Rozdział V

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Apel wieczorny z całym ZHP, brzmiał wtedy jak jedno wielkie pryma aprylis. Mundury ZHRu tuż obok mundurów ZHPu. Nie mogłam się nadziwić tym, jak to wszystko inaczej wygląda. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego musiał nastać czas rozłamu. 

Wszyscy co pamiętają tamte czasy mówią mi, że ,,Orsza" chciał być przez to zapamiętany, więc podzielił harcerstwo. Szanowałam tego pana, do póki tego nie usłyszałam. Myślący o medalach i zaszczytach, udawany dowódca Akcji pod Arsenałem. Zośka w grobie zapewne się przewraca, gdy w mediach tak się podreśla, że dowódcą 26 marca był Broniewski. Zresztą, nie dziwię się Tadeuszowi. 

Szybkie meldowania, a później tylko okrzyk i spać. Jednak nie tym razem. 

— Skargi, zażalenia, zakochania, odkochania, wystąp! — Krzyknęła druhna kwatermistrzyni o ile się nie pomyliłam w ocenie tej druhny. 

Co dziwne, nie wyszło góra cztery osoby, a conajmniej piętnaście osób, głównie harcerzy. Spojrzałam z pytającą minę na Ankę, później Paulinę. Obydwie wzruszyły ramiona i wpatrzyły się w plac apelowy. 

— Druhno komendantko, ja chciałbym zameldować, że zakochałem się w druhnie Kasi, która przyjechała tutaj ze swoim obozem wędrownym kilka dni temu i chciałbym wziąć z nią obozowy ślub. — Głos Brzozy był tak dobitny, że dotarł do każdej osoby zebranej na placu. 

Nie rozumiała słów, które wypowiedał. Jednak kiedy zbliżał się do mnie, krocząc dumnie w swoim mundurze i przekrzywioną rogatywką, zrozumiałam o kim mówił. Nie wiedziałam co to ślub obozowy, ale bałam się nawet zapytać. Czasami lepiej nie wiedzieć niektórych rzeczy. 

Podszedł do mnie, ustał na baczność, a w następnej chwili klęknął na kolano. Stałam wmurowana w ziemię, nie mogąc nic powiedzieć, ani nic nie pomyśleć. Jednie moje oczy wpatrywały się w Brzozę, próbowałam stłumić emocje, jednak one były bardziej zadziorne niż mi się wydawało. Ręce zaczęły się pocić, mi samej zaczęło się kręcić w głowie. Wzrok ponad dwustu osób był skierowany na nas. Gdzieś w oddali błysnął aparatowy flesz. 

— Zostaniesz moją harcerską żoną? — To powiedziawszy wyciągnął lewą dłoń przed sobą, na której była szyszka obsypana brokatem. 

Nie wiedziałam, czy w tej chwili pominnam płakać, u nas w ZHRze tego nie ma. Więc wolałam popłakać po tym wszystkim, w moim bezpiecznym lesie. Kucnęłam obok Brzozy, poprawiając mój spadający kapelusz. Na jego prawej piersi błyszczała dosyć spora kotwica Polski Walczącej, była także naszywka z tegorocznego Rajdu Arsenał, na którym przecież miałam być! Uśmiechnęłam się delikatnie wdziąc dobrze mi znany znak, chłopcy patrzą tam na mnie z góry i wiedzą co powinnam odpowiedzieć. Ja sama wiem, czego chcę w tym momencie. 

— Za tak wspaniałą szyszkę, każda by się zgodziła. — Uśmiechnęłam się, ściskając srebrną od brokatu szyszeczkę, trzymaną ciągle przez chłopaka. 

Miał gorącą dłoń, jednak było to przyjemne ciepło, które nie przeszkadzało i nie dręczyło. Patrzyłam w jego oczy i się po prostu uśmiechałam, prosty gest a tak wiele daje. Uśmiech nic nie kosztuje, a ile dobra może wokół nas uczynić. 

Do końca apelu stał obok mnie, czułam jego oddech na mojej szyi. Pukał w rondo kapelusza i zadawał cichutko pytania na temat mojego umundurowania. 

Okazało się, że wszyscy co wyszli do raportu, czekali na tę chwilę od początku obozu. Jutro mają się odbyć śluby obozowe, przy zachodzie słońca. Brzoza nie chciał mi zdradzić więcej szczegółów, powiedział jedynie, że jutro będzie mógł mi wszystko wytłumaczyć. Będzie na to czas. 

— Jutro po śniadaniu porwę cię na cały dzień, będzie się działo! — Powiedział mi po apelu po czym odszedł z radością, jakby grawitacja nie istniała. 

Stałam tak wpatrzona w jego oddalającą się postać i odetchnęłam z ulgą. Od dłuższego czasu byłam szczęśliwa. Po prostu. Nawet jeśli klękanie na kolano było tylko na czas obozu. Nawet jeśli jutro będą wszyscy o mnie rozmawiać. Nawet jeśli po obozie nie będę pamiętać o kasztanie. To i tak jestem szczęśliwa, czerpiąc z danej chwili jak najwięcej. 

— Jak go poznałaś i co zrobiłaś, że klęknął przed tobą, gadaj! — Podbiegła do mnie Lipska, po czym zaczęła trząść moimi ramionami do przodu i do tyłu. — Na kurczaki, wyrwałaś takie ciacho! Takie ciacho! 

Zachichotałam, patrząć na jej minę i chęć poznania prawdy. Tak jakby się zastanowić, to ja go wcale nie poznałam. Nie wpadłam na niego wychodząć z sanitarki cała piękna i pachnąca. Nie zżuciłam przed nim kartek. Nawet nie upadłam, kiedy mnie mijał. 

— Pierwszego dnia wstałam wcześniej niż wy wszystkie. Poszłam na zwiad, w kuchni stał właśnie on. Zaczął się ze mnie śmiać, zaczął to mówić jakim jestem zerem. Byłam na niego tak wściekła, jednak następnego dnia pożyczył mi latarkę, kiedy gotowałyśmy czeburaki. To właśnie wtedy mnie przeprosił, chciał później nawet odprowadzić do namiotów. No, a wczoraj wytypował do gry w siatkówkę, w którą zresztą nie grałam. — Pokazałam jej ruchem oczu, żeby nie zadawała zbędnych pytań, dlaczego nie grałam. 

Siedziałyśmy na trawie, jedząc przechowane błęboko w sakwach żelki i czekoladę Oreo. Anka słuchała mnie z uwagą, jej rude włosy na głowie tylko kiwały się, dając do zrozumienia że słucha bardzo uważnie. Więc opowiadałam. 

— I ty mi nic nie powiedziałaś! No dobra, to powiedź mi lepiej ile on ma lat? Jak się nazywa? Z jakiej jest drużyny? — Mówiła z napchanymi żelkami ustami. 

Zrobiłam niewinną minę. Spuściłam wzrok i zaczęłam gabić się w czekoladę, którą trzymałam w dłoni. Była dla mnie najpiękniejsza na świecie, o wiele bardziej wolałabym rozmawiać o tabliczkach czekolady niż o imieniu Brzozy... 

— Ja, ja nie wiem... — Powiedziałam z gólą w gardle. 

Spojrzała na mnie wielkimi oczami, po czym zaczęła się śmiać. Resztki nieprzeżutych żelek wylądałowały na moich skarpetkach i butach. Jak mają być brudne to już na całego. 

— Reasumując, wychodzisz za faceta, i jie wiesz nawet jak ma na imię. Brawo siostra, jak żyć na całego, to żyć na całego! — Klepnęła mnie w ramię po czym położyła się na plecach i zaczęła się śmiać najgłośniej jak potrafiła. 

Patrząc na nią i słuchając sensu jej słów zrozumiałam, jak to wszystko wygląda. Kabaret. Jednak to jedyne słowo idealnie opisuje moje życie. Kabaret. 


🏕🏕🏕

⚜ Kabaret ze znajomości Brzozy i Kasi? Myślicie, że to będzie coś prawdziwego?
⚜ Jeśli pomylilam coś ze ślubem obozowym, to zwracam honor. Pytałam się jak to mniej więcej wygląda
⚜ Czekolady na obozie wymiatają!
Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro