28.04

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tym razem ścieżka prowadząca na Górę Zapomnienia nie była ukryta w ciemnościach i z jakiegoś powodu Soobinowi wydawało się, że zna ją naprawdę dobrze. Chłopak czuł, jakby chodził nią już z milion razy, nie musiał nawet patrzeć pod stopy. Po prostu szedł przed siebie, bez zastanowienia, a ścieżka przed nim rozwijała się, pokazując mu dokładnie to, czego się spodziewał. Każdy krzak, gruby, szaro-niebieski dywan z mchu, po którym ostrożnie stąpali, a nawet każde mijane malutkie drzewko wydawało mu się znajome.

W rzeczywistości był tam tylko jeden jedyny raz. Tej nocy, gdy znaleźli nieprzytomnego Taehyuna, feralnej nocy, pachnącej bzem, deszczem i końcówką lata. Wtedy zaczęło się wszystko.

Las wciąż pachniał tym wspomnieniem, tą męczącą wilgocią, która towarzyszyła jemu samemu i Kaiowi podczas pierwszej wyprawy na Górę Zapomnienia.

W powietrzu dawało się wyczuć jednak coś jeszcze. Coś czego wcześniej tu nie było;

dziwną, oleistą słodkość, która wchodziła w ubranie i we włosy. Soobin mógłby przysiąc, że czuł ją nawet na języku.

Gdy po raz pierwszy poczuł ten zapach, aż zatrzymał się na chwilę, starając się znaleźć jego źródło, ale ręka Yeonjuna, którą cały czas trzymał, zacisnęła się trochę mocniej na jego palcach, dając mu znać, że nie jest to pora na przystanki. Soobin nie zamierzał się z nim kłócić i ruszył dalej.

Tak naprawdę nie był do końca pewien, kto prowadzi ich szaleńczy pochód i czy właściwie wiedzą gdzie iść. Czy był to on sam, czy może jednak Yeonjun, a może obaj kierowani jakimś niewidzialnym kierunkowskazem, podświadomie wiedząc, gdzie powinni się znaleźć. Chłopak nie kwestionował swojego instynktu, po prostu poddał się i szedł tam, gdzie kazał mu las.

Czasem ta pewność siebie, którą czuł pod wciąż obolałymi żebrami, przygasała na chwilę i musiał zatrzymywać się, żeby ogarnąć wzrokiem okolicę, ale Yeonjun zaraz był przy nim. Za każdym razem, gdy Soobin tracił energię, dyskretnie trącał opuszkami palców brzeg jego ręki, dając mu do zrozumienia, że zbaczają z trasy.

Po tym, jak całą piątką, wysiedli z samochodu północ, czyli tam, gdzie majaczył za purpurowymi chmurami, czubek Góry Zapomnienia, wydawała się jedynym kierunkiem, który mogli obrać i tak właśnie zrobili.

Po prostu weszli w las, zostawiając za sobą rozmowy i dyskusje, a nawet purpurową burzę, która była teraz tylko odległym i coraz bardziej nierzeczywistym wspomnieniem. Soobin wiedział jednak, że była prawdziwa. Tak samo jak woda, która nadal spływała z jego mokrej grzywki, przemoczona kurtka i ubłocone spodnie. To wszystko było jak najbardziej realne i tylko przypominało o nawałnicy, przed którą udało im się uciec. Przed ciemnością, którą Soobin wciąż czuł w sobie i która tak bardzo pasowała do zapachu, który dało się wisiał w powietrzu.

- To już... to już chyba blisko, co nie? - zapytał, odwracając się do Kaia i Beomgyu, którzy szli zaraz za nim. Dopiero po chwili zorientował się, jak głupie było to pytanie. Obaj byli tu tyle samo razy co on sam.

- Nawet na mnie nie patrz, jestem tu pierwszy raz w życiu - mruknął Beomgyu, co chwila odwracając się w stronę drogi. Widać było po nim, że Góra Zapomnienia była ostatnim miejscem, w którym chciał się teraz znajdować. A mimo tego przyszedł tu z nimi, za co Soobin był mu wdzięczny.

- Niedaleko - odparł Yeonjun za niego, zatrzymując się. Mokre gałęzie gigantycznej paproci, uderzyły Soobina po policzku, gdy zrobił to samo. Dziwny zapach, który unosił się w powietrzu wzmocnił się prawie od razu i to na tyle, że żołądek chłopaka zacisnął się boleśnie.

Ciemność, której resztki wciąż czuł pod skórą, aż podskoczyła zadowolona i właśnie wtedy chłopak zrozumiał, co oznaczał ten słodkawy zapach. Tak pachniała śmierć, tak pachniała rzeka, której obrazy pokazał mu wcześniej, na ulicy przed domem Kaia, Dullahan. Nie jak rozkładające się zwłoki. Jak ziemia, jak wilgoć, jak woda. Chłopak miał wrażenie, że rwący górski potok znowu zatyka mu gardło, zatrzymując dopływ tlenu.

Odchrząknął głośno, żeby upewnić się, że faktycznie może jeszcze normalnie oddychać. Mógł. Oczywiście, że mógł, bo rzeka została daleko za nimi, a jej woda była tylko nieprzyjemnym wspomnieniem. W okolicach ciemnego jaru, w którym się zatrzymali i do którego prawie nie dochodziły promienie słońca, nawet nie słychać było jej szumu. Soobin przysunął się do Yeonjuna, ściskając go mocniej za rękę. Ciepło bijące od chłopaka przynosiło komfort, a panika, którą czuł, powoli opuszczała jego własne, spięte ramiona.

- Czemu stoimy? - spytał niecierpliwym tonem Taehyun, wychylił się zza pleców Kaia. Tak naprawdę Soobin sam chciał zadać to pytanie. Rozejrzał się po okolicy, ale nie zauważył nic niepokojącego i naprawdę nie wiedział, dlaczego Yeonjun zatrzymał ich pochód.

Gdzie okiem sięgnąć widać było tylko stare, wysokie, poskręcane drzewa. Wyglądały trochę jak dęby, ale ich kora była ciemnoniebieska, a gęste liście wydawały się świecić własnym blaskiem. Oprócz migoczącego światła, które przedzierało się przez ich zbite korony, las wydawał się cichy i martwy. Nie było słychać wiatru, ptaków, a jedynie ich własne, zmęczone i urywane oddechy.

- Yeonjun? - spytał Beomgyu, ściszając trochę głos.

- Nie wiem, czy... - Yeonjun nadal na nie patrzył w ich stronę. Wpatrywał się w dal. W coś, czego Soobin nie potrafił dostrzec, chociaż bardzo wysilał wzrok. - Czy powinniśmy iść dalej.

- Nie rozumiem - mruknął pod nosem Soobin, robiąc krok do przodu.

Ścieżka przed nimi nie wyglądała tak jak na początku i chłopak pomyślał przelotnie, że to przez nią Yeonjun zaczął zachowywać się tak dziwnie. Gdzieniegdzie pomiędzy grubym mchem, prześwitywały płaskie kamienie, które na pewno lata temu umieszczono tu specjalnie. Wyglądało na to, że wreszcie znaleźli opuszczoną drogę, która prowadziła na sam czubek Góry Zapomnienia i z jakiegoś powodu Yeonjun zaczął mieć wątpliwości. Ale im dłużej Soobin przypatrywał się wypolerowanym kamieniom, tym bardziej miał wrażenie, że nie chodzi o nie, a o dąb, który wyrastał pośrodku ścieżki, nic nie robiąc sobie z kamieni i opuszczonych konstrukcji, które musiały być częścią czegoś większego. Widać było, że drzewo było starsze niż to, co stało tu wcześniej, a może nawet i starsze niż sam las.

- O nie... nic z tego - opowiedział prawie od razu Taehyun. - Nie wracam do waszego, ludzkiego, przeklętego miasta. Całe roi się od Dullahan! - to ostatnie zdanie prawie wykrzyczał. - Równie dobrze mógłbym się sam tutaj zabić.

- Weź już przestań tak dramatyzować - odparł Beomgyu. - Nic ciebie nawet nie zaatakowało, foliarzu jeden - dodał i widać było, że Taehyun zamierza mu odpowiedzieć, bo nabierał już powietrza w płuca, ale Soobin wyminął go szybko i zaczął iść w stronę drzewa.

- Po prostu chodźmy - powiedział. Yeonjun chyba się tego nie spodziewał, bo został w tyle.

Nie ruszył się, ani nie zaprotestował, tak naprawdę to w ogóle nic nie mówił, więc chłopak uznał to za znak, by iść dalej ścieżką ginącą wśród wysokich paproci.

Rozejrzał się, słyszał za sobą niewyraźne kroki przyjaciół, jednak las Ukrytych Ludzi miał w sobie coś, co go przyciągało. Czuł, że musi iść dalej. Naprzód, tam gdzie kończy się jar i widać prześwitujące światło między gałęziami największego drzewa, jakie Soobin widział w całym swoim życiu.

Znowu miał wrażenie, że jest tak, jak wtedy, gdy po raz pierwszy wkroczył na terytorium Ukrytych Ludzi. Las mówił do niego, usiłował się z nim porozumieć, jakby chciał przekazać mu coś bardzo ważnego. Odwrócił się do Yeonjuna, który niepewnie podążył za nim, oglądając się nerwowo na wszystkie strony. Soobin nie wiedział dlaczego, ale las wydawał mu się całkiem bezpieczny. Może dzięki wilgotnym, krwawym plamom na swojej kurtce, czuł, że nic mu nie grozi.

Powoli wspinał się pod górę, obserwując kołyszące się przy ścieżce gęste, seledynowe łodygi roślin, które wyglądały zupełnie podobnie do paproci, ale ich liście wydawały się dużo drobniejsze i kuliły się pod każdym dotykiem, zupełnie jak jakieś wystraszone zwierzątko.

- Soobin, musimy naprawdę uważać - usłyszał za sobą cichy głos Beomgyu, kiedy zatrzymał się przy kolejnym krzaku, by pogłaskać lekko nieśmiałą roślinę.

- Ale ja naprawdę... - zaczął protestować.

I właśnie wtedy to zauważył.

Delikatne liście roślin uginały się pod ciężkimi, ciemnoczerwonymi kroplami, które powoli skapywały na ziemię i wsiąkały w mech.

- Yeonjun... czy to... - zaczął niepewnie. Nie potrafił dokończyć zdania. Miał nadzieję, że jeśli nie wypowie tego na głos, czerwone krople znikną. Okażą się tylko jakąś magiczną sztuczką, iluzją, jaką starszy chłopak potrafił dla niego stworzyć bez żadnego wysiłku.

Yeonjun stanął zaraz przy nim. Schylił się nad zabrudzonymi liśćmi.

Czerwona ciecz wydawała się ciężka i lepka.

- To krew - potwierdził chłopak, wycierając brudną rękę o spodnie.

Yeonjun wyprostował się, czujnie rozglądając się wokół. Kiedy jego wzrok zatrzymał się gdzieś na dłużej, Soobin podążył za jego wzrokiem i zauważył trzy postacie, stojące w pewnej odległości od ścieżki.

- Kto... kto to jest? - Beomgyu złapał go za rękaw i Soobin dopiero wtedy poczuł niepokój. - Jakoś... ten koleś, on wygląda jakoś znajomo.

- To są pomniki! - wrzasnął Kai tak niespodziewanie, że prawie wszyscy podskoczyli.

- Jak ty pierdo... chociaż... w sumie to faktycznie - Beomgyu zrobił kilka kroków w ich kierunku.

- Mój tata, tam jest mój tata. Tato! - krzyknął Soobin. Świadomość, że jego ojcu nic się nie stało, sprawiła, że poczuł ulgę.

Już miał pobiec w ich stronę, jednak Yoongi wydawał się jakiś inny. Tylko przelotnie spojrzał w stronę Soobina, a jego twarz nie wyrażała absolutnie nic. Jakby w ogóle go nie dostrzegał, a potem nagle zniknął między drzewami, jakby rozpłynął się w powietrzu.

Jeden z towarzyszących mu mężczyzn spojrzał jeszcze na ziemię i po chwili również go nie było.

- Nic... nic nie rozumiem - wyszeptał Soobin, zupełnie zagubiony, oglądając się na resztę, jakby licząc, że przyjaciele będa potrafili mu to wszystko wytłumaczyć.

- Przecież musiał nas widzieć - mruknął Kai, pocierając nerwowo kark.

Yeonjun przedzierał się przez zarośla, do miejsca, w którym wcześniej stali mężczyźni. Soobin niepewnie poszedł za nim.

- Soobin, nie podchodź bliżej - powiedział zmienionym tonem. Ale Soobin nie musiał nawet się ruszać.

Ze swojego miejsca na ścieżce widział fragment kurtki prześwitującej przez gęste rośliny. I wiedział, że to ta sama kurtka, którą wkładał Jin, wychodząc z domu kilka godzin wcześniej.

a/n: następny rozdział to ten, w którym napisała, 'Yeonjun nie wiedział, co powinien zrobić" jakieś siedem razy... i nadal tego nie poprawiłam XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro