27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n: Sorry, za tak długą przerwę w publikowaniu, ale miałam kryzys i niechęć do pisania i życia, ale powoli wracam do siebie. A w związku z tym, że tak długo nie updatowałam tego fika, chyba muszę dać krótkie przypomnienie tego co się odstawiło w ostatnim rozdziale dla tych, którzy już nie pamiętają (jak ja...)

Hoseok zaatakował miasteczko akurat wtedy, gdy Yoongi i Yeonjun wybrali się na zakupy. Yoongi zabrał samochód Namjoona (który zabunkrował swoją hasjendę jak prawdziwy prepers) i pojechał na Górę Zapomnienia, a Yeonjun wrócił do domu.

Jin jest wkurwiony, Soobin chyba jest chory, a Kai uważa, że jest najgorszym przyjacielem wszechczasów. Taehyun szykuje w myślach przewrót wojskowy, a Beomgyu chyba przeszedł jakieś załamanie nerwowe, ale o dziwo trzyma się najlepiej z pozostałej piątki. A, Jungkook i Taehyung nie są już pomnikami i idą razem z Yoongim na Górę Zapomnienia żeby skopać dupę Hoseokowi. No i chyba tyle.

also... #sorrynotsorry

***

- Ktoś o twojej pozycji...

- Tae, zamknij się już. Naprawdę - Yoongi przerwał mu szybko.

Od dobrych kilku minut Taehyung rozwodził się nad poplamionymi spodniami Yoongiego i nad tym, że on jako król, może niedoszły, ale potencjalny, powinien prezentować się światu dostojnie i z klasą, a nie jak jakiś bezdomny wieśniak. Za duża kurtka, którą Yoongi uwielbiał, już zdążyła zostać przez chłopaka zaorana od góry do dołu i Yoongi czuł, że jeszcze chwila, a zacznie krzyczeć.

Załamanie nerwowe było już naprawdę bardzo blisko i im bardziej się nad tym zastanawiał, tym bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że ostatni raz, gdy tak się czuł, był to dzień, w którym ostatni raz widział się z przyjacielem na żywo.

Tylko Taehyung wyzwalał w nim takie emocje. Nawet Hoseok, mimo że był jego bratem, który wypędził go z domu i potencjalnie zabrał koronę, a potem szantażował przez jakiś czas śmiercią, nie był w stanie tak bardzo zajść mu za skórę.

- Stwierdzam fakty - odparł Taehyung po krótkiej chwili milczenia. - Nie moja wina, że prawda uwiera.

- Już dobrze - powiedział Jungkook cicho i złapał go za przedramię. - To jaki jest plan, wasza wysokość?

- Jungkook, mówiłem ci z tysiąc razy... - Yoongi zatrzymał się i westchnął głośno. - Mów do mnie po imieniu, a plan... - zawahał się.

Tak naprawdę nie miał żadnego. Miał nadzieję, że na jakiś wpadnie. Był prawie pewien, gdy wyjeżdżał z parkingu przed domem Namjoona i Jimina, że gdy znajdzie się w lesie z Taehyungiem i Jungkookiem, będzie miał już jeden i to rozpracowany tak dobrze, że znajdzie się nawet miejsce na plan B i C. Dobre pomysły zawsze przychodziły do niego w ostatniej chwili.

Niestety, tym razem tak się nie stało. Jeśli miał być szczery to czuł się jeszcze bardziej zagubiony i oprócz tego, że wiedział, że musi udać się do Brugh, nic więcej nie przyszło mu do głowy.

- Musimy spotkać się z Hoseokiem... - powiedział po dłuższej chwili, odganiając gestem dłoni krzak, który stał pośrodku ścieżki. Wielobarwna, pastelowa korona roślinki zadrżała lekko i posłusznie przesunęła się w bok, robiąc im miejsce. - I powiedzieć mu..

- Tak? - spytał zaciekawiony Jungkook i przyśpieszył kroku, żeby zrównać się z Yoongim.

- No... żeby się uspokoił i... przestał - zakończył koślawo Yoongi, a Taehyung parsknął głośno. - Zamknij się.

- Wspaniały plan, wasza wysokość - powiedział wcale nie zrażony zakazem.

- Masz inny? - Yoongi aż zatrzymał się. Roślinki na polanie, na której się znajdowali, zadrżały w oczekiwaniu na to, co się zaraz stanie.

- Możemy go zabić, tak jak zawsze ci mówiłem, że powinniśmy zrobić - odparł całkiem poważnie Taehyung i Yoongi wiedział, że nie żartuje. - W pełni na to zasłużył.

- Tak jak zabiłeś przybocznego Hoseoka w salonie Namjoona i Jina? - spytał Yoongi równie opanowanym głosem.

Mieli nie wracać do tego tematu. Do tego dnia, gdy Jin zastał w mieszkaniu, które wynajmował wspólnie z Namjoonem, Taehyunga wbijającego magiczny, mgielny miecz w plecy sługi Hoseoka wysłanego na poszukiwanie Yoongiego.

Do tego dnia, w którym Namjoon i Jin pokłócili się o krwawe plamy na dywanie tak bardzo, że Yoongi był prawie przekonany, że Namjoon już nigdy nie odezwie się do Jina, wywali go z domu i wtedy już naprawdę nie będą mieli się gdzie podziać.

Tego dnia, gdy on sam, Jin i Taehyung jeździli w rozwalającym się samochodzie należącym do Namjoona dookoła miasta przez wiele godzin, starając się wymyślić, co zrobić ze zwłokami, które prawdopodobnie nigdy się nie rozłożą, bo Taehyung ignorując jakąkolwiek logikę, musiał zakatrupić szpiega Hoseoka akurat w miejscu, w którym przebiegała linia mocy.

Linie mocy były wrażliwe na zmiany magii w swojej okolicy i jeśli używało się jej na jednej z nich, trzeba było być bardzo ostrożnym. Złe zaklęcie, wypowiedziane w złą godzinę na linii mocy, mogło oznaczać śmierć magicznego, mogło zabrać mu magię lub dać mu jej więcej. Tylko ci, którzy naprawdę panowali nad sobą i swoimi umiejętnościami, mogli jej używać na liniach. Styki linii były jeszcze bardziej wybredne i czasem nawet niewinna sztuczka mogła doprowadzić do katastrofy.

Yoongi, gdy tylko o tym pomyślał, poczuł, że znów jest wkurwiony. Minęło już tyle lat, ale dalej był wkurzony za bezmyślność swojego przybocznego. To były podstawy magii, które wpajano im od dziecka, ale Taehyung nie dbał o magię. On wolał swoje miecze, proste rozwiązania, krwawe, takie, do których Yoongi zdecydowanie nie miał żołądka.

- Dokładnie tak, jak zabiłem tego przydupasa Hoseoka - odparł Taehyung równie zdenerwowanym głosem. Jungkook stanął między nimi. - Dobrze wiesz, że to jedyne rozwiązanie. Hoseok tylko czeka aż ty...

- Taehyung - zaczął Jungkook łagodnie. - Nie kłóćcie się, nie teraz - poprosił cichym, spokojnym głosem.

Taehyung sapnął coś pod nosem i zrobił krok do tyłu, kręcąc głową. Widać było, że nie zgadza się ze słowami młodszego chłopaka, ale postanowił na szczęście trochę spasować. Yoongi skinął Jungkookowi głową w podziękowaniu i ruszył naprzód.

- Nie będzie żadnego zabijania - mruczał pod nosem. - Już wystarczy, że Hoseok i jego... - zatrzymał się i odwrócił w stronę Taehyunga, który wciąż stał w tym samym miejscu. - Co się dzieje? - dodał zaniepokojony, bo chłopak miał zamknięte oczy i wydawał się wsłuchiwać w coś w oddali.

- Nie jestem pewien - odparł. - Coś... - zawahał się i spojrzał w stronę brzozowego zagajnika, który nie był wcale na ich trasie. Yoongi obszedł głaz, obok którego on i Jungkook się zatrzymali, dołączając do Taehyunga, wpatrującego się w linię drzew przed sobą. Rośliny po tamtej stronie lasu drżały tak bardzo, że miał wrażenie, że znajdują się podczas sztormu na łódce, chociaż wiatr nie docierał w te strony.

- Boją się czegoś - wyszeptał Jungkook obok ramienia Yoongiego. Gdy tylko to powiedział, Yoongi zorientował się, co tak właściwie się stało.

- Patrzcie tam - pokazał ręką w lewo, gdzie znajdował się omszały, wyżłobiony przez czas kamienny krąg, wciśnięty pomiędzy skalną półkę a urwisko.

Ziemia wokół kręgu była rozkopana, a raczej rozgrzebana od środka. Setki śladów stóp, tych małych i dużych, należących do przeróżnych zwierząt znaczyły drogę od kręgu. U jego samej granicy, ślady były wąskie i chwiejne, ale gdy patrzyło się dalej. W stronę doliny, pogrubiały się, łączyły niczym górskie strumyki w potężną rzekę.

Krzewy i drzewa na drodze były połamane, albo nawet powyrywane z ziemi. To miejsce, ten krąg, widział wiele śmierci, bo właśnie tu zbierały się stworzenia żyjące w lesie, gdy przyszło wydać im swój ostatni oddech w życiu. Oczywiście, że król Hoseok wiedział o tym cmentarzysku. Oczywiście, że postanowił je wykorzystać.

- Zrobił kolejnego Sluagh - powiedział Taehyung, a Yoongi poczuł, że jego własny żołądek zasysa się boleśnie. Pomyślał o Soobinie, o jego poranionej, sinej twarzy, którą gładził przez długi czas wczorajszego wieczora. I o strachu, wszechogarniającym strachu, powodującym, że prawie nie mógł oddychać. Tylko to czuł, wpatrując się w nieruchome ciało syna.

- Nigdy więcej - mruknął pod nosem. Jungkook spojrzał na niego zaskoczony.

- Panie? - widać było, że chce powiedzieć coś więcej, ale nie wie, jak dobrać słowa. Yoongi wyręczył go. Złożył dłonie przed sobą i dmuchnął do środka, zamykając na chwilę oczy.

- Idę, czekaj na mnie - powiedział, otwierając je. Zabrał ręce.

Złote motyle, które wyczarował, machnęły kilka razy ognistymi skrzydłami i poderwały się do lotu. Jeszcze przez chwilę widać je było nad linią drzew, które w dalszym ciągu szarpał wiatr, ale zaraz zniknęły gdzieś za skalnym załomem. Jungkook westchnął głośno zaskoczony. Yoongi nie często prezentował swoje czary i chłopak chyba nigdy tak naprawdę nie widział żadnego zaklęcia w wykonaniu Yoongiego.

- Wkurwi się - stwierdził Taehyung, kręcąc wolno głową.

- Możliwe - odparł Yoongi. Tak naprawdę to Hoseok był wiecznie zły, więc wiadomość Yoongiego nie zrobi żadnej różnicy.

***

Soobin jeszcze przez chwilę wpatrywał się w drzwi do mieszkania, które zamknął zaraz po wyjściu Jina.

Naprawdę starał się zrozumieć wszystkie te rzeczy, które wydarzyły się w jego życiu od wczorajszego wieczora, ale działy się zbyt szybko i było ich zdecydowanie za dużo. Soobin miał niejasne przeczucie, że coś mu umknęło. Coś ważnego, co nie zostało wypowiedziane i istniało tylko między słowami.

Coś, co zauważył w spojrzeniu taty, kiedy ten odwrócił się w jego kierunku przed wyjściem z domu. Jakaś część niego samego podpowiadała mu, że być może tylko mu się przewidziało, że to tylko stres i nie powinien się przejmować, ale jedno nie dawało mu spokoju.

Jin nigdy nie jeździł do lasu, a zwłaszcza na Górę Zapomnienia. Tak naprawdę to o ile nie musiał, nie jeździł nigdzie w jej okolicy, nawet jeśli wymagał tego materiał do radia. A teraz to zrobił i to zupełnie sam. Sama ta myśl powodowała, że włosy na karku stawały mu dęba.

- Soobin - cichy głos Yeonjuna wyrwał go z zamyślenia. Chłopak stał plecami do niego, zaraz przy wąskim oknie obok drzwi wejściowych i wyglądał na zewnątrz przyciskając ręce do szyby. Soobin podszedł do niego i stanął obok.

- Myślisz, że powinniśmy się zabarykadować, czy coś? - spytał, bo była to pierwsza myśl jaka przyszła mu do głowy.

Yeonjun spojrzał na niego zaskoczony, a wzrok Soobina zaraz padł na jego usta. Wspomnienia poprzedniej nocy uderzyły w niego z siłą huraganu i poczuł, że cała twarz zaczyna go palić żywym ogniem. Tak naprawdę to nie mieli jeszcze okazji porozmawiać o tym, co się wydarzyło w świetle dnia i Soobin nie wiedział do końca, jak powinien się zachowywać. Czy to co wydarzyło się pod wpływem impulsu coś znaczyło, a jeśli tak to czy był jakiś zestaw zasad, o których powinien wiedzieć i przestrzegać

- Zabarykadować, nie? - powtórzył bezradnie, bo Yeonjun wciąż patrzył na niego z tym samym wyrazem na twarzy, którego nie potrafił rozszyfrować. Wyglądał na złego, ale też widać było po nim panikę i jakąś dziwną energię, która wydawała się rozsadzać go od środka. Yeonjun poprawił nerwowym gestem grzywkę i zerknął w stronę salonu, gdzie pozostała trójka debatowała nad czymś zawzięcie.

- Musimy się stąd wydostać - powiedział poważnie.

- Ale...- Soobin chciał zaprotestować, ale widział, że Yeonjun nie żartuje. Sprawy magii zawsze traktował poważnie i nigdy nie kłamał w jej sprawie. Gdzieś w oddali słychać było syreny alarmowe. Brzmiały trochę jak pogotowie albo straż pożarna, ale trudno było rozpoznać jakąś melodię i przypisać do niej jakiś konkretny sygnał. Ich dźwięk był rozmyty i słaby. Urywał się co chwila, dławił i krztusił pod naporem tego, co właśnie nadchodziło.

Burza, która zerwała się zaraz po wyjściu Jina, na dobre rozpętała się w dolinie, a szum wiatru, który ze sobą przyniosła, wciskał się w każdą, najmniejszą szparę, jaką mógł znaleźć pod parapetami i oknami.

Wiatr zagłuszał wszystko. Nawet krótki okrzyk zaskoczonego czymś Kaia, wydawał się ledwie szeptem i zginął szybko zduszony pod jego naporem, gdy kolejny podmuch powietrza uderzył we frontową ścianę domu.

Soobin spojrzał z niepokojem na drzwi wejściowe. Nawet gdyby jakiś potwór właśnie podkradł się pod ich okna, nie byliby go w stanie usłyszeć. Nie mógł przestać myśleć o rodzicach, gdzie teraz są, czy są na zewnątrz pośród tej dziwnej burzy w kolorze purpury, o tym czy grozi im niebezpieczeństwo, o tym gdzie jest teraz Namjoon i Jimin, a nawet babcia, która mieszkała sto kilometrów od ich małego miasteczka. Czy król Hoseok opanował też inne miejscowości poza ich doliną i czy też jej coś grozi? Od natłoku myśli zaczęło kręcić mu się w głowie i dopiero, gdy chłodna dłoń Yeonjuna złapała go za nadgarstek, Soobin poczuł się od razu lepiej, a natrętna gonitwa myśli ustała.

- Czy... - Yeonjun zwilżył językiem usta i pociągnął go lekko za rękę, zmuszając chłopaka do spojrzenia na ich złączone dłonie. - Ufasz mi?

- Oczywiście, że tak - odparł zgodnie z prawdą Soobin unosząc głowę do góry, a przez twarz Yeonjuna przebiegł wyraz ulgi. - Yeonjun...no weź. Co się dzieje? - spytał, ściszając głos, bo drugi chłopak wciąż milczał i wyglądał, jakby intensywnie się nad czymś zastanawiał. Strach i panika, którą poczuł zaraz po wyjściu taty, znów podeszła mu do gardła. Wiedział, że to, co zaraz padnie z ust Yeonjuna, nie może być niczym dobrym. - No powie...

- Mój ojciec zabije twoich rodziców - wypalił chłopak na jednym wydechu.

W tym samym momencie wiatr ponownie uderzył w bok domu, trzęsąc wszystkim dookoła. Kwiaty stojące na ganku uderzyły o drzwi, a ich gliniane doniczki rozsypały się na setki kawałków. Soobin tego jednak nie usłyszał, ani nie zauważył, chociaż kolorowe kwiaty na moment przylgnęły do wąskiej szyby okna, obok którego stał. Był zbyt zajęty przekonywaniem swego własnego ciała do stania na równych nogach i do oddychania, co przychodziło mu z trudem.

- Yoongi i on są rodziną, jak... - powiedział cicho, bez zastanowienia. - Przecież... - dukał dalej, wciąż pamiętając o oddychaniu i staniu prosto, chociaż to drugie wychodziło mu coraz gorzej i gdyby nie Yeonjun i to, że trzymał go teraz mocno, pewnie upadłby na podłogę.

- Yoongi jest Bezimiennym - odezwał się Taehyun.

Soobin dopiero teraz zorientował się, że rozmowy w salonie ustały już jakiś czas temu, a pozostała trójka stoi w drzwiach i przygląda im się z zainteresowaniem. Nawet nie wiedział, jak długo tam stali, ale chyba od jakiegoś czasu. Beomgyu wyglądał, jakby miał zaraz zwymiotować, Kai nie wyglądał wcale lepiej. Za to Taehyun wydawał się dziwnie zdeterminowany.

- Nie rozumiem - Soobin pokręcił głową. - Znaczy rozumiem - poprawił się. - Mój tata jest tym waszym zaginionym księciem, który...

- Który idzie spotkać się z królem Hoseokiem - wtrącił się Yeonjun. - Moim ojcem - podkreślił, ściskając lekko dłonie Soobina. - Moim ojcem, który ma obsesję na punkcie korony i tego, że za każdym rogiem czyha ktoś, kto chce odebrać mu władzę. Yoongi poszedł tam sam, bez swojej mocy, obstawy i w dodatku bez dowodu na to, że żyję. Musimy jechać na górę - Taehyun parsknął głośno, gdy tylko skończył mówić. - Co? - warknął od razu, na co drugi chłopak przewrócił oczami.

- Jakbyś nie wiedział, wasza królewska mość - odparł, odpychając się od framugi drzwi.

- Taehyun, nie - powiedział stanowczo Beomgyu, ale chłopak go nie słuchał. Machnął niedbale ręką i podszedł bliżej, nie spuszczając wzroku z Yeonjuna.

- Naprawdę chcesz żebyśmy uwierzyli, że nie zrobiłeś tego specjalnie? - spytał, przekręcając głowę w bok. Gdy tak robił, wyglądał jak jakaś upiorna marionetka, której ktoś właśnie odciął sznurki. - Zostawiłeś króla Yoongiego samego, uciekłeś zamiast pojechać z nim i pomóc, bo wiedziałeś, że twój ojciec go zabije, jeśli pokaże się na górze bez dowodu na to, że żyjesz.

- Ty mały, psychopatyczny, popieprzony gnojku... - warknął Yeonjun, ale żadne obelgi nie robiły na Taehyunie wrażenia. Wydawało się raczej, że jest z nich zadowolony i ani na moment nie przerwał swojego wywodu.

- ...znasz swojego ojca jak nikt inny. - Jego słowa były przesycone złością, ale też dziwną satysfakcją, od której robiło się Soobinowi niedobrze. - Wiesz, jaki potrafi być, gdy straci nad sobą kontrolę...wiesz czego się boi. Bezimienny się odnalazł i dla ciebie i całej twojej rodziny nie jest to na rękę. Jeśli zginie, ty i twój królewski tytuł możecie spać spokojnie. - Yeonjun tym razem, warknął coś niezrozumiale pod nosem i puścił dłonie Soobina.

- Yeon... - tylko tyle był w stanie powiedzieć Soobin. Chciał złapać go za rękę, zatrzymać, ale chłopak był szybszy.

Zanim Soobin zdążył zrobić cokolwiek, Yeonjun był już daleko, a srebrne, cienkie nitki jego mocy, rozbłysły oślepiającym światłem, obłapiając od razu całe jego ciało. Ktoś krzyknął przerażony, ktoś zaklął głośno, a potem, równie błyskawicznie jak się pojawiło, światło i towarzyszące mu ciepło ustały i Soobin poczuł się przez chwilę, jakby znów zanurzył się w nurcie mroźnej, górskiej rzeki. Poczuł piekący ból w płucach i zimno, które paraliżowało całe ciało.

- Spokój! - głos Beomgyu był donośny, ale spokojny. - Obaj - pokazał palcem najpierw na Taehyuna, a potem na zaskoczonego Yeonjuna.

Zaklęcie, które chłopak przed chwilą wypowiedział wciąż lśniło gdzieś na koniuszkach jego palców, ale gdy Beomgyu rzucił mu groźne spojrzenie, Yeonjun posłusznie zacisnął pięści, skutecznie je ugaszając.

- Uwolniłeś go! - krzyknął Taehyun, a Soobin tylko westchnął. Wiedział, że ta rozmowa musiała kiedyś nastąpić, ale liczył, że chłopak tego nie zauważy, a tak naprawdę, że być może nigdy do niej nie dojdzie, bo to, że Soobin zdjął zaklęcie z Yeonjuna nigdy się nie wyda. Yeonjun zawsze nosił za duże ubrania i miał na nadgarstkach chyba z milion bransoletek, więc taki szczegół jak brak magicznych węzełków uszedłby uwadze normalnej osobie. - Czy ty...

- Mówiłem coś? - Beomgyu zasłonił Soobina całym ciałem, a potem szybko odwrócił się w jego stronę. - Nawet nie wdawaj się z nim w dyskusję. Nic nie tłumacz - rozkazał, na co Soobin potrafił tylko skinąć głową. - Ty też! - pokazał jeszcze raz na Yeonjuna, chociaż chłopak nic nie zrobił. Nie ruszył się nawet na milimetr.

- To co robimy? - spytał nieśmiało Kai wreszcie włączając się w rozmowę. Do tej pory poza okazjonalnym krzykiem jeszcze nic nie powiedział, co trochę niepokoiło Soobina. Jego przyjaciel zawsze był pełen pomysłów, wiedział co robić, ale tak naprawdę odkąd przyszedł tu z Beomgyu i Taehyunem, wydawał się dziwnie cichy i wyzuty z energii.

- Jak to co? - warknął Beomgyu, zapinając jednym szybkim ruchem kurtkę. - Idziemy na Górę Zapomnienia.

***

Jin nie musiał szukać długo samochodu Namjoona, tak naprawdę to nawet nie starał się go znaleźć. Po prostu instynktownie pojechał tam, gdzie myślał, że może znajdować się Yoongi i napatoczył się na zaparkowanego na poboczu jeepa. Był pusty, oczywiście, że był pusty.

Nabrał głośno powietrza i wypuścił je wolno, starając się uspokoić.

Yoongi musiał naprawdę się spieszyć, bo otwarte drzwi samochodu jak drogowskaz wskazywały na wąską, prawie całkiem zarośniętą ścieżkę. Jin znał ją aż zbyt dobrze. Pamiętał ją, chociaż od kiedy ostatni raz się na niej znalazł, minęły całe lata.

Ścieżka zawsze była sekretem. Jedną z tych tajemnic, o których w miasteczku każdy doskonale wiedział, jednak nikt się do tego nie przyznawał. Lepiej było udawać, że nie ma się pojęcia, którą drogą najłatwiej dostać się na Górę Zapomnienia.

Pewnie przez lata niektórzy ludzie faktycznie zapomnieli, a ścieżka zarosła i stała się praktycznie niewidoczna między wielkimi, rozrośniętymi krzewami forsycji.

Jednak Jin pamiętał. Musiał pamiętać, bo żeby żyć, miał na niej już nigdy nie postawić stopy. Tego zażądał od niego Hoseok, a on się na to zgodził, kiedy przed laty udało im się zażegnać spór o tron i nie doprowadzić do wojny.

Jin wysiadł z samochodu, na wszelki wypadek zabrał ze schowka na rękawiczki latarkę i zeskoczył do rowu melioracyjnego, za którym zaczynał się szpaler gęsto porośniętych brzóz i złocistych krzaków, które poruszały się na niewidzialnym wietrze.

Wiedział, że musi jak najszybciej dotrzeć do Granicy.

Po ludzkiej stronie lasu nie musiał jeszcze obawiać się Hoseoka, jego magia nic nie mogła mu zrobić, kiedy znajdował się po dobrej stronie Granicy.

I było właśnie tak, jak wcześniej powiedział Soobinowi. Magia niosła ze sobą konsekwencje, z których ludzie zwykle nie zdawali sobie sprawy. Jednak on już wiedział. Wiedział, że jeśli zrobi o jeden krok za daleko, że zbliży się za bardzo do królestwa, które już na zawsze miało być dla niego zamknięte to już nigdy z niego nie wyjdzie. Niewidzialna granica mgły, która normalnie wskazywała mu to, co można, a czego nie, zniknęła.
Ten jeden krok za daleko. Tylko jeden sprawi, że przyjdzie mu za niego zapłacić najwyższą cenę.

Magia zawsze niosła ze sobą konsekwencje.

Jin wahał się tylko chwilę, gdy stanął wreszcie twarzą w twarz z pierwszymi drzewami rosnącymi u szczytu skarpy. Nie wiedział gdzie iść, jak daleko, ale z jakiegoś powodu ufał, że tak, jak łatwo przyszło mu ze znalezieniem samochodu, tak łatwo przyjdzie mu znalezienie Yoongiego w tej nieprzeniknionej gęstwinie, bo na przekór wszystkiemu zawsze udawało im się nawzajem odnaleźć.

Zrobił krok do przodu, zanurzając się w złotych liściach, które przyjęły go z ochotą. Miał wrażenie, że rośliny rozstąpiły się lekko, sprawiając, że wilgotne szare kamienie ścieżki, stały się bardziej widoczne. Jakby go witały, zapewniając, że znajduje się w odpowiednim miejscu o właściwym czasie. Jakby chciały, by szedł naprzód.

To nie był jeszcze las Wolnych Ludzi, jednak las zawsze był miejscem tych roślin, nawet jego niemagiczna połowa i Jin musiał upominać się, że musi być naprawdę ostrożny, by nie przekroczyć Granicy, prawie niezauważalnej przez brak mgły.

- Szukam Yoongiego - powiedział do drzew, jakby usprawiedliwiając swoją obecność w ich królestwie. - Szukam tylko Yoongiego - powtórzył, a jego słowa zniknęły, jakby wessane w wilgotny, puszysty mech.

Ścieżka przed nim wydawała się powiększyć i teraz była na tyle szeroka, że spokojnie zmieściłyby się na niej dwie osoby. Jin wszedł na nią, zostawiając za sobą szarość, która goniła go od strony doliny. Tu drzewa były jeszcze bardziej kolorowe i rozłożyste, a ich korony pięły się wysoko, wysoko w dal. Niektóre z nich były na pewno większe niż ratusz ich małego miasteczka, a nawet dzwon umieszczony w wieży zegarowej obok szkoły. Było też zimniej, co Jin zauważył od razu. Musiał być już naprawdę blisko.

Wspinając się pod górę, tam gdzie prowadziła go ścieżka, cały czas rozmyślał o Yoongim.

O tym gdzie teraz jest i co się stanie, gdy wreszcie go spotka.

O tym jak bardzo musiał być zły, widząc co Hoseok wyrabia w centrum.

O Soobinie i o tym jak bardzo musi się teraz bać, chociaż jakaś część niego samego podpowiadała mu, że wszystko będzie dobrze, bo jego syn nie jest sam, a dodatku ma przy sobie dwóch Ukrytych Ludzi, co może nie do końca zwiększało jego szanse, bo Yeonjun i Taehyun nie wyglądali na zbyt rozgarniętych, ale Yeonjun już raz uratował ich przed pewną śmiercią. Wszystko będzie dobrze, bo chociaż Soobin nie wyglądał na kogoś, kto potrafi sobie poradzić, to jednak zawsze jakoś dawał sobie radę.

Jin był tak pogrążony w myślach, że nie zauważył, gdy ścieżka rozgałęziła się. Nie zastanawiał się, w która stronę powinien skręcić, zrobił to instynktownie. Odruchowo, jakby jakaś jego część doskonale zdawała sobie sprawę z tego, gdzie jest i dokąd chce dotrzeć. Krzaki za nim zamknęły się z szelestem, ale Jin postanowił, że ten strach, który raptem poczuł, jest głupi. Po prostu głupi.

A potem zrozumiał, że być może Granica, którą tak bardzo pragnął zobaczyć, znajduje się już za nim. I jest już za późno, żeby się cofnąć.

Wstrzymał oddech, a po chwili wypuścił powietrze z głośnym westchnięciem, które wydało się tak głośne, jak krzyk. Drzewa poruszały się na wietrze, a przez ich grube, zielone liście mógł dostrzec pędzące po niebie ciemne, purpurowe chmury.

Jednak nie słyszał żadnego dźwięku, jakby od wszystkiego, co go otacza oddzielała go gruba, idealnie czysta szyba, która zatrzymywała wszystkie odgłosy otoczenia.

Jin cofnął się i odwrócił w stronę krzewów, ale nie znalazł między nimi ścieżki. Jakby nigdy nie istniała.

Chciał coś powiedzieć, żeby przeciąć otaczającą go ciszę, jednak nie był w stanie tego zrobić, bo zdał sobie sprawę z tego, że nie znajduje się w niej sam.

Najpierw nie wierzył sam sobie. Miał wrażenie, że to strach sprawia, że zaczyna wymyślać nieistniejące dźwięki i wyczuwać obecność kogoś, kogo na pewno tu nie ma. Jakby jego własny organizm chciał stworzyć w tym nienaturalnym zawieszeniu coś normalnego. Jednak to nie było złudzenie, ani wyraz narastającej paniki.

Gdzieś zaraz za nim, bardzo blisko a może zupełnie daleko, usłyszał oddech kogoś jeszcze. Spokojne, długie wdechy, które tworzyły dysonans z jego własnym płytkim i urywanym oddechem.

- Długo kazałeś na siebie czekać - usłyszał gdzieś za sobą spokojny głos i już wiedział, że to był Hoseok, chociaż słyszał jego głos tylko raz i to wiele lat temu. - Zdążyłeś zapomnieć o naszej umowie?

Jin tylko pokręcił głową. Oczywiście, że nie zapomniał. Jak mógłby? Codziennie pamiętał o tym, by przypadkiem nie znaleźć się nawet w pobliżu Granicy. Nawet nie jeździł w pobliżu Góry Zapomnienia. Starał się nie zbliżać do lasu. Przez te wszystkie lata naprawdę bardzo się starał, nawet teraz, kiedy zrobił tylko kilka kroków za daleko.

Przez te kilka kroków wszystko się skończy.

- Wszystko co martwe należy do mnie - odparł król, schodząc po kamiennych stopniach w dół. - Wszystko, co znajduje się w tym lesie... - zatrzymał się na chwilę, a Jin wiedział, że znajduje się już bardzo blisko. - Jest moje - dokończył ze spokojem, od którego cierpła Jinowi skóra. - Wszystko, co umrze w tym lesie, pozostanie w moim władaniu na zawsze.

- Szukam tylko... - Jin zawahał się. Nie zależało mu na usprawiedliwianiu się, to i tak nie miało najmniejszego sensu. Przekroczył Granicę i bez względu na to, czemu to zrobił, złamał zakaz. Wiedział, co zdarzy się za chwilę. Jednak Hoseok niekoniecznie musiał wiedzieć, że Yoongi też tu był. Yoongi mógł się jeszcze uratować. - Nie chciałem tego zrobić - dodał szybko, próbując odwrócić uwagę mężczyzny od swoich wcześniejszych słów.

- A jednak wiedząc to wszystko, wróciłeś do mnie - usłyszał za swoimi plecami.

Jin nie chciał się odwracać, chociaż wiedział, że Hoseok nie jest potworem. A przynajmniej nie wygląda jak potwór.
Kiedyś, dawno temu kiedy Yoongi dopiero zaczął z nim mieszkać, przez przypadek wziął na uczelnie jego szkicownik i zorientował się dopiero, gdy zamiast swoich niechlujnych notatek, na kartkach notesu zobaczył zupełnie nieznane mu twarze.
Osoby, które Yoongi zostawił za sobą na zawsze, wybierając życie w świecie ludzi. Osoby, o których nie chciał, a może nie potrafił zapomnieć.

Jin zastanawiał się, kim byli, ale zawsze był pewien, że jedną z nich jest Hoseok. Nie potrafił tego do końca powiedzieć, skąd wzięła się ta pewność, jednak wiedział. Po prostu wiedział.
- Nie masz mi nic do powiedzenia? - głos Hoseoka pojawił się teraz znacznie bliżej, jakby mężczyzna znajdował się kilka centymetrów od niego, chociaż Jin nie słyszał jego kroków. Gdyby odwrócił głowę, stanąłby z Hoseokiem twarzą w twarz.
Mógłby mu powiedzieć, że nie zauważył Granicy, bo przez brak mgły po prostu nie zdawał sobie sprawy z tego, że ją przekroczył. Mógłby poprosić też o darowanie życia, ten jedyny raz, ze względu na rodzinę.

Na dziecko, lata temu podrzucone przez Wolnych, które nadal go potrzebuje. Mógłby też błagać, poniżyć się, zrobić cokolwiek, by tylko zachować życie, ale nadal milczał.
Bez względu na to, co zrobi, Hoseok nie puści go wolno, już nigdy nie pozwoli mu odejść. Może tylko opóźnić chwilę swojej śmierci.
Gdyby Yoongi wiedział, że przyjechał tu za nim, to miałoby jeszcze sens. Jednak Yoongi nie miał o tym pojęcia, bo Jin zrobił dokładnie tę jedną rzecz, której miał nie robić.

Teraz Jin mógł zrobić już tylko jedno. Milczeć i nie dać Hoseokowi więcej satysfakcji.

- Mogę przekazać twoje słowa rodzinie. Spójrz na mnie, nie musisz odchodzić bez pożegnania.
- Nie będziesz ostatnią rzeczą jaką zobaczę przed śmiercią - odpowiedział Jin głosem tak spokojnym, że sam był nim zaskoczony.

Nadal bał się tak, jak jeszcze nigdy w życiu. Jednak myśl, że Soobin jest bezpieczny w domu, a Yoongi nie walczy z Hoseokiem, dodawała mu trochę otuchy.

Wszystko zdarzyło się zbyt szybko, by mógł się nad tym naprawdę zastanowić. Nie miał nawet szans zatopić się we własnym lęku i zrozumieć, że to już koniec.

Ból przyszedł nagle i całkiem go zaskoczył, chociaż przecież spodziewał się tego, że śmierć będzie bolała. Początkowe przerażenie ustępowało, bo ból powoli zajmował wszystkie jego myśli i nie mógł skupić się na niczym innym.

Jednak on też nie trwał wiecznie i powoli ustępował miejsca ciszy.Drzewa, purpurowe niebo i ziemia stawały się coraz mniej wyraźne, aż w końcu stopiły się w jedną, pozbawioną szczegółów plamę, która zaczynała płowieć, tracić ostrość i barwy. Hoseok nie był ostatnim, co widział. Jin żałował tylko, że nie był to Yoongi.


a/n: kill your darlings they said. :'')

i dodatkowo wrzucam plan updatów, którego mam nadzieję się trzymać



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro