28.01

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdyby nie interwencja Beomgyu, Taehyun zginąłby w męczarniach. Yeonjun nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Nie wątpił też w to, że po zamordowaniu chłopaka nie miałby żadnych wyrzutów sumienia i koszmarów, takich jakie nawiedzały go prawie każdej nocy odkąd zginął Strażnik Mgły.

Taehyun zasługiwał na śmierć i już nawet nie dlatego, że był mendą, ale dlatego, że był upierdliwą mendą, która siała strach i panikę i miała sto tysięcy pojebanych teorii, które nie trzymały się faktów i kupy. Niestety, Yeonjun wiedział również, że Soobin z jakiegoś dziwnego powodu lubił tego małego psychopatę i gdyby zrobił to, co chciał zrobić od dawna, ich związek mógł się rozpaść szybciej niż się zaczął. O ile się zaczął, bo tego Yeonjun też właściwie nie był do końca pewien.

Żeby jednak nie pogarszać swojej sytuacji, musiał teraz spokojnie wysłuchiwać kolejnych oskarżeń, które padały pod jego imieniem i ćwiczyć głębokie oddechy, starając się ignorować Taehyuna, chociaż musiał przyznać, że jego nowo uwolniona moc nie bardzo chciała się go słuchać. Gdyby tylko na moment stracił koncentrację, Taehyunowi mogłoby przydarzyć się coś niezbyt miłego.

- To ty mnie posłuchaj, Soobin - szepnął wyjątkowo głośno i niedyskretnie Taehyun, łapiąc starszego chłopaka za przedramię. Obaj stali w najdalszym kącie salonu, a Yeonjun, Kai i Beomgyu obserwowali ich z bezpiecznej odległości korytarza, udając, że absolutnie tego nie robią. - Nie możesz go tak po prostu... uwolnić - Soobin westchnął głośno i coś odpowiedział niewyraźnie, ale Yeonjun nie wyłapał jego słów. Zginęły w szumie wiatru za oknem.

- Jesteś pewien, że Jinowi i Yoongiemu grozi niebezpieczeństwo i musimy tam iść? - spytał Kai po raz kolejny w przeciągu ostatnich pięciu minut.

- Jest pewien - odparł za niego Beomgyu, z wyraźną agresją w głosie. Yeonjun miał wrażenie, że musiało go coś ominąć. Jakaś ważna konwersacja, której raczej na pewno nie był świadkiem, bo inaczej zapamiętałby to napięcie, które czuł pomiędzy chłopakami.

Kai, który zazwyczaj był wyjątkowo entuzjastycznie nastawiony do wszelkich przygód, wydawał mu się dziś spokojny i dziwnie wyprany z emocji, co totalnie nie pasowało do jego charakteru. Co chwila uciekał gdzieś wzrokiem i widać było, że ma jakieś przemyślenia, o których nie chciał mówić na głos.

- Może powinniśmy przeczekać tę burzę - powiedział niepewnie i w dodatku tak cicho, że w pierwszym momencie Yeonjun pomyślał, że musiał się przesłyszeć. Beomgyu spojrzał na niego, gwałtownie podnosząc głowę znad komórki, którą próbował uruchomić od dobrych kilku minut. Magiczna burza, która rozpętała się nad miastem wraz z nadejściem Dullahan nie pozwalała na to i chociaż Yeonjun wytłumaczył mu już kilka razy, chłopak wciąż próbował skontaktować się z rodzicami.

- Myślałem, że jesteś mądrzejszy - tym razem to Beomgyu ściszył głos. Yeonjun aż się skrzywił, bo nie był pewien, czy będzie w stanie śledzić, dwie szeptane kłótnie naraz.

- O co ci chodzi? - zdziwił się Kai, wbijając od razu ręce do kieszeni kurtki. Widać było, że się denerwuje.

Yeonjun był nawet dumny z tego, że od razu to wyłapał. Niemagiczni i ich zachowania czasami naprawdę potrafili być fascynujący. Tak łatwo dało się z nich czytać, jeśli już wiadomo było, na co patrzeć i na co zwracać uwagę. Na przykład taki Soobin. Chłopak też się denerwował. Jego zaciśnięte w pięści ręce powiedziały Yeonjunowi więcej niż szybkie, pełne otuchy, spojrzenia, które posyłał co jakiś czas w stronę korytarza.

- Biczujesz się - odparł spokojnie Beomgyu, wkładając komórkę do kieszeni kurtki. - Obwiniasz się za to, co się stało wczoraj, a może nawet i o to, co zaczęło się dziać, odkąd wpadłeś na pomysł, żeby iść na Górę Zapomnienia - mówił dalej tak samo spokojnym tonem. - A teraz... boisz się cokolwiek zrobić, bo myślisz, że jeśli coś zrobisz to wszystko spierdoli się jeszcze bardziej.

- Nie możesz tego wiedzieć - odparł szybko Kai, ale widać było, że Beomgyu musiał uderzyć w jego czuły punkt.

- A jednak - Beomgyu gwizdnął, zwracając na siebie uwagę Soobina i Taehyuna. - Kończcie już. Musimy iść - powiadomił ich i spojrzał na Kaia, który w międzyczasie zaczął kopać jakiś niewidzialny kamyk jednym butem. - Masz wyrzuty sumienia za wczoraj - oznajmił, na co Kai podniósł gwałtownie głowę do góry. - Wiem, bo... sam je mam - dodał, co zdziwiło trochę Yeonjuna. Ani jeden, ani drugi nie posiadali żadnych mocy i nawet gdyby chcieli, nie byliby w stanie nic zrobić. To nie wchodziło w rachubę. Sluagh był śmiercią, był czystą magią i żaden śmiertelny dzieciak, bez względu na to jak bardzo zdeterminowany, nie byłby w stanie mu zaszkodzić.

- Stchórzyłem - powiedział Kai, jeszcze ciszej i Yeonjunowi nawet zrobiło mu się go szkoda, bo naprawdę wyglądał, jakby nie był dumny z tego co zrobił, a właściwie czego nie zrobił. - Zostawiłem ciebie, Soobina i...- Yeonjun poczuł na sobie jego wzrok. - Ciebie też zostawiłem.

- No i? - spytał od razu Yeonjun, nie bardzo rozumiejąc, do czego zmierza ta rozmowa. Z jakiegoś powodu Kai, a nawet Beomgyu obwiniali się za wczorajszy wypadek i im dłużej się nad tym zastanawiał, tym mniej miało to sensu. - Dałem sobie radę, tak? Żyjecie, Soobin żyje - pokazał ruchem głowy na chłopaka.

- No tak, ale...- zaczął znowu Kai, ale Yeonjun przerwał mu gestem dłoni.

- Ani ty, ani ty - spojrzał na Beomgyu. - Nie mogliście nic zrobić. Żaden z was nie jest magiczny, a nawet gdybyście byli to i tak tylko moja krew mogła go powstrzymać - wyjaśnił spokojnie. Kai nie wyglądał, jakby do końca mu wierzył, ale widział w jego oczach zrozumienie.

- A dziś? - spytał Kai i przez chwilę Yeonjun nie wiedział, o co pyta.

- Czy dzisiaj moja krew powstrzyma mojego ojca? - chłopak skinął głową. - W pewnym sensie - odparł - Ale dziś przyda mi się wasza pomoc, jeśli to ci poprawi humor - Chciał jeszcze coś dodać, ale Soobin i Taehyun dołączyli do nich i zaraz zgubił gdzieś kolejną myśl. Patrzył teraz na Soobina, na jego spięte ramiona i niepewną minę, którą starał się za wszelką cenę ukryć, ale nie wychodziło mu to za bardzo.

- Po prostu je weź - Taehyun wyjął z kieszeni znajome sznurki, co zaskoczyło trochę Yeonjuna. Nie spodziewał się, że chłopak jest na tyle paranoiczny, że chodzi ze strzępami Soobinowego kocyka z dzieciństwa w kieszeni. Próbował wcisnąć ich naręcze Soobinowi, ale drugi chłopak był szybszy i odskoczył od niego jak poparzony. - Yeonjun będzie chciał wykonać swój plan i zabije twojego ojca - tym razem Taehyun nawet nie silił się na dyskrecję. Prawie krzyczał, wymachując sznurkami w powietrzu, chociaż Yeonjun stał niecały metr od niego. - A jeśli nie on, to zrobi to król Hoseok. To nasza jedyna broń.

- Ok - powiedział Soobin, łapiąc go za rękę i przez krótki moment Yeonjun miał wrażenie, że jednak weźmie od niego kawałki kocyka, ale zamiast tego Soobin wolno obniżył rękę Taehyuna i dodał spokojnym głosem. - Może ty je jednak schowaj, co? - było to retoryczne pytanie, ale Taehyun szykował się już do odpowiedzi.

Yeonjun widział to po jego raptem czerwonej twarzy, po tym jak nabiera powietrza w płuca, szykując się na kolejny atak. Na szczęście, Beomgyu był szybszy.

- To czego potrzebujemy? - spytał głośno, zwracając na siebie uwagę wszystkich.

- Dziurawiec, estragon, hyzop, jarzębina, sosna i czarna chryzantema - odparł od razu Yeonjun. - Wszystkiego po jednym, spakujcie to w cztery, małe lniane worki. Potrzebuję też zestaw do rytuałów Yoongiego...

- Skąd wiesz, jaki zestaw ma mój ojciec? - spytał zaskoczony Soobin, na co Yeonjun uśmiechnął się szeroko. - Byłeś w jego pracowni?

- Chciałem wiedzieć, co on tam sobie maluje - odparł, a chłopak wyglądał na jeszcze bardziej zdziwionego. - No co?

- Przecież cały czas jesteśmy razem, kiedy zdążyłeś zwiedzić jego pracownię? - pytał dalej. Yeonjun nawet chciał mu odpowiedzieć i powiedzieć, że czasem, gdy Soobin wychodził do szkoły, on sam wracał do domu, bo wiedział, że Yoongiego tu nie będzie, bo był zbyt zajęty brakiem mgły i jej tajemnicą, żeby malować i szanse na to, żeby złapał go na gorącym uczynku były zerowe. Jin był pracoholikiem, więc tym bardziej nie stwarzał żadnego zagrożenia. Yeonjun naprawdę chciał mu to powiedzieć i też to, że czasem, gdy Soobin był w łazience, chodził sam, bez nadzoru, po wszystkich pokojach w domu, zwiedzał je, dotykał ściany, kolorowe tapety i meble, przeglądał stare książki i fotografie, których Soobin na pewno z własnej woli by mu nie pokazał. Soobin miał naprawdę dużo zdjęć z dzieciństwa.

- To część planu - powiedział głośno Taehyun, wyraźnie wzburzony, na co Kai westchnął cicho. Widać było, że nie miał dziś siły bronić swojego nowego przyjaciela.

- Pójdę poszukać linę i latarkę. Mogą się nam przydać, jak już będziemy na Górze - rzucił i bez czekania na czyjąkolwiek odpowiedź, poszedł do garażu.

Gdy drzwi prowadzące na dół zatrzasnęły się za nim z cichym kliknięciem, Taehyun znów się zapowietrzył.

- Czy możesz zachować te foliarskie teorie na później? - spytał ostro Beomgyu, ciągnąc go od razu za rękaw kurtki.

- Jakie znowu... - obruszył się chłopak, ale nie dokończył, bo Beomgyu złapał go mocniej i popchnął lekko w stronę kuchni i pracowni Yoongiego.

- Pomóż mi szukać tego, co potrzebuje Yeonjun, ja się nie znam na ziołach - przyznał, chociaż Yeonjun jakoś nie potrafił mu uwierzyć. Sądząc po zaklęciach ochronnych, które chłopak miał wszyte w podpinkę kurtki i które czuł nawet bez dotykania jej materiału, jego rodzina wiedziała sporo o magii i zaklęciach. Jak na ludzi oczywiście.

Poza tym Beomgyu według słów Soobina zawsze się uczył i Yeonjun wątpił, żeby jego ambitni rodzice zaniedbali jego magiczną edukację. Dopiero, gdy chłopak wypchnął Taehyuna za róg prowadzący w stronę kuchni i posłał w kierunku Soobina słaby uśmiech, Yeonjun zrozumiał, co się właściwie stało. Beomgyu dał im szansę porozmawiać przed wyprawą bez świadków, a zwłaszcza bez Taehyuna, który dostawał jakiegoś szału, gdy Yeonjun tylko stanął obok Soobina.

- Jeśli puścisz moją rękę chociaż na chwilę, jak będziemy biec do domu Kaia to cię zabiję. Mam cię cały czas widzieć, zrozumiano? - wypalił Yeonjun bez namysłu, na co Soobin parsknął głośno. - Ja nie żartuję, Soobin - dodał i spojrzał na stojącego obok chłopaka, na którego ustach wciąż błąkał się lekki uśmiech.

Yeonjun musiał przyznać, że Soobin wciąż nie wyglądał najlepiej. Na jego brodzie i szyi widniały gigantyczne siniaki, które na pewno były bolesne, a jego oczy były dziwne szkliste, jakby trawiła go gorączka, co nie musiało aż tak bardzo mijać się z prawdą. Woda w rzece, do której wpadł poprzedniego wieczoru, była lodowata i Soobin prawdopodobnie powinien zostać w domu, ale Yeonjun wiedział, że to byłoby bardziej niebezpieczne niż przeziębienie. To można wyleczyć, ale klątwy Dullahan już nie. Nawet najlepsi lekarze w Brugh nigdy nie opanowali tej sztuki.

- Wiem, że nie żartujesz - powiedział Soobin po dłuższej chwili i złapał nieśmiało najmniejszy palec yeonjunowej ręki. Yeonjun wyprostował palce i pozwolił drugiemu chłopakowi spleść ich dłonie. Przez chwilę stali tak, nie odzywając się, ani nawet nie patrząc na siebie nawzajem tylko w kierunku kuchni skąd dochodziły ich ciche rozmowy.

Gdzieś za drzwiami wejściowymi mocny wiatr porywał kolejne doniczki i przedmioty, które obijały się z hukiem o drewnianą werandę, ale Yeonjun nie zwracał na to uwagi.

To było tam. Na zewnątrz, bez znaczenia dla tego, co działo się tutaj. Tu liczył się tylko dotyk Soobina i ta względna cisza przed burzą, na którą razem czekali, odliczając kolejne sekundy. Przed tą dosłowną burzą, która czeka ich tuż za progiem domu i tą w przenośni, która zaraz wyjdzie do nich z kuchni i zacznie kręcić swoje niestworzone historie o spiskach. Taehyun istniał tylko po to, żeby egzystencja Yeonjuna była nie do zniesienia.

Westchnął cicho i spojrzał na Soobina, który musiał przyglądać się mu od jakiegoś czasu.

- No i co się gapisz? - warknął zawstydzony, bo Soobin uśmiechnął się lekko i drugą dłonią założył mu włosy za ucho. - Weź się lepiej ubierz, czy coś - młodszy chłopak posłusznie złapał za pierwszą z brzegu kurtkę z wieszaka, która prawie na pewno nie należała do niego, a któregoś z jego ojców. Chyba do Yoongiego, bo rękawy miała strasznie upaprane jakąś kolorową farbą. - Oj, daj mi to - powiedział Yeonjun szybko, bo Soobin nie radził sobie i z jakiegoś powodu zamiast zdjąć ją z kołka, postanowił zacząć się z nią siłować. Yeonjun zdążył ledwie dotknąć jej śliskiego materiału, a z kuchni doszły ich odgłosy kłótni. Beomgyu i Taehyun byli już niedaleko.

- Wracają - powiedział Soobin, stwierdzając oczywiste, ale tym razem Yeonjun nie poczuł złości na niego i na jego, bardzo ludzkie, oznajmianie na głos stanu rzeczy. Raczej żal, bo właśnie skończył im się czas. W desperacji, chciał nawet popchnąć chłopaka na ścianę i pocałować go tu i teraz i robić to tak długo, aż nie pojawią się pozostali, ale Kai właśnie wtedy trzasnął głośno drzwiami prowadzącymi do garażu i już było za późno na realizację tego planu.

- Latarki i lina - zameldował, pokazując swoje zdobycze. Yeonjun wiedział, że powinien go pochwalić, ale nie potrafił się na to zdobyć. Na razie miał ochotę tylko na niego nakrzyczeć i może poprzeklinać trochę na głos, ale wiedział, że Soobin by tego nie zrozumiał, więc zamiast tego sztywno skinął głową. Na tylko tyle było go teraz stać.

- Znaleźliśmy sprzęt Yoongiego - zakomunikował Beomgyu z głębi korytarza, machając przy tym wąskim, owiniętym w cielęcą skórkę, opakowaniem. Nawet z tej odległości widać było misterne konstelacje i ochronne zaklęcia wyszyte na nim czyjąś wprawną ręką.

Yeonjun przełknął głośno ślinę. Już nie było odwrotu od ich szaleńczego planu.

Za chwilę znajdą się na zewnątrz, pośród magicznej burzy i biegających po całym mieście demonów, obleczeni w nędzne ziołowe zaklęcia i wiarę, że jakoś uda im się dotrzeć bezpiecznie do domu Kaia po samochód, który zabierze ich na Górę. Jeśli Yeonjun miał być totalnie szczery to nie tak wyobrażał sobie tak ten piątkowy wieczór.

- Daj mi to - powiedział głośno, tym razem do Beomgyu. Nawet nie spojrzał w stronę chłopaka, gdy to zrobił.

Patrzył na Soobina i jego skoncentrowaną minę, gdy ten wznowił siłowanie się z kurtką. I nawet, gdy skórzane opakowanie dotknęło jego palców, i gdy odwinął je błyskawicznie, dalej to robił. Wpatrywał się w chłopaka, analizował, zapamiętywał wszystkie szczegóły, od najmniejszego pieprzyka na jego policzku do siniaków pod oczami. Strach podpowiadał mu, żeby to zrobić. Jego serce biło mu tak głośno, że Yeonjun był prawie pewien, że słyszą go wszyscy w promieniu co najmniej dziesięciu metrów.

- Teraz albo nigdy - powiedział szeptem sam do siebie dla otuchy i zamknął oczy.

- Co ty... - zaczął mówić Kai, ale nie dokończył, bo sztylet, który Yeonjun wyjął ze środka, zdążył już przeciąć skórę wewnątrz jego lewej dłoni. Stało się to błyskawicznie i o dziwo nawet nie bolało tak bardzo, jak chłopak zakładał.

Jednak mimo braku bólu, wciąż nie chciał patrzeć na swoje dzieło i dalej stał z zamkniętymi oczami, bojąc się, co się stanie, gdy je otworzy. Po wczorajszej historii ze Sluagiem miał dość widoku krwi. Miał dość jej konsystencji i jej zapachu, który kojarzył mu się tylko z bólem i śmiercią.

To nie była prawda i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale miał wrażenie, że jego własna, ciepła krew, która spływała wolno między zaciśniętymi palcami, cuchnęła prawie tak samo jak krew potwora.

To było tylko wspomnienie, to było tylko okropne wspomnienie. Powtarzał to w myślach jak mantrę, otwierając oczy, ale mimo to nie potrafił opanować obrzydzenia, które czuł. Jego ciało go nie słuchało i Yeonjun ledwie powstrzymywał wymioty.

- Dlaczego? - spytał cichy głos. Wzrok chłopaka od razu odszukał Soobina, który wpatrywał się w niego z przerażeniem.

- Tylko tak was mogę ochronić - odparł od razu Yeonjun, lekko trzęsącym się głosem. - To jedyny sposób. Krew z krwi ich pana...Dullahan powinni was ominąć - dodał i zanurzył palce prawej ręki we własnej krwi. Pomazał nią kurtkę Soobina. Jej przód i plecy, a potem zrobił to samo z ubraniem Beomgyu i Kaia i tylko chwilę wahał się przy Taehyunie. - To nie jest stuprocentowo skuteczna ochrona, ale pomoże. Powinno pomóc.

- A zioła? - spytał Beomgyu słabym głosem. Widać było, że chyba myśli o tym samym, co Yeonjun. O potworze, o jego cuchnącym cielsku i rzece krwi, która wylewała się spod niego hektolitrami.

- Włóżcie je do kieszeni, wszyscy - odparł szybko Yeonjun. - I pamiętajcie. Jak będziemy na zewnątrz, unikajcie ciemnych cieni, trzymajcie się razem i nie rozdzielajcie - spojrzał na Soobina, który skinął od razu głową.

- Gotowi? - spytał Beomgyu, podchodząc do drzwi wejściowych i otworzył je bez żadnego ostrzeżenia. 

a/n: rozdział 28 jest podzielony na 5 cześci (są zdecydowanie krótsze niż  moje typowe rozdziały, ale nadal są dość długie jak na wattpadowe statystyki) :> 

kolejny update - środunia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro