś miał same dobre oceny. Nie ma sensu, żebyś nakładał na siebie dodatkową presję, przecież wiemy, że się starasz.

- Chciałem, żeby mi coś w końcu wyszło - Soobin zakrył twarz dłońmi, jak zawsze, kiedy był sobą zażenowany i westchnął głęboko.

- Walka ze Sluagh to bardzo ambitny początek, Binnie - Jin uśmiechnął się do chłopaka i pogłaskał go po głowie. Jednak tym razem to nie wystarczyło, żeby poprawić mu humor.

- Przeze mnie wszyscy znaleźli się w niebezpieczeństwie, wszyscy... a Yeonjun mógł zginąć, bo nie mógł użyć swoich mocy i się obronić - westchnął znowu chłopak, skubiąc teraz róg szarego koca, który już na dobre zaczynał się pruć. - To wszystko... to nie miało tak wyglądać - stwierdził po chwili.

- Nie mogłeś tego przewidzieć - odparł Jin. - Czasem trudno jest się zorientować, z jakimi konsekwencjami przyjdzie nam się zmierzyć. Może nie powinniśmy się trzymać z dala od magii, ale... - Jin zawahał się. - ona taka jest, jak Sluagh. Nawet, jeśli wydaje się piękna, to tylko pozory. Magia każe za siebie płacić ogromną cenę i zawsze niesie ze sobą konsekwencje, których zwykli ludzie nie są świadomi - wyjaśnił pewnym siebie tonem, chociaż tak naprawdę sam do końca nie mógł tego zrozumieć. Yoongi zawsze mu to powtarzał, kiedy jeszcze nosił w sobie magię, zanim nie zepchnął jej gdzieś tak głęboko, że czasem nawet on sam o niej zapominał.

Poza tym Soobin był jeszcze tak bardzo młody, że nie był w stanie zobaczyć pełnego obrazu sytuacji, domyślić się, gdzie zaprowadzą go te niezbyt strategiczne decyzje. Kiedy był w podobnym wieku co Soobin też myślał, że wszystko zawsze dobrze się kończy.

- Już nigdy nie chcę wyjść z domu - oświadczył chłopak dramatycznie, a Jin przez chwilę chciał przerwać soobinowe użalanie się nad sobą, zanim zacznie się na dobre, ale koniec końców postanowił dać synowi trochę czasu na wyrzucenie emocji. Pogłaskał go po głowie i pocałował szybko w skroń. - Wszyscy mnie nienawidzą - dorzucił żałośnie.

- Nikt cię nie nienawidzi - zaprotestował Jin, bo nawet on nie mógłby uwierzyć w coś tak idiotycznego. Soobin nie miał żadnych specjalnych talentów, ale potrafił odpowiednio obchodzić się z ludźmi, miał do nich cierpliwość i tyle zrozumienia, że Jin nie miał pojęcia, skąd ono się brało. - Beomgyu i Kai zrobiliby dla ciebie nawet głupsze rzeczy, gdyby wiedzieli, że ci na czymś zależy, co akurat nie jest za bardzo pocieszające - dodał, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że całe życie jeszcze przed nimi.

***

Yoongi nie był zadowolony. Kiedy rano Jin kazał mu zabrać gdzieś Yeonjuna nie miał wcale na to ochoty, a jeśli miał być szczery to argument, że prawdopodobniej łatwiej będzie mu dotrzeć do chłopaka już w ogóle do niego nie przemawiał. Jin jakoś nigdy nie miał problemów z dotarciem do Wolnych Ludzi, więc to tłumaczenie kompletnie nie miało sensu.

Poza tym Yoongi nie wiedział jak, i niespecjalnie chciał, rozmawiać z chłopakiem, zwłaszcza tym. Nie bardzo wiedział też o czym, dlatego wczoraj zostawił go po prostu w pokoju Soobina. Dziś sytuacja nie zmieniła się jakoś szczególnie, Yoongi nadal nie miał pomysłu, jakie tematy mógłby poruszyć z Yeonjunem.

Nie chciał wracać do Brugh a nawet myśleć o Brugh, którego charakterystyczny zapach czuł przez całą noc, tak jakby znowu znajdował się w zamku, w komnacie o ścianach pokrytych mchem i bluszczem, który kilka razy do roku zmieniał kolor. Teraz byłby pewnie ciemnoczerwony, taki jak wtedy, kiedy Yoongi widział go po raz ostatni. I chociaż po latach nie były to już złe wspomnienia, nadal nie był pewien, czy chce wracać do swojego byłego życia i do Yoongiego, którego zostawił w mieście na Górze Zapomnienia, by kompletnie się od niego odciąć.

Chociaż może nigdy nie powinien tego robić, a pojawienie się w ich życiu Yeonjuna było na to najlepszym dowodem.

Zerknął na chłopaka ukradkiem, ale ten wydawał się zbyt skoncentrowany na wybieraniu ramenu, żeby w ogóle zwrócić na Yoongiego uwagę. Yeonjun chyba też nie czuł się w jego towarzystwie całkiem swobodnie. Yoongi zastanawiał się, co chłopak mógł o nim wiedzieć. Czy Hoseok w ogóle wyjaśnił jakoś jego zniknięcie przynajmniej swojej najbliższej rodzinie? Z drugiej strony nawet jeśli to zrobił, to Yeonjun był prawdopodobnie zbyt mały, żeby w ogóle coś z tego pamiętać albo interesować się tym, co dzieje się w królestwie. Nie przypominał wtedy Hoseoka, teraz zresztą też nie był do niego szczególnie podobny. Przynajmniej z wyglądu, a Yoongiemu coś mówiło, że z charakteru pewnie też niespecjalnie wdał się z ojca. W końcu Soobin go lubił, a Soobin miał dobry instynkt, jeśli chodzi o ludzi i nigdy nie zaufałby komuś, kto na to nie zasługuje, chociaż prawdopodobnie sam nie zdawał sobie sprawy z tego talentu.

- Wybrałeś już? - zapytał w końcu, bo chłopak nadal przekładał kilka różnych torebek, nie do końca zdecydowany, które powinien wybrać. - Możesz wziąć wszystkie, jeśli chcesz - ustąpił w końcu Yoongi. Nigdy nie potrafił wprowadzać ograniczeń, co prawdopodobnie nie było wychowawcze, ale nie czuł się w obowiązku wychowywać Yeonjuna. Chłopak zawahał się, jednak włożył do koszyka kilka opakowań. I jeszcze trochę słodyczy, jakby przygotowywał się na przynajmniej tygodniowy camping. - Czy... - zaczął Yoongi niepewnie, kiedy usiedli przy drewnianym stoliku przed sklepem. - Czy twój tata kiedyś wspominał o mnie?

Yeonjun znieruchomiał i wolnym ruchem odłożył niedojedzoną bułkę na stolik.

- Nikt w królestwie nie mówi o Bezimiennym Księciu, przynajmniej nie oficjalnie - odparł, co nie do końca było odpowiedzią na pytanie Yoongiego.

- Bezimiennym Księciu? - powtórzył Yoongi, starając się zdecydować, czy w ogóle podoba mu się ten przydomek.

Z jednej strony czuł lekki żal, że jego imię miało być na zawsze zapomniane, jednak z drugiej strony Hoseok wyświadczył mu przysługę. Bez znajomości jego imienia nikt w Brugh nie mógł go już skrzywdzić, przywołać, wykorzystać żaden sposób, czy powołać się na jego magię. Dzięki temu mógł odejść i żyć tak, jak chciał.

Zastanawiał się, czy Hoseok zrobił to świadomie, czy chciał dać Yoongiemu nowe życie, czy pełen obaw, że może stracić władzę, chciał się go pozbyć z Brugh tak do końca.

Yoongi chciał wierzyć w to pierwsze rozwiązanie, jakby nie było, nadal dzielili krew tego samego ojca i nawet wymazanie go z kronik i pamięci Wolnych Ludzi nie było w stanie tego zmienić.

-Tak, tak... - chłopak zawahał się, jakby nie chciał powiedzieć czegoś niestosownego. - Oficjalnie nikt o tym nie mówi, ale wiele klanów wierzy, że bezimie... że ty wrócisz, żeby odzyskać tron, bo mój ojciec jest... jego magia jest brudna - wyjaśnił, jednak Yoongi widział, że ta szczerość wiele go kosztowała.

To było zrozumiałe; magia śmierci nigdy nie cieszyła się uznaniem w żadnym z królestw Wolnych Ludzi, jednak w Brugh uznawana była za gorszą, a wszyscy ci, którzy się nią posługiwali nie zasługiwali na szacunek.

Dlatego Hoseok po śmierci ojca, chociaż starszy, miał zostać pominięty w kolejce do sukcesji tronu. Starsze klany chciały zachować czystość magii w Brugh, więc Yoongi był ich naturalnym wyborem. Król milczał na ten temat, za to matka Hoseoka, która nie została nigdy królową z tego samego powodu, tym razem nie chciała odpuścić.

Yoongi był w stanie ją zrozumieć, nie chciała, by jej dziecko zostało pominięte tak jak ona.

- I moja też... też jest brudna - dodał po chwili chłopak z dziwną determinacją. Yoongi chciał go o to zapytać, jednak spodziewając się podobnej odpowiedzi, nie zaryzykował.

O ile w Brugh nic się nie zmieniło, magia śmierci nadal należała do rzeczy, o których lepiej było nie mówić. Uznawana była za brudną, bo nie pochodziła z naturalnych żywiołów. Tylko niektórzy uważali, że śmierć jest żywiołem sama w sobie.

- Śmierć jest równie naturalna jak ogień czy woda, wszystko kiedyś umiera - odparł zamyślony Yoongi.

- Inni tak nie uważają - westchnął Yeonjun, nie podnosząc wzroku znad stołu.

- To jeszcze nie znaczy, że mają rację - stwierdził Yoongi, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że znacznie łatwiej mu tak mówić, kiedy nie będzie musiał bronić swoich słów przed konserwatywnymi klanami Brugh. Ktoś powinien to jednak w końcu zrobić, sprzeciwić się niesprawiedliwości. Trochę nie rozumiał, czemu Hoseok się na to nie zdecydował, on sam zrobiłby wszystko, by chronić Soobina, gdyby jego syn znalazł się w podobnej sytuacji. Jednak ludzkie więzy były inne; tworzyły je emocje i uczucia, a nie krew i historia, a Yoongiemu zajęło sporo czasu, by dobrze to zrozumieć.

- Możliwe - przyznał Yeonjun, skubiąc swoją bułkę, jakby nagle zupełnie odechciało mu się jeść. - Dlaczego... dlaczego zdecydowałeś się żyć tak... tutaj? - machnął ręką, wskazując na okolicę.

Yoongi uśmiechnął się lekko.

- Mam tutaj wszystko, czego Brugh nigdy nie byłoby w stanie mi dać - odpowiedział szczerze, chociaż nie spodziewał się, że Yeonjun to zrozumie. Nie spędził wystarczająco dużo czasu z ludźmi, by docenić ich podejście do życia.

Poza tym nie chciał być z nim zupełnie szczery. Nie chciał przyznać, że musiał opuścić królestwo, by nie dopuścić do wojny między klanami wspierającymi Hoseoka, a tymi które wolałyby widzieć na tronie jego samego. To mogłoby zniszczyć Brugh, wszystko, na co pracowali ich przodkowie. Władza nie była tego warta.

- Mogłeś przecież założyć własny klan - nie ustępował chłopak.

- Założyłem - Yoongi uśmiechnął się szerzej. - Może nie jest duży, ale całkiem potężny.

Przez chwilę Yeonjun patrzył na niego bez słowa, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w końcu spuścił głowę, w ciszy skupiając się na swoim śniadaniu.

- Nigdy nie zależało mi na tym, żeby wrócić do Brugh i odzyskać tron, choć wiem, że twój ojciec tak właśnie sądzi - powiedział Yoongi ostrożnie.

- Mojemu ojcu zależy na królestwie, ale... - Yeonjun pokręcił głową, jakby nie do końca pewien tego, czy powinien kontynuować. - Teraz nie jestem pewien, czy nie chodzi tylko o władzę - chłopak wytarł szybko ręce o spodnie. - Nie myślałem, że napuści Sluagh na ludzi - powiedział cicho. - To było okrutne, ale on potrafi być taki. Kiedy jest zły, potrafi być dość... okrutny - przyznał.

- Twój ojciec po prostu cię szuka i robi to w taki sposób, w jaki potrafi.

- Wiem, nie spodziewałem się, że będzie - przyznał chłopak i brzmiało to tak szczerze, że Yoongiemu zrobiło się naprawdę przykro. To były ludzkie emocje, zupełnie niepotrzebne w jego dawnym świecie, jednak nie było sensu udawać, że Wolni ich nie posiadają. Stłumione gdzieś tam w środku, zawsze w nich żyły, chociaż okazywanie ich uznane by było za słabość. - Ale pewnie chodzi mu o strażnika, nie o mnie - dodał.

- Strażnika Mgły? - zapytał Yoongi. Chłopak niechętnie skinął głową. Wydawało się, że niespecjalnie chce rozwijać ten temat, więc Yoongi nie naciskał. Przynajmniej teraz wiedział, czemu Yeonjun nie spieszył się do domu, chociaż sznurki, które jeszcze wczoraj zawiązane były na jego przegubach, dziś rano zniknęły. Z drugiej strony może niekoniecznie chodziło o nieobecnego Strażnika. Może naprawdę Soobin miał z tym coś wspólnego.

- Zniknął, a teraz ojciec musi pokazać, że nadal ma władzę nad królestwem. Mimo braku mgły.

- Mgła chroni królestwo, a królestwo chroni Mgłę - Yoongi powtórzył stare powiedzenie, które zamykało wszystkie dyskusje dotyczące Mgły, chociaż tak naprawdę nigdy właściwie nie zrozumiał jego znaczenia. Kiedyś nawet próbował dyskutować o tym z Taehyungiem, który wywodził się z klanu Mgły, ale on też specjalnie się tym nie przejmował.

- Najgorsze jest to, że... następny strażnik jest jeszcze w zasadzie dzieckiem - westchnął Yeonjun. - Chyba nie chciałbym rządzić w ten sposób - dodał po chwili, prostując się nagle i rozglądając dookoła, jakby czegoś szukał. - Wydawało mi się... po prostu ojciec na swój sposób dba tak o królestwo, tylko nie wiem, czy to się wszystko dobrze skończy - westchnął znowu, a Yoongi nie był do końca pewien, czy chłopak ma na myśli siebie, czy Brugh.

- Z pewnością nie będzie lepiej, jeśli z nim nie porozmawiasz - ostrożnie podsunął Yoongi. Nie chciał, żeby Yeonjun czuł się pod presją, ale nie będzie mógł ukrywać się wiecznie przed Hoseokiem i to w dodatku w jego domu. To tym bardziej pogorszyłoby sprawę.

- Jeśli się dowie, dlaczego dałem się pokonać człowiekowi, to... tym bardziej jej nie polepszy - mruknął.

Yoongi spodziewał się takiej odpowiedzi. Nadal nie potrafił ogarnąć tego, że Soobinowi w jakiś sposób udało się kogokolwiek spętać, jednak to był faktem. Podobnie jak to, że Soobin nigdy nie powinien tego robić, tym bardziej, że nie do końca zdawał sobie sprawę z konsekwencji.

- Hoseok cię nie skrzywdzi, nawet jeśli będzie wściekły - zaczął powoli Yoongi, ostrożnie dobierając słowa. Co do tego był przekonany, Hoseok potrzebował sukcesora, więc Yeonjun był bezpieczny. - Nasze miasto za to nie będzie miało tyle szczęścia, podobnie jak ludzie, którzy tutaj mieszkają. Wiem, że Soobin w dużej mierze odpowiada za tę sytuację...

- Soobin nie wiedział, co robi - zaprotestował Yeonjun, przerywając mu w połowie zdania. - Przynajmniej nie do końca. To był pomysł Taehyuna - chłopak przewrócił oczami. - On jest dziwny, należy do klanu Mgły, więc...

- Chce przywrócenia starego porządku.

- No... tak - chłopak znowu rozejrzał się nerwowo i nawet Yoongi miał wrażenie, że coś poczuł.

Jakby niepokój, który odczuwał od jakiegoś czasu, przerodził się w coś innego, a magia ukryta głęboko w jego ciele poruszyła się. Wbrew woli Yoongiego, drżała gdzieś w samym jego środku, jakby chciała go ochronić przed czymś, czego on sam, pozbawiony naturalnego instynktu i zmysłów, nie potrafił dostrzec.

- Yeonjun, czy... - zaczął, starając się w pełni zrozumieć, co ukryta w nim magia chciała mu przekazać.

Wszystko wydawało się raptem ucichnąć. Przejeżdzające przez plac samochody, ludzie rozmawiający obok fontanny, a nawet wiatr, który jeszcze chwilę temu szarpał koronami drzew obok ratusza. Yeonjun wstał, przesuwając w bok krzesło, na którym siedział. Jego dźwięk brzmiał na tle ciszy prawie jak paznokcie na tablicy.

- Też to czuję - powiedział chłopak po dłuższej chwili. Magia, która do tej pory nieśmiało dawała mu znać o swojej obecności, rosła i Yoongi wiedział, że nie będzie jej w stanie długo powstrzymać.

***

Beomgyu rzucał się przez sen jeszcze bardziej niż zwykle. Kopał, gadał, a nawet łapał Kaia za ubranie i chłopak nie mógł ani na chwilę zamknąć oczy i tak po prostu zasnąć. Co prawda w trakcie nocy zdarzały się momenty, gdy Beomgyu zastygał na chwilę w koszmarze, który go męczył i Kai chociaż nie powinien, zaczynał cieszyć się, że wreszcie będzie mógł zasnąć, ale sen i tak nie nadchodził.

Ciało Kaia stawało się wtedy dziwnie lepkie i sparaliżowane, a podświadomość zaczynała pracować na pełnych obrotach podsuwając mu obrazy, o których wolałby zapomnieć. Najgorszy był towarzyszący tym urywkom wspomnień zapach śmierci, który z jakiegoś powodu powoływał do życia jego mózg. To zazwyczaj cuciło Kaia do pełnej świadomości, wyrywając go gwałtownie z tej ciężkiej papki niby snu, niby koszmaru, w którym tkwił przez całą noc. A ta ciągnęła się niemiłosiernie.

Chłopak był prawie przekonany, że za każdym razem, gdy chwytał za komórkę, żeby sprawdzić, która właściwie jest godzina, wyświetlacz pokazywał kilka minut po trzeciej. Za każdym razem ostatnie cyfry były inne, ale czasem pokazywały kilka minut mniej, czasem więcej.

Zatruta słabym snem noc ciągnęła się w nieskończoność. Kai czuł, że to jest właśnie jego kara za to co zrobił Soobinowi i Beomgyu. Za to, że nie pomógł. Za to, że stał sparaliżowany strachem i po prostu był biernym obserwatorem zdarzeń, które odgrywały się przed nim jak jakiś makabryczny teatrzyk.

- I jeszcze cztery cynamonowe - głos Beomgyu wyrwał go z zamyślenia. Kai uniósł wzrok znad komórki, którą trzymał w ręce. Soobin jeszcze nie odpisał na żadną wiadomość.

- Co powiedziałeś? - spytał.

Siedzieli całą trójką w kuchni Beomgyu, która tego poranka wydawała się dziwnie przytłaczająca. Być może chodziło o pogodę, która panowała za oknem, bo dzień był szary i rozmyty i wyglądał trochę jak niestaranna monochromatyczna akwarela. A może o to, że mama Beomgyu profilaktycznie porozwieszała różne zioła i amulety i normalnie czysta, nowoczesna kuchnia wyglądała jak laboratorium szalonej czarownicy.

- Bułki cynamonowe - powiedział wyraźnie Beomgyu, ale Kai wciąż nie wiedział, o czym mówi starszy chłopak. - Dla Jina...- dodał, ale Kaiowi dalej to nic nie mówiło. Wzruszył ramionami.

- Możemy już iść? - spytał niecierpliwie Taehyun, kręcąc się nerwowo na krześle obok. Jako pierwszy z nich zjadł śniadanie i nie mógł się doczekać, aż wyjdą na zewnątrz. Od natłoku wszystkich anty-magicznych amuletów, mdliło go i co chwila narzekał na ból głowy, który powoli rozlewał się między jego oczami.

- Zaraz - odparł spokojnym głosem Beomgyu. Był bardzo skupiony na tym, co właśnie robił i Kai musiał stwierdzić, że dawno nie widział go w takim stanie. Był dziwnie maniakalny i spokojny zarazem, co być może z zasady się wykluczało, ale tak właśnie było. Z pieczołowitością rozkładał na dnie prezentowego kosza wypieki, które musiał chyba zamówić z piekarni na rogu, ale Kai za nic nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy ktoś przyszedł z zamówieniem. - Nie możemy iść tak z pustymi rękoma w odwiedziny.

- Nawet jeśli przyjdziemy to Jin i tak nie zwróci na to uwagi - odparł od razu Kai, ale Beomgyu syknął coś niewyraźnie pod nosem i od razu się zamknął. - Soobin mi nie odpisuje - poinformował wszystkich.

- Pewnie śpi - odparł Beomgyu. Taehyun nie odezwał się słowem, co nie było dziwne, bo i tak zwykle tego nie robił, chociaż Kai nie mógł pozbyć się wrażenia, że wczorajsza rewelacja Jina trochę zabiła jego walecznego ducha i jest cichszy niż zwykle.

Chłopak nie spodziewał się zobaczyć Yoongiego na tronie Brugh. To Soobin był jego wybrańcem i o ile Kai przechorował całą noc, męcząc się ze swoimi wyrzutami sumienia, to Taehyun, który też zarwał noc, był budzony nie przez swoje sumienie, a żal, stratę i zawiedzione nadzieje.

- Dobra...- Beomgyu wygładził zmarszczkę na niebieskiej tkaninie, którą owinął kosz, a potem złapał za swoją czerwoną kurtkę przewieszoną o kuchenne krzesło. Kai nie mógł powstrzymać się przed parsknięciem. Gdy chłopak założył kaptur, jeszcze bardziej wyglądał jak jakaś postać z bajki.

- Idziemy? - spytał Kai łapiąc za swoją kurtkę, uderzył lekko Taehyuna w ramię, bo chłopak nie ruszył się ani na milimetr. - Zostajesz, czy coś?

- Idę z wami - mruknął, ale nie było w jego głosie żadnego życia. Wydawał się całkowicie pozbawiony emocji.

Beomgyu złapał za klucze i pięć minut później szli już chodnikiem w stronę dzielnicy Soobina.

Na południe, tam gdzie słońce próbowało przedrzeć się przez grubą warstwę chmur, w stronę Góry Zapomnienia. Beomgyu przez całą drogę poprawiał koszyk, który wydawał się dość ciężki, ale Kai nie zamierzał mu pomagać. To był pomysł Beomgyu, nie jego. On sam nie wierzył, że jakieś bułki, nawet te najlepsze, będą w stanie poprawić ich relacje z tatą Soobina.

Rześkie, mroźne powietrze, które o dziwo pachniało śniegiem, po jakimś czasie otrzeźwiło Kaia na tyle, że nie myślał już o tym, co zrobić, żeby wrócić do łóżka i złapać chociaż kilka chwil snu.

Myślał o Soobinie, o tym co zastaną w jego domu, o Jinie i o tym jak bardzo będzie zły, ale też o Taehyunie i Yeonjunie, bo skoro rodzice Soobina wiedzą już o wszystkim, to ich wspólna przygoda dobiegła właśnie końca i niedługo wrócą do siebie. Skoro dorośli wiedzą o wszystkim, ich czas w świecie ludzi dobiegł końca.

Kai nie wiedział co powinien o tym myśleć. Z jednej strony czuł niewypowiedzianą ulgę, bo wreszcie nie musieli kłamać i ukrywać się, ale z drugiej strony nie mógł uwierzyć, że być może już nigdy nie zobaczą ani Taehyuna, ani Yeonjuna

- Rodzice Soobina pewnie będą chcieli odstawić was do Brugh - powiedział głośno, zerkając ukradkiem na Taehyuna, który spiął ramiona, gdy tylko to usłyszał. - Wyjaśnić wszystko... wiesz, załagodzić sytuację z królem.

- Możliwe - odparł sztywno Taehyun, widać było, że chce dodać coś jeszcze, ale zamiast tego okręcił się mocniej szalikiem.

- Chcesz, żeby to zrobili? - kolejne pytanie Kai zadał ostrożniejszym tonem. Chłopak czuł, że Taehyun znów spiął się cały w sobie. Nie musiał nawet patrzeć na niego, wystarczył mu dźwięk jaki wydobył się z jego gardła. Taehyun brzmiał jakby raptem zabrakło mu powietrza.

- Jeśli taka będzie wola króla Yoongiego to... nie będę miał za bardzo wyjścia, prawda? - odparł i przyśpieszył. Beomgyu, który szedł do tej pory po lewej stronie Taehyuna, spojrzał na Kaia.

- Myślisz, że... - zaczął niepewnym tonem. - Że rodzice Soobina odstawią chłopaków na Górę?

- Skoro o wszystkim wiedzą i wiedzą, że przez nas... no przez nas działo się to, co się działo wczoraj. Tylko tak można odzyskać spokój między naszymi narodami - odparł Kai. - Tak myślę.

Jakby nie było to wszystko zaczęło się od nich, a tak naprawdę od niego samego, bo to on wpadł na pomysł pojechania na Górę Zapomnienia. To on namówił Soobina i Beomgyu na wyprawę, a potem...

Potem już poszło z górki. Tak łatwo i szybko można było upaść, jeśli się nie uważało i było zbyt pewnym siebie. Teraz to wiedział. Gdyby tylko miał tę wiedzę wcześniej, nigdy nie pomógłby Taehyunowi, chociaż musiał przyznać, że nie było to do końca moralne, ale z drugiej strony Sunmi wciąż by żyła. Ci wszyscy ludzie na moście też.

- Chyba muszą znać się z ojcem Yeonjuna i to dość dobrze - dodał ciszej, starając się zdusić poczucie winy, które zaczynało go przygniatać coraz mocniej. Może i spacer dobrze mu robił, ale też widział teraz rzeczy w innym świetle i zaczynał się przez to nienawidzić, bo to on sam był siłą napędową tego całego syfu, w którym się znaleźli. - Chyba, że będą chcieli trzymać Yeonjuna jako zakładnika - dodał trochę weselszym tonem. Zaśmiał się przy tym głośno, ale sam musiał przyznać, że brzmiało to sztucznie. Beomgyu spojrzał na niego zdziwiony; było widać, że wyłapał ten fałsz. - Może nie mają lochów, ale zawsze jest pracownia Yoongiego - dodał szybko Kai, ale osiągnął jeszcze gorszy efekt od zamierzonego. Beomgyu zatrzymał się.

- Nie mówisz serio - powiedział Beomgyu, całkiem poważnie. - Ojciec Soobina nie będzie chciał odzyskać tronu, przecież...- urwał szybko, a Kai pokręcił głową.

- Nie no co ty. Przecież żartowałem. Yoongi ma swoje farby, ma swoją pracownię i...

- Yoongi będzie królem, musi - nawet nie zauważył, gdy Taehyun znów zwolnił kroku i wszedł między nich. - Ja i Yeonjun musimy tu zostać. To jedyne wyjście, żeby wyzwolić królestwo.

- Nie chcę nic mówić, Tae, ale...- Beomgyu nabrał powietrza w płuca. - Strasznie pierdolisz - Kai nie potrafił się z nim nie zgodzić. Jeśli będą ciągnąć to dalej, nie wiadomo było gdzie ich to wszystko zaprowadzi.

- Nie obchodzi mnie to. Nie obchodzi mnie, co myślisz - odparł od razu Taehyun ostrym tonem. Nawet nie spojrzał na Beomgyu, który zapowietrzył się na chwilę. - Muszę porozmawiać z królem Yoongim, umówić się na audiencję i wyjaśnić mu sytuację. Kai ma rację, ja i Yeonjun możemy być użyci jako zakładnicy. Yeonjun bardziej niż ja - poprawił się szybko. - Tylko to może zmusić króla Hoseoka do ustąpienia z tronu.

- Ej, ja nic nie sugerowałem - zaprzeczył od razu Kai. - To był sarkazm, czy ty wogóle wiesz co to jest sarkazm? - spytał i złapał chłopaka za ramię.

Ziarno jednak zostało już zasiane i Taehyun strzepnął jego rękę niedbale. Kai nieomal nie zaklął na głos; kolejny jego debilny pomysł zostanie wcielony w życie i to nawet wtedy, gdy kompletnie się z nim nie zgadzał i sam go nie popierał.

- Taehyun, nie... - mówił dalej, coraz bardziej gorączkowym tonem. Zatrzymali się przed wejściem do domu Soobina. Taehyun miał tak zdeterminowaną minę, że Kai był przekonany, że samym spojrzeniem byłby w stanie zamrozić kogoś, co być może było nawet możliwe, bo w końcu władał pogodą.

- Yeonjun? - cichy głos Beomgyu odezwał się zza pleców Taehyuna. - Co ty... - gdzieś w oddali słychać było czyjeś kroki, a właściwie to nie kroki. Ktoś biegł i to nie ze strony, z której spodziewał się Kai. Yeonjun, w rozpiętym płaszczu, z wyrazem szaleństwa na twarzy, biegł co sił od strony centrum.

- Z drogi - warknął. Popchnął Beomgyu, który zachwiał się i nieomal nie upadł na ziemię, prosto w kałużę. Na szczęście złapał się w ostatniej chwili bramki wejściowej, która zaskrzypiała niebezpiecznie. - Jin! - ryknął Yeonjun, otwierając drzwi do domu Soobina. - Soobin! - krzyczał dalej.

Kai i cała trójka weszła za nim ostrożnie do środka. Chłopak biegał po całym korytarzu na dole, wykrzykując imię taty Soobina, zaglądał do garażu, kuchni, a potem salonu. Dopiero wtedy, lekko zaspany Jin wychylił się zza barierek, zaraz przy sypialni Soobina.

- Co... - nie dokończył.

- Mój ojciec atakuje miasto! - krzyknął Yeonjun desperacko. - Yoongi pojechał na Górę Zapomnienia!

a/n: 4 rozdziały do końca!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro