5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Głowa Soobina pulsowała tępym bólem ze zmęczenia, ale chłopak nie zamierzał się kłaść do łóżka. A nawet gdyby chciał to zrobić, to i tak nie była to jego zmiana i musiał czekać jeszcze dwie godziny na drugą wartę. Poza tym Kai leżał na samym środku łóżka rozwalony jak jakaś rozgwiazda, zostawiając wolny tylko skraweczek materaca przy samej krawędzi. Soobinowi nie pozostało nic innego jak czytać na komórce książkę i jakoś radzić sobie z bólem. Beomgyu, który siedział w samym rogu sypialni, zaraz przy oknie, też nie radził sobie najlepiej. Od niewyspania jego oczy były tak spuchnięte, że Soobin zastanawiał się, czy przyjaciel coś jeszcze widzi. Wyglądał też jakby było mu mega zimno, chociaż miał na sobie dwie koszulki, sweter i jeden z najlepszych i najgrubszych kocy Yoongiego, który założył na siebie jak togę. Soobin musiał przyglądać się jego niezwykłemu strojowi od dłuższego czasu, bo Beomgyu podniósł gwałtownie głowę.

- Co się gapisz? - spytał zachrypniętym głosem.

- Chciałbyś - odparł Soobin. Chciał zabrzmieć trochę ostro, ale nie wyszło mu to za bardzo. Jego głos był w równie złym stanie, co głos Beomgyu i brzmiał teraz bardziej jak jakiś pisklak. - Jak tam mini Leeteuk? - spytał, chociaż dobrze znał odpowiedź.

Tajemnicza znajda, którą zgarnęli dzień wcześniej z Góry Zapomnienia i która całej ich trójce przypominała trochę nauczyciela od literatury, wciąż spała pod łóżkiem Soobina. Zawinięta przez Kaia w prześcieradło i dwa koce, drzemała sobie spokojnie, a oni jak ostatni debile czuwali, czekając aż się obudzi.

Soobin zastanawiał się, czy jednak może nie powinni skorzystać z propozycji Kaia i po prostu zabrać z jego domu kamerę dla bobasów, której używała jego mama, gdy jego najmłodsza siostra była niemowlakiem i iść na miasto, ale z drugiej strony nie chciał przegapić momentu kiedy ich znajda wreszcie się obudzi. Miał tyle pytań do tajemniczego chłopaka; gdy tylko o nich myślał, aż odechciewało mu się spać.

- Jak nic jest sparaliżowany - mruknął pod nosem Beomgyu i Soobin ostatkiem sił powstrzymał się przed kiwnięciem głową. Co prawda myślał o tym obsesyjnie od kilku godzin i jak najbardziej się z nim zgadzał, ale miał wrażenie, że jeśli wypowie swoje myśli na głos to tak się właśnie stanie. Naprawdę nie chciał zapeszać i dokładać im dodatkowych problemów. Mieli już ich wystarczająco dużo.

Tajemniczy nieznajomy, od dobrych kilku godzin, nie ruszył się nawet na milimetr. Całą trójką obserwowali go na zmianę i pilnowali jak oka w głowie przez całą noc, a potem cały poranek i tak naprawdę całą niedzielę, bo zbliżała się już powoli osiemnasta. Gdyby znajda poruszyła choćby palcem u ręki, wiedzieliby o tym. Soobina powoli ogarniała panika.

O ile porwanie szkieletu z sali biologii udało mu się jakoś, mniej lub bardziej logicznie, wytłumaczyć rodzicom i nie spotkała go za to o dziwo żadna kara, to to co zrobili w ostatnich dwudziestu czterech godzinach raczej nie spotkałoby się z ich zrozumieniem. Szkielet był już martwy, gdy dowiedzieli się, że nie jest z plastiku tylko należał do prawdziwego człowieka i to, że chcieli mu odprawić prawdziwy pogrzeb nie było czymś szkodliwym. Nie stał się bardziej martwy po tym jak wynieśli go ze szkoły. O znajdzie z krzaka nie mógł tego powiedzieć. Jeśli się okaże, że naprawdę jest sparaliżowany, to nawet Jin i Yoongi nie uwierzą mu, że chciał pomóc.

Soobin czuł, jak panika powoli rozchodzi się po jego ciele. Kai odgarnął gwałtownym gestem koc ze swojej twarzy i położył mu rękę na kolanie, zatrzymując jego drżące nogi.

- Przestań - powiedział, wyraźnie zmęczonym głosem. Teraz była jego pora żeby spać, ale niestety nie potrafił zmrużyć oka.

Mimo że Soobin i Beomgyu nie odzywali się do siebie wcale i cały czas coś robili na komórkach zamiast rozmawiać, to Kai i tak nie potrafił zasnąć. Cały czas powtarzał im, że nie jest przyzwyczajony do dźwięków domu Soobina i nie potrafił spać nie w swoim łóżku, i to dlatego ma problemy ze snem, ale Soobin doskonale wiedział o tym, że nie jest to prawdą. Kai wiele razy zostawał u niego na noc. Czasem nawet spali w jednym łóżku, gdy obaj byli mniejsi i jeszcze mieścili się na nim razem.

Kai się bał, tak samo jak on sam i Beomgyu, co w dziwny sposób pocieszało Soobina.

- Sorry - odparł Soobin, usiadł bokiem na łóżku, żeby lepiej widzieć twarz przyjaciela. - Może idź już do domu - zaproponował, ściszając trochę głos. - Rodzice co chwila do ciebie piszą...

- Przeżyją - mruknął Kai, trąc mocno oczy. - Poza tym moja najstarsza siostra przyjechała do domu ze swoim bachoreksem... i tak bym nie mógł normalnie spać.

- Yeji? - zdziwił się Beomgyu. - Przyjechała na Przesilenie?

- Mhm - mruknął Kai. - Tym razem z mężem... niestety - dodał i usiadł na posłaniu. Jego włosy, mimo że wczoraj udało mu się je domyć z gęstej pomidorowej pasty i krwi nieznajomego, wciąż wyglądały na sztywne. Soobin próbował je jakoś uładzić i doprowadzić do porządku, ale Kai uciekł mu zaraz i schował się pod poduszką, jęcząc przeciągle. - Nic z nimi nie zrobisz...

- Może chcesz jakąś odżywkę czy coś...

- Zużyłem wczoraj całą - przyznał się Beomgyu. - Jin nie był zachwycony, ale i tak dał mi swoją koszulkę do spania - dodał po chwili, całkiem z siebie zadowolony.

- Nie wiem dlaczego jesteś taki z siebie dumny - mruknął w odpowiedzi Kai i ziewnął przeciągle. Na moment w pokoju zapadła cisza. - Chłopaki?

- Hm? - spytał Soobin.

- Może... może - Kai położył się na plecach i wbił wzrok w sufit. - Chodźmy jednak do mnie.

- Mówiłem ci, że powinieneś iść. Twoi rodzice... - zaczął mówić Soobin, ale Kai uciszył go ruchem dłoni. Beomgyu zadał w tym samym czasie pytanie.

- Z Mini Leeteukiem? - spytał i podpełzł do łóżka na kolanach.- Jak ty sobie...

- Oczywiście, że nie z nim - westchnął Kai. - Jak niby? - dodał i znów usiadł na posłaniu. - Dam ci kamerkę dla bobasów - zwrócił się znów do Soobina. - Wrócisz szybko do domu, zainstalujesz ją i będziemy mogli go obserwować jutro podczas lekcji. Sorry, ale musimy iść jutro do szkoły - dodał na koniec, co brzmiało tylko trochę dramatycznie.

- Spytam się o kluczyki do auta - postanowił Soobin wstając z łóżka. - Tylko... - machnął ręką. - Czy ktoś nie powinien z nim zostać?

- I tak jest sparaliżowany - odparł Beomgyu. Położył brodę na łóżku i przymknął na chwilę oczy. - Chill, nigdzie nie pójdzie.

- Beomgyu, ile razy mam ci powtarzać...- zaczął Kai, ale Soobin już go nie słuchał. Spojrzał w stronę drzwi. Już od jakiegoś czasu wydawało mu się, że słyszy jakieś przyciszone głosy na korytarzu, ale zrzucił to na karb zmęczenia. Jednak im dłużej wpatrywał się w stronę wejścia do pokoju, tym bardziej był przekonany, że ktoś tam jest. Usiadł z powrotem na łóżku.

- Co tam? - spytał głośno powietrze. Beomgyu i Kai spojrzeli na niego zdumieni. Po chwili w pokoju rozległo się ciche pukanie, a potem drzwi uchyliły się na centymetr.

- Hej - powiedział Jin, cichym głosem. - Nie chcę wam przerywać tego sabatu czarownic...- zaczął wolno i otworzył drzwi szerzej. Za jego plecami stał Yoongi, który od razu uśmiechnął się i machnął ręką. - Ale może byście się już rozeszli, co?

- Tato...- zaczął Soobin, ale zaraz umilkł, widząc minę Yoongiego, który pokazał mu na migi, żeby się zamknął. Jin zmrużył oczy, obserwując ich wszystkich uważnie.

- Mam kupić wam narkotesty w aptece? - spytał poważnym tonem. Soobin nie spodziewał się tego pytania. Miał wrażenie, że na moment stanęło mu serce i chyba nie tylko jemu, bo Kai, który usiadł w kucki obok niego, wyglądał na zdziwionego, co nie zdarzało się często. - No co? - dodał po chwili Jin. - Co mam sobie myśleć, jak cały dzień siedzicie zamknięci w pokoju i żaden z was nie wydziera się, jakby go obdzierali ze skóry? To nie jest normalne zachowanie jak na was. - Jin podszedł bliżej i złapał Soobina za brodę. Po chwili to samo zrobił z Kaiem. - Ćpaliście coś? Grzyby? Brownie? - zaczął wymieniać szybko i Soobin był równie zszokowany jak i zafascynowany wiedzą ojca.

- Pomówienia - mruknął cicho Beomgyu ze swojego kąta.

- Po prostu... spokojnie spędzamy razem czas - odparł w tym samym czasie Soobin niepewnym głosem. Jin wyglądał, jakby chciał coś jeszcze dodać, ale powstrzymał się w ostatnim momencie. Widać było, że nie spodziewał się takiego obrotu spraw.

Jego szyja i uszy były tak czerwone, że musiało to być bolesne i o dziwo, coś na kształt zakłopotania przeszło przez jego twarz, a potem zerknął kątem oka na Yoongiego, który wyglądał na dość zadowolonego z siebie.

Yoongi dał mu jakiś sekretny znak brwiami, który wyglądał na coś w rodzaju: "a nie mówiłem", a potem zwrócił się do wszystkich.

- Chodzi o mgłę? - zapytał.

Jeśli ktoś miałby kiedyś zapytać Soobina o definicję ciszy to pewnie powiedziałby, że jest to czas, gdy wszystkie dźwięki ustają na moment. To co właśnie stało się w pokoju pewnie podpadałoby pod tę kategorię, ale ta cisza chyba była najcichszą ze wszystkich, które dane było przeżyć Soobinowi w swoim krótkim życiu. Była tak potężna i groźna, że aż mroziła krew w żyłach i chłopak nie był w stanie nawet podnieść głowy i spojrzeć na rodziców. Wiedzieli o wszystkim. Wczoraj wieczorem, w adrenalinowym amoku, on i Beomgyu musieli coś przeoczyć i wszystko się wydało.

- Binnie? - Jin usiadł na łóżku przed nim, a potem do pokoju wszedł Yoongi. Obaj wyglądali na dość przejętych. Soobin otworzył usta, ale żaden dźwięk nie chciał ich opuścić. Miał na końcu języka mnóstwo słów, tłumaczeń, ale wiedział, że to i tak na nic.

- Chłopaki... - Yoongi westchnął przeciągle, wkładając ręce w kieszenie. - To, że mgła zniknęła nie do końca musi oznaczać coś złego. Wiem, że się boicie, ale spójrzcie na to z innej strony...- mówił dalej i dopiero wtedy Soobin zorientował się, że chyba myślą o dwóch zupełnie różnych rzeczach. - Nieznane nie zawsze jest czymś, czego powinniśmy się bać - kontynuował Yoongi niskim tonem. Usiadł obok Jina, naprzeciwko Kaia. - Gdyby nie nieznane nie mielibyśmy tylu odkryć naukowych.

Tego Soobin się nie spodziewał. Ani trochę. Spodziewał się kary, spodziewał się wielu rzeczy, ale nie tego, że rodzice podejrzewają ich o to, że koczują w jego pokoju ze strachu przed Ukrytymi Ludźmi i brakiem mgły. Aż podniósł głowę do góry, wbijając wzrok w twarz ojca, który uśmiechnął się szeroko.

- My się nie boimy - zaczął protestować Beomgyu, ale Kai poruszył się i chyba dał mu jakiś sygnał, bo ten zaraz ucichł.

- Brak mgły nie musi od razu oznaczać armagedonu i końca świata - dodał spokojnym tonem, Jin. - Tak naprawdę to nawet nie wiemy do końca, czy na tej górze ktoś mieszka i czy ma jakieś złe zamiary. Może nikogo tam nie ma...

- Powiedz to mojej matce - westchnął Kai. - Przepraszam - dodał zaraz i zaczął poprawiać nerwowym gestem grzywkę.

- A jeśli ma złe zamiary? - spytał cicho Soobin. - To co wtedy? - Jin uśmiechnął się do niego i pogładził po policzku.

- Macie zawsze nas, my was obronimy - odparł. - I waszych rodziców - spojrzał na Beomgyu, a potem na Kaia, którzy pokiwali wolno głowami. - Więc zbierajcie się i zawieziemy was do domów, ok? Nie spanie i trzymanie warty wam nie służy - dodał i tym razem zmierzwił włosy Kaia, który zaśmiał się cicho.

***

- Czasem czuję się, jakbyśmy mieli trójkę dzieci. Tak naprawdę nawet jednego nie chciałem...

- Kłamstwa - odparł Yoongi, uśmiechając się pod nosem. Jin chciał go przez krótką chwilę zdzielić w ramię, ale wiedział dobrze, że jego chłopak ma rację.

- No dobra - powiedział trochę zrezygnowanym tonem. - Może raz wspomniałem coś o dziecku. Dziecku! Liczba pojedyncza! - krzyknął głośno. - I ktoś faktycznie może i coś usłyszał i stwierdził, że to zajebisty pomysł i na pewno ucieszy mnie taki prezent i podrzucił mi Soobina na próg, ale... nie pisałem się na to Yoongi. Nie pisałem się na bycie rodzicem.

- Wydaje mi się, że nikt na to się tak do końca świadomie nie pisze - odparł filozoficznym tonem Namjoon. - Sama idea dzieci jest spoko. Są słodkie, miękkie i wydają się zabawne, a potem trzeba je niestety wychować i już nie jest tak spoko i łatwo.

- Joonie, nie chcę być wredny, ale... co ty możesz wiedzieć o wychowywaniu dzieci, co? - spytał się Jimin, łapiąc go pod ramię.

Do tej pory szedł wolno za całą grupą, ale gdy tylko zaczęła się dyskusja o dzieciach, przyśpieszył kroku. Dzieci wzbudzały w Jiminie jakieś PTSD. Zawsze robił się trochę agresywny i dostawał jakiejś dodatkowej energii, kiedy o nich wspominano. Jin zawsze trochę się dziwił dlaczego jego przyjaciel, wciąż pracuje w szkole, skoro tego tak nienawidzi.

- Ty nawet nie masz z dziećmi do czynienia.

- Kai u mnie pracuje! - zaprzeczył od razu Namjoon. - I jakby nie było jestem ojcem chrzestnym Soobina.

- Nieoficjalnym - wtrącił się Yoongi. - Binnie nie był chrzczony.

- Ok, ale nie masz dzieci - odparł Jimin. Jin mógłby przysiąc, że tonem jego głosu można było ciąć powietrze. - I nie zajmujesz się na co dzień nimi, tak jak ja na przykład.

- Nie muszę tego robić, bo wystarczy mi moja wyobraźnia. Zawsze opowiadasz, co się wydarzyło w pracy, a potem Jin z Yoongsem zaczynają swoje...

- To nie to samo - stwierdzili zgodnie Yoongi z Jiminem, na co ten drugi wyraźnie się zdziwił. I o dziwo, chyba po raz pierwszy nie zrobił żadnej nieprzyjemnej miny, co nawet trochę zaskoczyło Jina, bo nie od dziś było wiadomo, że obaj nie dogadywali się i nie było między nimi jakieś specjalnej przyjaźni.

- W każdym razie... - zaczął Jin pojednawczym tonem. - Dzieciaki świrują i martwią się tą mgłą. Żebyście widzieli Soobina dzisiaj. Był naprawdę przestraszony...

- Przykro mi to mówić Jin, ale Soobin i jego gang zawsze świrują - odparł Jimin.

- Zabieram ci prawo głosu i dyskusji, bo jesteś nieobiektywny - odparował Jin z szybkością karabinu.

Zatrzymał się na chwilę. Przed nimi widać już było bramę do świątyni. Była naprawdę niedaleko. Zostało im może jakieś sto schodków i będą mogli wreszcie trochę odpocząć, co mężczyzna przyjął z ulgą. Jeśli miał być szczery to nigdy nie lubił tego miejsca. Odkąd tylko przyjechał tu na studia, czuł, że świątynia nie jest dobrym miejscem. I tak naprawdę to od dobrych czternastu lat nie postawił stopy na jej terenie. Los jednak chciał inaczej, co nie było dobrym znakiem. Nie tylko on to wiedział; cała ich trójka miała tego świadomość.

- Może i jestem nieobiektywny - przyznał Jimin. - Ale to ja jestem jego nauczycielem.

- Jednego przedmiotu - wtrącił Yoongi, na co Jimin skrzywił się. Jin spojrzał na swojego chłopaka i pocałował go szybko w skroń. - Sorry Jimin, ale to też się nie liczy.

- Mam z nim zajęcia trzy razy w tygodniu - protestował dalej mężczyzna. - Z całym gangiem tych bachorów, i nie tylko ten jeden rocznik! Też mam udział w wychowaniu tych dzieci. Spędzam z nimi całe dnie, z całym ich stadem...

- Dobra, już się tak nie podniecaj - zbył go Jin. - Poza tym Soobinie nie jest bachorem.

- Sam tak na niego mówisz - powiedział ze zdziwieniem Namjoon.

- Ja mogę, Yoongi może. Jesteśmy jego rodzicami - odparował szybko Jin.

- Jin myślał, że chłopaki coś ćpają i chciał już im interwencję zrobić dzisiaj po południu. - powiedział poważnym tonem Yoongi. Jin tym razem uderzył go w ramię. - Nic nie mówiłeś, że nie możemy tego mówić - zdziwił się i Jinowi zrobiło mu się go trochę żal.

Faktycznie nie rozmawiali na ten temat, a poza tym Yoongi był tak przemoknięty, że jego normalnie jasno-szara bluza, która przebijała się pod dziurawym płaszczem przeciwdeszczowym, zrobiła się prawie czarna i wyglądał teraz, jak obraz nędzy i rozpaczy. Jin złapał jego dłoń i pocałował jego knykcie w ramach przeprosin.

- A ćpali? - spytał Namjoon z dziwnym zainteresowaniem w głosie.

Nawet jeśli jego pierwsze przypuszczenia by się sprawdziły, Jin szczerze wątpił, żeby ktokolwiek z małego gangu Soobina, ukradłby Namjoonowi jego super sekretny zapas zioła, o którym wiedział chyba każdy, łącznie z miasteczkowymi policjantami, bo stał zaraz obok kasy w jego sklepie, w słoiku po cukrze wymalowanym w jakieś paskudne grzybowe stworki. Cała trójka prędzej paliłaby jakieś suszone skórki banana albo gałkę muszkatołową. Byli na to zbyt tchórzliwi.

- Nie - odparł Jin. Wciąż czuł się głupio. - Po prostu nie spali i trzymali wartę i... tyle właściwie - przyznał. - Po prostu zawsze jak są razem to jest naprawdę głośno i chyba po raz pierwszy nie słyszałem, żeby Kai nie piszczał albo nikt nie rzucał się po ścianach. Też byście się zmartwili.

- Myślisz, że dlaczego się zorientowałem, że kradną szkieletora - odparł Jimin. Z gardeł pozostałej trójki wyrwało się jęknięcie.

- Nie dasz temu umrzeć, co? - spytał Yoongi, ale Jin uciszył go gestem dłoni.

- Nie zaczynajmy tego tematu, bo znowu się pokłócimy - powiedział pojednawczo.

Zatrzymał się gwałtownie. Brama do świątyni górowała już nad nimi i zaledwie dziesięć stopni dzieliło ich już od alejki prowadzącej do głównego budynku. Jeszcze kilka kroków i znajdą się wśród figur przedstawiających znaki zodiaku. Jeśli będą mieli szczęście i deszcz nie będzie zbyt intensywny, będą w stanie przejść przez kamienny most nad wzburzonym, górskim potokiem, aż do celu swojej podróży. Jin zawahał się. Nie był pewien, czy jest na to gotowy, ale Yoongi stojący po jego lewej stronie ścisnął lekko jego dłoń, dodając mu otuchy.

- Dobra, nie ma czasu na wspominki - przerwał ich moment Namjoon i zaczął szybko wbiegać po stopniach. - Jiminnie, chodź - zaczął popędzać swojego męża, który zrezygnował już z chowania się pod parasolem. I tak nie dawał mu za wiele ochrony, bo wiatr i deszcz atakowały go z każdej strony i równie dobrze mógłby go nie mieć. Jimin rzucił go na schody i pobiegł, nawet nie czekając na Yoongiego i Jina, którzy wciąż stali w tym samym miejscu.

- Myślisz, że wciąż tam będą? W sensie wiesz... nie Jimin i Namjoon. Oni - spytał Jin cicho, a jego głos zlał się z szumem wiatru. Yoongi być może nie usłyszał go, ale i tak podskórnie wiedział jakie było pytanie Jina, bo wzruszył ramionami.

- Przekonajmy się - odparł. - Chodź, zanim Soobin wyśle jakąś ekipę poszukiwawczą, żeby nas znaleźć - Jin zaśmiał się.

Zaczęli wspinać się na górę. Jin ze zdziwieniem stwierdził, że świątynia wygląda dokładnie tak samo, jak ją zapamiętał. Wciąż była lekko zaniedbana i zarośnięta, ale las nie przejął jej na dobre, krusząc jej kolumny, rozbijając ściany i kocie łby, którymi wysadzane były jej ocienione, zielone alejki.

To było dziwne uczucie. Mimo ciemności, deszczu i zimna, świątynia wydawała się niezmieniona.

Jakby ktoś rzucił na nią urok i czas stanął w miejscu, co było nawet możliwe, bo Ukryci Ludzie istnieli, a świątynia leżała na jednym z potężniejszych w okolicy styków linii mocy i tu właśnie było jedno ze źródeł magii. Yoongi złapał go mocniej za rękę i zaczął prowadzić w stronę zanikających gdzieś na horyzoncie sylwetek Namjoona i Jimina.

Tak, jak podejrzewał Jin. Wartka woda, normalnie spokojnego górskiego strumyka, który rozdzielał plac świątyni na pół, była tak wzburzona, że nawet z oddali widzieli, jak potężne fale uderzają w boki skalnych ścian, rozbryzgując wodę dookoła. Podchodzenie bliżej nie było dobrym pomysłem. Tak naprawdę nawet samo wspinanie się podczas burzy na świątynną górę nim nie było, więc jeden głupi pomysł w tą czy w tamtą nie powinien się nawet liczyć. Mimo wzmagającego się wiatru i krzyków Jimina, podeszli bliżej. Aż do samego, kamiennego mostu, który co chwila ginął w tumanach, białej, spienionej wody.

Jin czasem się zastanawiał skąd u Soobina brało się to zamiłowanie do kłopotów, a raczej do ich przyciągania, ale im bardziej analizował swoje własne życie i wybory, tym mniej się temu dziwił. Może i chłopak nie był ich biologicznym dzieckiem, ale w końcu sami go wychowali i jeśli mieliby już mieć jakieś pretensje odnośnie jego zachowania to musieliby je mieć tylko i wyłącznie do siebie.

- Jin, to samobójstwo - Jimin złapał go za przedramię. - Nie damy rady przejść na drugą stronę.

- Nie mamy wyboru - Jin pokręcił głową, zabierając rękę przyjaciela, na co Jimin od razu zaczął protestować.

- Yoongi - tym razem Jimin, zwrócił się do Yoongiego, który pokręcił głową.

- Musimy to sprawdzić, musimy ich zobaczyć - powiedział.

Namjoon, który cały czas stał po jego prawej stronie, ściągnął mocniej troczki swojego płaszcza przeciwdeszczowego.

- Pójdę pierwszy - stwierdził i podał rękę Yoongiemu, który tylko przez chwilę patrzył się na nią, nie wiedząc za bardzo co zrobić. - Musimy iść gęsiego, jak najbliżej lewej krawędzi mostu - zaczął wyjaśniać poważnym tonem i Jin pewnie normalnie przewróciłby na to oczami, ale wiedział, że mimo swojego hipisowskiego usposobienia i na pozór nieogaru życiowego, Namjoon znał się na rzeczy.

Jako jedyny z ich grupy był w wojsku, chociaż wciąż wydawało się to Jinowi dość absurdalne. Namjoon był najmniej bojowo nastawioną osobą jaką znał, był prawdziwym pacyfistą z krwi i kości.

Jin złapał rękę, wciąż miotającego przekleństwami, Jimina i razem, całą czwórką, ruszyli na most.

Pierwsze kilka metrów było nawet ok. Może i fale były potężne i co chwila atakowały ich z prawej strony, ale byli w stanie iść w miarę normalnie. Gorzej było, gdy znaleźli się pośrodku mostu i uderzyła w nich pierwsza fala zimnej wody, a potem kolejna.

Jin wiedział już, że na pewno nie będzie chciał od razu wracać tą samą drogą i postara się namówić pozostałą trójkę, na postój w rozpadającej się pagodzie schowanej w skale, aż deszcz trochę zelżeje. Gdy wreszcie zeszli z mostu, jedna strona twarzy piekła go tak bardzo, że miał wrażenie, że woda, którą obrywali przez całą trasę, była wrzątkiem, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że tak nie jest. Była lodowato zimna. W końcu pochodziła ze stopniałych śniegów zalegających na samym szczycie Góry Zapomnienia.

- Nawet nie wiem, czy chcę wiedzieć... - doszedł go urwany głos Jimina, który był równie przemoczony co on sam. Jego policzki były czerwone od zimna, a usta prawie niebieskie, co nie wróżyło najlepiej. Jin ścisnął go za rękę.

- Mówiłeś coś? - spytał Jin.

- Nieważne - mężczyzna pokręcił głową, puszczając jego rękę. - Miejmy już to z głowy - postanowił i zaczął iść w stronę skalnej ściany.

Jin widział już ogród, który zaczynał się zaraz za jej załomem. Gęste, bujne krzaki bukszpanu, tworzyły szpaler, który wił się wśród naturalnych zagłębień skalnych i prowadził aż do samego środka ogrodu świątynnego. Tam gdzie widzieli już światło papierowych latarni, tam gdzie już nie padał deszcz. Yoongi ścisnął jego własną dłoń mocniej i razem wkroczyli w oświetlony ciepłym światłem krąg.

Niewielki, zbudowany na planie koła ogród był trochę na uboczu głównego placu świątyni, z dala od normalnego zgiełku i tłumów turystów, które zazwyczaj tu przychodziły.

Jin nie wiedział do końca czego się spodziewać, chociaż ta scena często przychodziła do niego wśród tych dziwnych nocy wypełnionych koszmarami, które mimo upływu lat wciąż miewał. Pośrodku placu, na niewielkim podwyższeniu stały dwie, czarne, obsydianowe statuy.

Jedna, ta trochę niższa, wpatrywała się w tą wyższą z czymś w rodzaju uwielbienia, którego Jin nigdy wcześniej nie zauważył. Nic dziwnego, że w miasteczku dość szybko obwołano rzeźby mianem kochanków, pomyślał. Wyższy z mężczyzn, ten o kręconych, dłuższych włosach, szerokich barkach i dość chmurnym spojrzeniu, był ulubieńcem wszystkich dziewcząt w okolicy i do niego kierowały swoje modły i prośby o miłość. Niższy z mężczyzn, ten o delikatnym spojrzeniu i zbroi, która wydawała się nie na miejscu w świątyni, został wybrany na patrona nauki i powodzenia w życiu akademickim, co wydawało się Jinowi wciąż trochę zabawne, bo Jungkook nie należał za życia do jakiś tytanów umysłu.

A sam Taehyung, nowy bóg miłości ich małego miasteczka, też nie należał do najbardziej utalentowanych osób jeśli chodzi o sprawy miłosne. To wszystko aż zakrawało na ironię. Gdy Yoongi puścił jego dłoń i podszedł bliżej, z zainteresowaniem przyglądając się ich zaklętym w kamień twarzom, Jin poczuł nagły przypływ żalu i smutku.

- Twoje największe osiągnięcie w karierze, Joonie... - powiedział Jimin, zwracając się do Namjoona - Wciąż stoi - dodał i wytrzepał wodę z kołnierza płaszcza.

- Jak widać - odparł Namjoon, chociaż Jinowi nie umknęła ponura nuta w jego głosie. - I co teraz? - zwrócił się do Yoongiego, który wpatrywał się w rzeźby z taką intensywnością, jakby na ich powierzchni wypisane były wszystkie odpowiedzi na zagadki wszechświata, a nie niestarannie nabazgrane grafitti proszące o powodzenie w miłości i nauce.

- Wracamy do domu, nic tu po nas - mruknął pod nosem.

***

Beomgyu zorientował się, że coś jest nie tak, kiedy po raz trzeci przeczytał zdanie o Yun Tongju i nadal nie był w stanie zapamiętać z niego choćby słowa. Mógłby odpuścić, nauczyciela nie było nawet w sali, a połowa klasy dawno spała albo siedziała na komórkach.

Arin, która zajmowała miejsce po jego prawej stronie, rysowała coś na ostatniej stronie zeszytu, kiedy nagle na jej ławce wylądował zwinięty kawałek papieru.

Spojrzała w bok, zupełnie nie zwracając uwagi na Beomgyu i uśmiechnęła się szeroko. Jednak już po chwili jej uśmiech zbladł trochę. Zmarszczyła brwi, pochylając się nieco nad blatem. Beomgyu spojrzał przez ramię na siedzącego pod oknem Soobina, który gestykulował tak gwałtownie, że mało nie znokautował siedzącej obok niego dziewczyny.

- To do mnie - Beomgyu wyciągnął rękę w stronę Arin, znacznie szybciej orientując się, co Soobin usiłował jej pokazać. Dziewczyna oddała mu kartkę z grzecznym uśmiechem, starając się ukryć rozczarowanie.

Beomgyu rozprostował liścik, spodziewając się długiego wywodu na jakiś zupełnie nieistotny temat, ale na papierze widniało tylko jedno zdanie:

"Nie ma go"

Początkowo nie bardzo wiedział, o kogo chodzi. Czy o nauczyciela, który wyszedł pod jakimś pretekstem dobre dwadzieścia minut wcześniej i jeszcze nie wrócił, czy może kogoś z klasy, jednak dość szybko zorientował się, kogo tak naprawdę dotyczy liścik Soobina.

- Ale jak to? - zapytał szeptem, przesuwając trochę swoją ławkę w stronę przyjaciela.

- Nie wiem, nie widać go już na kamerze - Soobin wyjął komórkę z kieszeni. Na małym, trochę ziarnistym obrazie w miejscu, w którym jeszcze godzinę temu znajdowała się znajda, były tylko koce.

- Może poszedł do domu?

- Mój tata jest w domu, co będzie, jeśli się na niego natknął? - kolano Soobina podskakiwało tak mocno, że cała ławka zaczęła się ruszać jak przy trzęsieniu ziemi. Beomgyu policzył w myślach do dziesięciu, przypominając sobie wszystkie te chwile, kiedy na poboczu drogi próbował przekonać przyjaciela do tego, że zabieranie mini Leeteuka to zły pomysł. Że będa mieli z tego powodu jakies kłopoty, które w ogóle nie są im potrzebne. Westchnął ciężko.

- Musimy to sprawdzić - oznajmił. - Iść do twojego domu i to sprawdzić.

- Ale... teraz? - Soobin popatrzył na niego zaskoczony. Propozycja zerwania się z lekcji faktycznie była ostatnią rzeczą, jaką mógłby zaproponować Beomgyu, ale to była wyjątkowa sytuacja. Biorąc pod uwagę rachunek zysków i strat, kara za wagary wypadała zdecydowanie lepiej.

Beomgyu wolał nie myśleć, co powiedzieliby jego rodzice, gdyby dowiedzieli się, że zabrali samochód bez pytania, pojechali nim na Górę Zapomnienia, a potem zabrali stamtąd nie wiadomo kogo i przechowywali go od dwóch dni w pokoju Soobina. To mogłoby się im naprawdę nie spodobać.

- No a kiedy? Przecież nie wiesz, co on zrobi - syknął po cichu, ignorując zaciekawione spojrzenia innych uczniów.

- Zostawiłem mu kartkę na drzwiach, żeby poczekał aż wrócę... - zaczął Soobin, ale nie wyglądał, jakby jego własny plan go przekonywał.

- Może będzie miał w dupie twoją kartkę - mruknął Beomgyu, wrzucając do plecaka swoje książki. - Pakuj się - rzucił w kierunku przyjaciela, który posłusznie zaczął zbierać swoje rzeczy z ławki.

Wagary zawsze miały w sobie coś, co sprawiało, że zupełnie Beomgyu do nich nie ciągnęło. Może dlatego, że w zasadzie nie bardzo mieli gdzie uciekać. Miasto może i nie było małe, ale ludzie znali się dość dobrze. Widok licealistów w szkolnych mundurkach w środku dnia na pewno przyciągnąłby niechcianą uwagę. Nie mogli też schować się w żadnym domu, bo jak na złość zawsze było tam przynajmniej jedno z rodziców.

Siedzenie przez pół dnia w lesie nie należało do zbyt fascynujących zadań. Dlatego Beomgyu nie lubił chodzić na wagary. Dlatego nie rozumiał, czemu teraz, biegnąc pustym korytarzem, czuł jakąś dziwną radość i ekscytację. Do końca nie potrafił nawet zrozumieć, czemu w ogóle zaproponował takie rozwiązanie. To było zupełnie nie w jego stylu.

- Kai.. Kai... - Soobin stał pod oknem sali od geografii i od kilku bardzo długich minut starał się zwrócić na siebie uwagę, ale Kai wyjątkowo wydawał się zainteresowany lekcją. - Kai - zawołał cicho, tak by nie zwrócić na siebie uwagi przypadkowych osób i rzucił w przyjaciela kulką z papieru, która niestety trafiła zupełnie nie tam, gdzie Soobin założył.

- Weź daj mi to - Beomgyu mruknął zrezygnowany i jeszcze raz obejrzał się przez ramię, sprawdzając, czy nikt ich nie obserwuje. Wyrwał kartkę z zeszytu Soobina i rzucił małą, papierową kulkę prosto w bok głowy Kaia.

- Woah, powinni wziąć cię do drużyny koszykarskiej - powiedział Soobin z uznaniem, a Beomgyu tylko kiwnął głową, próbując ukryć to, jak bardzo był z siebie zadowolony.

- Co chcecie? - Kai odwrócił się w stronę okna. - Mam lekcję teraz.

- Przecież wiemy - Beomgyu wywrócił oczami. Czasem nie rozumiał, czemu wszyscy uważali Kaia za takiego inteligentnego.

- Musimy iść do mnie - Soobin stanął na palcach, dzięki czemu mógł prawie zajrzeć do klasy. - Ten chłopak zniknął, nie widać go przez kamerę. Musimy to sprawdzić - wyjaśnił.

- To poczekajcie do przerwy, przecież... nie mogę tak... - Kai odwróci się w stronę wnętrza klasy, ale nie wyglądało na to, żeby ktokolwiek zwracał na niego uwagę. Pani Kim nadal opowiadała monotonnym głosem o wypiętrzaniu gór.

- Wychodź przez okno - powiedział Beomgyu zdecydowanie.

- Zwariowałeś?! Wywalą mnie ze szkoły!

- Nie wywalą, pani Kim jest prawie ślepa, widzi tylko do trzeciej ławki - wyjaśnił z niechęcią. Większość starszych uczniów o tym wiedziała, ale nikt nie dzielił się tą wiedzą z młodszymi rocznikami. Beomgyu został wtajemniczony przez zupełny przypadek, kiedy na kółku z chemii, ktoś się po prostu wygadał. Sam nie miał zamiaru korzystać z tej wiedzy, bo lubił panią Kim, a jej lekcje jako jedne z nielicznych go nie stresowały. - Tylko musisz być cicho - dodał.

- No będę, będę - Kai wrzucał na ślepo swoje rzeczy do plecaka.

- Pośpiesz się tylko - Soobin zerknął w kierunku okien sali, w której powinni teraz siedzieć.

- Mogliście powiedzieć mi o tym wcześniej, tyle godzin zmarnowanych na głupiej geografii - marudził dalej chłopak, wyrzucając przez okno najpierw plecak, a potem siebie. Kilka osób z okolicznych ławek przez chwilę przyglądała się temu, ale po chwili stracili zainteresowanie. Pewnie będąc z Kaiem w jednej klasie przez prawie dwa lata, już nic nie było w stanie ich zaskoczyć. - Ile jeszcze przydatnych tajemnic przede mną ukrywacie? - zapytał chłopak z wyrzutem, otrzepując z piachu swój plecak.

- Sam chciałbym to wiedzieć - powiedział Soobin, ale nie wydawał się zły. - Chodźcie, zanim jeszcze nikt się nie zorientował, że nas nie ma - spojrzał na ekran monitora, a Beomgyu zerkał mu przez ramię. Pokój nadal wydawał się pusty. Przynajmniej ta część, którą widzieli na małym ekranie. 

a/n: ja wiem, że ten rozdział jest długi (...) lol, no trudno. na tym etapie pewnie zdążyliście się już przyzwyczaić.

i ja wiem, że Soobin jest ostatnią osobą na ziemi, która powinna prowadzić samochód, ale postarajmy się udawać, że tak nie jest

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro